wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 16


    Po ponad sześciogodzinnej podróży, szkolna wycieczka wreszcie dojechała do Kioto. Wszyscy zadowoleni wyszli z autobusu, no bo ileż można siedzieć na tyłku. Jak tylko wysiedli przed ich oczami ukazał się duży motel, w którym mieli mieszkać przez te parę dni. Weszli do środka. Wewnątrz zrobił się harmider, jedni zachwycali się tym, że było tam niesamowicie czysto, a drudzy rozmawiali na temat pokoi i tego z kim chcieliby je dzielić. Gdy każdy dostał przydział pokoju, udał się do niego by zostawić swój bagaż. Sasori, Deidara i Hidan dzielili pokój razem, ale tylko dlatego, że dwaj inni chłopcy, którzy dostali pokój z szarowłosym, szybko z niego z rezygnowali zamieniając się na pokój, w którymi mieli spać Sasori i Dei, a im to jak najbardziej odpowiadało. Choć Sasori nie był do końca przekonany, czy Hidanowi nie strzeli w nocy nic głupiego do głowy, i czy nie będzie chciał mu zrobić krzywdy. W końcu we śnie nie miałby się nawet jak obronić. Po mimo, że byli już kumplami, nie łatwo było mu tak w stu procentach zaufać, po tym co mu zrobił. Po rozpakowaniu się, wszyscy uczniowie zeszli na obiad do wielkiej stołówki. Obiad był podawany tradycyjnie, czyli na niziutkich stołach, przy których siadało się na podłodze. Czyli podobnie jak w domu Yahiko. Wygłodniałe stado młodych ludzi, zabrało się za jedzenie pysznego obiadu. Co jak co, ale wszystko im bardzo smakowało, więc jedzenie ze stołów znikało bardzo szybko. Po godzinie odpoczynku i spędzaniu czasu na zwykłych rozmowach, udali się na wycieczkę do świątyni Kinkakuji. Przewodnik zalewał ich falą tak wielu informacji na temat tego miejsca, że dla wielu stało się to aż nudne. Większość uczniów znało historię tej świątyni już dawno z książek, od rodziców czy dziadków, to przecież jedno z najbardziej popularnych miejsc w Kioto. Tego samego dnia zwiedzili drugą podobną świątynie Ginkakuji, gdzie najbardziej wszystkich zachwyciły piękne ogrody otaczające to miejsce. Sasori był tu, gdy był małym dzieckiem, nie wiele pamiętał, mimo to pewne rzeczy wydały mu się znajome. Kiedy był tutaj z rodzicami, wszystko wydawało się jakby ciekawsze i piękniejsze. Może teraz nie czuje żadnego zachwytu tym miejscem przez to, że czuje się nieco zmęczony podróżą. Sam nie był pewien, ale tak to sobie tłumaczył. Po tym jeden z uczniów zapytał nauczycieli, czy nie poszli by zjeść jakiegoś deseru, słysząc to, wszyscy nagle poczuli chęć na coś słodkiego, tak więc nauczyciele przystali na tę propozycję. W motelu byli o godzinie dziewiętnastej i czuli się naprawdę bardzo zmęczeni. Sama podróż już ich zmęczyła, a co dopiero jeszcze zwiedzanie świątyń. Zaraz po kolacji, wszyscy bez marudzenia udali się do swoich pokoi, nawet Hidan nie sprawiał żadnych problemów. Nic zresztą dziwnego, sami nalegali na to by tego dnia zwiedzić aż dwie świątynie, tylko dlatego by jeden dzień pobytu mieli zupełnie wolny dla siebie. W motelu nagle pogasły wszystkie światła i zapadła cisza. Wszyscy twardo spali. Było tak cicho, że słychać było tylko kapiącą wodę z kranu w łazience. Długie korytarze ogarnęła pustka, a w pokojach spali rozkopani uczniowie na swoich futonach. Wydawało się, że wszystkim było dobrze w objęciach morfeusza. Jednakże jedna osoba nie mogła spokojnie spać. Sasori wiercił się i kręcił mrucząc coś pod nosem. Po jego skroni spływał pot, zaciskał pięści co jakiś czas je luzując. Wyglądał jakby chciał się skądś uwolnić, jakby chciał coś zrobić, ale nie mógł. Nagle zerwał się do siadu.
- Mamo!! - krzyknął, otwierając oczy. Ciężko dysząc rozejrzał się po pokoju. Było ciemno. Jedynie blade światło pełni księżyca, wpadało do pokoju. A więc to był tylko sen. Znowu to samo. Chciałby żeby te cholerne koszmary przestały go nękać. Nie było łatwo zapomnieć tego co się wydarzyło przed paroma miesiącami. Mogłoby go to okropne wspomnienie przynajmniej w snach nie nachodzić. Cholera... nie tak miało być. Miał przecież o tym zapomnieć i iść dalej przed siebie zaczynając nowe życie, a on wciąż nie może się z tym pogodzić. Gdyby tylko znalazł tego potwora, który zniszczył mu życie, zabił by go. Zacisnął palce na kołdrze. Był już zmęczony tymi wspomnieniami... chciał coś zrobić.. ale co? Co mógł zrobić? Takie sny nachodziły go co najmniej raz w tygodniu, starał się być silny, ale to wcale nie było łatwe. Jego ukochani rodzice zginęli. Tak po prostu. W jednej chwili byli przy nim, uśmiechnięci i szczęśliwi. W drugiej... odeszli na zawsze. Zacisnął powieki i palce jeszcze mocniej. Dlaczego przytrafiło się to akurat jemu? Nigdy tego nie zrozumie.
- Nie płacz – Usłyszał głos Hidana i szybko spojrzał w lewo. Szarowłosy leżał niedaleko niego trzymając w ręce swój telefon i jak zwykle w coś grając.
- N..nie płaczę – powiedział zaskoczony tym, że nie zauważył, że Hidan nie spał. Był zbyt bardzo pochłonięty swoimi myślami, by zwrócić na cokolwiek uwagę.
- Ach.. a więc nie płaczesz – mówił, nawet na niego nie patrząc. Wzrok przykuty miał do ekranu telefonu. - Myślałem, że tęsknisz za mamą – rzucił bez emocji.
- Zamknij się.. co ty tam wiesz – warknął niezadowolony ze słów kolegi.
- Nic, ale jak tęsknisz to... - odłożył telefon i rozłożył ramiona – Chodź cię przytulę – wyszczerzył się do niego.
- Spadaj.. - westchnął, zażenowany głupim zachowaniem kolegi. Czuł się nawet zawstydzony, w końcu wołał mamę, to straszny wstyd w tym wieku.
- Masz rację, nie wyglądam jak mama... - stwierdził chłopak. - Dei, przytul Sasoriego, on teraz potrzebuje kobiecych ramion – rzucił do przyjaciela, leżącego obok niego.
-Ty chyba dawno w pysk nie dostałeś – wycedził długowłosy i podniósł się do siadu. Sasori zastanawiał się przez chwilę, czy wszystkich obudził swoim krzykiem. Było mu głupio z tego powodu.
- A ty dawno nie przytulałeś faceta, więc rusz dupę – odpowiedział zupełnie spokojnie. Lubił wkurzać Deia, bo zawsze wyskakiwała mu na skroni, taka śmieszna żyłka.
- Zamknij japę – warknął Deidara. - Daj mu spokój, nie widzisz, że.. - nie dokończył, bo Sasori wstał na równe nogi i skierował się do wyjścia. - Dokąd idziesz? - zapytał za nim.
- Do.. do łazienki – po tych słowach wyszedł z pokoju i na chwilę zapadła cisza.
- Idioto.. -westchnął blondyn. - Nie wspominaj o jego rodzicach – Nie miał pojęcia co się stało z państwem Akasuna, ale za każdym razem gdy o nich wspominał, Sasori unikał rozmowy jak ognia. Wiedział tyle, że mieszka z babcią, ale co się stało z jego rodzicami, to nie miał pojęcia. Hidan nie odpowiedział nic, co było w jego stylu. Z tego co mówił mu Deidara, chłopak mieszkał z babcią, więcej informacji nie potrzebował, każdy miał jakieś problemy, o których nie chciał mówić i z którymi musiał się mierzyć. On mieszkał z durnym ojczymem, Dei musiał pomagać w restauracji, choć tego nie znosił, rodzice Yahiko byli za granicą, Nagato miał dwie siostry, w czym jedna to porąbany bachor. Itachi miał surowych rodziców, a Konan... Ona właściwie miała najlepiej ze wszystkich. Minęło pięć minut, a Sasori nie wracał, niespecjalnie przejmował się tym szarowłosy, ale Deidara postanowił sprawdzić czy z kumplem wszystko w porządku. Wyszedł z pokoju i skierował się w stronę łazienek. Nie musiał daleko iść, bo już po paru krokach dostrzegł Sasoriego stojącego przy oknie.
- Hej, co robisz? - zapytał podchodząc bliżej. Nie mówił zbyt głośno, byli w końcu na korytarzu, dzieliła ich tylko ściana od pokoi, w których spali koledzy i koleżanki ze szkoły. Czerwonowłosy słysząc znajomy głosy, szybko wytarł wilgotne oczy.
- Nic, lubię patrzeć na gwiazdy – wyjaśnił. Choć było to prawdą, to tym razem nie podziwiał gwiazd.
- Rozumiem... - Wyczuł kłamstwo. Stanął obok niego przy oknie i spojrzał w gwieździste niebo. - Hidan czasami za dużo gada, ale nie chce nikogo skrzywdzić.. - dodał w obronie przyjaciela.
- Przecież nie mam pretensji – rzucił prawdą. Sam by się śmiał z kogoś, kto krzyczał by przez sen „mamo”. Zapewne gdyby wiedzieli co go spotkało, nie śmiali by się nawet odezwać, nawet gdyby się na ich oczach rozbeczał jak dziecko. Nie sądził by ktoś był na tyle głupi, że gdyby dowiedział się o tak okrutnym morderstwie, naśmiewałby się z tego. Choć jeszcze do niedawna był przekonany, że Hidan taki właśnie jest.
- Na serio tak bardzo tęsknisz za mamą? - Musiał o to zapytać. Zapadła dłuższa chwila ciszy, w której Dei zastanawiał się czy Sasori może się obraził, lub może udawał, że nie słyszy.
- Um.. - Czerwonowłosy skinął głową, co zdziwiło Deidarę. Sądził, że mu zaprzeczy. - To dlatego.. że dawno jej nie widziałem – powiedział, nie chcąc zdradzać szczegółów.
- W takim razie to wszystko tłumaczy – powiedział, chcąc tym sposobem zakończyć tę rozmowę. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien dalej o to pytać. - Wracamy? - zapytał po chwili.
-Jasne – Ruszyli w stronę pokoju. - Serio przytulasz facetów? - odezwał się nagle, przypominając sobie to co mówił Hidan.
- A co? Liczysz na to? - zapytał pół żartem z uniesioną brwią.
