sobota, 21 marca 2015

Rozdział 9


    Czerwonowłosy chłopak ubrany w szkolny mundurek siedział na wzgórzu pokrytym zieloną trawą. Choć jesień zbliżała się nie ubłagalnie szybko, ta trawa wciąż była jeszcze soczyście zielona, a z pagórka widać było niewielkie jezioro, w którym pływały łabędzie i kaczki. Było to bardzo ciche miejsce, z daleka od miejskiego harmidru, ludzie przychodzili tu głównie łowić ryby, tak jak ten staruszek, który właśnie siedział pod jednym z drzew z wędką w ręku. Na oczy miał nasunięty kapelusz, siedział w pozycji półleżącej, opierając się plecami o konar drzewa. Z daleka Sasori nie widział go dokładnie, ale mógłby przysiąc, że dziadzio po prostu sobie śpi. Nie rozumiał, jak można tak cierpliwie czekać aż jakaś ryba postanowi się złapać na haczyk. To była zbyt nużąca i nudna robota jak dla niego, nigdy tego nie robił i nawet nie miał zamiaru, ale ten starszy pan siedzący pod drzewem z wędką w ręku, wydawał się taki spokojny i niczym nie strudzony, że przez chwilę pomyślał, że łowienie ryb to najbardziej bezproblemowy i opłacalny zawód świata, a zwłaszcza w Japonii, gdzie prawie każdy Japończyk w swoim dziennym menu ma rybę. Myśląc nad tym chwilę, położył się na trawie, z rękami założonymi za głowę. Niebo było błękitne, a po nim płynęły puszyste białe obłoki. Pewnie jego babcia zrobiła by mu raban o to, że nie ma już upałów, i że leżenie na ziemi może kosztować go przeziębienie lub jakieś zapalenie. Nie było jednak specjalnie zimno, dlatego też nawet nie zaprzątał sobie głowy, martwieniem się o jakieś przeziębienia. Siedział już tutaj dobre trzy godziny, wcześniej był w salonie gier, gdzie wydał swoje pieniądze, które babcia dała mu do szkoły. I tak zleciało mu razem pięć godzin. Były to jego pierwsze wagary, bo w szkole prywatnej nigdy nie był na wagarach i to nie tylko dlatego, że nie można było, ale dlatego że lubił tamtą szkołę i nie czuł potrzeby by z niej uciekać. W tej szkole... nie miał zamiaru spotkać się znowu oko w oko z Hidanem. Nie chciał na niego patrzeć... tak sobie wmawiał, ale prawdą było to, że się bał. Bał się, że znów się go czepi i pobije. Nie wiedział za co musiał tak cierpieć, zadawał sobie pytanie, czy on jest jakiś inny? Przecież wcześniej nie był przez nikogo znienawidzony, choć zdarzało mu się pyskować do wielu silniejszych od siebie osób, ale wtedy jego przyjaciel zawsze stawał w jego obronie. Teraz twierdził, że była to głupota, że tak pozwalał Komushiemu narażać się za niego. Wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na godzinę. Stwierdził, że pora wracać do domu, mniej więcej o tej porze kończy lekcje, a za nim dotrze to będzie akurat na godzinę na którą przeważnie wraca. Miał nadzieję, że babcia niczego nie będzie podejrzewać. Wstał, przeciągnął się ostatni raz rzucił spojrzenie na staruszka, który to właśnie siłował się z jakąś rybą, po czym chwycił torbę z ziemi, odwrócił się i poszedł w stronę domu.
- Gdzie byłeś? – zapytała Chiyo, gdy tylko zdążył wejść do domu. Kobieta stała z rękami na piersi, nerwowo tupiąc nogą o podłogę. Chłopak poczuł nie miłe uczucie w żołądku, które zawsze mu towarzyszyło gdy musiał się z czegoś tłumaczyć rodzicom, a wiedział, że zrobił źle.
- W szkole – silił się na ton, który nie zdradzi jego kłamstwa.
- Nie prawda – stwierdziła, patrząc na niego surowo. - Gdzie byłeś naprawdę? - domagała się prawdy. Dobrze wiedziała, że ją kłamie, nie podobało jej się postępowanie wnuka, a już szczególnie nie tolerowała kłamstwa.
- Mówiłem.. w szkole – kolejny raz okłamał babcię, zdejmując szkolną torbę, nie zdając sobie sprawy, że babci już nie może oszukać. Gdyby wiedział, co ona wie, nie odważył by się tak bezczelnie kłamać.
- Nie było cię w szkole! - krzyknęła, zdenerwowana jego tak łatwym podejściem do oszukiwania jej. - Dzwonił twój wychowawca, nie było cię w szkole. - Sasori otworzył szerzej oczy. Jednak babcia się o wszystkim dowiedziała.. Spodziewał się, że to się może zdążyć ale liczył na to, że w szkołach państwowych nie przejmują się aż tak bardzo wagarowaniem uczniów. Nic nie odpowiedział babci, odwrócił tylko wzrok, gdyż wymówki już mu się skończyły i było mu zwyczajnie głupio. Teraz jak nakryła go na kłamstwie, będzie mu trudniej znajdować wiarygodne wymówki, choć dobrze wiedział, że nie powinien kłamać, ale nie miał pojęcia jak inaczej oszczędzić sobie kłopotów ze strony babci.
- Już ci się szkołą znudziła? - kontynuowała zdenerwowana Chiyo. - Wagarów ci się zachciało? Zastanów się co robisz. Szkoła jest bardzo ważna, to twoja przyszłość! - jak on nie znosił takiej gadaniny. Szkoła to twoja przyszłość. Był pewien że nie tylko dzięki szkole ludzie osiągają sukcesy. To kwestia szczęścia i uporu, oraz silnej woli. Takie było jego zdanie, ale nie zamierzał kłócić się o to z babcią, postanowił dalej milczeć. Do czasu.
- Nie będzie dziś komputera – zadecydowała, na co Sasori momentalnie zareagował.
- Dlaczego? Nie dość że mogę korzystać z niego tylko przez dwie godziny, to jeszcze mi to odbierasz? - wolałby dostać szlaban na wychodzenie, teraz gdy nie miał się z kim kolegować, nie robiło mu to różnicy czy wychodzi czy nie. Staruszka jednak dobrze o tym wiedziała, lecz uważała, że brak komputera przez jeden dzień to i tak za mało.
- Przestań narzekać i idź do kąta – Usłyszawszy to Sasori zaniemówił. Ile on ma lat? Sześć? Ta jego babcia była jakaś zacofana. W kącie to on może stał jak był w przedszkolu, ale nie w tym wieku.
- Ale.. bo... to nie... pff... nieważne.. – pokręcił głową z niedowierzaniem. Widząc nieustępliwą minę babci postanowił udać się do kąta, choć wydawało mu się to dziwnie upokarzające. Traktowała go jak dziecko, nie podobało mu się to. - Nasikam do tego kąta – rzucił w złości, jakby to miało coś zmienić.
- Rób co chcesz, najwyżej będziesz to sprzątał – powiedziała i poszła do kuchni. Sasori zbeształ ją wzrokiem. Stara baba zniweczyła jego niecne plany. Udał się do kąta między telewizorem, a oknem i stanął przodem do ściany. Do kitu za takimi wagarami. Teraz miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał stać tutaj za długo.

