Po domu rozległ się klasyczny dźwięk
dzwoniącej komórki, która przy okazji wibrowała po kuchennym
blacie. Mężczyzna sięgnął ręką po telefon i wcisnął zieloną
słuchawkę przykładając komórkę do ucha.
- Jak tam chłopak? - usłyszał znajomy
głos w słuchawce. Kakashi westchnął ciężko dając do
zrozumienia Nadinspektorowi, że jest nieciekawie, a przynajmniej tak
to zrozumiał Minato. - Coś nie tak?
- Beznadziejnie... - wymruczał do
telefonu. - Nie zmrużyłem oka, całą noc ryczał.. - rzucił
pretensjonalnie zwracając swoje zaspane spojrzenie w stronę
sypialni.
- Nie możesz mieć do niego pretensji..
Na pewno jest mu ciężko – Namikaze starał się bronić chłopca.
- To niech mu będzie ciężko, ale
trochę ciszej – Chłopak nocą wcale nie płakał specjalnie
głośno, ale jego szloch dało się słyszeć całkiem wyraźnie.
- Jesteś okrutny, to jeszcze dziecko –
rzekł niezadowolony, choć dobrze wiedział, że takiej oziębłości
mógł spodziewać się po Kakashim. - Założę się, że nawet do
niego nie zajrzałeś przez całą noc..
- A co ja jestem jego niańka? -
warknął. Przez całą noc starał się zasnąć, nie myślał nawet
wstawać do chłopca.
- Dzisiaj przesłuchanie...
- Zasnął jakąś godzinę temu –
przerwał mu. - Padł ze zmęczenia. - Zdawał sobie sprawę, że
przesłuchanie będzie dla Sasoriego twardym orzechem do zgryzienia.
Na tę okazję powinien być wyspany, inaczej będzie jeszcze gorzej.
- A więc jednak trochę się nim
przejmujesz – Przez telefon Kakashi nie widział twarzy Minato, ale
gdyby ją widział, to dałby słowo, że uśmiechałby się właśnie
tym swoim zwycięskim uśmiechem.
- Nie opowiadaj bzdur – prychnął pod
nosem. - Wreszcie zasnął, więc i ja się mogę przespać. Muszę
się położyć, bo inaczej zasnę na stojąco. - Po dogadaniu paru
spraw odnośnie przesłuchania, Kakashi rozłączył się i skierował
w stronę kanapy. Nagle usłyszał szczeknięcie psa.
- Ćśś.. cicho – uspokoił go, szybko
do niego dobijając złapał go za mordkę. - Oszalałeś? Chcesz go
obudzić? - Pies wyswobodził się z uścisku przyjaciela i podszedł
do komody z której zdjął swoją smycz. Usiadł ze smyczą w pysku
pod drzwiami i zaczął merdać ogonem. Hatake patrzył na niego z
politowaniem. Akurat o siódmej rano musiało zachcieć mu się lać..
też mu przyjaciel. W ogóle go nie obchodzi, że się nie wyspał, i
coś czuł że się już nie wyśpi. Niechętnie powlekł się do psa
i zapiął mu smycz.
Wrócił do domu po dwudziestu
minutach, nie chciał spacerować zbyt długo z psem, bo dzieciak
mógł się w każdej chwili obudzić. Mógłby się poczuć
nieswojo. Pies pierwsze co zrobił po powrocie, to dobił do miski z
wodą. Kakashi odłożył smycz na swoje miejsce i skierował się do
sypialni sprawdzić czy Sasori nadal śpi. Jak się okazało spał i
to całkiem twardym snem. Płakanie tak go wymęczyło, aż w końcu
padł. Przynajmniej w takiej chwili może odpocząć od wrażeń, na
jego twarzy był błogi spokój, oznaczało to że nie śni mu się
żaden koszmar. Całe szczęście, w życiu jeszcze nie raz obudzą
go złe sny. Siwowłosy był tego pewien. Po tym co przeżył
zdziwiłby się, gdyby ich nie miał. Nalał do szklanki wody z
butelki i wypił ją do dna. Po tym położył się na kanapie z
zamiarem drzemki. Gdy tylko przyłożył głowę do poduszki od razu
zasnął.
Otworzył oczy. Pierwsze co ujrzał to
biały sufit, jeszcze niezbyt wyraźny. Zamrugał parę razy i
ostrość w jego oku poprawiła się. Podniósł się do siadu i
spojrzał na zegarek stojący na komodzie. Było wpół do dwunastej.
Przez chwilę myślał, że może się przewidział, spojrzał więc
jeszcze raz. Duża wskazówka na szóstce, mała na jedenastce. Nie,
nie pomylił się. A miał się tylko zdrzemnąć, miał być czujny.