- A w życiu! Nie jestem gejem.. - Wolał uprzedzić na zapas, nie chciał niemiłych niespodzianek.
- Wiem, wiem – zaśmiał się blondyn. Dobrze wiedział, że chłopak jest w stu procentach hetero, widział jak nie raz patrzy na cycki. Taki młody, a już ma nie wiadomo jakie zachcianki. Do tego te wszystkie dziewczyny, które się w nim bujają.. a on udaje takiego miłego, przyjmuje od nich listy, czekoladki i inne pierdoły, ale nigdy z żadną się nie umówi. Co za wredny typ. Było mu szkoda tych dziewczyn, których nadzieja pękała niczym bańka mydlana.
Po powrocie do pokoju zastali szarowłosego stojącego przy oknie i gapiącego się w stronę lasu. Las znajdował się blisko motelu, a z ich okna było go bardzo dobrze widać. Nie zapytali go, czemu się tak przygląda, bo dobrze już wiedzieli, że Hidan potrafił się na coś gapić w milczeniu, nawet przez ładnych parę minut. Nikt nigdy nie wiedział na co konkretnie patrzy i co tam widzi, ale też nikt go o to nie pytał. Dlatego też, bez żadnego gadania ruszyli do swoich futonów. Nim jednak Sasori zdążył zamknąć oczy, odezwał się Deidara.
- Słyszeliście legendę o tym lesie? - zapytał siadając na kołdrze. Czerwonowłosy spojrzał na niego zdziwiony, zastanawiając się o czym on gada.
- Nie... - rzucił Hidan. - To będzie długa bajka? - zapytał kładąc się na swoim futonie.
- Nie. Posłuchajcie – odchrząknął i zaczął opowiadać. - Kiedyś pewna rodzina wybrała się na spacer do tego lasu. Rodzice i ich córka. Po drodze dziewczynka ujrzała w oddali jakiegoś chłopca stojącego samotnie wśród drzew. Pomyślała, że jest samotny więc pobiegła w jego stronę. Gdy jednak dobiegła do miejsca, chłopca już tam nie było, więc postanowiła wrócić do rodziców. Rozejrzała się dookoła, ale nie było po nich śladu, tak więc poszła ich szukać. Szukała i szukała, z każdym krokiem wchodząc coraz głębiej do lasu. W końcu zapadł zmrok, i dziewczynka bardzo się bała, by dodać sobie odwagi nuciła pod nosem piosenkę. Tak nucąc melodię zniknęła w ciemnościach lasu. Nigdy jej nie znaleziono, ani żywej ani martwej. Podobno, do dziś po zmroku słychać w tym lesie śpiew dziecka. - zakończył i zapadła chwila ciszy.
- Co z tym chłopcem? - zapytał Hidan, ciekawy co się stało z tym drugim dzieckiem. Dei spojrzał na niego niezrozumiale. - Co z tym chłopcem co zwabił ją do siebie – wyjaśnił.
- Co za różnica co się z nim stało? - Nie rozumiał dlaczego miałby opowiadać o tym chłopcu skoro opowieść była o dziewczynce. Hidan nie odpowiedział, przeniósł wzrok na Sasoriego.
- Przestraszyłeś się? - zapytał go.
- Ani trochę – powiedział pewny siebie. Ta historia w ogóle nie wydała mu się straszna, słyszał już straszniejsze.
- Ha? Więc twierdzisz, że nie bał byś się gdybyś był sam w lesie o zmroku? - zapytał Hidan.
- Nic takiego przecież nie mówiłem.. - rzucił zażenowany. Szarowłosy źle odebrał jego słowa, i miał wrażenie, że zrobił to specjalnie.
- Czyli jednak byś się bał – stwierdził z triumfalnym uśmiechem.
- Nie prawda – od razu zaprzeczył, bo nie podobał mu się uśmiech Hidana. Był taki pewny swego, jakby wiedział od niego lepiej, a to przecież nie prawda.
- Udowodnij – powiedział poważnie.
- Ale.. jak? - Nie miał pojęcia, co miałby zrobić, żeby to udowodnić.
- To proste. Pójdziemy do lasu – rzuciwszy te oto słowa, zaczął się ubierać, nie czekając na ich decyzje. Blondyn uśmiechnął się do siebie, po czym również wstał i zaczął się ubierać.
- Wy tak na poważnie? - zapytał zaskoczony Akasuna. Nie spodziewał się po nich takiej chęci spacerowania w nocy po lesie. Do tego po takim, co krążą o nim dziwne legendy.
- Oczywiście – odezwał się Deidara. - Idziesz, czy tchórzysz? - zapytał z chytrym uśmiechem. Chwilę trwało za nim czerwonowłosy odpowiedział.
- I..idę. Jasne, że idę – Niech sobie nie myślą, że z niego jest jakiś tchórz. Co to takiego przejść się w nocy po lesie? Przecież to tylko las. Gdy już się ubrali, po cichu wymknęli się z motelu. Nie było to łatwe, bo w niektórych miejscach podłoga skrzypiała, jednak gdy tylko ten nieprzyjemny dla ucha odgłos trafiał do ich uszy, od razu zamierali na parę sekund, a gdy byli pewni, że nikt nie idzie, okrążyli skrzypiące miejsce i szli dalej. Drzwi były zamknięte, ale dziwnym trafem Hidan wyjął z kieszeni klucz, co zdziwiło Sasoriego, wolał jednak nie wnikać. Po wyjściu szybko pobiegli w stronę lasu. Znajdował się on pięć minut drogi od motelu. Las z bliska wyglądał na jeszcze bardziej mroczny, niż z okna. Nic dziwnego w tym nie było, drzewa były gęsto ułożone, to też nawet maleńkie światło księżyca, nie miało szans się tam dostać. Na szczęście Dei za brał ze sobą latarkę. Włączył owy przedmiot i wkroczyli do lasu. Na początku w ogóle nie wydawał się im straszny, bo wciąż było widać jeszcze motel stojący w oddali, lecz gdy tylko wyjście z lasu zniknęło im z oczu przestało być tak bezpiecznie. Tak na pewno czuł się Sasori, mimo to robił co tylko się dało by nie było tego po nim widać. Szarowłosy nie wyglądał na przestraszonego,szedł żwawo przed siebie. Co do Deidary, nie mógł stwierdzić, czy się bał czy nie, bo nie widział jego twarzy. Blondyn świecił latarką na drogę, przez co świetlał przy okazji również ich, ale sam miał twarz w cieniu.
- Po co idziemy dalej? - zapytał Sasori. - Przecież się nie boję, dlatego możemy tutaj zakończyć naszą podróż - zaproponował najodważniej jak umiał.
- Bo to jeszcze nie koniec trasy – wyjaśnił mu Deidara, a Akasuna zbeształ go wzrokiem. Dlaczego ten idiota, jest po stronie Hidana? I do tego ten pomysł całkiem mu się spodobał, a to przecież nie w stylu Deia. Coś mu tu nie pasowało, ale nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać, chciał wracać do motelu. Szli dalej, i choć Sasoriemu to nie odpowiadało, to nie zamierzał póki co nakłaniać ich do powrotu, bo zapewne uznali by go za tchórza. Honor i duma były ważniejsze i silniejsze od strachu. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno.
- Cholera... - jękną Dei. - Bateria wysiadła – stwierdził po chwili, próbując włączyć latarkę.
- O nie, chyba musimy iść po baterie do motelu – powiedział Sasori i zawrócił w stronę wyjścia.
-Tchórz.. - prychnął Hidan, a Akasuna momentalnie zatrzymał się i zacisnął pięści ze złości. Postanowili iść jeszcze dalej. Przez to że było ciemno Dei potknął się o korzeń jednego z drzew i upadł na ziemię, co wywołało śmiech u jego przyjaciół. Oczywiście musiał na nich nawrzeszczeć i się po wkurzać, jak to te drzewa krzywo rosną.
- Cicho.. Słyszeliście? - zapytał Hidan, nagle się zatrzymując. Obaj spojrzeli na niego i starali się wytężyć słuch. W pierwszej chwili nic nie usłyszeli, ale za moment doszedł ich jakiś chichy i niewyraźny dźwięk. Nadstawili uszu jeszcze bardziej. Do ich uszu dotarł śpiew dziecka, który z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy. Serca Sasoriego podskoczyło do gardła. Wszyscy spojrzeli po sobie ze strachem w oczach, po czym natychmiast rzucili się przed siebie w celu ucieczki.
- Co to ma być... Myślałem, że to tylko legenda! - zawołał Sasori, nie patrzył nawet gdzie biegnie byle dalej.
- Bo tak miało być! - odpowiedział Deidara, biegnąc tuż obok Sasoriego. Dźwięk nie ustawał, mieli nawet wrażenie, że jest coraz bliżej, więc przyspieszyli. Blondyn czuł się zmęczony, więc mimowolnie zwolnił tępo i pozostał w tyle. Akasuna nawet tego nie zauważył, dopiero gdy melodia zupełnie ucichła zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Nie było z nim nikogo, a jeszcze przed chwilą byli tutaj Dei i Hidan. Co się z nimi stało? Nie miał pojęcia gdzie jest, wszystkie drzewa wyglądały tak samo. Na prawdę się przestraszył. Był sam w wielkim lesie i to przez własną głupotę, przecież mógł się przyznać, że się boi iść w nocy do lasu. Gula strachu utknęła mu w gardle, a serce biło niemiłosiernie szybko. Co miał robić? Gdzie się wszyscy podziali? Ktoś ich porwał? A może gorzej? Nie, nie chciał o tym myśleć. Potrząsnął głową by rozwiać czarne myśli. Miał nadzieję, że nikt nie zrobił im krzywdy, i że jemu też nic się nie stanie. Nie widział swoich rąk ani nóg, bo było tak ciemno, ale czuł jak mu się trzęsą. Nagle usłyszał jakiś szmer gdzieś niedaleko, odwrócił się natychmiast w tamtą stronę, ale nic tam nie dostrzegł. Znowu ten sam dźwięk, tym razem z drugiej strony, szybko się tam odwrócił. Nikogo nie było. Co raz bardziej się bał. Słyszał swój oddech i dudnienie serca, które o mały włos nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. I nagle, nie wiadomo skąd poczuł jak coś naciska na jego oczy. Nie mógł ich otworzyć, coś ciągnęło go w tył. Szarpał się w przód, by się uwolnić z uścisku. Po chwili poczuł, że to coś na jego oczach to materiał, szybko domyślił się, że ktoś próbuje zawiązać mu oczy. Starał się do tego nie dopuścić ze wszystkich sił, ale gdy materiał na jego oczach zaciskał się coraz mocniej, przypomniał sobie chwilę morderstwa jego rodziców. Siekiera, krew, martwe ciała. Takie obrazy stanęły mu przed oczami. Poczuł jakby ktoś znowu chciał go skrzywdzić, znowu się bał. Do jego oczu napłynęły łzy. Krzyknął najgłośniej jak potrafił i szarpnął całą siłą za przepaskę na jego oczach wyrywając ją oprawcy. Stanął naprzeciw niego i nagle w jego oczy uderzył blask z latarki. Przed sobą ujrzał dobrze mu znaną twarz. Yahiko zanosił się śmiechem, nie sądził, że Sasori przestraszy się aż tak. Akasuna nie zastanawiał się nad tym skąd się tu wziął, po prostu rzucił się na niego. Przewrócił go na ziemię i siadając na nim zaczął okładać go pięściami po twarzy. Wpadł w taką złość, że nie potrafił się opanować. Rudowłosy był w szoku, nie spodziewał się tego po Akasunie. Zakrywał swoją twarz dłońmi, choć nie zawsze skutecznie, nie był w stanie zrobić nic innego. Nie miał pojęcia, że Sasori może być tak silny.