     Wybiła godzina siedemnasta trzydzieści i większość uczniów dopiero teraz zaczęła opuszczać budynek szkoły. Wielu zostawało na zajęciach poza lekcyjnych, a niektórzy po prostu odbywali karę siedząc w klasie po lekcjach. Nagato, który uczęszczał na dodatkowe lekcje kaligrafii, również szykował się do wyjścia. Ubierał właśnie swoją cienką kurtkę, przy okazji żegnając się z kolegami i koleżankami z klubu. Interesował się kaligrafią, sztuką było stworzyć napis tak oryginalny, a jednocześnie piękny by ludzie się nim zachwycali. Choć piękność w tym wypadku miała dwojakie znaczenie. Nie mógł się doczekać aż wróci do domu i będzie mógł przejrzeć magazyn o kaligrafii, który pożyczył my Itachi, choć sam czarnowłosy absolutnie się tym nie interesował, wygrzebał jakieś stare zżółknięte pismo, które niegdyś należało do jego dziadka. Kaligrafia się nie starzała, można było czerpać inspirację od najstarszych pokoleń i mieszać stare style z tymi nowymi, wtedy mogło wyjść coś oryginalnego i abstrakcyjnego. Choć nie było to takie łatwe, jak mogło by się wydawać. Yahiko nigdy nie mógł pojąć co Nagato widzi w tych znakach. Rudowłosy docenia kaligrafistów, bo on również, jak i niemal każdy w Japonii dostrzegał w tym sztukę, jednak dla niego było to tak nudne zajęcie, że gapienie się na sufit było ciekawsze. Nagato próbował nawet nauczyć przyjaciela kaligrafii, ale Yahiko za każdym razem trafiał szlag, gdy okazywało, że jego kaligrafia jest beznadziejna. Nie miał do tego smykałki, dlatego też Nagato już nigdy więcej nie próbował go do niej przekonywać. Gdy tylko zmienił buty, wyszedł ze szkoły kierując się prosto do domu. Nie był jedyny z paczki swoich przyjaciół, który uczestniczył w zajęciach poza lekcyjnych. Właściwie nie wiele było osób w szkole, które na nie, nie uczęszczały. Konan zawsze zostawała w klubie literackim, gdyż uwielbiała czytać książki i potem o nich rozmawiać. A raczej nie mogła liczyć na rozmowę o książkach w gronie swoich przyjaciół. Yahiko, należał do klubu modelarskiego. Od dziecka uwielbiał wszystko co dało się składać, łączyć i rozwalać. Hidan, należał do drużyny Baseballowej. Grał na pozycji miotacza i świetnie sobie radził. Szarowłosy należał do osób, które najchętniej nie uczestniczyłyby w żadnych zajęciach, ale nie lubił wracać do domu zbyt wcześnie. Itachi, należał do klubu karate. Interesował się sztukami walki od dziecka, a tą pasję zaszczepił w nim ojciec, który posłał go na pierwsze zajęcia, w drugiej klasie podstawówki. A Deidara... Deidara, nie uczęszczał na żadne zajęcia. Nie tylko dlatego, że nie miał ochoty, ani obowiązku, bo uczył się całkiem dobrze, ale też dlatego, że często pomagał rodzicom w restauracji.
Po dwudziestu minutach drogi, Nagato był już w domu. Mieszkał w piętrowym domu, razem z rodzicami i dwiema siostrami. Wielokrotnie marzył by mieć brata, bo siostry potrafiły doprowadzać go do szału, zwłaszcza ta młodsza.
- Wróciłem - oznajmił od progu zdejmując kurtkę i buty.
- Obiad będzie za półgodziny – usłyszał miły głos mamy dochodzący z kuchni. Zawsze jedli później, bo ojciec pracował do osiemnastej, a kobieta lubiła, gdy wszyscy wspólnie siedzieli przy stole.
- W porządku – rzucił zaglądając na chwilę do kuchni, by przywitać się z rodzicielką. Po tym wszedł na górę do swojego pokoju. Zasunął za sobą drzwi, otworzył okno, by napuścić trochę świeżego powietrza, po czym wyjął z torby magazyn o kaligrafii i siadając przy biurku zaczął go przeglądać. Niedługo cieszył się tą ciszą i spokojem, bo zaraz drzwi od jego pokoju odsunęły się głośno, a w nich stanęła jego młodsza siostra. Spojrzał na nią pretensjonalnie. Dlaczego ona zawsze musi mu przeszkadzać? Była strasznie ciekawska i irytująca.
- Co robisz? - zapytała, od razu do niego dobijając. Zajrzała do starego czasopisma, zaciekawiona, co też takiego ogląda jej brat. On od razu zakrył kartki łokciami, tak by nic nie widziała. Nie była to żadna tajemnica, ale lubił się z nią troszeczkę podrażnić, w końcu była jego młodszą siostrą, to rola starszego brata.
- Uczę się – odpowiedział, chcąc ją zbyć.
- Kłamiesz. I tak widziałam co to - dziesięciolatka pokazała mu język. - Pograjmy w coś – zażądała. Parę godzin czekała, aż wreszcie przyjdzie i będzie mógł towarzyszyć jej w jakiejś grze.
- Później – powiedział, wracając do swojej lektury. Prawie codziennie z nią grał, jak nie w gry planszowe, to na konsoli. Była maniaczką gier. Często grali w gry całą rodziną, była to już ich taka rodzinna tradycja, która zacieśniała więzy.
- Teraz – chciała grać teraz, a jej głupi brat woli oglądać jakieś krzywe znaki w jakieś średniowiecznej gazecie. Tyle na niego czekała, tak się cieszyła, że będzie mogła z nim zagrać, a on od razu do pokoju i jakby go znów nie było. Nie zareagował na jej słowa, więc chwyciła go za rękę i zaczęła ciągnąć. Postanowiła działać siłą.
- Karin, przestań.. - wyrwał rękę z jej uścisku, patrząc na nią marszcząc brwi. Dlaczego ona zawsze musi mu przeszkadzać? Co za różnica czy zagra z nią teraz czy później. Chociaż później zapewne by się uczył i nie miał by na to czasu.
- Jeśli nie zagrasz to powiem mamie co widziałam – oznajmiła oburzona postawą jej brata. Chłopak spojrzał na nią niezrozumiale.
- Co widziałaś? - wolał wiedzieć, co takiego widziała za nim jej odmówi. Nie chciał się w nic wpakować, nie lubił mieć problemów i unikał ich jak ognia. Nie często mu to jednak groziło, bo zazwyczaj był grzecznym i spokojnym nastolatkiem.
- Widziałam, jak oglądasz gołe panie w komputerze – powiedziała dumna ze swojego szantażu. Jak to dobrze, że wczorajszej nocy zachciało jej się siku i idąc do łazienki, przez przypadek zobaczyła monitor komputera na którym widniały nagie kobiety. Nie przyglądała się długo, bo w ogóle ją to nie interesowało, ale widziała co widziała i to jej wystarczy. Słysząc jej słowa, na twarzy Nagato pojawiły się nieznaczne rumieńce.
- Nie prawda.. nie oglądam takich rzeczy – jego siostra nie miała dowodów, mimo to sam fakt, że ona to widziała, zawstydzał go.
- Przecież widziałam – upierała się. - Mama cie skrzyczy, bo nie można oglądać takich zboczonych rzeczy – Nawet nie wiedział, że jego siostra zna takie słowa jak „zboczenia” ale co prawda miała już dziesięć lat, a on w jej wieku też już znał to pojęcie.
- To nie były zboczone rzeczy.. - starał się usprawiedliwić, szukając w głowie jakiejś wymówki. - Uczyłem się.. biologii, o anatomii człowieka. Musiałaś się pomylić, to nie było nic zboczonego - zapewniał ją, siląc się na najbardziej naturalny ton. Nie lubił oszukiwać, ale w tym wypadku nie miał wyjścia. Kto normalny przyznał by się siostrze czy rodzicom, a zwłaszcza matce, do oglądania pornografii. Nawet ktoś tak prawdomówny jak Nagato, nie zrobiłby tego. Co prawda zdarzały mu się drobne kłamstewka, gdy drażnił się z Karin, ale zazwyczaj one zaraz wychodziły na jaw, a on miał zawsze ubaw, że mu uwierzyła.
- Mama sprawdzi historie – powiedziała pewna, że wygrała. Co ta jego siostra taka nie poważna? Przecież to oczywiste, że zawsze gdy przegląda takie strony, usuwa historię. Tym razem też to zrobił. A może jednak nie? Nie pamiętał. Usunął, czy nie usunął? Takie pytanie pojawiło się w jego głowie. Był niemal pewien, że to zrobił, ale nie miał też stu procentowej pewności, po prostu nie pamiętał. Jak mógł zapomnieć? Przecież to było wczoraj w nocy, całkiem niedawno. Dlaczego czasami zapomina się tak oczywistych rzeczy? I to zawsze wtedy gdy tak bardzo chciałby to pamiętać.
- W porządku, niech sprawdzi – powiedział udając, że wcale się tym nie przejmuje. Jeśli będzie obojętny i pewny siebie, to siostra może uzna, że nie warto mówić mamie. Tak przynajmniej myślał.
- Maaaamooooooo! - wydarła się na cały dom. Nagato momentalnie wstał z krzesła.
- Dobra! Zagram z tobą.. - zgodził się. Z taką siostrą to nic nie można sobie zaplanować, naprawdę czasami strasznie go wkurzała.
- Świetnie – uśmiechnęła się do niego zadowolona, że wyszło na jej. Pierwsza wyszła z pokoju, on westchnął i ruszył za nią. Następnym razem będzie musiał zapisywać czy usuwał tę historię czy nie.

