piątek, 2 października 2015

Rozdział 17


     Czerwonowłosy czternastolatek, szedł zmęczonym krokiem pod górę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego szkoła znajdowała się na wzgórzu. Sama myśl o tym, że musi tam chodzić była wkurzająca, a ta droga wcale mu tego nie ułatwiała. Tuż obok niego kroczyła Konan. Jak zwykle na jej twarzy widniał uśmiech, i nie wyglądała na taką, co by pod tę górę nie lubiła się wspinać. Być może ona zdążyła już przywyknąć. Co prawda widok ze szkolnego dachu rekompensował cały trud dojścia do budynku, bo można było stamtąd ujrzeć centrum miasta, a przynajmniej sporą jego część, jak i domy jednorodzinne i pobliskie lasy. Stać na szkolnym dachu i patrzeć na wszystko z góry, wydawało się takie niesamowite, a jednocześnie dziwnie przerażające. To, że patrzysz na wszystko z góry, nie czyniło cie najważniejszym, czy też najwspanialszym. Takie myśli napływały do głowy Sasoriego, gdy stał na szkolnym dachu. Teraz jednak wreszcie doszedł do szkoły i zaraz po wejściu do niej rozdzielił się z Konan, każdy poszedł do swojej szafki na buty. Akasuna spojrzał znudzonym spojrzeniem na numer sześćdziesiąt dziewięć i otworzył szafkę. Zmienił buty, po czym udał się do kolejnych szafek, tych na książki. Otworzył swoją i wyjął jeden podręcznik, który będzie potrzebny mu na tę godzinę, po czym męczył się chwilę by zamknąć szafkę, gdyż miał w niej nie mały bałagan i wszystkie książki blokowały drzwiczki. Zmarszczył brwi i upchnął książki byle jak i z trudem udało mu się zamknąć szkolną szafkę. Przez chwilę patrzył zirytowany na przedmiot martwy. Głupia szafka, same z nią problemy.
- Akasuna! - krzyknął Hidan podbiegając do czerwonowłosego. Brązowowłosy chłopiec, słysząc to nazwisko zatrzymał się nagle i spojrzał na czerwonowłosego. Sasori odwrócił wzrok ku Hidanowi. - Odrobiłeś matmę, ha? - zapytał z nadzieją, że będzie miał od kogo spisać.
- Ja? - zapytał retorycznie zdziwionym tonem. - Zwariowałeś...? - rzucił jakby to było oczywiste, odwracając od niego wzrok. Hidan westchnął.
- Wiedziałem.. - rzucił ponuro. - Widzisz głąbie.. przez ciebie musimy prosić Deidare – zarzucił mu ramię na kark. Sasori nie skomentował tego w żaden sposób. Zdążył się już przyzwyczaić, do tego, że Hidan różnie go nazywa. Wiedział, że tym razem nie robi tego w celu, by go obrazić. - Znowu będzie się przechwalał jaki to jest mądry bo odrobił lekcje – kontynuował szarowłosy. Ruszyli razem w stronę sali. Brązowowłosy czternastolatek stał w miejscu, odprowadzając wzrokiem Sasoriego.
- Izumi! - zawołał czarnowłosy kolega chłopca o brązowych włosach i podszedł do niego. - Co tak stoisz? Chodźmy do sali.
- Tamten chłopak nazywa się Akasuna.. - mówił bardziej do siebie niż kolegi.
- Co z tego? - wzruszył ramionami. - Znasz go? - dodał po chwili, nie rozumiejąc, dlaczego jego przyjaciel tak się wpatruje w jakiegoś Akasune.
- Nie.. To znaczy.. - odwrócił się do kumpla. - Jeśli to ten Akasuna o którym myślę.. - zaczął, lecz nie dokończył. Po chwili znowu się odezwał. - Mówiłem ci ostatnio, że mój ojciec ciągle pracuje nad jedną sprawą i nie ma prawie na nic czasu – rzucił do czarnowłosego.
- Pamiętam, mówiłeś – przytaknął mu, coraz bardziej ciekawy do czego Izumi zmierza.
- Ojciec prowadzi śledztwo związane z jakimś zamordowanym Akasuną. Podobno jakiś wariat wyrżną faceta i jego żonę, a dziecko oszczędził. Myślę, że to może być on. - Ponownie spojrzał w stronę, gdzie jeszcze przed chwilę szedł Sasori.
- Wiesz.. takich samych nazwisk jest pełno. To nic nie znaczy – uświadomił przyjaciela.
- Nie. Jestem prawie pewien, że to on. Widziałem zdjęcie jego rodziców. Ma takie same włosy, jak facet ze zdjęcia. To nie może być przypadek – powiedział pewny siebie.
- Nawet jeśli nie. To co z tego? - nie miał pojęcia do czego zmierzał Izumi. Cokolwiek się stało z jego rodzicami, i czy była to prawda czy nie, to nie była ich sprawa.
- Jak to co? - zapytał z oczywistością w głosie. - Przez tę sprawę mój ojciec nie poszedł ze mną na mecz i olał przedstawienie mojej siostry. Wiem, że praca jest ważna, ale nie aż tak, żeby musiał nas olewać. - Zacisnął pięści. - Podobno to trudna do rozwiązania sprawa... Ale co z tego? Wiele ludzi ginie, a rodzinę ma tylko jedną.. - milczał przez chwilę patrząc w podłogę. Po chwili uścisk jego pięści zelżał. - W każdym razie, słyszałem, że ojciec tego Akasuny, sam się w to wkopał.
- Jak? - zainteresował się.
- Podobno napisał jakieś obelgi na temat tego wariata w gazecie i tamten przez to go zabił. - Mówił to co słyszał, a nigdy nie słuchał uważnie, więc mógł się pomylić, ale w tym momencie był pewny, że ma rację.
- To zginął w bardzo głupi sposób – uśmiechnął się drwiąco. Jak można było wyzywać publicznie mordercę. To nie za mądre posunięcie.
- Prawda? Dlatego nie uważam, że trzeba poświęcać aż tyle czasu na śledztwo dla kogoś takiego. - Nie potrafił zrozumieć dlaczego jego ojciec tak bardzo przejmuje się tą sprawą. Sprawą człowieka, który sam przez własną głupotę wywołał wilka z lasu. - Mam plan.. - rzucił i zaczął opowiadać na ucho przyjacielowi, to co zamierza zrobić. A zamierzał się po prostu zemścić na Sasorim, za to, że przez głupotę jego ojca, jego tata nie ma czasu dla rodziny.

     Dźwięk dzwonka rozległ się po szkole, ogłaszając trzecią przerwę. Coraz mniej uczniów chętnie opuszczało budynek szkolny na przerwach. Na dworze było zimno i nikomu nie chciało się marznąć. Choć byli i tacy, którym nie przeszkadzała niska temperatura. Ponure i pochmurne dni zawsze usypiały Akasune. Leżał z głową na ławce i choć słyszał szum od rozmów, jakie były prowadzone w klasie między uczniami, to starał się choć na chwilę zdrzemnąć. Chociaż przez te dziesięć minut. Nie był taki jak Hidan, że potrafił zasnąć w każdym miejscu o każdej porze, nie zważając na to czy jest głośno czy nie. Chemia, Historia i biologia... że też musiał mieć podrząd te nudne przedmioty. One usypiały go jeszcze bardziej. Ziewnął, nie otwierając przy tym oczu.
- Przepraszam... śpisz? - usłyszał ciepły dziewczęcy głos. Niechętnie otworzył jedno oko, by przyjrzeć się właścicielce tego uroczego głosiku. Po chwili patrzenia stwierdził, że była ładna, i miała całkiem duży biust, jak na swój wiek. Podniósł głowę, by dokładniej przyjrzeć się jej piersią, oczywiście jak najbardziej dyskretnie. Zerknął tylko na sekundę, ale tym razem już z inne perspektywy, nie leżącej. Pomyślał, że doskonale wie po co przyszła. Zapewne by dać mu jakiś liścik, albo zapytać o numer, lub o adres.
- Sorka... nie daje dzisiaj autografów – mruknął zaspanym głosem. Deidara, który siedział w ławce obok, patrzył na niego z politowaniem. Ten debil był marnotrawcom, takie cycki i zmarnować okazję na randkę.
