sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 4


    Piłka wpadła przez obręcz, lądując na betonie, by odbić się od niego jeszcze kilkukrotnie za nim trzynastolatek złapał ją w swoje ręce. Wakacyjne południe, na betonowym boisku do kosza, gdzie nie było nigdzie cienia, dawało nieźle popalić i nawet gra nie cieszyła tak bardzo. Choć samotna gra nigdy nie była tak przyjemna jak ta w grupie. Sasori kozłował i rzucał do kosza, trafiał niemal za każdym razem. Minęło dwa dni od pogrzebu. Wracał myślami do pięknych chwil z przeszłości, i wciąż było to bolesne, ale wydawało mu się, że już nie potrafi płakać. Jakby wszystkie łzy jakie miał, wyschły. Być może nie na zawsze, tego nie wiedział, ale na pewno przez jakiś czas, nie zapłacze. No i obiecał rodzicom, że będzie dzielny, nie może teraz tak po prostu się rozbeczeć. Przeszłości nie zmieni, więc pozostało mu się tylko z tym pogodzić. Tak mu mówił Kakashi, ale on wiedział, że nigdy nie pogodzi się z tym, że ktoś zabił jego rodziców, bo miał taki kaprys. Nigdy. Ta myśl go strasznie wkurzała. Rzucił w tablice z całej siły. Piłka odbiła się od niej i poleciała na drugi koniec boiska.
- Za dużo agresji w to wkładasz – usłyszał głos siwowłosego i odwrócił się w jego stronę. Inspektor siedział w swoim samochodzie. Był na chwilę w pracy, a że Sasori nie miał zamiaru siedzieć w domu, Kakashi podrzucił go na boisko, wracając postanowił po niego podjechać. W końcu będzie miał go na głowie jeszcze przez dwa dni. A potem sprawa sądowa i się pożegnają.
- Pf.. mówisz jakbyś się na tym znał – Co prawda nie miał pewności czy Hatake potrafi grać w kosza czy też nie, ale bywał złośliwy i pyskaty, więc nie obyłoby się bez takiego komentarza.
- Wsiadaj – rzucił nie zwracając uwagi na niezbyt przyjazny komentarz ze strony dzieciaka. Przez te parę dni zdążył go odrobinę poznać, i reagowanie na takie zaczepki było po prostu zbędne, no i bawiło go to jak się wkurzał, gdy olewał zupełnie jego docinki. Akasuna pobiegł po piłkę, po czym wsiadł do samochodu i pojechali w stronę domu Inspektora.
    Wieczorem gdy Kakashi wreszcie mógł sobie odpocząć od przeglądania papierów, usiadł na kapie z pilotem w ręce i włączył telewizor. Sasori siedział na podłodze i rzucał psu piłkę, a ten uradowany mu przynosił. Musiał przyznać, bardzo polubił tego psiaka. Jako jedyny tutaj przejmował się jego stanem emocjonalnym i zawsze gdy gorzej się czuł, pies koło niego leżała i się do niego łasił. Oczywiście nie chciałby, żeby Kakashi odwalał coś takiego, ale miło by było gdyby chociaż zapytał. No dobra.. czasami pytał, ale to nie było tak miłe jak Chiaki. Chyba faktycznie za bardzo był rozpieszczany, że oczekuje nie wiadomo czego po prawie obcym facecie. Westchnął na swoje przemyślenia, po czym wstał z podłogi i poszedł do części kuchennej, by nalać sobie soku do szklanki. Czuł się tutaj już jak u siebie w domu.. no prawie. Ruszył ze szklanką do sypialni.
- Sasori, nie oglądasz meczu? - zapytał czerwonowłosego, który przechodził obok niego. Akasuna zatrzymał się na chwilę i spojrzał w telewizor. Mecz Baseballowy. Yomuri Giants vs Yokohama DeNA BayStars.
- Nie ma po co i tak wiadomo kto wygra – rzucił, ponownie ruszając do sypialni. Drużyna z Tokio kontra drużyna z Jokohamy, to mogło być ciekawe ale.. jak dla niego wynik był już przesądzony.
- Niby skąd to możesz wiedzieć? - zapytał Kakashi, zatrzymując go tym samym przed drzwiami do pokoju.
- To proste. Giants wygrało o wiele więcej meczy niż Yokohama, która wygrała tylko dwa razy w histroii – był pewny tego co mówi. Hatake nie za bardzo podobała się ta jego przemądrzałość i to podejście.
- Nie możesz skreślać drużyny z Jokohamy tylko dlatego, że nie wygrali tak dużo razy, jak drużyna z Tokio. - zaczął patrząc w telewizor. - Wszyscy ci zawodnicy z jednej i drugiej drużyny wkładają tyle samo wysiłku w grę. Różnica polega na tym, że Giants ma paru bardziej utalentowanych zawodników, i trochę więcej szczęścia. Ale to nie oznacza, że Yokohama nie ma prawa wygrać. - Miał nadzieję, że chłopak coś zrozumiał z tego co powiedział.
- Po czyjej ty jesteś stronie, że ich tak bronisz? Myślałem że kibicujesz Giantsom, w końcu mieszkasz w Tokio – zirytował go wykład Kakashiego, on w ogóle nie rozumiał co to znaczy mieć silnych zawodników. Im jest się lepszym zawodnikiem tym ma się większe szanse na wygraną, to przecież oczywiste.
- Oczywiście, że kibicuje Tokio – rzucił do Sasoriego, który czuł się zbity z tropu. Kibicuje Tokio, a broni Jokohamy. Kakashi uśmiechnął się do siebie, widząc minę chłopaka. - Ale to nie znaczy, że Jokohama nie ma szans na wygraną. Nie ma rzeczy niemożliwych.
-Sam zobaczysz kto wygra – Niech sobie wierzy, że Jokohama wygra, on i tak wiedział swoje. Wiedział, że drużyna z Tokio jest najlepsza.
- Ta? A może chcesz się założyć, hm? - Był ciekaw jakby chłopak zareagował na przegraną Giantsów. Sam nie wiedział kto wygra, ale choć kibicował Tokio, chciał by tym razem wygrała Jokohama. Chciał uświadomić temu upartemu dzieciakowi, że zbytnia pewność siebie i ufanie tylko statystykom nie zawsze się sprawdza. - Stawiam na to, że wygra Jokohama. Jeśli przegram, zrobię co będziesz chciał. - Sasori był zaskoczony samą propozycją zakładu, a co dopiero tym że Kakashi powiedział, że zrobi co będzie chciał. Będzie miał świetną zabawę, jeśli poprosi o coś Kakashiego, a on bez swoich durnych zakazów wykona jego prośbę.
- Zgoda. Jeśli wygram, pojedziemy zjeść coś na mieście do drogiej restauracji – wiedział, że mógł poprosić o cokolwiek, ale jego jedzenie naprawdę nie było za dobre. Chciał zjeść coś porządnego i smacznego. I przy okazji zrobić mu na złość, by wydał sporo pieniędzy w drogiej restauracji. Jak na kogoś kto tyle zarabia, jest naprawdę za bardzo oszczędny. Nie był jeszcze tak śmiały w stosunku do niego, by zażyczyć sobie czegoś większego. Hatake popatrzył na niego nieco zaskoczony jego prośbą. Już myślał, że powie coś w stylu „pójdziemy na strzelnicę i dasz mi postrzelać z karabinu” albo „dasz mi poprowadzić”, ale to była prośba o wypad do restauracji. Na prawdę jest aż tak niedożywiony? Ile nastolatki potrafią zjeść skoro trzy posiłki dziennie plus przekąski mu nie wystarczają? Eh. Będzie musiał zainwestować w więcej prowiantu.
- Niech będzie, ale jeśli to ja wygram... – Sasori patrzył na niego, ciekaw co takiego wymyśli. - Pójdziesz spać bez kolacji. - powiedział stanowczo. Przez chwilę Sasori poczuł strach przed przegranym zakładem, i nie chodziło tutaj o durny brak kolacji, tylko o dumę. Na szczęście to uczucie trwało tylko chwilę.
- W porządku, mógłbym nawet osobiście przeprosić trenera Jokohamy..- z takimi oto słowami zniknął w sypialni. Siwowłosy westchnął. Co za dzieciak.
Minęło półgodziny od zaczęcia się meczu i póki co wynik był wyrównany. Mężczyzna był ciekaw co takiego ciekawego Sasori robi w sypialni, o tej porze. Czy aby na pewno ciekawiej jest siedzieć samemu w pokoju niż dołączyć do wspólnego oglądania meczu? Taka myśl nie dawała mu przez chwilę spokoju, więc poszedł sprawdzić co czerwonowłosy wyprawia. Gdy tylko zajrzał do pokoju, okazało się, że dzieciak leży na łóżku i gapi się w sufit. Fascynujące zajęcie, nie ma co.
- Sasori – Chłopiec spojrzał na siwowłosego mężczyznę. - Nawet jeśli jesteś przekonany kto wygra, to nie wiesz w jakim stylu. Może chcesz jednak obejrzeć mecz, zamiast się nudzić.
- Nie, dzięki – nie miał na to ochoty. Mecz jak mecz, rzucanie, odbijanie, łapanie, bieganie, skakanie, rzucanie się ślizgiem. Wszystko to kochał. Każdy odgłos, każdą sekundę gry, ale nie był w stanie tego oglądać.
- Nie lubisz baseballu?
- Lubię ale.. - odwrócił się na bok plecami do Kakashiego. Inspektor cierpliwie wyczekiwał na odpowiedź, która nadeszła po długiej chwili ciszy. - Mój tata uwielbiał baseball. Nie chcę teraz tego oglądać...
- Rozumiem. - O nic więcej nie pytał, po prostu zostawił go samego i wrócił do oglądania. Znał już powód, i wolał nie poruszać tematu rodziców, wiedział że chłopak wciąż cierpiał.
Na dworze robiło się coraz ciemniej, a mecz powoli dobiegał końca. Akasuna wciąż siedział w sypialni, tym razem już nie leżąc tylko przeglądając jakiś magazyn samochodowy, który znalazł w szufladzie u Kakashiego. Być może nie powinien mu tak grzebać, ale nie jego wina, że ma nudno w domu, a granie na telefonie już mu się znudziło.
- Sasori! - usłyszał wołający go głos z salonu. - Chodź tutaj! - Czerwonowłosy westchnął. Czego może znowu chcieć ten facet? Zdecydowanie za dużo razy czegoś od niego chce.
- Idę, idę.. - wstał z łóżka i wyszedł z sypialni. - Co? - rzucił do wciąż gapiącego się w telewizor Kakashiego, który po chwili odwrócił swój wzrok w jego stronę.
