piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 18

    Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Czuł przez to strach, i jednocześnie podniecenie, że wreszcie nadarzyła się okazja, by dokonać zemsty. Nie zastanawiając się nad realnością swojego planu, biegł prosto do domu, ciągle w myślach powtarzając adres miejsca pobytu mordercy. Policja będzie tam lada moment, więc musiał się spieszyć. Wtedy na komisariacie, gdy tylko słowa Nadinspektora doszły do jego uszy, od razu zerwał się z miejsca i pognał do wyjścia. Nie mógł czekać ani sekundy. Był tak bardzo wzburzony, tyle emocji się w nim przelewało, że nie potrafił tego opisać. Wiedział jedno. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Czy to była chęć zemsty? A może strach, któremu się sprzeciwiał? Nie było to teraz dla niego istotne. Biegł przed siebie, nie zważając na pieszych, których mijał często ocierając się o nich, czy przepychając. Nie zwracał uwagi na jakiekolwiek skargi na niego, teraz w jego głowie widniał jeden cel. Cel zemszczenia się za rodziców. Racjonalizm kompletnie wyparował. Co z tego, że miał tylko czternaście lat, co z tego, że nie ma szans z wysokim i umięśnionym mężczyzną. Nie myślał o tym. Chciał tylko coś zrobić, coś co pomorze zmyć z niego to okropne uczucie, że tamtego pamiętnego dnia, nie zrobił nic. Siedział jak tchórz w szafie. Ale przede wszystkim nie mógł wybaczyć komuś takiemu odebrania mu kogoś, kogo bardzo kochał. Aż w nim wrzało, gdy tylko przypominał sobie twarz tego okropnego potwora, człowiekiem trudno mu było go nazwać.
Wbiegł do domu niczym wystrzelony z procy. Pobiegł po schodach na górę, po czym wparował do swojego pokoju, omal nie rozwalając przy tym drzwi. Upadł na kolana przed łóżkiem i wyjął spod niego pudełko. Wygrzebał z tekturowego pudła scyzoryk i schował go do kieszeni kurtki.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszał głos babci. Starsza kobieta stała w progu jego pokoju, nie rozumiejąc co się z nim dzieje. Przybiegł jak błyskawica nie zdejmując butów ani kurtki. Jeszcze się zapoci i poplami podłogę błotem.
- Nic – rzucił krótko i wybiegł z pokoju. Nie miał czasu na dyskusje, przecież nie przyzna się babci, że planuje zrobić coś, z czego na pewno nie była by dumna. Za bardzo się spieszył, by móc wymyślić jakąś wymówkę. Babcia może poczekać.
- Dokąd idziesz!? - krzyknęła za wnukiem, ale w odpowiedzi dostała tylko dźwięk trzaśnięcia drzwiami.
Czerwonowłosy ściskając w kieszeni scyzoryk, biegł w stronę opuszczonego budynku, w którym była kiedyś szkoła. Im bliżej był, tym bardziej czuł jak serce staje mu w gardle. Buch, buch, buch. Dudniło w jego klatce piersiowej. Mimo to nie przestawał biec, wmawiał sobie, że to na pewno ze zmęczenia i pewnie po części tak było. Nie dopuszczał do siebie myśli, że boi się coraz bardziej. Nie mógł teraz zrezygnować. Gdy dobiegł na miejsce, policja już tam była. Schował się za drzewem, po czym oparł się o jego korę, by odpocząć chwilę. Ledwo łapał powietrze. Jeszcze nigdy się tak nie zmęczył. Nie miał pojęcia, że potrafi przebiec ponad pięć kilometrów, prawie bez żadnego odpoczynku. Ile to się rzeczy, człowiek w tym wieku może jeszcze o sobie dowiedzieć. Wyjrzał zza drzewa, by obadać sytuację. Trzy radiowozy stały przed budynkiem. Kręciło się tam paru policjantów z bronią, jeden z nich trzymał megafon i mówił coś o opuszczeniu budynku. Co oznaczało, że przestępca jeszcze nie został złapany. Nie miał pojęcia czy jakiś policjant wszedł do środka, ale mógł przypuszczać, że tak właśnie było. Właściwie to nie miał też pewności, czy potwór stamtąd nie uciekł. Mógł mieć jakiś sposób. Rozglądał się za jakimś wejściem. Nie łatwo było coś znaleźć, zwłaszcza, że wszędzie krążyli policjanci. Myślał nad najlepszym rozwiązaniem. Gdyby ktoś odwrócił uwagę policjantów.. Ale niestety był sam, więc i sam musiał sobie radzić. Osunął się po drzewie, i kucając westchnął. Na prawdę chciał tam wejść. Chciał spojrzeć temu potworowi w oczy i bez żadnego zawahania wbić w niego swój nóż. Nie miał zamiaru go zabijać, nie był aż tak zmotywowany, i nie miał by na to odwagi. Do tego jego rodzice byli by smutni i źli, że zrobił coś tak strasznego. Chciał go tylko zranić. Wbić nóż w jego nogę i przekręcić go tak, by ten nie mógł wstać. Wtedy miałby czas na ucieczkę. Tak przynajmniej było w filmach. Gdyby tylko któryś z policjantów się ruszył i przestał tak pilnie strzec drzwi. Nagle ujrzał, że jeden z policjantów oddala się od bocznego wejścia. Wstał gwałtownie, przyglądając się gdzie ten mężczyzna zmierzał. Okazało się, że pod drzewko za potrzebą. Nie wierzył we własne szczęście. Szybko i najciszej jak potrafił, ruszył w stronę drzwi. Po chwili zniknął za nimi, nim ktokolwiek zdążył się zorientować.

