wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 15


     Od wypadu na basen minęło dwa tygodnie. Przez ten czas więzy Sasoriego z nowymi kolegami nieco się umocniły, a on sam przestał wspominać to jak go wcześniej traktowali. Nie było to już dla niego ważne, liczyło się to, że wszystko zaczęło się jakoś układać. W ten niedzielny poranek Sasori trenował z Kakashim. Mimo iż, nie musiał już uczyć się bić, by pokazać Hidanowi, że nie można nim pomiatać, to chciał stać się silniejszy. W życiu go może jeszcze wiele spotkać, nie chciał być już nigdy poniżany. Do tego zauważył, że te treningi przynosiły skutek, no i co najważniejsze, podobało mu się to. Trenował z Inspektorem Hatake już ponad miesiąc. Nie zawsze ćwiczyli na dworze, zwłaszcza, że pogoda robiła się coraz zimniejsza. Kakashi zabierał go do policyjnej siłowni, która w niedziele była tylko dla nich. Każdy policjant, mający chwilę przerwy mógł tam pójść i poćwiczyć, nikt inny prócz policjantów z tej komendy nie miał tam wstępu. Wyjątkami byli Sasori i Naruto, który już znał budynek pracy swojego ojca na pamięć, bo zwiedził w nim każde miejsce po kilka razy. Po skroni czerwonowłosego spływał pot, kropla za kroplom. Dyszał ze zmęczenia, a oczy wbite były w jeden punkt. Z każdą minutą był coraz bardziej zmęczony, ale nie zamierzał na tym kończyć. Nie dostał w końcu sygnału o zakończeniu treningu, a on sam poddawać się nie zamierzał. Zacisnął pięść.
- Aaa!! - krzyknął chcąc dodać sobie sił. Z całej siły cisnął pięścią w worek treningowy, przytrzymywany przez Kakashiego. Mężczyzna zaparł się nogami widząc z jaką siłą Sasori wymierza cios. Pięść wbiła się w gruby materiał worka. Kakashi lekko drgnął, ale nie przesunął się nawet o milimetr. Akasuna zastygł z pięścią na worku, i stał tak jeszcze przez moment nie ruszając się. Dopiero po chwili opuścił rękę i dysząc ciężko opadł na podłogę.
- Cholera.... - jęknął zawiedziony. Na prawdę myślał, że tym razem uda mu się sprawić, by Kakashi choć odrobinę się przesunął.
- Dobrze ci idzie – odezwał się Hatake podchodząc do niego. - Koniec na dzisiaj. - Nie chciał go już więcej męczyć, i tak mieli skończyć godzinę wcześniej, ale dzieciak upierał się, by jeszcze chwilę mógł potrenować. Jednak chwila przerodziła się w godzinę.
- Kiedy wreszcie, będę na tyle silny, żeby przesunąć cię z tym głupim workiem? - zapytał naburmuszony. Był strasznie niecierpliwy, chciałby, by wszystko przychodziło łatwo i szybko.
- Kiedyś na pewno. Po za tym... - wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął z niej jednego. - To i tak był silny cios, mógłbyś komuś zrobić nim poważną krzywdę, więc lepiej nie używaj takiej siły bez powodu – ostrzegł chłopaka wkładając papierosa do ust. Szukał dłońmi zapalniczki po wszystkich kieszeniach jakie miał.
- Jasne, jasne – powiedział znudzonym tonem. Ciągle mu to powtarzał, zdążyło mu się to wyryć w głowie bardzo dokładnie, nie ma szans by o tym zapomniał. Przynajmniej on sam był o tym przekonany.
- A teraz idź pod prysznic – rozkazał, widząc przesiąkniętego potem Sasoriego.
- W domu się umyję – powiedział wstając z podłogi. Co prawda miał ubrania na zmianę, zawsze je nosił, zwłaszcza teraz gdy nadchodziła zima. Nie mógł przecież ćwiczyć w długim rękawie, i długich spodniach, bo by się już kompletnie zapocił i upiekł.
