piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 18

    Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Czuł przez to strach, i jednocześnie podniecenie, że wreszcie nadarzyła się okazja, by dokonać zemsty. Nie zastanawiając się nad realnością swojego planu, biegł prosto do domu, ciągle w myślach powtarzając adres miejsca pobytu mordercy. Policja będzie tam lada moment, więc musiał się spieszyć. Wtedy na komisariacie, gdy tylko słowa Nadinspektora doszły do jego uszy, od razu zerwał się z miejsca i pognał do wyjścia. Nie mógł czekać ani sekundy. Był tak bardzo wzburzony, tyle emocji się w nim przelewało, że nie potrafił tego opisać. Wiedział jedno. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Czy to była chęć zemsty? A może strach, któremu się sprzeciwiał? Nie było to teraz dla niego istotne. Biegł przed siebie, nie zważając na pieszych, których mijał często ocierając się o nich, czy przepychając. Nie zwracał uwagi na jakiekolwiek skargi na niego, teraz w jego głowie widniał jeden cel. Cel zemszczenia się za rodziców. Racjonalizm kompletnie wyparował. Co z tego, że miał tylko czternaście lat, co z tego, że nie ma szans z wysokim i umięśnionym mężczyzną. Nie myślał o tym. Chciał tylko coś zrobić, coś co pomorze zmyć z niego to okropne uczucie, że tamtego pamiętnego dnia, nie zrobił nic. Siedział jak tchórz w szafie. Ale przede wszystkim nie mógł wybaczyć komuś takiemu odebrania mu kogoś, kogo bardzo kochał. Aż w nim wrzało, gdy tylko przypominał sobie twarz tego okropnego potwora, człowiekiem trudno mu było go nazwać.
Wbiegł do domu niczym wystrzelony z procy. Pobiegł po schodach na górę, po czym wparował do swojego pokoju, omal nie rozwalając przy tym drzwi. Upadł na kolana przed łóżkiem i wyjął spod niego pudełko. Wygrzebał z tekturowego pudła scyzoryk i schował go do kieszeni kurtki.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszał głos babci. Starsza kobieta stała w progu jego pokoju, nie rozumiejąc co się z nim dzieje. Przybiegł jak błyskawica nie zdejmując butów ani kurtki. Jeszcze się zapoci i poplami podłogę błotem.
- Nic – rzucił krótko i wybiegł z pokoju. Nie miał czasu na dyskusje, przecież nie przyzna się babci, że planuje zrobić coś, z czego na pewno nie była by dumna. Za bardzo się spieszył, by móc wymyślić jakąś wymówkę. Babcia może poczekać.
- Dokąd idziesz!? - krzyknęła za wnukiem, ale w odpowiedzi dostała tylko dźwięk trzaśnięcia drzwiami.
Czerwonowłosy ściskając w kieszeni scyzoryk, biegł w stronę opuszczonego budynku, w którym była kiedyś szkoła. Im bliżej był, tym bardziej czuł jak serce staje mu w gardle. Buch, buch, buch. Dudniło w jego klatce piersiowej. Mimo to nie przestawał biec, wmawiał sobie, że to na pewno ze zmęczenia i pewnie po części tak było. Nie dopuszczał do siebie myśli, że boi się coraz bardziej. Nie mógł teraz zrezygnować. Gdy dobiegł na miejsce, policja już tam była. Schował się za drzewem, po czym oparł się o jego korę, by odpocząć chwilę. Ledwo łapał powietrze. Jeszcze nigdy się tak nie zmęczył. Nie miał pojęcia, że potrafi przebiec ponad pięć kilometrów, prawie bez żadnego odpoczynku. Ile to się rzeczy, człowiek w tym wieku może jeszcze o sobie dowiedzieć. Wyjrzał zza drzewa, by obadać sytuację. Trzy radiowozy stały przed budynkiem. Kręciło się tam paru policjantów z bronią, jeden z nich trzymał megafon i mówił coś o opuszczeniu budynku. Co oznaczało, że przestępca jeszcze nie został złapany. Nie miał pojęcia czy jakiś policjant wszedł do środka, ale mógł przypuszczać, że tak właśnie było. Właściwie to nie miał też pewności, czy potwór stamtąd nie uciekł. Mógł mieć jakiś sposób. Rozglądał się za jakimś wejściem. Nie łatwo było coś znaleźć, zwłaszcza, że wszędzie krążyli policjanci. Myślał nad najlepszym rozwiązaniem. Gdyby ktoś odwrócił uwagę policjantów.. Ale niestety był sam, więc i sam musiał sobie radzić. Osunął się po drzewie, i kucając westchnął. Na prawdę chciał tam wejść. Chciał spojrzeć temu potworowi w oczy i bez żadnego zawahania wbić w niego swój nóż. Nie miał zamiaru go zabijać, nie był aż tak zmotywowany, i nie miał by na to odwagi. Do tego jego rodzice byli by smutni i źli, że zrobił coś tak strasznego. Chciał go tylko zranić. Wbić nóż w jego nogę i przekręcić go tak, by ten nie mógł wstać. Wtedy miałby czas na ucieczkę. Tak przynajmniej było w filmach. Gdyby tylko któryś z policjantów się ruszył i przestał tak pilnie strzec drzwi. Nagle ujrzał, że jeden z policjantów oddala się od bocznego wejścia. Wstał gwałtownie, przyglądając się gdzie ten mężczyzna zmierzał. Okazało się, że pod drzewko za potrzebą. Nie wierzył we własne szczęście. Szybko i najciszej jak potrafił, ruszył w stronę drzwi. Po chwili zniknął za nimi, nim ktokolwiek zdążył się zorientować.

     W pokoju, w którym prawie zawsze był bałagan, siedział dziesięcioletni blondyn. Na podłodze, oparty o łóżko, grał na przenośnej konsoli. Pochłonięty przez mały ekranik, na którym trwała zacięta walka o zwycięstwo, starał się jak mógł, by zdobyć kolejny poziom. Gdyby tylko w rzeczywistości był taki silny, na pewno zostałby superbohaterem. Zwalczał by zło swoją siłą i mocą. Ale dobrze wiedział, że jest to niemożliwe, nie był już małym dzieckiem. Zdawał sobie sprawę, że nie można posiadać żadnych super mocy. Gdy był młodszy kilkukrotnie próbował wypuścić z ręki jakiś ogień, albo promień, ale nigdy mu się nie udawało. Dobrze, że można chociaż posiadać takie zdolności w grach. Zacięcie klikał w przyciski na konsoli, wystawiając język w skupieniu. Musiał to wygrać, przegrana nie wchodziła w grę. Jeszcze tylko trochę.. jeszcze chwila.. Już zaraz..
- Jest! - krzyknął uradowany zwycięstwem. Jutro w szkole na pewno pochwali się swoim wysokim poziomem. Był pewny, że nawet Sasuke nie jest od niego lepszy. Konkurują ze sobą już od miesiąca, na początku to kruczowłosy prowadził, ale teraz Naruto go wyprzedził. Pewnie dlatego, że Uchiha już trochę znudził się tą grą i nie gra tak często jak wcześniej. Nie miało to jednak znaczenia, skoro dzięki temu blondyn mógł być lepszy. Kushina trzymając kosz z mokrymi ubraniami, które właśnie szła powiesić, zajrzała do pokoju syna.
- Naruto, prosiłam cię żebyś posprzątał – przypomniała mu. Aż ręce opadały, gdy trzeba było mu kilka razy powtarzać jedno i to samo. Chłopiec skrzywił się na te słowa.
- No zaraz.. - burknął. Jedną z rzeczy, których nie znosił, było sprzątanie. To najgorsze i najnudniejsze zajęcie, jakie rodzice mogli mu dać.
- Nie zaraz, tylko teraz. Proszę cię o to od tygodnia, dzisiaj ma być posprzątane – rzuciła stanowczym głosem. Naruto wiedział, że gdy mama mówi takim tonem, to się z nią nie dyskutuje, bo można mieć przez to kłopoty, a nikt kłopotów z rąk Kushiny nie chciał. Dobrze o tym wiedział on, jak i jego ojciec.
- Już, już... - powiedział przeciągle. Odłożył konsole na łóżko i zaczął zbierać z podłogi ubrania, różnego rodzaju gry, karty, figurki, komiksy itp. Jemu w ogóle nie przeszkadzało, że ma bałagan, grunt, że wiedział gdzie co leży. Po co ma mieć posprzątane? Przecież i tak w parę dni znowu zrobi się bałagan. To taka sama głupota jak to, że karzą myć małym dzieciom mleczne zęby. Po co? Przecież i tak wypadną.
- Poszukaj podczas sprzątania zabawek, którymi się już nie bawisz. Oddamy je do domu dziecka. - Nie widziała sensu w posiadaniu zabawek, które się tylko kurzyły, najlepiej było je dać dzieciom, które je na nowo docenią. - Tylko, żeby nie były zniszczone.
- Ale ja lubię wszystkie moje zabawki – mruknął niezadowolony z planu swojej rodzicielki. Jak tak można rozdawać zabawki, które spędziły z nim tyle wspaniałych dni. Do tego to on musiał o nie prosić rodziców, albo o pieniądze, żeby mógł sobie kupić, a innym mama chce oddać za darmo.
- Prawie w ogóle się już nimi nie bawisz, a niektóre leżą w kącie i się kurzą. Dzieci z sierocińca na pewno się ucieszą z nowych zabawek. Po za tym zbliżają się święta, to dobry czas by komuś sprawić prezent. Nie bądź samolubny. - Po tych słowach, ruszyła na balkon by wywiesić ubrania. Uzumaki nie był samolubny, jednak trudno mu było się rozstawać z rzeczami do których się przywiązywał. Nawet wtedy, jeśli już dawno stały w kącie. Nie miał jednak wyjścia, musiał znaleźć zabawki, którymi się już nie bawił. Zajrzał do pudeł pełnych zabawek i zaczął grzebać zastanawiając się, którą by tu oddać? Nie był to prosty wybór. Mało kiedy bawił się zabawkami, zazwyczaj jak jakieś kupował, to pobawił się parę dni i odkładał. Albo stawiał na półce obok figurek. Z czasem zabawa zabawkami, przestawała być już taka fajna jak kiedyś. Nagle wpadł na genialny, według niego, pomysł. Ostatnio zastanawiał się z Sasuke, jak zarobić własne pieniądze, by nie musieć prosić o nie rodziców. Rozmyślali nad różnymi sposobami, ale nie łatwo jest coś znaleźć gdy się jest w podstawówce. Do tego osób w jego wieku nie zatrudniają do pracy. Ale gdyby tak zacząć sprzedawać zabawki? To nie był taki głupi pomysł. Odda parę do domu dziecka, żeby mama nie krzyczała, a resztę sprzeda. Na pewno się znajdzie ktoś kto będzie chciał kupić. Najlepiej przez internet. Poproszą Itachiego, żeby im pomógł i zarobią dzięki temu swoje pierwsze pieniądze. Wyszczerzył się radośnie i szybko wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i dobił do komody, na którym stał telefon stacjonarny. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer do Sasuke, by podzielić się z nim swoim planem.

     Dochodziła godzina siedemnasta. Szarowłosy piętnastolatek stał przed drzwiami swojego domu szukając kluczy po wszystkich kieszeniach. Nie znalazł ich tam, więc zajrzał do torby, w której trzymał sprzęt do baseballa. Nie miał pojęcia, dlaczego akurat tam miałby wrzucić klucze, ale skoro nie było ich w kieszeniach spodni, ani kurtki, to musiały być właśnie tam. Jeśli nie... to zapewne oznaczało by to, że je zgubił, a to ostanie czego potrzebował. Tylko on potrafił gubić klucze co jakieś trzy miesiące. Na szczęście znalazł je gdzieś między rękawicą, a piłką do gry. Wsadził klucz do zamka. Zdziwił się, gdy okazało się, że są otwarte. Nikogo o tej porze nie powinno być w domu. Jego zdziwienie jednak nie trwało długo. Wszedł do domu i rzucił torbę na podłogę, po czym zdjął kurtkę i buty. Ruszył przez korytarz, gdzie słyszał głosy dochodzące z telewizora. Na kanapie ujrzał siedzącego ojczyma. Był nieco zaskoczony, bo nie widział samochodu na podjeździe, ani też nie spodziewał się go tak wcześnie. Jednak zupełnie nie obchodziło go to, dlaczego wrócił wcześniej z pracy i dlaczego nie ma samochodu na podjeździe. Miał to gdzieś. Ich spojrzenia spotkały się. Po chwili Hidan odwrócił swój wzrok i skierował swe kroki ku lodówce. Pociągnął za drzwiczki i rozejrzał się po niej, zastanawiając nad tym, co dobrego mógłby zjeść. Oczywiście lodówka była pełna, tym trudniej było mu się zdecydować. Usłyszał za sobą kroki. Wiedział już, że frajer, jak zwał swojego ojczyma, wstał z kanapy i podszedł do niego. Czego chciał tym razem? Nie lubił czuć jego spojrzenia na swoich plecach. Robiło mu się wtedy zimno i przechodziły go dreszcze. Dwumetrowy facet, który raz w tygodniu chodzi na siłownie, nie był kimś, z kim warto zadzierać. Z tego powodu też go nie znosił, był przy nim bezsilny i ta bezsilność działała mu na nerwy. Nagle drzwi od lodówki zamknęły się. Szarowłosy uniósł wzrok i ujrzał dłoń ojczyma na lodówce. Mężczyzna patrzył na niego surowym wzrokiem. Piętnastolatek wiedział już, że jest zły. Nie było to żadną nowością, ale był on ostatnią osobą, którą miałby ochotę wkurzyć.
- Mamy do pogadania.. - syknął i wyprostował się. Szarowłosy wstał rzucając mu niezadowolone spojrzenie. Miał dwa tygodnie spokoju i znowu zaczynał się go czepiać.
- Co? - burknął po chwili ciszy. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Nie miał pojęcia o co tym razem się zdenerwował.
- Jeszcze masz czelność pytać się „co?” gówniarzu? - warknął wściekły. Wkurzała go ta jego postawa, która świadczyła, że wszystko i wszystkich ma gdzieś, i ten jego lekceważący wzrok. - Wybiłeś zęby jakiemuś durniowi, a teraz my musimy za to płacić! - dodał unosząc ton głosu. Chłopak starał się sobie przypomnieć kiedy i komu wybił zęby? Za dużo w życiu miał już tych bójek. A najgorsze było to, że nie mógł się skupić, bo wściekły wzrok ojczyma świadczył o najgorszym.
- Niczego nie zrobiłem – powiedział nie mogąc znaleźć lepszej wymówki. Facet nigdy się nim nie interesował, tylko przy jego mamie, by pokazać jaki jest dobry, ale też nie jakoś specjalnie często. Nie obchodziły go też jego problemy i czyny. Wiedział jednak, że każda wymówka jest dobra, by się nad nim poznęcać.
- Kłamiesz! Myślisz, że jestem aż tak głupi, że ci uwierzę? - Chciał powiedzieć, że tak, ale ostatecznie się powstrzymał. - Kazali nam zapłacić za implanty, jak myślisz durniu, ile to kosztuje!? - Po części był zły, że przez Hidana muszą wydać nie małą sumę pieniędzy dla kogoś obcego. Z drugiej jednak strony, nie cierpiał chłopaka. Odkąd się poznali nie darzyli się sympatią, a to dlatego, że niegdyś Hidan robił wszystko by jego matka nie wyszła za niego za mąż. Był skłonny nawet wyrzucić obrączki tuż przed ich ślubem. Chłopak zawsze patrzył na niego z pogardą i wyższością, zawsze opowiadał jaki to jego prawdziwy ojciec jest świetny. Nie znosił tego. Ojczym Hidana, był człowiekiem nerwowym, zawsze duszącym w sobie złość wśród bliskich mu osób, nigdy nie mówił co leży mu na sercu, ani też co go zraniło. Za to nie lubił dzieci, dlatego on i jego teraźniejsza żona, nie starają się o kolejne, dla niego pierwsze, dziecko. Na szarowłosym, wyładowywał wszystkie frustracje i złości. Nie czuł się winny, gdyż uważał, że Hidan na to zasługuje, w końcu aniołkiem nie był.
- Co mnie to obchodzi.. - mruknął obojętnie. Wewnątrz siebie, nie był taki obojętny. Czekał w napięciu na kolejny ruch barczystego mężczyzny. Gdyby tylko był silniejszy.. gdyby tylko jego matka nie była z nim szczęśliwa, nie wahałby się, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Ale co jeśli przez to zostawiła by jego ojczyma, a potem znów czuła się samotna i nieszczęśliwa? Nie chciał ponownie oglądać ją w takim stanie. Już raz widział jak cierpi po tym jak ojciec ją zdradził. Nie chciał oglądać tego drugie raz. Wiedział, że kobieta robi dla niego co tylko może by był szczęśliwy, a on nie potrafił jej się za to odwdzięczyć, dlatego postanowił milczeć. Serce biło mu szybciej, ale nie miał zamiaru okazywać choćby krzty strachu. Sam przed sobą się do tego nie przyznawał. Mężczyźnie, nie podobała się taka obojętna odpowiedź. To go wyprowadziło z równowagi. Złapał Hidana za włosy i przyciągnął do ściany, uderzając w nią jego głową. Chłopak jęknął z bólu. Ojczym trzymał dłonią jego głowę, przyciskając ją do ściany.
- Posłuchaj gówniarzu... Na za dużo sobie pozwalasz, już ci mówiłem co ci zrobię, jeśli jeszcze raz sprawisz kłopoty swojej matce - wycedził przez zęby ze złością. - Jak zwykle będzie się zamartwiała twoimi problemami. Przez ciebie nie możemy, żyć spokojnie jak normalne małżeństwo. Jesteś chodzącym nieudacznikiem, dlaczego ty się w ogóle urodziłeś? - Hidan miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa. Ściana była twarda, a on przyciskał go do niej z całych sił. Nie było nawet mowy o tym by się uwolnić. Tyran był zbyt silny. Hidan był już przyzwyczajony do obelg, i narzekań na jego temat. Przestało to robić na nim wrażenie. Miał gdzieś jego zdanie. Był dziwnym człowiekiem, który przy jego mamie zachowywał się jak poprawny, kochający mąż, ale gdy tylko nie było jej w pobliżu, zamieniał się w potwora.
- Zostaw.. mnie.. - wydusił z siebie, nie mogąc wytrzymać bólu.
- Już ja cię zostawię.. zobaczysz – puścił jego głowę. - Zdejmuj koszule! - rzucił rozkaz i od razu zaczął zdejmować pas ze swoich spodni. Nie miało dla niego znaczenia czym bił, tym co było pod ręką. Szarowłosy nie wykonał rozkazu. - Słyszałeś co powiedziałem? - warknął. Hidan patrzył na niego z mordem w oczach. Nienawidził gościa. Ojczym złapał go za koszule i przyciągnął do siebie, powtarzając mu by ją zdjął. Szarowłosy szarpał się z nim chwilę, gdyż nie chciał mu ulec. Niestety, przegrał szarpaninę. Został popchnięty prosto na ścianę i zmuszony do zdjęcia, i tak już wyszarpanej, koszuli.
- Jeśli nie zdejmiesz tej przeklętej koszuli, to ja powybijam ci zęby i zrobię parę jeszcze innych strasznych rzeczy. Nie myśli, że jak poskarżysz się matce, to się tym przejmę. Jak myślisz, komu uwierzy? Mi, kochanemu mężowi? Czy synowi, który wiecznie sprawia kłopoty? - To nie był pierwszy raz, kiedy szantażował w ten sposób Hidana. On jako piętnastoletni chłopak, uległa tym szantażom, nie chcąc by jego rodzona matka go znienawidziła, a z drugiej strony, żeby znów nie została zraniona. Niechętnie więc, wykonał jego polecenie. Zdjął swoją białą koszulę i rzucił ją na ziemie. Jak zwykle w tej sytuacji oparł się rękoma o ścianę, a za chwilę na jego plecach wylądował pas, przeszywając bólem jego plecy. Nawet nie jęknął. Nie miał zamiaru pokazać ojczymowi, że tak bardzo go boli, dlatego też nie wydawał żadnych odgłosów. Zaciskał tylko pięści, powieki i zęby, by zdławić ból w sobie. - Zabiję go – tak brzmiały jego myśli. Był pewien, że któregoś dnia, jego rodzicielka przekona się jakim złym człowiekiem jest ten facet, a wtedy zabije tego bydlaka.