Nic nie wyszło z tych planów. Nagle przypomniał sobie o swoim
gościu. Szybko zwrócił swój wzrok ku sypialni. Drzwi były w
takim samym uchyleniu w jakim je zostawił, to chyba znaczyło, że
dzieciak śpi. Mieli przesłuchiwać Akasune o czternastej, więc nie
ma powodu by go budzić. Przynajmniej jak na razie. Przeciągnął
się, wstał i skierował swe kroki do łazienki.
Dochodziła trzynasta a chłopak
jeszcze spał. Hatake postanowił go wybudzić, no bo ileż można
spać? Wszedł do sypialni, gdzie spał Sasori przykryty kołdrą, z
której wystawała mu tylko głowa. Jak można spać tak opatulonym,
gdy na dworze było ciepło? Nie rozumiał. Podszedł do niego i
zaczął nim ostrożnie potrząsać.
- Hej, pobudka – Na te słowa
czerwonowłosy nakrył się jeszcze bardziej ściągając brwi. Chyba
nie podobało mu się, że ktoś go budzi. - Wstawaj, nie marudź. -
dodał głośniej.
- Pięć minut.. tato.. - jęknął
błagalnie. Kakashiego trochę to zdezorientowało. Chłopak się
rozczaruje, gdy się obudzi, ale przecież nie może wiecznie spać.
Prychnął pod nosem i szybkim ruchem zrzucił z niego kołdrę.
Sasori otworzył oczy i ujrzał... Inspektora Hatake. Patrzył na
niego bez żadnej reakcji, lecz po krótkiej chwili wspomnienia
wróciły. Zerwał się z łóżka do siadu, tak jakby wybudził się
z jakiegoś koszmaru. A miał taki piękny sen, w którym byli jego
rodzice, myślał że to prawda.. a to był tylko pieprzony sen,
który narobił mu nadziei. Zacisnął palce lewej ręki na włosach.
Świadomość prawdy była nie do zniesienia. Do oczu znów zaczęły
napływać mu łzy.
- Hej. Ryczałeś całą noc, ile ty
masz wody w organizmie? - zapytał retorycznie, i częściowo
żartobliwie. Widząc, że chłopak znów wylewa z siebie łzy
westchnął, dużo wzdychał, usiadł na łóżku obok niego. -
Płakanie w niczym ci nie pomoże – zabrzmiało okrutnie, ale było
to prawdą.
- Nic mi już nie pomoże... -
wyszlochał.
- Stało się, co się stało. Czasu nie
cofniesz. - Sasori słysząc te słowa zaciskał palce jeszcze
mocniej na swoich włosach. - Jeśli będziesz płakać cały czas,
to tylko zmarnujesz swoje życie, które dali ci twoi rodzice. Nie
chcieliby tego. Mogli się o ciebie w ogóle nie starać – sadził
że dzieciak już wie skąd się biorą dzieci. - Z drugiej strony,
gdyby cie nie było, nie musiał byś teraz tak cierpieć. -
analizował to przy nim jak gdyby nigdy nic. - Może byłeś za
bardzo rozpieszczony i musisz nauczyć się życia, poprzez tak
wielka stratę...
- Przestań! - zatkał sobie uszy
dłońmi. Nie chciał tego słuchać. Kto normalny mówi o takich
rzeczach? Czy ludzie giną po to, by inni mogli się czegoś nauczyć?
Bez sensu.. Kakashi złapał za nadgarstki chłopaka i odciągnął
je od jego uszu.
- Przestań się mazać. Jeśli się
teraz poddasz.. to zginiesz – powiedział patrząc mu prosto w
oczy. Nie miał na myśli dosłownej śmierci, a psychiczną. Jednak
czerwonowłosy odebrał to bardzo dosłownie. Dlaczego miałby
zginąć? To dziwne, bo bardzo cierpiał i nie wiedział jak sobie z
tym wszystkim poradzić, nie widział sensu życia, a jednak nie
chciał umierać. Kakashi puścił jego ręce i wstał z łóżka.
- Chodź na śniadanie – rzucił
wychodząc z sypialni, zostawiając Sasoriego samego sobie. Chłopak
patrzył w miejsce gdzie przed chwilą stał siwowłosy mężczyzna.
Zastanowił się nad tym co mu powiedział. Było mu ciężko, ten
facet nigdy tego nie zrozumie, jak on w ogóle śmiał go pouczać? Z
drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że miał rację.. chociaż do
końca jej nie rozumiał,to czuł że nie może się poddać. Ale
było to cholernie trudne. Nie mógł jeszcze teraz o tym myśleć,
gdy jego rana była tak świeża, nie potrafił zebrać w sobie sił, by przestać się mazgaić. Postanowił jednak spróbować, pokazać
mu, że nie jest beksą. Wytarł łzy starając się opanować i nie
myśleć o tym co było. Było to trudniejsze niż mu się wydawało,
bo im bardziej starał się nie wspominać, tym bardziej te straszne
wspomnienia go nachodziły. Każdą łzę cisnącą się do oka
szybko wycierał.