- Ty idioto! Ty idioto! - do jego oczu zbierały się łzy. Tak się bał, że zaraz zginie, tak bardzo się bał, że znowu zostanie skrzywdzony, a on tak po prostu się śmiał. Nie przestawał go bić. Z krzaków wybiegli Dei i Hidan, którzy również byli w niemałym szoku widząc Sasoriego w takiej furii. Blondyn podbiegł do Sasoriego.
- Saso.. daj spokój zostaw go – starał się go odciągnąć ale nie było to łatwe. - Zostaw go, to był tylko żart – starał się go uspokoić, ale i to nie skutkowało.
- Prze... przestań... - wyjąkał Yahiko. Trudno mu było mówić, bo starał się uniknąć każdego uderzenia, ale wychodziło na to, że większości uniknąć nie potrafił. - No dobra... prze... przepraszam! - Na to Sasori również nie zareagował.
- Przestań.. – rzucił Hidan, był zaskoczony siłą Sasoriego. Jak ostatnio z nim walczył, nie był aż tak silny. Akasuna nie słuchał co się do niego mówi, był w amoku gniewu. Myślał, że są przyjaciółmi, a zrobili mu taki okropny żart. - Przestań, bo go zabijesz! - krzyknął tak głośno, by dotrzeć do chłopaka. Ostatnie słowa odbiły się w uszach Sasorigo niczym echo. Przestał bić Yahiko. Zapadła cisza. Po policzkach spływały mu łzy, a jego pięści były pozdzierane. Twarz Yahiko nie wyglądała lepiej. Podbite oko, krew z nosa i wargi, zdarta skóra na kości policzkowej. Akasuna wstał z kolegi, sam był w lekkim szoku, bo nie chciał go aż tak urządzić, nie panował nad sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że zrobili sobie z niego durne żarty. Spojrzał z gniewem w oczach na Deidare.
- Spokojnie.. to miał być tylko żart – powiedział w geście obronnym. Sasori popchnął go mocno do tyłu.
- Wypchaj się z takim żartem! - To samo spojrzenie rzucił Hidanowi, ale on nijak na nie zareagował. Sasori zrobił kilka kroków przed siebie i nagle się zatrzymał. Najchętniej by stąd poszedł, ale nie miał pojęcia dokąd, tak więc nie pozostawało mu nic innego jak zostać z nimi, z czego wcale się teraz nie cieszył. Też mu przyjaciele.. Wytarł oczy z łez. Wszyscy milczeli jeszcze przez długą chwilę, nikt nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Sasoriego. Zazwyczaj przecież taki nie był, byli pewni, że zacznie uciekać, straszliwie się drzeć, ale nie, że wpadnie w furię. Przeliczyli się i czuli się z tym głupio. Widać było, że Akasuna musiał mieć jakąś traumę skoro zareagował właśnie w taki sposób. Inaczej nie wpadł by w taki gniew, z powodu głupiego żartu. Tak przynajmniej myślał Dei. Może bał się ciemności, albo lasów... Kto go wiedział? Nic im o sobie nie mówił.
- Sasori.. - zaczął ostrożnie Deidara, nie chciał dostać po twarzy tak jak Yahiko. - Wybacz... Masz rację, to był głupi żart. Nie pomyśleliśmy, że tobie to nie sprawi radości takiej jak nam. To był głupi pomysł. - przyznał mu rację. Zgodził się na ten żart tylko dlatego, że Hidan nalegał, gdyby wiedział, że tak to się skończy, nigdy nie zgodziłby się na taki durny pomysł. Sasori milczał. Dei spojrzał po przyjaciołach dając im znać by też coś powiedzieli, ale żaden się specjalnie nie kwapił. W końcu Yahiko się zdecydował.
- Dostałem od ciebie po ryju.... ale to nie był mój pomysł.. - burknął niezadowolony. Dlaczego miał cierpieć, przez durne pomysły Hidana. Niesprawiedliwe. - Ale powiedzmy.... - ciężko mu to było powiedzieć, ale się przełamał. - … powiedzmy, że mi się należało.. Oczywiście tylko w trzydziestu procentach, bo to był pomysł tamtego debila. - Wskazał na szarowłosego, czego Sasori nie mógł zauważyć, bo stał do nich tyłem, jednak domyślił się o jakiego debila mu chodziło. Ponownie zapadła cisza. Deidara dawał znać Hidanowi, by w końcu się odezwał, ale ten nie miał najmniejszego zamiaru. Dei westchnął. Kolejny moment spędzili w niezręcznej ciszy. W lesie było cicho i spokojnie, mimo to wciąż strasznie, choć o strachu chociaż na tę chwilę zapomnieli.
- Dlaczego aż tak się wkurzyłeś? – odezwał się w końcu blondyn. - Wiem, że to było chamskie... ale mogłeś zrobić mu krzywdę.. - Jakby nie patrzeć, uderzenia były mocne, i gdyby to trwało trochę dłużej, Yahiko z pewnością miałby co najmniej połamany nos.
- Nie chciałem... - burknął patrząc w ziemię. Nie chciał zrobić nikomu krzywdy, był po prostu zły, tak bardzo zły, że musiał się gdzieś wyładować. Nie myślał racjonalnie, gdy przypomnieli mu się rodzice, złość tylko się nasiliła i przestał myśleć z rozsądkiem. - Ja po prostu... nienawidzę się bać. - Po tych słowach znów zapadła cisza. Było logiczne, że nikt nie lubił się bać, ale Sasori mówiąc to, brzmiał tak smutno i poważnie, że nie potrafili odpowiedzieć na to w żaden sposób. Nagle Hidan stanął przed Akasuną. Chłopak spojrzał na niego niezrozumiale.
- Możesz mnie uderzyć... pozwalam ci – powiedziawszy te słowa, odwrócił od niego wzrok. Nie było to w jego stylu, ale nikomu nie przyzna się przecież, że mu żal chłopaka. W końcu to był jego pomysł, należy mu się. To do niego nie podobne, ale swój honor ma. Zresztą nie raz obrywał, przyzwyczajony był do bólu, to też nie robiło mu to żadnego znaczenia. Cała trójka patrzyła na niego zdziwiona.
- Nie chcę.. - odpowiedział Sasori.
- No wal, nie oddam ci – zapewnił go zniecierpliwiony. Nie znosił czekać na uderzenie, jak wiedział, że ma mu ktoś przywalić, już lepiej mieć to za sobą.
- Nie ważne.. Nie chcę cię bić – wyjaśnił. Mówiąc to poczuł się taki dumny. Mógł uderzyć Hidana, czuł się silniejszy, choć zapewne jeszcze nie był.
- Ale mnie to o mało co nie zabiłeś... - bąknął Yahiko. Oczywiście przesadzał, nie był aż tak poważnie ranny, mimo to bolało. Jakie to niesprawiedliwe. Akasuna odwrócił się do rudowłosego i podrapał się w tył głowy.
- Przepraszam... Nie chciałem, byłem po prostu zły.. Nie wiedziałem, że to się tak może skończyć.. przepraszam.. - spuścił głowę. Nie zdarzało mu się przepraszać ludzi. Nie lubił tego robić, ale teraz postanowił zrobić wyjątek, poczuł taką potrzebę. Postąpił zbyt pochopnie. Oni postąpili źle, ale on wcale nie lepiej. Kakashi ostrzegał go, żeby nie robił nikomu krzywdy... obiecywał, że nie zrobi, mimo to pobił kumpla. Hatake by się wkurzył. Chciał się jeszcze trochę na nich pogniewać, ale skoro go tak ładnie przepraszali, nawet Yahiko, który został przecież przez niego pobity przepraszał, to aż mu się cieplej na sercu zrobiło i złość przeszła w okamgnieniu.
- Dobra, dobra.. już się nie gniewam – rzucił zakłopotany. Rudowłosemu również od czasu do czasu zdarzały się bójki, nie takie rany miewał na twarzy... choć musiał przyznać, że nie pamiętał kiedy ostatnio tak mocno oberwał.
- To skoro wszyscy są już happy, to wracajmy do motelu – zarządził Deidara, robiąc krok naprzód, lecz po chwili zatrzymał się. - Ee.. chłopaki, wiecie może w którą to stronę było? - zapytał rozglądając się dookoła. Było zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć. Trudno było dostrzec jakąkolwiek drogę, a jak już było jakąś widać, to każda wyglądała tak samo.
- Tylko mi nie mów, że się zgubiliśmy! - spanikował Yahiko. Nie chciał błądzić po tym strasznym lesie. Włączył latarkę i rozejrzał się dookoła. Również i latarka niewiele dawała, oświetlała tylko ich twarze. Trwali tak w milczeniu przez parę chwil, rozglądając się i myśląc którędy tutaj przybiegli, bo żaden z nich pewności nie miał.
- Chodźmy tędy – odezwał się Hidan. Wszyscy na niego spojrzeli z nadzieją, czyżby wiedział jak wrócić do ośrodka? Szczerze na to liczyli.
- Jesteś pewny? - zapytał Dei, chcąc usłyszeć potwierdzającą odpowiedź.
- Nie. Ale to lepsze niż stanie w miejscu – rzucił spokojnym tonem. Nie wyglądał na takiego co by się przejmował zagubieniem się w lesie. Sasori po raz kolejny zastanawiał się czy jest coś czego ten chłopak się boi. Z tego co wiedział, nie lubił pokazywać mamie złych ocen, i słuchał profesora Asumy bardziej niż innych nauczycieli, ale to nie miało nic wspólnego ze strachem. Możliwe, że chodziło o szacunek, ale Akasuna nie miał teraz ochoty się w to bardziej zagłębiać. Cała trójka zgodziła się na propozycję Hidana, jednocześnie przyznając mu rację. Stanie w miejscu nic im nie da. Błądzili po lesie ponad godzinę i wszyscy czuli się już bardzo senni. Nie mieli sił dalej chodzić, mimo to ciemny las był zbyt przerażający, by tak po prostu się położyć i spać. Postanowili jednak, usiąść i odpocząć chwilę, bo nie było sensu chodzić jak zombie po lesie. Sen jednak przyszedł szybciej niż myśleli, nim się obejrzeli już smacznie spali, oparci o konary drzew. Bali się.. przynajmniej większość z nich.. ale zmęczenie stało się silniejsze od strachu.