     Dzwonek do drzwi rozległ się po całym domu. Niebieskowłosa dziewczyna pociągnęła za klamkę otwierając drzwi. Przed sobą ujrzała szarowłosego przyjaciela. Uśmiechnęła się na jego widok i bez słowa wpuściła go do środka. Hidan rozebrał się i przywitał z jej rodzicielką. Kobieta lubiła chłopaka, pomimo tego, że dobrze wiedziała, że ma trudny charakter i do najgrzeczniejszych nie należy. Znała go od dziecka, wiedziała, że to dobry chłopak, trzeba było tylko umieć to dostrzec. Szarowłosy razem z Konan, udali się do jej pokoju, gdzie po chwili wbiła rodzicielka dziewczyny i uraczyła ich tacą z ciasteczkami i herbatą. Dziewczyna cieszyła się, że w końcu ją odwiedził, bo nie robił tego od dłuższego czasu. Zawsze tylko Dei i Dei, a ona czuła się odtrącona. Hidan kręcił się na krześle obrotowym, bo to zawsze była dla nie go frajda. Niebieskowłosa opowiadała mu jak to profesor Ebizu wyrżnął na kredzie leżącej na podłodze. W końcu Hidan znudzony krążeniem wokół własnej osi zatrzymał się i spojrzał przez okno.
- A więc tam mieszka Sasori. - powiedział, na co Konan mu potaknęła, dodając, że tam znajduje się właśnie jego pokój. Chłopak spojrzał na nią, potem na okno pokoju Sasoriego, potem znów na dziewczyną i znów na okno. - Jestem pewny że cię podgląda – stwierdził od razu. - Pewnie widział już twoje małe cycki... jak wziął lupę - dodał po chwili. Konan trzepnęła go w głowę, za co on spiorunował ją niezadowolonym spojrzeniem.
- Głupi jesteś.. Zawsze zasłaniam rolety jak się przebieram – No może z parę razy zapomniała, ale nie wierzyła, żeby czerwonowłosy był aż tak zboczony. Chociaż.. to w końcu był facet. Wolała o tym nie myśleć. - Po za tym – zmierzyła go groźnym spojrzeniem. - Skąd ty możesz wiedzieć jakie ja mam cycki? - Nigdy nie nosiła obcisłych bluzek, więc jej biust nie był podkreślany.
- Kąpaliśmy się razem, nie pamiętasz? - rzucił zupełnie nie przejmując się tematyką jaką właśnie poruszają. Piersi Konan go nie pociągały, dlatego był to dla niego taki sam temat jak gadanie o tym co jadł wczoraj na obiad.
- Ta... Mieliśmy wtedy po sześć lat.. Nie sądzisz, że mogły mi od tego czasu urosnąć? - zapytała zażenowana, jego zachowaniem. Jaki okropny przyjaciel, ma takie złe zdanie o jej cyckach. Mógłby chociaż poudawać miłego.
- A urosły ci? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Oczywiście! - krzyknęła wkurzona jego wygłupami. Zapadła chwila ciszy w której to Hidan, bacznie przyglądał się klatce piersiowej dziewczyny. Brew Konan lekko drżała z irytacją.
- Nie widać – stwierdził w końcu. Za tą odpowiedź dostał poduchą w głowę. Zaśmiał się do niej rozbawiony jej zdenerwowaniem. Nie sądził, że aż tak się przejmie tym tematem, był pewien, że jeszcze rok temu nie dbała o rozmiar swoich piersi.
- Jaju.. ale z ciebie dzieciak – rzuciła do niego niezadowolona, lecz po chwili, gdy ujrzała uśmiech na twarzy Hidana, co nie było za częstym widokiem, również się roześmiała. Po krótkim czasie uśmiech zszedł z twarzy chłopaka. Nie przyszedł tu tylko po to żeby rozmawiać o głupotach, miał w tym cel, jak dla niego bardzo ważny.
- Słuchaj.. Nie mógłbym może.. przenocować u ciebie? - Patrzył na nią. Widział jak jej twarz zmienia się z radosnej w zaskoczoną, potem skupioną, aż w końcu zmartwioną ze współczuciem w oczach. Jak on nie lubił takiego wzroku.
- Znowu to zrobił? - zapytała, domyślając się dlaczego ją o to prosi. Nie rozumiała jego ojczyma, ten potwór nie dawał mu spokoju. Nawet nie próbowała go zrozumieć, ona po prostu go nie znosiła. Jak można robić takie rzeczy? Starała się wspierać Hidana i milczeć z całych sił, ale nie było to łatwe. Wiedziała dlaczego nie chciał o tym mówić, ale bolało ją, że aż tak się poświęcał.
- To nie to – zaprzeczył. - Po prostu nie wziąłem kluczy, a nikogo u mnie nie będzie – skłamał. Nie chciał już martwić swoich przyjaciół. Zazwyczaj w takiej sytuacji szedł do Deidary, ale nadużył już tam swojej gościnności, nawet on potrafił to stwierdzić. Do tego miał wrażenie, że Dei zrobi mu wykład na temat jego milczenia, a miła dość słuchania jego pouczań.
- Kłamca – stwierdziła. Nie musiała się nad tym zastanawiać, to było zbyt oczywiste, że chłopak znów miał problem z Tyranem, który znów zrobił mu krzywdę. - Nie ma sprawy, zawsze cię przyjmę gdy będziesz tego potrzebował – uśmiechnęła się ciepło. - Ale zadzwoń do mamy, żeby się nie martwiła – dodała. Po tej rozmowie nie chcieli wracać do tego tematu, zwłaszcza Hidan. Dlatego też Konan zmusiła go do odrabiania lekcji z nią, co wcale mu się nie podobało, gdyż nie miał na to ochoty. Nigdy się nie odrabiał lekcji, więc było to dla niego uciążliwe. Gdy Niebieskowłosa starała się jak mogłaby zrobić lekcje bezbłędnie, Hidan na swoich zeszytach i książkach spał. Nic nie mogła na to poradzić, taki już był. Żal było jej go budzić, bo spał tak uroczo. Ta piękna chwila nie trwała zbyt długo. Do pokoju weszła mama dziewczyny i ogłosiła, że ojczym Hidana czeka na niego na dole. Po Konan przeszło uczucie złości. Aż nią kipiała. Czego ten okrutnik tutaj chciał? Wybudziła Hidana, i zeszli na dół. Faktycznie, w drzwiach stał muskularny mężczyzna. Szarowłosy zmarszczył brwi i podszedł do drzwi.
- Czego chcesz? - warknął. Miał go dość, specjalnie przed nim uciekł, a ten jakimś dziwnym cudem go znalazł.
- Wracaj do domu – rzucił krótko i stanowczo.
- Nie ma mowy. Mówiłem, już mamie że będę tutaj nocował – Tak jak chciała Konan zadzwonił do rodzicielki. Wróciłby na noc, gdyby i jego mama wracała, ale niestety, pracowała też na nocnej zmianie.
- Ale nie mówiłeś, że ja się nie zgodziłem. W tej chwili wsiadaj do samochodu – rozkazał wskazując na swój samochód. Piętnastolatek zacisnął pięści. Co za frajer... o co tym razem mu chodziło? Czego od niego chciał? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Nie chciał ulegać jego kaprysom.
- Proszę pana – wtrąciła matka Konan. - Nie mam nic przeciwko, Hidan może u nas zostać na noc – zapewniła mężczyznę.
- Nic z tego. Widziała pani kiedyś, żeby tak młody chłopak nocował u koleżanki? To niemoralne – powiedział i szarpnął Hidana za ramię, przyciągając do siebie.
- Zapewniam pana, że będą spać w innych pokojach – Nie była głupia, nie pozwoliłaby przecież, spać im w tym samym pokoju.
- Pani go jeszcze nie zna. To mu w niczym nie przeszkodzi, niech pani lepiej chroni córkę przed takimi jak on. - Ruszył do samochodu ciągnąć Hidana za sobą. Chłopak wyrwał się mu, nie miał zamiaru wracać. Jeszcze czego, żeby wrócił do domu po tym jak go potraktował. Nie miał zamiaru znowu obrywać.
- Nigdzie nie wracam. Zgodzili się żebym nocował u nich. - Konan podbiegłą do Hidana i chwyciła go oburącz za ramię. Nie ma mowy, nie odda go temu tyranowi.
- Ja się nie zgadzałem... - warknął tracąc cierpliwość. Spojrzał na kobietę w drzwiach i na swojego przybranego syna i jego koleżankę. Nie chciał robić tutaj przedstawienia, ale chłopak go porządnie wkurzył. Kiedy ten go bił, kopnął go w krocze i po prostu uciekł. Nie mógł mu tego podarować. Niestety teraz nie był nic wstanie zrobić, za dużo ludzi i świadków. Nie mogło to się przecież wydać.
- Rób co chcesz, żebyś potem nie żałował – rzucił na odchodne. Był pewien, że kiedyś mu za to odpłaci. Gdy odjechał Konan odetchnęła z ulgą. Kobieta próbowała się dowiedzieć, dlaczego ojczym chłopaka był na niego zły, a szarowłosy tłumaczył, że trochę się pokłócili i że to nic takiego. Nie chciało jej się w to wierzyć, ale nie zamierzała się aż tak wtrącać.

     W opuszczonym korytarzu szkolnym, stały zniszczone już szafki, były pordzewiałe, więc trudno było stwierdzić jakiego koloru kiedyś były. Na dworze było już ciemno, dlatego też w budynku bez latarki, ciężko było się poruszać. Blask księżyca oświetlał fragmenty podłogi i ściany, wpadając przez zabite deskami okna. Akasuna oświetlał sobie drogę swoim telefonem, cicho stąpając na palcach blisko ściany i ściskając scyzoryk w kieszeni. Słychać było odgłosy z zewnątrz, głównie policjanta mówiącego przez megafon i świszczenie wiatru. Serce waliło mu jak dzwon. Szedł na przód zatrzymujące się przy zakrętach, czy rozwidleniu korytarza, by wyjrzeć, czy nikogo nie ma. Musiał być ostrożny. Szkoła była spora, krążył już tak od dziesięciu minut i nikogo nie zauważył. Z jednej strony się cieszył, ale z drugiej chciał go zobaczyć. W gardle zaschło mu ze zmęczenie i stresu, nie miał niestety ze sobą nic do picia. Suchość jamy ustnej doprowadzała go do szału, ale bał się nawet odchrząknąć. Każdy dźwięk mógł go zdradzić. Zastanawiał się gdzie też by się ukrył, gdyby był przestępcą. Na pewno nie na holu, gdzie można by go było łatwo znaleźć. Pomyślał, że ukryłby się w bibliotece albo w łazience, tam jest najmniej okien, więc jeśli zaczęli by strzelać przez okna, większa szansa na przeżycie, do tego biblioteki bywają zagmatwane, ciekawe tylko czy w tej szkole były jeszcze jakieś półki po książkach, by można było się pomiędzy nimi ukryć? Tak czy inaczej nie miał zamiaru udać się do żadnego z wymienionych pomieszczeń. Tam było mogło być zbyt niebezpiecznie, rzucił by się w paszcze lwa. Najlepiej poczekać aż sam wyjdzie, albo go jakoś wywabić i wyskoczyć na niego z zaskoczenia. Wbić nóż i uciec. Po kolejnych pięciu minutach wędrówki między korytarzami, zatrzymał się i stwierdził że Potwór był tchórzem. Łatwo mu było zabić niewinnych i nie uzbrojonych ludzi, ale przed policjantami, którzy mieli przewagę liczebną, to już nie podskoczy. Nie znosił go za to jeszcze bardziej. Cholerny tchórz... Zacisnął pięści z wściekłością. Nie może mu ujść to na sucho. Jeśli to prawda co mówili w telewizji, jego motyw do zabicia jego rodziców, był... nijaki. Żeby zabijać ludzi za takie rzeczy... to chore, nienormalne. Łzy napłynęły mu do oczu, lecz szybko je wytarł. Nie było czasu na płacz, musiał działać. Wiedział, że jego rodzice nie są dumni z tego co wyprawia, ale inaczej nie potrafił. Ponownie ruszył na przód zbliżając się do zakrętu. Gdy tylko się zza niego wychylił, natychmiast się cofnął. Przywarł do ściany starając się powstrzymać oddech. A jednak policja wkroczyła na teren szkoły. Miał nadzieję, że policjant go nie zauważy. Nie tylko dlatego, że zniweczył by jego plan, ale również mógłby pomylić go z mordercą i do niego strzelić. W końcu było dosyć ciemni, a gdyby usłyszał jakiś szelest od razu mógłby pomyśleć o poszukiwanym. W końcu nikogo innego się tu raczej nie spodziewali. Najciszej jak potrafił, na palcach, cofał się. Widział błysk latarki, którą policjant oświetlał drogę. Miał nadzieję, że nie pójdzie w jego stronę, chciał jak najszybciej zniknąć mu z pola widzenia. Po chwili w coś uderzył, w coś dosyć miękkiego, nie zdążył jednak odwrócić się by to sprawdzić, bo zaraz czyjaś ręka przycisnęła do jego twarzy gazę. Serce podskoczyło Sasoriemu do gardła i szarpnął się, żeby uwolnić się uścisku. Nie udało mu się to, bo natychmiast jego powieki zrobiły się ciężkie, i nagle zapadła ciemność.


Od Autorki: Od razu chcę bardzo bardzo, bardzo przeprosić, za tak spóźniony rozdział. Jak już pisałam, ostatnio nie miałam za wiele czasu, uzbierało się też trochę problemów, przez co nie miałam ochoty na pisanie. A jak już w końcu ten czas się znalazł..to kompletnie nie miałam weny, ani chęci. Chyba znacie to uczucie, gdy coś zaburza waszą codzienną rutynę, a potem trudno do niej wrócić. Tak więc im mniej poświęcałam czasu na pisanie, to z czasem coraz trudniej było mi się do tego zabrać. Na ale cóż.. różnie w życiu bywa, ale nie będę się już tłumaczyć. Przez to wszystko rozleniwiłam się w pisaniu i czytaniu.
A teraz z innej beczki xp Nawiązując do rozdziału.. ekhem. Ech.. rozdział nie jest za długi, ale za to długo go pisałam. Być może dlatego, że jest trochę trudny. Największą trudność sprawiło mi pisanie wątku z Hidanem. Starałam się żeby ta scena nie wyszła jakoś sztucznie, czy też żenująco... Trochę bałam się to pisać ze względu na tematykę, ale uznałam, że powinniście wiedzieć co się dzieje u Hidana w domu. No nie wiem.. może lepiej było tego nie pisać. Ocenę pozostawiam wam :)
Być może scena z Sasorim i jego pochopną decyzją wydaje się głupia ;p Ale mój przyjaciel gdy był młodszy, gdy go ktoś zranił, powtarzał, że chętnie wziąłby nóż, podbiegł i tą osobę tak kujną xD Wiem jak to brzmi. Nigdy tego nie zrobił.. Na szczęście O: Ale pomyślałam, że skoro młoda osoba może mieć w sobie taką ranę, by mówić takie rzeczy z powagą, to Sasori na pewno posunąłby się dalej i zrobiłby to, gdyż został bardzo skrzywdzony. No i w końcu Sasori jest osobą impulsywną, przynajmniej ten z mojego opowiadania ;p
Dziękuję wam za komentarze i czytanie mojego opowiadania. Mam nadzieję, że jeszcze trochę z was tu zagląda :D
Jeśli zauważyliście jakieś błędy, upominajcie! :P 


Przepraszam za spóźnienie!





sobota, 7 listopada 2015

Informacja!


Nie, nie zamierzam porzucać bloga :) Nic z tych rzeczy. Po prostu już od ponad miesiąca nie pojawił się rozdział, tak więc sądzę, że należy się wam wyjaśnienie.

Ostatnio mam dosyć intensywny tryb życia, do tego trochę problemów zdrowotnych, to też nie bardzo miałam jak pisać i też chęci do tego było mało. Ale już zaczynam wszystko ogarniać, tak więc w tym miesiącu powinien pojawić się już kolejny rozdział, i myślę że postaram się je dodawać częściej, no bo kiedyś w końcu trzeba będzie zakończyć tę historię ;p

Tak więc, proszę was o jeszcze trochę cierpliwości, już niedługo pojawi się kolejny rozdział :)

piątek, 2 października 2015

Rozdział 17


     Czerwonowłosy czternastolatek, szedł zmęczonym krokiem pod górę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego szkoła znajdowała się na wzgórzu. Sama myśl o tym, że musi tam chodzić była wkurzająca, a ta droga wcale mu tego nie ułatwiała. Tuż obok niego kroczyła Konan. Jak zwykle na jej twarzy widniał uśmiech, i nie wyglądała na taką, co by pod tę górę nie lubiła się wspinać. Być może ona zdążyła już przywyknąć. Co prawda widok ze szkolnego dachu rekompensował cały trud dojścia do budynku, bo można było stamtąd ujrzeć centrum miasta, a przynajmniej sporą jego część, jak i domy jednorodzinne i pobliskie lasy. Stać na szkolnym dachu i patrzeć na wszystko z góry, wydawało się takie niesamowite, a jednocześnie dziwnie przerażające. To, że patrzysz na wszystko z góry, nie czyniło cie najważniejszym, czy też najwspanialszym. Takie myśli napływały do głowy Sasoriego, gdy stał na szkolnym dachu. Teraz jednak wreszcie doszedł do szkoły i zaraz po wejściu do niej rozdzielił się z Konan, każdy poszedł do swojej szafki na buty. Akasuna spojrzał znudzonym spojrzeniem na numer sześćdziesiąt dziewięć i otworzył szafkę. Zmienił buty, po czym udał się do kolejnych szafek, tych na książki. Otworzył swoją i wyjął jeden podręcznik, który będzie potrzebny mu na tę godzinę, po czym męczył się chwilę by zamknąć szafkę, gdyż miał w niej nie mały bałagan i wszystkie książki blokowały drzwiczki. Zmarszczył brwi i upchnął książki byle jak i z trudem udało mu się zamknąć szkolną szafkę. Przez chwilę patrzył zirytowany na przedmiot martwy. Głupia szafka, same z nią problemy.
- Akasuna! - krzyknął Hidan podbiegając do czerwonowłosego. Brązowowłosy chłopiec, słysząc to nazwisko zatrzymał się nagle i spojrzał na czerwonowłosego. Sasori odwrócił wzrok ku Hidanowi. - Odrobiłeś matmę, ha? - zapytał z nadzieją, że będzie miał od kogo spisać.
- Ja? - zapytał retorycznie zdziwionym tonem. - Zwariowałeś...? - rzucił jakby to było oczywiste, odwracając od niego wzrok. Hidan westchnął.
- Wiedziałem.. - rzucił ponuro. - Widzisz głąbie.. przez ciebie musimy prosić Deidare – zarzucił mu ramię na kark. Sasori nie skomentował tego w żaden sposób. Zdążył się już przyzwyczaić, do tego, że Hidan różnie go nazywa. Wiedział, że tym razem nie robi tego w celu, by go obrazić. - Znowu będzie się przechwalał jaki to jest mądry bo odrobił lekcje – kontynuował szarowłosy. Ruszyli razem w stronę sali. Brązowowłosy czternastolatek stał w miejscu, odprowadzając wzrokiem Sasoriego.
- Izumi! - zawołał czarnowłosy kolega chłopca o brązowych włosach i podszedł do niego. - Co tak stoisz? Chodźmy do sali.
- Tamten chłopak nazywa się Akasuna.. - mówił bardziej do siebie niż kolegi.
- Co z tego? - wzruszył ramionami. - Znasz go? - dodał po chwili, nie rozumiejąc, dlaczego jego przyjaciel tak się wpatruje w jakiegoś Akasune.
- Nie.. To znaczy.. - odwrócił się do kumpla. - Jeśli to ten Akasuna o którym myślę.. - zaczął, lecz nie dokończył. Po chwili znowu się odezwał. - Mówiłem ci ostatnio, że mój ojciec ciągle pracuje nad jedną sprawą i nie ma prawie na nic czasu – rzucił do czarnowłosego.
- Pamiętam, mówiłeś – przytaknął mu, coraz bardziej ciekawy do czego Izumi zmierza.
- Ojciec prowadzi śledztwo związane z jakimś zamordowanym Akasuną. Podobno jakiś wariat wyrżną faceta i jego żonę, a dziecko oszczędził. Myślę, że to może być on. - Ponownie spojrzał w stronę, gdzie jeszcze przed chwilę szedł Sasori.
- Wiesz.. takich samych nazwisk jest pełno. To nic nie znaczy – uświadomił przyjaciela.
- Nie. Jestem prawie pewien, że to on. Widziałem zdjęcie jego rodziców. Ma takie same włosy, jak facet ze zdjęcia. To nie może być przypadek – powiedział pewny siebie.
- Nawet jeśli nie. To co z tego? - nie miał pojęcia do czego zmierzał Izumi. Cokolwiek się stało z jego rodzicami, i czy była to prawda czy nie, to nie była ich sprawa.
- Jak to co? - zapytał z oczywistością w głosie. - Przez tę sprawę mój ojciec nie poszedł ze mną na mecz i olał przedstawienie mojej siostry. Wiem, że praca jest ważna, ale nie aż tak, żeby musiał nas olewać. - Zacisnął pięści. - Podobno to trudna do rozwiązania sprawa... Ale co z tego? Wiele ludzi ginie, a rodzinę ma tylko jedną.. - milczał przez chwilę patrząc w podłogę. Po chwili uścisk jego pięści zelżał. - W każdym razie, słyszałem, że ojciec tego Akasuny, sam się w to wkopał.
- Jak? - zainteresował się.
- Podobno napisał jakieś obelgi na temat tego wariata w gazecie i tamten przez to go zabił. - Mówił to co słyszał, a nigdy nie słuchał uważnie, więc mógł się pomylić, ale w tym momencie był pewny, że ma rację.
- To zginął w bardzo głupi sposób – uśmiechnął się drwiąco. Jak można było wyzywać publicznie mordercę. To nie za mądre posunięcie.
- Prawda? Dlatego nie uważam, że trzeba poświęcać aż tyle czasu na śledztwo dla kogoś takiego. - Nie potrafił zrozumieć dlaczego jego ojciec tak bardzo przejmuje się tą sprawą. Sprawą człowieka, który sam przez własną głupotę wywołał wilka z lasu. - Mam plan.. - rzucił i zaczął opowiadać na ucho przyjacielowi, to co zamierza zrobić. A zamierzał się po prostu zemścić na Sasorim, za to, że przez głupotę jego ojca, jego tata nie ma czasu dla rodziny.

