Czerwonowłosy czternastolatek,
szedł zmęczonym krokiem pod górę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego
szkoła znajdowała się na wzgórzu. Sama myśl o tym, że musi tam
chodzić była wkurzająca, a ta droga wcale mu tego nie ułatwiała.
Tuż obok niego kroczyła Konan. Jak zwykle na jej twarzy widniał
uśmiech, i nie wyglądała na taką, co by pod tę górę nie lubiła
się wspinać. Być może ona zdążyła już przywyknąć. Co prawda
widok ze szkolnego dachu rekompensował cały trud dojścia do
budynku, bo można było stamtąd ujrzeć centrum miasta, a
przynajmniej sporą jego część, jak i domy jednorodzinne i
pobliskie lasy. Stać na szkolnym dachu i patrzeć na wszystko z
góry, wydawało się takie niesamowite, a jednocześnie dziwnie
przerażające. To, że patrzysz na wszystko z góry, nie czyniło
cie najważniejszym, czy też najwspanialszym. Takie myśli napływały
do głowy Sasoriego, gdy stał na szkolnym dachu. Teraz jednak
wreszcie doszedł do szkoły i zaraz po wejściu do niej rozdzielił
się z Konan, każdy poszedł do swojej szafki na buty. Akasuna
spojrzał znudzonym spojrzeniem na numer sześćdziesiąt dziewięć
i otworzył szafkę. Zmienił buty, po czym udał się do kolejnych
szafek, tych na książki. Otworzył swoją i wyjął jeden
podręcznik, który będzie potrzebny mu na tę godzinę, po czym
męczył się chwilę by zamknąć szafkę, gdyż miał w niej nie
mały bałagan i wszystkie książki blokowały drzwiczki. Zmarszczył
brwi i upchnął książki byle jak i z trudem udało mu się zamknąć
szkolną szafkę. Przez chwilę patrzył zirytowany na przedmiot
martwy. Głupia szafka, same z nią problemy.
- Akasuna! - krzyknął Hidan
podbiegając do czerwonowłosego. Brązowowłosy chłopiec, słysząc
to nazwisko zatrzymał się nagle i spojrzał na czerwonowłosego.
Sasori odwrócił wzrok ku Hidanowi. - Odrobiłeś matmę, ha? -
zapytał z nadzieją, że będzie miał od kogo spisać.
- Ja? - zapytał retorycznie zdziwionym
tonem. - Zwariowałeś...? - rzucił jakby to było oczywiste,
odwracając od niego wzrok. Hidan westchnął.
- Wiedziałem.. - rzucił ponuro. -
Widzisz głąbie.. przez ciebie musimy prosić Deidare – zarzucił
mu ramię na kark. Sasori nie skomentował tego w żaden sposób.
Zdążył się już przyzwyczaić, do tego, że Hidan różnie go
nazywa. Wiedział, że tym razem nie robi tego w celu, by go obrazić.
- Znowu będzie się przechwalał jaki to jest mądry bo odrobił
lekcje – kontynuował szarowłosy. Ruszyli razem w stronę sali.
Brązowowłosy czternastolatek stał w miejscu, odprowadzając
wzrokiem Sasoriego.
- Izumi! - zawołał czarnowłosy kolega
chłopca o brązowych włosach i podszedł do niego. - Co tak stoisz?
Chodźmy do sali.
- Tamten chłopak nazywa się Akasuna..
- mówił bardziej do siebie niż kolegi.
- Co z tego? - wzruszył ramionami. -
Znasz go? - dodał po chwili, nie rozumiejąc, dlaczego jego
przyjaciel tak się wpatruje w jakiegoś Akasune.
- Nie.. To znaczy.. - odwrócił się do
kumpla. - Jeśli to ten Akasuna o którym myślę.. - zaczął, lecz
nie dokończył. Po chwili znowu się odezwał. - Mówiłem ci
ostatnio, że mój ojciec ciągle pracuje nad jedną sprawą i nie ma
prawie na nic czasu – rzucił do czarnowłosego.
- Pamiętam, mówiłeś – przytaknął
mu, coraz bardziej ciekawy do czego Izumi zmierza.
- Ojciec prowadzi śledztwo związane z
jakimś zamordowanym Akasuną. Podobno jakiś wariat wyrżną faceta
i jego żonę, a dziecko oszczędził. Myślę, że to może być on.
- Ponownie spojrzał w stronę, gdzie jeszcze przed chwilę szedł
Sasori.
- Wiesz.. takich samych nazwisk jest
pełno. To nic nie znaczy – uświadomił przyjaciela.
- Nie. Jestem prawie pewien, że to on.
Widziałem zdjęcie jego rodziców. Ma takie same włosy, jak facet
ze zdjęcia. To nie może być przypadek – powiedział pewny
siebie.
- Nawet jeśli nie. To co z tego? - nie
miał pojęcia do czego zmierzał Izumi. Cokolwiek się stało z jego
rodzicami, i czy była to prawda czy nie, to nie była ich sprawa.
- Jak to co? - zapytał z oczywistością
w głosie. - Przez tę sprawę mój ojciec nie poszedł ze mną na
mecz i olał przedstawienie mojej siostry. Wiem, że praca jest
ważna, ale nie aż tak, żeby musiał nas olewać. - Zacisnął
pięści. - Podobno to trudna do rozwiązania sprawa... Ale co z
tego? Wiele ludzi ginie, a rodzinę ma tylko jedną.. - milczał
przez chwilę patrząc w podłogę. Po chwili uścisk jego pięści
zelżał. - W każdym razie, słyszałem, że ojciec tego Akasuny,
sam się w to wkopał.
- Jak? - zainteresował się.
- Podobno napisał jakieś obelgi na
temat tego wariata w gazecie i tamten przez to go zabił. - Mówił
to co słyszał, a nigdy nie słuchał uważnie, więc mógł się
pomylić, ale w tym momencie był pewny, że ma rację.
- To zginął w bardzo głupi sposób –
uśmiechnął się drwiąco. Jak można było wyzywać publicznie
mordercę. To nie za mądre posunięcie.
- Prawda? Dlatego nie uważam, że
trzeba poświęcać aż tyle czasu na śledztwo dla kogoś takiego. -
Nie potrafił zrozumieć dlaczego jego ojciec tak bardzo przejmuje
się tą sprawą. Sprawą człowieka, który sam przez własną
głupotę wywołał wilka z lasu. - Mam plan.. - rzucił i zaczął
opowiadać na ucho przyjacielowi, to co zamierza zrobić. A zamierzał
się po prostu zemścić na Sasorim, za to, że przez głupotę jego
ojca, jego tata nie ma czasu dla rodziny.
Dźwięk dzwonka rozległ się po
szkole, ogłaszając trzecią przerwę. Coraz mniej uczniów chętnie
opuszczało budynek szkolny na przerwach. Na dworze było zimno i
nikomu nie chciało się marznąć. Choć byli i tacy, którym nie
przeszkadzała niska temperatura. Ponure i pochmurne dni zawsze
usypiały Akasune. Leżał z głową na ławce i choć słyszał szum
od rozmów, jakie były prowadzone w klasie między uczniami, to
starał się choć na chwilę zdrzemnąć. Chociaż przez te dziesięć
minut. Nie był taki jak Hidan, że potrafił zasnąć w każdym
miejscu o każdej porze, nie zważając na to czy jest głośno czy
nie. Chemia, Historia i biologia... że też musiał mieć podrząd
te nudne przedmioty. One usypiały go jeszcze bardziej. Ziewnął,
nie otwierając przy tym oczu.
- Przepraszam... śpisz? - usłyszał
ciepły dziewczęcy głos. Niechętnie otworzył jedno oko, by
przyjrzeć się właścicielce tego uroczego głosiku. Po chwili
patrzenia stwierdził, że była ładna, i miała całkiem duży
biust, jak na swój wiek. Podniósł głowę, by dokładniej
przyjrzeć się jej piersią, oczywiście jak najbardziej dyskretnie.
Zerknął tylko na sekundę, ale tym razem już z inne perspektywy,
nie leżącej. Pomyślał, że doskonale wie po co przyszła. Zapewne
by dać mu jakiś liścik, albo zapytać o numer, lub o adres.
- Sorka... nie daje dzisiaj autografów
– mruknął zaspanym głosem. Deidara, który siedział w ławce
obok, patrzył na niego z politowaniem. Ten debil był marnotrawcom,
takie cycki i zmarnować okazję na randkę.
- Ale ja nie... - dziewczyna zmieszała
się, bo nie miała pojęcia o czym czerwonowłosy mówił. - Po
prostu.. Moi koledzy z klasy prosili mnie żebym przekazała ci
wiadomość – powiedziała zdeterminowana. W końcu przyszła tu z
misją, musi ją wypełnić jak należy. Sasori spojrzał na nią
niezrozumiale. A więc nie przyszła wyznać mu swojego zauroczenia?