     Następnego dnia, nim słońce dobrze wzeszło, w sypialni państwa Uzumaki rozległ się dźwięk budzika. Minato uchylił zaspane oczy i wyjął rękę spod kołdry by wyłączyć budzik. Gdy okrutny przedmiot zamilkł, mężczyzna leżał jeszcze chwilę pod cieplutką kołdrą, aż szkoda było spod niej wychodzić. Tak by chciał jeszcze sobie pospać, już nie pamiętał kiedy ostatnio był porządnie wyspany. Gdyby tylko mógł sobie wziąć wolne, na pewno by to zrobił, ale ostatnio było za dużo roboty, nie mógł zostawić z tym wszystkim swoich podwładnych. Podwładni... nie lubił tego słowa, wszyscy byli przecież kolegami, rozkazy rozkazami, ale nikogo nie traktował gorzej od siebie. Stanowisko nie miało znaczenia, bo wszyscy pracownicy dawali z siebie wszystko.
- Minato.. - usłyszał głos żony i spojrzał na nią swym zaspanym wzrokiem. - Wstawaj bo się spóźnisz – mruknęła. Miała zamknięte powieki, na wpół spała, musiała usłyszeć jak dzwoni budzik. Takiej to dobrze, ma jeszcze dwie godziny spania. Przeciągnął się i nachylił się do żony, by obdarować ją porannym pocałunkiem. Uśmiechnęła się lekko na ten gest. Gdy wstał jego wzrok padł na niewielki kalendarz stojący na komodzie. Zmarszczył czoło widząc tę datę. Już wiedział, że tego dnia, ani jemu, ani Obito i Kakashiemu, nie będzie się dobrze pracować. Po porannych czynnościach jakimi było ubranie się i poranna toaleta, zajrzał do pokoju syna. Jak zwykle leżał rozkopany. Kołdra na podłodze, poduszka pod nogami, a on sam leżał w śmiesznej pozycji. Spał smacznie z otwartą buzią. Minato podniósł kołdrę z podłogi i przykrył nią Naruto, po czym wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Po śniadaniu, wypiciu kawy i umyciu zębów, wyszedł z domu. W pracy jak zwykle czekała go masa roboty. Sterta papierów do uzupełnienia i przejrzenia, paręnaście zdjęć podejrzanych osób do analizy, jaki parę przesłuchań. Już czuł się zmęczony. Lubił tę pracę, ale ostatnio było jej aż za dużo. Zwłaszcza tej papierkowej roboty za którą średnio przepadał. Po czterech godzinach pracy, wpadł do jego biura Obito. Mężczyzna spojrzał na niego odrywając wzrok od papierów.
- Mógłbym wyjść na jakiś czas? - zapytał, nie czując potrzeby na wyjaśnienie. Blondyn dobrze wiedział dlaczego Uchiha chce wyjść, więc nie pytał o powód.. - Wiem, że przerwa obiadowa dopiero za godzinę, ale teraz jestem póki co wolny.
- Idziesz odwiedzić Rin? - zapytał retorycznie, bo dobrze wiedział dokąd zamierza pójść. - Jasne idź. - Obito zrobił krok w stronę drzwi. - Kakashi też idzie? - dodał niepewnie po chwili przerwy. Wątpił w to, ale nie zaszkodziło zapytać, zwłaszcza, że łudził się, iż tego roku będzie inaczej.
- Kakashi? - zapytał ze zdziwieniem, a jednocześnie pogardą. - Jego nie ma nawet w pracy.. - powiedział jakby było to oczywiste. Minato westchnął. Mógł się tego domyślić. Co też ten facet sobie wyobraża, nie przychodzić do pracy bez zapowiedzi, bez prośby o wolne. Co rok to samo i niczego się nie nauczył, a minęło już pięć lat.
- Czyli tak jak myślałem... W porządku, idź – Po tych słowach czarnowłosy wyszedł z gabinetu Nadinspektora. Minato zastanawiał się chwilę gdzie też włóczy się jego przyjaciel, a jednocześnie uparty pracownik, który zbyt często doprowadza go do załamania. Wstał od biurka, również postanawiając zrobić sobie przerwę. Przesłuchania ma dopiero za trzy godziny, na pewno zdąży za ten czas znaleźć Kakashiego, który zapewne tego dnia chla w jednym z barów. Tym razem nie pozwoli mu doprowadzić się do takiego stanu jak w zeszłym roku. Wsiadł do samochodu i pojechał na poszukiwanie Inspektora Hatake. Nie szukał długo, bo znalazł go już w pierwszym barze do jakiego podjechał. Dobrze wiedział, gdzie Kakashi może pić. Otworzył drzwi i wszedł do pubu, pełnego ludzi pijących, a to piwo, a to sake, a to inny rodzaj alkoholu. Na samym końcu przy ladzie ujrzał siedzącego siwowłosego. Ruszył ku niemu.
- Nalej jeszcze raz to samo – rzucił do barmana, który z miłą chęcią nalał do jego szklanki whisky. Hatake upił łyk alkoholu i odłożył szklankę na blat. Mężczyzna o blond włosach usiadł obok niego, dobrze wiedział, że to Minato, mimo to nie spojrzał na niego. Jego smutny i wzrok spoczywał na szklance, którą trzymał w ręku.
- Widzę, że kreatywnie spędzasz dzisiejszy dzień – odezwał się do niego, i po chwili zamówił wodę.
- Widzę, że się musisz nudzić w pracy, skoro tu przylazłeś.. - odgryzł się. Domyślał się po co Minato tu przyszedł, ale nie miał ochoty z nim dzisiaj gadać.
- Dlaczego nie przyszedłeś do pracy? - zapytał poważnie. Znał odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć od niego, nie mógł tak po prostu lekceważyć regulaminu tylko dlatego, że są przyjaciółmi.
- Dobrze wiesz dlaczego – Upił kolejny łyk whisky. - Po co za mną przyjechałeś? - dopytał po chwili.
- Żebym nie musiał zawozić cię znowu pijanego do domu. - Kakashi nie był osobą lubującą się w alkoholu, ale oczywiście od czasu do czasu zdarzało mu się napić, jednak zawsze tego jednego dnia w roku, nadrabiał wszystkie możliwe okazje do napicia się.
- To dopiero druga szklanka – wyjaśnił chcąc uspokoić przyjaciela, a jednocześnie licząc na to, że sobie pójdzie i zostawi go w spokoju.
- Nie sądzę by skończyło się na drugiej. - Po tych słowach zapadła cisza, bo Hatake nie kwapił się do odpowiedzi. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – dodał. Brak odzewu. - Jeśli chciałeś wolne, mogłeś zadzwonić.
- Dobrze wiesz, że tego dnia nie przychodzę do pracy, to mogłeś mi to wolne wpisać – spojrzał wkurzonym wzrokiem na Minato.
- Liczyłem na to, że jednak przyjdziesz. Po za tym... Regulamin Kakashi – przypomniał mu surowym tonem.
- Pieprzyć regulamin.. - warknął dopijając whisky. - Nalej mi jeszcze – rzucił do barmana.
- Nie nalewaj mu – wtrącił Namikaze, przenosząc spojrzenie na barmana. Kakashi zbeształ go wzrokiem.
- Nalej – stał przy swoim. Nie będzie mu mówić, co ma robić, chciał się napić, to się napije.
- Jeżeli mu nalejesz to cię aresztuje – zagroził. Barman miał zdezorientowaną minę, nie miał pojęcia kogo słuchać i co robić.
- Nie zaaresztuje cię, nalewaj – podsunął mu szklankę, by nalał wreszcie tej cholernej whisky.
- Zaaresztuje cię pod zarzutem nie wykonywania polecań policjanta – powiedział pokazując mu swoją odznakę. W tym wypadku barman odpuścił i poszedł do innego klienta. Kakashi prychnął pod nosem. Cholerny tchórz... przestraszył się aresztu. Milczeli przez parę minut. Nikt im w tym nie przeszkadzał, każdy zajmował się sobą. Siwowłosy zastanawiał się nad pójściem do innego baru, ale zrezygnował z tego pomysłu, bo sądził, że Minato poszedłby za nim. Coś czuł, że tak łatwo nie odpuści.
- Kakashi... zamiast siedzieć tu i się upijać, odwiedził byś grób Rin – odezwał się pierwszy Namikaze.
- Po co?.. - zapytał półszeptem. - Jestem tam co najmniej raz w tygodniu. - Nie widział potrzeby by tam iść.. a raczej nie chciał tam iść właśnie tego dnia, i miał ku temu powody.
- Ale dzisiaj jest rocznica, to szczególny dzień, dlatego właśnie dzisiaj powinieneś tam pójść – powiedział z naciskiem na słowo dzisiaj. Kakashi milczał, wgapiał się w swoją pustą szklankę i obracał ją w palcach. Minato westchnął. - Dobrze wiem, dlaczego nie chcesz tam iść akurat tego dnia. - Hatake spojrzał na niego.
- Po prostu nie muszę tam iść dzisiaj, skoro i tak często tam bywam – powiedział poważnie, chcąc tymi słowami zakończyć rozmowę. Jednak Minato nie miał zamiaru tak po prostu tego zostawić. Teraz kiedy jest szansa z nim pogadać, choć wie jak dla Kakashiego ten temat jest bolesny. Ale przecież nie tylko dla niego.
- Nie chcesz tam iść, bo boisz się, że spotkasz tam jej rodzinę. Boisz się spojrzeć jej rodzicom w oczy. - Kakashi zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to, że Nadinspektor tak otwarcie o tym mówi. To nie był jego problem, dlaczego go tym dręczył? Uparty facet.
- Przestań... Nie boję się – zaprzeczył ponownie wbijając wzrok w szklankę.
- W takim razie tam idź. Nie uważasz, że wypada? - Jeśli Kakashi będzie wiecznie uciekał, nigdy nie przestanie cierpieć. Musi stawić czoła problemowi. Wszystkim było ciężko, ale zdawał sobie sprawę, że on był obarczony dodatkowym brzemieniem, starał się go zrozumieć, ale minęło już pięć lat, a on dalej tkwi w tym samym miejscu.
-Nie obchodzi mnie co wypada.. - mruknął cicho. Minato patrzył na niego jednocześnie z politowaniem i troską. Co miał zrobić z takim upartym przyjacielem? Byli dorosłymi ludźmi, Hatake mógł sam martwić się o swoje problemy i za pewne tego by chciał, ale Minato nie potrafił patrzeć, jak on cierpi. Nie było tego po nim widać na co dzień, bo w pewnym stopniu się z tym pogodził, ale wciąż w zbyt małym by w rocznice śmierci swojej przyjaciółki, pójść na jej grób, zamiast do baru opić się, by ten jeden najbardziej bolesny dzień wymazać z głowy.