- Wyglądasz jakbyś stał na ulewnym deszczu, nie wsiądziesz taki do mojego samochodu, zapocisz mi tapicerkę – rzucił. W końcu znalazł swoją ukochaną zapalniczkę, tkwiła głęboko w lewej kieszeni spodni. Sasori spojrzał na niego z politowaniem.
- Bez przesady... - mruknął w odpowiedzi na jego głupi argument. - Zresztą, na dworze pada, nikt nie zauważy, że jestem spocony.
- Do łazienki – rozkazał, nie chcąc w dawać się w dalszą dyskusję. Chciał sobie zapalić, a nie się spierać. - Będę czekał na zewnątrz. - powiedział na odchodne. Sasori powlekł się pod prysznice, w końcu nie miał innego wyjścia. Obiecał robić wszystko co Kakashi będzie kazał, w końcu robił teraz za jego nauczyciela, a nauczycieli trzeba słuchać, nawet jak się tego nie chce. Siwowłosy wyszedł przed komisariat. Na dworze cały dzień padało, pogoda była paskudna. Kolorowe liście zniknęły z ulic, i powoli zaczynało się czuć zimę. Stanął pod poddaszem i podpalił swojego papierosa. Spojrzał w pochmurne niebo, z którego wylewały się duże krople deszczu. Zawsze lubił jesień, lecz tym razem miał już jej serdecznie dość. Tego roku tajfuny dawały o sobie znać o wiele częściej niż rok temu. Nie było to nic przyjemnego zwłaszcza, gdy codziennie w taką pogodę musiał jeździć do pracy. Może gdyby był sprzedawcą, albo mechanikiem, mógłby nie pójść do pracy, a biuro było by zamknięte. Ale gdy jest się policjantem, trzeba w pracy być, nie zależnie od tego czy jest tajfun, czy go nie ma. W końcu zwłaszcza gdy warunki pogodowe nie sprzyjają, może wydarzyć się coś, do czego policja będzie potrzebna. Gdy dopalił już papierosa rzucił peta na ziemie i przydeptał go butem. Spojrzał w stronę drzwi. Sasori jeszcze nie wychodził, więc zapewne brał jeszcze prysznic. Spotykając tego dzieciaka parę miesięcy temu, nigdy nie spodziewał się, że pewnego dnia znowu go zobaczy. Nawet tego nie chciał. Był pierwszym świadkiem, który u niego nocował i jedynym, który lubił działać mu na nerwy. Jednakże było w nim też coś, co sprawiało, że Kakashi, nie potrafił myśleć o nim, jak o obcym dzieciaku. Może to dlatego, że w jakiś sposób był podobny do niego, może dlatego, że obaj nie mieli lekko w życiu i obaj stracili osoby, które kochali. To ich łączyło, jednak różniło ich o wiele więcej rzeczy. Sasori był pyskatym i niewdzięcznym dzieckiem. Był rozpieszczony, denerwujący, choć od czasu do czasu potrafił wykazać się dobrym zachowaniem. Nie był jego ojcem, ale ewidentnie chłopakowi przydałaby się dyscyplina i tego też się trzymał trenując go. Z każdym spotkaniem, słuchał go coraz bardziej, choć zazwyczaj rozkazy działały na Sasoriego jak płachta na byka. Dopiero po dwudziestu minutach Akasuna wyszedł z budynku. Przez ten czas Kakashi zdążył wypalić trzy papierosy, a nawet był skłonny zapalić czwartego, ale czerwonowłosy zjawił się przed nim, gotowy do drogi.
- Dzieciaku... - westchnął. - Co tak długo?
- Musiałem wysuszyć włosy... nie mogłęm przecież wyjść na takie zimno z mokrymi – babcia zawsze mu powtarza, żeby dokładnie suszył włosy, bo grozi to przeziębieniem, a on nie zamierzał być chory.