     W pokoju, w którym prawie zawsze był bałagan, siedział dziesięcioletni blondyn. Na podłodze, oparty o łóżko, grał na przenośnej konsoli. Pochłonięty przez mały ekranik, na którym trwała zacięta walka o zwycięstwo, starał się jak mógł, by zdobyć kolejny poziom. Gdyby tylko w rzeczywistości był taki silny, na pewno zostałby superbohaterem. Zwalczał by zło swoją siłą i mocą. Ale dobrze wiedział, że jest to niemożliwe, nie był już małym dzieckiem. Zdawał sobie sprawę, że nie można posiadać żadnych super mocy. Gdy był młodszy kilkukrotnie próbował wypuścić z ręki jakiś ogień, albo promień, ale nigdy mu się nie udawało. Dobrze, że można chociaż posiadać takie zdolności w grach. Zacięcie klikał w przyciski na konsoli, wystawiając język w skupieniu. Musiał to wygrać, przegrana nie wchodziła w grę. Jeszcze tylko trochę.. jeszcze chwila.. Już zaraz..
- Jest! - krzyknął uradowany zwycięstwem. Jutro w szkole na pewno pochwali się swoim wysokim poziomem. Był pewny, że nawet Sasuke nie jest od niego lepszy. Konkurują ze sobą już od miesiąca, na początku to kruczowłosy prowadził, ale teraz Naruto go wyprzedził. Pewnie dlatego, że Uchiha już trochę znudził się tą grą i nie gra tak często jak wcześniej. Nie miało to jednak znaczenia, skoro dzięki temu blondyn mógł być lepszy. Kushina trzymając kosz z mokrymi ubraniami, które właśnie szła powiesić, zajrzała do pokoju syna.
- Naruto, prosiłam cię żebyś posprzątał – przypomniała mu. Aż ręce opadały, gdy trzeba było mu kilka razy powtarzać jedno i to samo. Chłopiec skrzywił się na te słowa.
- No zaraz.. - burknął. Jedną z rzeczy, których nie znosił, było sprzątanie. To najgorsze i najnudniejsze zajęcie, jakie rodzice mogli mu dać.
- Nie zaraz, tylko teraz. Proszę cię o to od tygodnia, dzisiaj ma być posprzątane – rzuciła stanowczym głosem. Naruto wiedział, że gdy mama mówi takim tonem, to się z nią nie dyskutuje, bo można mieć przez to kłopoty, a nikt kłopotów z rąk Kushiny nie chciał. Dobrze o tym wiedział on, jak i jego ojciec.
- Już, już... - powiedział przeciągle. Odłożył konsole na łóżko i zaczął zbierać z podłogi ubrania, różnego rodzaju gry, karty, figurki, komiksy itp. Jemu w ogóle nie przeszkadzało, że ma bałagan, grunt, że wiedział gdzie co leży. Po co ma mieć posprzątane? Przecież i tak w parę dni znowu zrobi się bałagan. To taka sama głupota jak to, że karzą myć małym dzieciom mleczne zęby. Po co? Przecież i tak wypadną.
- Poszukaj podczas sprzątania zabawek, którymi się już nie bawisz. Oddamy je do domu dziecka. - Nie widziała sensu w posiadaniu zabawek, które się tylko kurzyły, najlepiej było je dać dzieciom, które je na nowo docenią. - Tylko, żeby nie były zniszczone.
- Ale ja lubię wszystkie moje zabawki – mruknął niezadowolony z planu swojej rodzicielki. Jak tak można rozdawać zabawki, które spędziły z nim tyle wspaniałych dni. Do tego to on musiał o nie prosić rodziców, albo o pieniądze, żeby mógł sobie kupić, a innym mama chce oddać za darmo.