- Ale ja nie... - dziewczyna zmieszała się, bo nie miała pojęcia o czym czerwonowłosy mówił. - Po prostu.. Moi koledzy z klasy prosili mnie żebym przekazała ci wiadomość – powiedziała zdeterminowana. W końcu przyszła tu z misją, musi ją wypełnić jak należy. Sasori spojrzał na nią niezrozumiale. A więc nie przyszła wyznać mu swojego zauroczenia? A to nowość.
- Jacy koledzy? - dopytał, gdyż nie miał pojęcia o kim mówiła.
- Z mojej klasy, chcieli żebyś się z nimi spotkał, na tym piętrze pod automatem z napojami – wyjaśniła. Sama nie miała pojęcia o co chodzi, ale nie dopytywała, nie uważała by była to jej sprawa, tym bardziej pewnie by jej nie interesowała, to w końcu jakieś chłopięce sprawy.
- Teraz?? - zapytał nie zbyt chętnie, bo nie miał ochoty nigdzie iść. Dziewczyna skinęła głową. Akasuna westchnął. Nie chciał się z nikim spotykać. Nie miał też pojęcia w jakiej sprawie, więc tym bardziej nie chciał iść do tych gości. Powinni sami przyjść jeśli czegoś od niego chcą. Z jakiej racji to on ma się fatygować? Do klasy wparował Hidan, nie zważając na nic i nie rozglądając się, jak zwykle zresztą, trącił dziewczynę stojącą nad Sasorim, a ta pod wpływem uderzenia poleciała prosto na czerwonowłosego, przez co jej piersi zderzyły się z twarzą chłopaka. Sasori czując jej walory na swojej buzi, momentalnie się zarumienił, lecz nie bardziej niż dziewczyna, która szybko od niego odskoczyła.
- Przepraszam! - krzyknęła zawstydzona i uciekła z klasy. Deidara chichotał pod nosem, próbując powstrzymać głośny śmiech. Hidan za to w ogóle nie zauważył, że coś się stało i jak gdyby nigdy nic, kucał przy ławce blondyna i zajadał się jego Bento.
- Brawo stary.. - wydusił ze śmiechem Dei. - Gdybyś widział swoją minę.. - wytarł łzę radości.
- Spadaj! - Sasori natychmiast wstał z ławki. Czuł się trochę zdezorientowany, a jednocześnie zawstydzony, choć nie aż tak bardzo żeby chciał zapaść pod ziemię, to w końcu przecież nie jego wina, że wpadła w niego piersiami. Mógłby winić Hidana, ale to by i tak nic nie dało. Wyszedł z klasy.
- Gdzie idziesz? - zawołał za nim blondyn. - Nie mów, że do łazienki.. - patrzył jak znika za drzwiami klasy, po czym chciał chwycić za swoje pałeczki do jedzenia, jednak nie było ich w miejscu gdzie je położył. Spojrzał na Hidana, który coś jadł, a potem na swoją śniadaniówkę.
- Moje śniadanie.. - jęknął, widząc prawie pusty pojemnik na jedzenie. Spojrzał z mordem w oczach na szarowłosego. - Zeżarłeś mi śniadanie!
- Byłem głodny – powiedział ze spokojem, nie przejmując się faktem, że Dei będzie przez niego głodny. - Twoja mam to mistrzyni kuchni – przyznał połykając kolejny kęs ryby z ryżem. Deidara szybko przybliżył do sienie śniadaniówkę i zakrył ją rękami.
- Idź opychać się swoim śniadaniem – burknął niezadowolony. Przez tego idiotę będzie musiał głodować, a jak na złość nie wziął ze sobą pieniędzy.
- Ale.. ja nie mam dzisiaj śniadania – rzucił czekając, aż Dei pozwoli mu dokończyć jego posiłek.
- Jak to? - Zdziwiło go to, bo mama Hidana nigdy nie zapominała zrobić mu śniadania. - Zapomniałeś wziąć? - zapytał, co było bardzo prawdopodobne. Hidan patrzył chwilę na przyjaciela, swym spokojnym i obojętnym spojrzeniem, po czym odwrócił głowę w bok.
- Zgubiłem... - powiedział po krótkiej chwili.
- Co!?
     Sasori szedł w umówione miejsce. Nie wiedział po co w ogóle tam szedł, ale ta sytuacja z tą dziewczyna, tak go zdezorientowała, że już nie miał pojęcia co robi. Zresztą... co mu tam. Czegokolwiek ci kolesie będą od niego chcieć, to załatwi to szybko. Gdy doszedł na miesjce dwóch chłopców, już tam na niego czekało. Nie znał ich w ogóle. Nawet z widzenia ich nie kojarzył, ale on zazwyczaj się nie rozglądał, więc to nic dziwnego.
- Co jest? - zapytał, podchodząc bliżej. - Jaką macie do mnie sprawę? - zapytał całkiem miło, bo nie chciał wpakować się w żadne kłopoty. Nie znał ich. Kto wie jak zareagowaliby, gdyby był dla nich nie miły, a miał ochotę być za to, że zawracają mu głowę. Chłopcy popatrzyli na siebie, po czym skinęli głowami.
- Ty jesteś Akasuna, prawda? - zapytał Izumi. Sasori potwierdził, nie bardzo dziwił się skąd znają jego nazwisko, być może słyszeli o nim od kogoś ze szkoły. - Po kim masz takie czerwone włosy? - wolał się upewnić za nim zacznie swoją zemstę, w końcu nie chciał się wygłupić. Kto wie, czy te włosy to nie zwykły zbieg okoliczności. To pytanie zaskoczyło Sasoriego, bo wydało mu się po prostu głupie i nie widział powodu dla którego mieli by o to pytać.
- Co za różnica? - mruknął, nie bardzo chciał na to odpowiadać.
- Pytam z ciekawości bo... też bym chciał mieć takie czerwone włosy, no i... chciałem wiedzieć czy to rodzinne. Więc po kim? - Nie dawał za wygraną.
- Po tacie.. - odpowiedział, bo nie chciał dalej drążyć tego tematu.
- Tak myślałem – uśmiechnął się triumfalnie, a czerwonowłosy nie miał pojęcia o co mu chodzi. Jego kolega stał obok i tylko mu towarzyszył, jeszcze ani razu się nie odezwał, ale i na jego twarzy widniał ten zadowolony z siebie uśmiech. - Powiedz, twój ojciec był redaktorem w jakiejś gazecie? - jeśli to potwierdzi, to na pewno ten sam Akasuna.
- Skąd wiesz? - Sasori zrobił wielkie oczy. Pytanie samo wypłynęło mu z ust, był bardzo zdziwiony tym, że ktoś w tej szkole o tym wie.
- A jednak – Jego uśmiech stał się jeszcze bardziej triumfalny. Sasori tego nie rozumiał. Do czego on zmierzał? Dziwny chłopak. - Musi ci być strasznie ciężko, że miałeś takiego ojca, co? - mówił to z uśmiechem. Nie podobało się to Sasoriemu. Zmarszczył brwi.
- Czego chcesz? - zapytał, już żałował, że tu w ogóle przyszedł.
- Nic specjalnego – wzruszył ramionami. - Chcę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec to straszny frajer był, wiesz? - zaśmiał się po tych słowach. A robił to wszystko po to by odegrać się na nim, że przez jego ojczulka, jego tata nie ma dla niego czasu. Gdyby nie ojciec czerwonowłosego, nigdy nikt by go nie zabił i jego tata nie zajmowałby się tą durną sprawą i miał czas dla niego i jego siostry. Do tego nie potrafił inaczej się zemścić. Nie bił się za dobrze, i chciał to zrobić jak najszybciej, więc nie miał czasu na planowanie. Akasuna zacisnął pięści. Znowu ktoś obraża jego ojca. Najpierw był to Hidan, teraz jakiś kolejny idiota.
- Odwal się od mojego taty.. - wycedził przez zęby. Nie pozwoli by ktoś go obrażał. Jak można obrażać zmarłych? To zwykłe tchórzostwo. Oni sami się nie obronią, więc to po prostu wstrętne tchórzostwo.
- Bo co? Przyjdzie i mnie zbije? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Powiem ci coś, bo może nawet sam o tym nie wiesz głąbie. Twój stary sam się wpakował w to morderstwo, więc możesz mu pogratulować mózgu. Ups.. no tak.. on już go nie ma. - Uśmiechał się tak perfidnie, że Sasori nie potrafił wytrzymać. Był wściekły. Nie mógł pojąć, dlaczego ten ktoś czepił się jego taty, dlaczego mówi takie straszne rzeczy? Czy taki człowiek ma serce? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania, a na pewno nie w tym momencie.