- To tylko dwa kroki do samochodu.. - rzucił kierując się właśnie w jego stronę. Zapewne gdyby Sasori był jego dzieckiem, również martwił by się o jego zdrowie, ale że nie miał dzieci, nie mógł wiedzieć, co siedzi w głowie takiego rodzica, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że zaraz po prysznicu nie powinno się wychodzić na zimno. Choć dobrze o tym wiedział, to po prostu nie pomyślał. Do samochodu szli niecałą minutę, a deszcz tak ich zmoczył, że nie pozostawił suchej nitki. Żaden nie pomyślał, żeby wziąć parasol ze sobą. Hatake podwiózł Sasoriego do domu, w końcu nie mógł mu pozwolić wracać samemu, gdy tak lało. Mimo iż Sasori zaproponował Kakashiemu by zaparkował nieco dalej, ten uparł się że podwiezie go pod sam dom. Akasuna nie nalegał, bo nie chciał, żeby brzmiało to podejrzanie. Chiyo nie wiedziała, gdzie jej wnuk znika w każdą niedziele, a on nie zamierzał jej tego mówić. Gdy dopytywała powtarzał jej, że idzie się spotkać z kolegami, dlatego też nie chciałby, żeby babcia zauważyła, że całkiem dobrze znany jej Inspektor podwozi go do domu. Wysiadając z auta podziękował za podwiezienie i pobiegł do domu. Staruszka widząc go takiego przemoczonego, stanęła jak wryta. Gdzie też jej wnuk się włóczył w taką pogodę? Od razu kazała mu się przebrać, co oczywiście zrobił, bez żadnych sprzeciwów, ale to dlatego, że on również na to wpadł. Gdy tylko wrócił do kuchni już wysuszony, Chiyo podała mu obiad, zabrał się za niego natychmiast. Zawsze miał duży apetyt, mimo to nigdy nie tył. Odkąd Sasori zamieszkał z babcią, jej lodówka była opróżniana cztery razy szybciej niż wcześniej. Nawet jak za młodu mieszkała z mężem i synem, nie szło tyle pieniędzy na jedzenie. Co Sasori mógł poradzić na to, że często czuł się głodny.
- Mam nadzieję, że się po tym deszczu nie przeziębisz – odezwała się babcia, patrząc na jedzącego wnuka. - W końcu jutro jedziesz na wycieczkę, nie chciałabym żebyś się na niej rozchorował. Może dam ci jakieś lekarstwa na wszelki wypadek – Martwiła się jak każda babcia.
- Spoko.. - rzucił w odpowiedzi, prawie jej nie słuchając. Usłyszał tylko że przestałą mówić, więc oczywiste było to, iż trzeba coś odpowiedzieć. Po tym jak wyczyścił miskę z ryżu i mięsa, ruszył do pokoju i wyjął z szafki torbę podróżniczą. Wybierał się na wycieczkę szkolną do Kioto, na trzy dni. Liczył na dobrą zabawę, i na oderwanie się od domu. Zawsze lubił wycieczki, było to coś co sprawiało mu radość. Chociaż nie była aż tak zapalczywym podróżnikiem, by wiązać z tym swoją przyszłość. Spakował bieliznę, ubrania, pastę i szczoteczkę do zębów, piżamę, latarkę, i jeszcze parę rzeczy. Pierwszy raz w życiu pakował się samo, więc szło mu to dosyć opornie. Parę razy musiał wszystko wyjmować i wkładać z powrotem. Ubrania były strasznie wymiętolone, za co dostał ochrzan od Chiyo. Jednak kobieta nie chciała mu pomóc, nawet jeżeli widziała jak krzywo składa ubrania. Sam się przecież musiał nauczyć, nie był już małym dzieckiem. W końcu w zeszłym tygodniu miał czternaste urodziny, których w ogóle nie świętował. Nie miał na to ochoty, nawet prawie zapomniał o tym, że je ma. Pierwsze urodziny bez rodziców, były beznadziejne, i był pewien że już zawsze tak będzie. Pomimo tego, że babcia upiekła tort i dała mu kasę, i tak było nudno, choć tamtego dnia udawał szczęśliwego, nie chcąc robić babci przykrości, w końcu się postarała dla niego.

