Od wypadu na basen minęło dwa
tygodnie. Przez ten czas więzy Sasoriego z nowymi kolegami nieco się
umocniły, a on sam przestał wspominać to jak go wcześniej
traktowali. Nie było to już dla niego ważne, liczyło się to, że
wszystko zaczęło się jakoś układać. W ten niedzielny poranek
Sasori trenował z Kakashim. Mimo iż, nie musiał już uczyć się
bić, by pokazać Hidanowi, że nie można nim pomiatać, to chciał
stać się silniejszy. W życiu go może jeszcze wiele spotkać, nie
chciał być już nigdy poniżany. Do tego zauważył, że te
treningi przynosiły skutek, no i co najważniejsze, podobało mu się
to. Trenował z Inspektorem Hatake już ponad miesiąc. Nie zawsze
ćwiczyli na dworze, zwłaszcza, że pogoda robiła się coraz
zimniejsza. Kakashi zabierał go do policyjnej siłowni, która w
niedziele była tylko dla nich. Każdy policjant, mający chwilę
przerwy mógł tam pójść i poćwiczyć, nikt inny prócz
policjantów z tej komendy nie miał tam wstępu. Wyjątkami byli
Sasori i Naruto, który już znał budynek pracy swojego ojca na
pamięć, bo zwiedził w nim każde miejsce po kilka razy. Po skroni
czerwonowłosego spływał pot, kropla za kroplom. Dyszał ze
zmęczenia, a oczy wbite były w jeden punkt. Z każdą minutą był
coraz bardziej zmęczony, ale nie zamierzał na tym kończyć. Nie
dostał w końcu sygnału o zakończeniu treningu, a on sam poddawać
się nie zamierzał. Zacisnął pięść.
- Aaa!! - krzyknął chcąc dodać sobie
sił. Z całej siły cisnął pięścią w worek treningowy,
przytrzymywany przez Kakashiego. Mężczyzna zaparł się nogami
widząc z jaką siłą Sasori wymierza cios. Pięść wbiła się w
gruby materiał worka. Kakashi lekko drgnął, ale nie przesunął
się nawet o milimetr. Akasuna zastygł z pięścią na worku, i stał
tak jeszcze przez moment nie ruszając się. Dopiero po chwili
opuścił rękę i dysząc ciężko opadł na podłogę.
- Cholera.... - jęknął zawiedziony.
Na prawdę myślał, że tym razem uda mu się sprawić, by Kakashi
choć odrobinę się przesunął.
- Dobrze ci idzie – odezwał się
Hatake podchodząc do niego. - Koniec na dzisiaj. - Nie chciał go
już więcej męczyć, i tak mieli skończyć godzinę wcześniej,
ale dzieciak upierał się, by jeszcze chwilę mógł potrenować.
Jednak chwila przerodziła się w godzinę.
- Kiedy wreszcie, będę na tyle silny,
żeby przesunąć cię z tym głupim workiem? - zapytał
naburmuszony. Był strasznie niecierpliwy, chciałby, by wszystko
przychodziło łatwo i szybko.
- Kiedyś na pewno. Po za tym... - wyjął
z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął z niej jednego. - To i
tak był silny cios, mógłbyś komuś zrobić nim poważną krzywdę,
więc lepiej nie używaj takiej siły bez powodu – ostrzegł
chłopaka wkładając papierosa do ust. Szukał dłońmi zapalniczki
po wszystkich kieszeniach jakie miał.
- Jasne, jasne – powiedział znudzonym
tonem. Ciągle mu to powtarzał, zdążyło mu się to wyryć w
głowie bardzo dokładnie, nie ma szans by o tym zapomniał.
Przynajmniej on sam był o tym przekonany.
- A teraz idź pod prysznic –
rozkazał, widząc przesiąkniętego potem Sasoriego.
- W domu się umyję – powiedział
wstając z podłogi. Co prawda miał ubrania na zmianę, zawsze je
nosił, zwłaszcza teraz gdy nadchodziła zima. Nie mógł przecież
ćwiczyć w długim rękawie, i długich spodniach, bo by się już
kompletnie zapocił i upiekł.
- Wyglądasz jakbyś stał na ulewnym
deszczu, nie wsiądziesz taki do mojego samochodu, zapocisz mi
tapicerkę – rzucił. W końcu znalazł swoją ukochaną
zapalniczkę, tkwiła głęboko w lewej kieszeni spodni. Sasori
spojrzał na niego z politowaniem.