A to nowość.
- Jacy koledzy? - dopytał, gdyż nie
miał pojęcia o kim mówiła.
- Z mojej klasy, chcieli żebyś się z
nimi spotkał, na tym piętrze pod automatem z napojami –
wyjaśniła. Sama nie miała pojęcia o co chodzi, ale nie
dopytywała, nie uważała by była to jej sprawa, tym bardziej
pewnie by jej nie interesowała, to w końcu jakieś chłopięce
sprawy.
- Teraz?? - zapytał nie zbyt chętnie,
bo nie miał ochoty nigdzie iść. Dziewczyna skinęła głową.
Akasuna westchnął. Nie chciał się z nikim spotykać. Nie miał
też pojęcia w jakiej sprawie, więc tym bardziej nie chciał iść
do tych gości. Powinni sami przyjść jeśli czegoś od niego chcą.
Z jakiej racji to on ma się fatygować? Do klasy wparował Hidan,
nie zważając na nic i nie rozglądając się, jak zwykle zresztą,
trącił dziewczynę stojącą nad Sasorim, a ta pod wpływem
uderzenia poleciała prosto na czerwonowłosego, przez co jej piersi
zderzyły się z twarzą chłopaka. Sasori czując jej walory na
swojej buzi, momentalnie się zarumienił, lecz nie bardziej niż
dziewczyna, która szybko od niego odskoczyła.
- Przepraszam! - krzyknęła zawstydzona
i uciekła z klasy. Deidara chichotał pod nosem, próbując
powstrzymać głośny śmiech. Hidan za to w ogóle nie zauważył,
że coś się stało i jak gdyby nigdy nic, kucał przy ławce
blondyna i zajadał się jego Bento.
- Brawo stary.. - wydusił ze śmiechem
Dei. - Gdybyś widział swoją minę.. - wytarł łzę radości.
- Spadaj! - Sasori natychmiast wstał z
ławki. Czuł się trochę zdezorientowany, a jednocześnie
zawstydzony, choć nie aż tak bardzo żeby chciał zapaść pod
ziemię, to w końcu przecież nie jego wina, że wpadła w niego
piersiami. Mógłby winić Hidana, ale to by i tak nic nie dało.
Wyszedł z klasy.
- Gdzie idziesz? - zawołał za nim
blondyn. - Nie mów, że do łazienki.. - patrzył jak znika za
drzwiami klasy, po czym chciał chwycić za swoje pałeczki do
jedzenia, jednak nie było ich w miejscu gdzie je położył.
Spojrzał na Hidana, który coś jadł, a potem na swoją
śniadaniówkę.
- Moje śniadanie.. - jęknął, widząc
prawie pusty pojemnik na jedzenie. Spojrzał z mordem w oczach na
szarowłosego. - Zeżarłeś mi śniadanie!
- Byłem głodny – powiedział ze
spokojem, nie przejmując się faktem, że Dei będzie przez niego
głodny. - Twoja mam to mistrzyni kuchni – przyznał połykając
kolejny kęs ryby z ryżem. Deidara szybko przybliżył do sienie
śniadaniówkę i zakrył ją rękami.
- Idź opychać się swoim śniadaniem –
burknął niezadowolony. Przez tego idiotę będzie musiał głodować,
a jak na złość nie wziął ze sobą pieniędzy.
- Ale.. ja nie mam dzisiaj śniadania –
rzucił czekając, aż Dei pozwoli mu dokończyć jego posiłek.
- Jak to? - Zdziwiło go to, bo mama
Hidana nigdy nie zapominała zrobić mu śniadania. - Zapomniałeś
wziąć? - zapytał, co było bardzo prawdopodobne. Hidan patrzył
chwilę na przyjaciela, swym spokojnym i obojętnym spojrzeniem, po
czym odwrócił głowę w bok.
- Zgubiłem... - powiedział po krótkiej
chwili.
- Co!?
Sasori szedł w umówione miejsce.
Nie wiedział po co w ogóle tam szedł, ale ta sytuacja z tą
dziewczyna, tak go zdezorientowała, że już nie miał pojęcia co
robi. Zresztą... co mu tam. Czegokolwiek ci kolesie będą od niego
chcieć, to załatwi to szybko. Gdy doszedł na miesjce dwóch
chłopców, już tam na niego czekało. Nie znał ich w ogóle. Nawet
z widzenia ich nie kojarzył, ale on zazwyczaj się nie rozglądał,
więc to nic dziwnego.
- Co jest? - zapytał, podchodząc
bliżej. - Jaką macie do mnie sprawę? - zapytał całkiem miło, bo
nie chciał wpakować się w żadne kłopoty. Nie znał ich. Kto wie
jak zareagowaliby, gdyby był dla nich nie miły, a miał ochotę być
za to, że zawracają mu głowę. Chłopcy popatrzyli na siebie, po
czym skinęli głowami.
- Ty jesteś Akasuna, prawda? - zapytał
Izumi. Sasori potwierdził, nie bardzo dziwił się skąd znają jego
nazwisko, być może słyszeli o nim od kogoś ze szkoły. - Po kim
masz takie czerwone włosy? - wolał się upewnić za nim zacznie
swoją zemstę, w końcu nie chciał się wygłupić. Kto wie, czy te
włosy to nie zwykły zbieg okoliczności. To pytanie zaskoczyło
Sasoriego, bo wydało mu się po prostu głupie i nie widział powodu
dla którego mieli by o to pytać.
- Co za różnica? - mruknął, nie
bardzo chciał na to odpowiadać.
- Pytam z ciekawości bo... też bym
chciał mieć takie czerwone włosy, no i... chciałem wiedzieć czy
to rodzinne. Więc po kim? - Nie dawał za wygraną.
- Po tacie.. - odpowiedział, bo nie
chciał dalej drążyć tego tematu.
- Tak myślałem – uśmiechnął się
triumfalnie, a czerwonowłosy nie miał pojęcia o co mu chodzi. Jego
kolega stał obok i tylko mu towarzyszył, jeszcze ani razu się nie
odezwał, ale i na jego twarzy widniał ten zadowolony z siebie
uśmiech. - Powiedz, twój ojciec był redaktorem w jakiejś gazecie?
- jeśli to potwierdzi, to na pewno ten sam Akasuna.
- Skąd wiesz? - Sasori zrobił wielkie
oczy. Pytanie samo wypłynęło mu z ust, był bardzo zdziwiony tym,
że ktoś w tej szkole o tym wie.
- A jednak – Jego uśmiech stał się
jeszcze bardziej triumfalny. Sasori tego nie rozumiał. Do czego on
zmierzał? Dziwny chłopak. - Musi ci być strasznie ciężko, że
miałeś takiego ojca, co? - mówił to z uśmiechem. Nie podobało
się to Sasoriemu. Zmarszczył brwi.
- Czego chcesz? - zapytał, już
żałował, że tu w ogóle przyszedł.
- Nic specjalnego – wzruszył
ramionami. - Chcę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec to straszny
frajer był, wiesz? - zaśmiał się po tych słowach. A robił to
wszystko po to by odegrać się na nim, że przez jego ojczulka, jego
tata nie ma dla niego czasu. Gdyby nie ojciec czerwonowłosego, nigdy
nikt by go nie zabił i jego tata nie zajmowałby się tą durną
sprawą i miał czas dla niego i jego siostry. Do tego nie potrafił
inaczej się zemścić. Nie bił się za dobrze, i chciał to zrobić
jak najszybciej, więc nie miał czasu na planowanie. Akasuna
zacisnął pięści. Znowu ktoś obraża jego ojca. Najpierw był to
Hidan, teraz jakiś kolejny idiota.
- Odwal się od mojego taty.. - wycedził
przez zęby. Nie pozwoli by ktoś go obrażał. Jak można obrażać
zmarłych? To zwykłe tchórzostwo. Oni sami się nie obronią, więc
to po prostu wstrętne tchórzostwo.
- Bo co? Przyjdzie i mnie zbije? -
pokręcił głową z niedowierzaniem. - Powiem ci coś, bo może
nawet sam o tym nie wiesz głąbie. Twój stary sam się wpakował w
to morderstwo, więc możesz mu pogratulować mózgu. Ups.. no tak..
on już go nie ma. - Uśmiechał się tak perfidnie, że Sasori nie
potrafił wytrzymać. Był wściekły. Nie mógł pojąć, dlaczego
ten ktoś czepił się jego taty, dlaczego mówi takie straszne
rzeczy? Czy taki człowiek ma serce? Nie potrafił odpowiedzieć
sobie na te pytania, a na pewno nie w tym momencie.
- Zamurowało go – odezwał się
kolega głównego antagonisty. - Czyli jednak nie wiedział.