     Minął tydzień. Chcąc nie chcąc Sasori musiał chodzić do szkoły. Jeśli by nie poszedł zapewne znów sterczał by w kącie całe półgodziny, a babcia zdenerwowała by się jeszcze bardziej. Była stara, pomyślał, że może lepiej już jej tak nie denerwować, nie chciałby żeby dostała zawału. Wcześniej nie sądził, że potrafi aż tak się wkurzyć. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo zależy jej na tym czy on chodzi do szkoły czy nie. Przecież to jego sprawa, to jego wykształcenie, nie jej. Nie złościła się tak, nawet wtedy gdy przyłapała go na siedzeniu przy komputerze po nocach. A przecież złamał zasadę, powinna być wściekła. Zupełnie jej nie rozumiał, różnica pokoleń go przerażała. Bo sądził, że w tym leży problem. Od tamtej pory nie poszedł na wagary, chodził sumiennie do szkoły przez kolejne dni. Jak zwykle unikał Hidana i jego kolegów, ale oni ponownie nie zwracali na niego uwagi, lecz tym razem już wiedział, że to tylko taka zagrywka by pomyślał sobie, że dali mu spokój. Był pewien, że pewnego dnia znowu się go czepią. Konan miała ich na oku za każdym razem, gdy była w pobliżu, ale widząc że od tygodnia nic Akasunie nie robią, stwierdziła, że nie ma się już o co martwić, tak więc przestała być przewrażliwiona na tym punkcie. Zbliżały się egzaminy, więc nauczyciele kładli duży nacisk na naukę. Czerwonowłosy radził sobie nie najlepiej, szybko zapominał nowo nauczonych tematów, głównie dlatego, że niedokładnie słuchał na lekcji, nie odrabiał prac domowych, i w ciągu jednego tygodnia uzbierał dwie jedynki. Nie podobało się to wychowawcy klasy drugiej, profesorowi Iruce, dlatego też wezwał chłopaka na długiej przerwie do pokoju nauczycielskiego. Sasori stał z rękami w kieszeni przy biurku nauczyciela, i czekał aż ten skończy szukać jakiś papierów w szufladzie. Po niecałej minucie Iruka wyjął kartkę z ocenami chłopca.
- Ręce – upomniał go, gdy tylko zwrócił swój wzrok ku niemu. Sasori z grymasem na twarzy wyjął ręce z kieszeni spodni. Nie dość, że zabiera mu przerwę, to jeszcze zabrania stać tak jak lubi. Wiedział, ze to niekulturalnie, ale czasami po prostu się zapominał.
- Spójrz – podał mu kartkę z ocenami. - Tak się prezentują twoje oceny – Sasori chwilę patrzył na profesora, po czym przeniósł wzrok na kartkę.
- To tylko dwie jedynki.. - powiedział po chwili milczenia. Lepsze dwie niż pięć. Tak uważał.
- Jak na razie dwie. Jak myślisz? Będzie więcej? - Sasori ponownie spojrzał na wychowawcę i wzruszył ramionami. - Ja myślę, że tak, bo w ogóle się nie starasz.
- To nie takie proste.. - odwrócił wzrok. Prawdą było, że nie lubił się uczyć, i zawsze liczył na ud szczęścia, że może jakimś cudem napisze sprawdzian na dwóje, albo tróje. Zresztą oceny nie były tak ważne, ważniejsze były egzaminy, więc to nimi się bardziej przejmował.
- Jeśli potrzebujesz pomocy to powiedz..
- Poradzę sobie – przerwał mu zirytowany i odłożył kartkę na biurko. Iruka zmarszczył brwi. Nie podobało mu się takie zachowanie.
- Weźmiesz tę kartkę do domu – przysunął kartkę bliżej niego. - Dasz babci do podpisu i przyniesiesz ją z powrotem do mnie. - rzucił stanowczo. Był pewien, że jego babcia nawet nie wie o tych jedynkach, czas żeby się dowiedziała i przypilnowała chłopaka w nauce.
- Ale...
- A od poniedziałku.. - przerwał mu. - ..będziesz zostawał po lekcjach na korepetycjach – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Był łagodnym i miłym nauczycielem, ale jeśli chodziło o dobro ucznia, czasami musiał zmienić ton, by dotarło. - Czy wszystko jasne?
- Tak... - odpowiedział ponuro, niezadowolony z rozkazu profesora. Wziął kartę ocen i ukłonił się lekko nauczycielowi, po czym wyszedł z pokoju nauczycielskiego. Zasunął za sobą drzwi i westchnął ciężko. Cholerny Iruka.. Dlaczego tak na niego naciska? Wystarczyło, żeby powiedział mu, by wziął się do roboty. Po co od razu jakieś głupie korepetycje.. I do tego ta karta ocen. Spojrzał na swoje dwie jedynki wypisane na kartce. Nie prezentowało się to dobrze. Nie wiele myśląc, rozerwał kartkę na pół i wyrzucił do kosza.
   Lekcja matematyki należała do jego ulubionych przedmiotów, bo radził sobie z nią najlepiej. Matematyka, to tylko cyferki, nie widział w tym nic trudnego. Zapewne gdyby przykładał się do innych lekcji, nie miałby z nimi większych problemów, jednak niechęć do nauki była zbyt silna. Matematyka wchodziła mu szybko i łatwo to też nie musiał się męczyć, dlatego ten przedmiot kojarzył mu się dobrze. Niestety czasami i matematykę potrafił oblać, jeżeli nie uważał na lekcjach, na których to pojawiały się nowe ćwiczenia. Po matematyce przyszła pora na język Japoński, i jedyne co go na tej lekcji pociągało, to młoda nauczycielka Kurenai. Była bardzo ładna, lubił na nią patrzeć, zapewne nie tylko on. Zamiast uważnie słuchać lekcji, on zawieszał wzrok na jej twarzy. Patrzył na jej oczy, nos, usta, i myślał o rzeczach, o których tylko chłopcy w jego wieku mogli myśleć. Następną i ostatnią lekcją była muzyka. Co lekcje coś śpiewali, nie znosił tego. Nie lubił śpiewać, bo krępowało go wtedy to, jak wszystkie koleżanki zwracały na niego uwagę. Tak się w niego wpatrywały, aż w końcu przestawały śpiewać, reszta klasy szła w ich ślady, aż w końcu słychać było tylko czerwonowłosego, który milkł ostatni. Zawsze się wtedy rumienił i starał się to ukryć. Chociaż bywało zabawnie na lekcjach muzyki, gdy na przykład Hidan przerywał śpiewanie innym, zaczynając śpiewać zupełnie inną piosenkę. Klasa zazwyczaj wybuchała śmiechem, a nauczycielka zawsze przywracała ich do porządku. O piętnastej trzydzieści, dźwięk dzwonka oznajmił wszystkim koniec lekcji. Większość uczniów jak zwykle zostawało na zajęcia dodatkowe, a niektórzy, tak jak Sasori szli do domu. Jednak dla Sasoriego, był to ostatni dzień, w którym wychodził ze szkoły o tej porze. Od poniedziałku będzie zmuszony chodzić na głupie korepetycje. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko po to by mu pomóc, ale nie zmieniało to faktu, że były to kolejne godziny nauki. Chował do szafki swoje szkolne obuwie, i gdy właśnie miał zamknąć szafkę, ktoś go uprzedził. Pierwsze co ujrzał na swojej szafce to czyjaś dłoń. Szybko odwrócił się za siebie, uniósł wzrok i zobaczył szarowłosego we własnej osobie, który opierał się o jego szafkę. Po swojej lewej stronie zobaczył rudowłosego chłopaka, którego imienia nie pamiętał, i Deidare, który to stał z rękami w kieszeni patrząc gdzieś w bok.
- Czego chcesz? - zapytał marszcząc brwi. Miał już i tak nie najlepszy dzień, a ci idioci chcą mu go jeszcze bardziej popsuć. Miał nadzieję, że tym razem uda mu się wyjść z tego bezboleśnie.
- O, jaki zły. Nie wiedziałem, że tak potrafisz – Hidan zignorował jego pytanie.
- Chyba zaczynamy go już wkurzać – zabłysną spostrzegawczością Yahiko.
- No coś ty... - mruknął Akasuna, tak by tego nie słyszeli.
- Hę? Co mówiłeś? - Szarowłosy nadstawił uszu.
- Nic... Muszę już iść – zrobił krok ku wyjściu z nadzieją, że puszczą go wolno. Hidan zniweczył jego plan. Złapał go za koszulę, i przybił do szafek. Sasori skrzywił się lekko, pod wpływem uderzenia.
- Pozwoliłem? - zapytał z mordem w oczach. Czerwonowłosy patrzy z przerażeniem w jego oczy. Wydawały się takie groźne i niebezpieczne. Jakby naprawdę chciał zrobić mu krzywdę. Tylko dlaczego? Postanowił o to zapytać. Bał się, bo mógł przecież za to oberwać. Hidana stać na wszystko, za głupie pytanie, może stracić zęby, albo skończyć z połamaną kością. Po chwili jednak zdobył się na odwagę.
- Dla...
- Zostaw Konan w spokoju – przerwał mu rudowłosy. On również patrzył na Sasoriego wrogim spojrzeniem. Nie podobało mu się to, że czerwonowłosy kręci się koło jego miłości, i że Konan tak bardzo go lubi. Akasuna nie rozumiał skąd taki rozkaz.
- Słyszałeś? - odezwał się szarowłosy, gdy Sasori milczał dłuższą chwilę.
- Nic jej nie robię.. - odpowiedział na swoje usprawiedliwienie. Tylko się kolegowali, nie mógł nawet nazwać jej przyjaciółką, mieszkali koło siebie, czasami wracali do domu razem, jednak mało kiedy. Ich znajomość ograniczała się do wymiany paru zdań gdy się spotykali raz na jakiś czas.
- Nie obchodzi mnie to.. Po prostu ją zostaw – zażądał Yahiko. Sasoreimu nie podobały się takie rozkazy, bo należał do tej buntowniczej grupy ludzi. Nie lubił rozkazów, już w szczególności nie lubił rozkazów od ludzi których nie znosił. I kto wie czemu, być może dlatego że był młody i zbyt dumny, zrobił jedną z głupszych rzeczy, jakie mógł w tym momencie zrobić.
- Nie. - odpowiedział, z pewnością w głosie. Mógłby na tym zakończyć, ale kontynuował. - Nie należy do was, mogę z nią spędzać czas, nikt mi nie zabroni.
Deidara plasnął się dłonią w czoło. Ten głupek sam się prosił o lanie. Niby nie powiedział nic strasznego, ani obraźliwego, ale to wystarczyło żeby tamta dwójka zagwarantowała mu liczne siniaki. Hidan nie lubił sprzeciwów, choć jednocześnie jarało go to, czuł wtedy jakby... większą chęć by temu komuś przywalić. Yahiko... był zwyczajnie zazdrosny.
- Nie? - zapytał rudy, zaciskając pięść.
- Nikt? - zaśmiał się Hidan. Spojrzał na Yahiko i obaj zgodnie skinęli głowami. Rudowłosy chwycił Sasoriego za ręce, wykręcając mu je do tyłu, by go unieruchomić. Niespełna czternastolatek starał się wyrwać, ale było to trudniejsze niż myślał. Każde silniejsze szarpnięcie powodowało mu ból. Nie sądził, że rudy chłopak, który był wyższy tylko o czoło, może mieć taką siłę.
- Dei.. - zaczął Hidan. - Idź stój na czatach – spojrzał na przyjaciela, który jako jedyny nie wtrącał się do tej zabawy.
- Dlaczego ja? - zapytał znudzony, na samą myśl o tym jakie nudne zajęcie mu przydzielił.
- Dlatego, że tylko ty go nie bijesz... chyba, że chcesz – patrzył na niego cierpliwe wyczekując odpowiedzi.
- Nie chcę, nie mam ku temu powodów – spojrzał na czerwonowłosego. Niezadowolone spojrzenie chłopaka wbite było w Hidana. Deidara domyślał się, że Sasori obserwował jego każdy ruch w obawie, że może w każdej chwili oberwać. Gdyby chłopak był trochę silniejszy... albo dużo silniejszy, w końcu nie znał jego teraźniejszej siły, na pewno łatwo wyrwał by się z uścisku jego kumpla. - Z resztą... - kontynuował, przenosząc swoje spojrzenie na Hidana. - Ty też nie masz do tego powodów. Yahiko też nie.
-Ja mam! - oburzył się rudy. - On zarywa do mojej Konan – oznajmił to tak, jakby od tego zależało jego życie. Deidara parsknął śmiechem.
- Po pierwsze, Konan nie jest twoja. Po drugie, kiedy niby do niej zarywał? I po trzecie, Konan... nie jest twoja. Przestań żyć w fantazjach erotycznych.
- Odwal się! Co ty tam wiesz... Ciebie żadna nie chcę, bo myli cię z kobietom – nie pozostawał dłużny długowłosemu. Deidarze żyłka na skroni zaczęła pulsować, jak zwykle zresztą gdy ktoś go wkurzył.
- Co ty możesz wiedzieć o oryginalnej urodzie rudzielcu...
- Dobra, japa cwele. - wtrącił Hidan. - Oboje jesteście brzydcy jak chuj. Spór został rozwiązany.
- Wypraszam sobie – odezwał się oburzony Yahiko - Mój chuj jest ładny – powiedział na przekór.
- Czesałeś mu już dzisiaj rudą grzywę? - zapytał szarowłosy, bardziej retorycznie, bo nawet nie chciał znać odpowiedzi na to pytanie.
- Zaraz rzygnę... - skrzywił się na te słowa Dei.
Sasori słuchał ich porąbanej rozmowy, patrząc na nich z politowaniem. Nie miał pojęcia czy się śmieć czy płakać. Przestał ich słuchać zdając sobie sprawę, że przestali skupiać swoją uwagę na nim. Być może ma szansę się wydostać. Szarpnął się mocno, w celu uwolnienia się z uścisku. Poczuł ból, i na jego twarzy pojawił się grymas. A jednak, nawet jeśli rozmawia o czym innym nie zapomina, że ma go mocno trzymać... Cholera.. Po chwili znów skupili się na Sasorim.
- A może, bijcie się uczciwie – zaproponował Dei. To lepsze niż patrzenie jak ten kurdupel obrywa.
- Co ty.. - parsknął Hidan. - Nie miałby szans. Zresztą, to tchórz. Ciapowatość i tchórzostwo to wrodzone cechy. - spojrzał na Sasoriego, który nic nie mówił. Stał trzymany przez Yahiko, patrząc w podłogę.
- Mówisz...
- No spójrz na niego. Szarpie się jak panienka i myśli, że to mu coś da. Ja nie wiem... albo jego matka uczyła go bić, albo odziedziczył po swoim starym te metody. Co by znaczyło, że i jego ojciec był cipką...
- Zamknij się... - wycedził przez zęby Akasuna. Mogli go obrażać, mogli go bić, ale nie pozwolił na to, by nabijali się z jego rodziców.
- Co? - nachylił się nad nim, tak by ich oczy były na równym poziomie. - Mów głośniej tchórzu...
- Zamknij się! -  zamarszczył brwi, wbijając swój wściekły wzrok prosto w oczy Hidana. Zaskoczyło to szarowłosego. Nie spodziewał się takiej wściekłości z jego strony. Po chwili uśmiechnął się i wyprostował.
- Syndrom gimbusa, który broni mamusię i tatusia – znalazł jego słaby punkt. Teraz znęcanie się nad nim osiągnęło nowy poziom. - Skoro cię to boli, to znaczy.. że chyba miałem rację. Twój stary to cienias, tak samo musiał być cienki w łóżku, skoro spłodził.. takie coś.. - spojrzał z pogardą na Sasoriego.
- Hidan - wtrącił Dei. Uważał, że już przesadził. Pojazd po rodzicach nie był w porządku, bo każdego by to zabolało. - Daj spokój..
- Jaki spokój? Dopiero zaczynam – Obaj przyjaciele Hidana, musieli przyznać, że wysoki był tego dnia bardziej rządny krwi niż zwykle. Domyślali się dlaczego, ale nie chcieli poruszać tego tematu.
- Dobra.. - wtrącił się również Yahiko. On też uważał, że Hidan zaczął zachowywać się niesprawiedliwe. - Obiecaj, że zostawisz Konan, to cię puścimy – dobra okazja na szantaż, musiał wykorzystać. Sasori jednak milczał. Po tym jak szarowłosy obrażał jego rodziców, tym bardziej nie miał ochoty na słuchanie ich rozkazów.
- Udaje teraz bohatera – ponownie odezwał się Hidan. - Nie chce żeby wyszło na jaw, że ma dupowatych starych. Ale wiesz co? Już za późno. Musisz się ich wstydzić. Dajesz im torby żeby zakładali na głowy? - Akasuna nic nie odpowiedział. - Nic nie powiesz? - patrzył na wściekłe spojrzenie Sasoriego, które szkliło się, jakby zaraz miał się rozpłakać. Lecz nie zamierzał płakać, choć było mu przykro, to gniew który w nim wzbierał stawał się silniejszy od smutku.
- Eh... Jesteś do niczego. Tak samo jak twoja matka. Musiała mieć coś z jajnikami, skoro urodziłeś się taki spaczony. Czekaj, czekaj... - zrobił chwilową pauzę. - Widziałem dziwkę podobną do ciebie, czy to nie była może twoja stara? - Nagle ogromna siła wezbrała w Sasorim. Wyrwał się on z uścisku Yahiko, i rzucił na Hidana. Wszystko działo się tak szybko, że szarowłosy po chwili znalazł się na podłodze, a Sasori usiadł na nim i wściekły jak jeszcze nigdy w życiu uderzył go z pięści w twarz.
- Odwal się od mojej rodziny!! - wrzasnął, po czym szybko zszedł z Hidana i wybiegł ze szkoły. Nie był na tyle głupi by zostać i czekać na jego zemstę. Cała trójka gapiła się w stronę drzwi z otwartymi ustami. Wysoki chłopak podniósł się z podłogi, rozmasowując obolałą szczękę.
- Puściłeś go? - pytanie skierował do Yahiko.
- Nie... - odpowiedział w lekkim szoku. Nie spodziewał się tego. Nikt z nich się nie spodziewał. Kto by pomyślał, że taki kurdupel ma taką siłę. A jeszcze pięć minut temu byli przekonani, że absolutna z niego ciapa, która nawet nie potrafi złożyć dłoni w pięść.
- Należało ci się – stwierdził Deidara. Takiego wzroku jaki miał Sasori podczas napadu wściekłości, nie widział nawet u Hidana.
- Przestań... - Musiał przyznać, że bolało go uderzenie chłopaka. Wkurzył go tym, nie miał zamiaru mu tak łatwo darować, ale jednocześnie mu zaimponował. Wreszcie ktoś, kto może jest godny, by nazywać się jego przeciwnikiem, a nie ofiarą. Chociaż dziwił się, że aż tak bardzo zdenerwowały go docinki o rodzicach. Wiedział, że to wkurzające, ale żeby zdenerwować się aż tak? Może jest maminsynkiem, kto go tam wie. Nie wnikał w to. Nagle usłyszeli znajomy śmiech. Odwrócili się w stronę dochodzącego dźwięku i ujrzeli zmierzającego ku nim Itachiego, który klaskał w dłonie.
- Brawo – rzucił do Hidana, a ten zbeształ go spojrzeniem. - To była tylko kwestia czasu, aż ktoś ci w końcu przywali – dodał półżartem.
- To jeszcze nie koniec. - zapowiedział poważnie. - Nie daruje mu tego.. - zacisnął pięść, odwracając wzrok ku szklanym drzwiom, za którymi zniknął Sasori.