- Bez przesady... - mruknął w
odpowiedzi na jego głupi argument. - Zresztą, na dworze pada, nikt
nie zauważy, że jestem spocony.
- Do łazienki – rozkazał, nie chcąc
w dawać się w dalszą dyskusję. Chciał sobie zapalić, a nie się
spierać. - Będę czekał na zewnątrz. - powiedział na odchodne.
Sasori powlekł się pod prysznice, w końcu nie miał innego
wyjścia. Obiecał robić wszystko co Kakashi będzie kazał, w końcu
robił teraz za jego nauczyciela, a nauczycieli trzeba słuchać,
nawet jak się tego nie chce. Siwowłosy wyszedł przed komisariat.
Na dworze cały dzień padało, pogoda była paskudna. Kolorowe
liście zniknęły z ulic, i powoli zaczynało się czuć zimę.
Stanął pod poddaszem i podpalił swojego papierosa. Spojrzał w
pochmurne niebo, z którego wylewały się duże krople deszczu.
Zawsze lubił jesień, lecz tym razem miał już jej serdecznie dość.
Tego roku tajfuny dawały o sobie znać o wiele częściej niż rok
temu. Nie było to nic przyjemnego zwłaszcza, gdy codziennie w taką
pogodę musiał jeździć do pracy. Może gdyby był sprzedawcą,
albo mechanikiem, mógłby nie pójść do pracy, a biuro było by
zamknięte. Ale gdy jest się policjantem, trzeba w pracy być, nie
zależnie od tego czy jest tajfun, czy go nie ma. W końcu zwłaszcza
gdy warunki pogodowe nie sprzyjają, może wydarzyć się coś, do
czego policja będzie potrzebna. Gdy dopalił już papierosa rzucił
peta na ziemie i przydeptał go butem. Spojrzał w stronę drzwi.
Sasori jeszcze nie wychodził, więc zapewne brał jeszcze prysznic.
Spotykając tego dzieciaka parę miesięcy temu, nigdy nie spodziewał
się, że pewnego dnia znowu go zobaczy. Nawet tego nie chciał. Był
pierwszym świadkiem, który u niego nocował i jedynym, który lubił
działać mu na nerwy. Jednakże było w nim też coś, co sprawiało,
że Kakashi, nie potrafił myśleć o nim, jak o obcym dzieciaku.
Może to dlatego, że w jakiś sposób był podobny do niego, może
dlatego, że obaj nie mieli lekko w życiu i obaj stracili osoby,
które kochali. To ich łączyło, jednak różniło ich o wiele
więcej rzeczy. Sasori był pyskatym i niewdzięcznym dzieckiem. Był
rozpieszczony, denerwujący, choć od czasu do czasu potrafił
wykazać się dobrym zachowaniem. Nie był jego ojcem, ale ewidentnie
chłopakowi przydałaby się dyscyplina i tego też się trzymał
trenując go. Z każdym spotkaniem, słuchał go coraz bardziej, choć
zazwyczaj rozkazy działały na Sasoriego jak płachta na byka.
Dopiero po dwudziestu minutach Akasuna wyszedł z budynku. Przez ten
czas Kakashi zdążył wypalić trzy papierosy, a nawet był skłonny
zapalić czwartego, ale czerwonowłosy zjawił się przed nim, gotowy
do drogi.
- Dzieciaku... - westchnął. - Co tak
długo?
- Musiałem wysuszyć włosy... nie
mogłęm przecież wyjść na takie zimno z mokrymi – babcia zawsze
mu powtarza, żeby dokładnie suszył włosy, bo grozi to
przeziębieniem, a on nie zamierzał być chory.
- To tylko dwa kroki do samochodu.. -
rzucił kierując się właśnie w jego stronę. Zapewne gdyby Sasori
był jego dzieckiem, również martwił by się o jego zdrowie, ale
że nie miał dzieci, nie mógł wiedzieć, co siedzi w głowie
takiego rodzica, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że zaraz po
prysznicu nie powinno się wychodzić na zimno. Choć dobrze o tym
wiedział, to po prostu nie pomyślał. Do samochodu szli niecałą
minutę, a deszcz tak ich zmoczył, że nie pozostawił suchej nitki.