- Zamurowało go – odezwał się kolega głównego antagonisty. - Czyli jednak nie wiedział.
- Pewnie nie chcieli by jego syn uważał własnego ojca za tchórza. No ale cóż.. dzięki nam już wie, że jego ojciec był frajerem – zaśmiał się. Czerwonowłosy zacisnął mocno pięść i niewiele myśląc przywalił chłopakowi prosto w nos. Izumi pod wpływem uderzenia cofnął się parę kroków, aż w końcu upadł na ziemię.
- Powiedziałem.. Odwal się od mojego ojca.. - rzucił przez zaciśnięte gardło. W okół nich zrobiło się zbiegowisko gapiów. Przez tłum uczniów przedarł się Deidara i Hidan. Byli ciekawi co się stało, a ujrzeli Sasoriego stojącego z zaciśniętymi pięściami, chłopaka leżącego na podłodze i drugiego chłopaka, który stał między nimi z szokowaną miną. Izumi podniósł się do siadu, z jego nosa sączyła się krew, a jego oczy łzawiły. I nie były to tylko łzy spowodowane uderzeniem w nos. Sasori ruszył w jego stronę. Deidara szybko wybiegł z tłumu i dobił do przyjaciela.
- Sasori przestań – rzucił, zatrzymując go. Nie miał pojęcia co się stało, ale sądząc po zaciśniętych pięściach, po lekko spuszczonej głowie i po tym wściekłym wzroku, mógł się domyślać, że ktoś poważnie zalazł mu za skórę. Miał taki sam wzrok, jak wtedy gdy uderzył pierwszy raz Hidana. Szarowłosy za to podbiegł do Izumiego i łapiąc go za koszule podciągnął do siebie.
- Coś ty zrobił Sasoriemu? - zapytał, rzucając groźne spojrzenie chłopakowi. W szkole każdy się bał Hidana więc nie musiał czekać długo na odpowiedź.
- N..nic... Ja nic nie zrobiłem. To wszystko przez jego ojca.. - wychlipał z płaczem. Nos go cholernie bolał, a do tego najsilniejszy chłopak w szkole patrzył na niego jakby chciał mu zrobić krzywdę. Gdyby wiedział, że tak to się skończy przygotował by lepszy plan.
- Ojca? - Hidan uniósł brew. Nie miał pojęcia co ojciec Sasoriego ma do tego. Nim zdążył jednak uzyskać odpowiedź, cały tłum przepędziła Dyrektorka Tsunade.
- Co tu się stało? - zapytała, swym stanowczym głosem. Spojrzała po uczniach i skrzyżowała ręce na piersi czekając na wyjaśnienia. Chciała przynajmniej wiedzieć kto jest winny. Widziała Hidana trzymającego pobitego Izumiego, do tego trzej pozostali wyglądali na niewinnych, więc wiadomo na kogo skierowała swój niezadowolony wzrok.
- Hidan... - Mogła się domyślić, że to on. Jak zwykle z nim były same problemy. Deidara otworzył usta, by obronić przyjaciela, jednak w porę je zamknął. Jeśli obroni Hidana, tym samym wyda Sasoriego. Nie miał pojęcia co robić. Spojrzał na czerwonowłosego, ale on stał w bezruchu, jakby nic do niego nie docierało. - Coś ty znowu narobił.. - dokończyła i westchnęła, nie miała już do niego siły.
- To nie on! - krzyknął Izumi. Nie ma mowy, żeby to Hidan zapłacił za zbrodnie Akasuny, niech czerwonowłosy zapłaci za to co mu zrobił. Poza tym gdyby Hidan miał przez niego kłopoty, na pewno miałby później u niego przerąbane. - To Akasuna – pokazał palcem na Sasoriego. Hidan puścił go, choć miał ochotę mu przywalić w ten zakrwawiony nos. Przy dyrektorce jednak nie mógł tego zrobić.
- Sasori? - zdziwiła się i spojrzała na chłopaka. Przyjaciel Izumiego potwierdził, że Sasori jest głównym sprawcą, a potem został po proszony przez Tsunade by zabrał swojego kolegę do pielęgniarki, bo jego nos wyglądał naprawdę fatalnie. - Sasori, dlaczego to zrobiłeś? - zapytała nie mogąc zrozumieć co takiego wstąpiło w chłopaka. Czyżby koleżeństwo z Hidanem miało na niego zły wpływ? Choć z drugiej strony, Deidara nie sprawiał aż takich problemów,a też przecież przyjaźnił się z szarowłosym. Akasuna nie odpowiedział. Wewnątrz niego aż kipiało przez ze złości, ulżył sobie tylko trochę. Nie mógł znieść myśli, że ktoś obrażał jego ojca. Do tego jak ten ktoś dowiedział się o tym wszystkim? To go najbardziej zastanawiało. Nie chciałby ktokolwiek o tym wiedział. Oprócz jego babci, sąsiadów, paru nauczycieli, Kakashiego i reszty policji, nie wiedział o tym nikt. Wątpił by jakiś nauczyciel wygadał. Konan.. ona też na pewno by tego nie zrobiła, przecież mu to obiecała.
- Sasori – powtórzyła dyrektorka, tym razem głośniej, jednak i na to chłopak nie zareagował. - Dlaczego to zrobiłeś? Mówię do ciebie. - Dalej cisza. Dei zaczął się nawet martwić stanem kumpla, może coś mu się stało. - Sasori!! - krzyknęła zdenerwowana kobieta. Chłopak spojrzał na nią nagle wściekłym wzrokiem. Przeszkadzała mu myśleć, głupia baba. Dyrektorka zdziwiła się widząc jego pełen gniewu wzrok. Zmarszczyła brwi. - Co to ma być za spojrzenie? - zapytała retorycznie i szybkim krokiem do niego podeszła. - Idziesz ze mną natychmiast – chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. Chłopak nie sprzeciwiał się, i tak nie miał szans z dyrektorką, dobrze o tym wiedział. - A wy do klasy – rzuciła do Deidary i Hidana. Obaj spojrzeli po sobie, po czym udali się w kierunku klasy.
Czterastolatek siedział w milczeniu przy biurku, naprzeciw Deryktor Tsunade. Patrzył w podłogę licząc na to, że szybko skończy się to przesłuchanie. Kobieta patrzyła na niego surowym wzrokiem czekając na odpowiedź. Nie mogła uwierzyć, że Sasori zrobił coś takiego. Nigdy by nie przypuszczała, że ten cichy, zamknięty w sobie dzieciak był zdolny do takich rzeczy. Nie znała go za dobrze bo zaledwie trzy miesiące, wiedziała przez co przeszedł, gdzie się wcześniej uczył i to wszystko. Do tej pory nie sprawiał problemów, więc nie spodziewała się takiego zaskoczenia. Akasuna wciąż milczał. Nie zamierzał się zwierzać, nie lubił tego. Może to z powodu upartości lub nieufności. Nie zastanawiał się nad tym. W jego głowie widniała blokada pod nazwą „nie”. Nic nie powie, bo tak postanowił.
- Więc nie powiesz mi dlaczego to zrobiłeś? - zapytała po długiej chwili czekania. Westchnęła gdy nie uzyskała odpowiedzi. Rozmawiało się z nim trudniej niż z Hidanem. Tamten przynajmniej udawał, że niczego nie zrobił, choć i tak było wiadomo, że wina jest jego. Być może nie miała podejścia do młodych ludzi. - Muszę zadzwonić do twojej babci – poinformowała go i sięgnęła po komórkę. Nie mogła tej sprawy tak zostawić, postanowiła spotkać się z jego babcią, jak i z rodzicami tamtych chłopców. Muszą to wyjaśnić. Sasori zacisnął palce na materiale spodni. Nie podobało mu się to, że dzwoni naskarżyć do jego babci, ale nie starał się jej powstrzymywać. Tsunade poinformowała Chiyo o wybryku jej wnuka i poprosiła, by stawiła się w szkole następnego dnia. Nie męczyła już Sasoriego jednym i tym samym pytaniem, bo wiedziała że nie przyniesie to skutków. Wstała i podeszła do drzwi.
- Możesz iść Sasori – powiedziała i otworzyła drzwi. Za drzwiami ujrzała Deidare i Hidana, wyglądali na zaskoczonych widząc ją w drzwiach. Sasori również był zaskoczony, ale ich widokiem. Szybko domyślił się co tu robili. W każdym razie nic konkretne nie udało im się podsłuchać. Wyszedł z gabinetu, bo nie miał ochoty dłużej tutaj siedzieć, w końću coś się dyrektorce może przypomnieć. Dyrektorce nerwowo drgała brew, to nie był dobry znak.