     Zimny powiew powietrza wpadł przez drzwi do pokoju rudowłosego piętnastolatka. Zadrżał czując zimno na swojej skórze. W połowie września wieczory potrafiły być już chłodne. Chłopak wstał z podłogi i zasunął drzwi, które prowadziły do ogrodu. Po ich zasunięciu od razu zrobiło się cieplej. Ponownie zasiadł na podłodze, wracając do czytania szkolnej lektury „Tydzień Świętego Mozołu”. Mieli mieć jutrzejszego dnia sprawdzian z tego opowiadania, tak więc nie było rady, musiał wziąć się za czytanie, choć za tym nie przepadał. Drzwi od jego pokoju otworzyły się i weszła przez nie Konan. Zerknął na nią, w ogóle nie zaskoczony jej przybyciem. Często przychodziła bez zapowiedzi.
- Cześć – rzucił, po czym powrócił wzrokiem do czytania książki. Nie było w tym nic niegrzecznego, a przynajmniej nie dla nich, ponieważ Konan zawsze czuła się u niego jak u siebie, to też nie musiał jej nijak gościć. Tak uważał. Sama potrafiła pójść do kuchni i zrobić sobie herbaty, lub coś do jedzenia. Zawsze się rządziła, jakby była u siebie. Ale nic w tym dziwnego dla nich nie było. Znali się niemal od urodzenia, więc jego dom, był dla niej prawie jak jej. Jednak tym razem nie było tak jak zawsze. Niebieskowłosa nie wzięła jakiegoś magazynu i nie położyła się na jego łóżku, ani też nie włączyła sobie telewizora by coś obejrzeć, i przy okazji zamienić z nim parę słów. Tym razem stała nad nim z założonymi rękami na biodrach. Uniósł wzrok by na nią spojrzeć. Wyglądała jakby coś ją zdenerwowało, to stwierdził po jej minie.
- Co? - zapytał po chwili. Konan wyrwała mu książkę z ręki i uderzyła go nią w głowę. - Hej! - oburzył się, zaskoczony sytuacją.
- Prosiłam, żebyście dali mu spokój! - rzuciła zła na przyjaciela. Zawiodła się na nim. Yahiko szybko zorientował się o kogo chodzi. Zmarszczył brwi i wstał z podłogi.
- Dlaczego masz do mnie pretensje? To Hidan go dręczy. - Wkurzało go to, jak niebieskowłosa broni Akasune. Dlaczego jej tak na nim zależy? Ta niewiedza denerwowała go jeszcze bardziej.
- Ty też tam byłeś! Po za tym myślałeś, że się nie dowiem, że pomagałeś Hidanowi się nad nim znęcać? Myślałeś, że byliście sami w szkole i nikt was nie zobaczy? Śmieszne.. - prychnęła oburzona.
- Skoro wszystko wiesz, to powinnaś wiedzieć, że to Sasori przywalił Hidanowi..
- Nie o tym mówię idioto! - krzyknęła przerywając mu. - Jakbyś się czuł, gdyby tobie tak ktoś dokuczał? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? - Nie odpowiedział, zacisnął tylko pięść, patrząc na wściekłą Konan. - No jasne, nie... No bo po co.. Masz gdzieś co czują inni. - Nie mówiła tego, by wzbudzić w nim poczucie winy. Była po prostu zła, o to że jej najlepszy przyjaciel, jest taki nieczuły i niewyrozumiały. Zapadła chwila ciszy. Yahiko nie należał do osób, które długo się nad czymś zastanawiają. Był kompany w gorącej wodzie, tak przynajmniej mówił dziadek, więc często docierało do niego, że zrobił coś głupiego już po fakcie. Zazwyczaj też nie wnikał w to co robi Hidan, i kto mu podpadł. W ogóle go to nie obchodziło, ale tym razem widząc, że Sasori całkiem dobrze dogaduje się z Konan, poczuł się zazdrosny. Mieszkał tuż obok niej, miał większe szanse by ją zdobyć, zwłaszcza teraz gdy Konan zaczęła obwiniać również jego, za to że Hidan się uwziął na czerwonowłosego.
- To nie... - zaczął.
- Nawet nie wstawiłeś się za nim.. Nie powiedziałeś, żeby przestali – patrzyła na niego, oczami pełnymi zawodu i niesmaku do niego.
- Nie posłuchali by mnie...
- Co z tego! - ponownie nie dała mu dojść do słowa. Bolało ją to. Bolało ją, bo nie lubiła chamstwa, i poczucia wyższości u innych. Dobrze wiedziała jaki jest Hidan, przyzwyczaiła się już przymrużać na to oko, ale nie sądziła, że jej przyjaciele oleją jej prośbę. Zwłaszcza Yahiko. - Nawet nie próbowałeś... - wcisnęła mu mocno jego książkę, popychając go przy tym, po czym już bez słowa wyszła z jego pokoju. Chłopak stał na środku z książką w ręku i patrzył za nią z lekko otwartymi ustami.
- Cholera... - wycedził przez zęby rzucając książkę na podłogę.