Żaden nie pomyślał, żeby wziąć parasol ze sobą. Hatake
podwiózł Sasoriego do domu, w końcu nie mógł mu pozwolić wracać
samemu, gdy tak lało. Mimo iż Sasori zaproponował Kakashiemu by
zaparkował nieco dalej, ten uparł się że podwiezie go pod sam
dom. Akasuna nie nalegał, bo nie chciał, żeby brzmiało to
podejrzanie. Chiyo nie wiedziała, gdzie jej wnuk znika w każdą
niedziele, a on nie zamierzał jej tego mówić. Gdy dopytywała
powtarzał jej, że idzie się spotkać z kolegami, dlatego też nie
chciałby, żeby babcia zauważyła, że całkiem dobrze znany jej
Inspektor podwozi go do domu. Wysiadając z auta podziękował za
podwiezienie i pobiegł do domu. Staruszka widząc go takiego
przemoczonego, stanęła jak wryta. Gdzie też jej wnuk się włóczył
w taką pogodę? Od razu kazała mu się przebrać, co oczywiście
zrobił, bez żadnych sprzeciwów, ale to dlatego, że on również
na to wpadł. Gdy tylko wrócił do kuchni już wysuszony, Chiyo
podała mu obiad, zabrał się za niego natychmiast. Zawsze miał
duży apetyt, mimo to nigdy nie tył. Odkąd Sasori zamieszkał z
babcią, jej lodówka była opróżniana cztery razy szybciej niż
wcześniej. Nawet jak za młodu mieszkała z mężem i synem, nie
szło tyle pieniędzy na jedzenie. Co Sasori mógł poradzić na to,
że często czuł się głodny.
- Mam nadzieję, że się po tym deszczu
nie przeziębisz – odezwała się babcia, patrząc na jedzącego
wnuka. - W końcu jutro jedziesz na wycieczkę, nie chciałabym żebyś
się na niej rozchorował. Może dam ci jakieś lekarstwa na wszelki
wypadek – Martwiła się jak każda babcia.
- Spoko.. - rzucił w odpowiedzi, prawie
jej nie słuchając. Usłyszał tylko że przestałą mówić, więc
oczywiste było to, iż trzeba coś odpowiedzieć. Po tym jak
wyczyścił miskę z ryżu i mięsa, ruszył do pokoju i wyjął z
szafki torbę podróżniczą. Wybierał się na wycieczkę szkolną
do Kioto, na trzy dni. Liczył na dobrą zabawę, i na oderwanie się
od domu. Zawsze lubił wycieczki, było to coś co sprawiało mu
radość. Chociaż nie była aż tak zapalczywym podróżnikiem, by
wiązać z tym swoją przyszłość. Spakował bieliznę, ubrania,
pastę i szczoteczkę do zębów, piżamę, latarkę, i jeszcze parę
rzeczy. Pierwszy raz w życiu pakował się samo, więc szło mu to
dosyć opornie. Parę razy musiał wszystko wyjmować i wkładać z
powrotem. Ubrania były strasznie wymiętolone, za co dostał ochrzan
od Chiyo. Jednak kobieta nie chciała mu pomóc, nawet jeżeli
widziała jak krzywo składa ubrania. Sam się przecież musiał
nauczyć, nie był już małym dzieckiem. W końcu w zeszłym
tygodniu miał czternaste urodziny, których w ogóle nie świętował.
Nie miał na to ochoty, nawet prawie zapomniał o tym, że je ma.
Pierwsze urodziny bez rodziców, były beznadziejne, i był pewien że
już zawsze tak będzie. Pomimo tego, że babcia upiekła tort i dała
mu kasę, i tak było nudno, choć tamtego dnia udawał szczęśliwego,
nie chcąc robić babci przykrości, w końcu się postarała dla
niego.
Następnego dnia niemal wszystkie
klasy zbierały się pod szkołą przed szóstą rano. Nikt nie miał
pojęcia dlaczego tak wcześnie wyjeżdżają, i też nikt za bardzo
się w to nie zagłębiał. Dla większości osób liczyło się to,
że jadą na wycieczkę i każdy liczył na dobre wspomnienia. Hidan
stojący przed autokarem, ziewał szeroko otwierając buzię. Do oczu
napłynęły mu łzy, które otarł mozolnym ruchem ręki. Jak on nie
znosił wczesnego wstawania. Nie dość, że musiał jeszcze chodzić
do szkoły rano, to jeszcze wycieczki rano organizują. Ci
nauczyciele z pewnością mieli coś z głową, skoro nie lubią
długo sobie pospać. Tylko dlaczego, skoro oni nie lubią, to ich
też zmuszają do wczesnego wstawania? Niesprawiedliwe.