- Bo my... - zaczął Dei w geście obronnym, lecz nie dane mu było czegoś wymyślić.
- Mieliście iść do klasy – rzuciła zdenerwowana. Same z nimi problemy, nigdy nie słuchają. Jak grochem o ścianę. - Zresztą... wchodźcie, z wami też muszę porozmawiać – Miała nadzieję, że oni wiedzą, jak doszło do tej całej bójki.
- Która to godzina..? - wymamrotał Hidan patrząc na nadgarstek, na którym i tak nie było zegarka. - Muszę iść, zaraz spóźnię się na lekcję – odwrócił się na pięcie i zrobił krok w stronę klasy.
- Nie tak prędko – szarpnęła go za kołnierz i zaciągnęła do swojego gabinetu. - I tak jesteś już spóźniony całe dwadzieścia minut. - Z tymi słowami zniknęła w gabinecie razem z Deidarą i Hidanem. Sasori patrzył chwilę na drzwi, po czy ruszył z rękami w kieszeni do swojej klasy.

- Nie wiedziałam, że jesteś taki silny Sasori – powiedziała Konan, gdy wracała razem z czerwonowłosym do domu. - Myślałam, że nie należysz do tych co lubią się bić – Z tego co pamiętała, nie umiał obronić się przed jej przyjaciółmi, zwłaszcza przed Hidanem, a teraz sam uczestniczył w bójce i wyszedł z tego zwycięsko.
- Bo nie lubię.. - burknął niezadowolony, że uważała go za mięczaka. - Teraz tak po prostu wyszło – wyjaśnił w skrócie.
- Ale i tak mi nie powiesz o co chodzi, prawda? - zapytała z uśmiechem. Przyzwyczaiła się już do tego, że nie wszystko jest jej mówione. Hidan też nie zwierza się z każdej bójki i z tego z jakich powodów się bił. Być może chłopcy uważają to za jakiś rodzaj honoru, by nie obarczać swoimi problemami innych. Nie przeszkadzało jej to, skoro nie chciał nic mówić, to nie zamierzała go zmuszać, choć była ciekawa o co poszło.
- O, aleś ty mądra – rzucił sarkastycznie z nutką złośliwości. Konan na to zareagowała, już za dobrze znała docinki Sasoriego, do tego też się przyzwyczaiła, i nauczyła się, ze jeśli będzie na nie odpowiadać to Sasori poczuje się zwycięzcą, a na to nie mogła pozwolić.
- Ale wiesz... bójka, bójką, ale ty złamałeś mu nos – powiedziała już poważniej. Sasori odwrócił wzrok, nie miał zamiaru złamać mu nosa. Nie miał pojęcia, że tak mocno go uderzył. - Babcia już wie? - Nie odpowiedział, więc domyśliła się, że wie. - Boisz się? - na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Pff.. - fuknął i odwrócił od niej głowę. - Oczywiście, że nie – zaprzeczył z pewnością w głosie, choć sam przed sobą nie chciał przyznać, że tak naprawdę obawiał się tego jak bardzo babcia może być na niego zła.
- Kłamca – powiedziała i zaśmiała się w duchu widząc jego reakcję. Jak zwykle spiorunował ją wzrokiem. Rozstali się gdy tylko Sasori wszedł do domu. Zdjął buty i rzucił torbę w kąt, pomyślał nawet, że może babcia śpi i będzie miał okazję przygotować sensowną wymówkę, niestety po chwili przywitała go w korytarzu. Kazała mu przyjść do pokoju, bo stwierdziła, że nie będą rozmawiać na korytarzu. Nie chętnie powlókł się do salonu. Chiyo zaczęła mówić, jak to się na nim zawiodła, a on puszczał to mimo uszu, choć było mu smutno, że wszyscy są po stronie tamtego idioty. Trochę było w tym jego wina, nie chciał się przyznać, o co takiego poszło.
- Jak mogłeś być taki niemądry? Złamałeś mu nos! - krzyknęła.
- Nie moja wina.. - mruknął na swoje usprawiedliwienie. - To on zaczął..
- I to był powód by połamać mu nos? Sasori, co ty sobie myślałeś? Gdzie ty masz rozum?
- Gdyby siedział cicho, to nic by mu się nie stało.. - Miał dość słuchania o tym jaki to jest nierozważny, głupi i jak to kogoś bardzo skrzywdził.
- Przestań tak mówić! Co ci takiego powiedział? - Chciała wiedzieć, z jakiego powodu jej wnuk tak potraktował tamtego chłopca. Miała nadzieję, że to coś poważnego, bo przerażałby ją fakt, że Sasori o byle co potrafi zrobić komuś taką krzywdę.
- Nie ważne.. - usiadł na kanapie wbijając wzrok w podłogę.
- Powiedz mi Sasori, bo ja już nie wiem jak mam do ciebie mówić. Jeśli będziesz wszystko przede mną ukrywał, to nie będę mogła ci pomóc – Martwiła się o wnuka, chciała przecież dla niego dobrze.
- Nie potrzebuje pomocy – stwierdził od razu. Sam sobie ze wszystkim poradzi, tak postanowił.
- Powiedz co się takiego stało? Jeśli nie powiesz cała kara spadnie na ciebie. No chyba, że rzeczywiście tylko ty tu jesteś winien. Mam cię traktować jak łobuza, który łamie ludzkie kości za byle głupotę? Jeśli tak to zaraz zadzwonię do dyrektorki i powiem, żeby dała karę tylko tobie, a i ode mnie dostaniesz niemały szlaban – zaczęła go straszyć, bo już nie wiedziała co mogłaby zrobić, by się chłopak przed nią otworzył. Może to nie był psychologiczny sposób na podejście do wnuka, ale nie była psychologiem tylko zwykłą babcią. Wizja niemałego szlabanu trochę przerażała Akasunę. Wkurzało go to, że tylko on miałby ponieść konsekwencje, a tamtemu idiocie, uszłoby wszystko na sucho. Jednak to za mało, nie miał sześciu lat, że da się tak po prostu zastraszyć.
- Mówiłem już... nie ważne..
- Jak sobie chcesz, żeby nie było, że nie ostrzegałam. Zero komputera, telewizora i wychodzenia na dwór, aż do odwołania. - Skrzywił się słysząc słowa „do odwołania”, to było najgorsze, bo nie potrafił określić kiedy babcia odwoła mu karę. To czekanie było denerwujące. - Idę do sąsiada by odłączył ruter – Dobrze wiedziała, że Sasori pod jej nieobecność mógłby korzystać z internetu, więc innego wyjścia nie miała.
- To nie sprawiedliwe, to on zaczął! - Dlaczego miał płacić taką karą, przez tamtego głupka? Nie fair. Nie powinien mu łamać nosa, z tym musiał się zgodzić, nie zrobił tego przecież specjalnie.
- Uderzył cię? - zapytała, opierać ręce na biodrach.
- Nie.. Po prostu... Mówił straszne rzeczy o tacie, nie mogłem wytrzymać, musiałem go walnąć! - wyrzucił to z siebie, nie chciał dostać aż takiej kary, zwłaszcza jeśli nie czuł się specjalnie winny.
- O tacie? - zdziwiła się. - Jak to? - dopytała, nie mając pojęcia kto mógłby mówić jakieś złe rzeczy o jej synu. Co prawda nie byłoby to dziwne, gdyby był to jakiś jego stary znajomy z którym nie dogadywał się najlepiej, ale jakieś dziecko ze szkoły Sasoriego? Nigdy by nie przypuszczała.
- Normalnie. Mówił o nim frajer... że to jego wina, że zginął.. że był głupi.. - Z jego oczu wypłynęły łzy. Ciężko mu było o tym mówić, bo jego tata został tak bardzo obrażony, musiało być mu przykro jeśli to słyszał. - Ale.. to nie wina taty, że został zabity, prawda? Chciał przecież dobrze.. to nie jego wina – Mówił to, chcąc samemu w to wierzyć. Gdyby nie ten artykuł, zapewne nic takiego by się nie wydarzyło, ale przecież kto mógł wiedzieć, że tak się stanie. Otarł wypływające łzy, bo w końcu miał się tak więcej nie mazać.