- Rin, by się ucieszyła gdybyś poszedł ją odwiedzić – Po tych słowach zamilkł. Zastanawiał się czy powinien dalej mówić. Jednak kontynuował po chwili. - Ona była na początku taka nieporadna, pamiętasz? Nie umiała utrzymać broni, ani strzelać do celu. Śmialiśmy się gdy przymierzała się do naciśnięcia na spust, tak bardzo się bała tego bólu w ręce. Pamiętasz, jak na ćwiczeniach przez pomyłkę wystrzeliła ślepakiem w twoją nogę – zaśmiał się. - W tamtej chwili nie było zupełnie nam do śmiechu, ale zwyczajnie zapomniała zablokować broni. Jednak uczyła się bardzo szybko i już po trzech miesiącach dogoniła was w umiejętnościach. Była dobrym człowiekiem. Wspierała was zawsze. Ty i Obito często się kłóciliście, a ona potrafiła was uciszyć, czego ja do dziś nie potrafię zrobić. Oboje byliście w nią wpatrzeni. Obito się z tym nie ukrywał, w przeciwieństwie do ciebie. Ale ty nie wiedziałeś, że ona cię kochała..
- Przestań... - siwowłosy zakrył dłonią oczy. Nie mógł już tego słuchać. To za bardzo bolało. Po co mu to wszystko mówił? Przecież on to doskonale wie. - Już nic nie mów.. – Czuł jak zaciska mu się gardło. Nie znosił tego uczucia. Dlaczego zawsze tego dnia pojawia się to cholerne uczucie? Chciałby wydrzeć sobie tę gulę z gardła i cisnąć nią gdzieś daleko, by już nigdy nie znalazła drogi powrotnej.
- Idź na cmentarz – powtórzył łagodnie, starając się go do tego zachęcić. Do tej pory nigdy mu się nie udawało przekonać go by poszedł na cmentarz w jej rocznicę. Liczył na to, że tym razem uda mu się go do tego przekonać.
- Nie mogę.. - odpowiedział dopiero po chwili. - Jak mógłbym tam pójść? Jak?.. Co miałbym powiedzieć jej rodzicom?.. Ich spojrzenia... nie chce sobie ich nawet wyobrażać. Nie mogę.. Nie jestem godny, by stanąć przed jej grobem w tak ważny dzień... Bo.. bo to wszystko moja wina.. - Gardło zacisnęło mu się jeszcze mocniej. Czuł jak łzy napływają mu do oczu, ale za wszelką cenę starał się by nie ujrzały światła dziennego.
- To nie twoja wina – Minato od razu zaprzeczył. - Przestań się wreszcie o to obwiniać. Wszyscy zawiniliśmy, a najbardziej ja, bo dowodziłem tą akcją. Nie doceniliśmy wroga. Po mimo, że byliście jedną z lepszych jednostek, byliście bardzo młodzi. Wciąż się uczyliście. Nie możesz całej winy brać na siebie.
- Ale to ja ją zabiłem! - krzyknął uderzając pięściami w ladę. Prawie nikt nie zwrócił na to uwagi, oprócz siedzących w pobliżu osób, jednak i one po chwili wróciły do swoich zajęć.
- To był wypadek – starał się dotrzeć do siwowłosego, ale on był zbyt uparty, by się z nim zgodzić.
- To nie był wypadek... Gdybym jej wtedy posłuchał.. - zacisnął pięści. Ciężko było mu o tym mówić. - ..Gdybym jej posłuchał.. nigdy by do tego nie doszło. - Po jego policzkach spłynęły łzy. Sam sobie nie potrafił tego wybaczyć, więc jak miał oczekiwać, że inni wybaczą mu ten straszny błąd. Wytarł rękawem mokre oczy. To nie miejsce na płacz, wiedział jednak że tak będzie, gdy tylko zacznie o tym mówić.
- Pojedź tam.. Kakashi – powiedział spokojnie mężczyzna o blond włosach. Być może to było wyjście, być może jeśli stanie przed grobem Rin w taki dzień, i spotka się z kimś z jej rodziny, to coś się zmieni w jego życiu i skończy żyć przeszłością.

     W jedyny z moteli w Kioto, od rana trwały poszukiwania czwórki zaginionych uczniów. Nie było ich ani w budynku, ani jego okolicach. Wszyscy nauczyciele odchodzili już od zmysłów, szukali ich trzecią godzinę i nadal nic. Przyjaciele uciekinierów również zaczęli się niepokoić, a zwłaszcza Konan. Chodziła w kółko nie mogąc znaleźć wytłumaczenie dokąd mogli pójść i w jakim celu.
- A jak coś im się stało? - zapytała patrząc bezradnie na Nagato. Mieli już różne durne pomysły, ale jeszcze nie takie żeby zniknąć na tyle godzin w środku nocy.
- Na pewno nic im nie jest – pocieszał ją czerwonowłosy, siląc się na najbardziej szczery uśmiech w świecie, co nie wychodziło mu wcale. - To pewnie ich kolejny głupi pomysł. Wrócą za nim się obejrzysz – Sam chciał w to wierzyć.
- Może poszli za jakimś głosem.. - odezwał się Itachi.
- Jakim głosem? - zapytała Konan. Nie miała pojęcia o co chodzi czarnowłosemu.
- Jakimś głosem który ich wzywał.. poszli za nim, a potem zostali uprowadzeni – rzucił, jakby we ogóle się tym nie przejmował.
- Przestań głupku! Dlaczego mnie straszysz? - warknęła na niego, niezadowolona z jego przypuszczeń. Dobrze wiedziała, że on się tylko z nią drażni, mimo to nie lubiła gdy ktoś żartował z poważnych rzeczy, nawet jeśli chciał rozluźnić atmosferę.
- Hej... ale czy ja cię przezywam? - burknął retorycznie. Nazwała go głupkiem.. a on chciał tylko pożartować sobie z tej sytuacji, po to by wydała się ona Konan tak absurdalna, że przestała by się aż tak martwić. Niestety dziewczyna niezrozumiała jego intencji. On również martwił się o kumpli, ale w jego umyśle tym razem przeważał optymizm, dlatego też nie było tego po nim widać.
- Dalej nigdzie ich nie ma – westchnął Iruka. Był poważnie zdenerwowany i zmartwiony. Trójka uczniów z jego klasy po prostu zniknęła, zostawiając w swoim pokoju cały bagaż a nawet telefony komórkowe.
- Jestem pewny, że to znowu durny kawał Hidana – powiedział Asuma odpalają papierosa. Kto inny wpadłby na genialny pomysł wychodzenia na zewnątrz z motelu w środku nocy. Był pewny, że to nie żadne porwanie, po prostu głupi pomysł dzieciaków, które teraz zapewne włóczą się po mieście, albo się gdzieś zgubiły.
- Przeszukali już las? - zapytał ze zmartwionym wyrazem twarzy. Pierwszy raz zdarzyło się Iruce zgubić uczniów.. o ile zgubieniem mógł to nazwać. Widział, że Asuma jest bardziej opanowany, ale on miał większe doświadczenie i inny charakter niż on.
- Dalej szukają. Las jest duży, więc może to trochę potrwać. - wyjaśnił koledze. Dziwiło go to, że Hidan wyszedł ze swojego pokoju bez telefonu, więc oznaczało to tylko, że wybierali się gdzieś na chwilę, mieli na pewno wrócić na noc do pokoi. Dlaczego więc tego nie zrobili? To go zastanawiało. Gdzie teraz mogą być i co robić? Wolałby żeby szybko się znaleźli.
W tym samym czasie, gdzieś w środku lasu, czwórka zaginionych uczniów kroczyła przed siebie. Spanie na glebie w środku lasu, wcale nie było takie złe, ale nie należało też do najprzyjemniejszych, bo noc była zimna. Był koniec listopada, na ziemi pełno kolorowych liści, a drzewa bez nich wyglądały tak smutno i szaro. Nie byli za bardzo wyspani, ale przede wszystkim byli głodni, sami już nie wiedzieli gdzie idą. Najważniejsze było to, żeby wyszli z lasu, a potem to się jakoś trafi do motelu. Czy to popyta ludzi, czy pojedzie autobusem. Taki przynajmniej mieli plan.
- Cholera... - jęknął Yahiko, pocierając dłońmi zmarznięte ramiona. Miał na sobie cienką kurtkę, gdyby wiedział, że wybiera się na tak długi spacer do lasu, założyłby grubszą.. ale kto mógł to przewidzieć. Sasori schylił się i podniósł nieduży patyk z ziemi, patrzył chwilę na niego, swoim zmęczonym spojrzeniem.
- Czy ten patyk jest jadalny? - zapytał, trzymając się za brzuch, który przyrósł mu już do kręgosłupa.
- Daj zobaczę – rzucił Hidan i sięgnął po patyk. Ugryzł kawałek suchego kijka. Szybko jednak go wypluł, bo okazał się niejadalny i do tego ohydny.
- Idioci! - Deidara wyrwała patyk z ręki szarowłosego i rzucił go na ziemię. - Przestańcie zachowywać się jakbyście nie jedli przez parę dni! - On sam z tego wszystkiego nie miał apetytu. Przejmował się tym kiedy wreszcie wyjdą z tego ogromnego lasu i czy nauczyciele się o nich nie martwią.
- Nie dajesz się w nic pobawić... - mruknął Hidan. Już raz im przerwał zabawę w Tarzana, gdy bujali się na zwisającej gałęzi z drzewa. Wtedy miał pretensje, że opóźniają podróż. Szarowłosy nie bardzo przejmował się tym, kiedy wyjdą z lasu, bo był pewien, że prędzej czy później wyjdą, więc umilał sobie tą nudną podróż w taki właśnie sposób. Sasori natomiast martwił się i to bardzo, jednak wygłupy Hidana pozwalały mu zapomnieć o zmartwieniach, więc nie widział przeszkód by w nich uczestniczyć. Yahiko za to był wkurzony, bo było mu zimno, więc nie obchodziły go ani wygłupy jego przyjaciół, ani pulsująca żyłka na skroni Deidary, która w innych warunkach jak zwykle robiłaby furorę. Błądzili tak jeszcze przez niecałą godzinę, aż w końcu udało im się wyjść z lasu. Zatrzymali się, by rozejrzeć się dookoła i zorientować gdzie są. Pusta przestrzeń, zielona trwa, a w oddali nieduży dom. Za tym domem można było dostrzec jeszcze inne domy. Ucieszeni, że wreszcie jakieś oznaki cywilizacji. Ruszyli w stronę niedużego domu. Gdy do niego dotarli, ponownie się rozejrzeli. Dom był żółtawy, parterowy, a obok domu stał budynek, który wyglądał na schowek narzędzi rolniczych. Tuż obok stał samochód z paką. Deidara zapukał do drzwi, po chwili otworzył im mężczyzna w średnim wieku.
- Dzień Dobry... - zaczął nieśmiało blondyn. - Nie wie pan może jak dojść do motelu Kaze? - Liczył na to, że ten człowiek im pomoże, miał też nadzieję, że nie doszli do jakiegoś innego miasta.