     Następnego dnia niemal wszystkie klasy zbierały się pod szkołą przed szóstą rano. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak wcześnie wyjeżdżają, i też nikt za bardzo się w to nie zagłębiał. Dla większości osób liczyło się to, że jadą na wycieczkę i każdy liczył na dobre wspomnienia. Hidan stojący przed autokarem, ziewał szeroko otwierając buzię. Do oczu napłynęły mu łzy, które otarł mozolnym ruchem ręki. Jak on nie znosił wczesnego wstawania. Nie dość, że musiał jeszcze chodzić do szkoły rano, to jeszcze wycieczki rano organizują. Ci nauczyciele z pewnością mieli coś z głową, skoro nie lubią długo sobie pospać. Tylko dlaczego, skoro oni nie lubią, to ich też zmuszają do wczesnego wstawania? Niesprawiedliwe.
- Hidan, nie płacz – odezwał się Deidara, widząc zaspanego przyjaciela.
- Tak, tak... - rzucił przeciągle na odwal się, nie mając pojęcia co ten blondyn do niego gada. Dei zaśmiał się do siebie. Kiedy Hidan był w takim stanie, można mu było wszystko powiedzieć, a on i tak by się nie przejął.
- Cześć! - Konan biegła do nich ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Zastanawiali się przez chwilę, co tam ze sobą wzięła, że musiała brać taką dużą walizę, ale woleli nie wnikać. To w końcu kobieta, jakby zaczęła wymieniać co tam ma, to zapewne starczyło by opowieści na całą drogę, a i na deser by coś zostało. Im bliżej było godziny szóstej, tym więcej uczniów zbierało się na szkolnym dziedzińcu. Wkrótce dołączył do nich Sasori.
- O, idzie Książę – zauważył Hidan. Od czasu do czasu mówił tak na Sasoriego, ponieważ niektóre dziewczyny w szkole patrzyły na niego, jak na jakiegoś księcia z bajki. Ta ksywka Akasunie nie bardzo się podobało, ale machnął na to ręką.
- Co tak długo? - zapytał Yahiko, nie wiedząc dlaczego przyszedł na sam styk, a właściwie dlaczego przyszedł później niż on, według niego było to nie do wykonania.. a jednak.
- Babcia mnie zatrzymała – wyjaśnił w skrócie. Nie zamierzał mówić, że po tym jak wyposażyła go w paczkę aspiryny... i musiała mu jeszcze powiedzieć, jak ma się zachowywać i na co uważać, to w dodatku pokłóciła się jeszcze z Taksówkarzem, o to że już jej nabił parę jenów za samo stanie pod domem. Za to Taksówkarz był oburzony, że kazała mu tyle czekać. Cieszył się, że wreszcie wyrwie się stąd na jakiś czas. Odpoczynek od babci dobrze mu zrobi. Po chwili można było wsiadać do autokarów. Klasy w której był Sasori i Konan jechały w jednym autokarze, razem ze swoimi wychowawcami, czyli profesorem Iruką i Asumą. Oczywiście wszyscy po kolei, kulturalnie wsiedli do autobusu. Niestety miejsca na końcu gdzie cała paczka chciała siedzieć, były już zajęte.
- Cholera.. - jęknął zawiedziony Yahiko.
- Znajdziemy inne miejsca – powiedział Itachi.
- Ale wtedy nie będziemy koło siebie – rzucił rudowłosy. Na prawdę chcieli tam siedzieć, w końcu byli chyba jedyną tak dużą paczką... według nich, więc im się jak najbardziej to miejsce należało.
- Z drogi – powiedział wysoki piętnastolatek i przedarł się do miejsc na końcu. Spojrzał na chłopaków ze swojej klasy którzy już tam siedzieli. - Hej, ja tu siedzę – powiedział z powagą, a oni nawet nie śmieli mu się sprzeciwiać.
- J..jasne – odezwał się jeden z nich, po czym wszyscy zeszli z tylnych siedzeń. Hidan uśmiechnął się do siebie,= dumny ze swojej władzy, po czym rozwalił się na wszystkich sześciu siedzeniach.
- Suń dupę – odezwał się Deidara, dając ręką znać przyjacielowi by się posunął, bo on też chciał sobie usiąść.
- Powiedziałem, że JA tu siedzę – rzucił, jakby było to oczywiste.
- Co mnie to, weź te nogi - warknął na kumpla, bo jak można być takim samolubnym?