- Prawie w ogóle się już nimi nie bawisz, a niektóre leżą w kącie i się kurzą. Dzieci z sierocińca na pewno się ucieszą z nowych zabawek. Po za tym zbliżają się święta, to dobry czas by komuś sprawić prezent. Nie bądź samolubny. - Po tych słowach, ruszyła na balkon by wywiesić ubrania. Uzumaki nie był samolubny, jednak trudno mu było się rozstawać z rzeczami do których się przywiązywał. Nawet wtedy, jeśli już dawno stały w kącie. Nie miał jednak wyjścia, musiał znaleźć zabawki, którymi się już nie bawił. Zajrzał do pudeł pełnych zabawek i zaczął grzebać zastanawiając się, którą by tu oddać? Nie był to prosty wybór. Mało kiedy bawił się zabawkami, zazwyczaj jak jakieś kupował, to pobawił się parę dni i odkładał. Albo stawiał na półce obok figurek. Z czasem zabawa zabawkami, przestawała być już taka fajna jak kiedyś. Nagle wpadł na genialny, według niego, pomysł. Ostatnio zastanawiał się z Sasuke, jak zarobić własne pieniądze, by nie musieć prosić o nie rodziców. Rozmyślali nad różnymi sposobami, ale nie łatwo jest coś znaleźć gdy się jest w podstawówce. Do tego osób w jego wieku nie zatrudniają do pracy. Ale gdyby tak zacząć sprzedawać zabawki? To nie był taki głupi pomysł. Odda parę do domu dziecka, żeby mama nie krzyczała, a resztę sprzeda. Na pewno się znajdzie ktoś kto będzie chciał kupić. Najlepiej przez internet. Poproszą Itachiego, żeby im pomógł i zarobią dzięki temu swoje pierwsze pieniądze. Wyszczerzył się radośnie i szybko wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i dobił do komody, na którym stał telefon stacjonarny. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer do Sasuke, by podzielić się z nim swoim planem.

     Dochodziła godzina siedemnasta. Szarowłosy piętnastolatek stał przed drzwiami swojego domu szukając kluczy po wszystkich kieszeniach. Nie znalazł ich tam, więc zajrzał do torby, w której trzymał sprzęt do baseballa. Nie miał pojęcia, dlaczego akurat tam miałby wrzucić klucze, ale skoro nie było ich w kieszeniach spodni, ani kurtki, to musiały być właśnie tam. Jeśli nie... to zapewne oznaczało by to, że je zgubił, a to ostanie czego potrzebował. Tylko on potrafił gubić klucze co jakieś trzy miesiące. Na szczęście znalazł je gdzieś między rękawicą, a piłką do gry. Wsadził klucz do zamka. Zdziwił się, gdy okazało się, że są otwarte. Nikogo o tej porze nie powinno być w domu. Jego zdziwienie jednak nie trwało długo. Wszedł do domu i rzucił torbę na podłogę, po czym zdjął kurtkę i buty. Ruszył przez korytarz, gdzie słyszał głosy dochodzące z telewizora. Na kanapie ujrzał siedzącego ojczyma. Był nieco zaskoczony, bo nie widział samochodu na podjeździe, ani też nie spodziewał się go tak wcześnie. Jednak zupełnie nie obchodziło go to, dlaczego wrócił wcześniej z pracy i dlaczego nie ma samochodu na podjeździe. Miał to gdzieś. Ich spojrzenia spotkały się. Po chwili Hidan odwrócił swój wzrok i skierował swe kroki ku lodówce. Pociągnął za drzwiczki i rozejrzał się po niej, zastanawiając nad tym, co dobrego mógłby zjeść. Oczywiście lodówka była pełna, tym trudniej było mu się zdecydować. Usłyszał za sobą kroki. Wiedział już, że frajer, jak zwał swojego ojczyma, wstał z kanapy i podszedł do niego. Czego chciał tym razem? Nie lubił czuć jego spojrzenia na swoich plecach. Robiło mu się wtedy zimno i przechodziły go dreszcze. Dwumetrowy facet, który raz w tygodniu chodzi na siłownie, nie był kimś, z kim warto zadzierać. Z tego powodu też go nie znosił, był przy nim bezsilny i ta bezsilność działała mu na nerwy. Nagle drzwi od lodówki zamknęły się. Szarowłosy uniósł wzrok i ujrzał dłoń ojczyma na lodówce. Mężczyzna patrzył na niego surowym wzrokiem. Piętnastolatek wiedział już, że jest zły. Nie było to żadną nowością, ale był on ostatnią osobą, którą miałby ochotę wkurzyć.
- Mamy do pogadania.. - syknął i wyprostował się. Szarowłosy wstał rzucając mu niezadowolone spojrzenie. Miał dwa tygodnie spokoju i znowu zaczynał się go czepiać.
