niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 20

     Zachodzące promienie słońca przebijały się przez zasunięte żaluzje, do gabinetu Nadinspektora Minato. Oświetlały kurz fruwający w powietrzu, jak i ten spoczywający w niektórych miejscach wielkiego biurka. Blond włosy mężczyzna, trzymając w ręku arkusze papieru, czytał z nich na głos, wszystkie poszlaki jakie udało mu się zapisać. Blade światło padało w niewielkim stopniu na twarz Hatake. Mężczyzna siedział naprzeciw swojego szefa i wpatrywał się w złocisty kurz fruwający sobie w powietrzu. Nie wyglądał na zainteresowanego przemową drugiego mężczyzny. W głowie miał tylko jedno. Uratować Sasoriego. Nie znosił uczucia, które mu towarzyszyło. Poczucie winy? Martwił się? Jedno i drugie? Cholera.. Przecież nawet za tym dzieckiem nie przepadał. Dlaczego więc martwił się o niego bardziej niż o inne ofiary porwań? Ewidentnie było z nim coś nie tak. Może brało go jakieś przeziębienie? Oby nie. Nie chciał znowu wydawać na chusteczki.
- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał Namikaze unosząc brew. - Kakashi... - rzucił z pretensjonalnie, gdy ten nie odpowiedział na jego pytanie. Po chwili siwowłosy skierował swoje spojrzenie ku niemu. Gestem głowy, zapytał o co mu chodzi? Minato westchnął na to.
- To poważna sprawa. Sam chciałeś, żebym przydzielił Ci to zadanie, a teraz w ogóle mnie nie słuchasz.
- Bo nic pomocnego nie masz. Załatwię to po swojemu – zdecydował. Po co tracić czas na takie pierdoły, zdecydowanie wolał działać od razu. W przeciwieństwie do Minato, który to wolał najpierw wszystko przeanalizować, obmyślić dokładny plan, a potem dopiero działać.
- W takiej sytuacji wszystko jest na wagę złota. Nawet najmniejsze wskazówki – rzucił w stronę przyjaciela. Powoli zaczynał tracić do niego cierpliwość, zawsze to samo..
- Pff... na wagę złota to w tym wypadku jest czas – skrytykował wypowiedź szefa. Na prawdę nie miał ochoty słuchać o przypuszczeniach, gdzie sprawca może się ukrywać. Tylko raz do nich zadzwonił, do tego z butki telefonicznej, gdy pojechali sprawdzić to miejsce już go tam nie było, ani nikt go nie widział, a na pewno nie kojarzył. Przeszukali wtedy dziesięć kilometrów w obrębie budki telefonicznej, ale nigdzie nie znaleźli, ani bezimiennego idioty, ani Sasoriego.
- To też – zgodził się z nim.
- W takim razie pozwól mi działać – powiedział, kładąc ręce na blat biurka i nachylił się nad nim nieco.
- Już nie długo. Musimy poczekać na kolejną wiadomość od niego. Dowiemy się wtedy czegoś więcej i...
- Nawet nie wiemy kiedy dostaniemy kolejną wiadomość. Nie mam zamiaru spełniać jego zachcianek. Dorwę go, za nim zdąży nas wykorzystać – Wstał z krzesła, nie mając ochoty już dłużej słuchać niebieskookiego. W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i beztroskim krokiem wszedł przez nie Obito.
- Wybaczcie mi spóźnienie – rzucił na wejściu uśmiechając się niewinnie. Naprawdę się spieszył, po prostu... nie ważne jak bardzo się starał przychodzić na czas, to i tak zazwyczaj się spóźniał.
- A tak swoją drogą.. - wtrącił Kakashi w stronę Minato. - Dlaczego mam współpracować z tym nieodpowiedzialnym facetem – wskazał kciukiem na Uchihe, który od razu strzelił do niego piorunami z oczu.
- Nie mogę pozwolić ci samemu rozwiązywać tak ważnej sprawy
- Czyli, że mi nie ufasz?
- Ufam ci. Ale bezpieczniej będzie, jeśli będziecie razem, jeden drugiego będzie chronił. No i.. co dwie głowy to nie jedna – uśmiechnął się na swoje ostatnie słowa.
- Nie moja wina, jeśli pomylę go z wrogiem i przez przypadek zabiję – rzucił Obito. Nikt nie irytował go tak bardzo jak szarowłosy. Przemądrzały, egoistyczny i olewający wszystko dupek.
- Nie moja wina, jeśli on wszystko spieprzy. Nie potrafi nawet przyjść na czas – dodał w odwecie Kakashi.
- To nie moja wina! Miałem zaparcia.. - Musiał się usprawiedliwić. Nie może przecież pozwolić, żeby Hatake, myślał, że spóźnia się bo jest nieodpowiedzialny. To nie jego wina, że zawsze przed wyjściem, lub w trakcie drogi, przytrafia mu się coś, przez co się spóźnia. A to zaspał, a to się wywalił, a to odprowadził zgubione dziecko do mamy, a to za długo się mył, i tak dalej. Kakashi spojrzał na niego z politowaniem.
- Nie musiałeś mnie o tym informować... Mam gdzie twoje problemy gastryczne. - Czy on w ogóle lubił Obito? Kiedyś na pewno, ale teraz... Właściwie, to nie darzył go żadnym uczuciem. Nie traktował go jak przyjaciela, ani jak wroga. Po prostu lubił mu dogryźć, zwłaszcza jeśli czarnowłosy go do tego prowokował. Zresztą.. wystarczyło na niego spojrzeć. Na misji potrafił siedzieć i dłubać w nosie, wyglądając na takiego co ma wszystko gdzieś, a jednak udawało mu się zawsze jakoś wyjść cało, a i nawet paru skurkowańców zaaresztować. Irytujący facet.
-Koniec tej bezsensownej wymiany zdań – przerwał im Minato. - Zajmijcie się teraz swoją pracą. Będę was informował jeśli dowiem się czegoś nowego o Akasunie. Nie róbcie niczego na własną rękę. Nie, póki co. Czy to jasne? - spojrzał na Hatake, gdyż dobrze wiedział, że jemu najtrudniej się będzie powstrzymać.
- Przecież wiem.. rany.. człowieku – Nie lubił takiego upominania, ale w tym wypadku go rozumiał. Na jego miejscu też starał by siebie trzymać na wodzy. Nie wiadomo jak długo wytrzyma z tym czekaniem.
- Nie martw się aż tak. Sasoriemu na pewno nic nie jest, słyszałeś go przecież – Powiedział tym razem jak do przyjaciela, a nie jak do pracownika. Parę dni temu bezimienny, tak zaczęli nazywać sprawcę, zadzwonił do nich z informacją że Sasori żyje, ale jeśli nie spełnią jego zachcianki, jego żywot może się skrócić. Jednak zamiast przejść do sedna, rzucił tylko, że zadzwoni do nich za jakiś czas z konkretnym rozkazem. Zagroził też by nic głupiego nie robili, bo Sasori może tego nie przetrwać. Dlatego Minato postanowił zachować wyjątkową ostrożność.