     Dźwięk dzwonka rozległ się po szkole, ogłaszając trzecią przerwę. Coraz mniej uczniów chętnie opuszczało budynek szkolny na przerwach. Na dworze było zimno i nikomu nie chciało się marznąć. Choć byli i tacy, którym nie przeszkadzała niska temperatura. Ponure i pochmurne dni zawsze usypiały Akasune. Leżał z głową na ławce i choć słyszał szum od rozmów, jakie były prowadzone w klasie między uczniami, to starał się choć na chwilę zdrzemnąć. Chociaż przez te dziesięć minut. Nie był taki jak Hidan, że potrafił zasnąć w każdym miejscu o każdej porze, nie zważając na to czy jest głośno czy nie. Chemia, Historia i biologia... że też musiał mieć podrząd te nudne przedmioty. One usypiały go jeszcze bardziej. Ziewnął, nie otwierając przy tym oczu.
- Przepraszam... śpisz? - usłyszał ciepły dziewczęcy głos. Niechętnie otworzył jedno oko, by przyjrzeć się właścicielce tego uroczego głosiku. Po chwili patrzenia stwierdził, że była ładna, i miała całkiem duży biust, jak na swój wiek. Podniósł głowę, by dokładniej przyjrzeć się jej piersią, oczywiście jak najbardziej dyskretnie. Zerknął tylko na sekundę, ale tym razem już z inne perspektywy, nie leżącej. Pomyślał, że doskonale wie po co przyszła. Zapewne by dać mu jakiś liścik, albo zapytać o numer, lub o adres.
- Sorka... nie daje dzisiaj autografów – mruknął zaspanym głosem. Deidara, który siedział w ławce obok, patrzył na niego z politowaniem. Ten debil był marnotrawcom, takie cycki i zmarnować okazję na randkę.
- Ale ja nie... - dziewczyna zmieszała się, bo nie miała pojęcia o czym czerwonowłosy mówił. - Po prostu.. Moi koledzy z klasy prosili mnie żebym przekazała ci wiadomość – powiedziała zdeterminowana. W końcu przyszła tu z misją, musi ją wypełnić jak należy. Sasori spojrzał na nią niezrozumiale. A więc nie przyszła wyznać mu swojego zauroczenia? A to nowość.
- Jacy koledzy? - dopytał, gdyż nie miał pojęcia o kim mówiła.
- Z mojej klasy, chcieli żebyś się z nimi spotkał, na tym piętrze pod automatem z napojami – wyjaśniła. Sama nie miała pojęcia o co chodzi, ale nie dopytywała, nie uważała by była to jej sprawa, tym bardziej pewnie by jej nie interesowała, to w końcu jakieś chłopięce sprawy.
- Teraz?? - zapytał nie zbyt chętnie, bo nie miał ochoty nigdzie iść. Dziewczyna skinęła głową. Akasuna westchnął. Nie chciał się z nikim spotykać. Nie miał też pojęcia w jakiej sprawie, więc tym bardziej nie chciał iść do tych gości. Powinni sami przyjść jeśli czegoś od niego chcą. Z jakiej racji to on ma się fatygować? Do klasy wparował Hidan, nie zważając na nic i nie rozglądając się, jak zwykle zresztą, trącił dziewczynę stojącą nad Sasorim, a ta pod wpływem uderzenia poleciała prosto na czerwonowłosego, przez co jej piersi zderzyły się z twarzą chłopaka. Sasori czując jej walory na swojej buzi, momentalnie się zarumienił, lecz nie bardziej niż dziewczyna, która szybko od niego odskoczyła.
- Przepraszam! - krzyknęła zawstydzona i uciekła z klasy. Deidara chichotał pod nosem, próbując powstrzymać głośny śmiech. Hidan za to w ogóle nie zauważył, że coś się stało i jak gdyby nigdy nic, kucał przy ławce blondyna i zajadał się jego Bento.
- Brawo stary.. - wydusił ze śmiechem Dei. - Gdybyś widział swoją minę.. - wytarł łzę radości.
- Spadaj! - Sasori natychmiast wstał z ławki. Czuł się trochę zdezorientowany, a jednocześnie zawstydzony, choć nie aż tak bardzo żeby chciał zapaść pod ziemię, to w końcu przecież nie jego wina, że wpadła w niego piersiami. Mógłby winić Hidana, ale to by i tak nic nie dało. Wyszedł z klasy.
- Gdzie idziesz? - zawołał za nim blondyn. - Nie mów, że do łazienki.. - patrzył jak znika za drzwiami klasy, po czym chciał chwycić za swoje pałeczki do jedzenia, jednak nie było ich w miejscu gdzie je położył. Spojrzał na Hidana, który coś jadł, a potem na swoją śniadaniówkę.
- Moje śniadanie.. - jęknął, widząc prawie pusty pojemnik na jedzenie. Spojrzał z mordem w oczach na szarowłosego. - Zeżarłeś mi śniadanie!
- Byłem głodny – powiedział ze spokojem, nie przejmując się faktem, że Dei będzie przez niego głodny. - Twoja mam to mistrzyni kuchni – przyznał połykając kolejny kęs ryby z ryżem. Deidara szybko przybliżył do sienie śniadaniówkę i zakrył ją rękami.
- Idź opychać się swoim śniadaniem – burknął niezadowolony. Przez tego idiotę będzie musiał głodować, a jak na złość nie wziął ze sobą pieniędzy.
- Ale.. ja nie mam dzisiaj śniadania – rzucił czekając, aż Dei pozwoli mu dokończyć jego posiłek.
- Jak to? - Zdziwiło go to, bo mama Hidana nigdy nie zapominała zrobić mu śniadania. - Zapomniałeś wziąć? - zapytał, co było bardzo prawdopodobne. Hidan patrzył chwilę na przyjaciela, swym spokojnym i obojętnym spojrzeniem, po czym odwrócił głowę w bok.
- Zgubiłem... - powiedział po krótkiej chwili.
- Co!?
     Sasori szedł w umówione miejsce. Nie wiedział po co w ogóle tam szedł, ale ta sytuacja z tą dziewczyna, tak go zdezorientowała, że już nie miał pojęcia co robi. Zresztą... co mu tam. Czegokolwiek ci kolesie będą od niego chcieć, to załatwi to szybko. Gdy doszedł na miesjce dwóch chłopców, już tam na niego czekało. Nie znał ich w ogóle. Nawet z widzenia ich nie kojarzył, ale on zazwyczaj się nie rozglądał, więc to nic dziwnego.
- Co jest? - zapytał, podchodząc bliżej. - Jaką macie do mnie sprawę? - zapytał całkiem miło, bo nie chciał wpakować się w żadne kłopoty. Nie znał ich. Kto wie jak zareagowaliby, gdyby był dla nich nie miły, a miał ochotę być za to, że zawracają mu głowę. Chłopcy popatrzyli na siebie, po czym skinęli głowami.
- Ty jesteś Akasuna, prawda? - zapytał Izumi. Sasori potwierdził, nie bardzo dziwił się skąd znają jego nazwisko, być może słyszeli o nim od kogoś ze szkoły. - Po kim masz takie czerwone włosy? - wolał się upewnić za nim zacznie swoją zemstę, w końcu nie chciał się wygłupić. Kto wie, czy te włosy to nie zwykły zbieg okoliczności. To pytanie zaskoczyło Sasoriego, bo wydało mu się po prostu głupie i nie widział powodu dla którego mieli by o to pytać.
- Co za różnica? - mruknął, nie bardzo chciał na to odpowiadać.
- Pytam z ciekawości bo... też bym chciał mieć takie czerwone włosy, no i... chciałem wiedzieć czy to rodzinne. Więc po kim? - Nie dawał za wygraną.
- Po tacie.. - odpowiedział, bo nie chciał dalej drążyć tego tematu.
- Tak myślałem – uśmiechnął się triumfalnie, a czerwonowłosy nie miał pojęcia o co mu chodzi. Jego kolega stał obok i tylko mu towarzyszył, jeszcze ani razu się nie odezwał, ale i na jego twarzy widniał ten zadowolony z siebie uśmiech. - Powiedz, twój ojciec był redaktorem w jakiejś gazecie? - jeśli to potwierdzi, to na pewno ten sam Akasuna.
- Skąd wiesz? - Sasori zrobił wielkie oczy. Pytanie samo wypłynęło mu z ust, był bardzo zdziwiony tym, że ktoś w tej szkole o tym wie.
- A jednak – Jego uśmiech stał się jeszcze bardziej triumfalny. Sasori tego nie rozumiał. Do czego on zmierzał? Dziwny chłopak. - Musi ci być strasznie ciężko, że miałeś takiego ojca, co? - mówił to z uśmiechem. Nie podobało się to Sasoriemu. Zmarszczył brwi.
- Czego chcesz? - zapytał, już żałował, że tu w ogóle przyszedł.
- Nic specjalnego – wzruszył ramionami. - Chcę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec to straszny frajer był, wiesz? - zaśmiał się po tych słowach. A robił to wszystko po to by odegrać się na nim, że przez jego ojczulka, jego tata nie ma dla niego czasu. Gdyby nie ojciec czerwonowłosego, nigdy nikt by go nie zabił i jego tata nie zajmowałby się tą durną sprawą i miał czas dla niego i jego siostry. Do tego nie potrafił inaczej się zemścić. Nie bił się za dobrze, i chciał to zrobić jak najszybciej, więc nie miał czasu na planowanie. Akasuna zacisnął pięści. Znowu ktoś obraża jego ojca. Najpierw był to Hidan, teraz jakiś kolejny idiota.
- Odwal się od mojego taty.. - wycedził przez zęby. Nie pozwoli by ktoś go obrażał. Jak można obrażać zmarłych? To zwykłe tchórzostwo. Oni sami się nie obronią, więc to po prostu wstrętne tchórzostwo.
- Bo co? Przyjdzie i mnie zbije? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Powiem ci coś, bo może nawet sam o tym nie wiesz głąbie. Twój stary sam się wpakował w to morderstwo, więc możesz mu pogratulować mózgu. Ups.. no tak.. on już go nie ma. - Uśmiechał się tak perfidnie, że Sasori nie potrafił wytrzymać. Był wściekły. Nie mógł pojąć, dlaczego ten ktoś czepił się jego taty, dlaczego mówi takie straszne rzeczy? Czy taki człowiek ma serce? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania, a na pewno nie w tym momencie.
- Zamurowało go – odezwał się kolega głównego antagonisty. - Czyli jednak nie wiedział.
- Pewnie nie chcieli by jego syn uważał własnego ojca za tchórza. No ale cóż.. dzięki nam już wie, że jego ojciec był frajerem – zaśmiał się. Czerwonowłosy zacisnął mocno pięść i niewiele myśląc przywalił chłopakowi prosto w nos. Izumi pod wpływem uderzenia cofnął się parę kroków, aż w końcu upadł na ziemię.
- Powiedziałem.. Odwal się od mojego ojca.. - rzucił przez zaciśnięte gardło. W okół nich zrobiło się zbiegowisko gapiów. Przez tłum uczniów przedarł się Deidara i Hidan. Byli ciekawi co się stało, a ujrzeli Sasoriego stojącego z zaciśniętymi pięściami, chłopaka leżącego na podłodze i drugiego chłopaka, który stał między nimi z szokowaną miną. Izumi podniósł się do siadu, z jego nosa sączyła się krew, a jego oczy łzawiły. I nie były to tylko łzy spowodowane uderzeniem w nos. Sasori ruszył w jego stronę. Deidara szybko wybiegł z tłumu i dobił do przyjaciela.
- Sasori przestań – rzucił, zatrzymując go. Nie miał pojęcia co się stało, ale sądząc po zaciśniętych pięściach, po lekko spuszczonej głowie i po tym wściekłym wzroku, mógł się domyślać, że ktoś poważnie zalazł mu za skórę. Miał taki sam wzrok, jak wtedy gdy uderzył pierwszy raz Hidana. Szarowłosy za to podbiegł do Izumiego i łapiąc go za koszule podciągnął do siebie.
- Coś ty zrobił Sasoriemu? - zapytał, rzucając groźne spojrzenie chłopakowi. W szkole każdy się bał Hidana więc nie musiał czekać długo na odpowiedź.
- N..nic... Ja nic nie zrobiłem. To wszystko przez jego ojca.. - wychlipał z płaczem. Nos go cholernie bolał, a do tego najsilniejszy chłopak w szkole patrzył na niego jakby chciał mu zrobić krzywdę. Gdyby wiedział, że tak to się skończy przygotował by lepszy plan.
- Ojca? - Hidan uniósł brew. Nie miał pojęcia co ojciec Sasoriego ma do tego. Nim zdążył jednak uzyskać odpowiedź, cały tłum przepędziła Dyrektorka Tsunade.
- Co tu się stało? - zapytała, swym stanowczym głosem. Spojrzała po uczniach i skrzyżowała ręce na piersi czekając na wyjaśnienia. Chciała przynajmniej wiedzieć kto jest winny. Widziała Hidana trzymającego pobitego Izumiego, do tego trzej pozostali wyglądali na niewinnych, więc wiadomo na kogo skierowała swój niezadowolony wzrok.
- Hidan... - Mogła się domyślić, że to on. Jak zwykle z nim były same problemy. Deidara otworzył usta, by obronić przyjaciela, jednak w porę je zamknął. Jeśli obroni Hidana, tym samym wyda Sasoriego. Nie miał pojęcia co robić. Spojrzał na czerwonowłosego, ale on stał w bezruchu, jakby nic do niego nie docierało. - Coś ty znowu narobił.. - dokończyła i westchnęła, nie miała już do niego siły.
- To nie on! - krzyknął Izumi. Nie ma mowy, żeby to Hidan zapłacił za zbrodnie Akasuny, niech czerwonowłosy zapłaci za to co mu zrobił. Poza tym gdyby Hidan miał przez niego kłopoty, na pewno miałby później u niego przerąbane. - To Akasuna – pokazał palcem na Sasoriego. Hidan puścił go, choć miał ochotę mu przywalić w ten zakrwawiony nos. Przy dyrektorce jednak nie mógł tego zrobić.
- Sasori? - zdziwiła się i spojrzała na chłopaka. Przyjaciel Izumiego potwierdził, że Sasori jest głównym sprawcą, a potem został po proszony przez Tsunade by zabrał swojego kolegę do pielęgniarki, bo jego nos wyglądał naprawdę fatalnie. - Sasori, dlaczego to zrobiłeś? - zapytała nie mogąc zrozumieć co takiego wstąpiło w chłopaka. Czyżby koleżeństwo z Hidanem miało na niego zły wpływ? Choć z drugiej strony, Deidara nie sprawiał aż takich problemów,a też przecież przyjaźnił się z szarowłosym. Akasuna nie odpowiedział. Wewnątrz niego aż kipiało przez ze złości, ulżył sobie tylko trochę. Nie mógł znieść myśli, że ktoś obrażał jego ojca. Do tego jak ten ktoś dowiedział się o tym wszystkim? To go najbardziej zastanawiało. Nie chciałby ktokolwiek o tym wiedział. Oprócz jego babci, sąsiadów, paru nauczycieli, Kakashiego i reszty policji, nie wiedział o tym nikt. Wątpił by jakiś nauczyciel wygadał. Konan.. ona też na pewno by tego nie zrobiła, przecież mu to obiecała.
- Sasori – powtórzyła dyrektorka, tym razem głośniej, jednak i na to chłopak nie zareagował. - Dlaczego to zrobiłeś? Mówię do ciebie. - Dalej cisza. Dei zaczął się nawet martwić stanem kumpla, może coś mu się stało. - Sasori!! - krzyknęła zdenerwowana kobieta. Chłopak spojrzał na nią nagle wściekłym wzrokiem. Przeszkadzała mu myśleć, głupia baba. Dyrektorka zdziwiła się widząc jego pełen gniewu wzrok. Zmarszczyła brwi. - Co to ma być za spojrzenie? - zapytała retorycznie i szybkim krokiem do niego podeszła. - Idziesz ze mną natychmiast – chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. Chłopak nie sprzeciwiał się, i tak nie miał szans z dyrektorką, dobrze o tym wiedział. - A wy do klasy – rzuciła do Deidary i Hidana. Obaj spojrzeli po sobie, po czym udali się w kierunku klasy.
Czterastolatek siedział w milczeniu przy biurku, naprzeciw Deryktor Tsunade. Patrzył w podłogę licząc na to, że szybko skończy się to przesłuchanie. Kobieta patrzyła na niego surowym wzrokiem czekając na odpowiedź. Nie mogła uwierzyć, że Sasori zrobił coś takiego. Nigdy by nie przypuszczała, że ten cichy, zamknięty w sobie dzieciak był zdolny do takich rzeczy. Nie znała go za dobrze bo zaledwie trzy miesiące, wiedziała przez co przeszedł, gdzie się wcześniej uczył i to wszystko. Do tej pory nie sprawiał problemów, więc nie spodziewała się takiego zaskoczenia. Akasuna wciąż milczał. Nie zamierzał się zwierzać, nie lubił tego. Może to z powodu upartości lub nieufności. Nie zastanawiał się nad tym. W jego głowie widniała blokada pod nazwą „nie”. Nic nie powie, bo tak postanowił.
- Więc nie powiesz mi dlaczego to zrobiłeś? - zapytała po długiej chwili czekania. Westchnęła gdy nie uzyskała odpowiedzi. Rozmawiało się z nim trudniej niż z Hidanem. Tamten przynajmniej udawał, że niczego nie zrobił, choć i tak było wiadomo, że wina jest jego. Być może nie miała podejścia do młodych ludzi. - Muszę zadzwonić do twojej babci – poinformowała go i sięgnęła po komórkę. Nie mogła tej sprawy tak zostawić, postanowiła spotkać się z jego babcią, jak i z rodzicami tamtych chłopców. Muszą to wyjaśnić. Sasori zacisnął palce na materiale spodni. Nie podobało mu się to, że dzwoni naskarżyć do jego babci, ale nie starał się jej powstrzymywać. Tsunade poinformowała Chiyo o wybryku jej wnuka i poprosiła, by stawiła się w szkole następnego dnia. Nie męczyła już Sasoriego jednym i tym samym pytaniem, bo wiedziała że nie przyniesie to skutków. Wstała i podeszła do drzwi.
- Możesz iść Sasori – powiedziała i otworzyła drzwi. Za drzwiami ujrzała Deidare i Hidana, wyglądali na zaskoczonych widząc ją w drzwiach. Sasori również był zaskoczony, ale ich widokiem. Szybko domyślił się co tu robili. W każdym razie nic konkretne nie udało im się podsłuchać. Wyszedł z gabinetu, bo nie miał ochoty dłużej tutaj siedzieć, w końću coś się dyrektorce może przypomnieć. Dyrektorce nerwowo drgała brew, to nie był dobry znak.
- Bo my... - zaczął Dei w geście obronnym, lecz nie dane mu było czegoś wymyślić.
- Mieliście iść do klasy – rzuciła zdenerwowana. Same z nimi problemy, nigdy nie słuchają. Jak grochem o ścianę. - Zresztą... wchodźcie, z wami też muszę porozmawiać – Miała nadzieję, że oni wiedzą, jak doszło do tej całej bójki.
- Która to godzina..? - wymamrotał Hidan patrząc na nadgarstek, na którym i tak nie było zegarka. - Muszę iść, zaraz spóźnię się na lekcję – odwrócił się na pięcie i zrobił krok w stronę klasy.
- Nie tak prędko – szarpnęła go za kołnierz i zaciągnęła do swojego gabinetu. - I tak jesteś już spóźniony całe dwadzieścia minut. - Z tymi słowami zniknęła w gabinecie razem z Deidarą i Hidanem. Sasori patrzył chwilę na drzwi, po czy ruszył z rękami w kieszeni do swojej klasy.

- Nie wiedziałam, że jesteś taki silny Sasori – powiedziała Konan, gdy wracała razem z czerwonowłosym do domu. - Myślałam, że nie należysz do tych co lubią się bić – Z tego co pamiętała, nie umiał obronić się przed jej przyjaciółmi, zwłaszcza przed Hidanem, a teraz sam uczestniczył w bójce i wyszedł z tego zwycięsko.
- Bo nie lubię.. - burknął niezadowolony, że uważała go za mięczaka. - Teraz tak po prostu wyszło – wyjaśnił w skrócie.
- Ale i tak mi nie powiesz o co chodzi, prawda? - zapytała z uśmiechem. Przyzwyczaiła się już do tego, że nie wszystko jest jej mówione. Hidan też nie zwierza się z każdej bójki i z tego z jakich powodów się bił. Być może chłopcy uważają to za jakiś rodzaj honoru, by nie obarczać swoimi problemami innych. Nie przeszkadzało jej to, skoro nie chciał nic mówić, to nie zamierzała go zmuszać, choć była ciekawa o co poszło.
- O, aleś ty mądra – rzucił sarkastycznie z nutką złośliwości. Konan na to zareagowała, już za dobrze znała docinki Sasoriego, do tego też się przyzwyczaiła, i nauczyła się, ze jeśli będzie na nie odpowiadać to Sasori poczuje się zwycięzcą, a na to nie mogła pozwolić.
- Ale wiesz... bójka, bójką, ale ty złamałeś mu nos – powiedziała już poważniej. Sasori odwrócił wzrok, nie miał zamiaru złamać mu nosa. Nie miał pojęcia, że tak mocno go uderzył. - Babcia już wie? - Nie odpowiedział, więc domyśliła się, że wie. - Boisz się? - na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Pff.. - fuknął i odwrócił od niej głowę. - Oczywiście, że nie – zaprzeczył z pewnością w głosie, choć sam przed sobą nie chciał przyznać, że tak naprawdę obawiał się tego jak bardzo babcia może być na niego zła.
- Kłamca – powiedziała i zaśmiała się w duchu widząc jego reakcję. Jak zwykle spiorunował ją wzrokiem. Rozstali się gdy tylko Sasori wszedł do domu. Zdjął buty i rzucił torbę w kąt, pomyślał nawet, że może babcia śpi i będzie miał okazję przygotować sensowną wymówkę, niestety po chwili przywitała go w korytarzu. Kazała mu przyjść do pokoju, bo stwierdziła, że nie będą rozmawiać na korytarzu. Nie chętnie powlókł się do salonu. Chiyo zaczęła mówić, jak to się na nim zawiodła, a on puszczał to mimo uszu, choć było mu smutno, że wszyscy są po stronie tamtego idioty. Trochę było w tym jego wina, nie chciał się przyznać, o co takiego poszło.
- Jak mogłeś być taki niemądry? Złamałeś mu nos! - krzyknęła.
- Nie moja wina.. - mruknął na swoje usprawiedliwienie. - To on zaczął..
- I to był powód by połamać mu nos? Sasori, co ty sobie myślałeś? Gdzie ty masz rozum?
- Gdyby siedział cicho, to nic by mu się nie stało.. - Miał dość słuchania o tym jaki to jest nierozważny, głupi i jak to kogoś bardzo skrzywdził.
- Przestań tak mówić! Co ci takiego powiedział? - Chciała wiedzieć, z jakiego powodu jej wnuk tak potraktował tamtego chłopca. Miała nadzieję, że to coś poważnego, bo przerażałby ją fakt, że Sasori o byle co potrafi zrobić komuś taką krzywdę.
- Nie ważne.. - usiadł na kanapie wbijając wzrok w podłogę.
- Powiedz mi Sasori, bo ja już nie wiem jak mam do ciebie mówić. Jeśli będziesz wszystko przede mną ukrywał, to nie będę mogła ci pomóc – Martwiła się o wnuka, chciała przecież dla niego dobrze.
- Nie potrzebuje pomocy – stwierdził od razu. Sam sobie ze wszystkim poradzi, tak postanowił.
- Powiedz co się takiego stało? Jeśli nie powiesz cała kara spadnie na ciebie. No chyba, że rzeczywiście tylko ty tu jesteś winien. Mam cię traktować jak łobuza, który łamie ludzkie kości za byle głupotę? Jeśli tak to zaraz zadzwonię do dyrektorki i powiem, żeby dała karę tylko tobie, a i ode mnie dostaniesz niemały szlaban – zaczęła go straszyć, bo już nie wiedziała co mogłaby zrobić, by się chłopak przed nią otworzył. Może to nie był psychologiczny sposób na podejście do wnuka, ale nie była psychologiem tylko zwykłą babcią. Wizja niemałego szlabanu trochę przerażała Akasunę. Wkurzało go to, że tylko on miałby ponieść konsekwencje, a tamtemu idiocie, uszłoby wszystko na sucho. Jednak to za mało, nie miał sześciu lat, że da się tak po prostu zastraszyć.
- Mówiłem już... nie ważne..
- Jak sobie chcesz, żeby nie było, że nie ostrzegałam. Zero komputera, telewizora i wychodzenia na dwór, aż do odwołania. - Skrzywił się słysząc słowa „do odwołania”, to było najgorsze, bo nie potrafił określić kiedy babcia odwoła mu karę. To czekanie było denerwujące. - Idę do sąsiada by odłączył ruter – Dobrze wiedziała, że Sasori pod jej nieobecność mógłby korzystać z internetu, więc innego wyjścia nie miała.
- To nie sprawiedliwe, to on zaczął! - Dlaczego miał płacić taką karą, przez tamtego głupka? Nie fair. Nie powinien mu łamać nosa, z tym musiał się zgodzić, nie zrobił tego przecież specjalnie.
- Uderzył cię? - zapytała, opierać ręce na biodrach.
- Nie.. Po prostu... Mówił straszne rzeczy o tacie, nie mogłem wytrzymać, musiałem go walnąć! - wyrzucił to z siebie, nie chciał dostać aż takiej kary, zwłaszcza jeśli nie czuł się specjalnie winny.
- O tacie? - zdziwiła się. - Jak to? - dopytała, nie mając pojęcia kto mógłby mówić jakieś złe rzeczy o jej synu. Co prawda nie byłoby to dziwne, gdyby był to jakiś jego stary znajomy z którym nie dogadywał się najlepiej, ale jakieś dziecko ze szkoły Sasoriego? Nigdy by nie przypuszczała.
- Normalnie. Mówił o nim frajer... że to jego wina, że zginął.. że był głupi.. - Z jego oczu wypłynęły łzy. Ciężko mu było o tym mówić, bo jego tata został tak bardzo obrażony, musiało być mu przykro jeśli to słyszał. - Ale.. to nie wina taty, że został zabity, prawda? Chciał przecież dobrze.. to nie jego wina – Mówił to, chcąc samemu w to wierzyć. Gdyby nie ten artykuł, zapewne nic takiego by się nie wydarzyło, ale przecież kto mógł wiedzieć, że tak się stanie. Otarł wypływające łzy, bo w końcu miał się tak więcej nie mazać.
- To na pewno nie wina taty – zapewniła wnuka. Serce jej się ścisnęło, gdy ujrzała jego łzy, były to łzy zupełnie szczere i pełne bólu. Dlaczego ten chłopiec musi przechodzić w życiu przez takie rzeczy? Już wystarczająco wycierpiał. Nie zmieniało to jednak faktu, że złamanie komuś nosa to poważna sprawa, więc i on konsekwencje poniesie, ale teraz przynajmniej wiedziała, że jej wnuk zrobił to w obronie swojego ojca, a nie z byle powodu, trochę jej ulżyło. - Jutro trzeba to wszystko powiedzieć pani Dyrektor.
- Ona nie zrozumie.. - rzucił półszeptem.
- Na pewno zrozumie – zapewniła wnuka. W takim wypadku nie można było tego zatajać. Sasori postąpił źle łamiąc nos tamtemu chłopcu, ale tamten też nie był zupełnie bez winy.