- Co? - burknął po chwili ciszy. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Nie miał pojęcia o co tym razem się zdenerwował.
- Jeszcze masz czelność pytać się „co?” gówniarzu? - warknął wściekły. Wkurzała go ta jego postawa, która świadczyła, że wszystko i wszystkich ma gdzieś, i ten jego lekceważący wzrok. - Wybiłeś zęby jakiemuś durniowi, a teraz my musimy za to płacić! - dodał unosząc ton głosu. Chłopak starał się sobie przypomnieć kiedy i komu wybił zęby? Za dużo w życiu miał już tych bójek. A najgorsze było to, że nie mógł się skupić, bo wściekły wzrok ojczyma świadczył o najgorszym.
- Niczego nie zrobiłem – powiedział nie mogąc znaleźć lepszej wymówki. Facet nigdy się nim nie interesował, tylko przy jego mamie, by pokazać jaki jest dobry, ale też nie jakoś specjalnie często. Nie obchodziły go też jego problemy i czyny. Wiedział jednak, że każda wymówka jest dobra, by się nad nim poznęcać.
- Kłamiesz! Myślisz, że jestem aż tak głupi, że ci uwierzę? - Chciał powiedzieć, że tak, ale ostatecznie się powstrzymał. - Kazali nam zapłacić za implanty, jak myślisz durniu, ile to kosztuje!? - Po części był zły, że przez Hidana muszą wydać nie małą sumę pieniędzy dla kogoś obcego. Z drugiej jednak strony, nie cierpiał chłopaka. Odkąd się poznali nie darzyli się sympatią, a to dlatego, że niegdyś Hidan robił wszystko by jego matka nie wyszła za niego za mąż. Był skłonny nawet wyrzucić obrączki tuż przed ich ślubem. Chłopak zawsze patrzył na niego z pogardą i wyższością, zawsze opowiadał jaki to jego prawdziwy ojciec jest świetny. Nie znosił tego. Ojczym Hidana, był człowiekiem nerwowym, zawsze duszącym w sobie złość wśród bliskich mu osób, nigdy nie mówił co leży mu na sercu, ani też co go zraniło. Za to nie lubił dzieci, dlatego on i jego teraźniejsza żona, nie starają się o kolejne, dla niego pierwsze, dziecko. Na szarowłosym, wyładowywał wszystkie frustracje i złości. Nie czuł się winny, gdyż uważał, że Hidan na to zasługuje, w końcu aniołkiem nie był.
- Co mnie to obchodzi.. - mruknął obojętnie. Wewnątrz siebie, nie był taki obojętny. Czekał w napięciu na kolejny ruch barczystego mężczyzny. Gdyby tylko był silniejszy.. gdyby tylko jego matka nie była z nim szczęśliwa, nie wahałby się, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Ale co jeśli przez to zostawiła by jego ojczyma, a potem znów czuła się samotna i nieszczęśliwa? Nie chciał ponownie oglądać ją w takim stanie. Już raz widział jak cierpi po tym jak ojciec ją zdradził. Nie chciał oglądać tego drugie raz. Wiedział, że kobieta robi dla niego co tylko może by był szczęśliwy, a on nie potrafił jej się za to odwdzięczyć, dlatego postanowił milczeć. Serce biło mu szybciej, ale nie miał zamiaru okazywać choćby krzty strachu. Sam przed sobą się do tego nie przyznawał. Mężczyźnie, nie podobała się taka obojętna odpowiedź. To go wyprowadziło z równowagi. Złapał Hidana za włosy i przyciągnął do ściany, uderzając w nią jego głową. Chłopak jęknął z bólu. Ojczym trzymał dłonią jego głowę, przyciskając ją do ściany.
- Posłuchaj gówniarzu... Na za dużo sobie pozwalasz, już ci mówiłem co ci zrobię, jeśli jeszcze raz sprawisz kłopoty swojej matce - wycedził przez zęby ze złością. - Jak zwykle będzie się zamartwiała twoimi problemami. Przez ciebie nie możemy, żyć spokojnie jak normalne małżeństwo. Jesteś chodzącym nieudacznikiem, dlaczego ty się w ogóle urodziłeś? - Hidan miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa. Ściana była twarda, a on przyciskał go do niej z całych sił. Nie było nawet mowy o tym by się uwolnić. Tyran był zbyt silny. Hidan był już przyzwyczajony do obelg, i narzekań na jego temat. Przestało to robić na nim wrażenie. Miał gdzieś jego zdanie. Był dziwnym człowiekiem, który przy jego mamie zachowywał się jak poprawny, kochający mąż, ale gdy tylko nie było jej w pobliżu, zamieniał się w potwora.
- Zostaw.. mnie.. - wydusił z siebie, nie mogąc wytrzymać bólu.