- Mam nadzieję, jeśli choć włos spadnie mu z głowy, to zajebię skurwysyna – rzucił ze wściekłością w głosie, po czym opuścił gabinet Nadinspektora. Nie był cierpliwy w takich sytuacjach. Wolał działać szybko i skutecznie. A chęć obicia mordy sprawcy, sprawiała, że nie mógł doczekać się tego jeszcze bardziej.
-Jak zawsze.. - rzucił za nim blondyn. Kakashi nie był miłym gliniarzem, a już na pewno nie był miły dla złoczyńców krzywdzących żywe istoty. Wyglądał na spokojnego człowieka, znudzonego życiem, ale gdy tylko widział akt agresji wobec niewinnych ludzi, czy zwierząt, robił się z niego zupełnie inny człowiek. Niebezpieczny... dla tych złych.

     W środku zimnego i wilgotnego pomieszczenia, z obskurnymi ścianami i kapiącą wodą z rur, Czerwonowłosy chłopak, leżał półprzytomny na jakiś starym, brudnym i dziurawym futonie. Z dnia na dzień czuł się coraz gorzej, było mu zimniej niż zwykle, miał temperaturę, widoczność stawała się ograniczona, nie potrafił niczego przełknąć od trzech dni. Co tylko zostało mu wepchnięte do buzi, przez porywacza, od razu to zwracał, dlatego też porywacz przestał go karmić. Tępy ból w brzuchu nie ustawał. Po tym jak został dźgnięty nożem, stracił przytomność, wybudził się z uczuciem ciężkiej głowy, czuł się okropnie, ale krew przestała cieknąć. Na brzuchu wyczuł palcami, jakieś szmaty którymi jego rana była owinięta. Była brudna od krwi, tak samo jak jego koszula, ale krew już dawno zaschła. Nie miał pojęcia co się stało z jego dziurą w brzuchu, ale też wcale się nad tym nie zastanawiał. Tęsknił za domem. Chciał tam wrócić. Jednak powoli przestawał już mieć nadzieję, że kiedykolwiek to nastąpi. Czuł się tak źle, że miał nawet wrażenie, że tego nie przeżyje, choć z całych sił chciał żyć. Może to było jedyną rzeczą, która trzymała go jeszcze przy życiu. Chęć życia, była tak silna, że nie potrafił się poddać. Był ciężki i obolały. Trudno mu było nawet kiwnąć palcem. Nie wiedział co się z nim dzieje. Był wygłodzony, odwodniony i do tego ranny. Tymczasem morderca jego rodziców robił to co zwykle. Pił sake, wychodził gdzieś, potem wracał, znowu pił, a potem szedł spać. Choć kolejność tego mogła być zmienna. Sasoriemu wszystko się już mieszało. Gdy mężczyzna do niego mówił, nie wyłapywał wszystkich słów, zazwyczaj nie odpowiadał, albo w bardzo skąpych słowach, bo nie miał siły na dłuższe zdania. Do tego nigdy nie wiedział co powinien odpowiedzieć, gdy pytania brzmiały „I gdzie ten pieprzony gliniarz? Myślałem, że mu na tobie zależy!”, „Jak nie przestaniesz jęczeć to zabiję też twoją babkę! Chcesz tego!?”. Facet był gorszym świrem niż Akasuna myślał. Gdy zabił jego rodziców, wiadome było dla niego, że to nie człowiek tylko potwór. Ktoś nienormalny. Jednak przebywając z nim tutaj już szósty dzień, zrozumiał, że to co o nim myślał to był wierzchołek góry lodowej. Momentami zupełnie normalny, trochę nerwowy, ale potrafił zadbać o siebie i wykiwać policję. Ludzie widząc go na ulicy nigdy nie pomyśleli by, że to świr. Zwyczajny facet. A w innych chwilach swojego życia, mówił do siebie, agresywnie reagował na zbytnią ciszę i spokój, jak i na jęki, czy płacz. Sasoriego traktował jak zabawkę, o którą obiecał dbać, bo dostanie w zamian coś lepszego. Przerażało to czternastolatka. Chciałby się jak najszybciej stąd wyrwać i zapomnieć o tym całym zdarzeniu.
Barczysty mężczyzna, z łysiną na głowie, stał przed budką telefoniczną i liczył drobne rozłożone na dłoni, które przed chwilą zabrał z automatu na napoje. Gdy naliczył odpowiednią sumę, wrzucił po kolei do otworu na monety i podniósł słuchawkę. Wykręcił odpowiedni numer, który wcześniej zyskał od jednego z policjantów, i zadzwonił do Inspektora Hatake. W końcu z tego co zdołał się ostatnio dowiedzieć, to ten facet podjął się sprawy odnalezienia dzieciaka. Tak pisali w gazetach, a i Sasori coś tam mamrotał. Wychodziło na to, że ten bachor i Inspektor są sobie bliscy... albo to jakaś rodzina. Czyżby oprócz babki miał jeszcze kogoś innego? Nie miał pojęcia, nie znał szczeniaka. Tylko tyle co mu zdążył powiedzieć, jeszcze za nim wbił mu nóż w brzuch i chłopak zaczął być prawie nieprzytomny. Oczywiście nie mówił tego z własnej woli, sam musiał o to zadbać. W końcu każdy chłopak przestraszyłby się gdyby zagrozili mu obcięciem jaj. Chociaż z jego strony to wcale nie była groźba. Mógł mu jeszcze obiecać wydłubanie oka lub połamanie palców, ale zdecydowanie szybko poszło z pierwszą wersją planu. Obyło się bez reszty pomysłów.. niestety.. bo bachor wszystko mu wypaplał. A to tchórz. Nienawidził tchórzy. Szkoda, że wtedy nie odciął mu głowy.. gdyby tylko wiedział gdzie wtedy był. Teraz jednak nie mógł go zabić, w końcu obiecano mu milion dolarów, których oczywiście sam zażądał. Za takie pieniądze będzie mógł uciec z tego kraju. Jak to dobrze, że szczeniak dziwnym trafem wpakował się w jego ręce. Miał już dość ukrywania się przed policją, która zapewne po złapaniu go, skarze go na śmierć. Policja była coraz bliżej odkrycia ich kryjówki. To tylko kwestia czasu, więc jeśli nie zażąda natychmiast tych pieniędzy, plan legnie w gruzach. Nie będzie miał ani pieniędzy, ani swojej zabawki. Od dziecka lubił je psuć. Zawsze tak na niego wrednie patrzyły. Nienawidził zabawek, które miały oczy. Niszczył je. Rozrywał, rozcinał, palił.. Ah.. to były czasy. Gdy był nastolatkiem jego okrutna matka wysłała go do psychiatry.. zrobiła mu coś tak okropnego. Nigdy jej tego nie wybaczył. W tamtych czasach pójście do psychiatry oznaczało tylko jedno – Jesteś wariatem. Wszyscy się od ciebie odwracali, nikt nie chciał mieć z tobą nic wspólnego. Przyjmowanie leków, w odpowiednich ilościach sprawiło, że stał się mniej agresywny i skupił się na nauce. Nigdy nie lubił jak ludzie się na niego gapią, ale nauczył się to akceptować. Nie mógł znieść tylko jednego wzroku. Akasuny Satoshiego. Był taki popularny, taki fajny, taki przystojny. Wszyscy chcieli się z nim zadawać. Nawet dziewczyna w której to on się zakochał. Traktował go z góry, udawał miłego, gapił się na niego, jak na osobę gorszą... Nie. Jak na jakiegoś robala, który nie ma nic do gadania. Nienawidził go. Po tym jak zaczął układać sobie życie na nowo, w nowej szkole w któej nie wiedzieli, że ma problemy psychiczne, Akasuna wszystko zepsuł. Gdyby tylko ich wtedy nie przyłapał na tym gwałcie.. Gdy tak o nim myślał, przeszły go aż ciarki. Ten bachor też ma podobny do niego wzrok, ale ten przynajmniej patrzy na niego ze strachem, a nie z wyższością.. to mu się podobało.