- Nie denerwuj się.. on tylko żartuje – wtrącił Nagato, chcąc załagodzić sytuację, gdyż wiedział, że ci dwaj potrafią się pobić i byle głupotę. Jeszcze by ich przez to wyrzucili z autokaru i tyle by mieli z wycieczki. W końcu autokar ruszył, a wychowawcy kazali im wreszcie usiąść, tak więc zrobili. Hidan usiadł przy oknie po lewej stronie od wejścia, obok niego siedział Deidara, potem Sasori, potem Yahiko, dalej Konan i Nagato i na końcu Itachi. Już w drodze w autobusie rozległ się gwar, wszyscy o czymś rozmawiali. Nikt nie był zbyt głośno, więc nikomu nie przeszkadzali. Jechali dopiero jakieś piętnaście minut, a Hidan już smacznie chrapał. Sasori nie mógł uwierzyć, że tak szybko potrafił zasnąć, jednak dla reszty nie było to żadne zaskoczenie. Samo spanie Hidana nikomu nie wadziło i nie przeszkadzało, ale najbardziej denerwujące było to, ze Jego głowa osuwała się na ramię Deidary, a on nie mógł tego znieść. Zwłaszcza, że Yahiko i Sasori się z tego śmiali. Ale co mogli poradzić? Wyglądało to przecież tak zabawnie, że nie mogli się powstrzymać.
- Hidan na ciebie leci – zabłysnął tekstem rudowłosy.
- Stul pysk gimbusie... - odburknął Dei. Takich ciętych ripost to on w podstawówce używał. Odsunął głowę Hidana od siebie.
- Ale o co ci chodzi.. przecież to prawda. - dodał Sasori, oczywiście miał na myśli dosłowne tego słowa znaczenie. Głowa Hidana z powrotem opadła na ramię Deidary, co ponownie ich rozbawiło. Konan patrzyła na to również z szerokim uśmiechem, ale mimo to nie śmieszyło ją to aż tak bardzo by wybuchnąć śmiechem. Itachi w ogóle nie interesował się wyczynami jego przyjaciół. Podparty na dłoni, patrzył w mijające widoki za oknem. Za to Nagato patrzył na nich z lekkim zażenowaniem. Mogli by już dać spokój biednej głowie Hidana.. ona ciągle opadała na ramie blondyna, mimo że ciągle ją od siebie odchylał. Dziwiło go też to, że Hidan nic nie czuje.
- Zaraz mu walnę... - wycedził blondyn, zniecierpliwiony tym ciągłym odpychaniem szarowłosego od siebie.
- Oj no... - ponownie odezwał się Yahiko. - nie odtrącaj tej pięknej miłości. – Uśmiechnął się do niego wymownie. Dei patrzył na niego z mordem w oczach, i w tej chwili głowa Hidana z powrotem osunęła się na jego ramie. Deidara nie wytrzymał. Całą siłą odepchnął go od siebie, przez co Hidan walnął głową prosto w szybę. Omal co jej nie wybił. Pod wpływem mocnego uderzenia, szarowłosy natychmiast się obudził.
- AUA!! - wrzasnął, łapiąc się za głowę. Milczał przez moment, zaciskając oczy z bólu. Sasori pierwszy raz widział, jak Hidan krzyczy „aua”, i jak go coś naprawdę boli. Więc jednak nie był ze stali. Czyli jedna z plotek, które krążą po szkole, została obalona. Ból głowy szybko jednak minął i wściekły spojrzał na Deidarę. - Co robisz kretynie!?
- Było się do mnie nie przystawiać – burknął. Za nim wysoki zdążył coś odpowiedzieć wszedł mu w słowo profesor Iruka.
- Co tu się dzieje? - zapytał, rozglądając się po wszystkich siedzących z tyłu.
- Nic.. - odpowiedział Dei.