- Hidan, nie płacz – odezwał się
Deidara, widząc zaspanego przyjaciela.
- Tak, tak... - rzucił przeciągle na
odwal się, nie mając pojęcia co ten blondyn do niego gada. Dei
zaśmiał się do siebie. Kiedy Hidan był w takim stanie, można mu
było wszystko powiedzieć, a on i tak by się nie przejął.
- Cześć! - Konan biegła do nich
ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Zastanawiali się przez
chwilę, co tam ze sobą wzięła, że musiała brać taką dużą
walizę, ale woleli nie wnikać. To w końcu kobieta, jakby zaczęła
wymieniać co tam ma, to zapewne starczyło by opowieści na całą
drogę, a i na deser by coś zostało. Im bliżej było godziny
szóstej, tym więcej uczniów zbierało się na szkolnym dziedzińcu.
Wkrótce dołączył do nich Sasori.
- O, idzie Książę – zauważył
Hidan. Od czasu do czasu mówił tak na Sasoriego, ponieważ niektóre
dziewczyny w szkole patrzyły na niego, jak na jakiegoś księcia z
bajki. Ta ksywka Akasunie nie bardzo się podobało, ale machnął na
to ręką.
- Co tak długo? - zapytał Yahiko, nie
wiedząc dlaczego przyszedł na sam styk, a właściwie dlaczego
przyszedł później niż on, według niego było to nie do
wykonania.. a jednak.
- Babcia mnie zatrzymała – wyjaśnił
w skrócie. Nie zamierzał mówić, że po tym jak wyposażyła go w
paczkę aspiryny... i musiała mu jeszcze powiedzieć, jak ma się
zachowywać i na co uważać, to w dodatku pokłóciła się jeszcze
z Taksówkarzem, o to że już jej nabił parę jenów za samo stanie
pod domem. Za to Taksówkarz był oburzony, że kazała mu tyle
czekać. Cieszył się, że wreszcie wyrwie się stąd na jakiś
czas. Odpoczynek od babci dobrze mu zrobi. Po chwili można było
wsiadać do autokarów. Klasy w której był Sasori i Konan jechały
w jednym autokarze, razem ze swoimi wychowawcami, czyli profesorem
Iruką i Asumą. Oczywiście wszyscy po kolei, kulturalnie wsiedli do
autobusu. Niestety miejsca na końcu gdzie cała paczka chciała
siedzieć, były już zajęte.
- Cholera.. - jęknął zawiedziony
Yahiko.
- Znajdziemy inne miejsca – powiedział
Itachi.
- Ale wtedy nie będziemy koło siebie –
rzucił rudowłosy. Na prawdę chcieli tam siedzieć, w końcu byli
chyba jedyną tak dużą paczką... według nich, więc im się jak
najbardziej to miejsce należało.
- Z drogi – powiedział wysoki
piętnastolatek i przedarł się do miejsc na końcu. Spojrzał na
chłopaków ze swojej klasy którzy już tam siedzieli. - Hej, ja tu
siedzę – powiedział z powagą, a oni nawet nie śmieli mu się
sprzeciwiać.
- J..jasne – odezwał się jeden z
nich, po czym wszyscy zeszli z tylnych siedzeń. Hidan uśmiechnął
się do siebie,= dumny ze swojej władzy, po czym rozwalił się na
wszystkich sześciu siedzeniach.
- Suń dupę – odezwał się Deidara,
dając ręką znać przyjacielowi by się posunął, bo on też
chciał sobie usiąść.
- Powiedziałem, że JA tu siedzę –
rzucił, jakby było to oczywiste.
- Co mnie to, weź te nogi - warknął
na kumpla, bo jak można być takim samolubnym?