- Halo? - głos Kakashiego odezwał się w słuchawce. Odebrał natychmiastowo. Wiedział już kto dzwoni. Cwaniak dzwonił do niego na prywatny numer, wiedząc, że w ten sposób raczej nikt ich nie będzie podsłuchiwał.
- Słuchaj no.. Chcesz Sasoriego? To przestańcie ciągle przekładać ten pieprzony termin.. - warknął, po czym upił łyk sake z kieszonkowej butelki.
- Myślisz debilu, że tak łatwo jest uzbierać milion dolarów? - Siwowłosy nie pozostawał dłużny. Niech sobie nie myśli, że może pomiatać policjantem. Może Obito.. tak. Ale nie nim.
- Stul pysk gnido.. inaczej zabiję tego małego fiuta – zagroził, choć nie miał takiego zamiaru.. póki co. Kakashi już nie raz przechodził przez tego typu szantaże ze strony napastnika. Zawsze tak straszą, ale zależy im głównie na pieniądzach, chociaż po takim świrze wszystkiego można się spodziewać.
- Spróbuj, a rozwalę ci łeb, ty chory pojebie.. - Negocjacje w policji, od lat prowadzi się w spokoju i w cierpliwym docieraniu do wroga, zwłaszcza gdy na szali wisi życie człowieka. Nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do głowy, trzeba być ostrożnym. Jednak Kakashi... on nie był typowym przykładem policjanta. W gorącej wodzie kąpany, nigdy się nie patyczkował.
- Do rzeczy – rzucił z powagą i irytacją jednocześnie. - Jeśli chodzi o pieniądze, to spotkamy się za dwa dni na granicy Jokohamy, tam dacie mi pieniądze, a ja oddam wam bachora. Jak nie, młody pożegna się z życiem.
- Dwa dni!? Czy ciebie pojebało!? Nie mamy nawet jeszcze połowy! - Minato i inni policjanci coś kombinował w sprawie zbierania pieniędzy, jednak on nie zamierzał się w to bawić. Znajdzie Sasoriego po swojemu, nie będzie płacił za dzieciaka. To nie towar, tylko człowiek. Nienawidził takiego traktowania ludzi. Szantażowanie, zakładnicy, groźby. To wszystko dla pieniędzy. Ten świat zawsze był takim chciwym miejscem? Gdyby nie pieniądze, o ile mniej zła byłoby na tym świecie.
- To już nie mój problem. Radzę sprężyć dupę. Za dwa dni na granicy o piętnastej. Bywaj popaprańcu. - Odłożył słuchawkę.
- Chwila.. - Tiit, tiiiit, tiiiit, tyle zdołał usłyszeć w odpowiedzi. Zmarszczył brwi i zacisnął zęby patrząc na numer wroga. Musi się pospieszyć i znaleźć Sasoriego, nim będzie za późno. Wątpił żeby Minato uzbierał tyle pieniędzy wciągu dwóch dni.

     Padające z nieba płatki śniegu, zbierały się na ziemi, ławkach, ubraniach spieszących się gdzieś ludzi. Jeden z nich spoczął właśnie na nosie szarowłosego, który stał z głową zadartą do góry, obserwując tańczące w powietrzu i powoli opadające śnieżynki. Pojawiały się tylko po to, żeby za jakiś czas się roztopić. Tak samo jak fajerwerki pojawiały się na chwilę i tak samo jak kwiaty więdły. Wszystko na tej ziemi miało swój czas, nawet sama ziemia, zapewne też kiedyś zniknie. Jednak to co nie jest wieczne ludzie doceniają bardziej, i w tym tkwi piękno przemijania. Kto by pomyślał, że takie retrospekcje dotkną kiedykolwiek Hidana. Sam się do tego nie przyznawał, ale często miewał tego typu myśli. Może dlatego, że sam chciał być takim beztroskim płatkiem śniegu?
- Trzymaj – Yuki wyciągnęła ku niemu kubek gorącej czekolady, tym samym przerywając jego rozmyślania. Spojrzał na nią po chwili, po czym wziął od niej plastikowy kubek. - O czym myślałeś? - zapytała. Dobrze znała swojego chłopaka, wiedziała, że lubi się zawieszać i myśleć o tylko sobie znanych rzeczach.
- O tym i tamtym – powiedział, po czym upił łyk czekolady. Mogła się spodziewać takiej odpowiedzi. - Bez cukru? - spojrzał na nią zawiedziony. Jak to taką gorzkawą ma pić? To już nie będzie takie pyszne.
- Nie miałam już drobnych na cukier.. Po za tym bez cukru jest zdrowiej – Ona niczego nie słodziła, ale dobrze znała przyzwyczajenie Hidana. Zawsze dużo słodził, czy to herbata, kawa, czekolada, nie miało znaczenia. Co najmniej trzy łyżeczki cukru. Nie lubiła w nim tego zwyczaju. Nawet jak go o to prosiła, nie potrafił się poświęcić i nie posłodzić. To tak jakby bardziej zależało mu na głupim posłodzeniu herbaty niż na niej. Nie żeby była zazdrosna o cukier.
- To mogłaś wziąć mi coś co już jest słodkie.. na przykład zwykły sok – Na pewno był słodszy niż ta nieposłodzona czekolada. Nie była tak naprawdę zła, ale był zbyt przyzwyczajony do słodzenia napojów, przynajmniej tych które z natury słodkością nie grzeszą.
- Jest zimno, sok by cię nie ogrzał. Nie marudź – zbeształa go niczym mata. Przewrócił oczami na te słowa. Czasami była irytująca.. - Chodź, zrobimy sobie selfie – zaproponowała z uśmiechem, wyjmując telefon z kieszeni.
- Znowu? - Nie rozumiał jej, dopiero co półgodziny temu robili sobie zdjęcie, które nawet wrzuciła już w internety. Teraz kolejne? Eh.. baby.