- Jokohama wygrała – powiedział z triumfalnym uśmiechem.
- Co?? Jak to?! - podbiegł szybko do telewizora. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Osiem-Sześć dla Jokohamy. Jak to możliwe? Przecież tyle lat przegrywali.
- Jednak statystyki to nie wszystko, prawda? - zapytał widząc zaskoczoną minę swojego młodszego lokatora. Śmiać mu się chciało z jego naiwności. Zgodził się na taki głupi zakład. - Wygrałem.
- Ale to... To nie.. Skąd ty.. - nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Jak to przegrał? Niemożliwe! A zaczynał się robić głodny. To niesprawiedliwe. Dlaczego akurat teraz, po tylu latach Yokohama musiała wygrać? Dlaczego? Wszystko na przekór jemu. Jego życie stało się trudniejsze niż myślał.
- Mówiłeś coś o przeproszeniu trenera...
- Co? Nie.. ja tylko żartowałem.. - Wybronił się szybko. Nie miał pojęcia na co stać Kakashiego, co jeśli byłby tak szalony i zabrał go na stadion Jokohamy i kazał przeprosić trenera drużyny, za to co mówił? Wolał uniknąć wstydu i nie szargać więcej swojej dumy. Mężczyzna zaśmiał się na jego reakcję co zirytowało chłopaka, ale tym razem postanowił trzymać język za zębami.

     Siwowłosy ziewną ze zmęczenia, stojąc przed domem rodziny Akasunów, gdzie kontynuowali śledztwo w sprawie morderstwa. Była piąta rano, nie znosił tak wcześnie pracować, ale to jedyny sposób, by nie kręciło się dużo ludzi. Dom i cała posesja, została dookoła odgrodzona specjalną taśmą, żeby nikt nie wchodził na teren śledztwa. Policjanci kręcili się wokół domu, szukając jakiegokolwiek śladu zabójcy.
- Nic z tego, żadnych śladów mordercy – powiedział zrezygnowany Minato, podchodząc do Kakashiego.
- Przeszukaliśmy już cały teren i oprócz śladów krwi niczego nie znaleźliśmy. Cholera... - Było to strasznie frustrujące, gdy nie można było znaleźć poszlak. Oznaczało to, że morderca jest sprytniejszy od policji, a to w ogóle mu się nie podobało.
- Będziemy musieli zakończyć tutaj śledztwo.. - westchnął. Jemu również nie podobał się fakt, że został przechytrzony, ale nic na to nie poradzą. Muszą znaleźć trop mordercy w inny sposób. Sam rysopis Sasoriego niewiele pomógł, ale to zawsze coś.
- Ten gość.. - zaczął Hatake, zamyślając się na krótką chwilę. - ..to jakiś popieprzony wariat. Skoro chciał ich zabić, dlaczego do nich nie strzelił, tylko zarąbał siekierom.. Rzygać mi się chcę gdy myślę o kimś takim – rzucił z pogardą. Co motywuje ludzi do tak okropnych czynów? Czy takich psychopatów można nazwać ludźmi? Dla niego byli to zwykli śmiecie, których trzeba się szybko pozbyć usuwając ich do kosza, jakim w tym przypadku było więzienie.
- Dlatego za wszelką cenę musimy go złapać. - powiedział zapewniając go tym samym, że na pewno to zrobią. Wiedział jak Kakashi nie znosił takich ludzi, dlatego właśnie został policjantem. Swoje w życiu przeżył i nie złapanie przestępcy było dla niego osobistą porażką, z którą trudno było mu sobie poradzić. Na szczęście jak do tej pory takie sytuacje nie zdarzały się często. - A jak tam Sasori?
- Ts.. nawet o nim nie wspominaj. Strasznie mnie denerwuje. - zacisnął pięść, a brew sama zaczęła mu niebezpiecznie drgać. - Przemądrzały, pyskaty, wkurzający... Całe szczęście, ze jutro się wyprowadzi..
- Wiesz o co pytam – przerwał mu Namikaze. Był pewien, że Kakashi mówi tak tylko pod wpływem zdenerwowania, za wszelką cenę ukrywa to, że polubił Sasoriego. Jednak chciał uzyskać konkretną odpowiedź.
- Wiem, wiem.. - westchnął, chowając ręce do kieszeni. Odwrócił wzrok od przyjaciela. - Nigdy jeszcze nie spotkałem dzieciaka, który jest tak silny psychicznie.
- To znaczy?
- Po tym co się stało, co widział... otrząsnął się z tego niesamowicie szybko. Wciąż łapie doły, ale wcale mu się nie dziwię. Jednakże... to naprawdę silny dzieciak. - On w jego wieku, nie mógł pochwalić się taką silną psychiką. Nie potrafi podnieść się tak szybko po upadku, nawet teraz, gdy był już dorosły i doświadczony, zajmowało mu to więcej czasu niż młodemu Akasunie.
Czerwonowłosy otworzył zaspane oczy i zerknął na zegarek stojący na komodzie. Dochodziła dziewiąta rano, chciał odwrócić się na drugi bok i spać dalej, ale coś mu na to nie pozwalało. Jego żołądek aż błagał o jedzenie. Wczoraj zgodnie z obietnicą poszedł spać bez kolacji, więc teraz słyszał jak co chwila burczy mu w brzuchu. Niechętnie wstał i powlókł się do kuchni. Na blacie zauważył kartkę. Widniały na niej litery, to też wziął ją do ręki i zaczął czytać.
Poszedłem do pracy, wrócę wieczorem. Wyjdź z Chiakim, ale lepiej nie puszczaj go ze smyczy. I zjedz jakieś pożywne śniadanie, w końcu nie zjadłeś wczoraj kolacji.” Po przeczytaniu, zgniótł kartkę w dłoni. Ciekawe, przez kogo nie zjadł kolacji? Nie podobały mu się takie rozkazy, dlaczego miałby wyjść z psem? Nie jest jego. Do tego wkurzało go, że Hatake zachowuje się jak by był jego ojcem. Jakim prawem mówi mu co ma robić? Tak bardzo go to denerwowało. Wrzucił kartkę do kosza i podszedł do lodówki. Wyjął z niej dwa kawałki pizzy które pozostały z wczorajszego obiadu i odgrzał je w mikrofali. Kiedy kawałki pizzy były już gotowe, zdarł z nich wszystkie dodatki, zostawiając tylko ser na cieście. Nie przepadał za pizzą, ale tylko to mógł zrobić najszybciej, a był bardzo głodny. Dodatki z pizzy rzucił psu i sam zabrał się za jedzenie tego włoskiego dania.
Odkręcił kurki, puszczając ciepłą wodę pod prysznicem. Jutro dzień przed którym się trochę stresował. Nigdy nie był na rozprawie w sądzie, nie miał pojęcia jak to wygląda. Widział tylko na filmach, ale to wcale nie musi oznaczać, że jest tak samo. Co jeśli nie przyznają jego babci opieki? Nie rozumiał dlaczego Kakashi jest taki spokojny, i jego babcia tak samo. Oboje wierzą, że będzie mógł zamieszkać z babcią. Skąd mogą to wiedzieć? Dlaczego są tacy pewni? Takie pytania gromadziły się w jego głowie. Być może wcale im nie zależy na tym, by mógł zamieszkać z babcią. Może Chiyo wcale tego nie chce. Bo w sumie.. dlaczego miałby się nim zajmować? Może uważa go za problem. Jest już stara i na pewno chce mieć spokój. Po tych przemyśleniach, miał jeszcze większe obawy. Zaczynał się poważnie martwić. Zakręcił kurki wyłączając wodę i wyszedł spod prysznica. Ubrał spodnie i wyszedł z łazienki wycierając włosy ręcznikiem. Nagle rozbrzmiał dźwięk jego telefonu. Spojrzał w miejsce gdzie go położył, czyli na stolik w salonie i podszedł do niego. Biorąc telefon do ręki, spojrzał na wyświetlacz, dzwoniła babcia, więc odebrał.
- Co jest? - zapytał. Chiyo zaczęła wypytywać. Pytała jak się czuje, czy jest grzeczny, i czy się dobrze odżywia. Nie mogła tego dnia go odwiedzić, musiała załatwić parę spraw. - Jadłem... tak.. ale, tu jedzenie jest ohydne, mam nadzieje że ty lepiej gotujesz niż ten facet... Wcale nie wybrzydzam.. tak wiem, wiem... Okej. To na razie.. a babciu, czekaj! - zatrzymał staruszkę, która chciała się właśnie rozłączyć. Za nim jednak cokolwiek powiedział, milczał długą chwilę. Słyszał w słuchawce babcie, która pytała czy wszystko w porządku, ale nie odpowiedział. - Jutro.. zamieszkamy razem, prawda? - chciał się upewnić. Nie chciał się do tego przed sobą przyznać, ale się bał. Znowu się bał. Nie chciał się bać. To głupie uczucie. Strach... Nie chciał być tchórzem. - Ale... nie zostawisz mnie? Nie oddasz do domu dziecka? - zacisnął palce na swojej komórce. Chciał wiedzieć, chciał znać prawdę. Nawet jeżeli będzie to okrutna prawda, nie chciał być oszukiwany. Choć miał wielką nadzieję, że usłyszy pozytywną dla niego odpowiedź.
- O czym ty mówisz? Jakbym mogła cię zostawić? - usłyszał w słuchawce odpowiedź. - Jestem twoją babcią, nigdy w życiu nigdzie cię nie oddam. - zapewniła go. Zrobiło jej się przykro, bo jej wnuk nie do końca jej ufa, ale przecież sama jest sobie winna. Nie poświęcała mu nigdy za dużo uwagi, a na pewno nie tyle ile powinna. Jednak również nie mogła dziwić się jego reakcji, przeżył coś okropnego, widział straszne rzeczy, nie obwiniała go o to pytanie. Rozumiała, że się boi, to nic złego.
- To dobrze... - odetchnął z ulgą, licząc na to, że babcia mówi prawdę. Te słowa trochę go uspokoiły. - Tak tylko pytałem.. chciałem wiedzieć, czy będę mieszkać z tobą czy w domu dziecka. Trzeba wiedzieć takie rzeczy wcześniej.. - dodał, grając pewnego siebie. Wstydził się przyznać, że się boi.