- Pewnie nie chcieli by jego syn uważał
własnego ojca za tchórza. No ale cóż.. dzięki nam już wie, że
jego ojciec był frajerem – zaśmiał się. Czerwonowłosy zacisnął
mocno pięść i niewiele myśląc przywalił chłopakowi prosto w
nos. Izumi pod wpływem uderzenia cofnął się parę kroków, aż w
końcu upadł na ziemię.
- Powiedziałem.. Odwal się od mojego
ojca.. - rzucił przez zaciśnięte gardło. W okół nich zrobiło
się zbiegowisko gapiów. Przez tłum uczniów przedarł się Deidara
i Hidan. Byli ciekawi co się stało, a ujrzeli Sasoriego stojącego
z zaciśniętymi pięściami, chłopaka leżącego na podłodze i
drugiego chłopaka, który stał między nimi z szokowaną miną.
Izumi podniósł się do siadu, z jego nosa sączyła się krew, a
jego oczy łzawiły. I nie były to tylko łzy spowodowane uderzeniem
w nos. Sasori ruszył w jego stronę. Deidara szybko wybiegł z tłumu
i dobił do przyjaciela.
- Sasori przestań – rzucił,
zatrzymując go. Nie miał pojęcia co się stało, ale sądząc po
zaciśniętych pięściach, po lekko spuszczonej głowie i po tym
wściekłym wzroku, mógł się domyślać, że ktoś poważnie
zalazł mu za skórę. Miał taki sam wzrok, jak wtedy gdy uderzył
pierwszy raz Hidana. Szarowłosy za to podbiegł do Izumiego i łapiąc
go za koszule podciągnął do siebie.
- Coś ty zrobił Sasoriemu? - zapytał,
rzucając groźne spojrzenie chłopakowi. W szkole każdy się bał
Hidana więc nie musiał czekać długo na odpowiedź.
- N..nic... Ja nic nie zrobiłem. To
wszystko przez jego ojca.. - wychlipał z płaczem. Nos go cholernie
bolał, a do tego najsilniejszy chłopak w szkole patrzył na niego
jakby chciał mu zrobić krzywdę. Gdyby wiedział, że tak to się
skończy przygotował by lepszy plan.
- Ojca? - Hidan uniósł brew. Nie miał
pojęcia co ojciec Sasoriego ma do tego. Nim zdążył jednak uzyskać
odpowiedź, cały tłum przepędziła Dyrektorka Tsunade.
- Co tu się stało? - zapytała, swym
stanowczym głosem. Spojrzała po uczniach i skrzyżowała ręce na
piersi czekając na wyjaśnienia. Chciała przynajmniej wiedzieć kto
jest winny. Widziała Hidana trzymającego pobitego Izumiego, do tego
trzej pozostali wyglądali na niewinnych, więc wiadomo na kogo
skierowała swój niezadowolony wzrok.
- Hidan... - Mogła się domyślić, że
to on. Jak zwykle z nim były same problemy. Deidara otworzył usta,
by obronić przyjaciela, jednak w porę je zamknął. Jeśli obroni
Hidana, tym samym wyda Sasoriego. Nie miał pojęcia co robić.
Spojrzał na czerwonowłosego, ale on stał w bezruchu, jakby nic do
niego nie docierało. - Coś ty znowu narobił.. - dokończyła i
westchnęła, nie miała już do niego siły.
- To nie on! - krzyknął Izumi. Nie ma
mowy, żeby to Hidan zapłacił za zbrodnie Akasuny, niech
czerwonowłosy zapłaci za to co mu zrobił. Poza tym gdyby Hidan
miał przez niego kłopoty, na pewno miałby później u niego
przerąbane. - To Akasuna – pokazał palcem na Sasoriego. Hidan
puścił go, choć miał ochotę mu przywalić w ten zakrwawiony nos.
Przy dyrektorce jednak nie mógł tego zrobić.
- Sasori? - zdziwiła się i spojrzała
na chłopaka. Przyjaciel Izumiego potwierdził, że Sasori jest
głównym sprawcą, a potem został po proszony przez Tsunade by
zabrał swojego kolegę do pielęgniarki, bo jego nos wyglądał
naprawdę fatalnie. - Sasori, dlaczego to zrobiłeś? - zapytała nie
mogąc zrozumieć co takiego wstąpiło w chłopaka. Czyżby
koleżeństwo z Hidanem miało na niego zły wpływ? Choć z drugiej
strony, Deidara nie sprawiał aż takich problemów,a też przecież
przyjaźnił się z szarowłosym. Akasuna nie odpowiedział. Wewnątrz
niego aż kipiało przez ze złości, ulżył sobie tylko trochę.
Nie mógł znieść myśli, że ktoś obrażał jego ojca. Do tego
jak ten ktoś dowiedział się o tym wszystkim? To go najbardziej
zastanawiało. Nie chciałby ktokolwiek o tym wiedział. Oprócz jego
babci, sąsiadów, paru nauczycieli, Kakashiego i reszty policji, nie
wiedział o tym nikt. Wątpił by jakiś nauczyciel wygadał. Konan..
ona też na pewno by tego nie zrobiła, przecież mu to obiecała.
- Sasori – powtórzyła dyrektorka,
tym razem głośniej, jednak i na to chłopak nie zareagował. -
Dlaczego to zrobiłeś? Mówię do ciebie. - Dalej cisza. Dei zaczął
się nawet martwić stanem kumpla, może coś mu się stało. -
Sasori!! - krzyknęła zdenerwowana kobieta. Chłopak spojrzał na
nią nagle wściekłym wzrokiem. Przeszkadzała mu myśleć, głupia
baba. Dyrektorka zdziwiła się widząc jego pełen gniewu wzrok.
Zmarszczyła brwi. - Co to ma być za spojrzenie? - zapytała
retorycznie i szybkim krokiem do niego podeszła. - Idziesz ze mną
natychmiast – chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Chłopak nie sprzeciwiał się, i tak nie miał szans z dyrektorką,
dobrze o tym wiedział. - A wy do klasy – rzuciła do Deidary i
Hidana. Obaj spojrzeli po sobie, po czym udali się w kierunku klasy.
Czterastolatek siedział w
milczeniu przy biurku, naprzeciw Deryktor Tsunade. Patrzył w podłogę
licząc na to, że szybko skończy się to przesłuchanie. Kobieta
patrzyła na niego surowym wzrokiem czekając na odpowiedź. Nie
mogła uwierzyć, że Sasori zrobił coś takiego. Nigdy by nie
przypuszczała, że ten cichy, zamknięty w sobie dzieciak był
zdolny do takich rzeczy. Nie znała go za dobrze bo zaledwie trzy
miesiące, wiedziała przez co przeszedł, gdzie się wcześniej
uczył i to wszystko. Do tej pory nie sprawiał problemów, więc nie
spodziewała się takiego zaskoczenia. Akasuna wciąż milczał. Nie
zamierzał się zwierzać, nie lubił tego. Może to z powodu
upartości lub nieufności. Nie zastanawiał się nad tym. W jego
głowie widniała blokada pod nazwą „nie”. Nic nie powie, bo tak
postanowił.
- Więc nie powiesz mi dlaczego to
zrobiłeś? - zapytała po długiej chwili czekania. Westchnęła gdy
nie uzyskała odpowiedzi. Rozmawiało się z nim trudniej niż z
Hidanem. Tamten przynajmniej udawał, że niczego nie zrobił, choć
i tak było wiadomo, że wina jest jego. Być może nie miała
podejścia do młodych ludzi. - Muszę zadzwonić do twojej babci –
poinformowała go i sięgnęła po komórkę. Nie mogła tej sprawy
tak zostawić, postanowiła spotkać się z jego babcią, jak i z
rodzicami tamtych chłopców. Muszą to wyjaśnić. Sasori zacisnął
palce na materiale spodni. Nie podobało mu się to, że dzwoni
naskarżyć do jego babci, ale nie starał się jej powstrzymywać.
Tsunade poinformowała Chiyo o wybryku jej wnuka i poprosiła, by
stawiła się w szkole następnego dnia. Nie męczyła już Sasoriego
jednym i tym samym pytaniem, bo wiedziała że nie przyniesie to
skutków. Wstała i podeszła do drzwi.
- Możesz iść Sasori – powiedziała
i otworzyła drzwi. Za drzwiami ujrzała Deidare i Hidana, wyglądali
na zaskoczonych widząc ją w drzwiach. Sasori również był
zaskoczony, ale ich widokiem. Szybko domyślił się co tu robili. W
każdym razie nic konkretne nie udało im się podsłuchać. Wyszedł
z gabinetu, bo nie miał ochoty dłużej tutaj siedzieć, w końću
coś się dyrektorce może przypomnieć. Dyrektorce nerwowo drgała
brew, to nie był dobry znak.