- No chodź. Muszę się tobą chwalić, nie? - zażartowała wchodząc na ławkę, tak by była niemal równa z jego wzrostem. Był przystojny, ona ładna, pasowali do siebie jak ulał. Tak przynajmniej uważała. Jej koleżanki zazdrościły jej takiego chłopaka, który nie dość, że jest przystojny to jeszcze silny. Niegrzeczny z niego chłopiec, ale tacy byli najfajniejszy. Może Hidan nie wyglądał na romantyka, i zdecydowanie nim nie był, choć czasami miał przebłyski romantyzmu, to i tak go kochała. Nie potrzebowała by obdarowywał ją kwiatami, ani ciągle zabierał na jakieś super romantyczne randki, jak to wiele jej koleżanek marzy. - Uśmiechnij się – upomniała go, gdy ten stał z poważną miną. Szarowłosy w odpowiedzi odwrócił głowę w bok. To był jego protest. Dziewczyna westchnęła i złapała go delikatnie za podbródek, i nakierowała jego twarz na ekran telefonu. Przycisnęła odpowiedni przycisk z boku telefonu, po czym usłyszeli charakterystyczny dźwięk, i w tej samej chwili zdjęcie było już gotowe. Yaki dodała do zdjęcia specjalny efekt, po czym wrzuciła je do internetu, by pochwalić się nim koleżanką i zdać relacje co teraz robią. Widziała, że Hidan był jakiś obrażony, i nie chodziło tu tylko o brak cukru, cały dzień taki chodził. Czyżby znowu stało się coś u niego w domu? A może to tym swoim kolegą się tak przejmował? Oby nic z nim się złego nie stało. Nie chciała go też o to wypytywać, bo i tak nie powiedział by za wiele, albo może nawet nic. Postanowiła w jakiś sposób go rozweselić, albo wkurzyć.. najważniejsze by zaczął coś mówić, a nie tak posępnie stał. Zeszła z ławki i nabrała w ręce śniegu, po czym ponownie stanęła na ławce, złapała Hidana za kurtkę i bluzę, i wrzuciła mu śniegu za koszulę.
- Aua! - zawołał gdy poczuł nieprzyjemny chłód na plecach. - Zwariowałaś? - spojrzał na nią oburzony. Ona zaś zaczęła się śmiać, widząc jego nagła reakcję. W jednej chwili ożył. - Co cię tak bawi..? - Nie odpowiedziała, dalej się śmiała. Hidan spojrzał na nią i uśmiechnął się chytrze. - Oż ty... Jeszcze tego pożałujesz. - Schylił się po śnieg, dziewczyna widząc to szybko zeskoczyła z ławki i zaczęła uciekać. Hidan ulepił sporą pigułę i zaczął za nią biec. Miał przewagę, bo był wysoki, co oznaczało, że miał dłuższe nogi niż jego dziewczyna. Gdy był coraz bliżej niej, zaczęła krzyczeć przez śmiech. Starała się biec najszybciej jak umiała, ale i tak okazała się wolniejsza. Nie długo trwało aż ją złapał. Chwycił ją za kaptur i przyciągnął do siebie. Mocno chwycił ją w ramionach, tak by mu się nie wyrwała i rozwalił pigułę na jej twarzy, nacierając ją przy tym. Nie był w tym wcale delikatny. Starała się uwolnić z uścisku, próbując go nawet kopnąć w czułe miejsce, ale się nie dał. W odpowiednim momencie wycofał dolną część ciała. Kiedy już był przekonany, że odpowiednio się zrewanżował, puścił ją wolno. Wytrzepał dłonie, dumny ze swojej zemsty.
- Ej no... ja nie byłam taka okrutna.. - rzuciła wycierając szalikiem zimną i mokrą twarz od śnieżki.
- Ale ja byłem – przyznał szczerze. Co go obchodziło, że ona nie? Zawsze odpłacał się z nawiązką. Gdyby nie była jego dziewczyną, na pewno na samym natarciu by się nie skończyło, powinna się cieszyć, że ma taryfę ulgową.
- Okej.. No to rozejm – mówiąc to przytuliła się do niego. Szybko wybaczyła mu jego okrutność. Pogłaskał ją po głowie, jak grzecznego psa. Po chwili dźwięk komórki, odezwał się z jego kieszeni. Odebrał widząc na wyświetlaczu, że dzwoni do niego ojciec.
- Dobra, zaraz tam będę – rzucił w odpowiedzi i rozłączył się. Jego ojciec przyjechał z Osaki. Nie mógł się doczekać jego wizyty. W końcu znowu się zobaczą. Na pewno pójdą razem do salonu gier, bo obaj przecież lubili gry. Miał też dwa bilety na mecz baseballowy. Zapowiadał się ciekawy weekend. Gdyby nie porwanie Sasoriego, mógłby bawić się jeszcze lepiej, zresztą sam nie wiedział czemu czuł jakiś dziwny lęk, gdy myślał o Sasorim. Przecież, na pewno wyjdzie z tego żywy. Nie mogło być przecież inaczej. Aż się sam siebie wstydził, że był zdolny do takich emocji, w obliczu gościa, którego znał tak krótko. Z drugiej strony był jego przyjacielem, więc powinien wierzyć, że wszystko będzie dobrze, zawsze wierzył w swoich przyjaciół, mimo to ta okropna myśl, „a co by było gdyby jednak...” nie dawała mu spokoju. Schował telefon do kieszeni i ruszył w stronę dworca pociągów.
- Hej! - zawołała za nim Yuki. - Gdzie ty idziesz!? - Nie odpowiedział, nawet nie zareagował. - nawet się nie pożegnałeś! Idiota! - Zrobiło jej się przykro. On naprawdę był okrutny. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym zawrócił do niej. Uwielbiał ją wkurzać, wtedy robiła taką uroczą minę.
- No żartowałem – rzucił podchodząc do niej. Ona jednak wzruszyła tylko ramionami i odwróciła się do niego tyłem. - Mówię, że żartowałem – Widząc, że nie reaguje, podszedł do niej jeszcze bliżej, pochylił się nad jej twarzą i obdarował ją namiętnym i długim pocałunkiem. Gdy po długiej chwili, oderwał się od niej, odwrócił się na pięcie, i unosząc rękę w geście pożegnania, ruszył w umówione miejsce. Po oddaleniu się, schował rękę do kieszeni. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął za zakrętem. Potrafił być czuły, jeśli tylko chciał. Był nieprzewidywalny, i to jej się w nim podobało.