     Następnego dnia, Sasori zgodnie z rozkazem dyrektorki przyszedł do szkoły z babcią, a poszkodowany Izumi ze swoją mamą, która nie wyglądała na zadowoloną. A swoje niezadowolenie kierowała ku czerwonowsłosemu. Akasuna jednak miał to gdzieś, bo przecież to nie on zaczął, choć irytowało go jej spojrzenie. Przez całą rozmowę z Tsunade ta baba rzucała mu pretensjonalne spojrzenia. Jakby wszystko było jego winą. W tym samym czasie, gdy Sasori był u dyrektorki, jego klasa zaczynała lekcje wuefu. Hidan wszedł do szatni w celu przebrania się. Jak zwykle nikomu nie powiedział „cześć”, a i inni się do tego nie fatygowali. Nie można było powiedzieć, że nie lubili Hidana, niektórzy nawet go podziwiali za jego siłę i sprawność fizyczna, ale jednocześnie się go bali. Skoro się z nimi nie witał, to stwierdzili, że tego nie chce, więc lepiej nie ryzykować. Szarowłosy ziewając zaczął rozpinać swój mundurek, gdy nagle do jego uszu doszły słowa które go zainteresowały.
- Słyszeliście o Akasunie? - zapytał kolegów, chłopak z klasy.
- Nie, a co z nim? - dopytał drugi.
- Podobno jest sierotą.
- Słyszałem, że jego rodziców ktoś zabił. - wtrącił kolejny uczeń.
Hidan słysząc to zatrzymał palce na ostatnim guziku. Był zaskoczony tym co usłyszał. Nie czekając na dalszy bieg wydarzeń podszedł do plotkujących kolegów.
- Jak to zabił? - zapytał, a oni spojrzeli na niego zaskoczeni, że się do nich odezwał.
- No... nie słyszałeś? Cała szkoła o tym mówi.
- Rodzice Sasoriego nie żyją, bo ktoś ich zamordował.
- Nikomu nic nie mówił – zaczęli wyjaśniać wszystko co wiedzieli.
- Nie dziwie się, też bym nie chciał o tym mówić.
Szarowłosy stał chwilę w osłupieniu, bo ciężko mu było w to uwierzyć. Być może to zwykłe plotki, ale nie będzie pewny na sto procent, jeśli sam o to nie zapyta. Wyszedł szybkim krokiem z szatni. Musiał znaleźć Sasoriego, nie chciał czekać aż sam przyjdzie do szatni, bo chciał z nim pogadać na osobności. Czy to prawda? Chciał to wiedzieć. To było dosyć normalne, że nie wszyscy mieszkają z rodzicami, i że nie wszyscy mają rodziców, ale morderstwo to było coś czego się nie spodziewał.
- Hidan.. gdzie ty idziesz? - odezwał się Dei mijając szarowłosego, który go nawet nie zauważył. Wysoki chłopak słysząc znajomy głos zatrzymał się.
- Szukam Sasoriego – oznajmił z determinacją w głosie.
-Z tego co wiem, miał być dziś rano u dyrektorki. Mówił nam, nie pamiętasz? - spojrzał z politowaniem na kumpla. Ten jak zwykle myślał o niebieskich migdałach.
- Cholera... - zacisnął pięści, chciał się jak najszybciej dowiedzieć czy to prawda. Byli przyjaciółmi, powinni wiedzieć takie rzeczy. On sam nie mówił Sasoriemu za wiele o sobie, ale też niczego przed nim nie ukrywał. Może dwa miesiące kumplowania się, to dla Akasuny za mało by się zwierzać.
- Co ci jest? - zapytał Dei. - Znowu chcesz go pobić?? - To pierwsze co przyszło mu do głowy, bo Hidan zazwyczaj w takich sytuacjach był zdeterminowany.
- Nie, chce go zapytać czy to o czym mówi cała szkoła to prawda – rzucił krzyżując ręce na piersi.
- A o czym mówi cała szkoła? - nie bardzo rozumiał o co chodzi. Czyżby przegapił coś ciekawego? Cholera.. mógł przyjść trochę wcześniej.
- O zabójstwie rodziców Akasuny – wyjaśnił.
- Huh?? Jakim zabójstwie? - Deidare aż w murowało. Milczał przez chwilę, zastanawiając się czy to żart, czy jakaś durna plotka. Z trudem było uwierzyć w takie coś od tak.
- Skąd mam wiedzieć? - syknął - Chcę go właśnie o to zapytać.. - zmarszczył brwi, niezadowolony tym, że Dei go nie słucha.
- A..ale jak to? - zapytał pochłonięty własnymi przemyśleniami. Z jednej strony była to rzecz, która się przecież zdarza, więc dlaczego tak to ich dziwi, z drugiej jednak strony nie spodziewali się, że coś tak strasznego przydarzyło się Sasoriemu. To by wyjaśniało dlaczego tak reagował gdy Hidan obrażał jego rodziców, i to że nigdy nie chciał o nich mówić. Dei domyślał się, że mogą nie żyć, ale nie że ktoś ich tak po prostu zabił.
- Skoro Saso jest teraz zajęty, to idę obić mordę temu kto rozpuścił tę plotkę – powiedział uderzając pięścią w dłoń.
- Zaczekaj... Przecież nie wiesz kto to zrobił. Po za tym.. myślę, że to nie jest tylko durna plotka. - Zastanawiał się, czy Sasori wie o czym mówią w szkole. Jeśli nigdy nie chciał mówić o swoich rodzicach, to będzie załamany gdy dowie się że cała szkoła o tym mówi. Nie tak łatwo jest powstrzymać falę plotek, nawet jeśli Hidan miałby coś tutaj zdziałać. Zwsze pozostanie ktoś, kto będzie o tym szeptał.
- Nawet jeśli nie, to i tak obije ryj temu frajerowi – Pytanie tylko, kto to był? Na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba. Chłopak z którym Sasori się bił. Miał wredne spojrzenie, nie ufał mu. Jednakże podobno miał już złamany nos, ale zdecydowanie była to za mała kara. A nawet jeśli to nie on... To i tak chętnie by mu przywalił.
- Na razie się wstrzymaj, zobaczymy co powie Sasori – Nagle zadzwonił dzwonek. - Cholera.. przez ciebie nie zdążyłem się przebrać – warknął i rzucił się biegiem do szatni. Hidan spojrzał po sobie i stwierdził, że zdążył tylko rozpiąć mundurek i również nie jest przebrany. Odechciało mu się ćwiczyć, więc udał się do gabinetu pielęgniarki by przespać tę lekcję.
Po następnym dzwonku ogłaszającym przerwę, Sasori wreszcie był wolny. Jak najszybciej chciał odesłać babcię do domu, by nikt nie zobaczył jej w szkole. Wstyd przychodzić z babcią do szkoły w tym wieku. Nie był za bardzo zadowolony z decyzji dyrektorki, ponieważ Izumi za swoje zachowanie dostał tylko kary społeczne, które musi wykonywać przez miesiąc, oczywiście po tym jak już się trochę podleczy, za to on... musi przez tydzień zostawać po lekcjach i pisać zdanie „Przepraszam za moje zachowanie. Nie będę się więcej bił” po sto razy. Coś czuł, że ręka mu odpadnie. Tsunade stwierdziła, że prowokacja to nie powód do łamania nosa, ale na szczęście nie popierała też Izumiego, któremu też dała niezły wywód. Jego matka była zaskoczona, bo nie spodziewała się, że jej syn mógłby komuś mówić tak przykre rzeczy. Po tym jak już pozbył się babci szedł korytarzem do klasy. Miał dziwne wrażenie, że wszyscy na niego spoglądają i szepczą coś sobie do uszu. Nie miał pojęcia co się dzieje, czy to o nim mówią? Czy to tylko jego wyobraźnia? Czy może ma coś na twarzy? A może to przez to, że złamał nos tamtemu durniowi. Może teraz będą go uważali za takiego silnego jak Hidan. Wszedł do rozgadanej klasy i nagle zapadła cisza. Wszystkie oczy skierowane były ku niemu. Rozejrzał się zdezorientowany. Stał tak chwilę patrząc po klasie, zastanawiając się dlaczego umilkli.
- Hej Sasori! - zawołał Dei, by przerwać tę dziwną i nieręczną ciszę. Akasuna skinął mu głową w geście przywitania i ruszył do swojej ławki. - Widziałeś Hidana? - zapytał, gdy ten już usiadł. W klasie znów rozległy się szepty. Blondyn chciał coś mówić, by żadne plotki do niego nie doszły, ale był pewien, że długo to nie potrwa. Prędzej czy później dojedzie do jego uszu, to co cała szkoła o nim mówi.
- Nie – rzucił wyjmując książki do Historii.
- A jak tam u dyrektorki? - Sasori opowiedział mu wszystko co się wydarzyło w gabinecie Tsunade. Po klasie ciągle rozchodziły się szepty. Irytowało to Sasoriego jak cholera, nie miał pojęcia o czym szepczą, ale był przekonany, że to o nim. Gdy tylko na kogoś spojrzał, ten od razu milkł, starał się wsłuchać co takiego mówią, ale głosy wymieszane ze sobą, były zbyt niezrozumiałe. Do klasy wszedł, równo z dzwonkiem, wszedł szarowłosy i gdy tylko ujrzał Sasoriego od razu do niego dobił.
- Akasuna! Czy to prawda... - Dei zatkał mu usta i całą siłą odciągną go od Saosirego. Czerwonowłosy patrzył na nich niezrozumiale, zastanawiając się, czy wszyscy próbują coś przed nim ukrywać. Zmarszczył brwi. Wkurzało go to.
- Idioto.. - warknął Dei szeptem do Hidana. - Nie pytaj go o to teraz. Nie przy wszystkich. - Może i wszyscy i tak już o tym wiedzieli, a na pewno większość, mimo to był pewien, że od razu zrobiło by się zbiegowisko wokół Sasoriego, czego on na pewno by nie chciał. I zapewne tak samo nie miał by ochoty o tym mówić przy całej klasie. Po chwili do sali wkroczył profesor Iruka i zaprowadzając w klasie ciszę przeszedł do lekcji.
Godzinę później Sasori stał na dachu i czuł się bardzo zdezorientowany sytuacją w której Konan rzuciła mu się na szyję próbując pocieszać go na wszelkie sposoby, a on nie miał pojęcia co się stało. Wszyscy mieli jakieś takie przybite miny, do tego wiedzieli coś, czego on nie wiedział. Widział, że Hidan ledwo powstrzymywał się od powiedzenia czegoś. Był ciekawy czego. Podejrzewał nawet Hidana, zastanawiając się czy znowu nie wyciął mu jakiegoś numeru, o którym dowiedziała się cała szkoła, ale widząc ich miny szybko przestał oskarżać kolegę, a zaczął się nawet martwić tym, czy coś się stało.
- O co wam chodzi? - powiedział w końcu, jednocześnie z irytowany i lekko przerażony odpowiedzią jaką zaraz uzyska. Obawiał się najgorszego.
- To ty nie wiesz co mówią w szkole? - zapytał Yahiko zdumiony zdziwieniem Sasoriego. Prawie cała ich klasa o tym mówiła, więc dziwne, że do niego to jeszcze nie dotarło. Wszyscy się martwili tym, jak zareagował na te plotki, a on nawet o niczym nie wiedział.
- O czym mówią? - spojrzał po wszystkich. Może wreszcie dowie się o czym wszyscy szepczą sobie do ucha.
- Sasori.. - zaczęła Konan bardzo troskliwie i najdelikatniej jak potrafiła. Nie mogli tego przed nim ukrywać, bo i tak by się dowiedział, a lepiej jak dowie się od nich niż od przypadkowego ucznia. - Bo wiesz... wszyscy już wie...
- Chodzi o to, że twoi rodzice zostali zamordowani – wystrzelił nagle Hidan. Niebieskowłosa posłała mu piorunujące spojrzenie. Sasori zrobił wielkie oczy, a serce zabiło mu mocniej.
- Mógłbyś być bardziej delikatny... - westchnął blondyn. Do Sasoriego przez chwilę nie docierało to, co do niego powiedzieli. Bo niby skąd mieliby się o tym dowiedzieć, niczego im nie mówił. Wątpił by Konan wygadała, choć nie mógł tego zupełnie wykluczyć. Obiecała mu, że nic nie powie, ale czy mógł jej ufać? A może to nie ona, może... i w tej chwili do niego dotarło. Przypomniał sobie, że Izumi wiedział o tym co się stało z jego ojcem. Był przekonany, że to on. Albo inni dowiedzieli się w podobny lub ten sam sposób co Izumi, może była jakaś powtórka w telewizji z tego co się wydarzyło pięć miesięcy temu. Nawet jeśli, to najlepszym powodem i tak było zrzucenie winy na Izumiego, bo ten zalazł mu za skórę.
- Halo... ziemia do Sasoriego.. - rzucił Yahiko, na co Sasori się ocknął. - To prawda? - Chłopak milczał.
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz – powiedziała Konan, nie chcąc go do tego zmuszać, choć sama znała prawdę.
- Ale nawet jak nie powiesz, to i tak wiemy że to prawda – dodał rudowłosy, za co dostał w łeb od Deidary. Ten gość nie ma w ogóle wyczucia, jak się zachować w pewnych sytuacjach. Gorzej niż Hidan. Ten przynajmniej chociaż teraz zachowywał powagę sytuacji. Czerwonowłosy zastanawiał się nad ich pytaniem. Co im powiedzieć? Nie było sensu ich kłamać. Czy było coś złego w tym, że powie im prawdę? Oczywiście, że nie, więc dlaczego się wahał? Czasami siebie nie rozumiał. Było do przewidzenie, że prędzej czy później się o tym dowiedzą, szkoda tylko, że w taki sposób.
- To prawda.. - rzucił po długiej chwili. Wszystkim zrobiło się dziwnie smutno słysząc jego odpowiedź. Domyślali się, że to może być prawda, ale gdzieś w środku nich tliła się nadzieja, że to zwykła plotka.
- A więc teraz nic mnie nie powstrzymuje, żeby drugi raz złamać nos temu frajerowi – mówiąc to Hidan, uśmiechał się do siebie. Teraz miał ochotę złamać mu nie tylko nos, zadarł z jego kumplem, no i przy okazji Hidan miał potrzebę wyżycia się, a to był idealny pretekst by komuś przywalić.
- Więc teraz już jasne, dlaczego byłeś wtedy z Kakashim – odezwał się Itachi, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie w domu Naruto. Słyszał, że chłopak był na komisariacie, i że był przesłuchiwany, ale nie miał pojęcia dlaczego i też ani Minato, ani Kakashi nie chcieli tego powiedzieć. A on sam nie interesował się tym specjalnie, to też zaciekawienie tą sprawą tak szybko zniknęło jak się pojawiło.
- Musi ci być ciężko – dodał Nagato. Nawet nie próbował sobie wyobrazić co ten chłopak musi przeżywać wewnątrz siebie. Strata rodziców to jedno, ale w taki okrutny sposób to drugie. Jakie pytania musiały chodzić Sasoriemu po głowie? Na pewno więcej tych bez odpowiedzi. Było mu przykro, że musiało się to przytrafić komuś takiemu jak Sasori.
- Nie jest tak źle.. - rzucił w odpowiedzi. Nie chciał by się nad nim litowali, to najgorsze co mogli zrobić. - Minęło już trochę czasu. Nie musimy o tym mówić.. i tak już cała szkoła o tym gada.. - Zacisnął pięści. Nie podobało mu się, że naruszają jego prywatność. Nie miał pretensji do przyjaciół, którzy po prostu chcieli wiedzieć czy to prawda, ale miał pretensje do tych co to rozgadują po całej szkole. Tak nie powinno być, to jego życie.
- To prawda, że strzeliłeś do mordercy? - zapytał Yahiko, bo i takie słuchy go doszły. Trudno było stwierdzić, co w tych plotkach jest prawdą a co nie.
- Ha? - zdziwił się. Co to za durne wymysły? Ale z drugiej strony szkoda, że to nie była prawda.- Nie, nie strzeliłem do niego. - Zmarszczył brwi. - Ale kiedyś to zrobię – rzucił z pewnością w głosie, aż przeszły ich ciarki. Tylko Hidan nie wydawał się zrażony tym pomysłem, a nawet w ogóle przestał go słuchać, zastanawiając się nad torturami dla Izumiego.
- Żartujesz prawda? - zapytała Konan.
- Nie. Chciałbym do niego strzelić – powtórzył tak samo pewnie jak przed chwilą.
- I tak to nie zwróciłoby życia twoim rodzicom – stwierdził Yahiko.
- Wiem... tak tylko powiedziałem, że gdybym miał okazję to bym strzelił. Ale jej nie mam, więc nie macie co się martwić. - Zapewnił ich, nie chcąc słuchać dłużej ich wykładów, na temat swojej zemsty. Wiedział, że zemsta jest zła, ale przecież nie zaszkodziłoby zemścić się na kimś aż takim złym, zabił w końcu nie tylko jego rodziców. Taki morderca to nie człowiek tylko potwór, a potwory nie mają prawa istnieć. Z takiego założenia wychodził Sasori.
- Eh.. pewnie gdybym był na twoim miejscu, myślałbym tak samo – powiedział Dei, starając się zrozumieć przyjaciela.
- Nie popieraj go w tym – rzuciła oburzona Konan. Powinien mu odradzać takie zawistne pomysły.
- Nie popieram, uważam tylko że takie myślenie w jego przypadku jest normalne
- Z której strony niby? - Rzucili sobie piorunujące spojrzenia. Sasori westchnął. Nie chciał by teraz zaczęli traktować go jak porcelanę, nie chciał by przez to co wiedzą ich stosunek do niego się zmienił. Miał nadzieję, że nie spędzą całego dnia w szkole na rozmowach o morderstwie jego rodziców. Nie był jeszcze gotowy na taką szczerą rozmowę z przyjaciółmi. Do tego teraz musiał jeszcze przetrwać falę plotek na jego temat.
- W szkole to teraz.. gorący temat – rzucił Sasori patrząc gdzieś w bok. Nie miał ochoty wracać do klasy na lekcje. Nie, gdy wszyscy o tym wiedzą i mówią o tym jakby była to nie wiadomo jak ciekawa sensacja.
- Nie przejmuj się tym co mówią – odezwał się Nagato z ciepłym uśmiechem. Sasori spojrzał na niego. - Pogadają trochę i przestaną. Większość tego co mówią to zwykła bujda. W końcu sami uznają, że brzmi to wszystko nieprawdopodobnie, więc szybko o tym zapomną.
- Mam nadzieję – powiedział półszeptem. Na prawdę bardzo by chciał, by te plotki się szybko skończyły, nawet jeśli dopiero się zaczęły.
- A jak nie, to ja im chętnie wszystko wytłumaczę – dodał Hidan z naciskiem na słowo wytłumaczę. Wszyscy już dobrze wiedzieli jak on im będzie chciał to wytłumaczyć.
- Ty już się tak chętnie nie udzielaj – wtrąciła niebiesowłosa. Wiadomo, że przez to narobiłby sobie tylko kłopotów i w szkole i w domu. Chyba już zapomniał, że grożono mu wyrzuceniem ze szkoły. Cały Hidan. Skierowali się w stronę wyjścia z dachu i niemal od razu zaczęli rozmawiać o czymś zupełnie innym, zachowywali się jakby rozmowa o rodzicach Sasoriego, w ogóle nie miała miejsca. Za co sam Akasuna był im wdzięczny, nie chciał by trwała wśród nich niezręczna i przygnębiająca atmosfera. Oni sami wiedzieli, że Sasoriemu musi być ciężko dlatego nie chcieli już drążyć tego tematu. Znali prawdę, to im wystarczyło. Sasori cieszył się, że zrozumieli, że nie chce o tym mówić. Był pewny, że kiedyś wrócą do tego tematu, ale cieszył się, że przestali mu współczuć, bo współczuć to powinni jego rodzicom, a nie jemu, któremu udało się przeżyć, przez własne tchórzostwo. Mógł stwierdzić, że miał dobrych przyjaciół.