Miały godziny, a Sasori siedział w domu przed telewizorem. Tak jak napisał mu Kakashi, był z psem, pospacerował trochę i wrócił. Oglądał telewizję od czterech godzin, co jakiś czas zmieniając kanały. Oglądał już kreskówki, jakiś serial i film, który właśnie się skończył. Postanowił więc ponownie zmienić kanał. Przełączał z jednego na drugi, ale nic ciekawego nie mógł znaleźć. W pewnej chwili jednak, coś przykuło jego uwagę. Zostawił na kanale z wiadomościami. Zazwyczaj ich nie oglądał, bo go to nie interesowało, ale tym razem w wiadomościach zobaczył nie tylko reportera, który coś gadał do mikrofonu, paru gapiów, ale także w tle ujrzał swój dom. Swój rodzinny dom, gdzie jeszcze niedawno mieszkał. To był jego dom, był tego pewny. Nigdy by go nie pomylił. Rozpoznał też wśród gapiów, swoich sąsiadów. Ale to nie było najistotniejsze. Pod głosił, by słyszeć dokładnie co dziennikarz będzie mówił.
- ....doszło do morderstwa. Sprawca zabił znanego i lubianego redaktora gazety Asashi Shimbum, Satoshiego Akasune, wraz z jego żoną. Osierocili syna... - Nie rozumiał. Dlaczego o tym mówią w telewizji? Dobrze zdawał sobie sprawę, że jego tata był znanym redaktorem, ale nie był jakiś sławny. Po co o tym mówią? Przecież to nie ich sprawa. Nie podobało mu się to, a nawet był zły, że ktoś się w to wtrąca. - … policja nie chce nic powiedzieć na ten temat. Jednak potwierdzone jest to, iż miesiąc temu pan Akasuna opublikował w gazecie informacje o nietypowych zabójstwach, które w ostatnim czasie miały miejsce, opisując zbrodniarza jako potwora, na którego prosił by uważano. Czy to możliwe, by tym czynem przyczynił się do własnej śmierci?.. - przestał słuchać po tych słowach. Jaki post w gazecie? Nic o tym nie wiedział. Co miał teraz myśleć? To prawda, czy media znowu próbują wszystkich oszukać? Zacisnął pięści i zęby. Nie chciał w to wierzyć. To niemożliwe, żeby to wszystko było winą jego ojca. Czy gdyby nie napisał tej informacji w gazecie, on i jego mama nadal by żyli? To nie mogła być prawda. Jego tata, nigdy nie zrobiłby czegoś tak głupiego. Nie zrobiłby. To nie prawda!
- Przestań kłamać!! - krzyknął do telewizora chwytając go mocno rękami i z całej siły zepchnął go z komody. Telewizor spadł na podłogę, robiąc przy tym sporo huku. W tym momencie Sasori zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Serce podeszło mu do gardła. Ekran telewizora był cały popękany, nie było widać obrazu, cały ekran śnieżył. Wiedział, że tego nie da się ukryć. Kakashi się wścieknie. Popsuł mu telewizor, a znając jego oszczędność, nie będzie chciał kupić nowego. I jak na zawołanie drzwi od domu otworzyły się i stanął w nich Kakashi. Sasori momentalnie odsunął się od telewizora, szukając w głowie szybko jakiejś wymówki. Siwowłosy wszedł do domu i pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to telewizor leżący na podłodze. Patrzył na niego chwilę otępiałym wzrokiem, po czym przeniósł spojrzenie na czerwonowłosego. Nie zwracał w tym momencie uwagi na cieszącego się pasa, który merdając ogonem chodził w okół niego.
- No bo.. - zaczął Akasuna. nie mając pojęcia co powiedzieć. - No bo.. to spadło, ja nie wiem jak, po prostu spadło – liczył na to, że Kakashi mu uwierzy. Chociaż trudno było uwierzyć w to, że telewizor sam spadł z dosyć szerokiej komody. - To chyba wszystko przez trzęsienie ziemi.. - którego oczywiście nie było.
- Jakie trzęsienie ziemi? - zapytał załamując ręce. Co ten bachor zrobił mu z telewizorem?
- No.. to, przed chwilą... nic nie czułeś? - zapytał udając zaskoczonego. Aktorem był nie najgorszym, ale też nie najlepszym, zwłaszcza gdy musiał improwizować. Czasami mu to wychodziło, a czasami zupełnie nie.
- Przestań kłamać... - prychnął zbliżając się do niego. Chłopak spuścił głowę i zaczął bawić się fragmentem swojej koszuli. Cholera.. przejrzał go. Mężczyzna złapał Sasoriego za koszule i zmusił by spojrzał mu w oczy. - Zdajesz sobie sprawę co właśnie zrobiłeś? - zapytał groźnie. Sasori milczał, przestraszył się. - Wkurzyłeś mnie! Przyszedłem z pracy zmęczony, chcąc obejrzeć coś w telewizji, żeby odpocząć, a przychodzę i co? Telewizor zniszczony! Zero szacunku dla cudzych rzeczy... - Mógł się domyślić. To w końcu bogaty dzieciak, zawsze rozpieszczony, na pewno miał co chciał, więc dlaczego miałby szanować cudzą rzecz.
- To nie tak... - wyjąkał przestraszony. - Ja odkupię... to znaczy, moja babcia.. - źle się czuł z tym, że babcia będzie musiała przez niego płacić za telewizor, ale sam nie miał tylu pieniędzy, nie miał ich w ogóle.
- Pf.. dzieciaku.. - puścił jego koszulę. - Myślisz, że będę obciążał kosztami kobietę na emeryturze? Za nim zniszczyłeś mi telewizor mogłeś pomyśleć o konsekwencjach. - Przez chwilę, naprawdę był na niego wściekły, gdyby był jego ojcem na pewno nie uszło by mu to na sucho. Jednak.. widział w jego oczach, że coś jest nie tak. Nie zepsułby chyba telewizora od tak sobie. Może zrobił to podczas zabawy z psem, albo był jakiś inny powód.
- Czyli nie muszę płacić? - zdziwił się, bo przecież to normalne, że powinien odkupić telewizor.
- Dlaczego go zniszczyłeś? - postanowił zapytać. Sasori stał z niezdecydowaną miną. Mówić, nie mówić? Chyba powinien powiedzieć. W końcu to wina policji, że wpuścili tam media, więc Kakashi jest mu winny wyjaśnienie.
- Widziałem w telewizji.. wiadomości.. - Dalej mówić nie musiał, Hatake już wiedział o co chodzi. Te wiadomości były nagrane dzień po tym zdarzeniu, a Sasori musiał obejrzeć powtórkę. I on i Minato woleliby, żeby chłopak tego nie widział, ale przecież nie mogli przed nim ukryć prawdy na długo.
- To tylko głupie media, nie wierz we wszystko co mówią. - podszedł do gniazdka i wyją stamtąd wtyczkę od telewizora. Ekran zrobił się czarny. Telewizor był już do wyrzucenia, będzie musiał kupić sobie nowy. Nie był biedny, ale do bogaczy również nie należał, był oszczędny i nie wydawał pieniędzy na prawo i lewo. Ale bez telewizji żyje się ciężko, nawet jeżeli nie ma czasu, by ją oglądać, to dobrze mu się przy niej zasypia. Podniósł telewizor i póki co położył go na komodę.
- Ale to prawda? To co powiedzieli o tym artykule? - Musiał wiedzieć, po prostu musiał. Chciał wiedzieć, czy jego tata napisał coś takiego. Kakashi westchnął i spojrzał na chłopaka, który czekał z niecierpliwością na odpowiedź.
- To prawda - zdecydował się go nie okłamywać. - To prawda, twój ojciec napisał taki artykuł, by nieco ostrzec ludzi, ale przecież nie było w tym nic złego. Nie mam pojęcia dlaczego...
- Ale gdyby go nie napisał to by żył! Dlaczego to zrobił?! - pytania kierował w stronę Inspektora, ale tak naprawdę pytał sam siebie. - Dlaczego mój tata to zrobił...? - opadł na kanapę. Nie mógł uwierzyć. Tata nie mógł być taki lekkomyślny. - Tato... dlaczego byłeś taki głupi... - wydusił przez zaciśnięte gardło.
- Twój ojciec chciał pomóc innym - przerwał mu. - Dlatego. Jeśli uważasz teraz swojego ojca za skończonego idiotę, to sam nim jesteś. - Sasori spojrzał wściekle na Kakashiego. Nie podobało mu się, że sugeruje mu iż jest idiotą. - Jestem pewny, że dzięki tej wiadomości niektórzy zachowali ostrożność, i być może dzięki temu przeżyli. Twój tata nie był głupcem, tylko bohaterem. - Czerwonowłosy patrzył na Kakashiego zaskoczony jego słowami.
- Bohaterem? - nie rozumiał. Jaki tam bohater z jego ojca? To tylko artykuł. Głupi artykuł, który przysłużył się do śmierci jego rodziców.
- Po prostu – podszedł do chłopaka. - czasami lepiej zrobić coś ryzykownego pomagając przy tym innym, niż całe życie chować głowę w piasek. - był policjantem więc u niego takie myślenie było zupełnie normalne. Zwłaszcza, że on prawie na każdym kroku ryzykował życiem.
- Ale gdyby nie to...
- Głupi jesteś, że nie rozumiesz? - warknął, wiedział do czego chłopak zmierza więc mu przerwał, w niezbyt miły sposób.
- Nie jestem głupi! - Akasuna zacisnął pięści. Jak on śmie go tak przezywać? Gdyby Kakashi, nie był dorosły uderzyłby go za to. Chociaż.. jeszcze nigdy nikogo nie uderzył. No może kiedyś jak był mały, ale wtedy był porywczym dzieckiem.
- A teraz przejdźmy do rzeczy najważniejszych – skrzyżował ręce na piersi. - Jak i dlaczego zniszczyłeś telewizor? - rozumiał, że chłopak był zły, smutny, sfrustrowany słysząc wiadomości, ale żeby niszczyć mu telewizor? To była przesada.
- Bo ja.. zdenerwowałem się i.. nie zastanawiałem się co robię.. - gdyby wiedział, że zepchnięcie telewizora tak się skończy, nigdy by tego nie zrobił. Ale w tamtym momencie po prostu nie myślał. Kakashi porozmawiał z nim chwilę na ten temat i jak się okazało, to nie pierwszy raz gdy Sasori w nerwach coś popsuł. Nie były to częste przypadki, bo z tego co wynikało z opowieści chłopca musiało zdenerwować go coś na poważnie.
- Jak czujesz, że jesteś zdenerwowany, to krzycz, biegaj, skacz rób cokolwiek co cie zmęczy, wtedy unikniesz takich sytuacji – nie był psychologiem, ale wiedział, że to pomaga. Znał kogoś takiego, kto kiedyś praktykował taki o to sposób.