- Motel Kaze? - zapytał retorycznie, patrzył na nich zastanawiając się dlaczego pytają o motel w takim miejscu. To zupełnie nie po drodze, czyżby się zgubili? - To dziesięć kilometrów stąd. - oznajmił, a oni zrobili zaskoczone miny. Aż dziesięć? Nie spodziewali się tego. Myśleli, że nie szli przez las aż tak długo.
- A wie pan gdzie jest najbliższy przystanek? - Gdyby mieli iść piechotą tyle kilometrów, to pewnie zemdleli by po drodze, zwłaszcza, że byli zmęczeni i głodni.
- Jakieś pięć kilometrów – powiedział wskazując w stronę miasta. Westchnęli w duchu. Połowa drogi.. To lepsze niż dziesięć kilometrów, ale i tak dużo.
- Kochanie, bo ci wystygnie – zawołał ktoś z kuchni. Do nosów chłopców doszedł zapach pysznego obiadu. Sasoriemu głośno zaburczało w brzuchu. Złapał się szybko za brzuch, jakby chciał mu powiedzieć, by siedział cicho. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie.
- Jesteście głodni?
- Nie.. - zaczął Dei, ale nie dane mu było kontynuować.
- O tak! - zawołał Sasori. On był głodny najbardziej z nich wszystkich. Za swoją śmiałość dostał w głowę od Deidary.
- Przestań, nie wypada – upomniał przyjaciela. Sasori zbeształ go wzrokiem, a Hidan zaśmiał się pod nosem, lecz i jego brzuch po chwili się odezwał.
- Wchodźcie – mężczyzna otworzył szerzej drzwi, tym gestem zapraszając ich do środka. - Moja żona świetnie gotuje. - Skorzystali z zaproszenia. Nieco puszysta kobieta powitała ich bardzo ciepło. Zaprosiła ich do stołu i podała im miski z soboro. Podziękowali i zabrali się do jedzenia. Sasori i Hidan jedli tak jakby nigdy nie widzieli jedzenia na oczy, a Dei i Yahiko patrzyli na to z niemałym zażenowaniem, wstyd im było za nich, mimo to małżeństwo uśmiechało się widząc ich apetyt. Sasori miał wprawę w szybkim jedzeniu jak mało kto. Zawsze szybko jadł i szybko trawił, przez co równie szybko stawał się głodny. Kiedyś nawet rodzice zabrali go do lekarze z tego powodu, bo myśleli, że coś jest nie tak, skoro aż tak dużo je i do tego ani trochę nie przybiera na wadze. Jednak okazało się, że z jego żołądkiem wszystko w porządku, miał po prostu już taką przemianę materii.
- Jesteście ze szkolnej wycieczki? - zapytał mężczyzna. Często do motelu Kaze przyjeżdżały dzieciaki ze szkół.
- Tak – Deidara skinął potwierdzająco głową. - Trochę się zgubiliśmy. - Trochę to za mało powiedziane, ale nie chciał wyjść na takiego co to się gubi w wieku czternastu lat.
- Rozumiem. Pewnie szliście przez las – domyślił się, że skoro się zgubili to najszybsza droga by do nich trafić była właśnie przez las. - Nie widzieliście oznaczeń, które oznajmiają wszystkim turystom motelu, że dalej w głąb lasu nie można chodzić? - zapytał z ciekawości. Cała czwórka spojrzała po sobie. Jakie niby oznaczenia? Były jakieś? Nic nie widzieli, bo przecież było ciemno.
- No.. nie zauważyliśmy – zaśmiał się zakłopotany Yahiko. Jeśli by się dowiedział, że poszli do lasu w środku nocy z własnej woli, to by ich pewnie wyśmiał.
- Jak zjecie to was zawiozę – oznajmił. A oni spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Na prawdę? To nie będzie dla pana problem? - zapytał Dei, nie chciał by facet się przez ich własną głupotę kłopotał i tracił paliwo. Nie wyglądał na bogatego, raczej wręcz przeciwnie. Dom składał się tylko z pokoju, kuchni i łazienki, ubranie raczej nie było najnowsze. Nie chciał narażać go na koszty.
- Żaden problem i tak jadę do miasta. To po drodze – Nawet gdyby nie miał po drodze to i tak by ich tam zawiózł. Miał samochód, a oni potrzebowali transportu, przecież trzeba sobie pomagać.
- Dziękujemy.. - odpowiedział za wszystkich. Gdy tylko zjedli byli gotowi do wyjazdu. Podziękowali miłej kobiecie za przepyszny posiłek i pożegnali się z nią. Mężczyzna oznajmił im by siedli na pace, ponieważ w samochodzie są tylko dwa miejsca i wszyscy się nie pomieszczą. Bez żadnych sprzeciwów wsiedli na pakę. Jechali przez miasto, dzięki czemu mogli je trochę pozwiedzać. To było ciekawsze nich chodzenie po świątyniach czy muzeach. Do motelu dojechali w półgodziny. Zeskoczyli z paki i podziękowali za podwiezienie, po czym mężczyzna odjechał. Spojrzeli na neonowy napis „Motel Kaze”. Na reszcie dotarli.
- Całe szczęście nic wam nie jest – usłyszeli znajomy głos i spojrzeli przed siebie. Stanowczym krokiem zmierzał do nich profesor Iruka. Cofnęli się o krok, czując kłopoty. Iruka stanął przed nimi i odetchnął z ulgą, a po chwili spojrzał na nich surowym wzrokiem. - Gdzie wy byliście? A tobie co się stało? - spojrzał na poobijaną twarz Yahiko. Akasuna odwrócił wzrok, to przecież jego wina. - Co wy sobie myśleliście? Nie macie pojęcia jak się o was martwiłem. Wszyscy was szukali. - Chciał do nich dotrzeć, dać im do zrozumienia, że źle postąpili. - No słucham. Gdzie byliście? - skrzyżował ręce na piersi i czekał na wyjaśnienia.
- Trochę.. się zgubiliśmy – odezwał się Yahiko.
- Trochę?? - Iruka miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Co oni sobie myśleli? Jak mogli być tacy nierozważni. Gdyby coś im się stało, to nie miał pojęcia co by ze sobą zrobił. Był za nich odpowiedzialny. Po chwili podszedł do nich profesor Asuma.
- A więc w końcu się znaleźliście – spojrzał po nich. Po każdym z osobna. Każdy z nich unikał jego wzroku, a najbardziej Hidan, który udawał, że ta sprawa w ogóle go nie dotyczy. - Gdzie byliście?
- W lesie.. - odpowiedział Deidara.
- Po co tam poszliście? - Każdy z nich milczał. - Słucham? Nie dosłyszałem, po co tam poszliście? - miał bardziej stanowczy głos niż Iruka, a może tak im się tylko wydawało bo miał barwę głosu, zupełnie inną od profesora Iruki. Mniej łagodną i mniej ciepłą.
- Tak po prostu – wzruszył ramionami Yahiko. Nie chciało mu się wszystkiego tłumaczyć. Jakby nie patrzeć ich plan nie wypalił, a kto normalny chwalił się niewypałem.
- Co za głupota strzeliła wam do głowy? – wtrącił zdenerwowany Iruka.
- Myślę, że dyżury w kuchni, do końca pobyty wycieczki czegoś was nauczą. - Asuma wydał wyrok, który absolutnie się im nie podobał. Chcieli protestować, ale widząc wzrok profesora, ostatecznie zrezygnowali z tego planu. - Yahiko, co ci się stało? - dopytał, ciekaw co z jego twarzą.
- Nic.. Wszedłem w drzewo – na taką wymówkę, Hidan parsknął śmiechem.
- Hidan, masz coś do powiedzenia? - szarowłosy zamilkł. - Tak myślałem. Nie będę już w to wnikał bo narobiliście nam już dosyć kłopotów. - Nie chciało mu się jeszcze prowadzić dochodzenia, kto pobił Yahiko, bo domyślił się, że po prostu wywiązała się między nimi bójka. Jak widać dosyć poważna, ale co mógł na to poradzić. To się im zdarzało. - Yahiko idź do pielęgniarki, a Hidan.. chodź ze mną – powiedział do chłopaka i ruszył przed siebie. Piętnastolatek niechętnie za nim podążył. Zastanawiał się czego może od niego chcieć ten nałogowy palacz. Jak on nie znosił być pokorny i posłuszny, ale z Asumą nie miał szans na pyskówki. Już nie raz nieźle go urządził. Jego kary były zbyt okrutne. Weszli do jakiegoś biura, gdzie stało biurko, jakaś szafa, na ścianie wisiały klucze od jakiś pomieszczeń, domyślił się że było to coś w rodzaju sekretariatu. Tylko.. mniejsze i nikogo tu nie było oprócz nich.
- Domyślam się, że to był twój pomysł – spojrzał niezadowolony na szarowłosego. Dobrze znał chłopaka, znał go od dziecka, wiedział jaki potrafi być, i na jakie pomysły wpaść. Dostał taką samą karę jak reszta, dyżur w kuchni. Dobrze jednak wiedział, że Hidana taką karą nie da się ujarzmić, a chciał by skończył z wygłupami chociaż na czas wycieczki.
- Dlaczego niby mój? - zapytał jakby nie wiedział o co chodzi.
- A nie twój? - uniósł lekko brew. Hidan milczał. Jeśli potwierdzi, wtedy profesor zapyta czyj był ten pomysł, a nie miał zamiaru nikogo fałszywie wsypywać. - No właśnie – podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę. Zaczął wykręcać numer. Hidan widząc to poczuł się lekko zaniepokojony.
- Co pan robi? - zapytał spokojnie.
- Dzwonię do twojego ojca, tylko on potrafi ci przemówić do rozumu – wyjaśnił, dalej wykręcając numer, specjalnie robił to wolno. Chłopakowi nie spodobało się to. Nie chciał by dzwonił do jego ojca.
- Nie ma potrzeby.. Po co go niepokoić? - dziwna gula utknęła mu w gardle. Jego ojciec nie mieszkał z nim już od sześciu lat, mimo to wciąż mieli ze sobą dobry kontakt, a jego mama zawsze informowała go o jego ocenach i zachowaniu. Nigdy nie lubił gdy skarżyła się na niego ojcu. Miał dobry kontakt z tatą, ale gdy coś zrobił, jego ojciec potrafił się nieźle wkurzyć. Zresztą żadne dziecko nie lubi jak się na niego skarży rodzicom. A Hidan był na tym punkcie szczególnie przewrażliwiony. Co prawda ojciec mieszkał w Osace, ale nie przeszkadzało mu to w reprymendzie, lub w daniu jakieś kary. Do tego Asuma i jego tata byli dobrymi kolegami ze szkoły... Nic dziwnego, że ich kary były tak samo okrutne. Zapewne czerpali od siebie inspirację.