- Uspokójcie się, bo was przesadzę – ostrzegł ich, nie chciał mieć z nimi żadnych kłopotów. Właśnie dlatego jadą w autokarze razem z klasą profesora Aumy, ponieważ Asuma, znał Hidana lepiej i dłużej niż Iruka, przez co miał na niego parę haków, gdyby ten próbował zrobić coś głupiego. Chłopaki przestali się ze sobą sprzeczać, od razu zmieniając temat na bardziej męski. Czyli czy ktoś z nich ostatnio wyhaczył jakąś ładną dziewczynę. Tym oto sposobem temat ten przyczepił się Itachiego, który był zauroczony w takiej jednej ze szkoły. Chodzili razem na zajęcia karate i choć Uchiha nie był skłonny o tym mówić, o wszystko go wypytywali, nawet o te najbardziej intymne sprawy, dlatego też Konan postanowiła sobie odpuścić branie udziału w takiej dyskusji. Włożyła słuchawki do uszu i puściła muzykę, niech sobie chłopy same pogadają.
- Spotkałeś się z nią już trzy razy i jeszcze jej nie pyknąłeś? - zapytał szczerze zdziwiony Hidan.
- Mówiłem już.. nie jesteśmy jeszcze parą.. Poza tym nie spieszy mi się do tego – wyjaśnił. Co prawda jak każdy chłopak miewał swoje fantazje i pragnienia, ale nie potrafiłby tak po prostu tego zrobić. Nie był Hidanem, nie pójdzie do łóżka z dziewczyną, którą zna tak krótko. Sam wygląd to nie wszystko.
- Może po tym byście zostali – zawtórował Yahiko szczerząc się do niego. - Wstydzisz się bo masz małego? - dodał po chwili. Itachi westchnął. Czy on naprawdę myślał, że sprowokuje go taką gadką? Ah ten Yahiko.
- Z tego co widziałem, mam większego od twojego – powiedział spokojnie, nie przejmując się obrażaniem jego męskości.
- Niby gdzie widziałeś?
- Pod prysznicem głąbie – Zawsze po wuefie brali prysznic, to normalne, że widywali się nago, Yahiko o tym na chwilę zapomniał.
- Gdzie się patrzysz idioto! - zmarszczył brwi. Co to mają być za obserwacje jego członka? Już nigdy więcej nie będzie brał prysznicu koło niego. Jeszcze się okaże krypto gejem i co mu z tego przyjdzie? Wolał nie ryzykować.
- To ty paradujesz po całej łazience – przypomniał mu. Rudowłosy starał sobie przypomnieć sytuację, w której to rzekomo paradował po łazience. I nagle go oświeciło, ale zdarzyło się to tylko raz... gdy zapomniał mydła z szafki, więc musiał przejść przez całą łazienkę, bo wybrał sobie prysznic na samym końcu.
-To nie było paradowanie i... Kij ci w dupę – Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, na tak nagłą zmianę tematu. Niby dotyczy tego samego, ale pije do czegoś innego. Do tego, zero zabawy z kimś kto się nie przejmuje jego obelgami.
- Nie obiecuj – rzucił patrząc za okno. Hidan wybuchł głośnym śmiechem, i zaczął dokuczać rudemu przyjacielowi, mówiąc że beznadziejny z niego prowokator.
Po trzech godzinach jazdy kierowca zatrzymał się przy jednym z fastfoodów, by młodzież poszła coś zjeść i skorzystać z toalet. O tym drugim zapomniał Yahiko. Nakupował sobie jedzenia i w dodatku dużą Colę, którą zabrał na dalszą drogę. Zupełnie zapomniał by skorzystać z łazienki, przez co już po piętnastu minutach jazdy poczuł dyskomfort w pęcherzu. I to nie byle jaki, bo po tej Coli naprawdę czuł, że brakuje już tam miejsca i nie ma mowy, by wytrzymał kolejnych trzech godzin jazdy. Roił się i wiercił, przez co żyłka na czole Dieidary pulsowała. Mimo iż Yahiko siedział koło Sasoriego, to i tak zmieniając ciągłe pozycje siedzenia, szturchał Sasoriego, a pod wpływem tego Akasuna szturchał Deidare. Sam Akasuna starał się to jakoś znieść, choć i on był już bliski nerwicy.
- Yahiko, co ci jest? - zapytała Konan, która również była ofiarą szturchań.
- Jak ci tu nie wygodnie, to możemy się zamienić – zaproponował Nagato, sądząc, że fotel na którym siedział jego przyjaciel był jakiś niewygodny.