 Od Autorki: Tak.. ja też śmiechłam jak pisałam, że babcia kazała iść Sasoriemu do kąta :x Babcia trzyma reżim xD Z taką babcią to nikt nie miał by lekko. Mam nadzieję, że po tym rozdziale Sasori trochę zyskał w waszych oczach x)  Nie wincie go proszę, za jego ciapowatość. Parę miesięcy temu stracił rodziców, do tego widział ich śmierć na własne oczy, teraz jest prześladowany w szkole, to wszystko  różnie wpływa na psychikę. W jednym rozdziale było wspomniane, że Sasori nie był taki zawsze, gdyż mimo iż nie umiał się bić, to zaczepiał ludzi i był pyskaty :P Dlatego też, zapewne powróci do swojego dawnego stanu, a może nawet w końcu nauczy się bić :D Dlatego nie skreślajcie go tak szybko ;)
Następny rozdział będzie trochę dłuższy.. może o stronę lub dwie... mam nadzieję, że to was nie przerazi :P
Dziękuję, że czytacie! I dziękuję za każdy komentarz, to daje mi motywację i chęć do pracy :) DZIĘKUJĘ! <3

Jeśli jeszcze ktoś nie oglądał Mój Sąsiad Totoro, to polecam :)


Bardzo dobra i sympatyczna opowieść :D Jak zreszrtą wiele innych tworów Studia Ghibli :P
Wiem, że bardzo wychwalam to studio, ale wiele tych filmów na prawdę bardzo inspiruje mnie do pisania. 
Na przykład... taka ciekawostka dla tych co czytali mój poprzedni blog xD
Film pt. Zrywa się Wiatr (kaze ni tachinu), a zwłaszcza główna piosenka tego filmu, była inspiracją do Epilogu. Nie wiem czy napisałabym ten epilog tak, jak go napisałam, a chyba nie wyszedł najgorzej :p gdybym nie słuchała wtedy tej piosenki.
Rany! To żem się rozpisała O:


czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 8


     Kakashi Hatake nie był zadowolony z faktu, że musi pracować już od czwartej rano. Zwykle nie narzekał na pracę, nawet gdy musiał pracować przed wschodem słońca, jednak tym razem było inaczej. Nie dość, że stał na dachu jednego z dosyć wysokich budynków, gdzie było zimniej niż na dole, to jeszcze musiał znosić obecność czarnowłosego mężczyzny, który w tym momencie patrzył przez lornetkę, obserwując niższy budynek, przypominający magazyn, mieszczący się naprzeciw. Czarnowłosy również nie skakał z radości z powodu pracy z Kakashim. Obaj mężczyźni za sobą nie przepadali, i nie mieli najmniejszej ochoty ze sobą przebywać. Postanowili zająć się swoją pracą, starając się nie zwracać na siebie uwagi, ale było to zbyt trudne, bo sama ich obecność była dla nich drażniąca. Ich zadanie było proste, musieli patrzeć czy osoba którą śledzą nie wychodzi z magazynu. Było to nudne zadanie, ale nie należało również do najłatwiejszych, wystarczyła chwila nieuwagi, i wszystko poszło by na marne. Siwowłosy postanowił zrobić sobie, krótką przerwę. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i włożył fajkę do ust, wygrzebał z kieszeni spodni zapalniczkę i podpalił papierosa. Drażniący dym doszedł do nozdrzy Obito. Mężczyzna zwrócił swe pretensjonalne spojrzenie w stronę Kakashiego.
- Mógłbyś to zgasić? Nie znoszę tego smrodu.. - burknął niezadowolony, odrywając wzrok od rolnetki. Pomachał ręką w powietrzu odganiając od siebie papierosowy dym.
- O, naprawdę? - udał zaskoczonego. Sięgnął do kieszeni i wyjął drugiego papierosa, włożył do ust i podpalił. Przez chwilę Obito patrzył na niego z politowaniem.
- Jesteś nienormalny – z kwestionował, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Podwójny dym drażnił go coraz bardziej. Nie rozumiał jak można palić papierosy, jak można było palić jednego papierosa, a co dopiero dwa naraz. Siwowłosy w ogóle nie dbał o zdrowie, ale jakoś nie specjalnie go to obchodziło.
- Że też akurat, z tobą muszę dzisiaj pracować.. – powiedział Hatake, rzucając jednego papierosa na ziemie i przydeptał go butem. Nie zamierzał palić dwóch jednocześnie. - Tyle ludzi w policji, a przydzielono mi akurat ciebie..
- To chyba ty zostałeś przydzielony do mnie – rzucił z powagą.
- Nie żartuj... Nie jesteś aż taki dobry – powiedział przeciągle.
- Ty niby jesteś lepszy? – parsknął śmiechem. - Nie bądź śmieszny..
- Ale to ja jestem inspektorem – Kłócili się niczym małe dzieci.
- Nie mów mi tylko, że na to zasłużyłeś. Dostałeś ten tytuł z litości.. - rzucił z pogardą. - Gdyby to się nie wydarzyło, nigdy byś.. - przerwał, widząc jak Hatake oddala się od niego podchodząc, jak gdyby nigdy nic. Wkurzył się. Ten siwy gość go olewał. Obito dobrze wiedział, że Kakashi nie lubi wspominać tego dnia, zresztą on sam tego nie znosił, ale jeszcze bardziej nie znosił Kakashiego, dlatego też specjalnie przypominał mu tamto wydarzenie sprzed lat.
-Skończ pieprzyć człowieku niższy stopniem i wracaj do pracy – odezwał się po chwili, chowając paczkę papierosów do kieszeni spodni. Po tych słowach skupił, swą uwagę na budynku na przeciwko. Uchiha zacisnął pięść ze złości. Nie podobały mu się rozkazy z ust Kakashiego. Siwowłosy był od niego wyższy tylko jednym stopniem. Obito miał zamiar pewnego dnia zając jego stanowisko, jednocześnie zrzucając siwego na niższy stopień. Wkurzało go to, że Hatake, zawsze był o krok przed nim.
- Sam wracaj do pracy – wcisnął mu mocno lornetkę w ręce. - Teraz ja mam przerwę. - Zarządził kierując się do wyjścia z dachu. Hatake popatrzył za nim, marszcząc brwi. Westchnął. Przyłożył oczy do lornetki i zaczął obserwować budynek. Cholernie nie lubił takiej nudnej roboty. Dlaczego Minato przydzielił mu właśnie to zadanie? I dlaczego dał mu do towarzystwa Obito? Dobrze wiedział przecież, że od prawie pięciu lat nie dogadują się ze sobą.
- Jesteście tam...? Odbiór.... - usłyszał znajomy głos w krótkofalówce. Odczepił ją od paska spodni, by zbliżyć ją do swoich ust.
- Tu Kakashi.. Słysze cię.. - odezwał się wciąż patrząc przez lornetkę.
- Co wy... do cholery robicie? Dostałem informacje.. że podejrzany przemieszcza się... czwartą aleją... Dlaczego nie dostałem od... was wcześniej.. żadnych informacji...?.. - po głosie Namikaze, stwierdził, że jest wkurzony.
- Jak to czwartą aleją!? - mówiąc to wypadł mu papieros z ust, tak był zaskoczony, że nawet nie dbał o niedokończonego papierosa. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież oderwali wzrok, od podejrzanego obszaru tylko na moment. Czyżby ten przebiegły młokos wiedział, że go obserwują? Nie, to niemożliwe. Spieprzyli sprawę i już. Nie ma się co usprawiedliwiać. Usłyszał westchnięcie. dochodzące z głośniczka.
- ...Zmiana planów.. B2.. - tyle wystarczyło, by Kakashi zrozumiał o co chodzi. Od razu zerwał się ku wyjściu. W tym samym momencie na dach ponownie wszedł Obito.
- A ty dokąd? - zapytał nie mając pojęcia dokąd tak Kakashi się spieszy.
- Zmiana planów, zbieraj się – rozkazał, jak przystało na dowódcę.
- Nie rozkazuj mi.. - warknął, ale oczywiście miał zamiar wykonać polecenie, bo musiał, i to go najbardziej drażniło. Kakashi zatrzymał się przy drzwiach i popatrzył obojętnym spojrzeniem na dawnego przyjaciela.
- Lepiej zapnij rozporek – rzucił, po czym przekroczył próg drzwi i zbiegł na dół po schodach. Obito aż para wyleciała nosem, słysząc tak durną uwagę z ust Hatake. Gdzie ten idiota patrzy? I w ogóle co go obchodzi jego rozporek? Denerwowała go najdrobniejsza uwaga z jego ust. Mimo wszystko zapiął zamek w spodniach, bo uważał, że tak nie wypada chodzić. Pobiegł za Inspektorem, bo zorientował się, że nie ma pojęcia, co się stało i dokąd teraz zmierzają.