- To na pewno nie wina taty – zapewniła wnuka. Serce jej się ścisnęło, gdy ujrzała jego łzy, były to łzy zupełnie szczere i pełne bólu. Dlaczego ten chłopiec musi przechodzić w życiu przez takie rzeczy? Już wystarczająco wycierpiał. Nie zmieniało to jednak faktu, że złamanie komuś nosa to poważna sprawa, więc i on konsekwencje poniesie, ale teraz przynajmniej wiedziała, że jej wnuk zrobił to w obronie swojego ojca, a nie z byle powodu, trochę jej ulżyło. - Jutro trzeba to wszystko powiedzieć pani Dyrektor.
- Ona nie zrozumie.. - rzucił półszeptem.
- Na pewno zrozumie – zapewniła wnuka. W takim wypadku nie można było tego zatajać. Sasori postąpił źle łamiąc nos tamtemu chłopcu, ale tamten też nie był zupełnie bez winy.

     Następnego dnia, Sasori zgodnie z rozkazem dyrektorki przyszedł do szkoły z babcią, a poszkodowany Izumi ze swoją mamą, która nie wyglądała na zadowoloną. A swoje niezadowolenie kierowała ku czerwonowsłosemu. Akasuna jednak miał to gdzieś, bo przecież to nie on zaczął, choć irytowało go jej spojrzenie. Przez całą rozmowę z Tsunade ta baba rzucała mu pretensjonalne spojrzenia. Jakby wszystko było jego winą. W tym samym czasie, gdy Sasori był u dyrektorki, jego klasa zaczynała lekcje wuefu. Hidan wszedł do szatni w celu przebrania się. Jak zwykle nikomu nie powiedział „cześć”, a i inni się do tego nie fatygowali. Nie można było powiedzieć, że nie lubili Hidana, niektórzy nawet go podziwiali za jego siłę i sprawność fizyczna, ale jednocześnie się go bali. Skoro się z nimi nie witał, to stwierdzili, że tego nie chce, więc lepiej nie ryzykować. Szarowłosy ziewając zaczął rozpinać swój mundurek, gdy nagle do jego uszu doszły słowa które go zainteresowały.
- Słyszeliście o Akasunie? - zapytał kolegów, chłopak z klasy.
- Nie, a co z nim? - dopytał drugi.
- Podobno jest sierotą.
- Słyszałem, że jego rodziców ktoś zabił. - wtrącił kolejny uczeń.
Hidan słysząc to zatrzymał palce na ostatnim guziku. Był zaskoczony tym co usłyszał. Nie czekając na dalszy bieg wydarzeń podszedł do plotkujących kolegów.
- Jak to zabił? - zapytał, a oni spojrzeli na niego zaskoczeni, że się do nich odezwał.
- No... nie słyszałeś? Cała szkoła o tym mówi.
- Rodzice Sasoriego nie żyją, bo ktoś ich zamordował.
- Nikomu nic nie mówił – zaczęli wyjaśniać wszystko co wiedzieli.
- Nie dziwie się, też bym nie chciał o tym mówić.
Szarowłosy stał chwilę w osłupieniu, bo ciężko mu było w to uwierzyć. Być może to zwykłe plotki, ale nie będzie pewny na sto procent, jeśli sam o to nie zapyta. Wyszedł szybkim krokiem z szatni. Musiał znaleźć Sasoriego, nie chciał czekać aż sam przyjdzie do szatni, bo chciał z nim pogadać na osobności. Czy to prawda? Chciał to wiedzieć. To było dosyć normalne, że nie wszyscy mieszkają z rodzicami, i że nie wszyscy mają rodziców, ale morderstwo to było coś czego się nie spodziewał.
- Hidan.. gdzie ty idziesz? - odezwał się Dei mijając szarowłosego, który go nawet nie zauważył. Wysoki chłopak słysząc znajomy głos zatrzymał się.
- Szukam Sasoriego – oznajmił z determinacją w głosie.
-Z tego co wiem, miał być dziś rano u dyrektorki. Mówił nam, nie pamiętasz? - spojrzał z politowaniem na kumpla. Ten jak zwykle myślał o niebieskich migdałach.
- Cholera... - zacisnął pięści, chciał się jak najszybciej dowiedzieć czy to prawda. Byli przyjaciółmi, powinni wiedzieć takie rzeczy. On sam nie mówił Sasoriemu za wiele o sobie, ale też niczego przed nim nie ukrywał. Może dwa miesiące kumplowania się, to dla Akasuny za mało by się zwierzać.
- Co ci jest? - zapytał Dei. - Znowu chcesz go pobić?? - To pierwsze co przyszło mu do głowy, bo Hidan zazwyczaj w takich sytuacjach był zdeterminowany.
- Nie, chce go zapytać czy to o czym mówi cała szkoła to prawda – rzucił krzyżując ręce na piersi.
- A o czym mówi cała szkoła? - nie bardzo rozumiał o co chodzi. Czyżby przegapił coś ciekawego? Cholera.. mógł przyjść trochę wcześniej.
- O zabójstwie rodziców Akasuny – wyjaśnił.
- Huh?? Jakim zabójstwie? - Deidare aż w murowało. Milczał przez chwilę, zastanawiając się czy to żart, czy jakaś durna plotka. Z trudem było uwierzyć w takie coś od tak.
- Skąd mam wiedzieć? - syknął - Chcę go właśnie o to zapytać.. - zmarszczył brwi, niezadowolony tym, że Dei go nie słucha.
- A..ale jak to? - zapytał pochłonięty własnymi przemyśleniami. Z jednej strony była to rzecz, która się przecież zdarza, więc dlaczego tak to ich dziwi, z drugiej jednak strony nie spodziewali się, że coś tak strasznego przydarzyło się Sasoriemu. To by wyjaśniało dlaczego tak reagował gdy Hidan obrażał jego rodziców, i to że nigdy nie chciał o nich mówić. Dei domyślał się, że mogą nie żyć, ale nie że ktoś ich tak po prostu zabił.
- Skoro Saso jest teraz zajęty, to idę obić mordę temu kto rozpuścił tę plotkę – powiedział uderzając pięścią w dłoń.
- Zaczekaj... Przecież nie wiesz kto to zrobił. Po za tym.. myślę, że to nie jest tylko durna plotka. - Zastanawiał się, czy Sasori wie o czym mówią w szkole. Jeśli nigdy nie chciał mówić o swoich rodzicach, to będzie załamany gdy dowie się że cała szkoła o tym mówi. Nie tak łatwo jest powstrzymać falę plotek, nawet jeśli Hidan miałby coś tutaj zdziałać. Zwsze pozostanie ktoś, kto będzie o tym szeptał.
- Nawet jeśli nie, to i tak obije ryj temu frajerowi – Pytanie tylko, kto to był? Na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba. Chłopak z którym Sasori się bił. Miał wredne spojrzenie, nie ufał mu. Jednakże podobno miał już złamany nos, ale zdecydowanie była to za mała kara. A nawet jeśli to nie on... To i tak chętnie by mu przywalił.
- Na razie się wstrzymaj, zobaczymy co powie Sasori – Nagle zadzwonił dzwonek. - Cholera.. przez ciebie nie zdążyłem się przebrać – warknął i rzucił się biegiem do szatni. Hidan spojrzał po sobie i stwierdził, że zdążył tylko rozpiąć mundurek i również nie jest przebrany. Odechciało mu się ćwiczyć, więc udał się do gabinetu pielęgniarki by przespać tę lekcję.
Po następnym dzwonku ogłaszającym przerwę, Sasori wreszcie był wolny. Jak najszybciej chciał odesłać babcię do domu, by nikt nie zobaczył jej w szkole. Wstyd przychodzić z babcią do szkoły w tym wieku. Nie był za bardzo zadowolony z decyzji dyrektorki, ponieważ Izumi za swoje zachowanie dostał tylko kary społeczne, które musi wykonywać przez miesiąc, oczywiście po tym jak już się trochę podleczy, za to on... musi przez tydzień zostawać po lekcjach i pisać zdanie „Przepraszam za moje zachowanie. Nie będę się więcej bił” po sto razy. Coś czuł, że ręka mu odpadnie. Tsunade stwierdziła, że prowokacja to nie powód do łamania nosa, ale na szczęście nie popierała też Izumiego, któremu też dała niezły wywód. Jego matka była zaskoczona, bo nie spodziewała się, że jej syn mógłby komuś mówić tak przykre rzeczy. Po tym jak już pozbył się babci szedł korytarzem do klasy. Miał dziwne wrażenie, że wszyscy na niego spoglądają i szepczą coś sobie do uszu. Nie miał pojęcia co się dzieje, czy to o nim mówią? Czy to tylko jego wyobraźnia? Czy może ma coś na twarzy? A może to przez to, że złamał nos tamtemu durniowi. Może teraz będą go uważali za takiego silnego jak Hidan. Wszedł do rozgadanej klasy i nagle zapadła cisza. Wszystkie oczy skierowane były ku niemu. Rozejrzał się zdezorientowany. Stał tak chwilę patrząc po klasie, zastanawiając się dlaczego umilkli.