- Bo my... - zaczął Dei w geście
obronnym, lecz nie dane mu było czegoś wymyślić.
- Mieliście iść do klasy – rzuciła
zdenerwowana. Same z nimi problemy, nigdy nie słuchają. Jak grochem
o ścianę. - Zresztą... wchodźcie, z wami też muszę porozmawiać
– Miała nadzieję, że oni wiedzą, jak doszło do tej całej
bójki.
- Która to godzina..? - wymamrotał
Hidan patrząc na nadgarstek, na którym i tak nie było zegarka. -
Muszę iść, zaraz spóźnię się na lekcję – odwrócił się na
pięcie i zrobił krok w stronę klasy.
- Nie tak prędko – szarpnęła go za
kołnierz i zaciągnęła do swojego gabinetu. - I tak jesteś już
spóźniony całe dwadzieścia minut. - Z tymi słowami zniknęła w
gabinecie razem z Deidarą i Hidanem. Sasori patrzył chwilę na
drzwi, po czy ruszył z rękami w kieszeni do swojej klasy.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki
silny Sasori – powiedziała Konan, gdy wracała razem z
czerwonowłosym do domu. - Myślałam, że nie należysz do tych co
lubią się bić – Z tego co pamiętała, nie umiał obronić się
przed jej przyjaciółmi, zwłaszcza przed Hidanem, a teraz sam
uczestniczył w bójce i wyszedł z tego zwycięsko.
- Bo nie lubię.. - burknął
niezadowolony, że uważała go za mięczaka. - Teraz tak po prostu
wyszło – wyjaśnił w skrócie.
- Ale i tak mi nie powiesz o co chodzi,
prawda? - zapytała z uśmiechem. Przyzwyczaiła się już do tego,
że nie wszystko jest jej mówione. Hidan też nie zwierza się z
każdej bójki i z tego z jakich powodów się bił. Być może
chłopcy uważają to za jakiś rodzaj honoru, by nie obarczać
swoimi problemami innych. Nie przeszkadzało jej to, skoro nie chciał
nic mówić, to nie zamierzała go zmuszać, choć była ciekawa o co
poszło.
- O, aleś ty mądra – rzucił
sarkastycznie z nutką złośliwości. Konan na to zareagowała, już
za dobrze znała docinki Sasoriego, do tego też się przyzwyczaiła,
i nauczyła się, ze jeśli będzie na nie odpowiadać to Sasori
poczuje się zwycięzcą, a na to nie mogła pozwolić.
- Ale wiesz... bójka, bójką, ale ty
złamałeś mu nos – powiedziała już poważniej. Sasori odwrócił
wzrok, nie miał zamiaru złamać mu nosa. Nie miał pojęcia, że
tak mocno go uderzył. - Babcia już wie? - Nie odpowiedział, więc
domyśliła się, że wie. - Boisz się? - na jej twarzy pojawił się
złośliwy uśmieszek.
- Pff.. - fuknął i odwrócił od niej
głowę. - Oczywiście, że nie – zaprzeczył z pewnością w
głosie, choć sam przed sobą nie chciał przyznać, że tak
naprawdę obawiał się tego jak bardzo babcia może być na niego
zła.
- Kłamca – powiedziała i zaśmiała
się w duchu widząc jego reakcję. Jak zwykle spiorunował ją
wzrokiem. Rozstali się gdy tylko Sasori wszedł do domu. Zdjął
buty i rzucił torbę w kąt, pomyślał nawet, że może babcia śpi
i będzie miał okazję przygotować sensowną wymówkę, niestety po
chwili przywitała go w korytarzu. Kazała mu przyjść do pokoju, bo
stwierdziła, że nie będą rozmawiać na korytarzu. Nie chętnie
powlókł się do salonu. Chiyo zaczęła mówić, jak to się na nim
zawiodła, a on puszczał to mimo uszu, choć było mu smutno, że
wszyscy są po stronie tamtego idioty. Trochę było w tym jego wina,
nie chciał się przyznać, o co takiego poszło.
- Jak mogłeś być taki niemądry?
Złamałeś mu nos! - krzyknęła.
- Nie moja wina.. - mruknął na swoje
usprawiedliwienie. - To on zaczął..
- I to był powód by połamać mu nos?
Sasori, co ty sobie myślałeś? Gdzie ty masz rozum?
- Gdyby siedział cicho, to nic by mu
się nie stało.. - Miał dość słuchania o tym jaki to jest
nierozważny, głupi i jak to kogoś bardzo skrzywdził.
- Przestań tak mówić! Co ci takiego
powiedział? - Chciała wiedzieć, z jakiego powodu jej wnuk tak
potraktował tamtego chłopca. Miała nadzieję, że to coś
poważnego, bo przerażałby ją fakt, że Sasori o byle co potrafi
zrobić komuś taką krzywdę.
- Nie ważne.. - usiadł na kanapie
wbijając wzrok w podłogę.
- Powiedz mi Sasori, bo ja już nie wiem
jak mam do ciebie mówić. Jeśli będziesz wszystko przede mną
ukrywał, to nie będę mogła ci pomóc – Martwiła się o wnuka,
chciała przecież dla niego dobrze.
- Nie potrzebuje pomocy – stwierdził
od razu. Sam sobie ze wszystkim poradzi, tak postanowił.
- Powiedz co się takiego stało? Jeśli
nie powiesz cała kara spadnie na ciebie. No chyba, że rzeczywiście
tylko ty tu jesteś winien. Mam cię traktować jak łobuza, który
łamie ludzkie kości za byle głupotę? Jeśli tak to zaraz
zadzwonię do dyrektorki i powiem, żeby dała karę tylko tobie, a i
ode mnie dostaniesz niemały szlaban – zaczęła go straszyć, bo
już nie wiedziała co mogłaby zrobić, by się chłopak przed nią
otworzył. Może to nie był psychologiczny sposób na podejście do
wnuka, ale nie była psychologiem tylko zwykłą babcią. Wizja
niemałego szlabanu trochę przerażała Akasunę. Wkurzało go to,
że tylko on miałby ponieść konsekwencje, a tamtemu idiocie,
uszłoby wszystko na sucho. Jednak to za mało, nie miał sześciu
lat, że da się tak po prostu zastraszyć.
- Mówiłem już... nie ważne..
- Jak sobie chcesz, żeby nie było, że
nie ostrzegałam. Zero komputera, telewizora i wychodzenia na dwór,
aż do odwołania. - Skrzywił się słysząc słowa „do
odwołania”, to było najgorsze, bo nie potrafił określić kiedy
babcia odwoła mu karę. To czekanie było denerwujące. - Idę do
sąsiada by odłączył ruter – Dobrze wiedziała, że Sasori pod
jej nieobecność mógłby korzystać z internetu, więc innego
wyjścia nie miała.
- To nie sprawiedliwe, to on zaczął! -
Dlaczego miał płacić taką karą, przez tamtego głupka? Nie fair.
Nie powinien mu łamać nosa, z tym musiał się zgodzić, nie zrobił
tego przecież specjalnie.
- Uderzył cię? - zapytała, opierać
ręce na biodrach.
- Nie.. Po prostu... Mówił straszne
rzeczy o tacie, nie mogłem wytrzymać, musiałem go walnąć! -
wyrzucił to z siebie, nie chciał dostać aż takiej kary, zwłaszcza
jeśli nie czuł się specjalnie winny.
- O tacie? - zdziwiła się. - Jak to? -
dopytała, nie mając pojęcia kto mógłby mówić jakieś złe
rzeczy o jej synu. Co prawda nie byłoby to dziwne, gdyby był to
jakiś jego stary znajomy z którym nie dogadywał się najlepiej,
ale jakieś dziecko ze szkoły Sasoriego? Nigdy by nie przypuszczała.
- Normalnie. Mówił o nim frajer... że
to jego wina, że zginął.. że był głupi.. - Z jego oczu
wypłynęły łzy. Ciężko mu było o tym mówić, bo jego tata
został tak bardzo obrażony, musiało być mu przykro jeśli to
słyszał. - Ale.. to nie wina taty, że został zabity, prawda?
Chciał przecież dobrze.. to nie jego wina – Mówił to, chcąc
samemu w to wierzyć. Gdyby nie ten artykuł, zapewne nic takiego by
się nie wydarzyło, ale przecież kto mógł wiedzieć, że tak się
stanie. Otarł wypływające łzy, bo w końcu miał się tak więcej
nie mazać.
- To na pewno nie wina taty –
zapewniła wnuka. Serce jej się ścisnęło, gdy ujrzała jego łzy,
były to łzy zupełnie szczere i pełne bólu. Dlaczego ten chłopiec
musi przechodzić w życiu przez takie rzeczy? Już wystarczająco
wycierpiał. Nie zmieniało to jednak faktu, że złamanie komuś
nosa to poważna sprawa, więc i on konsekwencje poniesie, ale teraz
przynajmniej wiedziała, że jej wnuk zrobił to w obronie swojego
ojca, a nie z byle powodu, trochę jej ulżyło. - Jutro trzeba to
wszystko powiedzieć pani Dyrektor.