- Już ja cię zostawię.. zobaczysz – puścił jego głowę. - Zdejmuj koszule! - rzucił rozkaz i od razu zaczął zdejmować pas ze swoich spodni. Nie miało dla niego znaczenia czym bił, tym co było pod ręką. Szarowłosy nie wykonał rozkazu. - Słyszałeś co powiedziałem? - warknął. Hidan patrzył na niego z mordem w oczach. Nienawidził gościa. Ojczym złapał go za koszule i przyciągnął do siebie, powtarzając mu by ją zdjął. Szarowłosy szarpał się z nim chwilę, gdyż nie chciał mu ulec. Niestety, przegrał szarpaninę. Został popchnięty prosto na ścianę i zmuszony do zdjęcia, i tak już wyszarpanej, koszuli.
- Jeśli nie zdejmiesz tej przeklętej koszuli, to ja powybijam ci zęby i zrobię parę jeszcze innych strasznych rzeczy. Nie myśli, że jak poskarżysz się matce, to się tym przejmę. Jak myślisz, komu uwierzy? Mi, kochanemu mężowi? Czy synowi, który wiecznie sprawia kłopoty? - To nie był pierwszy raz, kiedy szantażował w ten sposób Hidana. On jako piętnastoletni chłopak, uległa tym szantażom, nie chcąc by jego rodzona matka go znienawidziła, a z drugiej strony, żeby znów nie została zraniona. Niechętnie więc, wykonał jego polecenie. Zdjął swoją białą koszulę i rzucił ją na ziemie. Jak zwykle w tej sytuacji oparł się rękoma o ścianę, a za chwilę na jego plecach wylądował pas, przeszywając bólem jego plecy. Nawet nie jęknął. Nie miał zamiaru pokazać ojczymowi, że tak bardzo go boli, dlatego też nie wydawał żadnych odgłosów. Zaciskał tylko pięści, powieki i zęby, by zdławić ból w sobie. - Zabiję go – tak brzmiały jego myśli. Był pewien, że któregoś dnia, jego rodzicielka przekona się jakim złym człowiekiem jest ten facet, a wtedy zabije tego bydlaka.

     Dzwonek do drzwi rozległ się po całym domu. Niebieskowłosa dziewczyna pociągnęła za klamkę otwierając drzwi. Przed sobą ujrzała szarowłosego przyjaciela. Uśmiechnęła się na jego widok i bez słowa wpuściła go do środka. Hidan rozebrał się i przywitał z jej rodzicielką. Kobieta lubiła chłopaka, pomimo tego, że dobrze wiedziała, że ma trudny charakter i do najgrzeczniejszych nie należy. Znała go od dziecka, wiedziała, że to dobry chłopak, trzeba było tylko umieć to dostrzec. Szarowłosy razem z Konan, udali się do jej pokoju, gdzie po chwili wbiła rodzicielka dziewczyny i uraczyła ich tacą z ciasteczkami i herbatą. Dziewczyna cieszyła się, że w końcu ją odwiedził, bo nie robił tego od dłuższego czasu. Zawsze tylko Dei i Dei, a ona czuła się odtrącona. Hidan kręcił się na krześle obrotowym, bo to zawsze była dla nie go frajda. Niebieskowłosa opowiadała mu jak to profesor Ebizu wyrżnął na kredzie leżącej na podłodze. W końcu Hidan znudzony krążeniem wokół własnej osi zatrzymał się i spojrzał przez okno.
- A więc tam mieszka Sasori. - powiedział, na co Konan mu potaknęła, dodając, że tam znajduje się właśnie jego pokój. Chłopak spojrzał na nią, potem na okno pokoju Sasoriego, potem znów na dziewczyną i znów na okno. - Jestem pewny że cię podgląda – stwierdził od razu. - Pewnie widział już twoje małe cycki... jak wziął lupę - dodał po chwili. Konan trzepnęła go w głowę, za co on spiorunował ją niezadowolonym spojrzeniem.
- Głupi jesteś.. Zawsze zasłaniam rolety jak się przebieram – No może z parę razy zapomniała, ale nie wierzyła, żeby czerwonowłosy był aż tak zboczony. Chociaż.. to w końcu był facet. Wolała o tym nie myśleć. - Po za tym – zmierzyła go groźnym spojrzeniem. - Skąd ty możesz wiedzieć jakie ja mam cycki? - Nigdy nie nosiła obcisłych bluzek, więc jej biust nie był podkreślany.
- Kąpaliśmy się razem, nie pamiętasz? - rzucił zupełnie nie przejmując się tematyką jaką właśnie poruszają. Piersi Konan go nie pociągały, dlatego był to dla niego taki sam temat jak gadanie o tym co jadł wczoraj na obiad.