- Nie denerwuj się.. on tylko żartuje
– wtrącił Nagato, chcąc załagodzić sytuację, gdyż wiedział,
że ci dwaj potrafią się pobić i byle głupotę. Jeszcze by ich
przez to wyrzucili z autokaru i tyle by mieli z wycieczki. W końcu
autokar ruszył, a wychowawcy kazali im wreszcie usiąść, tak więc
zrobili. Hidan usiadł przy oknie po lewej stronie od wejścia, obok
niego siedział Deidara, potem Sasori, potem Yahiko, dalej Konan i
Nagato i na końcu Itachi. Już w drodze w autobusie rozległ się
gwar, wszyscy o czymś rozmawiali. Nikt nie był zbyt głośno, więc
nikomu nie przeszkadzali. Jechali dopiero jakieś piętnaście minut,
a Hidan już smacznie chrapał. Sasori nie mógł uwierzyć, że tak
szybko potrafił zasnąć, jednak dla reszty nie było to żadne
zaskoczenie. Samo spanie Hidana nikomu nie wadziło i nie
przeszkadzało, ale najbardziej denerwujące było to, ze Jego głowa
osuwała się na ramię Deidary, a on nie mógł tego znieść.
Zwłaszcza, że Yahiko i Sasori się z tego śmiali. Ale co mogli
poradzić? Wyglądało to przecież tak zabawnie, że nie mogli się
powstrzymać.
- Hidan na ciebie leci – zabłysnął
tekstem rudowłosy.
- Stul pysk gimbusie... - odburknął
Dei. Takich ciętych ripost to on w podstawówce używał. Odsunął
głowę Hidana od siebie.
- Ale o co ci chodzi.. przecież to
prawda. - dodał Sasori, oczywiście miał na myśli dosłowne tego
słowa znaczenie. Głowa Hidana z powrotem opadła na ramię Deidary,
co ponownie ich rozbawiło. Konan patrzyła na to również z
szerokim uśmiechem, ale mimo to nie śmieszyło ją to aż tak
bardzo by wybuchnąć śmiechem. Itachi w ogóle nie interesował się
wyczynami jego przyjaciół. Podparty na dłoni, patrzył w mijające
widoki za oknem. Za to Nagato patrzył na nich z lekkim zażenowaniem.
Mogli by już dać spokój biednej głowie Hidana.. ona ciągle
opadała na ramie blondyna, mimo że ciągle ją od siebie odchylał.
Dziwiło go też to, że Hidan nic nie czuje.
- Zaraz mu walnę... - wycedził
blondyn, zniecierpliwiony tym ciągłym odpychaniem szarowłosego od
siebie.
- Oj no... - ponownie odezwał się
Yahiko. - nie odtrącaj tej pięknej miłości. – Uśmiechnął się
do niego wymownie. Dei patrzył na niego z mordem w oczach, i w tej
chwili głowa Hidana z powrotem osunęła się na jego ramie. Deidara
nie wytrzymał. Całą siłą odepchnął go od siebie, przez co
Hidan walnął głową prosto w szybę. Omal co jej nie wybił. Pod
wpływem mocnego uderzenia, szarowłosy natychmiast się obudził.
- AUA!! - wrzasnął, łapiąc się za
głowę. Milczał przez moment, zaciskając oczy z bólu. Sasori
pierwszy raz widział, jak Hidan krzyczy „aua”, i jak go coś
naprawdę boli. Więc jednak nie był ze stali. Czyli jedna z plotek,
które krążą po szkole, została obalona. Ból głowy szybko
jednak minął i wściekły spojrzał na Deidarę. - Co robisz
kretynie!?
- Było się do mnie nie przystawiać –
burknął. Za nim wysoki zdążył coś odpowiedzieć wszedł mu w
słowo profesor Iruka.
- Co tu się dzieje? - zapytał,
rozglądając się po wszystkich siedzących z tyłu.
- Nic.. - odpowiedział Dei.
- Uspokójcie się, bo was przesadzę –
ostrzegł ich, nie chciał mieć z nimi żadnych kłopotów. Właśnie
dlatego jadą w autokarze razem z klasą profesora Aumy, ponieważ
Asuma, znał Hidana lepiej i dłużej niż Iruka, przez co miał na
niego parę haków, gdyby ten próbował zrobić coś głupiego.
Chłopaki przestali się ze sobą sprzeczać, od razu zmieniając
temat na bardziej męski. Czyli czy ktoś z nich ostatnio wyhaczył
jakąś ładną dziewczynę. Tym oto sposobem temat ten przyczepił
się Itachiego, który był zauroczony w takiej jednej ze szkoły.