- To nie to... - powiedział, modląc się w duchu, by wytrzymał do końca drogi. Nie mógł poprosić kierowcy o to by się zatrzymał, bo jechali już autostradom, która prowadziła ich prosto do Kioto. - Po prostu... chce mi się lać.. - dodał, ponownie zmieniając pozycję. Teraz dla wszystkich stało się oczywiste dlaczego tak się wierci.
- Dlaczego nie poszedłeś do łazienki jak mieliśmy postój? - zapytała Konan, zażenowana brakiem pomysłowości przyjaciela.
- Zapomniałem.. - burknął zawstydzony. To musiało brzmieć śmiesznie, jeszcze chyba nikt nie zapomniał pójść do łazienki.
- O, to tak jak kiedyś Dei – wtrącił żywiołowo Hidan. - Ale on... - nie dokończył, bo blondyn zatkał mu usta dłonią.
- Ale on sobie przypomniał – dokończył za niego, po czym nachylił się do ucha Hidana. - Zabije cię jak komuś o tym powiesz – szepnął mu. W końcu obiecał mu nigdy tego nie wypaplać. Wysoki chłopak, uśmiechnął się do siebie. Dobrze wiedział, że Dei by go nie zabił, mimo to nie zamierzał dokańczać swojej wypowiedzi. W końcu mu to obiecał... tylko czasami o tym zapominał.
- Sikaj przez okno – zaproponował Sasori, nie mogąc znieść widoku skręcającego się Yahiko.
- Pogięło? - rzucił mu pełne politowania spojrzenie. Jak to przez okno? Tak przy wszystkich? Gdyby tu jeszcze nikogo nie było, to by się skusił.
- Albo w majty – dodał Hidan. Zawsze było jakieś wyjście.
- Dzięki za świetne rady.. - złapał się za krocze i skulił chcąc jak najdłużej wytrzymać. Sarutobi zauważył, że chłopak z jego klasy z jakiegoś powodu się zwija, więc podszedł do niego. Jeżeli coś go boli, musiał o tym wiedzieć i mu pomóc.
- Yahiko, co jest? - zapytał w trosce.
- Nic... - odpowiedział niewyraźnie.
- Lać mu się chce – wyjaśnił za niego szarowłosy.
- Dopiero co stawaliśmy, dlaczego nie poszedłeś?
- Bo mi się wtedy nie chciało.. - Tego nie był w stu procentach pewny. Zajęty był jedzeniem hamburgera i frytek, nie myślał o sowim pęcherzu.
- Eh.. zapytam kiedy jakiś zjazd – Asuma ruszył do kierowcy. Z tym chłopakiem same problemy. Ciągle się spóźnia, albo o czymś zapomina, a teraz jeszcze nie potrafi o siebie zadbać. Nie to żeby Sarutobi nie lubił swojej klasy, bardzo ją lubił, nawet tego Yahiko, choć przyprawiał go nie raz zawroty głowy. Kiedyś robił to Hidan ale on to już w ogóle inny poziom sprawiania kłopotów. Po chwili wrócił do niego z wiadomością, że najbliższy zjazd będzie co najmniej za półgodziny, według GPSu. Piętnastolatek był pewny, że tyle nie wytrzyma, już ledwo dawał radę, może jednak z korzysta z tego okna. Asuma znowu odszedł od nich, by po chwili ponownie do nich wrócić. Tym razem z pustą plastikową butelką. Chłopak spojrzał niezrozumiale na wychowawcę.
- Sikaj tutaj. - powiedział jakby to była zupełnie normalna rzecz. Na to wszyscy na tyłach, prócz Yahiko, parsknęli śmiechem.
- Jak to... tutaj? - miał nalać do butelki? I co potem? Przecież to wstyd, inni będą patrzeć. Już i tak wzbudził zainteresowanie zbyt dużej ilości osób w autokarze.
- Jeśli nie można gdzie indziej, to nie ma innej rady. Chyba, że wolisz zmoczyć sobie spodnie i fotel na którym siedzisz. - Nie zdrowe było wstrzymywanie moczu przez długi czas. Skoro wcześniej nie pomyślał, to teraz musi się wstydzić, ale najważniejsze było, żeby opróżnił pęcherz.