Po zjedzeniu.. dosyć ubogiego
śniadania, którym była jajecznica z jednego jajka i sok, poczuł
się trochę lepiej, oczywiście tylko fizycznie, bo psychicznie
wciąż był załamany. Kakashi wtajemniczył go w plan dnia, czyli
czeka go przesłuchanie, na które wcale się nie cieszył. Widział
przesłuchania tylko w filmach i zawsze tam wyglądały okrutnie, bał
się. Hatake rozwiał jego obawy, mówiąc mu że nie jest żadnym
przestępcą, żeby musieli uciekać się do brutalnych metod
przesłuchania. Zapewnił go, że będą zadawać mu tylko pytania.
- Długo to będzie trwało? - zadał
kolejne pytanie wsiadając już do samochodu. Ciągle pytał i pytał.
Miał obawy, nie chciał nikomu opowiadać o tym co się stało. Było
to dla niego trudne.
- To zależy – odpowiedział zapinając
pasy.
- Od czego? - naciskał wciąż
zapłakanym głosem. Mężczyzna przekręcił kluczyk i ruszyli w
drogę.
- Od tego jak będziesz współpracował
– Po tych słowach, które w odczuciu Sasoriego wydały się
naprawdę oschłe, zaprzestał zadawania pytań. Do tego nie odezwał
się już ani słowem w drodze na komisariat. Miętolił w palcach
materiał spodni. Denerwował się jak przed wywołaniem do tablicy,
nigdy tego nie lubił.
Dojechali na miejsce.
Trzynastolatek niechętnie wyszedł z samochodu. Komisariat od
wczorajszego wieczoru nie zmienił się w ogóle. Oprócz tego, że
był bardziej oświetlony, z powodu słońca, którego promienie
wpadały przez okna. Zmienił się też policjant w recepcji. Co do
innych kręcących się tu, nie miał pewności. Nie przyglądał się
ich twarzą. Do tego przy długim biurku w recepcji stał jakiś
blond włosy chłopczyk, na oko chodzący jeszcze do podstawówki,
który rozmawiał z recepcjonistą. Inspektor Hatake od razu zauważył
dzieciaka.
- A ten tu czego? - mruknął do siebie,
po jego tonie nie można było wiele wywnioskować, ponieważ był
obojętny. - Usiądź tam i zaczekaj – rzucił do Sasoriego gdy
podeszli do rzędu krzesełek, stojących przy ścianie. Nie
protestował, usiadł jak mu kazano. Za niedługo będzie musiał się
zwierzać z tego co widział... Same myśli o tym przyprawiały go o
dreszcze i zbieranie się łez w kąciku oczu. A co dopiero o tym
mówić? To straszne.
- Cześć Kakashi! - krzyknął
blondynek podbiegając do mężczyzny. - Zobacz co mam! - wyciągnął
do niego rękę w której trzymał prawdziwą odznakę.
- Aha.. - rzucił szybko, krótko
zerkając na pokazywaną mu rzecz. - Bardzo fajne – dodał na
odczep i minął chłopca kierując się do gabinetu Namikaze. Był
pewien, że tam go znajdzie, na pewno przygotowuje papiery na
przesłuchanie. Naruto odprowadził wzrokiem Kakashiego, po czym
wzruszył tylko ramionami i podszedł do Sasoriego, który właśnie
wycierał kolejną łzę z policzka.
- Dlaczego płaczesz? - zagadał bez
krępacji. Miał dużą śmiałość do ludzi.
- Nie płaczę – zbeształ go
wzrokiem. Nie podobało mu się, że jakiś małolat się do niego
przyczepił.
- Bo żałujesz tego co zrobiłeś? -
dopytał bardzo ciekawy odpowiedzi. Był też bardzo ciekawskim
dziewięciolatkiem. Mówił do niego jak do kolegi, nie przejmował
się tym czy chłopak jest złodziejem czy też kimś gorszym, nie
mógł go tutaj tknąć, bo przecież tutaj pracuje jego tata. Nie
pozwoliłby go skrzywdzić.
- Niczego nie zrobiłem – burknął
marszcząc brwi. Nie chciał gadać z dzieciakiem, nie lubił
wścibskich ludzi.
- To czemu tu jesteś? - uniósł brew,
nie rozumiejąc po co siedzi w poczekalni. Myślał, że policja
łapie tylko tych co, coś zrobili. Nigdy nie myślał o tych
niewinnych, policja kojarzyła mu się z łapaniem przestępców.
- Nie twoja sprawa.. - miał ochotę go
uderzyć, co prawda był od niego starszy i nie wypadało, ale miał
ochotę się na kimś wyżyć. Ten stres zjadał go od środka.
- Jak masz na imię? - zapytał nie
obrażając się za niemiłe uwagi. Sasori westchnął. To dziecko
było zbyt nieświadome tego jakie jest wkurzające, przez to nie
potrafił go walnąć. Sumienie mu nie pozwalało.