Chodzili razem na zajęcia karate i choć Uchiha nie był skłonny o
tym mówić, o wszystko go wypytywali, nawet o te najbardziej intymne
sprawy, dlatego też Konan postanowiła sobie odpuścić branie
udziału w takiej dyskusji. Włożyła słuchawki do uszu i puściła
muzykę, niech sobie chłopy same pogadają.
- Spotkałeś się z nią już trzy razy
i jeszcze jej nie pyknąłeś? - zapytał szczerze zdziwiony Hidan.
- Mówiłem już.. nie jesteśmy jeszcze
parą.. Poza tym nie spieszy mi się do tego – wyjaśnił. Co
prawda jak każdy chłopak miewał swoje fantazje i pragnienia, ale
nie potrafiłby tak po prostu tego zrobić. Nie był Hidanem, nie
pójdzie do łóżka z dziewczyną, którą zna tak krótko. Sam
wygląd to nie wszystko.
- Może po tym byście zostali –
zawtórował Yahiko szczerząc się do niego. - Wstydzisz się bo
masz małego? - dodał po chwili. Itachi westchnął. Czy on naprawdę
myślał, że sprowokuje go taką gadką? Ah ten Yahiko.
- Z tego co widziałem, mam większego
od twojego – powiedział spokojnie, nie przejmując się obrażaniem
jego męskości.
- Niby gdzie widziałeś?
- Pod prysznicem głąbie – Zawsze po
wuefie brali prysznic, to normalne, że widywali się nago, Yahiko o
tym na chwilę zapomniał.
- Gdzie się patrzysz idioto! -
zmarszczył brwi. Co to mają być za obserwacje jego członka? Już
nigdy więcej nie będzie brał prysznicu koło niego. Jeszcze się
okaże krypto gejem i co mu z tego przyjdzie? Wolał nie ryzykować.
- To ty paradujesz po całej łazience –
przypomniał mu. Rudowłosy starał sobie przypomnieć sytuację, w
której to rzekomo paradował po łazience. I nagle go oświeciło,
ale zdarzyło się to tylko raz... gdy zapomniał mydła z szafki,
więc musiał przejść przez całą łazienkę, bo wybrał sobie
prysznic na samym końcu.
-To nie było paradowanie i... Kij ci w
dupę – Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, na tak nagłą zmianę
tematu. Niby dotyczy tego samego, ale pije do czegoś innego. Do
tego, zero zabawy z kimś kto się nie przejmuje jego obelgami.
- Nie obiecuj – rzucił patrząc za
okno. Hidan wybuchł głośnym śmiechem, i zaczął dokuczać rudemu
przyjacielowi, mówiąc że beznadziejny z niego prowokator.
Po trzech godzinach jazdy kierowca
zatrzymał się przy jednym z fastfoodów, by młodzież poszła coś
zjeść i skorzystać z toalet. O tym drugim zapomniał Yahiko.
Nakupował sobie jedzenia i w dodatku dużą Colę, którą zabrał
na dalszą drogę. Zupełnie zapomniał by skorzystać z łazienki,
przez co już po piętnastu minutach jazdy poczuł dyskomfort w
pęcherzu. I to nie byle jaki, bo po tej Coli naprawdę czuł, że
brakuje już tam miejsca i nie ma mowy, by wytrzymał kolejnych
trzech godzin jazdy. Roił się i wiercił, przez co żyłka na czole
Dieidary pulsowała. Mimo iż Yahiko siedział koło Sasoriego, to i
tak zmieniając ciągłe pozycje siedzenia, szturchał Sasoriego, a
pod wpływem tego Akasuna szturchał Deidare. Sam Akasuna starał się
to jakoś znieść, choć i on był już bliski nerwicy.
- Yahiko, co ci jest? - zapytała Konan,
która również była ofiarą szturchań.
- Jak ci tu nie wygodnie, to możemy się
zamienić – zaproponował Nagato, sądząc, że fotel na którym
siedział jego przyjaciel był jakiś niewygodny.
- To nie to... - powiedział, modląc
się w duchu, by wytrzymał do końca drogi. Nie mógł poprosić
kierowcy o to by się zatrzymał, bo jechali już autostradom, która
prowadziła ich prosto do Kioto. - Po prostu... chce mi się lać.. -
dodał, ponownie zmieniając pozycję. Teraz dla wszystkich stało
się oczywiste dlaczego tak się wierci.