- No dajesz – dopingował go Hidan wyciągając telefon i włączając nagrywanie. Yahiko zbeształ go wzrokiem, gdyby tak bardzo nie chciało mu się siku, przywaliłby mu. Sasori, przyglądał się tej sytuacji, która niezmiernie go bawiła, choć jednocześnie współczuł koledze. Nie chciałby być na jego miejscu.
- Hidan, oddaj telefon – profesor wyciągnął rękę po komórkę. Chłopak słysząc te słowa momentalnie wyłączył nagrywanie.
- Okej.. nie będę nagrywał – Wszystko, tylko nie jego telefon.
- Ja tam ci nie ufam, oddawaj – i nie czekając na zgodę właściciela, zabrał mu jego własność. - Oddam ci potem. Jeszcze ktoś ma zamiar nagrywać? - zapytał patrząc po nich. Oczywiście wszyscy zaprzeczyli, choć mieli w planach nagrywać. - Tak właśnie myślałem. Yahiko, trzymaj. - podał mu butelkę, po czym odszedł na swój fotel. Hidan odprowadził wzrokiem swój telefon, spoczywający w dłoni Asumy. Jego biedny skarb, musiał trafić w ręce akurat tego profesora. Z Iruką na pewno kłócił by się o swoją własność, ale nie z Asumą. Chcąc nie chcąc, rudowłosy postanowił załatwić potrzebę do butelki, bo czuł, że zaraz wybuchnie. Zamienił się miejscami z Itachim, który siedział w rogu gdzie nikt go nie widział. Odwrócony jak najbardziej się dało, zaczął załatwiać swoją potrzebę. Niestety przy tym towarzyszył charakterystyczny do tego czynu odgłos, który było słychać, gdyż w autobusie było dosyć cicho. Hidan i Dei, śmiali się z tego jak głupi, a Konan krzyczała na nich by się uspokoili. Sasori również wkrótce wybuchł śmiechem, bo nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Jedynie Itachi i Nagato nie mieli ochoty się z tego śmiać. Nagato zawsze wspierał Yahiko, a Itachi.. on po prostu nie był zainteresowany laniem do butelki. Sam Yahiko czuł się bardzo zawstydzony i zażenowany. Gdyby tego było mało, po załatwieniu czynności, Hidan wyrwał mu butelkę z moczem i wyrzucił ją przez okno.. a tak.. dla zabawy. Został za to ukarany, przesadzono go na początek autokaru, i musiał siedzieć obok profesora Iruki, który był zły na chłopaka, bo już zaczynał sprawiać problemy. Ta niespełna dwu i półgodzinna podróż u boku wychowawcy, dłużyła mu się niezmiernie i strasznie mu się nudziło.

                                                                                                                       C.D.N 

Od Autorki: Wiem, wiem... znów miesiąc bez żadnego rozdziału. Ale przyznaję się, tym razem miałam czas i to aż nad to. Ale.. sami rozumiecie, wakacje i te sprawy :)
Tym razem rozdział krótszy, ponieważ gdybym pisała dłuższy, na pewno dzisiaj bym go nie dodała, no i... chciałabym sprawdzić, czy krótsze rozdziały czytają się lepiej i chętniej. Bo ja w sumie, wciąż nie wiem czy osoby obserwujące ten blog, które ani razu nie odezwały się w komentarzu czytają to opowiadanie :P Czy to może aby puste obserwacje. 
Myślę, że rozdziały będą się tutaj pojawiać, tak co jakiś miesiąc, póki co. Być może za jakiś czas zacznę dodawać co dwa tygodnie, albo nawet co tydzień. Zobaczymy. Póki co przygotujcie się na co najmniej miesięczne odstępy między rozdziałami :) 
W następny rozdziale ciąg dalszy wycieczki i nie tylko :D 


Są wakacje, więc pora na lody! :D 


Też lubicie truskawkowe jak Gintoki?
Czy może macie jakiś inny ulubiony smak? xD