     Po trzech godzinach, Sasori nie wytrzymał. Po dowiedzeniu się o czym plotkują w szkole, stał się wyczulony na ich szepty, przez co zbyt wiele słów, często bolesnych, wiążących się z traumatycznymi przeżyciami trafiało do jego głowy. Słowa te odbijały się echem, przez co miał wrażenie, że boli go głowa. Postanowił więc zerwać się z lekcji. Deidara nie zamierzał go powstrzymywać, widząc jak Sasori pobladł. Hidan zadeklarował, że pójdzie z nim, ale jego akurat tym razem udało się powstrzymać Deidarze. Długowłosy był niemal pewien, że Sasori chciałby być sam. Akasuna udał się prosto.... na komisariat. Nie miał gdzie się o tej porze podziać, do domu nie mógł wrócić ze względu na babcię, a Kakashi być może pozwoli mu skorzystać z policyjnej siłowni, wtedy będzie mógł się tam wyżyć. Zrywanie się z lekcji i pójście na policje to zdecydowanie nie był dobry pomysł, ale może po znajomości nie będą chcieli go na siłę zaciągnąć do szkoły, poza tym teraz tylko tam mógł wyrzucić z siebie złość która w nim była. Z każdym krokiem szedł co raz szybciej, aż w końcu chód przemienił się w bieg. Biegł ile sił w nogach, nie zatrzymał się nawet na chwilę, a do komisariatu nie było wcale tak blisko. Biegnąc, krok za krokiem gubił negatywne emocje, był co raz dalej od tej niewdzięcznej szkoły. Już miał wystarczająco dużo kłopotów, ale to nie jego wina, że uciekł z lekcji. Cała szkoła jest temu winna, uwzięli się na niego. Jak z Hidanem wszystko się ułożyło, to teraz ktoś inny się go czepia i rozpowiada o jego rodzicach, nie pytając go o zdanie. Przecież to jego rodzice, jego sprawa i jego życie. Nie mógł znieść myśli, że cała szkoła mówi o tamtym zdarzeniu i do tego wymyśla niestworzone rzeczy, takie jak, że on strzelał do mordercy, albo to że jego rodzice byli członkami jakieś mafii lub sekty. Wszystko to było nie prawdą, jak mogli tak perfidnie kłamać? Nawet jeśli nie zdawali sobie sprawy, że to kłamstwo, to przecież nie mogą mieć stu procentowej pewności, że to prawda. Zatrzymał się przed dużymi drzwiami prowadzącymi na komendę policji. Dyszał ciężko patrząc na drzwi. Zmęczył się cholernie, ale przynajmniej było mu ciepło. Po dłuższej chwili odpoczynku wszedł do środka. Podszedł do wysokiej lady, by zapytać o Kakashiego.
- Dzień dobry, jest może Inspektor Hatake? - Nie będzie pytał nie oficjalnie, bo tak nie wypada, choć głupio się czuł nazywając go Inspektorem, jakoś nie mógł do tego przywyknąć.
- Nie ma go teraz. - odpowiedział policjant. - Chłopcze, a czy ty nie...
- Co tu robisz? - odezwał się Kakashi, który właśnie przekroczył wejściowe drzwi. Od razu dojrzał czerwonowłosego, którego widok tutaj, go zaskoczył, zwłaszcza tego dnia i wtych godzinach. Chłopak odwrócił się do Kakashiego.
- Jesteś, całe szczęście bo muszę... - Nie dane mu było do kończyć, siwowłosy od razu mu przerwał.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? – zapytał, podchodząc do lady. Wziął jakieś papiery i coś w nich zaczął podpisywać.
- No bo.. - starał się wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. - Czy to ważne? Przyszedłem tutaj, bo musiałem. - Kakashi odłożył długopis i przeniósł swój wzrok na czternastolatka.
- Nie wydaje mi się. Wracaj do szkoły – postanowił za niego. Takie dzieciaki powinny chodzić do szkoły, a nie włóczyć się po komisariatach. Akasuna rzucił gniewne spojrzenie Kakashiemu.
- Nie. - zaprzeczył stanowczo. Nie po to tutaj biegł, by teraz tak po prostu wrócić tam, gdzie nie chciał być. Wiedział, że Hatake nie lubi sprzeciwów, ale tym razem nie miał wyjścia, musiał walczyć o swoje. Mężczyzna westchnął.
- Nie rób scen Sasori, po prostu wracaj – rzucił, ruszając w stronę schodów. - A, i jeszcze jedno – zatrzymał się, ponownie odwracając się do Sasoriego. - Przykro mi ale.. Koniec naszych treningów. - dodał stanowczo. Sasoriego aż zatkało. Nie spodziewał się tego usłyszeć właśnie teraz.
- A..ale jak to? - zapytał nie dowierzając w to co przed chwilą powiedział Kakashi. - To dlatego, że uciekłem ze szkoły? - dopytał szybko. Nie rozumiał dlaczego Hatake miałby zmienić zdanie o trenowaniu go, przecież szło mu dobrze. Czy tylko dlatego że zwiał z paru lekcji nie może już trenować? To bez sensu.
- Nie, to nie dlatego. - wyjaśnił patrząc na zdezorientowaną minę Sasoriego. - To dlatego, że nie dotrzymałeś obietnicy. - Sasori zaczął zastanawiać się o jaką obietnicę chodziło. - Obiecałeś, że nie będziesz robił nikomu krzywdy – dodał i w tej chwili Sasori zrozumiał. Pamiętał, że obiecywał Kakashiemu, że nawet jeśli stanie się silniejszy, będzie wykorzystywać swoją siłę do obrony własnej, a nie atakowania innych.
- Ale skąd ty wiesz, że ja...
- Spotkałem się z twoją babcią – odpowiedział przerywając mu, bo dobrze wiedząc o co chłopak zapyta. Sasoriego ta odpowiedź co najmniej zszokowała. - Myślisz, że twoja babcia o niczym nie wiedziała? Może i jest stara, ale nie głupia. Widziała, jak podwożę cię pod dom, niemalże każdej niedzieli. Zadzwoniła do mnie ciekawa, dlaczego jej wnuk spotyka się z policjantem. Nie miałem powodów by ją okłamywać, więc powiedziałem jej prawdę. Powiedziałem jej, że to tylko w celach samoobrony i że nikogo nie zamierzasz krzywdzić, ża chciałeś poczuć się pewniej. Uwierzyła mi i ostatecznie zgodziła się na to bym cię dalej trenował, ale po tym co zrobiłeś, poprosiła mnie bym już więcej cię nie uczył. Doskonale ją rozumiem, złamałeś obietnice. Koniec treningów. - Wiedział, że chłopak ma potencjał, mimo to za bardzo zlekceważył ten fakt i za szybko nauczył go rzeczy do których jeszcze nie dorósł. Jeśli nie umie kontrolować swojej złości, może jeszcze nie jednej osobie złamać nos. Czuł się za to poniekąd odpowiedzialny. Sasori nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Jak to jego babcia o wszystkim wiedziała? Pozwoliła mu na to? Nie pojmował. Mógł go Kakashi pod sam dom nie podwozić. Przecież to logiczne, że babcia mogła patrzeć przez okno i go zauważyć. Jak mógł zlekceważyć tak ważny fakt? Gdzie on miał mózg? Do tego nie złamał tej całej obietnicy bo chciał, tak mu po prostu wyszło, ale nie żałował tego.
- A co miałem zrobić? - Zacisnął pięści. - Stać i przyglądać się jak naśmiewa się z moich rodziców?! Już nigdy więcej nie będę tylko się przyglądał... Nigdy! - Wszyscy zwrócili wzrok ku niemu, zaciekawienie co ten czerwonowłosy gimnazjalista tak się wydziera.
- Nie rozumiesz.. - pokręcił głową Kakashi. - I nie krzycz.. nie jesteś u siebie w domu – rzucił mu spojrzenie pełne politowania.
- Nie rozumiem? To mi wytłumacz – Nie dawał za wygraną. Chciał wiedzieć, dlaczego to on jest zły w tej sytuacji? Dlaczego przez decyzje jego babci, nie może dalej trenować? Czy gdyby jego babcia nie poprosiła o to Kakashiego, to on dalej by go trenował, czy może również by nie chciał, bo złamał obietnicę? Tyle pytań nasuwało się do jego głowy, a na żadne nie znał jeszcze odpowiedzi.
- Może innym razem, jakbyś nie zauważył.. jestem w pracy, a ty wracaj do szkoły – Ponownie ruszył w stronę schodów.
- Kiedy innym razem?! Powiedz mi teraz. Dlaczego nie chcesz mnie trenować? Przecież to nie moja wina, to tamten zaczął. Przekonam moją babcię. – mówił to idąc za nim. Kakashi jednak nie zwracał na niego uwagi, a przynajmniej się starał. - Następnym razem dotrzymam obietnicy, naprawdę. Słyszysz? - zirytował się, że go nie słucha. Obawiał się, że Kakashi gdzieś zaraz zniknie, za jakimiś drzwiami i nie będzie miał już szansy z nim porozmawiać. - Przepraszam.. - rzucił w końcu to magiczne słowo. Hataka zatrzymał się, po czym podszedł do chłopca.
- Nie zawsze wszystko załatwisz słowem przepraszam – powiedział patrząc w pełne nadziei oczy Sasoriego, z których nadzieje szybko się ulotniła.
- Ale... ja naprawdę lubię te treningi – dodał odwracając wzrok od mężczyzny.
- Wiem.. - uśmiechnął się lekko do siebie i poczochrał mu włosy. - Ale tak będzie lepiej. Jesteś już wystarczająco silny. - Po tych słowach udał się na górę.
- Kakashi – zaczepił go jeden z policjantów schodzących na dół. - Minato chce cię zobaczyć, to coś ważnego. - Hatake skinął głową i udał się do gabinetu szefa. Sasoriemu nie podobała się taka odpowiedź. Co znaczyło, że tak będzie lepiej? Niby dla kogo? Na pewno nie dla niego. Nie chciał trenować już tylko dlatego, że chciał być jeszcze silniejszy, po prostu to mu się podobało. Może Kakashi był surowym nauczycielem, ale to nic w porównaniu do tego ile radości sprawiały mu niedzielne poranki, gdy mógł ćwiczyć sztuki walk. Nie miał pojęcia kto Kakashiego tego wszystkiego nauczył, ale lepszego nauczyciela nie mógł sobie wymarzyć. Wstyd było mu przed samym sobą przyznać, że polubił tego palącego zrzędę. Nie mógł tak tego zostawić. Nie podda się tak łatwo. Ruszył na górę za Inspektorem.
- Chłopcze a ty dokąd? - Nie odpowiedział na to pytanie tylko pobiegł przed siebie. Znalazł się na długim, już dobrze znanym mu korytarzu, gdzie słychać było dochodzące głosy z jednego z gabinetów. Rozejrzał się i ujrzał nie wielką smugę światła wychodzącą zza uchylonych drzwi. Widocznie Kakashi ich nie domknął gdy wchodził do biura Nadinspektora Minato. Podszedł do drzwi.
- Mów co chciałeś powiedzieć, tylko szybko bo jestem głodny – oznajmił Kakashi rozsiadając się w fotelu.
- Zaraz ci się odechce jeść – powiedział poważnym tonem, a Kakashi nadstawił uszu. - Namierzyliśmy mordercę państwa Akasuna. - Sasoriemu serce omal nie wyskoczyło. Przeszedł go zimny dreszcz i poczuł na sobie gęsią skórkę. To był jakiś chory zbieg okoliczności. Nie mógł po prostu w to uwierzyć. 


Od Autorki: Wiem, że nie było rozdziału ponad miesiąc. Przepraszam za taką długą przerwę, ale ostatnio jestem bardzo zabiegana.. Ech, w tym miesiącu też będzie podobnie T-T Mnie też się to nie podoba, bo przez to ucieka mi wena na pisanie >.<
W każdym razie, jak przeczytaliście przyjaciele Saso wreszcie wiedzą o jego rodzicach, i jak się okazuje nie tylko przyjaciele xp Jakie ja temu biednemu Sasoriemu kłody pod nogi rzucam.. jestem zua :< Ale postaram się mu to wynagrodzić :D 
Dziękuję Bardzo za to, że czytacie to moje skromne opowiadanie, i że komentujecie rozdziały :) 
Jak dostrzeżecie jakieś błędy, to śmiało mnie ochrzaniać w komentarzach ;p

I skończyło się lato.. Ja tak nie chcę :/  Lubię lato.
Choć upały są męczące... ale i tak, lato jest spoko xD