- I to mi pomoże pozbyć się złości?
- Oczywiście, a na pewno w dużym stopniu – powiedział pewnie, tak że Sasori był wstanie w to uwierzyć. Miał trzynaście lat bywał naiwny, ale bez przesady. Jednak nie sądził by musiał używać rady Inspektora, takie napady złości, nie zdarzają mu się za często.
- Zmiana planów – powiedział Kakashi, po chwili ciszy. Chłopak spojrzał na niego niezrozumiale. - Sprawa sądowa została przełożona na pojutrze – niestety tak to czasami z sądami bywa, nie podobało się to jednak Sasoriemu. On chciał już wreszcie zamieszkać z babcią, a co najważniejsze w domu w którym będzie miał swój własny kąt. Swój komputer, swoje łóżko, miejsce gdzie będzie miał co robić. - Ale jest i dobra wiadomość.
- Niby jaka..? - burknął ponuro. Co może być dobrą wiadomością w takiej chwili? Jedyna to chyba byłaby gdyby zabili tego wstrętnego morderce. Albo chociaż złapali.
- Naruto.. pamiętasz tego chłopca, co? - Sasori skinął głową. - Zaprosił cię do siebie.
- Po co? - zdziwił się, ledwo zna tego dzieciaka.
- A tak, robi jakieś spotkanie z kolegami więc ty też pójdziesz. - Prawdą było, że Minato zaprosił Kakashiego z Sasorim, by chłopak nie nudził się tak u niego i miał trochę zabawy. Naruto od czasu do czasu zapraszał swoich przyjaciół do siebie na taką dziecięcą imprezę i nawet ucieszył się gdy dowiedział się, że Sasori do niego przyjdzie. Lubił poznawać nowych ludzi.
- Nie chce tam iść.. - odpowiedział, kładąc się na kanapie. Nie chciał się bawić z dziewięciolatkiem, był dla niego za młody.
-Pójdziesz, bo i ja tam idę. Po z tym... zniszczyłeś mi telewizor, chcesz może jakoś w inny sposób za to odpłacić? - rzucił mu wymowne spojrzenie, a Sasori przystał na jego układ. Pójdzie do Naruto na imprezę. Hatake uśmiechnął się do siebie widząc zrezygnowaną minę chłopaka. Chciał po prostu, by poszedł spotkać się z dzieciakami i miło spędził z nimi czas, nie myśląc o tym co przeżył.

    Nadszedł dzień imprezy u Naruto. Czerwonowłosy naprawdę nie był zadowolony z tego powodu, że musi tam jechać. Nie rozumiał dlaczego musi słuchać obcego faceta.. Żalił się nawet swojej babci, ale ona powiedziała, że Kakashi jest dla nich bardzo miły, pozwalając Sasoriemu u niego mieszkać i że nie powinien narzekać, bo mógłby mieszkać w sierocińcu. Takie argumenty nie podobały się chłopakowi, a to dlatego, że Chiyo nie była po jego stronie. To niesprawiedliwe, w końcu są rodziną, powinna trzymać się z nim, a nie wspierać jeszcze siwowłosego. Okrutną ma babcię..
Po domu rozległ się dzwonek. Do drzwi podbiegł blondwłosy chłopiec i z radosnym uśmiechem otworzył je. Niebieskimi oczami ujrzał Kakashiego i obok niego stojącego Sasoriego, którego nie mógł tak się doczekać. Trzynastolatek miał naburmuszony wyraz twarzy, ale Naruto w ogóle na to nie zwrócił uwagi. Chwycił Sasoriego za rękę i pociągnął do siebie wprowadzając go tym samym do środka. Inspektor wszedł za nim. W korytarzu przywitała ich Kushina, po czym zaprosiła ich do salonu. Ku zdziwieniu Naruto w salonie bawiło się jeszcze piątka dzieciaków, plus Nadinspektor siedzący na kanapie razem z jakąś kobietą i mężczyzną, obok których siedział czarnowłosy chłopak, mniej więcej w wieku Sasoriego. Kakashi przywitał się z nimi, wyglądało na to, że zna nie tylko Minato ale i tamtą dwójkę. Wydawało mu się, że będzie tylko on i Kakashi, a tu taka impreza. Nie podobało mu się to. Zdecydowanie wolałby być teraz w mniejszym gronie.
- To jest Sasori! - oznajmił Naruto trzem swoim kolegom i dwóm koleżanką. Akasuna skrępował się widząc jak wszystkie dzieciaki się mu przyglądają. Sięgały mu mniej więcej do ramienia, niektórzy do podbródka, ale i tak był wyższy. Czuł się dziwnie.
- Skąd go znasz? - zapytała różowowłosa dziewczynka.
- Z komisariatu – oznajmił Uzumaki, zadowolony i dumny z tego, że ma starszego kolegę.
- Przestępca?! - zawołała Sakura, a Hinata schowała się za nią. Jak Naruto mógł przyprowadzić do domu zbira? To przecież niebezpieczne.
- Możemy go zastrzelić? - zapytał Sasuke.
- Hej... - mruknął zażenowany Sasori. Co oni sobie wyobrażają? Wcale nie wygląda na przestępce. Niech go nie porównują, do tego człowieka co zabił jego rodziców.
- Głupi jesteście. On jest świadkiem! Nie jest zły – wyjaśnił blondyn przyjaciołom, na co odpowiedziało mu chóralne „aa...”. Chociaż Sasuke wyglądał na zawiedzionego. Zaczęli grać w twistera, ale Sasori za nic nie chciał się przyłączyć, więc tylko się przyglądał ich wygłupom. Zerknął na chłopaka siedzącego wśród dorosłych. Dlaczego tamten może tam siedzieć, a on nie? Dlaczego musi bawić się z dziećmi? Eh.. nie sprawiedliwe. Po chwili w salonie zaczęło się robić za głośno, bo dzieci zaczęły się przekomarzać.
- Dzieciaki – odezwał się Minato w ich stronę. - Idźcie może pobawić się na górę, co? - tam nikomu nie będą przeszkadzać, nie to co tutaj. Nie można usłyszeć własnych myśli, taki hałas zrobiła szóstka dzieciaków.
- No dobraa.. - zgodził się Naruto i zawołał gestem ręki swoich towarzyszy, by poszli za nim na górę. Sasori chciał zostać, wreszcie miał okazję, ale nic z tego. Naruto chwycił go za nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Itachi, ty też idź z nimi – odezwał się Fugaku patrząc na syna, który jadł herbatnika.
- Muszę? - wolał zostać tutaj. Dorosłych sprawy były dla niego ciekawsze niż bawienie się z dziećmi. I tak to robił dosyć często spędzając czas ze swoim młodszym bratem.
- Musisz. - zawtórowała mężowi Mikoto. Ma dopiero trzynaście lat, mógłby naprawdę spędzić więcej czasu na zabawie, niż siedzeniem wśród dorosłych ludzi.
- No dobrze.. - wstał niechętnie i poszedł na górę gdzie przed chwilą zniknęła gromadka dzieciaków, z nieznajomym mu czerwonowłosym. Na górze Naruto zaprosił ich wszystkich do swojego pokoju. Był to przytulny pokój, mieszczący wygodne jednoosobowe łóżko, biurko, półkę na książki, komódkę i szafę na ubrania. Na półce mieściły się różnego rodzaju mangi i komiksy. W pudełkach na podłodze posegregowane były zabawki. Takie jak resoraki, pluszaki, klocki, czy też gry planszowe. Na suficie widniały przyklejone do niego gwiazdki, które świeciły w ciemności. Sasori rozglądał się chwilę po pokoju, jako jedyny z obecnych nie był tu jeszcze nigdy.
- W co się bawimy? - odezwał się Shikamaru. On nigdy nie miał pomysłów, więc liczył na to że ktoś inny będzie miał wspaniałe pomysły na zabawę.
- W chowanego! - oznajmił Naruto. Wszystkie dzieciaki uznały to za genialny pomysł, w końcu mają całą górę dla siebie. Przeszli więc od razu do wyliczanki, bo jakoś musieli ustalić kto będzie krył, a przecież nikt nie chciał tego robić. Gdy tak wyliczył i palec Naruto padł na Sasoriego w jedne z sylab, ten odezwał się.
- Ja nie gram – oznajmił siadając na łóżku obok Itachiego, a właściwie to na drugim końcu łóżka.
- Dlaczego? - zapytał zawiedziony dziewięciolatek. Bardzo chciał, by Sasori bawił się razem z nimi.
-Bo tak.. - odpowiedział półszeptem odwracając wzrok. Nie chciał się bawić z dziećmi, nie tylko dlatego, że się wstydził, ale też dlatego, że ta zabawa za bardzo przypominała mu o pięknych chwilach w jego życiu, które już nie wrócą.
- Pewnie boi się, że będzie krył – odezwał się starszy Uchiha. Czerwonowłosy zbeształ go wzrokiem, bo była to nieprawda.
- No właśnie – zawtórował Sasuke. - Nie bądź tchórzem, tchórzu! - Czerwonowłsoy tylko prychnął na taką obelgę. Chociaż cisnęło mu się na usta by wykrzyczeć mu iż nie jest tchórzem. Ale niestety.. był. Bolała go ta prawda, ale co mógł zrobić? Musiał z tym żyć.
- Sasuke, tobie nie wolno dokuczać starszym od ciebie – powiedział Itachi, zupełnie poważnie. - Okazuj szacunek, dla starszych kolegów. - Kruczowłosy dziewięciolatek przewrócił oczami na wywód brata. Nie będzie go pouczał, głupek jeden. - Baw się z nami. - zwrócił się do Akasuny - Ja też się bawię, a jestem pewnie starszy od ciebie – na takiego przynajmniej wyglądał. Powoli wchodził w fazę mutacji, był o czoło wyższy od Akasuny, więc stwierdził, że jest starszy. Sasori westchnął, i niechętnie zgodził się bawić z nimi. Po tym zaczęła się kłótnia kto będzie krył bo mimo tego że wyliczanka wybrała Kibę to on nie chciał i zarzucał Naruto oszustwo. Mogliby się kłócić do rana, gdyby nie wkroczył Itachi i nie oznajmił im, że to on będzie krył. Wszyscy się zgodzili bez żadnych sprzeciwów. Czarnowłosy stanął w kącie pokoju i zaczął liczyć do pięćdziesięciu. Pozostali zaczęli szukać kryjówek. Sasori robił to bez entuzjazmu, w przeciwieństwie do młodszych kolegów. Wyszedł z pokoju i rozejrzał się dookoła. W ogóle nie znał tego domu. Nagle zauważył uchylone drzwi. Nie wiedział dokąd prowadzą, postanowił więc do nich zajrzeć. Otworzył je szerzej i wszedł do środka. Te drzwi okazały się być schowkiem na szczotki, odkurzacz, deskę do prasowania i tego typu rzeczy. To miejsce nie należało do najprzyjemniejszych. Było tu ciasno i ciemnawo, do tego to najbardziej oczywista kryjówka ze wszystkich. Nagle usłyszał trzask i dźwięk przekręcanych kluczy. Zrobiło się ciemniej. Sasuke chichrał się pod nosem i mijając zamknięty schowek pobiegł szukać swojej kryjówki. Do schowka wpadało blade niewyraźne światło z matowych niedużych okienek w drzwiach. Sasori nacisnął na klamkę, ale tak jak myślał, drzwi zostały zamknięte. Nacisnął po raz kolejny, tym razem mocniej i nic. Było tu za ciemno, nie chciał tu być. Nacisnął jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze raz. Nic nie dawało. Zaczynał naprawdę źle się czuć, było tutaj tak samo ciemno jak w szafie w jego domu. Szarpał się z drzwiami, ale nic to nie dawało.