- Dlaczego nie poszedłeś do łazienki
jak mieliśmy postój? - zapytała Konan, zażenowana brakiem
pomysłowości przyjaciela.
- Zapomniałem.. - burknął
zawstydzony. To musiało brzmieć śmiesznie, jeszcze chyba nikt nie
zapomniał pójść do łazienki.
- O, to tak jak kiedyś Dei – wtrącił
żywiołowo Hidan. - Ale on... - nie dokończył, bo blondyn zatkał
mu usta dłonią.
- Ale on sobie przypomniał –
dokończył za niego, po czym nachylił się do ucha Hidana. - Zabije
cię jak komuś o tym powiesz – szepnął mu. W końcu obiecał mu
nigdy tego nie wypaplać. Wysoki chłopak, uśmiechnął się do
siebie. Dobrze wiedział, że Dei by go nie zabił, mimo to nie
zamierzał dokańczać swojej wypowiedzi. W końcu mu to obiecał...
tylko czasami o tym zapominał.
- Sikaj przez okno – zaproponował
Sasori, nie mogąc znieść widoku skręcającego się Yahiko.
- Pogięło? - rzucił mu pełne
politowania spojrzenie. Jak to przez okno? Tak przy wszystkich? Gdyby
tu jeszcze nikogo nie było, to by się skusił.
- Albo w majty – dodał Hidan. Zawsze
było jakieś wyjście.
- Dzięki za świetne rady.. - złapał
się za krocze i skulił chcąc jak najdłużej wytrzymać. Sarutobi
zauważył, że chłopak z jego klasy z jakiegoś powodu się zwija,
więc podszedł do niego. Jeżeli coś go boli, musiał o tym
wiedzieć i mu pomóc.
- Yahiko, co jest? - zapytał w trosce.
- Nic... - odpowiedział niewyraźnie.
- Lać mu się chce – wyjaśnił za
niego szarowłosy.
- Dopiero co stawaliśmy, dlaczego nie
poszedłeś?
- Bo mi się wtedy nie chciało.. - Tego
nie był w stu procentach pewny. Zajęty był jedzeniem hamburgera i
frytek, nie myślał o sowim pęcherzu.
- Eh.. zapytam kiedy jakiś zjazd –
Asuma ruszył do kierowcy. Z tym chłopakiem same problemy. Ciągle
się spóźnia, albo o czymś zapomina, a teraz jeszcze nie potrafi o
siebie zadbać. Nie to żeby Sarutobi nie lubił swojej klasy, bardzo
ją lubił, nawet tego Yahiko, choć przyprawiał go nie raz zawroty
głowy. Kiedyś robił to Hidan ale on to już w ogóle inny poziom
sprawiania kłopotów. Po chwili wrócił do niego z wiadomością,
że najbliższy zjazd będzie co najmniej za półgodziny, według
GPSu. Piętnastolatek był pewny, że tyle nie wytrzyma, już ledwo
dawał radę, może jednak z korzysta z tego okna. Asuma znowu
odszedł od nich, by po chwili ponownie do nich wrócić. Tym razem z
pustą plastikową butelką. Chłopak spojrzał niezrozumiale na
wychowawcę.
- Sikaj tutaj. - powiedział jakby to
była zupełnie normalna rzecz. Na to wszyscy na tyłach, prócz
Yahiko, parsknęli śmiechem.
- Jak to... tutaj? - miał nalać do
butelki? I co potem? Przecież to wstyd, inni będą patrzeć. Już i
tak wzbudził zainteresowanie zbyt dużej ilości osób w autokarze.
- Jeśli nie można gdzie indziej, to
nie ma innej rady. Chyba, że wolisz zmoczyć sobie spodnie i fotel
na którym siedzisz. - Nie zdrowe było wstrzymywanie moczu przez
długi czas. Skoro wcześniej nie pomyślał, to teraz musi się
wstydzić, ale najważniejsze było, żeby opróżnił pęcherz.