- Sasori – rzucił krótko. Kiedy
zacznie się to przesłuchanie? I gdzie znowu poszedł Kakashi? Znowu
został tutaj sam... nie licząc tego blondynka. Chciał mieć już
wszystko za sobą, czuł potrzebę ucieczki. Najchętniej by stąd
uciekł, uciekł przed przesłuchaniem, ale wtedy okazałby się
zwykłym tchórzem. Gdyby tylko mógł, gdyby tylko się dało uciec
przed przeszłością... ale nie da się. Musi ją znieść
zaciskając pięści i zęby. Trudno było dźwigać taki ciężar,
jak strata osób które kochał. Patrząc na chłopca stojącego
przed nim, zaczynał mu zazdrościć, że ma rodziców, a miał na
pewno, i że jest taki szczęśliwi. Kiedy on taki był? Już nie
pamiętał, zaczynał zapominać. Nie chciał zapomnieć czym jest
szczęście.
- A ja Naruto – usiadł na krzesełku
obok czerwonowłosego. - Spójrz – pokazał mu odznakę, którą
dostał od taty. Odznaka należała do Minato, była już nieco
zużyta, dlatego miał nową, a tą starszą dał synowi. Wiedział,
że się ucieszy z takiego prezentu, od dawna prosił go o prawdziwą
odznakę policyjną. Sasori przyjrzał się odznace. Może i nie
należała do najnowszych, ale nie było tego specjalnie widać.
- Miałem taką.. - od razu przypomniała
mu się gwiazdka. Miał wtedy osiem lat, otwierał prezent z
roztargnieniem. Pod kolorowym papierem, widniał zestaw małego
policjanta. Czyli czapka, kajdanki, pistolet, oczywiście plastikowy,
gwizdek, lizak drogowy i odznaka, może nie była prawdziwa, ale z
bardzo twardego tworzywa. Na to wspomnienie łzy wypłynęły mu z
oczu. Takie chwile się już nigdy nie powtórzą. Już nigdy nie
przeżyje świąt ze swoimi rodzicami. Żałował, że czasami był
dla nich taki niedobry.
- Dlaczego znowu płaczesz? - zdziwił
się. Czy on powiedział coś nie tak? Przecież nic mu nie zrobił.
Niech przestanie, bo jeszcze będzie na niego.
- Nie płaczę... - wyszlochał
wycierając łzy w przedramię. Mały Uzumaki nie bardzo wierzył mu
w to co mówił. Miał już w końcu dziewięć lat, nie jest głupi,
potrafi odróżniać ludzkie emocje i nie nabierze się tak łatwo.
Kakashi siedział przy biurku,
naprzeciw Minato i czekał, aż tamten skończy szperać w swoich
papierach. Nie pytał czego szukał, ale musiało to być coś
ważnego skoro nie odezwał się do niego jeszcze ani słowem.
Cierpliwie czekał, choć zdecydowanie wolał, by było już po
wszystkim, bo był pewien, że przesłuchanie dzieciaka będzie
trudne. Zwłaszcza, że on cały czas beczy. Po paru niezwykle
dłużących się minutach, Namikaze wreszcie znalazł potrzebne
papiery i usiadł swoim fotelu rzucając spojrzenie na siwowłosego
towarzysza.
- Jak tam dzieciak? - zapytał jakby na
odczep się. On również przejmował się przesłuchaniem, nie łatwo
jest przesłuchiwać dzieci, które widziały takie okrucieństwo.
Ale jak trzeba to trzeba.
- Przecież wiesz – rzucił mu
znudzone spojrzenie. Pyta go o takie pierdoły.. Marnuje tylko czas.
Minato westchnął. Rozmawiali chwilę, o przesłuchaniu, musieli
ustalić pewne rzeczy, choć prawie każde przesłuchanie odbywało
się tak samo, w każdym razie bardzo podobnie. Jedna osoba powinna
przesłuchiwać chłopca, ale ze względu na jego stan psychiczny,
ustalili już poprzedniego dnia, że i Kakashi będzie siedział z
nimi w pokoju, może to doda odwagi chłopcu, w końcu to on go
uratował, a przynajmniej można tak powiedzieć.
- Chciałem, żeby Obito przesłuchał
Sasoriego, ale jeśli ty też miałbyś tam być.. zrezygnowałem z
tego pomysłu – bardzo nie chętnie, bo Obito najlepiej
przesłuchuje świadków z całej policji, robił to bardzo
skutecznie i miał bardzo dobre podejście, zwłaszcza do dzieci,
świetnie się z nimi dogadywał. Powiedział to jednak po to z
nadzieją, że Kakashi powie coś w stylu „Nie ma sprawy, niech go
przesłucha Obito”, ale nic takiego się nie stało.
- Bardzo dobrze – powiedział
obojętnie. Wcale nie musiał mu tego mówić, samo wspomnienie o
Obito działało mu na nerwy. - Po co przywlokłeś tu swojego
dzieciaka? Chcesz żeby przeszkadzał w przesłuchaniu?