     Przez trzy dni od pobicia Sasori unikał Hidana i jego kolegów jak ognia. Na przerwach siedział w klasie, bo tu się czuł bezpieczniej, do łazienki chodził tylko wtedy gdy mu się na prawdę bardzo chciało. Co prawda nic go już nie bolało fizycznie, ale sama myśl o laniu jakie mu zafundowali, sprawia, że na jego twarzy pojawia się grymas. Denerwowało go to, że zachowuje się jak tchórz, zwłaszcza, że nawet Hidan przestał zwracać na niego swoją uwagę, jak i cała reszta paczki tego szalonego, a jednocześnie zupełnie cichego idioty. Trudno było go rozgryźć, był taki znudzony życiem szkoły, że interesowało go tylko to co się dzieje w jego telefonie. Nigdy by nie pomyślał, że może być taki agresywny. Teraz już to wie, i nie zamierza mieć z nim nic wspólnego, jednak czuł się upokorzony. Chciałby mu się postawić, przestać uciekać, oddać mu, lub po prostu postraszyć. Ale niestety.. nie potrafił się bić, i był za niski by dorównać Hidanowi.
Tego dnia również, starał się unikać sprawców, którzy go pobili. Czuł się w tej szkole dosyć samotny, mimo że na każdej przerwie miał z kim rozmawiać. Jego nowa klasa nie była taka zła, nie licząc dwóch pajaców, należących do jakiejś szkolnej mafii.
Lekcja historii z profesorem Iruką, dłużyła mu się niemiłosiernie długo.. Nie znosił tego przedmiotu, był tak nudny, że usypiał go lepiej niż rzępolenie kołysanek. Nie lubił uczyć się o wojnach, na takich tematach zawsze odlatywał myślami gdzieś daleko. Podparty na dłoni, patrzył przez okno, obserwując mecz piłki nożnej, który rozgrywała jedna z klas trzecich na wuefie. Patrzył na ten zacięty mecz, który rozgrywał się paręnaście metrów od okna, a jednocześnie jego powieki same mu się zamykały. Były takie ciężkie.. Gdyby mógł, wyszedłby pograć sobie z tą nieznaną mu klasą, i rozbudził się choć trochę. Czuł że zaraz zaśnie, ale starał się z całych sił wytrzymać.
- Sasori – odezwał się profesor, podchodząc z książką do ławki, w której siedział Akasuna. - Sasori! – powtórzył głośniej, a chłopak spojrzał zdezorientowany na nauczyciela i wstał.
- T-tak? - zapytał, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Odpowiedz na pytanie – wyjaśnił, czekając aż czerwonowłosy wykona jego polecenie. Akasuna czekał chwilę na dalszą wypowiedź Iruki, która przybliżyła by mu nieco, na jakie to pytanie ma odpowiedzieć, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Sasori przełknął głośno ślinę, orientując się, że może mieć kłopoty. Wolał nie dostawać jedynki, bo babcia go zabije. Już od końca wakacji cały czas mu powtarzała, żeby w szkole bardzo się starał. Nie jego wina, że nie jest szóstkowym uczniem, ale jego wina, że się nie stara, dobrze o tym wiedział, ale był zbyt leniwy, żeby nauczyć się na tę piątkę.
- Nie usłyszałem... - rzucił półszeptem, sugerując że słuchał całego wywodu nauczyciela, lecz niedosłyszał tylko pytania.
- A może znowu nie słuchałeś, co? - spojrzał wymownie na ucznia, który tylko odwrócił wzrok. Cała klasa patrzyła teraz na Sasoriego, co wcale nie pomagało mu się zrelaksować.
- Słuchałem tylko... - szukał w swojej głowie jakiejś konkretnej wymówki. Ważne, żeby była wiarygodna. - Tylko...
- Powtórzę – przerwał mu nauczyciel. - To bardzo proste, więc się postaraj – uśmiechnął się do niego, zachęcająco. Wiedział, że chłopak jest nowy w klasie i przez te parę dni nie za klimatyzował się jeszcze. Chciał dać mu szanse, więc nie pytał go trudnych rzeczy na początku. - W którym roku, Amerykanie przeprowadzili atak na Hiroshime i Nagasaki? - w klasie zapadło milczenie. Parę osób podniosło rękę do góry. Sasori nie mówił nic. Nie miał pojęcia, w którym to było roku.
- W.. tysiąc dziewięćset.... - zaczął, żeby nie było, że nic nie mówi. Myślał intensywnie, ale w głowie miał pustkę. Dlaczego zadał akurat takie pytanie? Chociaż, pewnie na żadne nie znał by odpowiedzi. Nie miał głowy do dat. Daty były beznadziejne, nie potrafił się nigdy nauczyć ich na pamięć, cudem zdawał egzaminy.
- Na pewno uczyłeś się tego w podstawówce – dziwiło go, że chłopak nie pamięta daty, tak historycznego wydarzenia. To jedno z prostszych pytań. Nie znał go jeszcze dobrze, dostał informacje, że nie uczył się najlepiej w poprzedniej szkole, mimo to sądził, że takie historyczne wiadomości nie są mu obce. Rozejrzał się po sali i wskazał na jedną z uczennic – Proszę..
- W tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym - powiedziała i dumna z siebie usiadła w ławce.
- Dziękuję. Zapamiętaj – rzucił do Sasoriego, po czym kontynuował swój wykład. Sasori odetchnął z ulgą, że ominęła go zła ocena. Usiadł w ławce, tym razem starając skupić choć trochę na nudnej gadaninie profesora, bo gdyby go jeszcze raz zapytał, to pewnie by już nie przymknął oka.
    Lekcje w końcu dobiegły końca, ku uciesze uczniów. Większość uczniów uczęszczała do szkolnych klubów, gdzie rozwijali swoje pasje i zainteresowania. Tym razem dwójka chłopaków, postanowiła zrezygnować z pójścia na zajęcia. Hidan i Deidara wyszli z klasy jako pierwsi i szybko pobiegli na błonie z tyłu szkoły. Szarowłosy widział, że przez ostatnie dwa dni Sasori wraca właśnie tamtędy. Schowali się za ścianą szkoły, po to by czerwonowłosy wychodząc z budynku ich nie zauważył. Obserwowali teren i czekali na niego. Deidara spojrzał na przyjaciela, zamyślając się nad czymś.
- Jesteś pewien, że chcesz go bić? Straszna z niego dupa.. - stwierdził, nieco zmartwiony tym, co Hidan może zrobić takiej ciapie, która nawet nie stara się bronić.
- Chcę się tylko podrażnić – wyjaśnił, ciągle obserwując błonie. - Muszę się wyżyć.. - dodał po chwili, jakby było to oczywiste. Długowłosy westchnął.
- To może zacznij częściej się masturbować – oparł się o ścianę zakładając ręce na pierś.
- Więcej już nie mogę. Zabiłbym się – rzucił spokojnie, takie tematy w ogóle ich nie krępowały.
- Ale wiesz... jak będziesz się tak na nim wyżywać, to jego zabijesz – stwierdził, zerkając w niebo. Tego dnia świeciło słońce, a po błękitnym niebie płynęły białe obłoki. Od czasu do czasu zawiał delikatny wiatr, by przeczesać ludziom włosy i przypomnieć im by przez zimę nie zapomnieli, o tym jaki jest przydatny w upalne dni.
- Daj spokój...– machnął ręką, wciąż wypatrując Akasuny.
- Pójdziesz do poprawczaka – Nie mówił tego w celu nastraszenie go, nawet wątpił by coś takiego przestraszyło Hidana. Blondyn, często głośno myślał, i te słowa właśnie tak brzmiały. Jak zwykła myśl. Wysoki spojrzał na przyjaciela zażenowany jego wizją przyszłości, za kogo on go ma? Nie jest zbirem, a przynajmniej się za takiego nie uważał.
- Nie zabiłbym go – Był pewny swoich słów. Nie zamierzał nikogo zabijać. Hidan, nie kontrolował siły swoich uderzeń, więc zrobienie komuś dużej krzywdy nie było wcale wykluczone, jednak on nie przyjmował tego do świadomości.
- Co robicie? - zapytał Yahiko, podchodząc do nich. Od bocznej strony szkoły było ich widać, dlatego rudowłosy łatwo ich znalazł.
- Wypatrujemy Sasoriego – oświecił go Dei. Yahiko pokiwał głową na znak, że rozumie i schował ręce do kieszeni. Zapadła chwila ciszy. Hidan wiązał buta, Deidara, tym razem patrzył w ziemie, a rudy przed siebie. Znali się od dawna, więc cisza w ogóle ich nie krępowała. Czasami po prostu milczeli, bo nie było o czym mówić, albo po prostu nie chciało im się gadać. Milczenie w gronie przyjaciół może być tak samo dobre, jak wygadanie się im.
- Chyba go znalazłem – odezwał się po dłuższej chwili Yahiko, wskazując palcem przed siebie, w prost na sylwetkę Akasuny. Siwowłosy od razu się zerwał i pobiegł w stronę czerwonowłosego. Deidara i Yahiko spojrzeli po sobie, po czym ruszyli biegiem za Hidanem.
Sasori nagle poczuł jak ktoś szarpną go mocno za kołnierz, i po chwili znalazł się na wprost szarowłosego, który mocno trzymał go za mundurek. Widząc Hidana, momentalnie zaczął się wyrywać, ale wysoki był zbyt silny co i tak już mu udowodnił trzy dni temu.
- Puszczaj mnie... - wycedził przez zęby marszcząc brwi. Czego znowu od niego chcą? Co tym razem zrobił? Bał się tego, że znów dozna bólu z rąk tego idioty.
- A gdzie Ci się spieszy? - zapytał, uśmiechając się chytrze. Sasori nie rozumiał czemu zawsze się tak uśmiechają, nie tylko Hidan, ale cała reszta jego kumpli. Uśmiechają się jakby czuli się lepsi od innych. Takie wrażenie właśnie odnosił, ale mogło być to spowodowane tym, że nie darzył ich sympatią.
- Do domu. Muszę iść do domu – rzucił szybko, wciąż starając się wyrwać swój mundurek z rąk szarowłosego. Ale wysoki chłopak miał mocno zaciśnięte palce na jego ubraniu. Tak jakby nie chciał puścić go za wszelką cenę, jakby ten mundurek należał do niego i chciał go właśnie teraz odebrać.
- Do mamusi? - dopytał złośliwie.
- Nie.. - zamilkł na chwilę. Nawet gdyby chciał, nie mógłby do niej pójść. Może gdyby im to powiedział, zostawili by go w spokoju. Ale nie mógł tego zrobić, wykazał by się jeszcze większym tchórzostwem, gdyby obronił się właśnie taką taktyką. - Puść mnie! - krzyknął po chwili.
- Uu, nie wiedziałem, że tak potrafisz – wyszczerzył się w pewnym siebie uśmiechu. Przynajmniej nie był skarżypytą, to się ceniło u Hidana, więc Sasori zdobył u niego plus.. Bardzo malutki plusik.
- Puszczaj.. - powtórzył już spokojniejszym tonem, piorunując Hiadana wzrokiem.
- Puszczę cię – oznajmił, i mocno pociągną Czerwonowłosego za koszule, po czym puścił go, dzięki czemu Sasori wylądował na trawie. Za nim zdążył się podnieść, szarowłosy usiadł na jego plecach przyciskając go bardziej do ziemi. Uczniów już prawie nie było na błoniach, bo albo poszli do domu, albo siedzieli w salach, na zajęciach po za lekcyjnych. Grupka dziewczyn z pierwszej klasy przeszła obok, zerkając tylko na leżącego Sasoriego przygniecionego przez wysokiego chłopaka. Nie miały odwagi się odezwać. Plotek w szkole o sile Hidana było sporo, jednak większość z nich była zupełnie zmyślona. Hidan wykręcił rękę Akasuny do tyłu, na co ten jęknął z bólu.
- Czego ode mnie chcesz?.. - wydusił z siebie. Nie rozumiał, czym sobie zasłużył na takie traktowanie, przecież nic nie zrobił.
- Czego chcę? - zapytał, jakby było to oczywiste. - Chcę się tylko zabawić.
- Ale ja.. nie chcę.. - ciężko było mu mówić gdy ten siedemdziesięciokilogramowy gość na nim siedział. Do tego zrobił sobie z niego zabawkę. Kim on jest, żeby tak go traktować? Nie jest żadnym śmieciem. Też jest człowiekiem, i chciał być godnie traktowany.
- Mówiłeś coś? - jeszcze bardziej wykręcił mu rękę. Sasori zawył z bólu. Jeszcze trochę a mu ją złamie, a on przez ten ból nie mógł się nawet ruszyć. Czuł się strasznie, był zupełnie bezbronny.
- Aua! - krzyknął, gdy poczuł, że zbliża się do granic wytrzymałości. Niemal czuł jak kość mu zaraz pęknie. Miał wrażenie, że Hidan naprawdę posunie się do złamania mu ręki. Był psychiczny. Dlaczego ktoś taki chodzi do szkoły? Nie rozumiał. Tak wielu rzeczy nie rozumiał, że aż go to przerażało. Yahiko, zazwyczaj nie wtrącał się w poczynania szarowłosego przyjaciela, bo ufał swoim przyjaciołom i nie wierzył by Hidan potrafił kogoś aż tak dotkliwie skrzywdzić. Deidara nie chciał na to patrzeć. W końcu co za dużo to nie zdrowo. Otworzył usta, by przerwać tę całą durną zabawę Hidana, gdy nagle:
- Hidan! - usłyszeli znajomy głos i spojrzeli przed siebie. Ku nim zmierzała wściekła Konan. - Zostaw go! - krzyknęła podchodząc do nich. Sasori uniósł wzrok by zobaczyć stojącą nad nim niebieskowłosą wybawicielkę. Miał szczęście, że była w pobliżu, a jednocześnie... był to obciach. Uratowała go dziewczyna.. co za niezręczna i wstydliwa sytuacja.
- Bawimy się – odezwał się Hidan, jak gdyby nigdy nic.
- Ah tak? W takim razie, twoja mama się ucieszy jak przekaże jej.. - poszperała trochę w szkolnej torbie – to. - pokazała mu jego spisane oceny i uwagi na kartce podpisanej przez jego wychowawcę. Hidana twarz momentalnie zmieniła się ze spokojnej, obojętnej i pewnej siebie na zdziwioną, aż w końcu niezadowoloną. Zmarszczył brwi.
- Skąd to masz? - Puścił rękę Sasoriego, ale wciąż na nim siedział. Sasori poczuł jak ból opuszcza jego rękę. Hidan zastanawiał się jakim sposobem udało jej się zdobyć ten dokument.
- Twój wychowawca kazał mi to tobie przekazać, chciał żebyś pokazał rodzicom, ale wiem że tego nie zrobisz, więc pomyślałam... - za nim dokończyła popatrzyła na przyjaciela wymownie, czekając na jego reakcję. Hidan dobrze wiedział co chciała powiedzieć. Wstał z Sasoriego i wyrwał jej kartkę z ręki, po czym zbeształ ją wzrokiem. Wszystko mu popsuła. Sasori odetchnął w duchu i wstał z ziemi. Spodnie na kolanach były zielone od trawy, już wiedział, że babcia będzie o to pytać i narzekać, że pobrudził spodnie do szkoły. Zdziwił się, że Hidan tak łatwo ustąpił. Czyżby aż tak bardzo bał się mamy? Taki z niego bohater, a boi się pokazać ocen mamie. Zaśmiał się w myślach.
- A wy co!? - zwróciła się wściekle do Deidary i Yahiko. - Potraficie się tylko przyglądać!? - Deidara nie zaprzeczył. Miała rację, nic z tym nie robili, bo często sami uczestniczyli w bójkach, jednak nie powinni znęcać się nad słabszymi. Rozumiał to, a więc dlaczego nie interweniował wcześniej? Sasori czuł się głupio, widząc jak Konan go broni. Sam tego nie potrafił, był strasznym fajtłapom. Nie może pozwolić by dziewczyny go broniły, musi coś z tym zrobić. Tylko co? Nad tym się właśnie zastanawiał.
- Ja mu przecież nic nie robiłem – usprawiedliwił się Yahiko, by wyjść przy Konan na tego dobrego i niewinnego.
- Ale też mu nie pomogłeś! - Była wściekła. Już nie raz pomogła osobą nękanym przez Hidana, ale nie mogła uwierzyć, że znęcają się też nad Sasorim. Myślała, że nic do niego nie mają. Gdy o nim wspominała, reagowali w jak najbardziej przyjazny sposób, tylko na początku Hidan słysząc jego imię przekręcał oczami. Myślała, że wszystko jest już w porządku. Poczuła się oszukana, przez własnych przyjaciół.
- Nie dramatyzuj – wtrącił Deidara. - Przecież żyje – wskazał na Sasoriego, który stał o własnych siłach. Było lepiej niż ostatnio. Żadnych siniaków na twarzy, czy większych uszkodzeń oprócz bólu ręki, który w tym momencie dawał o sobie znać.
- Ty jeszcze też, ale jak mnie zdenerwujesz to nie mogę obiecać, że długo pobędziesz jeszcze w tym stanie – uśmiechnęła się do niego znacząco, a długowłosy spojrzał na nią z politowaniem. Konan co prawda, miała twardą rękę, i potrafiła przyłożyć nawet chłopakom, ale bez przesady. Nie była aż tak silna, by mogła z nimi wygrać. Choć z drugiej strony żaden z nich by jej nie uderzył, w końcu jakby na to nie patrzeć, była kobietom, a oni zachowali w sobie jakieś pokłady kultury.
- Ja... chyba już pójdę – wtrącił się czerwonowłosy. Na prawdę nie miał ochoty słuchać ich kłótni. Nie dość, że go to nie ciekawiło, to jeszcze czuł się tu zupełnie zbędny. Nie żeby specjalnie chciał być zauważany przez jego oprawców, ale nie czuł się tu komfortowo.
- Też idę – oznajmiła, i na odchodne rzuciła swoim przyjaciołom ostrzegawcze spojrzenie. Nic sobie z tego nie zrobili, jedynie Yahiko czuł się z tym źle, bo dziewczyna się na niego wściekła, a nie lubił gdy to robiła. Jednak jego złe samopoczucie nie trwało długo.
- Idziecie do mnie? - zapytał rudzielec, patrząc na odchodzącą niebieskowłosą. Wiedział, że złość prędzej czy później jej przejdzie, więc sądził, że nie ma się czym martwić. Przeniósł pytające spojrzenie na swoich kumpli.
- Spoko – rzucił Hidan, rwąc kartkę z ocenami na pół, po czym zgniótł ją w dłoni. Cała trójka ruszyła w stronę domu rudowłosego. Nigdy nie pogardzili jego zaproszeniem. Yahiko mieszkał w bardzo tradycyjnym japońskim domu, połączonym z Dojo, gdyż jego dziadek niegdyś uczył sztuk walki. Mało kto teraz mieszkał w takim domu, a na pewno nie przyjaciele Yahiko.
- Może znów urządzisz imprezę jak ostatnio? - przypomniał mu Dei, uśmiechając się na samą myśl o tym, jak to zepsuli drzwi wejściowe.
- Nie dzięki, nie chce żeby dziadek znowu za mną ganiał z kijem bambusowym – Jego dziadek potrafił się na prawdę bardzo wkurzyć, ale Yahiko miał szczęście bo prawie zawsze zdołał mu uciec, a gdy wracał, dziadkowi złość już przechodziła.
- Chciałbym to zobaczyć – zaśmiał się blondyn.
- A ja chciałbym, żeby ktoś wreszcie zapłacił za te drzwi – spojrzał wymownie na Hidana. W stawienie nowych wcale nie kosztowało mało. Mimo iż rodzice z zagranicy przysyłali im pieniądze, to nie zmieniało faktu, że wcale nie musieliby płacić za drzwi, gdyby nikt ich nie zepsuł.
- Co chcesz? - szarowłosy spojrzał na niego obojętnie. - Przecież się tylko oparłem. To był wypadek.
- Aha.. oparłeś. - mruknął sarkastycznie. - Butem!? - dobrze wiedział, że nie był to żaden wypadek. To było wyważenie drzwi kopniakiem. I to wszystko dlatego, że Hidan chciał się pobawić w Bruce Lee.
- Przynajmniej coś się działo – Hiadan wzruszył ramionami. Po chwili ich temat zszedł na oceny szarowłosego, jednak szybko się skończył, bo wysoki nie chciał o tym rozmawiać. Nie obchodziło go to, że koledzy chcą mu pomóc w nauce, on po prostu nie chciał, żeby się w to wtrącali.
- O nie.. - rudy nagle się zatrzymał. Dei i Hidan, którzy zatrzymali się parę kroków dalej spojrzeli na niego. - Zapomniałem.. Muszę iść po siostrę! - nie czekając na kolegów, odwrócił się i pobiegł pędem przed siebie. Zawsze był taki roztrzepany, ciągle się spóźniał albo o czymś zapominał.
- No... i po imprezie – stwierdził blondyn patrząc na zakręt, za którym przed chwilą zniknął Yahiko.
- Trudno – wzruszył ramionami. - Pójdziemy na lepszą imprezę. - Obaj spojrzeli na siebie z wymownymi uśmiechami. Jeden i drugi dobrze wiedzieli co to znaczy. Pobiegli przed siebie, w stronę klubu dla dorosłych. Nie wpuszczali tam nieletnich, jednak ich paczka doskonale wiedziała jak sobie pooglądać, nie narażając się na wyrzucenie z budynku. Klub mieścił się w jedno piętrowym ceglastym budynku. Nad parterem był strych do którego wchodziło się od zewnątrz, po specjalnej anty pożarowej drabinie. Często kręcili się tam strażnicy, więc musieli uważać, ale przeważnie udawało im się wejść na górę. Na strychu wystarczyło odsunąć deskę, która przykrywała średniej wielkości dziurę, dzięki której z góry mogli patrzeć na tańczące kobiety, które były w bardzo skąpych strojach.