A wy cieszycie się z powrotu do szkoły, czy może wręcz przeciwnie? :P

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 16


    Po ponad sześciogodzinnej podróży, szkolna wycieczka wreszcie dojechała do Kioto. Wszyscy zadowoleni wyszli z autobusu, no bo ileż można siedzieć na tyłku. Jak tylko wysiedli przed ich oczami ukazał się duży motel, w którym mieli mieszkać przez te parę dni. Weszli do środka. Wewnątrz zrobił się harmider, jedni zachwycali się tym, że było tam niesamowicie czysto, a drudzy rozmawiali na temat pokoi i tego z kim chcieliby je dzielić. Gdy każdy dostał przydział pokoju, udał się do niego by zostawić swój bagaż. Sasori, Deidara i Hidan dzielili pokój razem, ale tylko dlatego, że dwaj inni chłopcy, którzy dostali pokój z szarowłosym, szybko z niego z rezygnowali zamieniając się na pokój, w którymi mieli spać Sasori i Dei, a im to jak najbardziej odpowiadało. Choć Sasori nie był do końca przekonany, czy Hidanowi nie strzeli w nocy nic głupiego do głowy, i czy nie będzie chciał mu zrobić krzywdy. W końcu we śnie nie miałby się nawet jak obronić. Po mimo, że byli już kumplami, nie łatwo było mu tak w stu procentach zaufać, po tym co mu zrobił. Po rozpakowaniu się, wszyscy uczniowie zeszli na obiad do wielkiej stołówki. Obiad był podawany tradycyjnie, czyli na niziutkich stołach, przy których siadało się na podłodze. Czyli podobnie jak w domu Yahiko. Wygłodniałe stado młodych ludzi, zabrało się za jedzenie pysznego obiadu. Co jak co, ale wszystko im bardzo smakowało, więc jedzenie ze stołów znikało bardzo szybko. Po godzinie odpoczynku i spędzaniu czasu na zwykłych rozmowach, udali się na wycieczkę do świątyni Kinkakuji. Przewodnik zalewał ich falą tak wielu informacji na temat tego miejsca, że dla wielu stało się to aż nudne. Większość uczniów znało historię tej świątyni już dawno z książek, od rodziców czy dziadków, to przecież jedno z najbardziej popularnych miejsc w Kioto. Tego samego dnia zwiedzili drugą podobną świątynie Ginkakuji, gdzie najbardziej wszystkich zachwyciły piękne ogrody otaczające to miejsce. Sasori był tu, gdy był małym dzieckiem, nie wiele pamiętał, mimo to pewne rzeczy wydały mu się znajome. Kiedy był tutaj z rodzicami, wszystko wydawało się jakby ciekawsze i piękniejsze. Może teraz nie czuje żadnego zachwytu tym miejscem przez to, że czuje się nieco zmęczony podróżą. Sam nie był pewien, ale tak to sobie tłumaczył. Po tym jeden z uczniów zapytał nauczycieli, czy nie poszli by zjeść jakiegoś deseru, słysząc to, wszyscy nagle poczuli chęć na coś słodkiego, tak więc nauczyciele przystali na tę propozycję. W motelu byli o godzinie dziewiętnastej i czuli się naprawdę bardzo zmęczeni. Sama podróż już ich zmęczyła, a co dopiero jeszcze zwiedzanie świątyń. Zaraz po kolacji, wszyscy bez marudzenia udali się do swoich pokoi, nawet Hidan nie sprawiał żadnych problemów. Nic zresztą dziwnego, sami nalegali na to by tego dnia zwiedzić aż dwie świątynie, tylko dlatego by jeden dzień pobytu mieli zupełnie wolny dla siebie. W motelu nagle pogasły wszystkie światła i zapadła cisza. Wszyscy twardo spali. Było tak cicho, że słychać było tylko kapiącą wodę z kranu w łazience. Długie korytarze ogarnęła pustka, a w pokojach spali rozkopani uczniowie na swoich futonach. Wydawało się, że wszystkim było dobrze w objęciach morfeusza. Jednakże jedna osoba nie mogła spokojnie spać. Sasori wiercił się i kręcił mrucząc coś pod nosem. Po jego skroni spływał pot, zaciskał pięści co jakiś czas je luzując. Wyglądał jakby chciał się skądś uwolnić, jakby chciał coś zrobić, ale nie mógł. Nagle zerwał się do siadu.
- Mamo!! - krzyknął, otwierając oczy. Ciężko dysząc rozejrzał się po pokoju. Było ciemno. Jedynie blade światło pełni księżyca, wpadało do pokoju. A więc to był tylko sen. Znowu to samo. Chciałby żeby te cholerne koszmary przestały go nękać. Nie było łatwo zapomnieć tego co się wydarzyło przed paroma miesiącami. Mogłoby go to okropne wspomnienie przynajmniej w snach nie nachodzić. Cholera... nie tak miało być. Miał przecież o tym zapomnieć i iść dalej przed siebie zaczynając nowe życie, a on wciąż nie może się z tym pogodzić. Gdyby tylko znalazł tego potwora, który zniszczył mu życie, zabił by go. Zacisnął palce na kołdrze. Był już zmęczony tymi wspomnieniami... chciał coś zrobić.. ale co? Co mógł zrobić? Takie sny nachodziły go co najmniej raz w tygodniu, starał się być silny, ale to wcale nie było łatwe. Jego ukochani rodzice zginęli. Tak po prostu. W jednej chwili byli przy nim, uśmiechnięci i szczęśliwi. W drugiej... odeszli na zawsze. Zacisnął powieki i palce jeszcze mocniej. Dlaczego przytrafiło się to akurat jemu? Nigdy tego nie zrozumie.
- Nie płacz – Usłyszał głos Hidana i szybko spojrzał w lewo. Szarowłosy leżał niedaleko niego trzymając w ręce swój telefon i jak zwykle w coś grając.
- N..nie płaczę – powiedział zaskoczony tym, że nie zauważył, że Hidan nie spał. Był zbyt bardzo pochłonięty swoimi myślami, by zwrócić na cokolwiek uwagę.
- Ach.. a więc nie płaczesz – mówił, nawet na niego nie patrząc. Wzrok przykuty miał do ekranu telefonu. - Myślałem, że tęsknisz za mamą – rzucił bez emocji.
- Zamknij się.. co ty tam wiesz – warknął niezadowolony ze słów kolegi.
- Nic, ale jak tęsknisz to... - odłożył telefon i rozłożył ramiona – Chodź cię przytulę – wyszczerzył się do niego.
- Spadaj.. - westchnął, zażenowany głupim zachowaniem kolegi. Czuł się nawet zawstydzony, w końcu wołał mamę, to straszny wstyd w tym wieku.
- Masz rację, nie wyglądam jak mama... - stwierdził chłopak. - Dei, przytul Sasoriego, on teraz potrzebuje kobiecych ramion – rzucił do przyjaciela, leżącego obok niego.
-Ty chyba dawno w pysk nie dostałeś – wycedził długowłosy i podniósł się do siadu. Sasori zastanawiał się przez chwilę, czy wszystkich obudził swoim krzykiem. Było mu głupio z tego powodu.
- A ty dawno nie przytulałeś faceta, więc rusz dupę – odpowiedział zupełnie spokojnie. Lubił wkurzać Deia, bo zawsze wyskakiwała mu na skroni, taka śmieszna żyłka.
- Zamknij japę – warknął Deidara. - Daj mu spokój, nie widzisz, że.. - nie dokończył, bo Sasori wstał na równe nogi i skierował się do wyjścia. - Dokąd idziesz? - zapytał za nim.
- Do.. do łazienki – po tych słowach wyszedł z pokoju i na chwilę zapadła cisza.
- Idioto.. -westchnął blondyn. - Nie wspominaj o jego rodzicach – Nie miał pojęcia co się stało z państwem Akasuna, ale za każdym razem gdy o nich wspominał, Sasori unikał rozmowy jak ognia. Wiedział tyle, że mieszka z babcią, ale co się stało z jego rodzicami, to nie miał pojęcia. Hidan nie odpowiedział nic, co było w jego stylu. Z tego co mówił mu Deidara, chłopak mieszkał z babcią, więcej informacji nie potrzebował, każdy miał jakieś problemy, o których nie chciał mówić i z którymi musiał się mierzyć. On mieszkał z durnym ojczymem, Dei musiał pomagać w restauracji, choć tego nie znosił, rodzice Yahiko byli za granicą, Nagato miał dwie siostry, w czym jedna to porąbany bachor. Itachi miał surowych rodziców, a Konan... Ona właściwie miała najlepiej ze wszystkich. Minęło pięć minut, a Sasori nie wracał, niespecjalnie przejmował się tym szarowłosy, ale Deidara postanowił sprawdzić czy z kumplem wszystko w porządku. Wyszedł z pokoju i skierował się w stronę łazienek. Nie musiał daleko iść, bo już po paru krokach dostrzegł Sasoriego stojącego przy oknie.
- Hej, co robisz? - zapytał podchodząc bliżej. Nie mówił zbyt głośno, byli w końcu na korytarzu, dzieliła ich tylko ściana od pokoi, w których spali koledzy i koleżanki ze szkoły. Czerwonowłosy słysząc znajomy głosy, szybko wytarł wilgotne oczy.
- Nic, lubię patrzeć na gwiazdy – wyjaśnił. Choć było to prawdą, to tym razem nie podziwiał gwiazd.
- Rozumiem... - Wyczuł kłamstwo. Stanął obok niego przy oknie i spojrzał w gwieździste niebo. - Hidan czasami za dużo gada, ale nie chce nikogo skrzywdzić.. - dodał w obronie przyjaciela.
- Przecież nie mam pretensji – rzucił prawdą. Sam by się śmiał z kogoś, kto krzyczał by przez sen „mamo”. Zapewne gdyby wiedzieli co go spotkało, nie śmiali by się nawet odezwać, nawet gdyby się na ich oczach rozbeczał jak dziecko. Nie sądził by ktoś był na tyle głupi, że gdyby dowiedział się o tak okrutnym morderstwie, naśmiewałby się z tego. Choć jeszcze do niedawna był przekonany, że Hidan taki właśnie jest.
- Na serio tak bardzo tęsknisz za mamą? - Musiał o to zapytać. Zapadła dłuższa chwila ciszy, w której Dei zastanawiał się czy Sasori może się obraził, lub może udawał, że nie słyszy.
- Um.. - Czerwonowłosy skinął głową, co zdziwiło Deidarę. Sądził, że mu zaprzeczy. - To dlatego.. że dawno jej nie widziałem – powiedział, nie chcąc zdradzać szczegółów.
- W takim razie to wszystko tłumaczy – powiedział, chcąc tym sposobem zakończyć tę rozmowę. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien dalej o to pytać. - Wracamy? - zapytał po chwili.
-Jasne – Ruszyli w stronę pokoju. - Serio przytulasz facetów? - odezwał się nagle, przypominając sobie to co mówił Hidan.
- A co? Liczysz na to? - zapytał pół żartem z uniesioną brwią.
- A w życiu! Nie jestem gejem.. - Wolał uprzedzić na zapas, nie chciał niemiłych niespodzianek.
- Wiem, wiem – zaśmiał się blondyn. Dobrze wiedział, że chłopak jest w stu procentach hetero, widział jak nie raz patrzy na cycki. Taki młody, a już ma nie wiadomo jakie zachcianki. Do tego te wszystkie dziewczyny, które się w nim bujają.. a on udaje takiego miłego, przyjmuje od nich listy, czekoladki i inne pierdoły, ale nigdy z żadną się nie umówi. Co za wredny typ. Było mu szkoda tych dziewczyn, których nadzieja pękała niczym bańka mydlana.
Po powrocie do pokoju zastali szarowłosego stojącego przy oknie i gapiącego się w stronę lasu. Las znajdował się blisko motelu, a z ich okna było go bardzo dobrze widać. Nie zapytali go, czemu się tak przygląda, bo dobrze już wiedzieli, że Hidan potrafił się na coś gapić w milczeniu, nawet przez ładnych parę minut. Nikt nigdy nie wiedział na co konkretnie patrzy i co tam widzi, ale też nikt go o to nie pytał. Dlatego też, bez żadnego gadania ruszyli do swoich futonów. Nim jednak Sasori zdążył zamknąć oczy, odezwał się Deidara.
- Słyszeliście legendę o tym lesie? - zapytał siadając na kołdrze. Czerwonowłosy spojrzał na niego zdziwiony, zastanawiając się o czym on gada.
- Nie... - rzucił Hidan. - To będzie długa bajka? - zapytał kładąc się na swoim futonie.
- Nie. Posłuchajcie – odchrząknął i zaczął opowiadać. - Kiedyś pewna rodzina wybrała się na spacer do tego lasu. Rodzice i ich córka. Po drodze dziewczynka ujrzała w oddali jakiegoś chłopca stojącego samotnie wśród drzew. Pomyślała, że jest samotny więc pobiegła w jego stronę. Gdy jednak dobiegła do miejsca, chłopca już tam nie było, więc postanowiła wrócić do rodziców. Rozejrzała się dookoła, ale nie było po nich śladu, tak więc poszła ich szukać. Szukała i szukała, z każdym krokiem wchodząc coraz głębiej do lasu. W końcu zapadł zmrok, i dziewczynka bardzo się bała, by dodać sobie odwagi nuciła pod nosem piosenkę. Tak nucąc melodię zniknęła w ciemnościach lasu. Nigdy jej nie znaleziono, ani żywej ani martwej. Podobno, do dziś po zmroku słychać w tym lesie śpiew dziecka. - zakończył i zapadła chwila ciszy.
- Co z tym chłopcem? - zapytał Hidan, ciekawy co się stało z tym drugim dzieckiem. Dei spojrzał na niego niezrozumiale. - Co z tym chłopcem co zwabił ją do siebie – wyjaśnił.
- Co za różnica co się z nim stało? - Nie rozumiał dlaczego miałby opowiadać o tym chłopcu skoro opowieść była o dziewczynce. Hidan nie odpowiedział, przeniósł wzrok na Sasoriego.
- Przestraszyłeś się? - zapytał go.
- Ani trochę – powiedział pewny siebie. Ta historia w ogóle nie wydała mu się straszna, słyszał już straszniejsze.
- Ha? Więc twierdzisz, że nie bał byś się gdybyś był sam w lesie o zmroku? - zapytał Hidan.
- Nic takiego przecież nie mówiłem.. - rzucił zażenowany. Szarowłosy źle odebrał jego słowa, i miał wrażenie, że zrobił to specjalnie.
- Czyli jednak byś się bał – stwierdził z triumfalnym uśmiechem.
- Nie prawda – od razu zaprzeczył, bo nie podobał mu się uśmiech Hidana. Był taki pewny swego, jakby wiedział od niego lepiej, a to przecież nie prawda.
- Udowodnij – powiedział poważnie.
- Ale.. jak? - Nie miał pojęcia, co miałby zrobić, żeby to udowodnić.
- To proste. Pójdziemy do lasu – rzuciwszy te oto słowa, zaczął się ubierać, nie czekając na ich decyzje. Blondyn uśmiechnął się do siebie, po czym również wstał i zaczął się ubierać.
- Wy tak na poważnie? - zapytał zaskoczony Akasuna. Nie spodziewał się po nich takiej chęci spacerowania w nocy po lesie. Do tego po takim, co krążą o nim dziwne legendy.
- Oczywiście – odezwał się Deidara. - Idziesz, czy tchórzysz? - zapytał z chytrym uśmiechem. Chwilę trwało za nim czerwonowłosy odpowiedział.
- I..idę. Jasne, że idę – Niech sobie nie myślą, że z niego jest jakiś tchórz. Co to takiego przejść się w nocy po lesie? Przecież to tylko las. Gdy już się ubrali, po cichu wymknęli się z motelu. Nie było to łatwe, bo w niektórych miejscach podłoga skrzypiała, jednak gdy tylko ten nieprzyjemny dla ucha odgłos trafiał do ich uszy, od razu zamierali na parę sekund, a gdy byli pewni, że nikt nie idzie, okrążyli skrzypiące miejsce i szli dalej. Drzwi były zamknięte, ale dziwnym trafem Hidan wyjął z kieszeni klucz, co zdziwiło Sasoriego, wolał jednak nie wnikać. Po wyjściu szybko pobiegli w stronę lasu. Znajdował się on pięć minut drogi od motelu. Las z bliska wyglądał na jeszcze bardziej mroczny, niż z okna. Nic dziwnego w tym nie było, drzewa były gęsto ułożone, to też nawet maleńkie światło księżyca, nie miało szans się tam dostać. Na szczęście Dei za brał ze sobą latarkę. Włączył owy przedmiot i wkroczyli do lasu. Na początku w ogóle nie wydawał się im straszny, bo wciąż było widać jeszcze motel stojący w oddali, lecz gdy tylko wyjście z lasu zniknęło im z oczu przestało być tak bezpiecznie. Tak na pewno czuł się Sasori, mimo to robił co tylko się dało by nie było tego po nim widać. Szarowłosy nie wyglądał na przestraszonego,szedł żwawo przed siebie. Co do Deidary, nie mógł stwierdzić, czy się bał czy nie, bo nie widział jego twarzy. Blondyn świecił latarką na drogę, przez co świetlał przy okazji również ich, ale sam miał twarz w cieniu.
- Po co idziemy dalej? - zapytał Sasori. - Przecież się nie boję, dlatego możemy tutaj zakończyć naszą podróż - zaproponował najodważniej jak umiał.
- Bo to jeszcze nie koniec trasy – wyjaśnił mu Deidara, a Akasuna zbeształ go wzrokiem. Dlaczego ten idiota, jest po stronie Hidana? I do tego ten pomysł całkiem mu się spodobał, a to przecież nie w stylu Deia. Coś mu tu nie pasowało, ale nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać, chciał wracać do motelu. Szli dalej, i choć Sasoriemu to nie odpowiadało, to nie zamierzał póki co nakłaniać ich do powrotu, bo zapewne uznali by go za tchórza. Honor i duma były ważniejsze i silniejsze od strachu. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno.
- Cholera... - jękną Dei. - Bateria wysiadła – stwierdził po chwili, próbując włączyć latarkę.
- O nie, chyba musimy iść po baterie do motelu – powiedział Sasori i zawrócił w stronę wyjścia.
-Tchórz.. - prychnął Hidan, a Akasuna momentalnie zatrzymał się i zacisnął pięści ze złości. Postanowili iść jeszcze dalej. Przez to że było ciemno Dei potknął się o korzeń jednego z drzew i upadł na ziemię, co wywołało śmiech u jego przyjaciół. Oczywiście musiał na nich nawrzeszczeć i się po wkurzać, jak to te drzewa krzywo rosną.
- Cicho.. Słyszeliście? - zapytał Hidan, nagle się zatrzymując. Obaj spojrzeli na niego i starali się wytężyć słuch. W pierwszej chwili nic nie usłyszeli, ale za moment doszedł ich jakiś chichy i niewyraźny dźwięk. Nadstawili uszu jeszcze bardziej. Do ich uszu dotarł śpiew dziecka, który z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy. Serca Sasoriego podskoczyło do gardła. Wszyscy spojrzeli po sobie ze strachem w oczach, po czym natychmiast rzucili się przed siebie w celu ucieczki.
- Co to ma być... Myślałem, że to tylko legenda! - zawołał Sasori, nie patrzył nawet gdzie biegnie byle dalej.
- Bo tak miało być! - odpowiedział Deidara, biegnąc tuż obok Sasoriego. Dźwięk nie ustawał, mieli nawet wrażenie, że jest coraz bliżej, więc przyspieszyli. Blondyn czuł się zmęczony, więc mimowolnie zwolnił tępo i pozostał w tyle. Akasuna nawet tego nie zauważył, dopiero gdy melodia zupełnie ucichła zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Nie było z nim nikogo, a jeszcze przed chwilą byli tutaj Dei i Hidan. Co się z nimi stało? Nie miał pojęcia gdzie jest, wszystkie drzewa wyglądały tak samo. Na prawdę się przestraszył. Był sam w wielkim lesie i to przez własną głupotę, przecież mógł się przyznać, że się boi iść w nocy do lasu. Gula strachu utknęła mu w gardle, a serce biło niemiłosiernie szybko. Co miał robić? Gdzie się wszyscy podziali? Ktoś ich porwał? A może gorzej? Nie, nie chciał o tym myśleć. Potrząsnął głową by rozwiać czarne myśli. Miał nadzieję, że nikt nie zrobił im krzywdy, i że jemu też nic się nie stanie. Nie widział swoich rąk ani nóg, bo było tak ciemno, ale czuł jak mu się trzęsą. Nagle usłyszał jakiś szmer gdzieś niedaleko, odwrócił się natychmiast w tamtą stronę, ale nic tam nie dostrzegł. Znowu ten sam dźwięk, tym razem z drugiej strony, szybko się tam odwrócił. Nikogo nie było. Co raz bardziej się bał. Słyszał swój oddech i dudnienie serca, które o mały włos nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. I nagle, nie wiadomo skąd poczuł jak coś naciska na jego oczy. Nie mógł ich otworzyć, coś ciągnęło go w tył. Szarpał się w przód, by się uwolnić z uścisku. Po chwili poczuł, że to coś na jego oczach to materiał, szybko domyślił się, że ktoś próbuje zawiązać mu oczy. Starał się do tego nie dopuścić ze wszystkich sił, ale gdy materiał na jego oczach zaciskał się coraz mocniej, przypomniał sobie chwilę morderstwa jego rodziców. Siekiera, krew, martwe ciała. Takie obrazy stanęły mu przed oczami. Poczuł jakby ktoś znowu chciał go skrzywdzić, znowu się bał. Do jego oczu napłynęły łzy. Krzyknął najgłośniej jak potrafił i szarpnął całą siłą za przepaskę na jego oczach wyrywając ją oprawcy. Stanął naprzeciw niego i nagle w jego oczy uderzył blask z latarki. Przed sobą ujrzał dobrze mu znaną twarz. Yahiko zanosił się śmiechem, nie sądził, że Sasori przestraszy się aż tak. Akasuna nie zastanawiał się nad tym skąd się tu wziął, po prostu rzucił się na niego. Przewrócił go na ziemię i siadając na nim zaczął okładać go pięściami po twarzy. Wpadł w taką złość, że nie potrafił się opanować. Rudowłosy był w szoku, nie spodziewał się tego po Akasunie. Zakrywał swoją twarz dłońmi, choć nie zawsze skutecznie, nie był w stanie zrobić nic innego. Nie miał pojęcia, że Sasori może być tak silny.
- Ty idioto! Ty idioto! - do jego oczu zbierały się łzy. Tak się bał, że zaraz zginie, tak bardzo się bał, że znowu zostanie skrzywdzony, a on tak po prostu się śmiał. Nie przestawał go bić. Z krzaków wybiegli Dei i Hidan, którzy również byli w niemałym szoku widząc Sasoriego w takiej furii. Blondyn podbiegł do Sasoriego.
- Saso.. daj spokój zostaw go – starał się go odciągnąć ale nie było to łatwe. - Zostaw go, to był tylko żart – starał się go uspokoić, ale i to nie skutkowało.
- Prze... przestań... - wyjąkał Yahiko. Trudno mu było mówić, bo starał się uniknąć każdego uderzenia, ale wychodziło na to, że większości uniknąć nie potrafił. - No dobra... prze... przepraszam! - Na to Sasori również nie zareagował.
- Przestań.. – rzucił Hidan, był zaskoczony siłą Sasoriego. Jak ostatnio z nim walczył, nie był aż tak silny. Akasuna nie słuchał co się do niego mówi, był w amoku gniewu. Myślał, że są przyjaciółmi, a zrobili mu taki okropny żart. - Przestań, bo go zabijesz! - krzyknął tak głośno, by dotrzeć do chłopaka. Ostatnie słowa odbiły się w uszach Sasorigo niczym echo. Przestał bić Yahiko. Zapadła cisza. Po policzkach spływały mu łzy, a jego pięści były pozdzierane. Twarz Yahiko nie wyglądała lepiej. Podbite oko, krew z nosa i wargi, zdarta skóra na kości policzkowej. Akasuna wstał z kolegi, sam był w lekkim szoku, bo nie chciał go aż tak urządzić, nie panował nad sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że zrobili sobie z niego durne żarty. Spojrzał z gniewem w oczach na Deidare.
- Spokojnie.. to miał być tylko żart – powiedział w geście obronnym. Sasori popchnął go mocno do tyłu.
- Wypchaj się z takim żartem! - To samo spojrzenie rzucił Hidanowi, ale on nijak na nie zareagował. Sasori zrobił kilka kroków przed siebie i nagle się zatrzymał. Najchętniej by stąd poszedł, ale nie miał pojęcia dokąd, tak więc nie pozostawało mu nic innego jak zostać z nimi, z czego wcale się teraz nie cieszył. Też mu przyjaciele.. Wytarł oczy z łez. Wszyscy milczeli jeszcze przez długą chwilę, nikt nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Sasoriego. Zazwyczaj przecież taki nie był, byli pewni, że zacznie uciekać, straszliwie się drzeć, ale nie, że wpadnie w furię. Przeliczyli się i czuli się z tym głupio. Widać było, że Akasuna musiał mieć jakąś traumę skoro zareagował właśnie w taki sposób. Inaczej nie wpadł by w taki gniew, z powodu głupiego żartu. Tak przynajmniej myślał Dei. Może bał się ciemności, albo lasów... Kto go wiedział? Nic im o sobie nie mówił.
- Sasori.. - zaczął ostrożnie Deidara, nie chciał dostać po twarzy tak jak Yahiko. - Wybacz... Masz rację, to był głupi żart. Nie pomyśleliśmy, że tobie to nie sprawi radości takiej jak nam. To był głupi pomysł. - przyznał mu rację. Zgodził się na ten żart tylko dlatego, że Hidan nalegał, gdyby wiedział, że tak to się skończy, nigdy nie zgodziłby się na taki durny pomysł. Sasori milczał. Dei spojrzał po przyjaciołach dając im znać by też coś powiedzieli, ale żaden się specjalnie nie kwapił. W końcu Yahiko się zdecydował.
- Dostałem od ciebie po ryju.... ale to nie był mój pomysł.. - burknął niezadowolony. Dlaczego miał cierpieć, przez durne pomysły Hidana. Niesprawiedliwe. - Ale powiedzmy.... - ciężko mu to było powiedzieć, ale się przełamał. - … powiedzmy, że mi się należało.. Oczywiście tylko w trzydziestu procentach, bo to był pomysł tamtego debila. - Wskazał na szarowłosego, czego Sasori nie mógł zauważyć, bo stał do nich tyłem, jednak domyślił się o jakiego debila mu chodziło. Ponownie zapadła cisza. Deidara dawał znać Hidanowi, by w końcu się odezwał, ale ten nie miał najmniejszego zamiaru. Dei westchnął. Kolejny moment spędzili w niezręcznej ciszy. W lesie było cicho i spokojnie, mimo to wciąż strasznie, choć o strachu chociaż na tę chwilę zapomnieli.
- Dlaczego aż tak się wkurzyłeś? – odezwał się w końcu blondyn. - Wiem, że to było chamskie... ale mogłeś zrobić mu krzywdę.. - Jakby nie patrzeć, uderzenia były mocne, i gdyby to trwało trochę dłużej, Yahiko z pewnością miałby co najmniej połamany nos.
- Nie chciałem... - burknął patrząc w ziemię. Nie chciał zrobić nikomu krzywdy, był po prostu zły, tak bardzo zły, że musiał się gdzieś wyładować. Nie myślał racjonalnie, gdy przypomnieli mu się rodzice, złość tylko się nasiliła i przestał myśleć z rozsądkiem. - Ja po prostu... nienawidzę się bać. - Po tych słowach znów zapadła cisza. Było logiczne, że nikt nie lubił się bać, ale Sasori mówiąc to, brzmiał tak smutno i poważnie, że nie potrafili odpowiedzieć na to w żaden sposób. Nagle Hidan stanął przed Akasuną. Chłopak spojrzał na niego niezrozumiale.
- Możesz mnie uderzyć... pozwalam ci – powiedziawszy te słowa, odwrócił od niego wzrok. Nie było to w jego stylu, ale nikomu nie przyzna się przecież, że mu żal chłopaka. W końcu to był jego pomysł, należy mu się. To do niego nie podobne, ale swój honor ma. Zresztą nie raz obrywał, przyzwyczajony był do bólu, to też nie robiło mu to żadnego znaczenia. Cała trójka patrzyła na niego zdziwiona.
- Nie chcę.. - odpowiedział Sasori.
- No wal, nie oddam ci – zapewnił go zniecierpliwiony. Nie znosił czekać na uderzenie, jak wiedział, że ma mu ktoś przywalić, już lepiej mieć to za sobą.
- Nie ważne.. Nie chcę cię bić – wyjaśnił. Mówiąc to poczuł się taki dumny. Mógł uderzyć Hidana, czuł się silniejszy, choć zapewne jeszcze nie był.
- Ale mnie to o mało co nie zabiłeś... - bąknął Yahiko. Oczywiście przesadzał, nie był aż tak poważnie ranny, mimo to bolało. Jakie to niesprawiedliwe. Akasuna odwrócił się do rudowłosego i podrapał się w tył głowy.
- Przepraszam... Nie chciałem, byłem po prostu zły.. Nie wiedziałem, że to się tak może skończyć.. przepraszam.. - spuścił głowę. Nie zdarzało mu się przepraszać ludzi. Nie lubił tego robić, ale teraz postanowił zrobić wyjątek, poczuł taką potrzebę. Postąpił zbyt pochopnie. Oni postąpili źle, ale on wcale nie lepiej. Kakashi ostrzegał go, żeby nie robił nikomu krzywdy... obiecywał, że nie zrobi, mimo to pobił kumpla. Hatake by się wkurzył. Chciał się jeszcze trochę na nich pogniewać, ale skoro go tak ładnie przepraszali, nawet Yahiko, który został przecież przez niego pobity przepraszał, to aż mu się cieplej na sercu zrobiło i złość przeszła w okamgnieniu.
- Dobra, dobra.. już się nie gniewam – rzucił zakłopotany. Rudowłosemu również od czasu do czasu zdarzały się bójki, nie takie rany miewał na twarzy... choć musiał przyznać, że nie pamiętał kiedy ostatnio tak mocno oberwał.
- To skoro wszyscy są już happy, to wracajmy do motelu – zarządził Deidara, robiąc krok naprzód, lecz po chwili zatrzymał się. - Ee.. chłopaki, wiecie może w którą to stronę było? - zapytał rozglądając się dookoła. Było zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć. Trudno było dostrzec jakąkolwiek drogę, a jak już było jakąś widać, to każda wyglądała tak samo.
- Tylko mi nie mów, że się zgubiliśmy! - spanikował Yahiko. Nie chciał błądzić po tym strasznym lesie. Włączył latarkę i rozejrzał się dookoła. Również i latarka niewiele dawała, oświetlała tylko ich twarze. Trwali tak w milczeniu przez parę chwil, rozglądając się i myśląc którędy tutaj przybiegli, bo żaden z nich pewności nie miał.
- Chodźmy tędy – odezwał się Hidan. Wszyscy na niego spojrzeli z nadzieją, czyżby wiedział jak wrócić do ośrodka? Szczerze na to liczyli.
- Jesteś pewny? - zapytał Dei, chcąc usłyszeć potwierdzającą odpowiedź.
- Nie. Ale to lepsze niż stanie w miejscu – rzucił spokojnym tonem. Nie wyglądał na takiego co by się przejmował zagubieniem się w lesie. Sasori po raz kolejny zastanawiał się czy jest coś czego ten chłopak się boi. Z tego co wiedział, nie lubił pokazywać mamie złych ocen, i słuchał profesora Asumy bardziej niż innych nauczycieli, ale to nie miało nic wspólnego ze strachem. Możliwe, że chodziło o szacunek, ale Akasuna nie miał teraz ochoty się w to bardziej zagłębiać. Cała trójka zgodziła się na propozycję Hidana, jednocześnie przyznając mu rację. Stanie w miejscu nic im nie da. Błądzili po lesie ponad godzinę i wszyscy czuli się już bardzo senni. Nie mieli sił dalej chodzić, mimo to ciemny las był zbyt przerażający, by tak po prostu się położyć i spać. Postanowili jednak, usiąść i odpocząć chwilę, bo nie było sensu chodzić jak zombie po lesie. Sen jednak przyszedł szybciej niż myśleli, nim się obejrzeli już smacznie spali, oparci o konary drzew. Bali się.. przynajmniej większość z nich.. ale zmęczenie stało się silniejsze od strachu.