- Powinien wiedzieć, jak jego syn spędza wolne chwile podczas wycieczki – wcisnął ostatnią cyfrę i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Co pan..? Przecież, to bez sensu.. Było minęło, po co o tym mówić? - starał się przekonać Asumę do zmiany decyzji, niestety było już za późno.
- Kenzo, to ja Sarutobi. - Tyle słów wystarczyło, by mężczyzna zorientował się, że chodzi o jego syna. Zwłaszcza, że dzwonił do niego, nie ze swojej komórki. Czarnowłosy, trzydziestodwuletni mężczyzna, siedział przy swoim biurku w firmie, w której pracował. Westchnął domyślając się, że Hidan znów sprawiał kłopotu. Asuma w paru słowach streścił mu co się takiego stało na wycieczce i poprosił by przemówił Hidanowi do rozsądku, bo obawiał się, że chłopak może coś jeszcze wykombinować. Po chwili profesor skierował słuchawkę telefonu w stronę Hidana, a ten powolnym i niechętnym krokiem podszedł do niego, wziął słuchawkę i przyłożył sobie do ucha. Nic nie mówił. Bo co miał powiedzieć? Nie chciał się tłumaczyć ojcu.. nie przy profesorze. Musiał grać twardego i obojętnego, wtedy być może Sarutobi już nigdy nie zadzwoni do jego ojca, jeśli ujrzy, że to go nie rusza.
- Hidan.. - usłyszał głos ojca w słuchawce. Ten głos.. był taki zawiedziony jego zachowaniem. Nie znosił gdy tak brzmiał głos jego ojca, albo jego mamy. Nie lubił im sprawiać zawodu, a jednak ciągle to robił. Był niepoprawnym optymistom myśląc, że za każdym razem wszystko ujdzie mu na sucho i nikt się nie dowie. Nie zbyt szybko uczył się na błędach. - Hidan, wiem że mnie słuchasz. Co to za pomysł ze spacerem do lasu w środku nocy, hm? - czekał cierpliwie na odpowiedź, jednocześnie szkicując coś na dużym brystolu. Hidan milczał. Zawsze tak robił, gdy nie chciał o czymś mówić. Ciężko było cokolwiek z niego wydusić, był zamknięty w sobie, a przede wszystkim uparty. - Rozumiem, że mi nie powiesz – odezwał się w końcu, sięgając po gumkę do ścierania. Na to pytanie również nie uzyskał odpowiedzi, ale tego się właśnie spodziewał, zbyt dobrze znał swojego syna. Zazwyczaj rozmowy z Hidanem o jego zachowaniu, były trudne i wymagały dużo cierpliwości. Kenzo miał jej zdecydowanie więcej niże Miho, matka siwowłosego. - Nie mam za dużo czasu na rozmowę, dlatego posłuchaj mnie uważnie. Jeśli chcesz przyjechać do mnie na ferie, to radzę ci nie sprawiać żadnych problemów. - Słysząc to, Hidan zmarszczył brwi. Nie podobał mu się taki warunek. Czarnowłosy mężczyzna dobrze o tym wiedział. Tak jak i wiedział, że jego syn lubił przyjeżdżać do niego na wakacje czy ferie, i on sam również za tym przepadał, w końcu syna miał tylko jednego i tęsknił za nim. Mimo to, wiedział, że to jedyna broń jaką może teraz wyciągnąć. Chłopak musiał przestać sprawiać kłopoty, a nie zrobi tego jeśli tylko na niego nakrzyczy.
- Jakich problemów?.. - odezwał się niezadowolony szarowłosy. Nie chciał takiego warunku, bo przecież nie miał pojęcia co wydarzy się jutro i czy nie zrobi znów czegoś głupiego. Nie potrafił się upilnować, ale to dlatego, że coś co wydawało mu się dobrym i zabawnym pomysłem, dla innych było to coś niedopuszczalnego. Podobnie było z biciem się, skąd mógł wiedzieć, czy do ferii nikt go nie wkurzy i nie będzie musiał komuś przywalić? Takie warunki były beznadziejne.
- Rozumiemy się? - zapytał, nie zwracając uwagi na pytanie syna, bo wiedział, że jest ono wprowadzeniem do rozmowy o feriach i o tym jaki to jest okrutny, skoro zabrania mu do siebie przyjechać. A wszystko po to, by tylko zmienił decyzję. Hidan zacisnął pięść.. Co miał zrobić? Jeśli się zgodzi, to automatycznie da słowo, że nie będzie sprawiał problemów, a wtedy prawie na pewno złamie obietnice, jeśli jednak się nie zgodzi, to ojciec już teraz postanowi, że do niego nie pojedzie. Był tego niemalże pewien. Znów trwała cisza, którą cierpliwie znosił Kenzo. Nie miał czasu, bo do wieczora musiał dokończyć rysowanie projektu, ale mimo to cierpliwie czekał na odpowiedź syna.
- Niech będzie... - z trudem przeszło mu to przez gardło, po tym westchnął. Musiał chociaż spróbować nie robić problemów, to nie mogło być takie trudne.
- Dobry z ciebie chłopak Hidan – Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, czego Hidan nie mógł zobaczyć. - Jestem pewien, że uda ci się nie sprawiać problemów. Wierze w ciebie. - Chłopak miał wrażenie, że ojciec za bardzo w niego wierzył.. nawet bardziej niż on sam w siebie. Nie przeszkadzało mu to, jednak po takich słowach trudniej będzie go zawieść. Być może ojciec powiedział to specjalnie, by wymusić na nim większą odpowiedzialność, a może naprawdę tak bardzo w niego wierzył. Często mu powtarzał, że może osiągnąć to co chce, i zawsze wierzył w niego cokolwiek robił. Czy to grał mecz w piłce nożnej w podstawówce, czy to grał w przedstawieniu w przedszkolu. Kiedykolwiek stawał przed jakimś wyzwaniem, nie ważne czy było trudne, czy była to zwykła błahostka, zawsze w niego wierzył. Dlatego tak trudno było mu go zawodzić i obiecywać poprawy. Podobnie było z mamą, była dla niego bardzo dobra, to też czuł się źle widząc jak się martwi jego zachowaniem, mimo to on nie potrafił inaczej. Większość rzeczy najpierw robił, a dopiero później nad nimi myślał. Nic już nie mówiąc oddał słuchawkę Asumie. Mężczyzna wziął ją od chłopaka, i rozmawiając jeszcze przez moment, zakończył rozmowę. Hidan patrzył na niego w pełni niezadowolonym spojrzeniem. Nie mógł powiedzieć, że nie lubi profesora Asumy, bo tak nie było. Dużo dobrego dla niego zrobił, po prostu... wkurzał go, gdy tak bardzo próbował go upilnować.

     Czarny Nissan podjechał pod bramę cmentarza. Niebieskooki mężczyzna przekręcił kluczyk, wyłączając silnik samochodu. Spojrzał na swojego siwowłosego towarzysza, który wbijał swój wzrok w bramę cmentarza. Kakashi został zmuszony, przez swojego szefa, by tego właśnie dnia, odwiedził grób Rin. Uważał to za dobry pomysł, jednak Hatake wciąż nie był przekonany. Unikał wszelkiego spotkania z jej rodziną. I choć ten pomysł w ogóle mu się nie podobał, to miał dość paplania Minato, o tym żeby tu przyszedł. Zrobiłby wszystko, by skończył o tym gadać. Zrobi to raz i będzie miał spokój na zawsze. Kakashi otworzył drzwi od samochodu.
- Zaczekaj – odezwał się Namikaze. Szarowłosy spojrzał na niego. Mężczyzna wyjął ze schowka w samochodzie kadzidło i podał je Kakashiemu. - Wypada je zapalić – Hatake nic nie mówiąc wziął kadzidło i wyszedł z samochodu zamykając za sobą drzwi. Zatrzymał się przed bramą i westchnął.
- Oby tam nikogo nie było.. - powiedział do siebie. Przeszedł przez bramę i ruszył w stronę miejsca, gdzie mieścił się grób jego przyjaciółki. Przychodził tu dosyć często, w godzinach wczesnych albo bardzo późnych, tak by na nikogo nie trafić. Tym razem dochodziło południe, były większe szanse na spotkanie kogoś przy jej grobie. I nie mylił się. Zatrzymał się, gdy ujrzał znajomą sylwetkę przy pomniku Rin. Był to Obito, który w tym momencie się modlił. Kamień spadł mu z serca, że to tylko ten palant. Ruszył ponownie w stronę grobu. Wolałby, żeby i jego tutaj nie było, że też musiał przyleźć akurat teraz.. Mimo to nie zamierzał się z nim kłócić, nie tutaj, nie tego dnia. Nie zwracając na Uchihę najmniejszej uwagi ukucnął przy grobie by zapalić kadzidełko. Czarnowłosy, słysząc dźwięk odpalanej zapalniczki, otworzył jedno oko by zobaczyć kto przyszedł. Był lekko zaskoczony, że to Kakashi, nie spodziewał się go tego dnia tutaj. Uśmiechnął się do siebie, po czym zamknął oko, by dokończyć modlitwę. Hatake wstał i również złożył ręce do modlitwy, zamykając przy tym oczy. Po paru minutach otworzył je.
- Co się stało, że przyszedłeś? - zapytał Uchiha. Wiedział dlaczego siwowłosy unika tego miejsca w ten, tak ważny dzień.
- Minato.. - westchnął w odpowiedzi. Zazwyczaj ze sobą nie rozmawiali, takie rozmowy bez kłótni trafiały się niezwykle rzadko. I zwykle trwały bardzo krótko.
-Wiedziałem, że on cię tu kiedyś zaciągnie – powiedział patrząc na imię wyryte na nagrobku. Bardzo mu jej brakowało, minęło pięć lat, a miał wrażenie, że to było wczoraj. Ciężko było się przyzwyczaić do tak wielkiej straty. Na początku było najgorzej, ale pustka w sercu pozostała i był pewny, że już nigdy nic jej nie wypełni. Zawiał wiatr, który potargał im włosy. Liść zerwał się z drzewa i robiąc parę obrotów w powietrzu, wylądował na nagrobku. Obaj patrząc na grób, cofali się pamięcią do przeszłości, do wspólnych chwil spędzonych z brązowowłosą. Żaden z nich nie mógł zaprzeczyć, że były to cudowne chwile. Chwile, do których już nigdy nie wrócą, które się już nigdy nie powtórzą. Obito wspominał te czasy z uśmiechem na ustach, natomiast Kakashi ukrywał swoje emocje, pod śpiącym wyrazem twarzy. Starał się unikać niektórych wspomnień, bo te sprawiały, że znów zaciskało mu się gardło. Po chwili uznał, że już wystarczająco długo tu jest, choć był dopiero pięć minut, tak więc odwrócił się z zamiarem ruszenia do wyjścia. I nagle ujrzał zbliżającą się do nich pulchną kobietę, o brązowych włosach. Nie było mowy o pomyłce. To była matka Rin, i choć nie widział jej pięć lat, był pewny, że to ona. Jak najszybciej odwrócił się na pięcie, chcąc pójść na około. Jednak zdążył zrobić tylko krok, bo po zaraz poczuł czyjś dotyk na ramieniu, który go zatrzymywał.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał Obito, zaciskając palce na jego ramieniu. Kakashi zbeształ go wzrokiem. Przeszkadzał mu. - Zostajesz tchórzu. - pociągnął go do siebie, by ten stanął tam gdzie stał jeszcze przed chwilą. Nie było już szans na ucieczkę, bo kobieta była dwa korki przed nim. Uśmiechnęła się ciepło do nich, po czym położyła kwiaty i zapaliła kadzidło. Hatake zastanawiał się, jak powinien się zachować. Czy powinien tu stać? W końcu w jej oczach był zabójcą jej córki. W swoich również, więc tym bardziej nie czuł się tu komfortowo.