- Hej Sasori! - zawołał Dei, by przerwać tę dziwną i nieręczną ciszę. Akasuna skinął mu głową w geście przywitania i ruszył do swojej ławki. - Widziałeś Hidana? - zapytał, gdy ten już usiadł. W klasie znów rozległy się szepty. Blondyn chciał coś mówić, by żadne plotki do niego nie doszły, ale był pewien, że długo to nie potrwa. Prędzej czy później dojedzie do jego uszu, to co cała szkoła o nim mówi.
- Nie – rzucił wyjmując książki do Historii.
- A jak tam u dyrektorki? - Sasori opowiedział mu wszystko co się wydarzyło w gabinecie Tsunade. Po klasie ciągle rozchodziły się szepty. Irytowało to Sasoriego jak cholera, nie miał pojęcia o czym szepczą, ale był przekonany, że to o nim. Gdy tylko na kogoś spojrzał, ten od razu milkł, starał się wsłuchać co takiego mówią, ale głosy wymieszane ze sobą, były zbyt niezrozumiałe. Do klasy wszedł, równo z dzwonkiem, wszedł szarowłosy i gdy tylko ujrzał Sasoriego od razu do niego dobił.
- Akasuna! Czy to prawda... - Dei zatkał mu usta i całą siłą odciągną go od Saosirego. Czerwonowłosy patrzył na nich niezrozumiale, zastanawiając się, czy wszyscy próbują coś przed nim ukrywać. Zmarszczył brwi. Wkurzało go to.
- Idioto.. - warknął Dei szeptem do Hidana. - Nie pytaj go o to teraz. Nie przy wszystkich. - Może i wszyscy i tak już o tym wiedzieli, a na pewno większość, mimo to był pewien, że od razu zrobiło by się zbiegowisko wokół Sasoriego, czego on na pewno by nie chciał. I zapewne tak samo nie miał by ochoty o tym mówić przy całej klasie. Po chwili do sali wkroczył profesor Iruka i zaprowadzając w klasie ciszę przeszedł do lekcji.
Godzinę później Sasori stał na dachu i czuł się bardzo zdezorientowany sytuacją w której Konan rzuciła mu się na szyję próbując pocieszać go na wszelkie sposoby, a on nie miał pojęcia co się stało. Wszyscy mieli jakieś takie przybite miny, do tego wiedzieli coś, czego on nie wiedział. Widział, że Hidan ledwo powstrzymywał się od powiedzenia czegoś. Był ciekawy czego. Podejrzewał nawet Hidana, zastanawiając się czy znowu nie wyciął mu jakiegoś numeru, o którym dowiedziała się cała szkoła, ale widząc ich miny szybko przestał oskarżać kolegę, a zaczął się nawet martwić tym, czy coś się stało.
- O co wam chodzi? - powiedział w końcu, jednocześnie z irytowany i lekko przerażony odpowiedzią jaką zaraz uzyska. Obawiał się najgorszego.
- To ty nie wiesz co mówią w szkole? - zapytał Yahiko zdumiony zdziwieniem Sasoriego. Prawie cała ich klasa o tym mówiła, więc dziwne, że do niego to jeszcze nie dotarło. Wszyscy się martwili tym, jak zareagował na te plotki, a on nawet o niczym nie wiedział.
- O czym mówią? - spojrzał po wszystkich. Może wreszcie dowie się o czym wszyscy szepczą sobie do ucha.
- Sasori.. - zaczęła Konan bardzo troskliwie i najdelikatniej jak potrafiła. Nie mogli tego przed nim ukrywać, bo i tak by się dowiedział, a lepiej jak dowie się od nich niż od przypadkowego ucznia. - Bo wiesz... wszyscy już wie...
- Chodzi o to, że twoi rodzice zostali zamordowani – wystrzelił nagle Hidan. Niebieskowłosa posłała mu piorunujące spojrzenie. Sasori zrobił wielkie oczy, a serce zabiło mu mocniej.
- Mógłbyś być bardziej delikatny... - westchnął blondyn. Do Sasoriego przez chwilę nie docierało to, co do niego powiedzieli. Bo niby skąd mieliby się o tym dowiedzieć, niczego im nie mówił. Wątpił by Konan wygadała, choć nie mógł tego zupełnie wykluczyć. Obiecała mu, że nic nie powie, ale czy mógł jej ufać? A może to nie ona, może... i w tej chwili do niego dotarło. Przypomniał sobie, że Izumi wiedział o tym co się stało z jego ojcem. Był przekonany, że to on. Albo inni dowiedzieli się w podobny lub ten sam sposób co Izumi, może była jakaś powtórka w telewizji z tego co się wydarzyło pięć miesięcy temu. Nawet jeśli, to najlepszym powodem i tak było zrzucenie winy na Izumiego, bo ten zalazł mu za skórę.
- Halo... ziemia do Sasoriego.. - rzucił Yahiko, na co Sasori się ocknął. - To prawda? - Chłopak milczał.
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz – powiedziała Konan, nie chcąc go do tego zmuszać, choć sama znała prawdę.
- Ale nawet jak nie powiesz, to i tak wiemy że to prawda – dodał rudowłosy, za co dostał w łeb od Deidary. Ten gość nie ma w ogóle wyczucia, jak się zachować w pewnych sytuacjach. Gorzej niż Hidan. Ten przynajmniej chociaż teraz zachowywał powagę sytuacji. Czerwonowłosy zastanawiał się nad ich pytaniem. Co im powiedzieć? Nie było sensu ich kłamać. Czy było coś złego w tym, że powie im prawdę? Oczywiście, że nie, więc dlaczego się wahał? Czasami siebie nie rozumiał. Było do przewidzenie, że prędzej czy później się o tym dowiedzą, szkoda tylko, że w taki sposób.
- To prawda.. - rzucił po długiej chwili. Wszystkim zrobiło się dziwnie smutno słysząc jego odpowiedź. Domyślali się, że to może być prawda, ale gdzieś w środku nich tliła się nadzieja, że to zwykła plotka.
- A więc teraz nic mnie nie powstrzymuje, żeby drugi raz złamać nos temu frajerowi – mówiąc to Hidan, uśmiechał się do siebie. Teraz miał ochotę złamać mu nie tylko nos, zadarł z jego kumplem, no i przy okazji Hidan miał potrzebę wyżycia się, a to był idealny pretekst by komuś przywalić.
- Więc teraz już jasne, dlaczego byłeś wtedy z Kakashim – odezwał się Itachi, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie w domu Naruto. Słyszał, że chłopak był na komisariacie, i że był przesłuchiwany, ale nie miał pojęcia dlaczego i też ani Minato, ani Kakashi nie chcieli tego powiedzieć. A on sam nie interesował się tym specjalnie, to też zaciekawienie tą sprawą tak szybko zniknęło jak się pojawiło.
- Musi ci być ciężko – dodał Nagato. Nawet nie próbował sobie wyobrazić co ten chłopak musi przeżywać wewnątrz siebie. Strata rodziców to jedno, ale w taki okrutny sposób to drugie. Jakie pytania musiały chodzić Sasoriemu po głowie? Na pewno więcej tych bez odpowiedzi. Było mu przykro, że musiało się to przytrafić komuś takiemu jak Sasori.
- Nie jest tak źle.. - rzucił w odpowiedzi. Nie chciał by się nad nim litowali, to najgorsze co mogli zrobić. - Minęło już trochę czasu. Nie musimy o tym mówić.. i tak już cała szkoła o tym gada.. - Zacisnął pięści. Nie podobało mu się, że naruszają jego prywatność. Nie miał pretensji do przyjaciół, którzy po prostu chcieli wiedzieć czy to prawda, ale miał pretensje do tych co to rozgadują po całej szkole. Tak nie powinno być, to jego życie.
- To prawda, że strzeliłeś do mordercy? - zapytał Yahiko, bo i takie słuchy go doszły. Trudno było stwierdzić, co w tych plotkach jest prawdą a co nie.