- Ona nie zrozumie.. - rzucił
półszeptem.
- Na pewno zrozumie – zapewniła
wnuka. W takim wypadku nie można było tego zatajać. Sasori
postąpił źle łamiąc nos tamtemu chłopcu, ale tamten też nie
był zupełnie bez winy.
Następnego dnia, Sasori zgodnie z
rozkazem dyrektorki przyszedł do szkoły z babcią, a poszkodowany
Izumi ze swoją mamą, która nie wyglądała na zadowoloną. A swoje
niezadowolenie kierowała ku czerwonowsłosemu. Akasuna jednak miał
to gdzieś, bo przecież to nie on zaczął, choć irytowało go jej
spojrzenie. Przez całą rozmowę z Tsunade ta baba rzucała mu
pretensjonalne spojrzenia. Jakby wszystko było jego winą. W tym
samym czasie, gdy Sasori był u dyrektorki, jego klasa zaczynała
lekcje wuefu. Hidan wszedł do szatni w celu przebrania się. Jak
zwykle nikomu nie powiedział „cześć”, a i inni się do tego
nie fatygowali. Nie można było powiedzieć, że nie lubili Hidana,
niektórzy nawet go podziwiali za jego siłę i sprawność fizyczna,
ale jednocześnie się go bali. Skoro się z nimi nie witał, to
stwierdzili, że tego nie chce, więc lepiej nie ryzykować.
Szarowłosy ziewając zaczął rozpinać swój mundurek, gdy nagle do
jego uszu doszły słowa które go zainteresowały.
- Słyszeliście o Akasunie? - zapytał
kolegów, chłopak z klasy.
- Nie, a co z nim? - dopytał drugi.
- Podobno jest sierotą.
- Słyszałem, że jego rodziców ktoś
zabił. - wtrącił kolejny uczeń.
Hidan słysząc to zatrzymał palce na
ostatnim guziku. Był zaskoczony tym co usłyszał. Nie czekając na
dalszy bieg wydarzeń podszedł do plotkujących kolegów.
- Jak to zabił? - zapytał, a oni
spojrzeli na niego zaskoczeni, że się do nich odezwał.
- No... nie słyszałeś? Cała szkoła
o tym mówi.
- Rodzice Sasoriego nie żyją, bo ktoś
ich zamordował.
- Nikomu nic nie mówił – zaczęli
wyjaśniać wszystko co wiedzieli.
- Nie dziwie się, też bym nie chciał
o tym mówić.
Szarowłosy stał chwilę w osłupieniu,
bo ciężko mu było w to uwierzyć. Być może to zwykłe plotki,
ale nie będzie pewny na sto procent, jeśli sam o to nie zapyta.
Wyszedł szybkim krokiem z szatni. Musiał znaleźć Sasoriego, nie
chciał czekać aż sam przyjdzie do szatni, bo chciał z nim pogadać
na osobności. Czy to prawda? Chciał to wiedzieć. To było dosyć
normalne, że nie wszyscy mieszkają z rodzicami, i że nie wszyscy
mają rodziców, ale morderstwo to było coś czego się nie
spodziewał.
- Hidan.. gdzie ty idziesz? - odezwał
się Dei mijając szarowłosego, który go nawet nie zauważył.
Wysoki chłopak słysząc znajomy głos zatrzymał się.
- Szukam Sasoriego – oznajmił z
determinacją w głosie.
-Z tego co wiem, miał być dziś rano
u dyrektorki. Mówił nam, nie pamiętasz? - spojrzał z politowaniem
na kumpla. Ten jak zwykle myślał o niebieskich migdałach.
- Cholera... - zacisnął pięści,
chciał się jak najszybciej dowiedzieć czy to prawda. Byli
przyjaciółmi, powinni wiedzieć takie rzeczy. On sam nie mówił
Sasoriemu za wiele o sobie, ale też niczego przed nim nie ukrywał.
Może dwa miesiące kumplowania się, to dla Akasuny za mało by się
zwierzać.
- Co ci jest? - zapytał Dei. - Znowu
chcesz go pobić?? - To pierwsze co przyszło mu do głowy, bo Hidan
zazwyczaj w takich sytuacjach był zdeterminowany.
- Nie, chce go zapytać czy to o czym
mówi cała szkoła to prawda – rzucił krzyżując ręce na
piersi.
- A o czym mówi cała szkoła? - nie
bardzo rozumiał o co chodzi. Czyżby przegapił coś ciekawego?
Cholera.. mógł przyjść trochę wcześniej.
- O zabójstwie rodziców Akasuny –
wyjaśnił.
- Huh?? Jakim zabójstwie? - Deidare aż
w murowało. Milczał przez chwilę, zastanawiając się czy to żart,
czy jakaś durna plotka. Z trudem było uwierzyć w takie coś od
tak.
- Skąd mam wiedzieć? - syknął - Chcę
go właśnie o to zapytać.. - zmarszczył brwi, niezadowolony tym,
że Dei go nie słucha.
- A..ale jak to? - zapytał pochłonięty
własnymi przemyśleniami. Z jednej strony była to rzecz, która się
przecież zdarza, więc dlaczego tak to ich dziwi, z drugiej jednak
strony nie spodziewali się, że coś tak strasznego przydarzyło się
Sasoriemu. To by wyjaśniało dlaczego tak reagował gdy Hidan
obrażał jego rodziców, i to że nigdy nie chciał o nich mówić.
Dei domyślał się, że mogą nie żyć, ale nie że ktoś ich tak
po prostu zabił.
- Skoro Saso jest teraz zajęty, to idę
obić mordę temu kto rozpuścił tę plotkę – powiedział
uderzając pięścią w dłoń.
- Zaczekaj... Przecież nie wiesz kto to
zrobił. Po za tym.. myślę, że to nie jest tylko durna plotka. -
Zastanawiał się, czy Sasori wie o czym mówią w szkole. Jeśli
nigdy nie chciał mówić o swoich rodzicach, to będzie załamany
gdy dowie się że cała szkoła o tym mówi. Nie tak łatwo jest
powstrzymać falę plotek, nawet jeśli Hidan miałby coś tutaj
zdziałać. Zwsze pozostanie ktoś, kto będzie o tym szeptał.
- Nawet jeśli nie, to i tak obije ryj
temu frajerowi – Pytanie tylko, kto to był? Na myśl przychodziła
mu tylko jedna osoba. Chłopak z którym Sasori się bił. Miał
wredne spojrzenie, nie ufał mu. Jednakże podobno miał już złamany
nos, ale zdecydowanie była to za mała kara. A nawet jeśli to nie
on... To i tak chętnie by mu przywalił.
- Na razie się wstrzymaj, zobaczymy co
powie Sasori – Nagle zadzwonił dzwonek. - Cholera.. przez ciebie
nie zdążyłem się przebrać – warknął i rzucił się biegiem
do szatni. Hidan spojrzał po sobie i stwierdził, że zdążył
tylko rozpiąć mundurek i również nie jest przebrany. Odechciało
mu się ćwiczyć, więc udał się do gabinetu pielęgniarki by
przespać tę lekcję.
Po następnym dzwonku ogłaszającym
przerwę, Sasori wreszcie był wolny. Jak najszybciej chciał odesłać
babcię do domu, by nikt nie zobaczył jej w szkole. Wstyd
przychodzić z babcią do szkoły w tym wieku. Nie był za bardzo
zadowolony z decyzji dyrektorki, ponieważ Izumi za swoje zachowanie
dostał tylko kary społeczne, które musi wykonywać przez miesiąc,
oczywiście po tym jak już się trochę podleczy, za to on... musi
przez tydzień zostawać po lekcjach i pisać zdanie „Przepraszam
za moje zachowanie. Nie będę się więcej bił” po sto razy. Coś
czuł, że ręka mu odpadnie. Tsunade stwierdziła, że prowokacja to
nie powód do łamania nosa, ale na szczęście nie popierała też
Izumiego, któremu też dała niezły wywód. Jego matka była
zaskoczona, bo nie spodziewała się, że jej syn mógłby komuś
mówić tak przykre rzeczy. Po tym jak już pozbył się babci szedł
korytarzem do klasy. Miał dziwne wrażenie, że wszyscy na niego
spoglądają i szepczą coś sobie do uszu. Nie miał pojęcia co się
dzieje, czy to o nim mówią? Czy to tylko jego wyobraźnia? Czy może
ma coś na twarzy? A może to przez to, że złamał nos tamtemu
durniowi. Może teraz będą go uważali za takiego silnego jak
Hidan. Wszedł do rozgadanej klasy i nagle zapadła cisza. Wszystkie
oczy skierowane były ku niemu. Rozejrzał się zdezorientowany. Stał
tak chwilę patrząc po klasie, zastanawiając się dlaczego umilkli.