     Sasori przestał już liczyć czas. Przestał zastanawiać się nad tym, jak długo tu jest, i jak długo tutaj jeszcze będzie. To okropne miejsce o nieprzyjemnym zapachu i obrzydliwym wyglądzie stało się dla niego tak normalnym widokiem, jak to, że codziennie na śniadanie jadał płatki z mlekiem. Brzuch wcale nie przestawał go boleć, gorączka nie spadała od kilku dni, a słowa bandyty brzmiały w jego uszach powolnie i niewyraźnie. Każdy w takiej sytuacji, już dawno by się poddał, ale nie on. Sam siebie nie rozumiał. Z jednej strony miał już tego dość, cierpiał fizycznie i psychicznie, było mu już wszystko jedno co się z nim stanie. Z drugiej jednak strony tak bardzo pragnął przeżyć, wydostać się stąd, że ta myśl, trzymała go jeszcze przy świadomości. Nie miał pojęcia co kombinuje świr z małymi kaprawymi oczami, ale jeśli chciałby go tak po prostu zabić, zrobiłby to już dawno. Bał się, że planuje na niego coś gorszego. Powoli czuł, że zaczyna wariować, gdyby nie gorączka i brak sił na cokolwiek, pewnie obgryzł by palce do kości razem z paznokciami. Dzięki gorączce był w stanie zasnąć, przez co choć na jakiś czas mógł zapomnieć o tym gdzie się znajduje. Mężczyzny nie było z nim w pomieszczeniu, więc zapewne jak zwykle gdzieś wyszedł. Pamiętał jak przez mgłę, że wspominał coś, o czymś co ma się wkrótce wydarzyć i bardzo z tego powodu się cieszył. Nie miał pojęcia o co chodzi, ale ten świr potrafił się ciszyć z najmniejszej głupoty, jak i z tego samego powodu się wkurzyć. Aksuna nie zastanawiał się nad tym dlaczego mężczyzna, nie wracał już od parunastu godzin. To dlatego, że czas przestał mieć dla niego znaczenie. Nie miał pojęcia czy jest noc czy dzień. Czy czeka już czternaście godzin, czy cztery. Czas w tym miejscu dłużył się tak bardzo, że się w nim pogubił.
    Głośne łupnięcie w metalowe drzwi wybudziło Sasoriego, z chwilowej drzemki. Powoli przeniósł swój wzrok na drzwi i patrzył na nie chwilę. Znowu głośne ŁUP. I kolejne, i znowu.. Jakby ktoś dobijał się do nich. Czyżby świr zapomniał kluczy? To pierwsze co przyszło mu do głowy. Kolejne, tym razem głośniejsze uderzenie w drzwi, doszło już wyraźnie do uszu Akasuny. Przyglądał się drzwiom i temu jak się z każdym uderzeniem trzęsą. Słyszał na zewnątrz głosy, ale były tak rozmyte i niewyraźne, że nie potrafił ich ani rozpoznać, ani stwierdzić co mówią. Po chwili rozległ się głośny strzał, na który czerwonowłosy zareagował strachem. Docisnął wolną dłoń do ucha, najmocniej jak potrafił, choć było to już dla niego wielkim wysiłkiem. Serce zaczęło mu bić jak szalone. Patrzył ze strachem w drzwi, przez które wpadł siwowłosy i paru innych policjantów.
- Ka..Kakashi... - wydyszał Sasori, nie dowierzając własnym oczom. - Kakashi – powtórzył, a łzy spłynęły mu po policzkach.. Czy to sen? Nie mógł uwierzyć, że ktoś przyszedł mu na ratunek. Tak bardzo się cieszył. Inspektor przykucnął przy Akasunie, uwalniając go z kajdanek. Nie myślał nawet, że Sasori może być w takim stanie. Był bardzo blady, usta sine od zimna, oczy miał przekrwione, sporo schudł, a do tego widać było zaschniętą krew na ubraniu.
- Już w porządku. Nie martw się – rzucił do niego chcąc dodać mu otuchy. - Dzwońcie po pogotowie – rozkazał swoim podwładnym. Czternastolatek był w niemałym szoku, przez co nie mógł przestać płakać. Gdy zdał sobie sprawę, że to nie jest sen, poczuł się nagle bardzo lekki i okropnie senny, i po chwili odpłynął, mdląc na rękach Kakashiego.
    Jak zwykle nawalili. Nie udało złapać im się porywacza i mordercy w jednym. Mogli się tego spodziewać podejmując się tak ryzykownego planu. Umowa między bandytą a policją była prosta. Pieniądze za Sasoriego. Jednak oczywistą rzeczą było to, iż milion dolarów, nie da się uzbierać w tydzień. Nawet jeśli poprosili by o pomoc służby FBI. Postanowili więc go oszukać. Wiedzieli, że aby dowiedzieć się gdzie znajduje się Sasori potrzebowali pewnej wiedzy o mężczyźnie. Dokopali się więc do źródeł, które świadczyły o tożsamości mordercy. Wystarczyło połączyć fakty. Morderca zabił w życiu tylko trzy osoby. Jedną z nich był sąsiad mieszkający parę przecznic od domu Akasuny. Drugą osobą była żona mężczyzny, która zobaczyła jego twarz. Po tygodniu został zabity Akasuna wraz z żoną, w ten sam sposób co, poprzednie ofiary. Po tym zdarzeniu, aż do tej pory nie było słychać nic o podobnych morderstwach, tak samo jak i przed tymi zdarzeniami. Z zeznań Sasoreigo wynikało również to, że mężczyzna wołał jego ojca po nazwisku, oznaczało to, że mógł go znać osobiście. Po tych niewielkich poszlakach, Kakashi przejrzał wszystkie informacje na temat Satoshiego Akasuny. Gdy trafił na jego klasę w liceum, przyjrzał się jej archiwom. Okazało się, że jeden z uczniów został wyrzucony ze szkoły. To w sumie nic dziwnego, takie rzeczy się zdarzają, ale nie za często z powodu gwałtu. Hatake postanowił przyjrzeć się temu bardziej. Pojechał do kobiety, która wtedy była dyrektorkom. Była to już starsza pani, ale wciąż miała dobrą pamięć. Opowiedziała o chłopcu, który miał problemy z samym sobą. Miał orzeczenie od psychiatry, o czym wiedziała tylko dyrektorka i wychowawczyni. Był pyskaty, bezwstydny, i nie miał dobrych kontaktów z wieloma uczniami. Jak siwowłosy podejrzewał, miał on też coś wspólnego z Akasuną, nie tylko tyle, że chodzili razem do szkoły, ale też nie darzyli siebie największą sympatią, do tego to Akasuna przyłapał go na gwałcie. Po tym jak odsiedział w poprawczaku trzy lata, wrócił do domu gdzie zabił swoją matkę. Była jego pierwszą ofiarą. Po tym wrócił do poprawczaka, z którego jakiś czas później uciekł. Prawdopodobnie jego problemy z psychiką wzięły się z domu. Jego ojciec bił go i jego matkę, dopóki nie zamknęła go policja za pobicie syna, który trafił do szpitala. O dziwo tym synem nie był podejrzany. Tylko jego młodszy brat, chorujący na autyzm. Matka wyżywała się na swoich synach, i nigdy nie obdarowała miłością, choć wśród rodziny grała jak tylko mogła, że kocha ich najbardziej na świecie. Po siódmym roku życia Dimitrij, bo tak nazywał się morderca, zaczął wykazywać się niezwykłą brutalnością, i agresywnością wśród rówieśników. Jedyną osobą, do której darzył jakiekolwiek uczucia, był jego młodszy brat. Takim więc sposobem Kakashi wpadł na pomysł, jak