- Nie miałem go z kim zostawić,
Kushina jest u dentysty, przyjdzie tu po niego jak tylko będzie
wracać. - wyjaśnił. Naruto nie chciał iść z mamą do dentysty
by tam na nią poczekać, uparł się że chce iść z tatą do
pracy. A więc zrobił mu tę przyjemność i go tu zabrał. - Nie
martw się nie będzie przeszkadzał – zapewnił go z lekkim
uśmiechem. Spojrzał na zegarek, po czym wziął papiery do ręki i
wstał od biurka, to samo zrobił Hatake i razem wyszli z gabinetu
Nadinspektora.
Naruto cały czas gadał i gadał.
Sasroi miał go już dosyć. Był sympatycznym dzieckiem, ale
zdecydowanie za dużo mówił. Co prawda na chwilę zapomniał o
płaczu, ale wolał chyba płakać niż słuchać opowiadań jak to
Naruto spadł z drzewa i została mu blizna na kolanie, albo jak
wygrywał z kolegami w fife grając na konsoli. Co go to w ogóle
obchodziło? Jak można być takim otwartym? A przede wszystkim, jak
można mówić o takich pierdołach? Czy on w jego wieku też taki
był? Miał nadzieję, że nie. Gdy tylko ujrzał zmierzających do
niego Kakashieg i Minato, wstał natychmiast, tym samym przerywając
Naruto kolejny wywód, już nie pamiętał nawet o czym. Cały stres
do niego wrócił, tylko tym razem z podwójną mocą. Przesłuchanie
już zaraz, nie wiedział jak to wszystko będzie przebiegać, nie
miał pojęcia czego się spodziewać.
- Cześć Sasori – odezwał się
Minato podając mu dłoń. Czerwonowłosy spojrzał na nią i
niepewnie uścisnął. Dłoń Sasoriego była spocona.
- Denerwujesz się? - zapytał z ciepłym
uśmiechem. Musiał dać mu do zrozumienia, że nie planują niczego
złego i że może mu zaufać.
- Trochę... - nie do końca było to
prawdą, bo denerwował się bardzo.
- Nie potrzebnie – zapewnił go. -
Chodź, tylko porozmawiamy – wskazał na drzwi na końcu długiego
korytarza. Powoli ruszył do drzwi razem z Kakashim, bo Minato
tłumaczył coś blondwłosemu chłopcu, który szybko pokiwał głową
i podbiegł do recepcjonisty, po tym Namikaze do nich dołączył.
Weszli do niewielkiego pokoju, który
miał puste szare ściany, biurko na środku i dwa krzesełka przy
nim i to właściwie tyle. Okna były zasłonięte żaluzjami, a na
jednej ścianie było lustro, które nazywano lustrem fenickim.
Kakashi stanął przy ścianie, gdzieś z boku. Miał być tylko po
to, by dodać mu otuchy i odwagi, dzieciom czasami to pomaga.
Niebieskooki mężczyzna zajął miejsce przy biurku i wskazał ręką
na krzesełko naprzeciw siebie. Sasori, który stał jeszcze przy
drzwiach, ruszył w stronę krzesła. Po drodze miętolił w ręku
fragment swojej bluzki. Usiadł i czekał w milczeniu aż coś się
zacznie.
- Masz trzynaście lat, prawda? - nie
było to pytanie z listy przesłuchań, po prostu zwykłe pytanie, by
rozładować atmosferę. Chłopak skinął głową. - Jesteś bardzo
dzielny. Ten chłopiec z którym rozmawiałeś to mój syn, chciałbym
żeby był tak odważny jak ty – Sasori patrzył na niego lekko
zdziwiony tym co mówi. On dzielny? Przecież cały czas płacze,
zresztą kto by tego nie robił gdyby był w jego sytuacji? Co nie
zmieniało faktu, że to co powiedział było bardzo miłe, ale tak
strasznie nie prawdziwe. Chciałby być dzielny.
-Nie jestem odważny.. – powiedział
półszeptem, przez zaciśnięte gardło. Nie chciał żeby ten miły
pan się okłamywał. - Gdybym był odważny.. uratowałbym rodziców
– Miał wygórowane ambicje. Zawsze powtarzał sobie, że jeśli
komuś by coś się stało czy to jego przyjaciołom, czy rodzinie,
był pewien że wskoczyłby za nimi w ogień i nigdy nie rozumiał
ludzi którzy siedzieli bezczynnie i nic nie robili, by pomóc.
Zawsze uważał ich za tchórzy, a teraz sam nim się stał. Nie
znosił się za to.
- Niektóre rzeczy po prostu się
dzieją.. bez względu na to czy tego chcemy czy nie. Nic nie można
na nie poradzić – Jak wytłumaczyć komuś, że to nie jego wina,
jeśli ten ktoś jest święcie przekonany że jego? Nie da się. To
siedzi w mózgu i siłą tego się nie wyrwie. Porozmawiali jeszcze
dłuższą chwilę, na luźne tematy, po czym Minato wyciągnął z
szuflady album w którym mieściły się zdjęcia różnych
przestępców i podał go Akasunie. Chłopak spojrzał na album po
czym przeniósł niezrozumiałe spojrzenie na mężczyznę.