- Ta... Mieliśmy wtedy po sześć lat.. Nie sądzisz, że mogły mi od tego czasu urosnąć? - zapytała zażenowana, jego zachowaniem. Jaki okropny przyjaciel, ma takie złe zdanie o jej cyckach. Mógłby chociaż poudawać miłego.
- A urosły ci? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Oczywiście! - krzyknęła wkurzona jego wygłupami. Zapadła chwila ciszy w której to Hidan, bacznie przyglądał się klatce piersiowej dziewczyny. Brew Konan lekko drżała z irytacją.
- Nie widać – stwierdził w końcu. Za tą odpowiedź dostał poduchą w głowę. Zaśmiał się do niej rozbawiony jej zdenerwowaniem. Nie sądził, że aż tak się przejmie tym tematem, był pewien, że jeszcze rok temu nie dbała o rozmiar swoich piersi.
- Jaju.. ale z ciebie dzieciak – rzuciła do niego niezadowolona, lecz po chwili, gdy ujrzała uśmiech na twarzy Hidana, co nie było za częstym widokiem, również się roześmiała. Po krótkim czasie uśmiech zszedł z twarzy chłopaka. Nie przyszedł tu tylko po to żeby rozmawiać o głupotach, miał w tym cel, jak dla niego bardzo ważny.
- Słuchaj.. Nie mógłbym może.. przenocować u ciebie? - Patrzył na nią. Widział jak jej twarz zmienia się z radosnej w zaskoczoną, potem skupioną, aż w końcu zmartwioną ze współczuciem w oczach. Jak on nie lubił takiego wzroku.
- Znowu to zrobił? - zapytała, domyślając się dlaczego ją o to prosi. Nie rozumiała jego ojczyma, ten potwór nie dawał mu spokoju. Nawet nie próbowała go zrozumieć, ona po prostu go nie znosiła. Jak można robić takie rzeczy? Starała się wspierać Hidana i milczeć z całych sił, ale nie było to łatwe. Wiedziała dlaczego nie chciał o tym mówić, ale bolało ją, że aż tak się poświęcał.
- To nie to – zaprzeczył. - Po prostu nie wziąłem kluczy, a nikogo u mnie nie będzie – skłamał. Nie chciał już martwić swoich przyjaciół. Zazwyczaj w takiej sytuacji szedł do Deidary, ale nadużył już tam swojej gościnności, nawet on potrafił to stwierdzić. Do tego miał wrażenie, że Dei zrobi mu wykład na temat jego milczenia, a miła dość słuchania jego pouczań.
- Kłamca – stwierdziła. Nie musiała się nad tym zastanawiać, to było zbyt oczywiste, że chłopak znów miał problem z Tyranem, który znów zrobił mu krzywdę. - Nie ma sprawy, zawsze cię przyjmę gdy będziesz tego potrzebował – uśmiechnęła się ciepło. - Ale zadzwoń do mamy, żeby się nie martwiła – dodała. Po tej rozmowie nie chcieli wracać do tego tematu, zwłaszcza Hidan. Dlatego też Konan zmusiła go do odrabiania lekcji z nią, co wcale mu się nie podobało, gdyż nie miał na to ochoty. Nigdy się nie odrabiał lekcji, więc było to dla niego uciążliwe. Gdy Niebieskowłosa starała się jak mogłaby zrobić lekcje bezbłędnie, Hidan na swoich zeszytach i książkach spał. Nic nie mogła na to poradzić, taki już był. Żal było jej go budzić, bo spał tak uroczo. Ta piękna chwila nie trwała zbyt długo. Do pokoju weszła mama dziewczyny i ogłosiła, że ojczym Hidana czeka na niego na dole. Po Konan przeszło uczucie złości. Aż nią kipiała. Czego ten okrutnik tutaj chciał? Wybudziła Hidana, i zeszli na dół. Faktycznie, w drzwiach stał muskularny mężczyzna. Szarowłosy zmarszczył brwi i podszedł do drzwi.
- Czego chcesz? - warknął. Miał go dość, specjalnie przed nim uciekł, a ten jakimś dziwnym cudem go znalazł.
- Wracaj do domu – rzucił krótko i stanowczo.
- Nie ma mowy. Mówiłem, już mamie że będę tutaj nocował – Tak jak chciała Konan zadzwonił do rodzicielki. Wróciłby na noc, gdyby i jego mama wracała, ale niestety, pracowała też na nocnej zmianie.
- Ale nie mówiłeś, że ja się nie zgodziłem. W tej chwili wsiadaj do samochodu – rozkazał wskazując na swój samochód. Piętnastolatek zacisnął pięści. Co za frajer... o co tym razem mu chodziło? Czego od niego chciał? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Nie chciał ulegać jego kaprysom.