     Przez połowę drogi Kanan, wygłaszała Sasoriemu przemowę na temat tego, jak bardzo wstyd jej za jej przyjaciół, i jak bardzo jest na nich wściekła. Co drugie zdanie pytała go, jak się czuje. Martwiła się o niego. To słuchanie zaczęło go nawet już męczyć, i w normalnych okolicznościach by jej przerwał, ale dlatego że go uratowała, postanowił wysłuchać jej do końca. Tym razem postara się być naprawdę miły.
- No – odetchnęła, gdy poczuła że już wystarczająco sobie ponarzekała, i że emocje z niej nieco opadły. - Boli cię coś? - zapytał z troską.
- Nie, nic. Czuję się.. naprawdę dobrze – zapewnił ją, choć kłamał. Ręka go bolała. Nie był to silny ból, ale czuł to nie przyjemne pulsujące uczucie w ręce.
- Nie daj się im – Nie chciała by traktowali go jak kogoś gorszego od siebie, to nie było dobre, i do tego nie zachowywali się jak przystoi na Japończyków. To wbrew ich kulturze, ale niestety chłopaków mało co to obchodziło.
- Jasne, następnym razem im przyłożę, teraz mnie zaskoczyli - zapewnił ją, udając pewnego siebie, co mu nawet wychodziło. Nie miał zamiaru się przyznawać, że tak łatwo powalili go na ziemie.
- Nie o to mi chodziło – Jeśli on odda, będzie miał większe kłopoty, tego była pewna. - Powinieneś to komuś powiedzieć – stwierdziła, uważała że tak będzie najlepiej dla jego dobra.
- Sam sobie poradzę – powiedział poważniejąc. Nie był skarżypytą, i nie zamierzał być. Może popełniał błąd, może kiedyś będzie tego żałować, ale nie chciał się skarżyć.
- Sama bym powiedziała, ale wiesz... To w końcu moi przyjaciele, są jak bracia. Nie mogę na nich donieść, nawet jeżeli są idiotami – czuła się winna, bo zrozumiała, że poprzednie zadrapania wcale nie było od piłki do kosza, ale również od jej przyjaciół. Czuła się winna bo nic wcześniej nie zauważyła. Całe szczęście, że tego dnia miała czym zaszantażować Hidana, w przeciwnym razie mogło nie pójść tak łatwo.
- Ale solidarność.. - rzucił z lekką pogardą, chowając ręce w kieszeniach spodni. W rzeczywistości zazdrościł im tak silnej przyjaźni, i tego że są sobie tak wierni. Nie sądził żeby on był powodem dla którego warto jest porzucić przyjacielską więź, ale i tak czuł się zazdrosny. Sam miał dobrych przyjaciół z którymi znał się od dziecka. Teraz nie ma żadnego. Nie mógł mieć do nikogo pretensji, przestali się przyjaźnić, bo sam zerwał z nimi kontakt. Po chwili doszli pod własne domy.
- Trzymaj się – uśmiechnęła się do niego i ruszyła do drzwi, przy których zatrzymała się jeszcze na chwilę. - I pamiętaj. Nie pozwól im się tak traktować – pomachała mu i zniknęła za drzwiami własnego domu. Sasori patrzył za nią chwilę, po czym westchnął.
- Łatwo ci mówić – rzucił do siebie i skierował swe kroki do swojego domu.
Akasuna wszedł do domu, i tak jak się spodziewał jego babci nie umknęły plamy z trawy na spodniach. Na swoje usprawiedliwienie rzucił tylko, że grał w piłkę i się po prostu przewrócił. Chiyo ponarzekała, pokrzyczała coś, o tym że nie gra się w piłkę w mundurku, że od tego jest strój na wuef i że jak następnym razem to się powtórzy, to nie będzie już taka miła, bo przecież trawa tak trudno się spiera. Słuchał jej zrzędzenia, o jego niemądrym zachowaniu, dla spokoju. Ona ponarzeka, on poudaje że się tym przejmuje, a potem będzie już wolny. Wiedział, że kłócenie się z babcią nie zawsze daje rezultaty, a przez to potrafił wpadać nawet w większe kłopoty, tak więc milczenie i czekanie aż skończy, było dobrym pomysłem, by w te kłopoty nie wpaść. Chociaż, czasami aż w nim kipiało, żeby się odezwać, nauczył się jednak trzymać język za zębami, dla swojego własnego dobra. W końcu mógł pójść do swojego pokoju, i poudawać że się uczy. Przebrał się z mundurka, w t-shirt i dżinsowe spodnie. Mimo, że babcia kazała uprać mu spodnie od mundurka, on rzucił szkolne ubranie na łóżko i usiadł przy biurku. Nie rozumiał dlaczego babcia zrobiła taki raban o brudne spodnie, skoro to jemu kazała je prać.. Przecież to jego mundurek i jego sprawa w czym chodzi do szkoły. Dorośli zdecydowanie za bardzo przejmują się tak mało ważnymi sprawami, a potem narzekają na problemy, które sami sobie stwarzają z byle pierdoły. Sięgnął do szkolnej torby, wyjął z niej książki i poukładał na biurku, otwarte na pierwszej lepszej stronie, po czym wyją zeszyt, sięgnął po długopis, włączył go i przyłożył do zeszytu, a potem podparł podbródek na jednej ręce i patrzył przez okno, udając że się uczy. Posiedzi tak z dwie godziny, myśląc o niebieskich migdałach lub rysując coś w brudnopisie, a babcia pomyśli że się uczył. Robił tak od początku roku. Nie sprawdzała jego zeszytów, na całe szczęście, chyba mu wierzyła. Jak do tej pory nie przyniósł żadnej złej oceny, ale zostały mu jeszcze całe dwa semestry, więc wszystko się mogło zdarzyć, a był nawet pewny, że doczeka się jedynki. Póki co nie przejmował się tym, żył chwilą, nie bardzo interesowało go to jak jego oceny będą prezentować się na koniec roku. Tym będzie się martwił dopiero przed wakacjami.