- Cholera... - wyjąkał zdenerwowany. Nie myślał teraz racjonalnie, jedyny cel to wydostać się stąd. Szarpał się i szarpał, niewiele brakowało, a wyrwał by klamkę. Dlaczego go tutaj zamknęli? To jakiś żart? Może go nie zauważyli? Ale przecież nie jest niewidzialny, do cholery! Zdenerwował się. Tutaj było tak jak w szafie tamtego dnia, nie chciał tu być. Zacisnął pięść i z całej siły uderzył w jedno z kwadratowych okienek, wybijając je. Na jego ręce pojawiła się krew. Widząc to jego źrenice zrobiły się szerokie, a po chwili dało się słyszeć krzyk rozlegający się po całym domu. Wszyscy dorośli szybko zgromadzili się na górze, przestraszeni że coś się stało. Na piętrze zastali dzieciaki stojące przy schowku i Itachiego, który kucał przy przerażonym Sasorim klęczącym na ziemi. Z ręki Akasuny kapała krew, podobnie jak tamtego dnia. Widok krwi, przywołał zbyt bolesne wspomnienia. Minato i Kakashi podeszli do nich.
- Co się stało? - zapytał Hatake również przykucając przy czerwonowłosym.
- Nie wiem.. - zaczął Itachi. - Znalazłem go zamkniętego w schowku. - Nie miał pojęcia kto go zamknął. Nie wiedział też dlaczego tak się wydarł. Być może bał się ciemności, albo jego ręka tak bardzo bolała.
- Naruto.. - Namikaze spojrzał na syna, oczekując wyjaśnień.
- To nie ja – zapewnił ojca. Nie zrobił by czegoś takiego.. no może by zrobił, ale dobrze że tym razem to nie był on.
- Na pewno? – zapytała Kushina podpierając ręce na biodrach. Oby jej syn nie miał z tym nic wspólnego, bo nie ręczy za siebie.
- Na pewno, to nie ja – oburzył się, że mu nie wierzą. Zastanawiał się więc, kto mógłby to zrobić. Hinata odpada, to na pewno. Shikamaru za leniwy. Sakura? Chyba nie byłaby aż tak pomysłowa.. Zostaje Kiba albo Sasuke. Żadne z dzieci nie chciało się przyznać, do póki nie padło na młodszego Uchihe, który trochę plątał się w słowach.
- To miał być tylko żart.. - jęknął zrozpaczony, że nie udało mu się jakoś z tego wybrnąć. Gdyby wiedział, że Sasori się boi schowków nigdy by tego nie zrobił. Nie chciał zrobić mu krzywdy, chciał tylko zażartować.
- To miał być żart!? - krzyknęła Mikoto chwytając syna za ucho i ciągnąć w stronę Sasoriego.
- Aua.. nie chciałem.. to boli.. - to na prawde bolało. Jego własna matka jest okrutna. Jego biedne ucho..
- Przeproś Sasoriego, w tej chwili! - rozkazała nie zadowolona z poczynań syna. Jak mógł zrobić coś tak głupiego. Powinien zastanowić się nad tym kilka razy, za nim coś zrobi.
- Przepraszam... - powiedział pociągając nosem. To ucho go naprawdę bolało, niech ta mam go już puści.
- W porządku... - odpowiedział cicho dopiero po chwili. Trzymał się cały czas za obolałą rękę. Krew już nie ciekła, a uczucie szoku powoli mijało. Dlaczego tak zareagował? Tylko się ośmieszył, teraz to już wszyscy mają go za tchórza. Nie chciał tego, tak bardzo nie chciał być uważany za tchórza. Dlaczego nie chciał? Przecież nim był. Nie pomógł rodzicom, nikomu by nie potrafił pomóc. Dlaczego tak bardzo uciekał przed prawdą? Myślał, że już pogodził się ze swoim tchórzostwem, a jednak wciąż czuł się źle, gdy inni tak o nim myślą. Był przekonany, że teraz wszyscy mają go za tchórza. Nie sądził, że widok krwi przywoła te straszne wspomnienia. Czyżby już nigdy nie mógł patrzeć na krew?
W łazience Kushina opatrywała rękę Sasoriemu. Na szczęście żadne szkoło nie dostało się do rany, ale trochę sobie tę rękę pokaleczył i trzeba było zdezynfekować i założyć bandaż.
- Następnym razem uważaj, bo to naprawdę niebezpieczne tak wybijać szybę gołą ręką – powiedziała uśmiechając się do chłopca. Zdawała sobie sprawę, że zrobił to pod wpływem strachu, ale nie będzie mu przecież tego wypominać, na pewno nie chciałby słuchać o tym jak to się bał. Nikt by nie chciał. To zupełnie normalne po tym co przeszedł, a wiedziała to od męża.
- Przepraszam.. - rzucił tak nagle, że zszokowało to Kushine. Spojrzała na niego nie bardzo rozumiejąc za co ją przeprasza. - Za tę szybę... ja nie chciałem.. - jak nie telewizor, to teraz szyba. On to ma szczęście.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało, to tylko mała szybka – mówiła kończąc wiązać mu bandaż. Sasoriemu aż ścisnęło się gardło. Była dla niego taka dobra, jak mama.
- I jak się czujesz? - do łazienki zajrzał Kakashi opierając się o framugę drzwi.
- Dobrze.. - fizycznie czuł się dobrze, psychicznie już nieco gorzej. Wiedział, że nie powinien tu przyjeżdżać. Głupia zabawa w chowanego.. Wiedział, że nie powinien się w to bawić.


Od Autorki: Tak jak obiecałam rozdział pojawił się w tym tygodniu.. właściwie to na sam koniec tego tygodnia, ale nie ważne. Ważne że ten tydzień jeszcze nie minął :P
Ten rozdział wyszedł dłuższy niż poprzednie.. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca :) 
Już sama nie mogę się doczekać, aż zacznę dodawać tu rozdziały w których pojawi się Akatsuki, a na to będzie trzeba jeszcze poczekać z dwa rozdziały :<
(Error - nadużywanie słowa rozdział kłuje w oczy xD)
Dziękuję wam bardzo, że czytacie i że wyrażacie swoją opinie w komentarzach ^^
Nie dodam tutaj żadnego rozdziału do świąt, to na pewno, dlatego też, Życzę wam zdrowych, pogodnych i pełnych miłości Świąt. Abyście spędzili je w gronie najbliższych, i aby te święta były dla was radosne :D

WESOŁYCH ŚWIĄT!!! 









sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 3

- Ale.. jak to nie mogę go zabrać do domu? - starsza kobieta nie rozumiała tego co miał na myśli Nadinspektor. Przyleciała do wnuka najszybciej jak mogła, a okazuje się, że nie mogą wrócić razem do domu.
- Proszę mi wybaczyć, ale takie prawo.. - Nie lubił robić ludziom nadziei, mógł powiedzieć jej o tym przez telefon, ale miał na głowie zbyt dużo spraw, by pamiętać o wszystkim. - Aż do rozprawy sądowej, w której sąd przyzna pani opiekę nad Sasorim, musicie mieszkać osobno..
- Nie chcę mieszkać w sierocińcu – jęknął czerwonowłosy. Nie rozumiał tego wszystkiego. Babcia po niego przyleciała taki kawał drogi, a on im mówi, że nie mogą mieszkać razem. O co chodzi? Wolałby mieszkać z babcią niż w domu dziecka. Dlaczego wszystko jest przeciwko niemu?
- To tylko parę dni. Rozprawa będzie za sześć dni – Minato starał się przekonać trzynastolatka, do tego by zgodził się pójść do sierocińca na te parę dni. Jednak żadne argumenty nie działały. Nawet to, że babcia będzie go codziennie odwiedzać, choć nie było to wskazane ze względu na inne dzieci. Sasori się uparł i nic prócz siły fizycznej nie zaciągnie go tam, choćby walił się świat.
- Sasori, skoro tak trzeba to musisz tam iść – wtrąciła Chiyo. - Przecież musisz gdzieś mieszkać przez ten czas. Do tego zawrzesz tam nowe znajomości. - sądziła, że jeśli pozna ludzi z podobnymi problemami poczuję się trochę lepiej, będzie wiedział, że nie jest sam i jest wiele dzieci, które kiedyś podobnie cierpiały jak on. Może i babcia chciała dla niego dobrze, ale Akasuna wcale tak tego nie postrzegał. Dla niego zapoznanie się z ludźmi, którzy mają podobny problem, bo nie mają rodziców tak jak on, jest jeszcze bardziej dołujące. Nie chciał zamieszkać w smutnym i przygnębiającym miejscu. Nigdy nie był w sierocińcu, słyszał tylko jak tam jest. Może był to po prostu głupi kaprys, wiążący się z wiekiem dojrzewania, a może sam już nie wiedział czego chce. Mieszkanie z babcią było średnio fajnym pomysłem, ale jedynym dobrym wyjściem w tej sytuacji. Mieszkanie w domu dziecka wiązało się z obawą, że zostanie tam już na zawsze. Nie miał dużego zaufania do babci, bo nigdy w życiu nie musiał na niej polegać, nie dała mu powodów by jej ufać.
- Nie chce! - krzyknął, by dać im wszystkim w końcu do zrozumienia, że nie przekonają go nigdy w życiu. Chiyo nie miała siły, by się z nim wykłócać, sama w środku przeżywała śmierć syna i synowej. Dla niej to też był wielki cios, choć nie okazywała tego.