- Hej Sasori! - zawołał Dei, by
przerwać tę dziwną i nieręczną ciszę. Akasuna skinął mu głową
w geście przywitania i ruszył do swojej ławki. - Widziałeś
Hidana? - zapytał, gdy ten już usiadł. W klasie znów rozległy
się szepty. Blondyn chciał coś mówić, by żadne plotki do niego
nie doszły, ale był pewien, że długo to nie potrwa. Prędzej czy
później dojedzie do jego uszu, to co cała szkoła o nim mówi.
- Nie – rzucił wyjmując książki do
Historii.
- A jak tam u dyrektorki? - Sasori
opowiedział mu wszystko co się wydarzyło w gabinecie Tsunade. Po
klasie ciągle rozchodziły się szepty. Irytowało to Sasoriego jak
cholera, nie miał pojęcia o czym szepczą, ale był przekonany, że
to o nim. Gdy tylko na kogoś spojrzał, ten od razu milkł, starał
się wsłuchać co takiego mówią, ale głosy wymieszane ze sobą,
były zbyt niezrozumiałe. Do klasy wszedł, równo z dzwonkiem,
wszedł szarowłosy i gdy tylko ujrzał Sasoriego od razu do niego
dobił.
- Akasuna! Czy to prawda... - Dei zatkał
mu usta i całą siłą odciągną go od Saosirego. Czerwonowłosy
patrzył na nich niezrozumiale, zastanawiając się, czy wszyscy
próbują coś przed nim ukrywać. Zmarszczył brwi. Wkurzało go to.
- Idioto.. - warknął Dei szeptem do
Hidana. - Nie pytaj go o to teraz. Nie przy wszystkich. - Może i
wszyscy i tak już o tym wiedzieli, a na pewno większość, mimo to
był pewien, że od razu zrobiło by się zbiegowisko wokół
Sasoriego, czego on na pewno by nie chciał. I zapewne tak samo nie
miał by ochoty o tym mówić przy całej klasie. Po chwili do sali
wkroczył profesor Iruka i zaprowadzając w klasie ciszę przeszedł
do lekcji.
Godzinę później Sasori stał na
dachu i czuł się bardzo zdezorientowany sytuacją w której Konan
rzuciła mu się na szyję próbując pocieszać go na wszelkie
sposoby, a on nie miał pojęcia co się stało. Wszyscy mieli jakieś
takie przybite miny, do tego wiedzieli coś, czego on nie wiedział.
Widział, że Hidan ledwo powstrzymywał się od powiedzenia czegoś.
Był ciekawy czego. Podejrzewał nawet Hidana, zastanawiając się
czy znowu nie wyciął mu jakiegoś numeru, o którym dowiedziała
się cała szkoła, ale widząc ich miny szybko przestał oskarżać
kolegę, a zaczął się nawet martwić tym, czy coś się stało.
- O co wam chodzi? - powiedział w
końcu, jednocześnie z irytowany i lekko przerażony odpowiedzią
jaką zaraz uzyska. Obawiał się najgorszego.
- To ty nie wiesz co mówią w szkole? -
zapytał Yahiko zdumiony zdziwieniem Sasoriego. Prawie cała ich
klasa o tym mówiła, więc dziwne, że do niego to jeszcze nie
dotarło. Wszyscy się martwili tym, jak zareagował na te plotki, a
on nawet o niczym nie wiedział.
- O czym mówią? - spojrzał po
wszystkich. Może wreszcie dowie się o czym wszyscy szepczą sobie
do ucha.
- Sasori.. - zaczęła Konan bardzo
troskliwie i najdelikatniej jak potrafiła. Nie mogli tego przed nim
ukrywać, bo i tak by się dowiedział, a lepiej jak dowie się od
nich niż od przypadkowego ucznia. - Bo wiesz... wszyscy już wie...
- Chodzi o to, że twoi rodzice zostali
zamordowani – wystrzelił nagle Hidan. Niebieskowłosa posłała mu
piorunujące spojrzenie. Sasori zrobił wielkie oczy, a serce zabiło
mu mocniej.
- Mógłbyś być bardziej delikatny...
- westchnął blondyn. Do Sasoriego przez chwilę nie docierało to,
co do niego powiedzieli. Bo niby skąd mieliby się o tym dowiedzieć,
niczego im nie mówił. Wątpił by Konan wygadała, choć nie mógł
tego zupełnie wykluczyć. Obiecała mu, że nic nie powie, ale czy
mógł jej ufać? A może to nie ona, może... i w tej chwili do
niego dotarło. Przypomniał sobie, że Izumi wiedział o tym co się
stało z jego ojcem. Był przekonany, że to on. Albo inni
dowiedzieli się w podobny lub ten sam sposób co Izumi, może była
jakaś powtórka w telewizji z tego co się wydarzyło pięć
miesięcy temu. Nawet jeśli, to najlepszym powodem i tak było
zrzucenie winy na Izumiego, bo ten zalazł mu za skórę.
- Halo... ziemia do Sasoriego.. - rzucił
Yahiko, na co Sasori się ocknął. - To prawda? - Chłopak milczał.
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz –
powiedziała Konan, nie chcąc go do tego zmuszać, choć sama znała
prawdę.
- Ale nawet jak nie powiesz, to i tak
wiemy że to prawda – dodał rudowłosy, za co dostał w łeb od
Deidary. Ten gość nie ma w ogóle wyczucia, jak się zachować w
pewnych sytuacjach. Gorzej niż Hidan. Ten przynajmniej chociaż
teraz zachowywał powagę sytuacji. Czerwonowłosy zastanawiał się
nad ich pytaniem. Co im powiedzieć? Nie było sensu ich kłamać.
Czy było coś złego w tym, że powie im prawdę? Oczywiście, że
nie, więc dlaczego się wahał? Czasami siebie nie rozumiał. Było
do przewidzenie, że prędzej czy później się o tym dowiedzą,
szkoda tylko, że w taki sposób.
- To prawda.. - rzucił po długiej
chwili. Wszystkim zrobiło się dziwnie smutno słysząc jego
odpowiedź. Domyślali się, że to może być prawda, ale gdzieś w
środku nich tliła się nadzieja, że to zwykła plotka.
- A więc teraz nic mnie nie
powstrzymuje, żeby drugi raz złamać nos temu frajerowi – mówiąc
to Hidan, uśmiechał się do siebie. Teraz miał ochotę złamać mu
nie tylko nos, zadarł z jego kumplem, no i przy okazji Hidan miał
potrzebę wyżycia się, a to był idealny pretekst by komuś
przywalić.
- Więc teraz już jasne, dlaczego byłeś
wtedy z Kakashim – odezwał się Itachi, przypominając sobie ich
pierwsze spotkanie w domu Naruto. Słyszał, że chłopak był na
komisariacie, i że był przesłuchiwany, ale nie miał pojęcia
dlaczego i też ani Minato, ani Kakashi nie chcieli tego powiedzieć.
A on sam nie interesował się tym specjalnie, to też zaciekawienie
tą sprawą tak szybko zniknęło jak się pojawiło.
- Musi ci być ciężko – dodał
Nagato. Nawet nie próbował sobie wyobrazić co ten chłopak musi
przeżywać wewnątrz siebie. Strata rodziców to jedno, ale w taki
okrutny sposób to drugie. Jakie pytania musiały chodzić Sasoriemu
po głowie? Na pewno więcej tych bez odpowiedzi. Było mu przykro,
że musiało się to przytrafić komuś takiemu jak Sasori.
- Nie jest tak źle.. - rzucił w
odpowiedzi. Nie chciał by się nad nim litowali, to najgorsze co
mogli zrobić. - Minęło już trochę czasu. Nie musimy o tym
mówić.. i tak już cała szkoła o tym gada.. - Zacisnął pięści.
Nie podobało mu się, że naruszają jego prywatność. Nie miał
pretensji do przyjaciół, którzy po prostu chcieli wiedzieć czy to
prawda, ale miał pretensje do tych co to rozgadują po całej
szkole. Tak nie powinno być, to jego życie.
- To prawda, że strzeliłeś do
mordercy? - zapytał Yahiko, bo i takie słuchy go doszły. Trudno
było stwierdzić, co w tych plotkach jest prawdą a co nie.
- Ha? - zdziwił się. Co to za durne
wymysły? Ale z drugiej strony szkoda, że to nie była prawda.- Nie,
nie strzeliłem do niego. - Zmarszczył brwi. - Ale kiedyś to zrobię
– rzucił z pewnością w głosie, aż przeszły ich ciarki. Tylko
Hidan nie wydawał się zrażony tym pomysłem, a nawet w ogóle
przestał go słuchać, zastanawiając się nad torturami dla
Izumiego.