- Ha? - zdziwił się. Co to za durne wymysły? Ale z drugiej strony szkoda, że to nie była prawda.- Nie, nie strzeliłem do niego. - Zmarszczył brwi. - Ale kiedyś to zrobię – rzucił z pewnością w głosie, aż przeszły ich ciarki. Tylko Hidan nie wydawał się zrażony tym pomysłem, a nawet w ogóle przestał go słuchać, zastanawiając się nad torturami dla Izumiego.
- Żartujesz prawda? - zapytała Konan.
- Nie. Chciałbym do niego strzelić – powtórzył tak samo pewnie jak przed chwilą.
- I tak to nie zwróciłoby życia twoim rodzicom – stwierdził Yahiko.
- Wiem... tak tylko powiedziałem, że gdybym miał okazję to bym strzelił. Ale jej nie mam, więc nie macie co się martwić. - Zapewnił ich, nie chcąc słuchać dłużej ich wykładów, na temat swojej zemsty. Wiedział, że zemsta jest zła, ale przecież nie zaszkodziłoby zemścić się na kimś aż takim złym, zabił w końcu nie tylko jego rodziców. Taki morderca to nie człowiek tylko potwór, a potwory nie mają prawa istnieć. Z takiego założenia wychodził Sasori.
- Eh.. pewnie gdybym był na twoim miejscu, myślałbym tak samo – powiedział Dei, starając się zrozumieć przyjaciela.
- Nie popieraj go w tym – rzuciła oburzona Konan. Powinien mu odradzać takie zawistne pomysły.
- Nie popieram, uważam tylko że takie myślenie w jego przypadku jest normalne
- Z której strony niby? - Rzucili sobie piorunujące spojrzenia. Sasori westchnął. Nie chciał by teraz zaczęli traktować go jak porcelanę, nie chciał by przez to co wiedzą ich stosunek do niego się zmienił. Miał nadzieję, że nie spędzą całego dnia w szkole na rozmowach o morderstwie jego rodziców. Nie był jeszcze gotowy na taką szczerą rozmowę z przyjaciółmi. Do tego teraz musiał jeszcze przetrwać falę plotek na jego temat.
- W szkole to teraz.. gorący temat – rzucił Sasori patrząc gdzieś w bok. Nie miał ochoty wracać do klasy na lekcje. Nie, gdy wszyscy o tym wiedzą i mówią o tym jakby była to nie wiadomo jak ciekawa sensacja.
- Nie przejmuj się tym co mówią – odezwał się Nagato z ciepłym uśmiechem. Sasori spojrzał na niego. - Pogadają trochę i przestaną. Większość tego co mówią to zwykła bujda. W końcu sami uznają, że brzmi to wszystko nieprawdopodobnie, więc szybko o tym zapomną.
- Mam nadzieję – powiedział półszeptem. Na prawdę bardzo by chciał, by te plotki się szybko skończyły, nawet jeśli dopiero się zaczęły.
- A jak nie, to ja im chętnie wszystko wytłumaczę – dodał Hidan z naciskiem na słowo wytłumaczę. Wszyscy już dobrze wiedzieli jak on im będzie chciał to wytłumaczyć.
- Ty już się tak chętnie nie udzielaj – wtrąciła niebiesowłosa. Wiadomo, że przez to narobiłby sobie tylko kłopotów i w szkole i w domu. Chyba już zapomniał, że grożono mu wyrzuceniem ze szkoły. Cały Hidan. Skierowali się w stronę wyjścia z dachu i niemal od razu zaczęli rozmawiać o czymś zupełnie innym, zachowywali się jakby rozmowa o rodzicach Sasoriego, w ogóle nie miała miejsca. Za co sam Akasuna był im wdzięczny, nie chciał by trwała wśród nich niezręczna i przygnębiająca atmosfera. Oni sami wiedzieli, że Sasoriemu musi być ciężko dlatego nie chcieli już drążyć tego tematu. Znali prawdę, to im wystarczyło. Sasori cieszył się, że zrozumieli, że nie chce o tym mówić. Był pewny, że kiedyś wrócą do tego tematu, ale cieszył się, że przestali mu współczuć, bo współczuć to powinni jego rodzicom, a nie jemu, któremu udało się przeżyć, przez własne tchórzostwo. Mógł stwierdzić, że miał dobrych przyjaciół.

     Po trzech godzinach, Sasori nie wytrzymał. Po dowiedzeniu się o czym plotkują w szkole, stał się wyczulony na ich szepty, przez co zbyt wiele słów, często bolesnych, wiążących się z traumatycznymi przeżyciami trafiało do jego głowy. Słowa te odbijały się echem, przez co miał wrażenie, że boli go głowa. Postanowił więc zerwać się z lekcji. Deidara nie zamierzał go powstrzymywać, widząc jak Sasori pobladł. Hidan zadeklarował, że pójdzie z nim, ale jego akurat tym razem udało się powstrzymać Deidarze. Długowłosy był niemal pewien, że Sasori chciałby być sam. Akasuna udał się prosto.... na komisariat. Nie miał gdzie się o tej porze podziać, do domu nie mógł wrócić ze względu na babcię, a Kakashi być może pozwoli mu skorzystać z policyjnej siłowni, wtedy będzie mógł się tam wyżyć. Zrywanie się z lekcji i pójście na policje to zdecydowanie nie był dobry pomysł, ale może po znajomości nie będą chcieli go na siłę zaciągnąć do szkoły, poza tym teraz tylko tam mógł wyrzucić z siebie złość która w nim była. Z każdym krokiem szedł co raz szybciej, aż w końcu chód przemienił się w bieg. Biegł ile sił w nogach, nie zatrzymał się nawet na chwilę, a do komisariatu nie było wcale tak blisko. Biegnąc, krok za krokiem gubił negatywne emocje, był co raz dalej od tej niewdzięcznej szkoły. Już miał wystarczająco dużo kłopotów, ale to nie jego wina, że uciekł z lekcji. Cała szkoła jest temu winna, uwzięli się na niego. Jak z Hidanem wszystko się ułożyło, to teraz ktoś inny się go czepia i rozpowiada o jego rodzicach, nie pytając go o zdanie. Przecież to jego rodzice, jego sprawa i jego życie. Nie mógł znieść myśli, że cała szkoła mówi o tamtym zdarzeniu i do tego wymyśla niestworzone rzeczy, takie jak, że on strzelał do mordercy, albo to że jego rodzice byli członkami jakieś mafii lub sekty. Wszystko to było nie prawdą, jak mogli tak perfidnie kłamać? Nawet jeśli nie zdawali sobie sprawy, że to kłamstwo, to przecież nie mogą mieć stu procentowej pewności, że to prawda. Zatrzymał się przed dużymi drzwiami prowadzącymi na komendę policji. Dyszał ciężko patrząc na drzwi. Zmęczył się cholernie, ale przynajmniej było mu ciepło. Po dłuższej chwili odpoczynku wszedł do środka. Podszedł do wysokiej lady, by zapytać o Kakashiego.
- Dzień dobry, jest może Inspektor Hatake? - Nie będzie pytał nie oficjalnie, bo tak nie wypada, choć głupio się czuł nazywając go Inspektorem, jakoś nie mógł do tego przywyknąć.
- Nie ma go teraz. - odpowiedział policjant. - Chłopcze, a czy ty nie...
- Co tu robisz? - odezwał się Kakashi, który właśnie przekroczył wejściowe drzwi. Od razu dojrzał czerwonowłosego, którego widok tutaj, go zaskoczył, zwłaszcza tego dnia i wtych godzinach. Chłopak odwrócił się do Kakashiego.
- Jesteś, całe szczęście bo muszę... - Nie dane mu było do kończyć, siwowłosy od razu mu przerwał.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? – zapytał, podchodząc do lady. Wziął jakieś papiery i coś w nich zaczął podpisywać.
- No bo.. - starał się wymyślić jakąś sensowną wymówkę, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. - Czy to ważne? Przyszedłem tutaj, bo musiałem. - Kakashi odłożył długopis i przeniósł swój wzrok na czternastolatka.
- Nie wydaje mi się. Wracaj do szkoły – postanowił za niego. Takie dzieciaki powinny chodzić do szkoły, a nie włóczyć się po komisariatach. Akasuna rzucił gniewne spojrzenie Kakashiemu.
- Nie. - zaprzeczył stanowczo. Nie po to tutaj biegł, by teraz tak po prostu wrócić tam, gdzie nie chciał być. Wiedział, że Hatake nie lubi sprzeciwów, ale tym razem nie miał wyjścia, musiał walczyć o swoje. Mężczyzna westchnął.