- Pf.. rozpieszczony bachor.. - syknął do siebie Hatake, stojąc na uboczu i podpierając ścianę plecami, przysłuchiwał się rozmowie. - Na mnie już pora. - rzucił ruszając w stronę wyjścia. - Trzymaj się dzieciaku. - dodał mijając ich. Nagle poczuł jak coś go zatrzymuje. Spojrzał za siebie i ujrzał czerwonowłosego beksę trzymającego jego płaszcz, na którym zacisnął palce jednej ręki.
- Czy... czy mogę pomieszkać u pana? - zapytał nieśmiało płaczliwym głosem.
- Sasori! - zrugała go babcia. - Przestań wymyślać. Puść pana. - rozkazała pociągając wnuka do siebie, ale to na niewiele się zdało.
- Proszę... - wyszeptał. Wolał mieszkać u niego niż w sierocińcu. Choć nie znał go dobrze to przeżył u niego jedną noc, oznaczało to że nie mógł być taki zły. - Bardzo.. proszę – zacisnął powieki, żeby łzy nie wypłynęły. Nie chciał już płakać, ale na próżno. Wciąż się zbierały i zbierały w kącikach jego oczu.
- Ty myślisz, że mój dom to jakiś hotel? - spojrzał na niego zażenowany. W głębi serca było mu go szkoda. Biedny dzieciak był tak zdeterminowany, że błagał o mieszkanie z nim, z niezbyt miłym facetem.
- Kakashi, chyba mu nie odmówisz? - Niebieskooki spojrzał na niego z lekkim uśmiechem mówiącym „I co teraz zrobisz?”. Minato bardzo dobrze znał Kakashiego, przyjaźnią się już od dawna, choć czasami tego po nich nie widać. Wiedział, że siwowłosy nie będzie potrafił odmówić chłopcu. Inspektor westchnął i przeczesał włosy ręką. Nie chciał żadnych lokatorów, ale z drugiej strony ciężko było powiedzieć NIE zrozpaczonemu dziecku.
-Niech będzie.. - zgodził się po chwili namysłu. - Jeśli nie będzie mi przeszkadzał w pracy, to nie mam nic przeciwko.
- Jest pan pewny? - dopytała staruszka. Nie chciała robić nikomu problemów, a już na pewno nie obcemu mężczyźnie.
- Dziękuje.. - rzucił zmęczonym tonem, po czym puścił płaszcz Kakashiego i zaczął osuwać się na ziemie. W ostatniej chwili przed zderzeniem z podłogą, złapał go Minato.
- Sasori! Co się mu stało? - zapytała spanikowana Chiyo dobijając do wnuka.
- Spokojnie, nic mu nie jest – zapewnił ją Namikaze, widząc że chłopiec prawidłowo oddycha - To z przemęczenia.

     Minęły dwa dni odkąd Akasuna zamieszkał z Kakashim. Babcia odwiedzała go codziennie rano, przynosząc jakieś smakołyki, które były dużo lepsze od jedzenia Kakashiego. Był przekonany, że to właśnie dzięki temu jeszcze żyje. Przez te dwa dni prawie nic się nie zmieniło. Sasori wciąż płakał i tęsknił za rodzicami, ciągle łudząc się, że kiedyś obudzi się z tego koszmaru. Mieszkanie z inspektorem nie było złe, ale nie należało też do najlepszych. Ten siwowłosy facet lubił rozkazywać, a Sasori wprost nie znosił rozkazów. Do tego gotował strasznie, czasami nawet kanapki nie potrafił zrobić smacznej. Popołudniami zostawał sam, bo Hatake musiał iść do pracy, choć ze względu na pobyt Czerwonowłosego w jego domu, Minato dał mu mniej godzin pracy. Co wcale Kakashiemu nie sprawiło radości, bo on lubił swoją pracę. Opieka nad nastoletnim dzieckiem też nie była łatwa, chociaż Sasori był raczej cichy i nie sprawiał zbyt wielu problemów, oprócz tego że dosyć często szlochał, co było irytujące dla mężczyzny. Spanie na kanapie też nie uśmiechało mu się jakoś bardzo. Postanowił jednak to znieść. Nie był ojcem i nie sądził żeby potrafił nim być, a przynajmniej nie zamierzał póki co. Wiedział, że nastolatki lubią się buntować ale nie że aż tak. Dlaczego prawie każda odpowiedź to „zaraz” albo „później”, albo bardziej dobijająca „nie chce mi się”. On taki nie był. Ah te czasy, tak bardzo się zmieniają. Takie przynajmniej odnosił wrażenie.
Kolejnego ranka Sasori został obudzony przez koszmar. Miał sen w którym jego rodzice kładli się dobrowolnie do trumny mówiąc mu, że już się nigdy nie zobaczą. Co za głupi i bezsensowny sen. Skąd się one biorą? Przecież to bez sensu, jego rodzice nigdy by tak nie zrobili. Po ubraniu się w świeże ubrania, które przywiozła mu babcia poprzedniego dnia, wyszedł z sypialni. Od razu przybiegł do niego pies i zaczął merdać ogonem na powitanie. Pogłaskał go krótko i ruszył do lady za którą stał Kakashi, ubrany w samą podkoszulkę i bokserki. To chyba oznaczało, że również niedawno wstał. Nic dziwnego było po piątej rano.
- Co tak wcześnie? - zapytał wyjmując z lodówki mleko. Akasuna w tym czasie usiadł na krzesełku i podparł się na łokciu o blat, a w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Nie miał ochoty opowiadać o swoim głupim śnie, przez który nie mógł dalej spać.
- Płatki? - dopytał potrząsając pudełkiem czekoladowych kulek do mleka. Na to pytanie również odpowiedział wzruszeniem ramion. Hatake westchnął i postawił przed nim płatki, mleko i miskę. Sasori zerknął na zdjęcie w ramce stojące na końcu lady. Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą brązowowłosą dziewczynę. Widział je już wcześniej, ale teraz coś skłoniło go do tego, by o to zapytać.
- Kto to? - rzucił wskazując na owe zdjęcie. Kakashi spojrzał we wskazaną stronę, i na chwilę zawiesił wzrok na zdjęciu.
- To.. moja przyjaciółka – odpowiedział po krótkiej chwili ciszy.
- Pana dziewczyna? - Skoro facet mówi, że przyjaciółka to znaczy że dziewczyna, w jego mniemaniu tak właśnie było.
- Powiedziałem przyjaciółka – powtórzył, kładąc pusty talerz po swoim śniadaniu do zlewu.
- Planujecie ślub? - Nie dotarło do niego słowo przyjaciółka.
- Nie. - Zaczynało go irytować to wnikanie w jego przestrzeń osobistą. Nie był wylewnym człowiekiem, nie lubił się zwierzać.
- Dlaczego? Przecież jest ładna. - Nie miał pojęcia czemu o to wszystko pyta, nie miał żadnych powodów, chciał czasami o czymś pogadać, by nie myśleć ciągle o rodzicach, a niewiele mieli wspólnych tematów, choć z dnia na dzień dogadywali się coraz lepiej.
- Bo.. nie. - Miał nadzieję, że taka odpowiedź wystarczy temu ciekawskiemu dzieciakowi.
- Mieszka gdzieś niedaleko?
- Mógłbyś się zająć swoimi sprawami? - zapytał marszcząc brwi. Zapadła chwila ciszy. Sasori nie wiedział co jest złego w pytaniu o takie rzeczy, przecież nie chce jej dokładnego adresu ani zaproszenie na ślub. Chciał tylko wiedzieć kim jest ta ładna pani ze zdjęcia.
- Jakimi? - odezwał się w końcu patrząc w niezadowolone oczy, albo raczej oko, Kakashiego.
- Na przykład takimi: Wiesz może jaki jutro jest dzień? - Chwilę trwało za nim chłopak odpowiedział na to pytanie, choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego co będzie jutro.
- Wiem... - spuścił głowę, a przecież zaczął tą rozmowę po to, by o tym nie myśleć.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytał złośliwie.
- Nie..
- No właśnie. Tak samo ja nie chce rozmawiać o tej dziewczynie. Rozumiesz? - Czerwonowłosy pokiwał głową na znak, że rozumie. Kakashi po chwili zniknął w łazience zostawiając Sasoriego samego ze swoimi myślami. Dlaczego Kakashi się na niego wkurzył? To przecież normalne, że nie chce rozmawiać o pogrzebie rodziców, ale co jest złego w rozmawianiu o dziewczynie ze zdjęcia? Mógł mu od razu powiedzieć, że nie chce o tym gadać, zrozumiał by, po co od razu tak się wkurzać.
Miał już trzynaście lat, prawie czternaście, był nastolatkiem więc, był za duży na bawienie się zabawkami, lecz wciąż za młody by siedzieć ciągle przed telewizorem, co z czasem stawało się nudnym zajęciem. Gdyby wszystko było dobrze, gdyby jego rodzice żyli na pewno teraz był by na dworze ze swoimi przyjaciółmi, których już dawno nie widział. Grali by w baseball albo piłkę nożną, albo znaleźli by sobie jakieś inne ciekawe zajęcie. A gdyby musiał siedzieć w domu, włączył by komputer i w coś zagrał albo przejrzał internet. Jednak rzeczywistość była inna, nie był teraz u siebie w domu, nie było tutaj jego przyjaciół, ani nie miał tu swojego komputera. Był tylko laptop Kakashiego, którego raz próbował włączyć gdy ten był w pracy, ale nic z tego. Hatake założył hasło, i ni jak nie mógł zgadnąć jakie ono jest. Nic dziwnego, zna faceta dopiero od paru dni, nic o nim nie wie, to normalne, że nie potrafi odgadnąć hasła.
Inspektor wyszedł do pracy godzinę temu, i zapewne wróci za trzy lub cztery godzinny. Sasori głupio się czuł wiedząc, że pracuje tak krótko tylko ze względu na niego, a przecież miał mu nie przeszkadzać w pracy. Nie chcą zostawiać go samego ze względu na jego stan emocjonalny, podsłuchał rozmowę, więc to wiedział. Chyba są głupi jeśli myślą, że sobie coś zrobi przez to że stracił rodziców. To dla niego straszny cios, ale nie miałby na tyle odwagi, by się zabić. Pogodził się już z tym, że jest tchórzem. Do tego Kakashi dzwonił co godzinę, by sprawdzić co u czerwonowłosego i zapytać jak się czuję. Strasznie go to denerwowało. Nie był już dzieckiem, powinien to wiedzieć. Tego dnia zupełnie zapomniał o telefonach. Nudziło mu się strasznie, ciągle myślał o tym co będzie jutro. Bał się tego dnia, tego ostatecznego pożegnania. To było przerażające. Był na pogrzebie tylko raz, jak miał pięć lat, wtedy umarł jego dziadek. To było dawno wtedy prawie nic nie rozumiał. Ale pomimo to pamiętał, że płakał i krzyczał, by nie zakopywali dziadka bo nie będzie miał czym oddychać. To jedno z najgorszych jego wspomnień jakie miał, nie chciał przeżywać czegoś podobnego po raz kolejny.