- Czy wyście oszaleli!? - rzucił oburzony, i jednocześnie zrezygnowany Mintao, do stojących naprzeciw niego Kakshiego i Obito. Był wściekły bo niewiele brakowało, ale ich podejrzany, który swoją drogą okazał się winny, uciekłby gdyby nie to że inny członek policji, zauważył go w ostatniej chwili. Myślał, że może na nich liczyć, wiedział, że za sobą nie przepadają, ale do tej pory jeśli musieli pracować razem, to jakoś im to szło, ciężko, ale nigdy niczego nie spartolili tak jak teraz. Co prawda nie była to sprawa życia i śmierci, a winy chłopak, to tylko młody człowiek, handlujący ziołem, ale mimo wszystko zlekceważyli to zadanie i to nie podobało się Minato.
- Mogę liczyć na wyjaśnienia? - kontynuował patrząc na nich surowym wzrokiem, ale obawiał się że nie potrafi być zbyt surowy. Ten wzrok co najwyżej działał na jego syna, a i też nie zawsze. Obaj mężczyźni, nie wyglądali na pokornych, a nie też na takich którzy żałują tego co zrobili. Kakashi stał z rękami w kieszeni i wbijał wzrok w okno swoim ospałym spojrzeniem. Za to Obito, patrzył z mordem w stronę Kakashiego. Gdyby ten idiota nie zaczął palić nic by się nie wydarzyło. Stali tak chwilę w milczeniu, aż w końcu siwowłosy postanowił odezwać się pierwszy.
- Miałem przerwę na papierosa, więc to jego wina – wskazał lekkim ruchem głowy na Uchihe, któremu żyłka drgała na skroni.
- Gdybyś nie dmuchał na mnie tym dymem, w ogóle bym nie musiał przerywać mojej pracy – warknął, krzyżując ręce na piersi.
- Wtedy, też nie musiałeś przerywać pracy, kto ci kazał?.. - odpowiedział obojętnie. Namikaze patrzył na nich z politowaniem. Kłócili się niczym małe dzieci, aż trudno pomyśleć, że byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Czy mógł się dziwić ich nastawieniu do siebie? Wiedział dlaczego tak jest i wiedział też że Obito nienawidzi Kakashiego, choć jego nienawiść nie do końca była uzasadniona. Sam wmówił sobie parę rzeczy, nie chcąc słuchać wyjaśnień siwowłosego, a gdy już dowiedział się całej prawdy, i tak nie potrafił mu wybaczyć, i nie chciał mieć nic wspólnego z siwowłosym, który po czymś takim dostał awans na inspektora.
- Dobra, dosyć – przerwał im ich przekomarzania. - Przyznaję, popełniłem błąd dając was razem do jednego zadania, ale myślałem, że zachowacie się bardziej odpowiedzialnie. Po prostu... – zacisnął palce w kącikach oczu. Już sam nie wiedział, co mógłby im powiedzieć, żeby dotarło. Obawiał się, że na nich nic nie działa. - .. wyjdźcie stąd. - bez żadnych sprzeciwów skierowali się w stronę drzwi. - I przestańcie zachowywać się jak dzieci – W głębi duszy przejmowali się całą tą sprawą, nie chcieli jej zepsuć i czuli się winni, jednakże nie dawali tego po sobie poznać, a zwłaszcza nie Kakashi. Wychodząc zamknęli drzwi za sobą.
- Słyszałeś? - rzucił Uchiha. - To chyba było do ciebie – dogryzł mu, licząc na to że Kakashi się wkurzy, gdy porówna się go do dziecka, w końcu sam za nimi nie przepadał.
- Naprawdę? - zapytał w zamyśleniu przypominając sobie słowa Minato, które rzucił do nich chwilę temu. - Jestem pewny, że patrzył na ciebie, gdy to mówił – powiedziawszy te słowa, ruszył przed siebie w głąb korytarza, zostawiając za sobą niezadowolonego Obito. Czarnowłosy patrzył za nim przez chwilę z miną mówiącą „niech cię szlag, Hatake”, a potem odwrócił się i poszedł w drugą stronę, również znikając w głębi długiego korytarza.


Od Autorki: Łojojoj, jak dawno nie było już tutaj rozdziało O: Prawie trzy tygodnie temu :< Musicie mi wybaczyć, ale brak czasu i weny plus lenistwo, no sami rozumiecie.. To nie są dobre połączenia. Mimo wszystko nie myślcie sobie, że pisanie tego bloga mnie nudzi, bo tak nie jest :D Po prostu piszę go wolniej, ale go piszę i nie zamierzam porzucać, i mam nadzieję, że nigdy takiego zamiaru mieć nie będę :) 
W każdym razie historia idzie na przód, i jak na razie Saso wciąż jest dupa, taką jaką był :D Ale oby to się zmieniło ;P

A pamiętacie Pokemony? :D

Ja pamiętam te pierwsze wersje tego anime :D Pamiętam jak się zbierało plastikowe kapsle z Chipsów xD Ale był na to szał! Się codziennie kupowało po pińć paczek O: Dobrze, że wtedy dzieci, były aktywne to się nie grubło xD