wykiwać poszukiwanego. Co było ryzykowne, bo nie było gwarancji na to czy się uda. Mówiąc mu, przez telefon że nie uzbierają aż tylu pieniędzy przez tydzień, oczywiście wściekł się, dlatego też zaproponował mu układ. Połowa pieniędzy dostanie, ale na następną połowę będzie musiał czekać kolejny tydzień. Z trudem się zgodził. W umówionym miejscu Hatake pozostawił walizkę. Mogli co prawda złapać go gdy po tą walizkę przyszedł, ale wtedy mogli nie dowiedzieć się gdzie znajduje się Sasori. Był człowiekiem chorym, z problemami psychicznymi, nawet tortury mogły go nie przekonać do wyjawienia im prawdy. Gdy morderca zabrał walizkę, przed tym jak ujrzał w niej pieniądze, które oczywiście były tylko na wierzchu, głębiej były ukryte zwykłe papiery. Jednak nie sprawdzał tego na miejscu, gdyż obawiał się, że policja w każdej chwili może na niego wyskoczyć. Obito w walizce ukrył nadajnik, dzięki któremu wiedzieli, gdzie facet się uda. Kiedy dobiegł do swojej kryjówki, od razu zaczął liczyć pieniądze, jednak zamiast pieniędzy znalazł, list z napisem „Znaleźliśmy cię” i opisane warunki plus zdjęcie jego brata z policjantem Obito Uchihą. Jeśli zrobi coś Sasoriemu, jego bratu stanie się krzywda. Nie trudno było dowiedzieć się gdzie znajduje się autystyczny brat mordercy. Obito poleciał do Rosji, do rodzinnego kraju Dimitrija, i odnalazł jego brata w ośrodku dla osób z zaburzeniami mózgu. Na szczęście nie pomylili się, i mordercy wciąż zależało na bratu tak jak w dzieciństwie. Tym sposobem morderca uciekł, zostawiając samego Sasoriego. Musiał zorientować się też, że nadajnik był w walizce, inaczej mógł zabrać Akasunę ze sobą, jednak policja jechała już na miejsce, a czternastolatek spowalniał by go tylko w ucieczce. Wszystko to działo się gdy Sasori spał.
    Akasuna obudził się w szpitalu. Czuł powiew wiatru na ciele, światła sufitu uciekały mu przed oczami. Leżał na szpitalnym łóżku. Gdzieś jechał. W okół niego trzech lekarzy. Dojechali gdzieś, lecz nie miał pojęcia gdzie. Dziwne jasne pomieszczenie. Rozebrali go. Gdyby miał siłę i chęci to by się sprzeciwiał. Po chwili poczuł okropny ból. Krzyknął. Szmata zakrywająca jego ranę w brzuchu, zaczęła być właśnie odwijana... albo raczej odrywana, bo skleiła się z ciałem, przez zaschniętą krew. Chwilę cierpiał, ból był nie do zniesienia, ale na szczęście szybko się z tym uporali. Został umyty, gdyż był brudny, po tylu dniach. Widział, że lekarze byli zaskoczeni i jednocześnie przerażeni jego brzuchem. Został zszyty po amatorsku, do tego w nieodpowiednich warunkach, jeśli nie wdało się zakażenie, to będzie cud. Po chwili czerwonowłosy dostał maseczkę z tlenem na twarz. Wielkie lampy świeciły nad jego głową, i słyszał tylko odgłos maszyny, która wydawała ten znany dźwięk – Piiik, piiiik, piiiik.. . Po paru sekundach dźwięk stawał się jakby bardziej odległy, aż w końcu zrobił się zupełnie niesłyszalny, a Sasori zamykając oczy udał się w objęcia morfeusza.


Od Autorki: Tadaam~ Oto rozdział dwudziesty. Powiem szczerze, że pierwszą połowę tego rozdziału pisało mi się lepiej niż tę drugą ;p Ale i tak się cieszę, że mogę go dodać po miesiącu przerwy, a nie po ponad dwóch jak ostatnio o: 
Tak więc, kończymy wątek z porwaniem Sasoriego i powoli wracamy do zwykłego życia bohaterów (przynajmniej na jakiś czas ;p), i zbliżamy się do końca pierwszego sezonu.
Dziękuję wam za wsze komentarze, które mnie motywują i za wyświetlenia <3
Ostatni rozdział miał rekordową liczbę wyświetleń, co naprawdę mnie ucieszyło, nawet jeżeli nie wiem, ile z tych wchodzących osób przeczytało rozdział :p 
Z następnym rozdziałem, również postaram się wyrobić jak najszybciej :3

Zapraszam na grupę na Facebooku dotyczącą mojej pisaniny :) Znajdziecie tam informacje na temat bloga. Kiedy będą rozdziały, czy i dlaczego jest jakaś przerwa w pisaniu itp. 
 https://www.facebook.com/groups/1685954418355986/




wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 19

    Powoli otworzył powieki. Mgła przed oczami nie pozwalała mu zobaczyć wyraźnych kształtów, to też nie miał pojęcia na co patrzy. Był oszołomiony. Nie pamiętał co się stało. Jego wzrok po chwili zaczął się stopniowo wyostrzać i ujrzał sufit, po którym błądziły mniejsze i większe rury. Krople wody skapywały z jednej z rur, a charakterystyczny odgłos kropli lądującej w wiadrze, docierał wyraźnie do jego uszu. Rozejrzał się dookoła, błądząc powiekami, to tu, to tam. Szybko stało się dla niego jasne, że nie był to jego pokój, ani żadne znane mu miejsce. Brudne pożółkłe ściany, rury, jakiś prowizoryczny stolik stojący zaraz obok niego, a on sam leżał na jakimś niewygodnym porwanym materacu. Drzwi były jakby metalowe, a przynajmniej taki miały kolor. Widniały na nich jakieś naklejki z ostrzeżeniami i wymalowane czerwonym sprayem grafity. Było zimno, a nieprzyjemny zapach wilgoci docierał do jego nosa. Próbował wstać, ale poczuł że coś blokuje jego ręce. Spojrzał na nie i zobaczył, że jego nadgarstki są skute kajdankami. Był przykuty do jednej z rur. Poczuł strach. Szarpnął mocno, by się uwolnić, ale nic to nie dało. Zaczął szamotać się z całych sił, ale i to nie pomogło. Serce skoczyło mu do gardła. Czuł coraz większy strach, przez chwilę myślał, że to tylko sen, ale dotarło do niego, że to dzieje się naprawdę. Szybko przypomniał sobie, co się stało za nim się tu znalazł. Gdy to wszystko do niego dotarło, zaczął panikować. Szarpał się, nie zważając na ból w nadgarstkach.. Z całych sił próbował wyrwać kajdanki z rury. Na jego rękach zaczęły pojawiać się siniaki. Same kajdanki były również nie do rozerwania. Ścisnęło go w gardle i łzy napłynęły mu do oczu, mimo wszystko nie przestawał się starać, szarpał się dalej. Nie wiedział co się dzieje, dlaczego został tutaj zamknięty, i kto go porwał. Co prawda domyślał się, ale tak bardzo chciał, żeby był to jakiś policjant, który tylko zostawił go tu dla jego bezpieczeństwa. Lecz ta wersja wydawała mu się tak absurdalna, że prawie w ogóle w nią nie wierzył. Po chwili drzwi otworzyły się z piskliwym dźwiękiem i wszedł przez nie mężczyzna o dobrze znanej mu sylwetce. Zapamiętał ją aż za dobrze. W tym samym momencie jego serce przesiąknęło strachem i nienawiścią. Nie mógł na niego patrzeć. Bał się go i nienawidził zarazem.