- Pamiętasz jak wygląda człowiek,
który skrzywdził twoich rodziców? - patrzył na niego wyczekująco.
Sasoriemu aż ścisnęło się serce. Czy go pamiętał? Był w takim
szoku, że nie przypatrywał się jego twarzy, ale na pewno coś
pamiętał. Potaknął głową na znak, że pamięta.
- Przejrzyj – wskazał na album. -
Może go rozpoznasz. Nie spiesz się. - Trzynastolatek drżącą ręką
otworzył album. Tak naprawdę nie chciał go zobaczyć ponownie, nie
chciał by jego zdjęcie widniało w tym albumie. Powoli przewracał
kartki ze zdjęciami. Na razie żaden nie przypominał mu choć
trochę brutala, który wtargnął do ich domu, aczkolwiek niektórzy
z tych ludzi na zdjęciu było naprawdę paskudnych. A to bez zęba,
a to z bliznami na twarzy, a to o świrniętym wyrazie twarzy, ale co
dziwne większość wyglądała zupełnie zwyczajnie. Nie różnili
się niczym od zwykłych przechodniów na ulicy. Zamknął album.
- Rozpoznałeś kogoś? - zapytał
spokojnie. Sasori pokręcił głową. Nikt nie miał na zdjęciach
takich oczu i uśmiechu jak tamten zbir. Jedyne co zapamiętał to
uśmiech po tym jak zabił jego rodziców i te oczy które wyglądały
tak jakby nie zabiał ludzi, ale jakby oglądał program rozrywkowy w
telewizji. To było okropne.
- Był wysoki czy niski? - zadał
kolejne pytanie. Zdecydowanie łatwiej przesłuchiwało się osoby
dorosłe, można było sobie wtedy pozwolić na dobitniejsze pytania
i bardziej szczere. Z dzieckiem bywało trudniej, trzeba było uważać
żeby nie poszarpać jego stanu psychicznego, który w takich
chwilach nie był stabilny.
- Wysoki.. - powiedział niechętnie. W
ten sposób odpowiadał na większość pytań, trzeba było go
ciągnąć cierpliwie za język, ale gdy padło pytanie o wygląd
twarzy, odpowiedział że nie pamięta. Nie chciało to przejść mu
przez gardło. Minato zauważył, że po tym pytaniu odwrócił wzrok
i zacisnął pięści na spodniach.
- Ten człowiek zrobił coś strasznego.
- postanowił działać. - Zabił twoich rodziców. - Na te słowa
łzy napłynęły do oczu chłopaka. - Jeśli powiesz jak wyglądał
złapiemy go i spotka go należyta kara. Jeśli tego nie zrobisz,
ucieknie i nie poniesie żadnych konsekwencji. To nie byłoby w
porządku, prawda? - zapadła cisza. Sasori chciał żeby ten
morderca został złapany, bardzo tego chciał, bo czuł do niego
nienawiść. Tylko wolałby żeby złapali go bez jego pomocy, nie
chciał już o tym myśleć. Chciałby zapomnieć, bo to za bardzo
bolało. Wiedział, że nie może cofnąć czasu, a więc mógłby
chociaż na chwilę o tym zapomnieć na jeden dzień, lub nawet
tydzień, żeby o tym nie myśleć i nie cierpieć.
- Pomóż nam pojmać tego człowieka.
Bez ciebie nam się nie uda – Nie do końca było to prawdą.
Zawsze mogli po prosić o pomoc FBI, którzy na pewno mieli więcej
informacji od nich. Albo poczekać aż wydarzy się podobne
morderstwo, co było by dosyć nieciekawym pomysłem. Pewnie prędzej
czy później sami wpadli by na jakiś trop, ale wtedy musieliby go
szukać gdzieś za granicą, lepiej zająć się tym szybko. Słysząc
te słowa, czerwonowłosy poczuł się za to odpowiedzialny, ale nie
w sposób obarczony takim ciężkim zadaniem, ale w jak najbardziej
pozytywny. Słowa „Bez ciebie nam się nie uda” sprawiły że
poczuł się ważny. Pomyślał, że chociaż tak może odpłacić
się za śmierć rodziców. Przełknął głośno ślinę i wytarł
łzy z oczu.