     Następnego dnia, nim słońce dobrze wzeszło, w sypialni państwa Uzumaki rozległ się dźwięk budzika. Minato uchylił zaspane oczy i wyjął rękę spod kołdry by wyłączyć budzik. Gdy okrutny przedmiot zamilkł, mężczyzna leżał jeszcze chwilę pod cieplutką kołdrą, aż szkoda było spod niej wychodzić. Tak by chciał jeszcze sobie pospać, już nie pamiętał kiedy ostatnio był porządnie wyspany. Gdyby tylko mógł sobie wziąć wolne, na pewno by to zrobił, ale ostatnio było za dużo roboty, nie mógł zostawić z tym wszystkim swoich podwładnych. Podwładni... nie lubił tego słowa, wszyscy byli przecież kolegami, rozkazy rozkazami, ale nikogo nie traktował gorzej od siebie. Stanowisko nie miało znaczenia, bo wszyscy pracownicy dawali z siebie wszystko.
- Minato.. - usłyszał głos żony i spojrzał na nią swym zaspanym wzrokiem. - Wstawaj bo się spóźnisz – mruknęła. Miała zamknięte powieki, na wpół spała, musiała usłyszeć jak dzwoni budzik. Takiej to dobrze, ma jeszcze dwie godziny spania. Przeciągnął się i nachylił się do żony, by obdarować ją porannym pocałunkiem. Uśmiechnęła się lekko na ten gest. Gdy wstał jego wzrok padł na niewielki kalendarz stojący na komodzie. Zmarszczył czoło widząc tę datę. Już wiedział, że tego dnia, ani jemu, ani Obito i Kakashiemu, nie będzie się dobrze pracować. Po porannych czynnościach jakimi było ubranie się i poranna toaleta, zajrzał do pokoju syna. Jak zwykle leżał rozkopany. Kołdra na podłodze, poduszka pod nogami, a on sam leżał w śmiesznej pozycji. Spał smacznie z otwartą buzią. Minato podniósł kołdrę z podłogi i przykrył nią Naruto, po czym wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Po śniadaniu, wypiciu kawy i umyciu zębów, wyszedł z domu. W pracy jak zwykle czekała go masa roboty. Sterta papierów do uzupełnienia i przejrzenia, paręnaście zdjęć podejrzanych osób do analizy, jaki parę przesłuchań. Już czuł się zmęczony. Lubił tę pracę, ale ostatnio było jej aż za dużo. Zwłaszcza tej papierkowej roboty za którą średnio przepadał. Po czterech godzinach pracy, wpadł do jego biura Obito. Mężczyzna spojrzał na niego odrywając wzrok od papierów.
- Mógłbym wyjść na jakiś czas? - zapytał, nie czując potrzeby na wyjaśnienie. Blondyn dobrze wiedział dlaczego Uchiha chce wyjść, więc nie pytał o powód.. - Wiem, że przerwa obiadowa dopiero za godzinę, ale teraz jestem póki co wolny.
- Idziesz odwiedzić Rin? - zapytał retorycznie, bo dobrze wiedział dokąd zamierza pójść. - Jasne idź. - Obito zrobił krok w stronę drzwi. - Kakashi też idzie? - dodał niepewnie po chwili przerwy. Wątpił w to, ale nie zaszkodziło zapytać, zwłaszcza, że łudził się, iż tego roku będzie inaczej.
- Kakashi? - zapytał ze zdziwieniem, a jednocześnie pogardą. - Jego nie ma nawet w pracy.. - powiedział jakby było to oczywiste. Minato westchnął. Mógł się tego domyślić. Co też ten facet sobie wyobraża, nie przychodzić do pracy bez zapowiedzi, bez prośby o wolne. Co rok to samo i niczego się nie nauczył, a minęło już pięć lat.
- Czyli tak jak myślałem... W porządku, idź – Po tych słowach czarnowłosy wyszedł z gabinetu Nadinspektora. Minato zastanawiał się chwilę gdzie też włóczy się jego przyjaciel, a jednocześnie uparty pracownik, który zbyt często doprowadza go do załamania. Wstał od biurka, również postanawiając zrobić sobie przerwę. Przesłuchania ma dopiero za trzy godziny, na pewno zdąży za ten czas znaleźć Kakashiego, który zapewne tego dnia chla w jednym z barów. Tym razem nie pozwoli mu doprowadzić się do takiego stanu jak w zeszłym roku. Wsiadł do samochodu i pojechał na poszukiwanie Inspektora Hatake. Nie szukał długo, bo znalazł go już w pierwszym barze do jakiego podjechał. Dobrze wiedział, gdzie Kakashi może pić. Otworzył drzwi i wszedł do pubu, pełnego ludzi pijących, a to piwo, a to sake, a to inny rodzaj alkoholu. Na samym końcu przy ladzie ujrzał siedzącego siwowłosego. Ruszył ku niemu.
- Nalej jeszcze raz to samo – rzucił do barmana, który z miłą chęcią nalał do jego szklanki whisky. Hatake upił łyk alkoholu i odłożył szklankę na blat. Mężczyzna o blond włosach usiadł obok niego, dobrze wiedział, że to Minato, mimo to nie spojrzał na niego. Jego smutny i wzrok spoczywał na szklance, którą trzymał w ręku.
- Widzę, że kreatywnie spędzasz dzisiejszy dzień – odezwał się do niego, i po chwili zamówił wodę.
- Widzę, że się musisz nudzić w pracy, skoro tu przylazłeś.. - odgryzł się. Domyślał się po co Minato tu przyszedł, ale nie miał ochoty z nim dzisiaj gadać.
- Dlaczego nie przyszedłeś do pracy? - zapytał poważnie. Znał odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć od niego, nie mógł tak po prostu lekceważyć regulaminu tylko dlatego, że są przyjaciółmi.
- Dobrze wiesz dlaczego – Upił kolejny łyk whisky. - Po co za mną przyjechałeś? - dopytał po chwili.
- Żebym nie musiał zawozić cię znowu pijanego do domu. - Kakashi nie był osobą lubującą się w alkoholu, ale oczywiście od czasu do czasu zdarzało mu się napić, jednak zawsze tego jednego dnia w roku, nadrabiał wszystkie możliwe okazje do napicia się.
- To dopiero druga szklanka – wyjaśnił chcąc uspokoić przyjaciela, a jednocześnie licząc na to, że sobie pójdzie i zostawi go w spokoju.
- Nie sądzę by skończyło się na drugiej. - Po tych słowach zapadła cisza, bo Hatake nie kwapił się do odpowiedzi. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – dodał. Brak odzewu. - Jeśli chciałeś wolne, mogłeś zadzwonić.
- Dobrze wiesz, że tego dnia nie przychodzę do pracy, to mogłeś mi to wolne wpisać – spojrzał wkurzonym wzrokiem na Minato.
- Liczyłem na to, że jednak przyjdziesz. Po za tym... Regulamin Kakashi – przypomniał mu surowym tonem.
- Pieprzyć regulamin.. - warknął dopijając whisky. - Nalej mi jeszcze – rzucił do barmana.
- Nie nalewaj mu – wtrącił Namikaze, przenosząc spojrzenie na barmana. Kakashi zbeształ go wzrokiem.
- Nalej – stał przy swoim. Nie będzie mu mówić, co ma robić, chciał się napić, to się napije.
- Jeżeli mu nalejesz to cię aresztuje – zagroził. Barman miał zdezorientowaną minę, nie miał pojęcia kogo słuchać i co robić.
- Nie zaaresztuje cię, nalewaj – podsunął mu szklankę, by nalał wreszcie tej cholernej whisky.
- Zaaresztuje cię pod zarzutem nie wykonywania polecań policjanta – powiedział pokazując mu swoją odznakę. W tym wypadku barman odpuścił i poszedł do innego klienta. Kakashi prychnął pod nosem. Cholerny tchórz... przestraszył się aresztu. Milczeli przez parę minut. Nikt im w tym nie przeszkadzał, każdy zajmował się sobą. Siwowłosy zastanawiał się nad pójściem do innego baru, ale zrezygnował z tego pomysłu, bo sądził, że Minato poszedłby za nim. Coś czuł, że tak łatwo nie odpuści.
- Kakashi... zamiast siedzieć tu i się upijać, odwiedził byś grób Rin – odezwał się pierwszy Namikaze.
- Po co?.. - zapytał półszeptem. - Jestem tam co najmniej raz w tygodniu. - Nie widział potrzeby by tam iść.. a raczej nie chciał tam iść właśnie tego dnia, i miał ku temu powody.
- Ale dzisiaj jest rocznica, to szczególny dzień, dlatego właśnie dzisiaj powinieneś tam pójść – powiedział z naciskiem na słowo dzisiaj. Kakashi milczał, wgapiał się w swoją pustą szklankę i obracał ją w palcach. Minato westchnął. - Dobrze wiem, dlaczego nie chcesz tam iść akurat tego dnia. - Hatake spojrzał na niego.
- Po prostu nie muszę tam iść dzisiaj, skoro i tak często tam bywam – powiedział poważnie, chcąc tymi słowami zakończyć rozmowę. Jednak Minato nie miał zamiaru tak po prostu tego zostawić. Teraz kiedy jest szansa z nim pogadać, choć wie jak dla Kakashiego ten temat jest bolesny. Ale przecież nie tylko dla niego.
- Nie chcesz tam iść, bo boisz się, że spotkasz tam jej rodzinę. Boisz się spojrzeć jej rodzicom w oczy. - Kakashi zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to, że Nadinspektor tak otwarcie o tym mówi. To nie był jego problem, dlaczego go tym dręczył? Uparty facet.
- Przestań... Nie boję się – zaprzeczył ponownie wbijając wzrok w szklankę.
- W takim razie tam idź. Nie uważasz, że wypada? - Jeśli Kakashi będzie wiecznie uciekał, nigdy nie przestanie cierpieć. Musi stawić czoła problemowi. Wszystkim było ciężko, ale zdawał sobie sprawę, że on był obarczony dodatkowym brzemieniem, starał się go zrozumieć, ale minęło już pięć lat, a on dalej tkwi w tym samym miejscu.
-Nie obchodzi mnie co wypada.. - mruknął cicho. Minato patrzył na niego jednocześnie z politowaniem i troską. Co miał zrobić z takim upartym przyjacielem? Byli dorosłymi ludźmi, Hatake mógł sam martwić się o swoje problemy i za pewne tego by chciał, ale Minato nie potrafił patrzeć, jak on cierpi. Nie było tego po nim widać na co dzień, bo w pewnym stopniu się z tym pogodził, ale wciąż w zbyt małym by w rocznice śmierci swojej przyjaciółki, pójść na jej grób, zamiast do baru opić się, by ten jeden najbardziej bolesny dzień wymazać z głowy.
- Rin, by się ucieszyła gdybyś poszedł ją odwiedzić – Po tych słowach zamilkł. Zastanawiał się czy powinien dalej mówić. Jednak kontynuował po chwili. - Ona była na początku taka nieporadna, pamiętasz? Nie umiała utrzymać broni, ani strzelać do celu. Śmialiśmy się gdy przymierzała się do naciśnięcia na spust, tak bardzo się bała tego bólu w ręce. Pamiętasz, jak na ćwiczeniach przez pomyłkę wystrzeliła ślepakiem w twoją nogę – zaśmiał się. - W tamtej chwili nie było zupełnie nam do śmiechu, ale zwyczajnie zapomniała zablokować broni. Jednak uczyła się bardzo szybko i już po trzech miesiącach dogoniła was w umiejętnościach. Była dobrym człowiekiem. Wspierała was zawsze. Ty i Obito często się kłóciliście, a ona potrafiła was uciszyć, czego ja do dziś nie potrafię zrobić. Oboje byliście w nią wpatrzeni. Obito się z tym nie ukrywał, w przeciwieństwie do ciebie. Ale ty nie wiedziałeś, że ona cię kochała..
- Przestań... - siwowłosy zakrył dłonią oczy. Nie mógł już tego słuchać. To za bardzo bolało. Po co mu to wszystko mówił? Przecież on to doskonale wie. - Już nic nie mów.. – Czuł jak zaciska mu się gardło. Nie znosił tego uczucia. Dlaczego zawsze tego dnia pojawia się to cholerne uczucie? Chciałby wydrzeć sobie tę gulę z gardła i cisnąć nią gdzieś daleko, by już nigdy nie znalazła drogi powrotnej.
- Idź na cmentarz – powtórzył łagodnie, starając się go do tego zachęcić. Do tej pory nigdy mu się nie udawało przekonać go by poszedł na cmentarz w jej rocznicę. Liczył na to, że tym razem uda mu się go do tego przekonać.
- Nie mogę.. - odpowiedział dopiero po chwili. - Jak mógłbym tam pójść? Jak?.. Co miałbym powiedzieć jej rodzicom?.. Ich spojrzenia... nie chce sobie ich nawet wyobrażać. Nie mogę.. Nie jestem godny, by stanąć przed jej grobem w tak ważny dzień... Bo.. bo to wszystko moja wina.. - Gardło zacisnęło mu się jeszcze mocniej. Czuł jak łzy napływają mu do oczu, ale za wszelką cenę starał się by nie ujrzały światła dziennego.
- To nie twoja wina – Minato od razu zaprzeczył. - Przestań się wreszcie o to obwiniać. Wszyscy zawiniliśmy, a najbardziej ja, bo dowodziłem tą akcją. Nie doceniliśmy wroga. Po mimo, że byliście jedną z lepszych jednostek, byliście bardzo młodzi. Wciąż się uczyliście. Nie możesz całej winy brać na siebie.
- Ale to ja ją zabiłem! - krzyknął uderzając pięściami w ladę. Prawie nikt nie zwrócił na to uwagi, oprócz siedzących w pobliżu osób, jednak i one po chwili wróciły do swoich zajęć.
- To był wypadek – starał się dotrzeć do siwowłosego, ale on był zbyt uparty, by się z nim zgodzić.
- To nie był wypadek... Gdybym jej wtedy posłuchał.. - zacisnął pięści. Ciężko było mu o tym mówić. - ..Gdybym jej posłuchał.. nigdy by do tego nie doszło. - Po jego policzkach spłynęły łzy. Sam sobie nie potrafił tego wybaczyć, więc jak miał oczekiwać, że inni wybaczą mu ten straszny błąd. Wytarł rękawem mokre oczy. To nie miejsce na płacz, wiedział jednak że tak będzie, gdy tylko zacznie o tym mówić.
- Pojedź tam.. Kakashi – powiedział spokojnie mężczyzna o blond włosach. Być może to było wyjście, być może jeśli stanie przed grobem Rin w taki dzień, i spotka się z kimś z jej rodziny, to coś się zmieni w jego życiu i skończy żyć przeszłością.

     W jedyny z moteli w Kioto, od rana trwały poszukiwania czwórki zaginionych uczniów. Nie było ich ani w budynku, ani jego okolicach. Wszyscy nauczyciele odchodzili już od zmysłów, szukali ich trzecią godzinę i nadal nic. Przyjaciele uciekinierów również zaczęli się niepokoić, a zwłaszcza Konan. Chodziła w kółko nie mogąc znaleźć wytłumaczenie dokąd mogli pójść i w jakim celu.
- A jak coś im się stało? - zapytała patrząc bezradnie na Nagato. Mieli już różne durne pomysły, ale jeszcze nie takie żeby zniknąć na tyle godzin w środku nocy.
- Na pewno nic im nie jest – pocieszał ją czerwonowłosy, siląc się na najbardziej szczery uśmiech w świecie, co nie wychodziło mu wcale. - To pewnie ich kolejny głupi pomysł. Wrócą za nim się obejrzysz – Sam chciał w to wierzyć.
- Może poszli za jakimś głosem.. - odezwał się Itachi.
- Jakim głosem? - zapytała Konan. Nie miała pojęcia o co chodzi czarnowłosemu.
- Jakimś głosem który ich wzywał.. poszli za nim, a potem zostali uprowadzeni – rzucił, jakby we ogóle się tym nie przejmował.
- Przestań głupku! Dlaczego mnie straszysz? - warknęła na niego, niezadowolona z jego przypuszczeń. Dobrze wiedziała, że on się tylko z nią drażni, mimo to nie lubiła gdy ktoś żartował z poważnych rzeczy, nawet jeśli chciał rozluźnić atmosferę.
- Hej... ale czy ja cię przezywam? - burknął retorycznie. Nazwała go głupkiem.. a on chciał tylko pożartować sobie z tej sytuacji, po to by wydała się ona Konan tak absurdalna, że przestała by się aż tak martwić. Niestety dziewczyna niezrozumiała jego intencji. On również martwił się o kumpli, ale w jego umyśle tym razem przeważał optymizm, dlatego też nie było tego po nim widać.
- Dalej nigdzie ich nie ma – westchnął Iruka. Był poważnie zdenerwowany i zmartwiony. Trójka uczniów z jego klasy po prostu zniknęła, zostawiając w swoim pokoju cały bagaż a nawet telefony komórkowe.
- Jestem pewny, że to znowu durny kawał Hidana – powiedział Asuma odpalają papierosa. Kto inny wpadłby na genialny pomysł wychodzenia na zewnątrz z motelu w środku nocy. Był pewny, że to nie żadne porwanie, po prostu głupi pomysł dzieciaków, które teraz zapewne włóczą się po mieście, albo się gdzieś zgubiły.
- Przeszukali już las? - zapytał ze zmartwionym wyrazem twarzy. Pierwszy raz zdarzyło się Iruce zgubić uczniów.. o ile zgubieniem mógł to nazwać. Widział, że Asuma jest bardziej opanowany, ale on miał większe doświadczenie i inny charakter niż on.
- Dalej szukają. Las jest duży, więc może to trochę potrwać. - wyjaśnił koledze. Dziwiło go to, że Hidan wyszedł ze swojego pokoju bez telefonu, więc oznaczało to tylko, że wybierali się gdzieś na chwilę, mieli na pewno wrócić na noc do pokoi. Dlaczego więc tego nie zrobili? To go zastanawiało. Gdzie teraz mogą być i co robić? Wolałby żeby szybko się znaleźli.
W tym samym czasie, gdzieś w środku lasu, czwórka zaginionych uczniów kroczyła przed siebie. Spanie na glebie w środku lasu, wcale nie było takie złe, ale nie należało też do najprzyjemniejszych, bo noc była zimna. Był koniec listopada, na ziemi pełno kolorowych liści, a drzewa bez nich wyglądały tak smutno i szaro. Nie byli za bardzo wyspani, ale przede wszystkim byli głodni, sami już nie wiedzieli gdzie idą. Najważniejsze było to, żeby wyszli z lasu, a potem to się jakoś trafi do motelu. Czy to popyta ludzi, czy pojedzie autobusem. Taki przynajmniej mieli plan.
- Cholera... - jęknął Yahiko, pocierając dłońmi zmarznięte ramiona. Miał na sobie cienką kurtkę, gdyby wiedział, że wybiera się na tak długi spacer do lasu, założyłby grubszą.. ale kto mógł to przewidzieć. Sasori schylił się i podniósł nieduży patyk z ziemi, patrzył chwilę na niego, swoim zmęczonym spojrzeniem.
- Czy ten patyk jest jadalny? - zapytał, trzymając się za brzuch, który przyrósł mu już do kręgosłupa.
- Daj zobaczę – rzucił Hidan i sięgnął po patyk. Ugryzł kawałek suchego kijka. Szybko jednak go wypluł, bo okazał się niejadalny i do tego ohydny.
- Idioci! - Deidara wyrwała patyk z ręki szarowłosego i rzucił go na ziemię. - Przestańcie zachowywać się jakbyście nie jedli przez parę dni! - On sam z tego wszystkiego nie miał apetytu. Przejmował się tym kiedy wreszcie wyjdą z tego ogromnego lasu i czy nauczyciele się o nich nie martwią.
- Nie dajesz się w nic pobawić... - mruknął Hidan. Już raz im przerwał zabawę w Tarzana, gdy bujali się na zwisającej gałęzi z drzewa. Wtedy miał pretensje, że opóźniają podróż. Szarowłosy nie bardzo przejmował się tym, kiedy wyjdą z lasu, bo był pewien, że prędzej czy później wyjdą, więc umilał sobie tą nudną podróż w taki właśnie sposób. Sasori natomiast martwił się i to bardzo, jednak wygłupy Hidana pozwalały mu zapomnieć o zmartwieniach, więc nie widział przeszkód by w nich uczestniczyć. Yahiko za to był wkurzony, bo było mu zimno, więc nie obchodziły go ani wygłupy jego przyjaciół, ani pulsująca żyłka na skroni Deidary, która w innych warunkach jak zwykle robiłaby furorę. Błądzili tak jeszcze przez niecałą godzinę, aż w końcu udało im się wyjść z lasu. Zatrzymali się, by rozejrzeć się dookoła i zorientować gdzie są. Pusta przestrzeń, zielona trwa, a w oddali nieduży dom. Za tym domem można było dostrzec jeszcze inne domy. Ucieszeni, że wreszcie jakieś oznaki cywilizacji. Ruszyli w stronę niedużego domu. Gdy do niego dotarli, ponownie się rozejrzeli. Dom był żółtawy, parterowy, a obok domu stał budynek, który wyglądał na schowek narzędzi rolniczych. Tuż obok stał samochód z paką. Deidara zapukał do drzwi, po chwili otworzył im mężczyzna w średnim wieku.
- Dzień Dobry... - zaczął nieśmiało blondyn. - Nie wie pan może jak dojść do motelu Kaze? - Liczył na to, że ten człowiek im pomoże, miał też nadzieję, że nie doszli do jakiegoś innego miasta.
- Motel Kaze? - zapytał retorycznie, patrzył na nich zastanawiając się dlaczego pytają o motel w takim miejscu. To zupełnie nie po drodze, czyżby się zgubili? - To dziesięć kilometrów stąd. - oznajmił, a oni zrobili zaskoczone miny. Aż dziesięć? Nie spodziewali się tego. Myśleli, że nie szli przez las aż tak długo.
- A wie pan gdzie jest najbliższy przystanek? - Gdyby mieli iść piechotą tyle kilometrów, to pewnie zemdleli by po drodze, zwłaszcza, że byli zmęczeni i głodni.
- Jakieś pięć kilometrów – powiedział wskazując w stronę miasta. Westchnęli w duchu. Połowa drogi.. To lepsze niż dziesięć kilometrów, ale i tak dużo.
- Kochanie, bo ci wystygnie – zawołał ktoś z kuchni. Do nosów chłopców doszedł zapach pysznego obiadu. Sasoriemu głośno zaburczało w brzuchu. Złapał się szybko za brzuch, jakby chciał mu powiedzieć, by siedział cicho. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie.
- Jesteście głodni?
- Nie.. - zaczął Dei, ale nie dane mu było kontynuować.
- O tak! - zawołał Sasori. On był głodny najbardziej z nich wszystkich. Za swoją śmiałość dostał w głowę od Deidary.
- Przestań, nie wypada – upomniał przyjaciela. Sasori zbeształ go wzrokiem, a Hidan zaśmiał się pod nosem, lecz i jego brzuch po chwili się odezwał.
- Wchodźcie – mężczyzna otworzył szerzej drzwi, tym gestem zapraszając ich do środka. - Moja żona świetnie gotuje. - Skorzystali z zaproszenia. Nieco puszysta kobieta powitała ich bardzo ciepło. Zaprosiła ich do stołu i podała im miski z soboro. Podziękowali i zabrali się do jedzenia. Sasori i Hidan jedli tak jakby nigdy nie widzieli jedzenia na oczy, a Dei i Yahiko patrzyli na to z niemałym zażenowaniem, wstyd im było za nich, mimo to małżeństwo uśmiechało się widząc ich apetyt. Sasori miał wprawę w szybkim jedzeniu jak mało kto. Zawsze szybko jadł i szybko trawił, przez co równie szybko stawał się głodny. Kiedyś nawet rodzice zabrali go do lekarze z tego powodu, bo myśleli, że coś jest nie tak, skoro aż tak dużo je i do tego ani trochę nie przybiera na wadze. Jednak okazało się, że z jego żołądkiem wszystko w porządku, miał po prostu już taką przemianę materii.
- Jesteście ze szkolnej wycieczki? - zapytał mężczyzna. Często do motelu Kaze przyjeżdżały dzieciaki ze szkół.
- Tak – Deidara skinął potwierdzająco głową. - Trochę się zgubiliśmy. - Trochę to za mało powiedziane, ale nie chciał wyjść na takiego co to się gubi w wieku czternastu lat.
- Rozumiem. Pewnie szliście przez las – domyślił się, że skoro się zgubili to najszybsza droga by do nich trafić była właśnie przez las. - Nie widzieliście oznaczeń, które oznajmiają wszystkim turystom motelu, że dalej w głąb lasu nie można chodzić? - zapytał z ciekawości. Cała czwórka spojrzała po sobie. Jakie niby oznaczenia? Były jakieś? Nic nie widzieli, bo przecież było ciemno.
- No.. nie zauważyliśmy – zaśmiał się zakłopotany Yahiko. Jeśli by się dowiedział, że poszli do lasu w środku nocy z własnej woli, to by ich pewnie wyśmiał.
- Jak zjecie to was zawiozę – oznajmił. A oni spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Na prawdę? To nie będzie dla pana problem? - zapytał Dei, nie chciał by facet się przez ich własną głupotę kłopotał i tracił paliwo. Nie wyglądał na bogatego, raczej wręcz przeciwnie. Dom składał się tylko z pokoju, kuchni i łazienki, ubranie raczej nie było najnowsze. Nie chciał narażać go na koszty.
- Żaden problem i tak jadę do miasta. To po drodze – Nawet gdyby nie miał po drodze to i tak by ich tam zawiózł. Miał samochód, a oni potrzebowali transportu, przecież trzeba sobie pomagać.
- Dziękujemy.. - odpowiedział za wszystkich. Gdy tylko zjedli byli gotowi do wyjazdu. Podziękowali miłej kobiecie za przepyszny posiłek i pożegnali się z nią. Mężczyzna oznajmił im by siedli na pace, ponieważ w samochodzie są tylko dwa miejsca i wszyscy się nie pomieszczą. Bez żadnych sprzeciwów wsiedli na pakę. Jechali przez miasto, dzięki czemu mogli je trochę pozwiedzać. To było ciekawsze nich chodzenie po świątyniach czy muzeach. Do motelu dojechali w półgodziny. Zeskoczyli z paki i podziękowali za podwiezienie, po czym mężczyzna odjechał. Spojrzeli na neonowy napis „Motel Kaze”. Na reszcie dotarli.
- Całe szczęście nic wam nie jest – usłyszeli znajomy głos i spojrzeli przed siebie. Stanowczym krokiem zmierzał do nich profesor Iruka. Cofnęli się o krok, czując kłopoty. Iruka stanął przed nimi i odetchnął z ulgą, a po chwili spojrzał na nich surowym wzrokiem. - Gdzie wy byliście? A tobie co się stało? - spojrzał na poobijaną twarz Yahiko. Akasuna odwrócił wzrok, to przecież jego wina. - Co wy sobie myśleliście? Nie macie pojęcia jak się o was martwiłem. Wszyscy was szukali. - Chciał do nich dotrzeć, dać im do zrozumienia, że źle postąpili. - No słucham. Gdzie byliście? - skrzyżował ręce na piersi i czekał na wyjaśnienia.
- Trochę.. się zgubiliśmy – odezwał się Yahiko.
- Trochę?? - Iruka miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Co oni sobie myśleli? Jak mogli być tacy nierozważni. Gdyby coś im się stało, to nie miał pojęcia co by ze sobą zrobił. Był za nich odpowiedzialny. Po chwili podszedł do nich profesor Asuma.
- A więc w końcu się znaleźliście – spojrzał po nich. Po każdym z osobna. Każdy z nich unikał jego wzroku, a najbardziej Hidan, który udawał, że ta sprawa w ogóle go nie dotyczy. - Gdzie byliście?
- W lesie.. - odpowiedział Deidara.
- Po co tam poszliście? - Każdy z nich milczał. - Słucham? Nie dosłyszałem, po co tam poszliście? - miał bardziej stanowczy głos niż Iruka, a może tak im się tylko wydawało bo miał barwę głosu, zupełnie inną od profesora Iruki. Mniej łagodną i mniej ciepłą.
- Tak po prostu – wzruszył ramionami Yahiko. Nie chciało mu się wszystkiego tłumaczyć. Jakby nie patrzeć ich plan nie wypalił, a kto normalny chwalił się niewypałem.
- Co za głupota strzeliła wam do głowy? – wtrącił zdenerwowany Iruka.
- Myślę, że dyżury w kuchni, do końca pobyty wycieczki czegoś was nauczą. - Asuma wydał wyrok, który absolutnie się im nie podobał. Chcieli protestować, ale widząc wzrok profesora, ostatecznie zrezygnowali z tego planu. - Yahiko, co ci się stało? - dopytał, ciekaw co z jego twarzą.
- Nic.. Wszedłem w drzewo – na taką wymówkę, Hidan parsknął śmiechem.
- Hidan, masz coś do powiedzenia? - szarowłosy zamilkł. - Tak myślałem. Nie będę już w to wnikał bo narobiliście nam już dosyć kłopotów. - Nie chciało mu się jeszcze prowadzić dochodzenia, kto pobił Yahiko, bo domyślił się, że po prostu wywiązała się między nimi bójka. Jak widać dosyć poważna, ale co mógł na to poradzić. To się im zdarzało. - Yahiko idź do pielęgniarki, a Hidan.. chodź ze mną – powiedział do chłopaka i ruszył przed siebie. Piętnastolatek niechętnie za nim podążył. Zastanawiał się czego może od niego chcieć ten nałogowy palacz. Jak on nie znosił być pokorny i posłuszny, ale z Asumą nie miał szans na pyskówki. Już nie raz nieźle go urządził. Jego kary były zbyt okrutne. Weszli do jakiegoś biura, gdzie stało biurko, jakaś szafa, na ścianie wisiały klucze od jakiś pomieszczeń, domyślił się że było to coś w rodzaju sekretariatu. Tylko.. mniejsze i nikogo tu nie było oprócz nich.
- Domyślam się, że to był twój pomysł – spojrzał niezadowolony na szarowłosego. Dobrze znał chłopaka, znał go od dziecka, wiedział jaki potrafi być, i na jakie pomysły wpaść. Dostał taką samą karę jak reszta, dyżur w kuchni. Dobrze jednak wiedział, że Hidana taką karą nie da się ujarzmić, a chciał by skończył z wygłupami chociaż na czas wycieczki.
- Dlaczego niby mój? - zapytał jakby nie wiedział o co chodzi.
- A nie twój? - uniósł lekko brew. Hidan milczał. Jeśli potwierdzi, wtedy profesor zapyta czyj był ten pomysł, a nie miał zamiaru nikogo fałszywie wsypywać. - No właśnie – podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę. Zaczął wykręcać numer. Hidan widząc to poczuł się lekko zaniepokojony.
- Co pan robi? - zapytał spokojnie.
- Dzwonię do twojego ojca, tylko on potrafi ci przemówić do rozumu – wyjaśnił, dalej wykręcając numer, specjalnie robił to wolno. Chłopakowi nie spodobało się to. Nie chciał by dzwonił do jego ojca.
- Nie ma potrzeby.. Po co go niepokoić? - dziwna gula utknęła mu w gardle. Jego ojciec nie mieszkał z nim już od sześciu lat, mimo to wciąż mieli ze sobą dobry kontakt, a jego mama zawsze informowała go o jego ocenach i zachowaniu. Nigdy nie lubił gdy skarżyła się na niego ojcu. Miał dobry kontakt z tatą, ale gdy coś zrobił, jego ojciec potrafił się nieźle wkurzyć. Zresztą żadne dziecko nie lubi jak się na niego skarży rodzicom. A Hidan był na tym punkcie szczególnie przewrażliwiony. Co prawda ojciec mieszkał w Osace, ale nie przeszkadzało mu to w reprymendzie, lub w daniu jakieś kary. Do tego Asuma i jego tata byli dobrymi kolegami ze szkoły... Nic dziwnego, że ich kary były tak samo okrutne. Zapewne czerpali od siebie inspirację.
- Powinien wiedzieć, jak jego syn spędza wolne chwile podczas wycieczki – wcisnął ostatnią cyfrę i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Co pan..? Przecież, to bez sensu.. Było minęło, po co o tym mówić? - starał się przekonać Asumę do zmiany decyzji, niestety było już za późno.
- Kenzo, to ja Sarutobi. - Tyle słów wystarczyło, by mężczyzna zorientował się, że chodzi o jego syna. Zwłaszcza, że dzwonił do niego, nie ze swojej komórki. Czarnowłosy, trzydziestodwuletni mężczyzna, siedział przy swoim biurku w firmie, w której pracował. Westchnął domyślając się, że Hidan znów sprawiał kłopotu. Asuma w paru słowach streścił mu co się takiego stało na wycieczce i poprosił by przemówił Hidanowi do rozsądku, bo obawiał się, że chłopak może coś jeszcze wykombinować. Po chwili profesor skierował słuchawkę telefonu w stronę Hidana, a ten powolnym i niechętnym krokiem podszedł do niego, wziął słuchawkę i przyłożył sobie do ucha. Nic nie mówił. Bo co miał powiedzieć? Nie chciał się tłumaczyć ojcu.. nie przy profesorze. Musiał grać twardego i obojętnego, wtedy być może Sarutobi już nigdy nie zadzwoni do jego ojca, jeśli ujrzy, że to go nie rusza.
- Hidan.. - usłyszał głos ojca w słuchawce. Ten głos.. był taki zawiedziony jego zachowaniem. Nie znosił gdy tak brzmiał głos jego ojca, albo jego mamy. Nie lubił im sprawiać zawodu, a jednak ciągle to robił. Był niepoprawnym optymistom myśląc, że za każdym razem wszystko ujdzie mu na sucho i nikt się nie dowie. Nie zbyt szybko uczył się na błędach. - Hidan, wiem że mnie słuchasz. Co to za pomysł ze spacerem do lasu w środku nocy, hm? - czekał cierpliwie na odpowiedź, jednocześnie szkicując coś na dużym brystolu. Hidan milczał. Zawsze tak robił, gdy nie chciał o czymś mówić. Ciężko było cokolwiek z niego wydusić, był zamknięty w sobie, a przede wszystkim uparty. - Rozumiem, że mi nie powiesz – odezwał się w końcu, sięgając po gumkę do ścierania. Na to pytanie również nie uzyskał odpowiedzi, ale tego się właśnie spodziewał, zbyt dobrze znał swojego syna. Zazwyczaj rozmowy z Hidanem o jego zachowaniu, były trudne i wymagały dużo cierpliwości. Kenzo miał jej zdecydowanie więcej niże Miho, matka siwowłosego. - Nie mam za dużo czasu na rozmowę, dlatego posłuchaj mnie uważnie. Jeśli chcesz przyjechać do mnie na ferie, to radzę ci nie sprawiać żadnych problemów. - Słysząc to, Hidan zmarszczył brwi. Nie podobał mu się taki warunek. Czarnowłosy mężczyzna dobrze o tym wiedział. Tak jak i wiedział, że jego syn lubił przyjeżdżać do niego na wakacje czy ferie, i on sam również za tym przepadał, w końcu syna miał tylko jednego i tęsknił za nim. Mimo to, wiedział, że to jedyna broń jaką może teraz wyciągnąć. Chłopak musiał przestać sprawiać kłopoty, a nie zrobi tego jeśli tylko na niego nakrzyczy.
- Jakich problemów?.. - odezwał się niezadowolony szarowłosy. Nie chciał takiego warunku, bo przecież nie miał pojęcia co wydarzy się jutro i czy nie zrobi znów czegoś głupiego. Nie potrafił się upilnować, ale to dlatego, że coś co wydawało mu się dobrym i zabawnym pomysłem, dla innych było to coś niedopuszczalnego. Podobnie było z biciem się, skąd mógł wiedzieć, czy do ferii nikt go nie wkurzy i nie będzie musiał komuś przywalić? Takie warunki były beznadziejne.
- Rozumiemy się? - zapytał, nie zwracając uwagi na pytanie syna, bo wiedział, że jest ono wprowadzeniem do rozmowy o feriach i o tym jaki to jest okrutny, skoro zabrania mu do siebie przyjechać. A wszystko po to, by tylko zmienił decyzję. Hidan zacisnął pięść.. Co miał zrobić? Jeśli się zgodzi, to automatycznie da słowo, że nie będzie sprawiał problemów, a wtedy prawie na pewno złamie obietnice, jeśli jednak się nie zgodzi, to ojciec już teraz postanowi, że do niego nie pojedzie. Był tego niemalże pewien. Znów trwała cisza, którą cierpliwie znosił Kenzo. Nie miał czasu, bo do wieczora musiał dokończyć rysowanie projektu, ale mimo to cierpliwie czekał na odpowiedź syna.
- Niech będzie... - z trudem przeszło mu to przez gardło, po tym westchnął. Musiał chociaż spróbować nie robić problemów, to nie mogło być takie trudne.
- Dobry z ciebie chłopak Hidan – Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, czego Hidan nie mógł zobaczyć. - Jestem pewien, że uda ci się nie sprawiać problemów. Wierze w ciebie. - Chłopak miał wrażenie, że ojciec za bardzo w niego wierzył.. nawet bardziej niż on sam w siebie. Nie przeszkadzało mu to, jednak po takich słowach trudniej będzie go zawieść. Być może ojciec powiedział to specjalnie, by wymusić na nim większą odpowiedzialność, a może naprawdę tak bardzo w niego wierzył. Często mu powtarzał, że może osiągnąć to co chce, i zawsze wierzył w niego cokolwiek robił. Czy to grał mecz w piłce nożnej w podstawówce, czy to grał w przedstawieniu w przedszkolu. Kiedykolwiek stawał przed jakimś wyzwaniem, nie ważne czy było trudne, czy była to zwykła błahostka, zawsze w niego wierzył. Dlatego tak trudno było mu go zawodzić i obiecywać poprawy. Podobnie było z mamą, była dla niego bardzo dobra, to też czuł się źle widząc jak się martwi jego zachowaniem, mimo to on nie potrafił inaczej. Większość rzeczy najpierw robił, a dopiero później nad nimi myślał. Nic już nie mówiąc oddał słuchawkę Asumie. Mężczyzna wziął ją od chłopaka, i rozmawiając jeszcze przez moment, zakończył rozmowę. Hidan patrzył na niego w pełni niezadowolonym spojrzeniem. Nie mógł powiedzieć, że nie lubi profesora Asumy, bo tak nie było. Dużo dobrego dla niego zrobił, po prostu... wkurzał go, gdy tak bardzo próbował go upilnować.