- Żartujesz prawda? - zapytała Konan.
- Nie. Chciałbym do niego strzelić –
powtórzył tak samo pewnie jak przed chwilą.
- I tak to nie zwróciłoby życia twoim
rodzicom – stwierdził Yahiko.
- Wiem... tak tylko powiedziałem, że
gdybym miał okazję to bym strzelił. Ale jej nie mam, więc nie
macie co się martwić. - Zapewnił ich, nie chcąc słuchać dłużej
ich wykładów, na temat swojej zemsty. Wiedział, że zemsta jest
zła, ale przecież nie zaszkodziłoby zemścić się na kimś aż
takim złym, zabił w końcu nie tylko jego rodziców. Taki morderca
to nie człowiek tylko potwór, a potwory nie mają prawa istnieć. Z
takiego założenia wychodził Sasori.
- Eh.. pewnie gdybym był na twoim
miejscu, myślałbym tak samo – powiedział Dei, starając się
zrozumieć przyjaciela.
- Nie popieraj go w tym – rzuciła
oburzona Konan. Powinien mu odradzać takie zawistne pomysły.
- Nie popieram, uważam tylko że takie
myślenie w jego przypadku jest normalne
- Z której strony niby? - Rzucili sobie
piorunujące spojrzenia. Sasori westchnął. Nie chciał by teraz
zaczęli traktować go jak porcelanę, nie chciał by przez to co
wiedzą ich stosunek do niego się zmienił. Miał nadzieję, że nie
spędzą całego dnia w szkole na rozmowach o morderstwie jego
rodziców. Nie był jeszcze gotowy na taką szczerą rozmowę z
przyjaciółmi. Do tego teraz musiał jeszcze przetrwać falę plotek
na jego temat.
- W szkole to teraz.. gorący temat –
rzucił Sasori patrząc gdzieś w bok. Nie miał ochoty wracać do
klasy na lekcje. Nie, gdy wszyscy o tym wiedzą i mówią o tym jakby
była to nie wiadomo jak ciekawa sensacja.
- Nie przejmuj się tym co mówią –
odezwał się Nagato z ciepłym uśmiechem. Sasori spojrzał na
niego. - Pogadają trochę i przestaną. Większość tego co mówią
to zwykła bujda. W końcu sami uznają, że brzmi to wszystko
nieprawdopodobnie, więc szybko o tym zapomną.
- Mam nadzieję – powiedział
półszeptem. Na prawdę bardzo by chciał, by te plotki się szybko
skończyły, nawet jeśli dopiero się zaczęły.
- A jak nie, to ja im chętnie wszystko
wytłumaczę – dodał Hidan z naciskiem na słowo wytłumaczę.
Wszyscy już dobrze wiedzieli jak on im będzie chciał to
wytłumaczyć.
- Ty już się tak chętnie nie udzielaj
– wtrąciła niebiesowłosa. Wiadomo, że przez to narobiłby sobie
tylko kłopotów i w szkole i w domu. Chyba już zapomniał, że
grożono mu wyrzuceniem ze szkoły. Cały Hidan. Skierowali się w
stronę wyjścia z dachu i niemal od razu zaczęli rozmawiać o czymś
zupełnie innym, zachowywali się jakby rozmowa o rodzicach
Sasoriego, w ogóle nie miała miejsca. Za co sam Akasuna był im
wdzięczny, nie chciał by trwała wśród nich niezręczna i
przygnębiająca atmosfera. Oni sami wiedzieli, że Sasoriemu musi
być ciężko dlatego nie chcieli już drążyć tego tematu. Znali
prawdę, to im wystarczyło. Sasori cieszył się, że zrozumieli, że
nie chce o tym mówić. Był pewny, że kiedyś wrócą do tego
tematu, ale cieszył się, że przestali mu współczuć, bo
współczuć to powinni jego rodzicom, a nie jemu, któremu udało
się przeżyć, przez własne tchórzostwo. Mógł stwierdzić, że
miał dobrych przyjaciół.
Po trzech godzinach, Sasori nie
wytrzymał. Po dowiedzeniu się o czym plotkują w szkole, stał się
wyczulony na ich szepty, przez co zbyt wiele słów, często
bolesnych, wiążących się z traumatycznymi przeżyciami trafiało
do jego głowy. Słowa te odbijały się echem, przez co miał
wrażenie, że boli go głowa. Postanowił więc zerwać się z
lekcji. Deidara nie zamierzał go powstrzymywać, widząc jak Sasori
pobladł. Hidan zadeklarował, że pójdzie z nim, ale jego akurat
tym razem udało się powstrzymać Deidarze. Długowłosy był niemal
pewien, że Sasori chciałby być sam. Akasuna udał się prosto....
na komisariat. Nie miał gdzie się o tej porze podziać, do domu nie
mógł wrócić ze względu na babcię, a Kakashi być może pozwoli
mu skorzystać z policyjnej siłowni, wtedy będzie mógł się tam
wyżyć. Zrywanie się z lekcji i pójście na policje to
zdecydowanie nie był dobry pomysł, ale może po znajomości nie
będą chcieli go na siłę zaciągnąć do szkoły, poza tym teraz
tylko tam mógł wyrzucić z siebie złość która w nim była. Z
każdym krokiem szedł co raz szybciej, aż w końcu chód przemienił
się w bieg. Biegł ile sił w nogach, nie zatrzymał się nawet na
chwilę, a do komisariatu nie było wcale tak blisko. Biegnąc, krok
za krokiem gubił negatywne emocje, był co raz dalej od tej
niewdzięcznej szkoły. Już miał wystarczająco dużo kłopotów,
ale to nie jego wina, że uciekł z lekcji. Cała szkoła jest temu
winna, uwzięli się na niego. Jak z Hidanem wszystko się ułożyło,
to teraz ktoś inny się go czepia i rozpowiada o jego rodzicach, nie
pytając go o zdanie. Przecież to jego rodzice, jego sprawa i jego
życie. Nie mógł znieść myśli, że cała szkoła mówi o tamtym
zdarzeniu i do tego wymyśla niestworzone rzeczy, takie jak, że on
strzelał do mordercy, albo to że jego rodzice byli członkami
jakieś mafii lub sekty. Wszystko to było nie prawdą, jak mogli tak
perfidnie kłamać? Nawet jeśli nie zdawali sobie sprawy, że to
kłamstwo, to przecież nie mogą mieć stu procentowej pewności, że
to prawda. Zatrzymał się przed dużymi drzwiami prowadzącymi na
komendę policji. Dyszał ciężko patrząc na drzwi. Zmęczył się
cholernie, ale przynajmniej było mu ciepło. Po dłuższej chwili
odpoczynku wszedł do środka. Podszedł do wysokiej lady, by zapytać
o Kakashiego.
- Dzień dobry, jest może Inspektor
Hatake? - Nie będzie pytał nie oficjalnie, bo tak nie wypada, choć
głupio się czuł nazywając go Inspektorem, jakoś nie mógł do
tego przywyknąć.
- Nie ma go teraz. - odpowiedział
policjant. - Chłopcze, a czy ty nie...
- Co tu robisz? - odezwał się Kakashi,
który właśnie przekroczył wejściowe drzwi. Od razu dojrzał
czerwonowłosego, którego widok tutaj, go zaskoczył, zwłaszcza
tego dnia i wtych godzinach. Chłopak odwrócił się do Kakashiego.
- Jesteś, całe szczęście bo muszę...
- Nie dane mu było do kończyć, siwowłosy od razu mu przerwał.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? –
zapytał, podchodząc do lady. Wziął jakieś papiery i coś w nich
zaczął podpisywać.
- No bo.. - starał się wymyślić
jakąś sensowną wymówkę, ale nic konkretnego nie przychodziło mu
do głowy. - Czy to ważne? Przyszedłem tutaj, bo musiałem. -
Kakashi odłożył długopis i przeniósł swój wzrok na
czternastolatka.
- Nie wydaje mi się. Wracaj do szkoły
– postanowił za niego. Takie dzieciaki powinny chodzić do szkoły,
a nie włóczyć się po komisariatach. Akasuna rzucił gniewne
spojrzenie Kakashiemu.
- Nie. - zaprzeczył stanowczo. Nie po
to tutaj biegł, by teraz tak po prostu wrócić tam, gdzie nie
chciał być. Wiedział, że Hatake nie lubi sprzeciwów, ale tym
razem nie miał wyjścia, musiał walczyć o swoje. Mężczyzna
westchnął.
- Nie rób scen Sasori, po prostu wracaj
– rzucił, ruszając w stronę schodów. - A, i jeszcze jedno –
zatrzymał się, ponownie odwracając się do Sasoriego. - Przykro mi
ale.. Koniec naszych treningów. - dodał stanowczo. Sasoriego aż
zatkało. Nie spodziewał się tego usłyszeć właśnie teraz.