- Nie rób scen Sasori, po prostu wracaj – rzucił, ruszając w stronę schodów. - A, i jeszcze jedno – zatrzymał się, ponownie odwracając się do Sasoriego. - Przykro mi ale.. Koniec naszych treningów. - dodał stanowczo. Sasoriego aż zatkało. Nie spodziewał się tego usłyszeć właśnie teraz.
- A..ale jak to? - zapytał nie dowierzając w to co przed chwilą powiedział Kakashi. - To dlatego, że uciekłem ze szkoły? - dopytał szybko. Nie rozumiał dlaczego Hatake miałby zmienić zdanie o trenowaniu go, przecież szło mu dobrze. Czy tylko dlatego że zwiał z paru lekcji nie może już trenować? To bez sensu.
- Nie, to nie dlatego. - wyjaśnił patrząc na zdezorientowaną minę Sasoriego. - To dlatego, że nie dotrzymałeś obietnicy. - Sasori zaczął zastanawiać się o jaką obietnicę chodziło. - Obiecałeś, że nie będziesz robił nikomu krzywdy – dodał i w tej chwili Sasori zrozumiał. Pamiętał, że obiecywał Kakashiemu, że nawet jeśli stanie się silniejszy, będzie wykorzystywać swoją siłę do obrony własnej, a nie atakowania innych.
- Ale skąd ty wiesz, że ja...
- Spotkałem się z twoją babcią – odpowiedział przerywając mu, bo dobrze wiedząc o co chłopak zapyta. Sasoriego ta odpowiedź co najmniej zszokowała. - Myślisz, że twoja babcia o niczym nie wiedziała? Może i jest stara, ale nie głupia. Widziała, jak podwożę cię pod dom, niemalże każdej niedzieli. Zadzwoniła do mnie ciekawa, dlaczego jej wnuk spotyka się z policjantem. Nie miałem powodów by ją okłamywać, więc powiedziałem jej prawdę. Powiedziałem jej, że to tylko w celach samoobrony i że nikogo nie zamierzasz krzywdzić, ża chciałeś poczuć się pewniej. Uwierzyła mi i ostatecznie zgodziła się na to bym cię dalej trenował, ale po tym co zrobiłeś, poprosiła mnie bym już więcej cię nie uczył. Doskonale ją rozumiem, złamałeś obietnice. Koniec treningów. - Wiedział, że chłopak ma potencjał, mimo to za bardzo zlekceważył ten fakt i za szybko nauczył go rzeczy do których jeszcze nie dorósł. Jeśli nie umie kontrolować swojej złości, może jeszcze nie jednej osobie złamać nos. Czuł się za to poniekąd odpowiedzialny. Sasori nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Jak to jego babcia o wszystkim wiedziała? Pozwoliła mu na to? Nie pojmował. Mógł go Kakashi pod sam dom nie podwozić. Przecież to logiczne, że babcia mogła patrzeć przez okno i go zauważyć. Jak mógł zlekceważyć tak ważny fakt? Gdzie on miał mózg? Do tego nie złamał tej całej obietnicy bo chciał, tak mu po prostu wyszło, ale nie żałował tego.
- A co miałem zrobić? - Zacisnął pięści. - Stać i przyglądać się jak naśmiewa się z moich rodziców?! Już nigdy więcej nie będę tylko się przyglądał... Nigdy! - Wszyscy zwrócili wzrok ku niemu, zaciekawienie co ten czerwonowłosy gimnazjalista tak się wydziera.
- Nie rozumiesz.. - pokręcił głową Kakashi. - I nie krzycz.. nie jesteś u siebie w domu – rzucił mu spojrzenie pełne politowania.
- Nie rozumiem? To mi wytłumacz – Nie dawał za wygraną. Chciał wiedzieć, dlaczego to on jest zły w tej sytuacji? Dlaczego przez decyzje jego babci, nie może dalej trenować? Czy gdyby jego babcia nie poprosiła o to Kakashiego, to on dalej by go trenował, czy może również by nie chciał, bo złamał obietnicę? Tyle pytań nasuwało się do jego głowy, a na żadne nie znał jeszcze odpowiedzi.
- Może innym razem, jakbyś nie zauważył.. jestem w pracy, a ty wracaj do szkoły – Ponownie ruszył w stronę schodów.
- Kiedy innym razem?! Powiedz mi teraz. Dlaczego nie chcesz mnie trenować? Przecież to nie moja wina, to tamten zaczął. Przekonam moją babcię. – mówił to idąc za nim. Kakashi jednak nie zwracał na niego uwagi, a przynajmniej się starał. - Następnym razem dotrzymam obietnicy, naprawdę. Słyszysz? - zirytował się, że go nie słucha. Obawiał się, że Kakashi gdzieś zaraz zniknie, za jakimiś drzwiami i nie będzie miał już szansy z nim porozmawiać. - Przepraszam.. - rzucił w końcu to magiczne słowo. Hataka zatrzymał się, po czym podszedł do chłopca.
- Nie zawsze wszystko załatwisz słowem przepraszam – powiedział patrząc w pełne nadziei oczy Sasoriego, z których nadzieje szybko się ulotniła.
- Ale... ja naprawdę lubię te treningi – dodał odwracając wzrok od mężczyzny.
- Wiem.. - uśmiechnął się lekko do siebie i poczochrał mu włosy. - Ale tak będzie lepiej. Jesteś już wystarczająco silny. - Po tych słowach udał się na górę.
- Kakashi – zaczepił go jeden z policjantów schodzących na dół. - Minato chce cię zobaczyć, to coś ważnego. - Hatake skinął głową i udał się do gabinetu szefa. Sasoriemu nie podobała się taka odpowiedź. Co znaczyło, że tak będzie lepiej? Niby dla kogo? Na pewno nie dla niego. Nie chciał trenować już tylko dlatego, że chciał być jeszcze silniejszy, po prostu to mu się podobało. Może Kakashi był surowym nauczycielem, ale to nic w porównaniu do tego ile radości sprawiały mu niedzielne poranki, gdy mógł ćwiczyć sztuki walk. Nie miał pojęcia kto Kakashiego tego wszystkiego nauczył, ale lepszego nauczyciela nie mógł sobie wymarzyć. Wstyd było mu przed samym sobą przyznać, że polubił tego palącego zrzędę. Nie mógł tak tego zostawić. Nie podda się tak łatwo. Ruszył na górę za Inspektorem.
- Chłopcze a ty dokąd? - Nie odpowiedział na to pytanie tylko pobiegł przed siebie. Znalazł się na długim, już dobrze znanym mu korytarzu, gdzie słychać było dochodzące głosy z jednego z gabinetów. Rozejrzał się i ujrzał nie wielką smugę światła wychodzącą zza uchylonych drzwi. Widocznie Kakashi ich nie domknął gdy wchodził do biura Nadinspektora Minato. Podszedł do drzwi.
- Mów co chciałeś powiedzieć, tylko szybko bo jestem głodny – oznajmił Kakashi rozsiadając się w fotelu.
- Zaraz ci się odechce jeść – powiedział poważnym tonem, a Kakashi nadstawił uszu. - Namierzyliśmy mordercę państwa Akasuna. - Sasoriemu serce omal nie wyskoczyło. Przeszedł go zimny dreszcz i poczuł na sobie gęsią skórkę. To był jakiś chory zbieg okoliczności. Nie mógł po prostu w to uwierzyć. 


Od Autorki: Wiem, że nie było rozdziału ponad miesiąc. Przepraszam za taką długą przerwę, ale ostatnio jestem bardzo zabiegana.. Ech, w tym miesiącu też będzie podobnie T-T Mnie też się to nie podoba, bo przez to ucieka mi wena na pisanie >.<
W każdym razie, jak przeczytaliście przyjaciele Saso wreszcie wiedzą o jego rodzicach, i jak się okazuje nie tylko przyjaciele xp Jakie ja temu biednemu Sasoriemu kłody pod nogi rzucam.. jestem zua :< Ale postaram się mu to wynagrodzić :D 
Dziękuję Bardzo za to, że czytacie to moje skromne opowiadanie, i że komentujecie rozdziały :) 
Jak dostrzeżecie jakieś błędy, to śmiało mnie ochrzaniać w komentarzach ;p

I skończyło się lato.. Ja tak nie chcę :/  Lubię lato.
Choć upały są męczące... ale i tak, lato jest spoko xD


A wy cieszycie się z powrotu do szkoły, czy może wręcz przeciwnie? :P