- Proszę pana – wtrąciła matka Konan. - Nie mam nic przeciwko, Hidan może u nas zostać na noc – zapewniła mężczyznę.
- Nic z tego. Widziała pani kiedyś, żeby tak młody chłopak nocował u koleżanki? To niemoralne – powiedział i szarpnął Hidana za ramię, przyciągając do siebie.
- Zapewniam pana, że będą spać w innych pokojach – Nie była głupia, nie pozwoliłaby przecież, spać im w tym samym pokoju.
- Pani go jeszcze nie zna. To mu w niczym nie przeszkodzi, niech pani lepiej chroni córkę przed takimi jak on. - Ruszył do samochodu ciągnąć Hidana za sobą. Chłopak wyrwał się mu, nie miał zamiaru wracać. Jeszcze czego, żeby wrócił do domu po tym jak go potraktował. Nie miał zamiaru znowu obrywać.
- Nigdzie nie wracam. Zgodzili się żebym nocował u nich. - Konan podbiegłą do Hidana i chwyciła go oburącz za ramię. Nie ma mowy, nie odda go temu tyranowi.
- Ja się nie zgadzałem... - warknął tracąc cierpliwość. Spojrzał na kobietę w drzwiach i na swojego przybranego syna i jego koleżankę. Nie chciał robić tutaj przedstawienia, ale chłopak go porządnie wkurzył. Kiedy ten go bił, kopnął go w krocze i po prostu uciekł. Nie mógł mu tego podarować. Niestety teraz nie był nic wstanie zrobić, za dużo ludzi i świadków. Nie mogło to się przecież wydać.
- Rób co chcesz, żebyś potem nie żałował – rzucił na odchodne. Był pewien, że kiedyś mu za to odpłaci. Gdy odjechał Konan odetchnęła z ulgą. Kobieta próbowała się dowiedzieć, dlaczego ojczym chłopaka był na niego zły, a szarowłosy tłumaczył, że trochę się pokłócili i że to nic takiego. Nie chciało jej się w to wierzyć, ale nie zamierzała się aż tak wtrącać.

     W opuszczonym korytarzu szkolnym, stały zniszczone już szafki, były pordzewiałe, więc trudno było stwierdzić jakiego koloru kiedyś były. Na dworze było już ciemno, dlatego też w budynku bez latarki, ciężko było się poruszać. Blask księżyca oświetlał fragmenty podłogi i ściany, wpadając przez zabite deskami okna. Akasuna oświetlał sobie drogę swoim telefonem, cicho stąpając na palcach blisko ściany i ściskając scyzoryk w kieszeni. Słychać było odgłosy z zewnątrz, głównie policjanta mówiącego przez megafon i świszczenie wiatru. Serce waliło mu jak dzwon. Szedł na przód zatrzymujące się przy zakrętach, czy rozwidleniu korytarza, by wyjrzeć, czy nikogo nie ma. Musiał być ostrożny. Szkoła była spora, krążył już tak od dziesięciu minut i nikogo nie zauważył. Z jednej strony się cieszył, ale z drugiej chciał go zobaczyć. W gardle zaschło mu ze zmęczenie i stresu, nie miał niestety ze sobą nic do picia. Suchość jamy ustnej doprowadzała go do szału, ale bał się nawet odchrząknąć. Każdy dźwięk mógł go zdradzić. Zastanawiał się gdzie też by się ukrył, gdyby był przestępcą. Na pewno nie na holu, gdzie można by go było łatwo znaleźć. Pomyślał, że ukryłby się w bibliotece albo w łazience, tam jest najmniej okien, więc jeśli zaczęli by strzelać przez okna, większa szansa na przeżycie, do tego biblioteki bywają zagmatwane, ciekawe tylko czy w tej szkole były jeszcze jakieś półki po książkach, by można było się pomiędzy nimi ukryć? Tak czy inaczej nie miał zamiaru udać się do żadnego z wymienionych pomieszczeń. Tam było mogło być zbyt niebezpiecznie, rzucił by się w paszcze lwa. Najlepiej poczekać aż sam wyjdzie, albo go jakoś wywabić i wyskoczyć na niego z zaskoczenia. Wbić nóż i uciec. Po kolejnych pięciu minutach wędrówki między korytarzami, zatrzymał się i stwierdził że Potwór był tchórzem. Łatwo mu było zabić niewinnych i nie uzbrojonych ludzi, ale przed policjantami, którzy mieli przewagę liczebną, to już nie podskoczy. Nie znosił go za to jeszcze bardziej. Cholerny tchórz... Zacisnął pięści z wściekłością. Nie może mu ujść to na sucho. Jeśli to prawda co mówili w telewizji, jego motyw do zabicia jego