- A..ale jak to? - zapytał nie
dowierzając w to co przed chwilą powiedział Kakashi. - To dlatego,
że uciekłem ze szkoły? - dopytał szybko. Nie rozumiał dlaczego
Hatake miałby zmienić zdanie o trenowaniu go, przecież szło mu
dobrze. Czy tylko dlatego że zwiał z paru lekcji nie może już
trenować? To bez sensu.
- Nie, to nie dlatego. - wyjaśnił
patrząc na zdezorientowaną minę Sasoriego. - To dlatego, że nie
dotrzymałeś obietnicy. - Sasori zaczął zastanawiać się o jaką
obietnicę chodziło. - Obiecałeś, że nie będziesz robił nikomu
krzywdy – dodał i w tej chwili Sasori zrozumiał. Pamiętał, że
obiecywał Kakashiemu, że nawet jeśli stanie się silniejszy,
będzie wykorzystywać swoją siłę do obrony własnej, a nie
atakowania innych.
- Ale skąd ty wiesz, że ja...
- Spotkałem się z twoją babcią –
odpowiedział przerywając mu, bo dobrze wiedząc o co chłopak
zapyta. Sasoriego ta odpowiedź co najmniej zszokowała. - Myślisz,
że twoja babcia o niczym nie wiedziała? Może i jest stara, ale nie
głupia. Widziała, jak podwożę cię pod dom, niemalże każdej
niedzieli. Zadzwoniła do mnie ciekawa, dlaczego jej wnuk spotyka się
z policjantem. Nie miałem powodów by ją okłamywać, więc
powiedziałem jej prawdę. Powiedziałem jej, że to tylko w celach
samoobrony i że nikogo nie zamierzasz krzywdzić, ża chciałeś
poczuć się pewniej. Uwierzyła mi i ostatecznie zgodziła się na
to bym cię dalej trenował, ale po tym co zrobiłeś, poprosiła
mnie bym już więcej cię nie uczył. Doskonale ją rozumiem,
złamałeś obietnice. Koniec treningów. - Wiedział, że chłopak
ma potencjał, mimo to za bardzo zlekceważył ten fakt i za szybko
nauczył go rzeczy do których jeszcze nie dorósł. Jeśli nie umie
kontrolować swojej złości, może jeszcze nie jednej osobie złamać
nos. Czuł się za to poniekąd odpowiedzialny. Sasori nie mógł
uwierzyć w to co słyszy. Jak to jego babcia o wszystkim wiedziała?
Pozwoliła mu na to? Nie pojmował. Mógł go Kakashi pod sam dom nie
podwozić. Przecież to logiczne, że babcia mogła patrzeć przez
okno i go zauważyć. Jak mógł zlekceważyć tak ważny fakt? Gdzie
on miał mózg? Do tego nie złamał tej całej obietnicy bo chciał,
tak mu po prostu wyszło, ale nie żałował tego.
- A co miałem zrobić? - Zacisnął
pięści. - Stać i przyglądać się jak naśmiewa się z moich
rodziców?! Już nigdy więcej nie będę tylko się przyglądał...
Nigdy! - Wszyscy zwrócili wzrok ku niemu, zaciekawienie co ten
czerwonowłosy gimnazjalista tak się wydziera.
- Nie rozumiesz.. - pokręcił głową
Kakashi. - I nie krzycz.. nie jesteś u siebie w domu – rzucił mu
spojrzenie pełne politowania.
- Nie rozumiem? To mi wytłumacz – Nie
dawał za wygraną. Chciał wiedzieć, dlaczego to on jest zły w tej
sytuacji? Dlaczego przez decyzje jego babci, nie może dalej
trenować? Czy gdyby jego babcia nie poprosiła o to Kakashiego, to
on dalej by go trenował, czy może również by nie chciał, bo
złamał obietnicę? Tyle pytań nasuwało się do jego głowy, a na
żadne nie znał jeszcze odpowiedzi.
- Może innym razem, jakbyś nie
zauważył.. jestem w pracy, a ty wracaj do szkoły – Ponownie
ruszył w stronę schodów.
- Kiedy innym razem?! Powiedz mi teraz.
Dlaczego nie chcesz mnie trenować? Przecież to nie moja wina, to
tamten zaczął. Przekonam moją babcię. – mówił to idąc za
nim. Kakashi jednak nie zwracał na niego uwagi, a przynajmniej się
starał. - Następnym razem dotrzymam obietnicy, naprawdę. Słyszysz?
- zirytował się, że go nie słucha. Obawiał się, że Kakashi
gdzieś zaraz zniknie, za jakimiś drzwiami i nie będzie miał już
szansy z nim porozmawiać. - Przepraszam.. - rzucił w końcu to
magiczne słowo. Hataka zatrzymał się, po czym podszedł do
chłopca.
- Nie zawsze wszystko załatwisz słowem
przepraszam – powiedział patrząc w pełne nadziei oczy Sasoriego,
z których nadzieje szybko się ulotniła.
- Ale... ja naprawdę lubię te treningi
– dodał odwracając wzrok od mężczyzny.
- Wiem.. - uśmiechnął się lekko do
siebie i poczochrał mu włosy. - Ale tak będzie lepiej. Jesteś już
wystarczająco silny. - Po tych słowach udał się na górę.
- Kakashi – zaczepił go jeden z
policjantów schodzących na dół. - Minato chce cię zobaczyć, to
coś ważnego. - Hatake skinął głową i udał się do gabinetu
szefa. Sasoriemu nie podobała się taka odpowiedź. Co znaczyło, że
tak będzie lepiej? Niby dla kogo? Na pewno nie dla niego. Nie chciał
trenować już tylko dlatego, że chciał być jeszcze silniejszy, po
prostu to mu się podobało. Może Kakashi był surowym nauczycielem,
ale to nic w porównaniu do tego ile radości sprawiały mu
niedzielne poranki, gdy mógł ćwiczyć sztuki walk. Nie miał
pojęcia kto Kakashiego tego wszystkiego nauczył, ale lepszego
nauczyciela nie mógł sobie wymarzyć. Wstyd było mu przed samym
sobą przyznać, że polubił tego palącego zrzędę. Nie mógł tak
tego zostawić. Nie podda się tak łatwo. Ruszył na górę za
Inspektorem.
- Chłopcze a ty dokąd? - Nie
odpowiedział na to pytanie tylko pobiegł przed siebie. Znalazł się
na długim, już dobrze znanym mu korytarzu, gdzie słychać było
dochodzące głosy z jednego z gabinetów. Rozejrzał się i ujrzał
nie wielką smugę światła wychodzącą zza uchylonych drzwi.
Widocznie Kakashi ich nie domknął gdy wchodził do biura
Nadinspektora Minato. Podszedł do drzwi.
- Mów co chciałeś powiedzieć, tylko
szybko bo jestem głodny – oznajmił Kakashi rozsiadając się w
fotelu.
- Zaraz ci się odechce jeść –
powiedział poważnym tonem, a Kakashi nadstawił uszu. -
Namierzyliśmy mordercę państwa Akasuna. - Sasoriemu serce omal nie
wyskoczyło. Przeszedł go zimny dreszcz i poczuł na sobie gęsią
skórkę. To był jakiś chory zbieg okoliczności. Nie mógł po
prostu w to uwierzyć.
Od Autorki: Wiem, że nie było rozdziału ponad miesiąc. Przepraszam za taką długą przerwę, ale ostatnio jestem bardzo zabiegana.. Ech, w tym miesiącu też będzie podobnie T-T Mnie też się to nie podoba, bo przez to ucieka mi wena na pisanie >.<
W każdym razie, jak przeczytaliście przyjaciele Saso wreszcie wiedzą o jego rodzicach, i jak się okazuje nie tylko przyjaciele xp Jakie ja temu biednemu Sasoriemu kłody pod nogi rzucam.. jestem zua :< Ale postaram się mu to wynagrodzić :D
W każdym razie, jak przeczytaliście przyjaciele Saso wreszcie wiedzą o jego rodzicach, i jak się okazuje nie tylko przyjaciele xp Jakie ja temu biednemu Sasoriemu kłody pod nogi rzucam.. jestem zua :< Ale postaram się mu to wynagrodzić :D
Dziękuję Bardzo za to, że czytacie to moje skromne opowiadanie, i że komentujecie rozdziały :)
Jak dostrzeżecie jakieś błędy, to śmiało mnie ochrzaniać w komentarzach ;p
I skończyło się lato.. Ja tak nie chcę :/ Lubię lato.
Choć upały są męczące... ale i tak, lato jest spoko xD
Choć upały są męczące... ale i tak, lato jest spoko xD
A wy cieszycie się z powrotu do szkoły, czy może wręcz przeciwnie? :P