- Obudziłeś się – rzucił swym grubym szyderczym głosem. Sasori zamarł, nie mając pojęcia co ma zrobić i co się teraz stanie. Przyszedł go zabić? Bał się. Trząsł się ze strachu i zimna jakie tu panowało. Zauważył, że jego zimowe ubrania gdzieś zniknęły i był tylko w koszuli i spodniach.
- Z..zostaw mnie... - wycedził przestraszony, gdy morderca się do niego zbliżał. Nie miał gdzie uciec, nie miał się czym bronić, nie miał nawet jak myśleć, bo był za bardzo sparaliżowany strachem. Mężczyzna przykucnął przy nim i chwycił mocno jego podbródek. Sasori wstrzymał oddech.
- Nie może być mowy o pomyłce.... Jak dwie krople wody – powiedział do siebie, przyglądając się jego rysom twarzy. Po tym puścił jego twarz i wstał. Czternastolatek odetchnął w duchu. Mężczyzna chwycił skrzynkę, postawił ją przy stole zrobionym z innych skrzynek i desek, po czym usiadł przy nim. Sasori zaczął ronić łzy, bo nie mógł znieść, że znajduje się z mordercą jego rodziców w jednym pomieszczeniu. Teraz był pewny, że zginie. Skoro zabił jego kochanych rodziców to i jego na pewno też zabije. W końcu jest świadkiem, widzi teraz jego twarz, na pewno nie puści go wolno. To było dla niego zbyt przerażające, tak bardzo chciał stąd uciec, ale jak? Modlił się w myślach, żeby to był tylko sen. Pluł sobie w brodę, że wpadł na taki głupi pomysł i że w ogóle poszedł go szukać. Może gdyby nie on, policja już dawno by go złapała i gnił by teraz w więzieniu, ale on wszystko zepsuł! Dlaczego był taki głupi? Nigdy sobie tego nie wybaczy.
- Nie becz.. – zbeształ Sasoriego, słysząc jego szloch. - No chyba, że chcesz, żebym ci przyłożył – Sasori zamilkł natychmiast. Facet wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki niewielką butelkę sake i napił się jej, po czym odstawił na stół. - Szczeniaku.. co robiłeś, w tamtym budynku? - zapytał ciekaw, dlaczego taki szczyl tam się włóczył. Akasuna milczał, patrzył na niego spod byka, marszcząc brwi. Łzy wciąż cisnęły mu się do oczu, ale gdy tylko patrzył na jego gębę i te wredne małe oczy, coś go rozrywało od środka, to okropne uczucie. - Mów!! - wrzasnął gdy chłopak milczał z byt długo. Czerwonowłosy aż podskoczył, na ten wrzask. Jak widać świr nie należał do cierpliwych.
- Chciałem... - starał się opanować swój drżący ze złości i od płaczu głos. - Chciałem cię zabić! - rzucił z jak największą powagą i wściekłością. Nie mógł tego ukrywać, bo te emocje aż wyrywały mu się z piersi. Cholernie się bał, ale nie będzie udawał miłego i dobrego dla kogoś kto zabił mu rodziców. Na jego słowa mężczyzna wybuchł śmiechem. Wkurzyło to Sasoriego, ale nic nie powiedział.
- Ty? Chciałeś mnie zabić? Nie rozśmieszaj mnie szczylu – westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym upił kolejny łyk sake. - Te dzisiejsze bachory i ich wybujała wyobraźnia – parsknął kpiąco. Zamilkł na chwilę. Wyglądał jakby o czymś myślał. Sasori śledził każdy jego ruch, nie mógł pozwolić sobie na żadne zaskoczenie. - Jesteś synem Akasuny co? - odezwał się w końcu. - Wyglądasz zupełnie jak on, i dlatego działasz mi na nerwy jeszcze bardziej niż wszystkie inne szczeniaki.. – warknął w jego stronę. Sasoriego dziwiło to, że ten psychiczny facet go rozpoznał, myślał, że tacy zabójcy nie pamiętają swoich ofiar, do tego, skąd wiedział, że jego ojciec miał syna? Jednak o to nie pytał, postanowił zapytać o coś innego.
- Dlaczego? - Do oczu Sasoriego ponownie napłynęły łzy, a głos mu się załamał. - Dlaczego... dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego zabiłeś mamę i tatę? Dlaczego o takie coś? Przecież nic ci nie zrobili... Kochałem ich! - Nagle jego płacz przerodził się w wycie. Głośne szlochanie, ból i pustka w sercu, sprawiały że nie potrafił się tym razem powstrzymać. Było to uczucie krwawiącego serca, nie potrafił tego powstrzymać, ten ból aż go dławił. Nie potrafił siedzieć cicho, nawet jeżeli trząsł się ze strachu. Musiał to wykrzyczeć.
- Stul pysk! - krzyknął niezadowolony z popisu dzieciaka. Czternastolatek jednak nie zareagował. - Powiedziałem, zamknij się!! - wrzasnął i uderzył Sasoriego w twarz z otwartej dłoni. Chłopak jęknął i natychmiast zamilkł. Bolało i piekło. Nie mógł nawet przyłożyć dłoni do policzka, bo miał skrępowaną przez kajdanki. Słone łzy spływały mu po policzkach w ciszy. Od czasu do czasu zaszlochał najciszej jak potrafił.