     Czarny Nissan podjechał pod bramę cmentarza. Niebieskooki mężczyzna przekręcił kluczyk, wyłączając silnik samochodu. Spojrzał na swojego siwowłosego towarzysza, który wbijał swój wzrok w bramę cmentarza. Kakashi został zmuszony, przez swojego szefa, by tego właśnie dnia, odwiedził grób Rin. Uważał to za dobry pomysł, jednak Hatake wciąż nie był przekonany. Unikał wszelkiego spotkania z jej rodziną. I choć ten pomysł w ogóle mu się nie podobał, to miał dość paplania Minato, o tym żeby tu przyszedł. Zrobiłby wszystko, by skończył o tym gadać. Zrobi to raz i będzie miał spokój na zawsze. Kakashi otworzył drzwi od samochodu.
- Zaczekaj – odezwał się Namikaze. Szarowłosy spojrzał na niego. Mężczyzna wyjął ze schowka w samochodzie kadzidło i podał je Kakashiemu. - Wypada je zapalić – Hatake nic nie mówiąc wziął kadzidło i wyszedł z samochodu zamykając za sobą drzwi. Zatrzymał się przed bramą i westchnął.
- Oby tam nikogo nie było.. - powiedział do siebie. Przeszedł przez bramę i ruszył w stronę miejsca, gdzie mieścił się grób jego przyjaciółki. Przychodził tu dosyć często, w godzinach wczesnych albo bardzo późnych, tak by na nikogo nie trafić. Tym razem dochodziło południe, były większe szanse na spotkanie kogoś przy jej grobie. I nie mylił się. Zatrzymał się, gdy ujrzał znajomą sylwetkę przy pomniku Rin. Był to Obito, który w tym momencie się modlił. Kamień spadł mu z serca, że to tylko ten palant. Ruszył ponownie w stronę grobu. Wolałby, żeby i jego tutaj nie było, że też musiał przyleźć akurat teraz.. Mimo to nie zamierzał się z nim kłócić, nie tutaj, nie tego dnia. Nie zwracając na Uchihę najmniejszej uwagi ukucnął przy grobie by zapalić kadzidełko. Czarnowłosy, słysząc dźwięk odpalanej zapalniczki, otworzył jedno oko by zobaczyć kto przyszedł. Był lekko zaskoczony, że to Kakashi, nie spodziewał się go tego dnia tutaj. Uśmiechnął się do siebie, po czym zamknął oko, by dokończyć modlitwę. Hatake wstał i również złożył ręce do modlitwy, zamykając przy tym oczy. Po paru minutach otworzył je.
- Co się stało, że przyszedłeś? - zapytał Uchiha. Wiedział dlaczego siwowłosy unika tego miejsca w ten, tak ważny dzień.
- Minato.. - westchnął w odpowiedzi. Zazwyczaj ze sobą nie rozmawiali, takie rozmowy bez kłótni trafiały się niezwykle rzadko. I zwykle trwały bardzo krótko.
-Wiedziałem, że on cię tu kiedyś zaciągnie – powiedział patrząc na imię wyryte na nagrobku. Bardzo mu jej brakowało, minęło pięć lat, a miał wrażenie, że to było wczoraj. Ciężko było się przyzwyczaić do tak wielkiej straty. Na początku było najgorzej, ale pustka w sercu pozostała i był pewny, że już nigdy nic jej nie wypełni. Zawiał wiatr, który potargał im włosy. Liść zerwał się z drzewa i robiąc parę obrotów w powietrzu, wylądował na nagrobku. Obaj patrząc na grób, cofali się pamięcią do przeszłości, do wspólnych chwil spędzonych z brązowowłosą. Żaden z nich nie mógł zaprzeczyć, że były to cudowne chwile. Chwile, do których już nigdy nie wrócą, które się już nigdy nie powtórzą. Obito wspominał te czasy z uśmiechem na ustach, natomiast Kakashi ukrywał swoje emocje, pod śpiącym wyrazem twarzy. Starał się unikać niektórych wspomnień, bo te sprawiały, że znów zaciskało mu się gardło. Po chwili uznał, że już wystarczająco długo tu jest, choć był dopiero pięć minut, tak więc odwrócił się z zamiarem ruszenia do wyjścia. I nagle ujrzał zbliżającą się do nich pulchną kobietę, o brązowych włosach. Nie było mowy o pomyłce. To była matka Rin, i choć nie widział jej pięć lat, był pewny, że to ona. Jak najszybciej odwrócił się na pięcie, chcąc pójść na około. Jednak zdążył zrobić tylko krok, bo po zaraz poczuł czyjś dotyk na ramieniu, który go zatrzymywał.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał Obito, zaciskając palce na jego ramieniu. Kakashi zbeształ go wzrokiem. Przeszkadzał mu. - Zostajesz tchórzu. - pociągnął go do siebie, by ten stanął tam gdzie stał jeszcze przed chwilą. Nie było już szans na ucieczkę, bo kobieta była dwa korki przed nim. Uśmiechnęła się ciepło do nich, po czym położyła kwiaty i zapaliła kadzidło. Hatake zastanawiał się, jak powinien się zachować. Czy powinien tu stać? W końcu w jej oczach był zabójcą jej córki. W swoich również, więc tym bardziej nie czuł się tu komfortowo.
- Kakashi.. - Usłyszał swój głos. Spojrzał na kobietę. - Dawno cię nie widziałam.. ale wiem, że tu często przychodzisz. - powiedziała ciepłym, aczkolwiek trochę zmęczonym głosem. Nie odpowiedział nic. Ponownie dziwna gula ugrzęzła mu w gardle. Co miał powiedzieć? Jak się zachować? Stresował się, ale trudno mu było określić czym konkretnie. Czy jej obecnością, czy tym że będzie go o coś wypytywać? A może tym, że zaraz zacznie na niego wrzeszczeć i płakać, bo zabił jej córkę? Sam nie wiedział.
- Przyniosła pani piękne kwiaty – odezwał się Obito, przerywając trwającą ciszę.
- Dziękuję, Rin bardzo je lubiła. Zapewne o tym wiesz – na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, jednak Hatake nie mógł powiedzieć, czy jest on zupełnie szczery, był pewny, że kryje się pod nim ogromny ból i cierpienie. - Dziękuję ci Kakashi, że dbasz o jej grób, kiedy ja nie mogę. Przynosisz jej ulubione kwiaty i sprzątasz tutaj. Dziękuję ci, że tak się troszczysz. - Mężczyzna nie spodziewał się podziękowań, a nawet ich nie chciał, one bolały go bardziej niż to, gdyby szczerze nim gardziła. - Przeprowadziliśmy się z mężem, to nie możemy przychodzić tak często jak kiedyś, do tego praca i stan zdrowia męża... sam rozumiesz – Mówiła to tak, jakby widziała się z Kakashim wczoraj. Jakby nigdy nie było tej pięcioletniej rozłąki, jak gdyby nic się nie stało. A przecież stało się. I to coś strasznego. Jak ona mogła mu tak dziękować i być taka miła? Nie rozumiał. - Może powinnam ci się jakoś odwdzięczyć..
- Co też pani mówi..? - odezwał się siwowłosy drżącym głosem. Zacisnął pięści. Jak ona mogła w ogóle o to pytać? Nie rozumiał jej. Być może postradała wszystkie zmysły.
- Co się pani będzie mu odwdzięczać? - wtrącił Obito. - Robi to z własnej woli.
- Wiem, dlatego właśnie chciałam się jakoś odwdzięczyć, ale nie za bardzo mam jak – Nic nie mogła mu dać w zamian. Zapadła długa chwila ciszy. Hatake już nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie chciał patrzeć na sztuczny uśmiech kobiety, to go bolało. Nie czuł z jej słów szczerości, ani też radości z jaką kiedyś mówiła. Po paru minutach kobieta znów się odezwała. - Byliście dla niej najlepszymi przyjaciółmi, jakich mogła sobie wymarzyć. Tak wiele dobrego dla niej zrobiliście. Więcej niż ja byłam w stanie... Pamiętam jak się cieszyła na spotkania z wami.. Jak się z wami śmiała.. wciąż słyszę jej śmiech.. Nie zapomnę jak była smutna, gdy się z którymś z was pokłóciła.. Nie zapomnę.. jak bardzo kochała prace w policji.. - po policzku kobiety spłynęła łza. Otarła ją szybko. - Obito... Kakashi.. Dziękuję, że byliście jej przyjaciółmi. - Hatake zacisnął zęby. Nie chciał już słuchać podziękowań z jej ust.
- Jak pani może mi dziękować...? - wycedził po chwili. Obito spojrzał na niego. Hatake wbijał wzrok w ziemię, teraz wydawał się taki nieszczęśliwy, choć przed chwilą w ogóle by nie powiedział, że czymkolwiek był przejęty.
- Słucham? - kobieta spojrzała na siwowłosego, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
- Jak pani może mi dziękować. Przecież.. – milczał chwilę, by zaraz przenieść wzrok na matkę Rin. - Zabiłem pani córkę – Patrzyła na niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. Widziała w jego oczach ból. Nie mogła powiedzieć, że jest mu go szkoda, chociaż naprawdę tego chciała. Chciała mu współczuć, ale nie potrafiła.
- To na pewno był wypadek – oznajmiła tym samym ciepłym głosem, odwracając wzrok ku nagrobkowi.
- To nic nie znaczy! - krzyknął, miał dość jej uśmiechu. Dlaczego to robiła? Chciała mu pokazać, że nie jest na niego zła? Nie tak zachowuje się matka w rocznice śmierci swojego dziecka, wiedział, że to sztuczny uśmiech.
- Oi.. Kakashi - upomniał go Obito. - Nie drzyj się – W takim miejscu nie wypada się wydzierać, tu ludzie przychodzą się modlić, porozmawiać z bliskimi w ciszy i spokoju.
-Zabiłem ją.. bo jej nie posłuchałem. To moja wina.. - zacisnął pięści, starając się mówić jak najbardziej normalnie, ale z zaciśniętym gardłem nie było tak łatwo. - Jak może być pani taka uśmiechnięta? Nie jest pani zła? Nie chce pani wykrzyczeć, co o mnie myśli? - Przecież tego wszystkiego obawiał się przez pięć lat, i kiedy był już gotowy, by znieść to wszystko, nie usłyszał nic z tych rzeczy. Powinien się cieszyć, ale nie był szczęśliwy z tego powodu. Ta sztuczność bolała go bardziej, niż jakiekolwiek szczere słowo, które by go zraniło. Nie mógł znieść, jak ona męczyła się udając szczęśliwą. - Powinna mnie pani nienawidzić. - powiedział zrozpaczonym głosem.
- Chciałabym.. - odpowiedziała po chwili. - Ale nie potrafię. - Jej uśmiech zniknął na chwilę z jej twarzy. - Byłeś jej przyjacielem. Ona nie chciałaby żebym cię nienawidziła. Wiem, że ty do niej strzeliłeś.. ale to był wypadek. Ona na pewno wiedziała, że jej nie posłuchasz. Przecież ty nigdy nikogo nie słuchałeś. Od dziecka byłeś łobuzem, który przez własny upór stracił oko. Rin wiedziała, że jej nie posłuchasz, mimo to próbowała cię przekonać.. Jestem pewna, że cię nie obwiniała. - po tych słowach na jej twarzy pojawił się bardzo delikatny uśmiech, ale tym razem szczery. - Proszę cię Kakashi.. Odwiedzaj ją w tak ważny dzień, chciałaby tego.. Chciałabym cię nienawidzić i myśleć o tobie najgorsze rzeczy, na pewno byłoby mi lżej, ale... nie potrafię. - Przyłożyła dłoń do policzka mężczyzny, spojrzała w jego zrozpaczone oczy. - Kochała cię, Kakashi. Dlatego nie potrafię cię znienawidzić. - Patrzyła chwilę na niego z delikatnym uśmiechem, a potem zabierając rękę z jego policzka, odeszła w swoją stronę. Hatake patrzył za nią w ciszy. Łzy napłynęły mu do oczu, ale szybko się zmobilizował by je powstrzymać.
-Mimo wszystko... - powiedział po chwili do siebie. - Nie wybaczyła mi.. - Czuł to, ale nie miał o to pretensji. Mimo że, gdzieś w głębi niego tliła się nadzieja, że jej rodzina już dawno mu wybaczyła, to wiedział, że rzeczywistość będzie inna. Nie lubił się łudzić. To zawsze było cholernie niemiłe uczucie.
- Dziwisz się? - wtrącił Uchiha. - Zabiłeś jej córkę.. Właściwie, to ja też ci nie wybaczyłem – rzucił do niego. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Rin kochała Kakashiego, choć ten debil był zupełnie ślepy na jej miłość, i dowiedział się o tym zbyt późno. Pomimo tego, że wiedział to już od paru lat, to gdy kobieta powiedziała te słowa, coś zakuło go w sercu. Dlatego musiał mu dogadać. Hatake nie zareagował na jego słowa. Przyzwyczaił się już, że Obito ciągle mu to wypomina. Robił to tak często, że miał wrażenie, że to całe jego „nigdy ci nie wybaczę” było jednym wielkim kłamstwem, choć pewności nie miał. Minął go, ruszając do wyjścia.
- Kakashi – zawołał za nim. Siwowłosy zatrzymał się i spojrzał przez ramię na niego. - Następnym razem przynieś jej ulubione kwiaty. - Kakashi skinął głową, po czym kontynuował podróż do wyjścia. 


Od Autorki: No, to przed wami.. a właściwie już chyba za xP wami kolejny rozdział. Wiem, że jest długi. Oj tak.. ma aż prawie szesnaście stron. No ale, chcieliście dłuższe rozdziały xD Zapewne gdyby tamten rozdział był dłuższy ten byłby krótszy i to by się jakoś wyrównało. Ale niestety w tamtym miesiącu nie miałam prawie w ogóle weny :/ Ale na szczęście wena wróciła :) Co prawda znów minął prawie miesiąc, ale przynajmniej rozdział jest długi ^^ 
Dziękuję wam za czytanie i komentowanie :) I za to, że życzycie mi tej weny, która czasami ode mnie ucieka ;p Ale dzięki wam szybko wraca :D
Chciałam też jeszcze wyjaśnić kwestię wieku bohaterów, bo już dwie osoby mnie o to pytały :) 
Trochę się może zrobił taki kogel mogel, bo na początku pisałam że Saosri ma 13 lat, potem że 14 itp. Tak więc już wyjaśniam :P
Akcja opowiadania zaczyna się w lipcu. Czyli pięć miesięcy przed urodzinami Sasoriego. Tak więc jeszcze miał 13 lat, teraz gdy akcja dzieje się już po jego urodzinach ma 14 lat. Wiem że mogłam pisać rocznikowo, ale ja tam wolę datami określać urodziny, po co kogoś niepotrzebnie postarzać xD
Tak więc: 
Sasori, Deidara i Itachi mają po 14 lat (Itachi chodzi do klasy trzeciej, bo przeskoczył rok)
Konan, Hidan, Nagato i Yahiko mają po 15 lat (Hidan jest w drugiej klasie, bo raz nie zdał) 
Mam nadzieję, że napisałam to zrozumiale O:

Jak tam przeżyliście upały?


 Bo ja to średnio dawałam radę xD