- Kakashi.. - Usłyszał swój głos. Spojrzał na kobietę. - Dawno cię nie widziałam.. ale wiem, że tu często przychodzisz. - powiedziała ciepłym, aczkolwiek trochę zmęczonym głosem. Nie odpowiedział nic. Ponownie dziwna gula ugrzęzła mu w gardle. Co miał powiedzieć? Jak się zachować? Stresował się, ale trudno mu było określić czym konkretnie. Czy jej obecnością, czy tym że będzie go o coś wypytywać? A może tym, że zaraz zacznie na niego wrzeszczeć i płakać, bo zabił jej córkę? Sam nie wiedział.
- Przyniosła pani piękne kwiaty – odezwał się Obito, przerywając trwającą ciszę.
- Dziękuję, Rin bardzo je lubiła. Zapewne o tym wiesz – na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, jednak Hatake nie mógł powiedzieć, czy jest on zupełnie szczery, był pewny, że kryje się pod nim ogromny ból i cierpienie. - Dziękuję ci Kakashi, że dbasz o jej grób, kiedy ja nie mogę. Przynosisz jej ulubione kwiaty i sprzątasz tutaj. Dziękuję ci, że tak się troszczysz. - Mężczyzna nie spodziewał się podziękowań, a nawet ich nie chciał, one bolały go bardziej niż to, gdyby szczerze nim gardziła. - Przeprowadziliśmy się z mężem, to nie możemy przychodzić tak często jak kiedyś, do tego praca i stan zdrowia męża... sam rozumiesz – Mówiła to tak, jakby widziała się z Kakashim wczoraj. Jakby nigdy nie było tej pięcioletniej rozłąki, jak gdyby nic się nie stało. A przecież stało się. I to coś strasznego. Jak ona mogła mu tak dziękować i być taka miła? Nie rozumiał. - Może powinnam ci się jakoś odwdzięczyć..
- Co też pani mówi..? - odezwał się siwowłosy drżącym głosem. Zacisnął pięści. Jak ona mogła w ogóle o to pytać? Nie rozumiał jej. Być może postradała wszystkie zmysły.
- Co się pani będzie mu odwdzięczać? - wtrącił Obito. - Robi to z własnej woli.
- Wiem, dlatego właśnie chciałam się jakoś odwdzięczyć, ale nie za bardzo mam jak – Nic nie mogła mu dać w zamian. Zapadła długa chwila ciszy. Hatake już nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie chciał patrzeć na sztuczny uśmiech kobiety, to go bolało. Nie czuł z jej słów szczerości, ani też radości z jaką kiedyś mówiła. Po paru minutach kobieta znów się odezwała. - Byliście dla niej najlepszymi przyjaciółmi, jakich mogła sobie wymarzyć. Tak wiele dobrego dla niej zrobiliście. Więcej niż ja byłam w stanie... Pamiętam jak się cieszyła na spotkania z wami.. Jak się z wami śmiała.. wciąż słyszę jej śmiech.. Nie zapomnę jak była smutna, gdy się z którymś z was pokłóciła.. Nie zapomnę.. jak bardzo kochała prace w policji.. - po policzku kobiety spłynęła łza. Otarła ją szybko. - Obito... Kakashi.. Dziękuję, że byliście jej przyjaciółmi. - Hatake zacisnął zęby. Nie chciał już słuchać podziękowań z jej ust.
- Jak pani może mi dziękować...? - wycedził po chwili. Obito spojrzał na niego. Hatake wbijał wzrok w ziemię, teraz wydawał się taki nieszczęśliwy, choć przed chwilą w ogóle by nie powiedział, że czymkolwiek był przejęty.
- Słucham? - kobieta spojrzała na siwowłosego, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
- Jak pani może mi dziękować. Przecież.. – milczał chwilę, by zaraz przenieść wzrok na matkę Rin. - Zabiłem pani córkę – Patrzyła na niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. Widziała w jego oczach ból. Nie mogła powiedzieć, że jest mu go szkoda, chociaż naprawdę tego chciała. Chciała mu współczuć, ale nie potrafiła.
- To na pewno był wypadek – oznajmiła tym samym ciepłym głosem, odwracając wzrok ku nagrobkowi.
- To nic nie znaczy! - krzyknął, miał dość jej uśmiechu. Dlaczego to robiła? Chciała mu pokazać, że nie jest na niego zła? Nie tak zachowuje się matka w rocznice śmierci swojego dziecka, wiedział, że to sztuczny uśmiech.
- Oi.. Kakashi - upomniał go Obito. - Nie drzyj się – W takim miejscu nie wypada się wydzierać, tu ludzie przychodzą się modlić, porozmawiać z bliskimi w ciszy i spokoju.
-Zabiłem ją.. bo jej nie posłuchałem. To moja wina.. - zacisnął pięści, starając się mówić jak najbardziej normalnie, ale z zaciśniętym gardłem nie było tak łatwo. - Jak może być pani taka uśmiechnięta? Nie jest pani zła? Nie chce pani wykrzyczeć, co o mnie myśli? - Przecież tego wszystkiego obawiał się przez pięć lat, i kiedy był już gotowy, by znieść to wszystko, nie usłyszał nic z tych rzeczy. Powinien się cieszyć, ale nie był szczęśliwy z tego powodu. Ta sztuczność bolała go bardziej, niż jakiekolwiek szczere słowo, które by go zraniło. Nie mógł znieść, jak ona męczyła się udając szczęśliwą. - Powinna mnie pani nienawidzić. - powiedział zrozpaczonym głosem.
- Chciałabym.. - odpowiedziała po chwili. - Ale nie potrafię. - Jej uśmiech zniknął na chwilę z jej twarzy. - Byłeś jej przyjacielem. Ona nie chciałaby żebym cię nienawidziła. Wiem, że ty do niej strzeliłeś.. ale to był wypadek. Ona na pewno wiedziała, że jej nie posłuchasz. Przecież ty nigdy nikogo nie słuchałeś. Od dziecka byłeś łobuzem, który przez własny upór stracił oko. Rin wiedziała, że jej nie posłuchasz, mimo to próbowała cię przekonać.. Jestem pewna, że cię nie obwiniała. - po tych słowach na jej twarzy pojawił się bardzo delikatny uśmiech, ale tym razem szczery. - Proszę cię Kakashi.. Odwiedzaj ją w tak ważny dzień, chciałaby tego.. Chciałabym cię nienawidzić i myśleć o tobie najgorsze rzeczy, na pewno byłoby mi lżej, ale... nie potrafię. - Przyłożyła dłoń do policzka mężczyzny, spojrzała w jego zrozpaczone oczy. - Kochała cię, Kakashi. Dlatego nie potrafię cię znienawidzić. - Patrzyła chwilę na niego z delikatnym uśmiechem, a potem zabierając rękę z jego policzka, odeszła w swoją stronę. Hatake patrzył za nią w ciszy. Łzy napłynęły mu do oczu, ale szybko się zmobilizował by je powstrzymać.
-Mimo wszystko... - powiedział po chwili do siebie. - Nie wybaczyła mi.. - Czuł to, ale nie miał o to pretensji. Mimo że, gdzieś w głębi niego tliła się nadzieja, że jej rodzina już dawno mu wybaczyła, to wiedział, że rzeczywistość będzie inna. Nie lubił się łudzić. To zawsze było cholernie niemiłe uczucie.
- Dziwisz się? - wtrącił Uchiha. - Zabiłeś jej córkę.. Właściwie, to ja też ci nie wybaczyłem – rzucił do niego. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Rin kochała Kakashiego, choć ten debil był zupełnie ślepy na jej miłość, i dowiedział się o tym zbyt późno. Pomimo tego, że wiedział to już od paru lat, to gdy kobieta powiedziała te słowa, coś zakuło go w sercu. Dlatego musiał mu dogadać. Hatake nie zareagował na jego słowa. Przyzwyczaił się już, że Obito ciągle mu to wypomina. Robił to tak często, że miał wrażenie, że to całe jego „nigdy ci nie wybaczę” było jednym wielkim kłamstwem, choć pewności nie miał. Minął go, ruszając do wyjścia.
- Kakashi – zawołał za nim. Siwowłosy zatrzymał się i spojrzał przez ramię na niego. - Następnym razem przynieś jej ulubione kwiaty. - Kakashi skinął głową, po czym kontynuował podróż do wyjścia. 


Od Autorki: No, to przed wami.. a właściwie już chyba za xP wami kolejny rozdział. Wiem, że jest długi. Oj tak.. ma aż prawie szesnaście stron. No ale, chcieliście dłuższe rozdziały xD Zapewne gdyby tamten rozdział był dłuższy ten byłby krótszy i to by się jakoś wyrównało. Ale niestety w tamtym miesiącu nie miałam prawie w ogóle weny :/ Ale na szczęście wena wróciła :) Co prawda znów minął prawie miesiąc, ale przynajmniej rozdział jest długi ^^ 
Dziękuję wam za czytanie i komentowanie :) I za to, że życzycie mi tej weny, która czasami ode mnie ucieka ;p Ale dzięki wam szybko wraca :D
Chciałam też jeszcze wyjaśnić kwestię wieku bohaterów, bo już dwie osoby mnie o to pytały :) 
Trochę się może zrobił taki kogel mogel, bo na początku pisałam że Saosri ma 13 lat, potem że 14 itp. Tak więc już wyjaśniam :P
Akcja opowiadania zaczyna się w lipcu. Czyli pięć miesięcy przed urodzinami Sasoriego. Tak więc jeszcze miał 13 lat, teraz gdy akcja dzieje się już po jego urodzinach ma 14 lat. Wiem że mogłam pisać rocznikowo, ale ja tam wolę datami określać urodziny, po co kogoś niepotrzebnie postarzać xD
Tak więc: 
Sasori, Deidara i Itachi mają po 14 lat (Itachi chodzi do klasy trzeciej, bo przeskoczył rok)
Konan, Hidan, Nagato i Yahiko mają po 15 lat (Hidan jest w drugiej klasie, bo raz nie zdał) 
Mam nadzieję, że napisałam to zrozumiale O:

Jak tam przeżyliście upały?


 Bo ja to średnio dawałam radę xD