Miał dosyć tego siedzenia przed telewizorem, musiał coś zrobić. Wstał i wyłączył nudny serial który leciał w telewizji, po czym podszedł do komody i wziął z niej smycz.
- Chodź Chiaki – zawołał do psa, a ten od razu do niego podbiegł. Zapiął psu smycz i wygrzebał z szuflady komody klucz, po czym wyszedł z domu. Stojąc przed domem rozejrzał się po okolicy, nigdy stąd jeszcze sam nie wychodził. Mieszkał w zupełnie innej okolicy, więc nie znał tej, ale to w końcu Tokio, jego miasto, na pewno znajdzie drogę z powrotem. Ruszył przed siebie wzdłuż chodnika, starał się cieszyć ładną wakacyjną pogodą i nie myśleć o smutnych rzeczach. Nie musiał daleko iść, bo gdy tylko minął dom Kakashiego jego oczom ukazał się, spory fragment zieleni. Wyglądał jak taki mały park w paru metrach kwadratowych. Równo wykoszona trawa, parę drzew i krzaków. Idealne miejsce na spacer dla psa, wystarczająco dużo miejsca by porzucać patyk lub piłkę psu, lub żeby się po prostu z relaksować. Nie było tu nikogo prócz niego, choć w okolicy było sporo domów. Może nikt inny nie miał tutaj psa? Albo czasu na spacery. Nie zastanawiał się nad tym długo, bo co go to obchodziło. Wkroczył na zielony teren razem z psem. Chiaki wyczuł swój rewir, od razu zaczął podsikiwać jedno z drzew. Akasuna nie miał pojęcia, czy powinien puszczać psa, w sumie nigdy z nim nie był na spacerze, i pomimo że pies potrafił iść przy nodze, nie ciągnął się ani nie wyrywał, to bał się go puścić. Postanowił więc tego nie robić, jeszcze miałby przez to kłopoty. Nie jego pies przecież. Z drugiej strony nudny jest spacer z psem który idzie tylko na smyczy. Zatrzymał się. Postanowił zaryzykować. Odpiął smycz psu. Ku jego zdziwieniu nic się nie stało. Owczarek stał w miejscu i nie zamierzał uciekać. Chłopak odetchnął z ulgą. Rozejrzał się po ziemi szukając jakiegoś patyka lub kamyka, coś co mógłby rzucić go psu. Znalazł. Podniósł kija i uniósł go za głowę.
- Chiaki! - zawołał by zwrócić uwagę psa, który od razu do niego podbiegł merdając ogonem. - Aport! - krzyknął rzucając patykiem daleko przed siebie. Pies niczym strzała pognał prosto za patykiem unoszącym się w powietrzu. Nim kij zdążył upaść na ziemie, Chiaki skoczył i złapał patyk w powietrzu, zgrabnie lądując na ziemi.
- Wow.. Dobry jesteś – powiedział do psa, gdy ten do niego podbiegł ze zdobyczą w pysku. Zabrał mu kij po chwili siłowania się z nim. - Zobaczymy czy to złapiesz. - Ta zabawa trwała aż pół godziny, i za każdym razem pies łapał rzucany mu kij. Musiał przyznać, że pies był bardzo uzdolniony. Nie przypuszczał, że zabawa z psem może być taka przyjemna, mogłoby się wydawać, że to tylko głupie rzucanie patykiem, ale jeśli jest się dość kreatywnym i ma się choć trochę wyobraźni to zaczyna się robić ciekawie.
Czerwonowłosy rzucił patyk po raz kolejny i tak samo jak wcześniej, pies za nim pognał. Jednak tym razem nagle zatrzymał się przerywając pogoń za patykiem. Kijek upadł na trawę, a pies dalej stał w miejscu czemuś się uważnie przyglądając.
- Co jest? - zapytał Sasori, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Patrzył na stojącego w miejscu psa, po czym powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem i zatrzymał je na drzewie, na którym siedział kot. To nie oznaczało nic dobrego. Szybkim krokiem ruszył w stronę psa, wiedział że pies i kot to niekoniecznie dobra para do zabawy. Chciał zdążyć za nim kot zeskoczy z drzewa... Za późno. Gdy Sasori dochodził już do Chiakiego, kot zeskoczył z grubej gałęzi na ziemię, a Chiaki ruszył na niego pędem. Bury kot nastroszył się widząc psa i jak najszybciej zaczął uciekać.
-Chiaki!! - trzynastolatek pobiegł za psem. Nie mógł go przecież zgubić, nie mógł pozwolić mu uciec. No i nie chciał, by zjadł tego niewinnego kotka. Biegł ile sił w nogach ale pies był od niego dużo szybszy. Mógł go nie puszczać.. co go podkusiło? Cholera... Tak dobrze się z nim bawił, nawet przestał myśleć o tym co spotkało jego rodziców. Kiedy nareszcie znalazł sobie jakieś zajęcie głupi kot wszystko zepsuł. Ale czy mógł mieć pretensje do kota? To tylko zwierzę, które nie wiedziało, że komuś może w czymś przeszkodzić. Gdy zwierzęta przebiegły przez ulicę sprawnie omijając jeżdżące pojazdy, na szczęście nie była to zbyt ruchliwa ulica, Sasori zatrzymał się przed nią, wypatrując wzrokiem owczarka, który po chwili zniknął mu z pola widzenia. Nie miał już siły dalej biec.
- On mnie zabije.. - wydyszał do siebie. Co teraz będzie z psem? Czy wróci? Nie miał pojęcia, ale przecież psy są mądre. Miał nadzieję, że nie wpadnie pod samochód. Był zły na siebie, że spuścił psa ze smyczy. Chiaki nie był jego psem, nie powinien w ogóle z nim wychodzić i decydować o tym czy może zostać spuszczony ze smyczy. Wyszedł z psem bez pytania, i go zgubił, na pewno Kakashi nie będzie z tego powodu zadowolony. Wkurzony podniósł niewielki kamień i cisnął nim przed siebie. Los chciał, że uderzył w maskę jednego z przejeżdżających samochodów. Sasori nie czkał na dalszy bieg wydarzeń, po prostu uciekł z miejsca wydarzenia. Kierowca zatrzymał auto i odsunął szybę.
- Hej! - krzyknął w stronę Sasoriego, który był już daleko. Nie interesowało go dostanie ochrzanu, ani płacenie za jakąś szkodę, którą mógł wyrządzić, choć miał nadzieję, że tego nie zrobił.

     Wrócił do domu w potwornym nastroju. Chodził wzdłuż salonu w tę i z powrotem, cały czas zastanawiając się co dalej będzie z psem. Na prawdę liczył na to, że wróci, choć obawa przed tym, że tego nie zrobi była silniejsza. I co on teraz powie inspektorowi? Dlaczego on zawsze musi mieć jakiś głupi pomysł? Nie znosił się za to. Chyba nikt nie miał takiego pecha jak on. W tym momencie do domu wpadł Kakashi, dosłownie wpadł. Sasori spojrzał na niego zaskoczony jego zbyt szybkim powrotem, a jednocześnie trochę przerażony, bo siwowłosy ruszył do niego stanowczym krokiem. Czyżby wiedział już o psie? Ale jak?
- Dlaczego nie odbierasz telefonów? - zapytał chłodno, łapiąc Akasune za koszule. Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Patrzył w niezadowolone oczy inspektora i nie miał pojęcia co powiedzieć. Jeśli powie, że wyszedł z psem od razu będzie musiał się przyznać do tego, że go zgubił. Ale przecież i tak zauważy brak obecności swojego pupila.
- Żarty sobie robisz?! - Na poważnie się przestraszył. Nie odbierał ani domowego, ani komórki. Zaczęły do głowy przychodzić mu najczarniejsze myśli, zaczynał nawet żałować że nie wziął sobie urlopu jak prosił go Minato. Na prawdę się martwił o dzieciaka, przecież gdyby coś mu się stało nigdy by sobie nie wybaczył. Może i nie był zbyt miły, ale miał sumienie.
- Bo ja... - wyjąkał decydując się powiedzieć prawdę. Być może jeśli się przyzna Kakashi będzie wiedział gdzie szukać psa, albo napisze jakieś ogłoszenie o zaginięciu. Nie ma czasu do stracenia. - Ja wyszedłem na chwilę... z psem. Nie wiedziałem, że... - Hatake puścił go i odetchnął z ulgą. A więc poszedł tylko z psem.
- Mogłeś przynajmniej wziąć telefon. - Gdzie ten dzieciak ma głowę? Doprawdy, nikt już dawno nie napędził mu takiego strachu. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie się martwił o jakiegoś prawie obcego mu dzieciaka. - Gdzie Chiaki? - zapytał zdziwiony faktem, że nikt nie cieszy się z jego powrotu. Po tym pytaniu fala gorąca oblała Sasoriego.
- Ee.. no bo... - zamierzał się przyznać, ale to było trudniejsze niż myślał. - Bo on.. on..
- O rany.. - westchnął domyślając się co mogło się stać. - Zgubiłeś go? - miał nadzieje, że właśnie to się stało, a nie coś gorszego.
- Nie! - wypalił nagle, instynktownie we własnej obronie. - To znaczy... sam się zgubił – dodał cicho odwracając wzrok. Przecież nikt nie kazał temu psu gonić za kotem. - Przepraszam..
- O, umiesz przepraszać. A to niespodzianka. Ciekawe czego się jeszcze o tobie dowiem. - mówiąc to ruszył w stronę wyjścia z domu.
- Gdzie idzie... pan.. Gdzie pan idzie? - poprawił się szybko.
- Szukać psa, a myślisz że gdzie idę? - przecież to oczywiste dokąd zmierza. Znał swojego kudłatego przyjaciela i wiedział że jeśli uciekł to wróci, a powodów do ucieczki nie było wiele, zazwyczaj biegł za kotem albo zającem czy wiewiórką. Zawsze wtedy wracał mimo to, lepiej było wyjść mu na przeciw i go poszukać, w końcu Tokio to ruchliwe miasto.