- Miał... miał małe.. w.. wesołe
oczy i... i miał.. - nagle urwał. Gdy tylko pomyślał o jego
uśmiechu, aż w nim zawrzało, nigdy wcześniej nie czuł takiej
złości do nikogo. Rodzice powtarzali mu, że nienawiść to złe
uczucie i nie powinien jej czuć do nikogo, ale to nie było takie
proste. Jak mógłby wybaczyć taką zbrodnię? Nie potrafił pozbyć
się tego uczucia, i był pewien że nigdy się go już nie
pozbędzie. To dziwne, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak
naprawdę jest wściekły. Wcześniej ciągle płakał i myślał o
stracie rodziców, o tym że ich już nie ma, ale nie myślał o tym
co czuje do mordercy. Źle czuł się z tym uczuciem, zwłaszcza że
rodzice nie chcieli by nienawidził, ale z drugiej strony wcale mu
nie przeszkadzało, chciał żeby spotkała morderce odpowiednia
kara, chciałby żeby go zabili. Przynajmniej teraz taka myśl
przyszła mu do głowy, był bardzo zły.
- I? - ponaglił go Minato widząc, że
nad czymś rozmyśla od dłuższego czasu.
- I ohydny uśmiech, najokropniejszy
jaki w życiu widziałem – powiedział ze złością w głosie. Po
czym spojrzał prosto w niebieskie oczy Nadinspektora. - Ale
złapiecie go prawda? Złapiecie i zabijecie? - Minato bardziej był
zaskoczony jego zmianą emocjonalną niż samą prośbą o zabicie
człowieka, spotykał się już z różnymi przypadkami, jednak
prośba o śmierć człowieka z ust trzynastolatka nie wyglądała
ciekawie.
- Skończ pieprzyć – warknął
Kakashi. - Nawet gdybyśmy chcieli, nie możemy go zabić od tak. -
to było nie zgodne z prawem, do tego życie nauczyło siwowłosego,
że nie warto od razu uciekać się do zabijania, choćby winny
wyrządził najstraszliwszą krzywdę.
- Ale... ale on zabił moich rodziców!
- krzyknął ledwo powstrzymując się by nie uronić żadnej łzy.
Dlaczego Kakashi broni tego mordercy? Nie rozumiał.
- Jeżeli go zabijemy nie będziemy się
niczym od niego różnić! Będziemy takimi samymi pieprzonymi
sadystami! - Mówiąc to patrzył prosto w oczy chłopca. Nie
podobało mu się tak lekkie podejście Sasoriego do zabicia
człowieka. Jego nieugięte spojrzenie sprawiło, że Saosri nieco
złagodniał. Już sam nie wiedział co myśleć. Nie chciał być
sadystą. Nie chciał też, by zabójca miał tak lekką karę jak
tylko zamknięcie za kratkami. A co jeśli ucieknie? Może bardziej
powinien wierzyć w strażników więziennych. Nikt go tutaj nie
rozumiał, nie wiedzieli co przeżywał, więc jak mogą go pouczać?
Postanowił jednak się nie wykłócać i nie sprawiać problemów,
nie chciał ich zdenerwować.
- Przepraszam.. - spuścił głowę.
Minato westchnął. A chciał by wszystko odbyło się w przyjaznej
atmosferze. Niestety Kakashi bywał porywczy, zwłaszcza gdy ktoś
obrażał jego morale, nawet jeśli robił to nieświadomie. Choć
Kakashi przemówił do rozumu dzieciaka, przynajmniej na tę chwilę,
to uważał że dałoby się osiągnąć taki sam efekt w o wiele
łagodniejszy sposób. Kolejne minuty przesłuchania upływały już
spokojnie. Sasori czasami nie chciał odpowiadać na cięższe dla
niego pytania, ale zazwyczaj się przełamywał i mówił. Na
niektóre pytanie nie znał odpowiedzi, w końcu nie widział
wszystkiego dokładnie, siedział przecież w szafie.
Po niespełna dwóch godzinach męczarni, przesłuchanie wreszcie dobiegło końca. Akasuna był wykończony
ciężkimi pytaniami na które nie miał ochoty odpowiadać, a głowa
już go bolała od płaczu, bo wylał tam sporo łez. Musiał mówić
o rzeczach, które były dla niego niezwykle bolesne. Znów kazano mu
usiąść w poczekalni, na jednym z krzesełek. Chciał wracać do
domu. Tyle że... czy miał teraz dom? Był niepełnoletni, nie mógł
mieszkać sam, do tego wątpił, żeby Kakashi znów go do siebie
przyjął. No i jego babcia jeszcze nie wróciła. Nie przepadał za
nią, ale nie chciał być sam. Gdzieś tam w głębi serca ją
kochał, choć sam się do tego przed sobą nie przyznawał. To w
końcu jego babcia.
Minęła godzina, a on wciąż
siedział. Było tu strasznie nudno i przez to nie pozostawało mu
nic innego jak myśleć o przykrych zdarzeniach ostatniego dnia.
Zaczynał nawet żałować, że nie ma tu tego rozgadanego bachora,
przynajmniej by go czymś zajął. Hatake gdzieś wyszedł, a Minato
zniknął na górze. Wszyscy go zostawili. Co będzie dalej? Nikt mu
nie powiedział. Kazali tylko poczekać, to niewiele mu wyjaśniło.
Po chwili podszedł do niego Namikaze.