- No dajesz – dopingował go Hidan
wyciągając telefon i włączając nagrywanie. Yahiko zbeształ go
wzrokiem, gdyby tak bardzo nie chciało mu się siku, przywaliłby
mu. Sasori, przyglądał się tej sytuacji, która niezmiernie go
bawiła, choć jednocześnie współczuł koledze. Nie chciałby być
na jego miejscu.
- Hidan, oddaj telefon – profesor
wyciągnął rękę po komórkę. Chłopak słysząc te słowa
momentalnie wyłączył nagrywanie.
- Okej.. nie będę nagrywał –
Wszystko, tylko nie jego telefon.
- Ja tam ci nie ufam, oddawaj – i nie
czekając na zgodę właściciela, zabrał mu jego własność. -
Oddam ci potem. Jeszcze ktoś ma zamiar nagrywać? - zapytał patrząc
po nich. Oczywiście wszyscy zaprzeczyli, choć mieli w planach
nagrywać. - Tak właśnie myślałem. Yahiko, trzymaj. - podał mu
butelkę, po czym odszedł na swój fotel. Hidan odprowadził
wzrokiem swój telefon, spoczywający w dłoni Asumy. Jego biedny
skarb, musiał trafić w ręce akurat tego profesora. Z Iruką na
pewno kłócił by się o swoją własność, ale nie z Asumą. Chcąc
nie chcąc, rudowłosy postanowił załatwić potrzebę do butelki,
bo czuł, że zaraz wybuchnie. Zamienił się miejscami z Itachim,
który siedział w rogu gdzie nikt go nie widział. Odwrócony jak
najbardziej się dało, zaczął załatwiać swoją potrzebę.
Niestety przy tym towarzyszył charakterystyczny do tego czynu
odgłos, który było słychać, gdyż w autobusie było dosyć
cicho. Hidan i Dei, śmiali się z tego jak głupi, a Konan krzyczała
na nich by się uspokoili. Sasori również wkrótce wybuchł
śmiechem, bo nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Jedynie
Itachi i Nagato nie mieli ochoty się z tego śmiać. Nagato zawsze
wspierał Yahiko, a Itachi.. on po prostu nie był zainteresowany
laniem do butelki. Sam Yahiko czuł się bardzo zawstydzony i
zażenowany. Gdyby tego było mało, po załatwieniu czynności,
Hidan wyrwał mu butelkę z moczem i wyrzucił ją przez okno.. a
tak.. dla zabawy. Został za to ukarany, przesadzono go na początek
autokaru, i musiał siedzieć obok profesora Iruki, który był zły
na chłopaka, bo już zaczynał sprawiać problemy. Ta niespełna dwu
i półgodzinna podróż u boku wychowawcy, dłużyła mu się
niezmiernie i strasznie mu się nudziło.
C.D.N
Od Autorki: Wiem, wiem... znów miesiąc bez żadnego rozdziału. Ale przyznaję się, tym razem miałam czas i to aż nad to. Ale.. sami rozumiecie, wakacje i te sprawy :)
Tym razem rozdział krótszy, ponieważ gdybym pisała dłuższy, na pewno dzisiaj bym go nie dodała, no i... chciałabym sprawdzić, czy krótsze rozdziały czytają się lepiej i chętniej. Bo ja w sumie, wciąż nie wiem czy osoby obserwujące ten blog, które ani razu nie odezwały się w komentarzu czytają to opowiadanie :P Czy to może aby puste obserwacje.
Tym razem rozdział krótszy, ponieważ gdybym pisała dłuższy, na pewno dzisiaj bym go nie dodała, no i... chciałabym sprawdzić, czy krótsze rozdziały czytają się lepiej i chętniej. Bo ja w sumie, wciąż nie wiem czy osoby obserwujące ten blog, które ani razu nie odezwały się w komentarzu czytają to opowiadanie :P Czy to może aby puste obserwacje.
Myślę, że rozdziały będą się tutaj pojawiać, tak co jakiś miesiąc, póki co. Być może za jakiś czas zacznę dodawać co dwa tygodnie, albo nawet co tydzień. Zobaczymy. Póki co przygotujcie się na co najmniej miesięczne odstępy między rozdziałami :)
W następny rozdziale ciąg dalszy wycieczki i nie tylko :D
W następny rozdziale ciąg dalszy wycieczki i nie tylko :D
Są wakacje, więc pora na lody! :D
Też lubicie truskawkowe jak Gintoki?
Czy może macie jakiś inny ulubiony smak? xD