- Też pójdę – podbiegł do wychodzącego Kakashiego. Czuł się winny, więc też chciał pomóc w szukaniu Chiakiego.
Po godzinie wrócili do domu z psem. Na całe szczęście nic mu się nie stało, po prostu daleko pognał za kotem, dlatego poszukiwania trwały tyle czasu. Kakashi nie miał za złe chłopcu, że wziął psa na spacer, a ucieczki zdarzały mu się już nie raz, więc nie obwiniał za to czerwonowłosego. Nie powiedział mu jednak tego, niech chłopak wie że następnym razem powinien zapytać się o zgodę. Sasori bardzo ucieszył się, że Chiaki się znalazł, kamień spadł mu z serca. To polepszyło jego humor, aż do momentu gdy przyszła pora na spanie. Ostatnio nie lubił nocy. Miał trudności z zasypianiem, i wtedy najgorsze myśli i wspomnienia powracały. A wiązało się z tym płakanie pod kołdrą, czego Kakashi nie znosił, bo i tak wszystko słyszał. Dlatego chłopak starał się być jak najciszej, gdyby potrafił to by nie płakał, ale nie umiał tego powstrzymać. Do tego jutro dzień, którego się obawiał i który najchętniej odwlekał by do końca życia.

     Następnego dnia Kakashi budził Sasoriego trzy razy, bo czerwonowłosemu nie chciało się wstać. Tyle problemów z trzynastolatkiem.. gorzej niż z małym dzieckiem. Sasori bardzo się grzebał z myciem, ze śniadaniem, z ubiorem, ze wszystkim. Ale to wcale nie sprawiło, że pogrzeb się przesunął w czasie na później. W końcu nadszedł czas, by założyć czarny garnitur i wyjść z domu.
-Pospiesz się. Akurat ty nie możesz się spóźnić. - Jakby to wyglądało, gdyby syn zmarłych spóźnił się na uroczystość ich pożegnania. Gdy obaj już byli gotowi, ubrani w garnitury wreszcie mogli wyjść z domu. Kakashi jechał tam ze względu na grzeczność. Zajmował się sprawą ich morderstwa, a do tego teraz niańczył ich dzieciaka, więc wypadało pojechać. Po mimo iż Sasori nie miał dużej rodziny, bo tylko babcię, to zdziwił się że pod kościołem zebrał się spory tłumek. Myślał, że będą tylko we troje, no może ktoś z sąsiadów jeszcze przyjedzie. Ale okazało się, że przyszli nie tylko najbliżsi sąsiedzi, ale również jego przyjaciele z rodzicami. Tego się nie spodziewał i wcale nie chciał, żeby przychodzili. Niechętnie wysiadł z samochodu i ze spuszczoną głową, nawet nie zerknąwszy na swoich przyjaciół. Komushi, Koji i Emi, jego przyjaciele z którymi znał się od dziecka. Nie miał teraz odwagi spojrzeć im w oczy. Nie chciał by uważali go za beksę, był załamany, nie chciał by widzieli go w takim stanie. Zwyczajnie się wstydził. Do tego mogą być na niego źli, przez te ostatnie dni pisali do niego sms'y i dzwonili ale ona ani nie odbierał, ani nie odpisywał, bo nie wiedział co miałby im powiedzieć.
Msza odbywała się na cmentarzu. Przez całą mszę ściskało go w gardle, tak bardzo chciało mu się płakać ale starał się powstrzymywać. Nie rozglądał się na innych, siedział na samym przodzie razem z babcią, jako najbliższa rodzina. Wszyscy siedzący z tyłu ich widzieli, co go krępowało, czuł dyskomfort. Msza strasznie mu się dłużyła, ale wreszcie dobiegła końca i przyszedł czas na chowanie zmarłych. Nie było trumien, jego rodzice zostali skremowani, więc nie mógł nawet na nich spojrzeć ten ostatni raz. Ale nie mogło być inaczej, byli w tragicznym stanie. Widok chowania urn do grobu, był dla niego najboleśniejszym momentem. W tym momencie z jego oka wypłynęła łza, nie mógł się już dłużej powstrzymywać, nie potrafił. To takie przykre wiedzieć, że zostały z nich tylko prochy. Wiedzieć, że już nigdy się ich nie zobaczy, nie poczuje i nie dotknie. To takie smutne, że ich część kończy pod ziemią. Jego tata uwielbiał widok oceanu, gdyby mógł sam zdecydować na pewno chciałby żeby jego prochy wysypano właśnie tam. Jaki sens jest w chowaniu ich w ziemi? Nie rozumiał tego. To było zbyt bolesne. Nie powstrzymywał już łez. Już nigdy ich nie zobaczy, a przynajmniej nie na tym świecie. Tak bardzo chciał się do nich przytulić, tak bardzo chciał powiedzieć, że ich kocha, tak bardzo ich potrzebował. Nie był jeszcze na tyle dorosły, by poradzić sobie bez nich. Wierzył w niebo, ale to wcale nie pomagało mu teraz czuć się lepiej. Nie w tym momencie. Nie miał siły dusić w sobie łez, i nie chciał już tego robić. Chciał by ten ból zniknął. Ludzie zaczynali się rozchodzić, niektórzy podeszli do Sasoriego i położyli mu rękę na ramieniu lub poklepali po plecach, ale on nie zwracał na to uwagi. W końcu wszyscy się rozeszli i na cmentarzu został tylko Sasori, Chiyo stojąca obok wnuka i Kakashi stojący nieco z tyłu.
- Babciu... - zapytał niewyraźnym od płaczu głosem. - Czy... czy ja jestem zły?
- O czym ty mówisz Sasori? - nie miała pojęcia co mu przyszło do głowy. - Nie jesteś zły i nie waż się mówić takich głupot. - zakazała mu sama ukradkiem wycierając łzę z kącika oka.
- To dlaczego przytrafia się to właśnie mnie? Co zrobiłem, że moi rodzice nie żyją? - Nie rozumiał dlaczego to właśnie on musi cierpieć. Czy był aż tak niedobrym człowiekiem, że życie dało mu taką karę?
- Nic nie zrobiłeś. - odpowiedziała ciepło. Nie chciała by wnuk, robił sobie z tego powodu wyrzuty sumienia, bo przecież to nie jego wina. - Nic nie zrobiłeś. Takie rzeczy.. po prostu się dzieją. - Nie umiała tego inaczej wytłumaczyć. Czerwonowłosy, stojąc przed nagrobkiem wspominał chwile przeżyte z rodzicami. Bywały między nimi spory, jak w każdej rodzinie, zwłaszcza gdy Sasori wszedł w wiek dojrzewania, ale z ręką na sercu mógł powiedzieć, że byli świetnymi rodzicami. Nauczyli go wielu ważnych rzeczy, i na pewno nauczyli by go ich więcej. Co prawda nie zawsze ich słuchał, i czasami zarzucał im niesprawiedliwość, ale i tak ich kochał.
- Nigdy was nie zapomnę. - mówił przez płacz podchodząc do nagrobka. Położył na nim dłoń. - Będę za wami bardzo tęsknił. Ale obiecuję, że wyrosnę na porządnego mężczyznę. Będziecie ze mnie dumni. - Bardzo chciał, żeby tak się właśnie stało. By byli z niego dumni. Nie mówił nic więcej. Stał tak jeszcze dłuższą chwilę. Ostania łza kapnęła na marmur, po czym wytarł mokre oczy w rękaw marynarki. Ciężko było się żegnać, ale musiał iść dalej. Gdyby tego nie zrobił, tkwił by dalej w tej dziurze rozpaczy. Jego rodzice na pewno, by tego nie chcieli. Choć uczucie pustki wciąż pozostało, a rana będzie boleć jeszcze przez długi czas, to nie może stać w miejscu. Musi sobie z tym poradzić, żeby rodzice byli z niego dumni. To będzie ciężkie, ale nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo. Odsunął się od grobu i razem z babcią i Kakashim ruszyli w stronę wyjścia z cmentarza.
Nie spodziewał się, że przed cmentarzem będą na niego czekać Komushi i Emi. Chciał ich ominąć, ale nim zdążył to zrobić, Emi rzuciła mu się na szyję, przytulając go do siebie. Jakoś tak, zrobiło mu się ciepło na sercu. Przyjaźnił się z nią od czwartej klasy, i zawsze traktował ją jak kumpla, choć dziewczyna się w nim podkochiwała od samego początku znajomości. Kiedyś mu to wyznała, ale obrócił to w żart i na tym skończyła się rozmowa o jakimkolwiek związku.
- A mieliśmy jechać na obóz.. - powiedział półszeptem. Zdawał sobie sprawę, że nie pojechali, bo przyszli na pogrzeb jego rodziców. Czuł się trochę winny, ale przecież nie powinien.
- Zapomnij o tym głupi obozie – wyszlochała w jego ramię. Tak było jej go szkoda i było jej przykro, że tak mili ludzie zginęli. To nie było sprawiedliwe.
- Nie becz.. głupia.. - Kiedy ona płakała, jemu też się chciało. Odsunął ją od siebie i spojrzał na brązowowłosego chłopca. Nie musieli sobie nic mówić, rozumieli się bez słów. Minął ich ruszając w stronę Kakshiego i babci czekających na niego przy samochodzie.
- Trzymaj się – rzucił Komushi.
- Sasori.. - zawołała za nim dziewczyna. - Jak poczujesz się lepiej, odezwij się.
- Jasne.. - powiedział cicho, gdy już ich minął. Emi smutno patrzyła na plecy Sasoriego, miała dziwne przeczucie, że już nigdy do nich nie wróci. I poniekąd miała rację. Akasuna, nie chciał póki co spędzać z nimi czasu, nie dlatego że przestał ich lubić, ale dlatego że chciał zacząć nowe życie. Zacząć wszystko od nowa. 

Od Autorki: Dobra, nie znam się na prawie. To widać xD Ale jestem pewna, że w każdym państwie mysi być trochę głupiego prawa :P
W każdym razie domyślam, się że mogę przynudzać rozdziałami, gdzie udział bierze tylko dwójka/trójka bohaterów.. Dlatego następny rozdział postaram się dodać za tydzień, bo chcę szybko przejść już do tych bardziej urozmaiconych rozdziałów, gdzie będzie więcej postaci.. no, sami rozumiecie :) Będzie ciekawiej. Przynajmniej na to liczę ^^
Dziękuję, że komentujecie i czytacie :D 

 Może L sprawi, że się uśmiechniecie po tym smutaśnym zakończeniu.