- Zawiozę cię do mnie do domu –
rzucił jak gdyby nigdy nic. Bo może dla niego to było nic, ale nie
dla Sasoriego.
- Nie, nie, nie trzeba.. - Dlaczego
miałby tam pojechać. Nie znał jego rodziny, oprócz tego małego
blondasa, ale nie chciał nadużywać gościnności.
- Twoja babcia przyjedzie późno... -
nie dane mu było dokończyć bo trzynastolatek wszedł mu w zdanie.
- Nie szkodzi, ja poczekam – zapewnił
go upierając się przy swoim. Postanowił go więcej nie męczyć.
Uśmiechnął się tylko do niego.
- To chodź do mojego gabinetu, tam ci
będzie wygodniej – Na to się zgodził. Tam mógł pójść,
zwłaszcza, że przekonał go argument, że tam mu będzie wygodniej.
Od tych krzesełek w poczekalni bolał go już tyłek.
W gabinecie Nadinspektora Namikaze, on
siedział przy biurku i pisał coś w papierach. Sasori przyglądał
mu się przez jakiś czas, ale szybko znudziło mu się to zajęcie.
Ta praca musiała być nudna, czytanie jakiś dokumentów i
bazgrolenie wśród nich. Nie miał pojęcia co to ma na celu, ale
postanowił nie wnikać. Wstał z wygodnego fotela, podobnego do tego
na którym siedział Minato i podszedł do dużego okna. Popatrzył w
dół na ulice, nie było wysoko, to tylko pierwsze piętro, ale
widok za oknem i tak był ciekawszy niż gapienie się w zapisane
papierki. Usiadł na parapecie i przyglądał się ulicznemu ruchowi.
Jak to w Tokio, zawsze ktoś się kręcił, więc było ciekawie.
Choć nie na tyle, by zająć się patrzeniem przez okno na dłużej
niż półgodziny. W czasie przerwy Minato zrobił mu herbaty, a sam
wypił kawę, przy okazji starając się nawiązać z nim jakąś
rozmowę, by nie dłużyło mu się aż tak bardzo. Sasori nie był
zbyt rozmowny, ale chętnie słuchał niebieskookiego, który miał
niesamowitą wiedzę o świecie. Stwierdził, że mężczyzna mógłby być nauczycielem. Może
nie były to ciekawostki pierwszej klasy, po prostu chciał czymś
zaciekawić dzieciaka, a że miał dobry kontakt z dziećmi, to
wychodziło mu to bardzo dobrze.
Nastał późny wieczór. Chłopak czuł
się już zmęczony, chciałby się położyć spać. Tęsknił za
swoim miękkim łóżkiem, które tak uwielbiał. Czy jeszcze kiedyś
się w nim położy? Nie miał pojęcia. Miał nadzieję, że tak.
Jego łóżko było jedną z najulubieńszych rzeczy w jego pokoju,
drugą była rękawica baseballowa, a trzecią komputer. Zaczął się
zastanawiać co teraz będzie z jego domem? Nie był pewien czy
będzie potrafił tam teraz mieszkać, w końcu to co się stało...
stało się w jego domu. Do tego kto zamknął dom na klucz? A co
jeśli okradną im dom i cenne rzeczy jakie tam były? Liczył na to, że policjanci zamknęli drzwi. Albo chociaż
zabarykadowali. Miał nawet zamiar o to zapytać, gdy nagle drzwi od
gabinetu otworzyły się. Odwrócił się w ich stronę i ujrzał
Kakashiego, przy którym stała jego babcia. Wyglądała na
przemęczoną, a jej oczy były podpuchnięte od płaczu. Wiedział,
że cierpiała tak samo jak on, albo chociaż podobnie.
- Babciu.. - zerwał się z fotela i
podbiegł do kobiety rzucając jej się w ramiona. Objęła wnuka.
- Już dobrze.. - Przytuliła go mocno.
To prawda, nie przepadał za nią. Ale tak bardzo chciał żeby ktoś
go przytulił, ktoś kogo kocha.
Od Autorki: Wiem, że to opowiadanie, może i jest z lekka naciągane.. No ale co nie jest? xD Nie jestem z policji, wszystkie potrzebna informacje na temat przesłuchań i pewnych rzeczy związanych z prawem, które mają miejsce w opowiadaniu biorę z internetu. Mam nadzieję, że mnie internety nie kłamią :P Nie, ja w to wierzę. Nie kłamią mnie. Nie mogą! Cóż.. trzeba sobie jakoś radzić i posiłkować się jakimiś informacjami, żeby to nie było takie z kosmosu wzięte xD
No i pojawiła się babcia.. Kto się cieszy? :D Ukochana babcia Sasoriego ^^
Mam nadzieję, że rozdział się udał i że przyjemnie się go wam czytało :)
Czy wy też tak jak Luffy kochacie mięcho?
Ja osobiście nie przepadam ale jem.. bo witamina B, białko i te sprawy :P