rodziców, był... nijaki. Żeby zabijać ludzi za takie rzeczy... to chore, nienormalne. Łzy napłynęły mu do oczu, lecz szybko je wytarł. Nie było czasu na płacz, musiał działać. Wiedział, że jego rodzice nie są dumni z tego co wyprawia, ale inaczej nie potrafił. Ponownie ruszył na przód zbliżając się do zakrętu. Gdy tylko się zza niego wychylił, natychmiast się cofnął. Przywarł do ściany starając się powstrzymać oddech. A jednak policja wkroczyła na teren szkoły. Miał nadzieję, że policjant go nie zauważy. Nie tylko dlatego, że zniweczył by jego plan, ale również mógłby pomylić go z mordercą i do niego strzelić. W końcu było dosyć ciemni, a gdyby usłyszał jakiś szelest od razu mógłby pomyśleć o poszukiwanym. W końcu nikogo innego się tu raczej nie spodziewali. Najciszej jak potrafił, na palcach, cofał się. Widział błysk latarki, którą policjant oświetlał drogę. Miał nadzieję, że nie pójdzie w jego stronę, chciał jak najszybciej zniknąć mu z pola widzenia. Po chwili w coś uderzył, w coś dosyć miękkiego, nie zdążył jednak odwrócić się by to sprawdzić, bo zaraz czyjaś ręka przycisnęła do jego twarzy gazę. Serce podskoczyło Sasoriemu do gardła i szarpnął się, żeby uwolnić się uścisku. Nie udało mu się to, bo natychmiast jego powieki zrobiły się ciężkie, i nagle zapadła ciemność.


Od Autorki: Od razu chcę bardzo bardzo, bardzo przeprosić, za tak spóźniony rozdział. Jak już pisałam, ostatnio nie miałam za wiele czasu, uzbierało się też trochę problemów, przez co nie miałam ochoty na pisanie. A jak już w końcu ten czas się znalazł..to kompletnie nie miałam weny, ani chęci. Chyba znacie to uczucie, gdy coś zaburza waszą codzienną rutynę, a potem trudno do niej wrócić. Tak więc im mniej poświęcałam czasu na pisanie, to z czasem coraz trudniej było mi się do tego zabrać. Na ale cóż.. różnie w życiu bywa, ale nie będę się już tłumaczyć. Przez to wszystko rozleniwiłam się w pisaniu i czytaniu.
A teraz z innej beczki xp Nawiązując do rozdziału.. ekhem. Ech.. rozdział nie jest za długi, ale za to długo go pisałam. Być może dlatego, że jest trochę trudny. Największą trudność sprawiło mi pisanie wątku z Hidanem. Starałam się żeby ta scena nie wyszła jakoś sztucznie, czy też żenująco... Trochę bałam się to pisać ze względu na tematykę, ale uznałam, że powinniście wiedzieć co się dzieje u Hidana w domu. No nie wiem.. może lepiej było tego nie pisać. Ocenę pozostawiam wam :)
Być może scena z Sasorim i jego pochopną decyzją wydaje się głupia ;p Ale mój przyjaciel gdy był młodszy, gdy go ktoś zranił, powtarzał, że chętnie wziąłby nóż, podbiegł i tą osobę tak kujną xD Wiem jak to brzmi. Nigdy tego nie zrobił.. Na szczęście O: Ale pomyślałam, że skoro młoda osoba może mieć w sobie taką ranę, by mówić takie rzeczy z powagą, to Sasori na pewno posunąłby się dalej i zrobiłby to, gdyż został bardzo skrzywdzony. No i w końcu Sasori jest osobą impulsywną, przynajmniej ten z mojego opowiadania ;p
Dziękuję wam za komentarze i czytanie mojego opowiadania. Mam nadzieję, że jeszcze trochę z was tu zagląda :D
Jeśli zauważyliście jakieś błędy, upominajcie! :P 


Przepraszam za spóźnienie!





sobota, 7 listopada 2015

Informacja!


Nie, nie zamierzam porzucać bloga :) Nic z tych rzeczy. Po prostu już od ponad miesiąca nie pojawił się rozdział, tak więc sądzę, że należy się wam wyjaśnienie.

Ostatnio mam dosyć intensywny tryb życia, do tego trochę problemów zdrowotnych, to też nie bardzo miałam jak pisać i też chęci do tego było mało. Ale już zaczynam wszystko ogarniać, tak więc w tym miesiącu powinien pojawić się już kolejny rozdział, i myślę że postaram się je dodawać częściej, no bo kiedyś w końcu trzeba będzie zakończyć tę historię ;p

Tak więc, proszę was o jeszcze trochę cierpliwości, już niedługo pojawi się kolejny rozdział :)