- Myślisz, że twój stary nic mi nie zrobił!? To zaraz ci powiem co twój cholerny ojciec mi zawinił. - Ponownie usiadł na skrzynce i upił parę łyków sake. - Znałem twojego ojca jeszcze w liceum. Był przewodniczącym szkoły i był bardzo popularny. Ten idiota nawet nie wiedział kim jestem – parsknął śmiechem. - Jednak była też dziewczyna, którą chciałem mieć, ale ona mnie odrzuciła, stwierdzając że jestem dziwny i że woli twojego starego. Dała mi kosza dla takiego frajera. Ta szmata zaczęła chodzić z twoim ojcem, więc postanowiłem że jej się odpłacę. Zaciągnąłem ją do męskiego kibla i od razu zabrałem się do rzeczy, chciałem pokazać tej dziwce, że potrafię lepiej pieprzyć niż ten cały Akasuna. I całkiem dobrze mi szło, póki do kibla nie wszedł twój stary. Dał mi w pysk, powiadomił dyrekcje, a szkoła zadzwoniła na policję. Do tego ta szmata, zeznawała w sądzie przeciwko mnie, a przecież zrobiłem jej dobrze. Twój stary zniszczył mi życie. Trafiłem do poprawczaka. Kumple się ode mnie odwrócili, a rodzina się mnie wyparła. To wszystko przez twojego durnego ojca, gdyby nas wtedy nie nakrył, nikt by się o tym nie dowiedział. Dlatego po latach gdy dowiedziałem się, że pracuje w znanej gazecie, ujrzałem swoją szanse. Postanowiłem się zabawić i odebrać mu tym razem jego ukochaną, razem z nim oczywiście, żeby taki śmieć nie chodził więcej po świecie...
- Kłamiesz! - wrzasnął Sasori. - Kłamiesz! To nie prawda! To dlatego, że napisał o tobie w gazecie! - Nie rozumiał, po co mu to wszystko mówił? Dlaczego jego tata miałby chodzić z nim do liceum? Dlaczego ktoś miałby się mścić, za coś takiego? To nie miało sensu. Nie dla niego.
- To też prawda. Za pierwszym razem pomyliłem adresy i poszedłem nie do tych ludzi co trzeba. Niestety gdy się z orientowałem, że to nie twoi starzy było już za późno. Kobieta chciała dzwonić po pilicję, poza tym widzieli moją twarz zbyt wyraźnie, musiałem ich zabić. Zresztą, o jeszcze jedną rodzinę mniej, nie miałem więc wyrzutów. Rodzin na świecie jest pełno. To zabójstwo było w dzielnicy sąsiadującej z twoją. Twój z idiociały ojciec, słysząc o tym w wiadomościach postanowił napisać ostrzeżenie w gazecie, by jego sąsiedzi uważali na jakiegoś psychola. Znowu próbował pokrzyżować mi plany, to był kolejny powód by go zatłuc... Teraz już znasz całą historie i chyba przyznasz mi rację, co? - uśmiechnął się do niego chytrze.
- Nigdy!! Nie nazywaj mojego taty śmieciem ani idiotą! On był dobry! On był dobry! - zapewniał go tak, jakby jednocześnie chciał zapewnić tym siebie, choć przecież nie miał wątpliwości co do dobroci swojego ojca. Nie mógł znieść, że ten idiota tak go nazywał, przecież jego tacie musi być teraz przykro. Gdziekolwiek był, na pewno to słyszał. Muskularny facet sięgnął po nóż i szybkim krokiem podszedł do Sasoriego i przyłożył mu ostrze do gardła.
- Powiedziałem nie becz.. - syknął nienawistnie. Sasoriemu trudno się było uspokoić czując nóż na gardle. Robił jednak co tylko mógł, by przestać płakać, nie chciał przecież zginąć, mimo wszystko bał się, że to nastąpi.
- Przestań wyć, a nie zrobię ci krzywdy – zapewnił zirytowany jego płaczem. Nie chciał go teraz zabijać, to w końcu tylko głupi bachor. Jak nie beczał to był całkiem do zniesienia. Akasuna w końcu się uspokoił, choć i tak z trudem powstrzymywał się od szlochu. Mężczyzna odłożył nóż i wrócił na swoje miejsce, dokańczając butelkę z alkoholem.

Trzy dni później.

     Wszyscy już wiedzieli o zaginięciu Saoriego Akasuny. Mówili o tym w wiadomościach, jak i wychowawca klasy w której czternastolatek się uczył. Iruka przekazał złą wiadomość swoim uczniom, mimo że większość z nich już o tym wiedziała. Każdemu w szkole było trudno w to uwierzyć, było im żal czerwonowłosego, niektórzy nawet wątpili, że ktoś go odnajdzie. Takie przypadki w Japonii nie zdarzały się zbyt często, to też trudno było orzec czy policja jest przygotowana na takie sytuacje. Różne plotki ludzie głosili, nie wiadomo było, w którą powinno się wierzyć. Najbardziej zmartwiona tym faktem była oczywiście Chiyo, która martwiła się o wnuka jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mogła po nocach spać. Odkąd dowiedziała się o porwaniu, nie potrafiła skupić się na czym innym. Nie miała apetytu, i co jakiś czas płakała. Kakashi był jednocześnie wściekły i również zmartwiony. Wściekły, bo Sasori jak zwykle podjął głupią decyzję, i dlatego, że jego jednostka policyjna nic nie zdziałała. W tym momencie myślał o nich jak o nieprzydatnych idiotach, których nie chciał widzieć na oczy. Na siebie też był zły, bo przecież mógł przyjechać wcześniej, może to by coś zmieniło. Mógł wydać rozkaz, by wcześniej weszli do budynku, albo zastąpić tego pajaca, który pilnował tylnych drzwi. Kolejnymi osobami, które również martwiły się o Sasoriego, byli jego przyjaciele. Gdy się o tym dowiedzieli, prawie wszyscy z nich pomyśleli, że to żart. Niestety się mylili. Jedynie Hidan nie wydawał się specjalnie tym przejęty. Oczywiście martwił się o Sasoriego na swój sposób, można to było poznać po tym, że przez te trzy dni, zdołał już pobić pięć osób.. Jednak nie okazywał tego uczucia, tak jak pozostali przyjaciele. Prawie w ogóle o nim nie rozmawiał, powtarzał tylko, że skoro Akasuna zdołał przywalić jemu, to nie sprawi mu problemu jakiś świr i że na pewno wróci cały i zdrowy. Deidara nie potrafił myśleć tak pozytywnie. Przez to wszystko nie miał apetytu. Tego dnia również siedział przy stole i dłubał pałeczkami w ryżu i mięsie. Zastanawiał się, jak to się stało, że Sasoriego porwano? Policja ukrywała wiele faktów na ten temat, więc wiadomo było tylko, że czerwonowłosy został porwany i tyle. Dei próbował sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać i jak Sasori się teraz czuje. To musiało być straszne.
- No zjedz coś – powiedziała zatroskana rodzicielka chłopaka. Wiedziała jak syn martwił się o kolegę. Sama była w szoku, że coś takiego przytrafiło się koledze z klasy jej syna. Co za potwór porywa dzieci? Nigdy nie zrozumie takich ludzi... nawet ludźmi trudno jej było nazwać takie osoby.
- Jem przecież.. - rzucił w odpowiedzi.
- Po ziarenku ryżu? - wtrącił ojciec chłopaka. Wiedział co gnębi jego syna, ale nie mógł przecież się przez to zagłodzić. Do ich uszu doszedł dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi i nagle do kuchni wpadł starszy syn, Ichiro. - Gdzieś był?
- Tu i tam – Nie wrócił do domu od razu po szkole, co w jego przypadku było czymś zupełnie normalnym, tak samo jak to, że nigdy nie mówił gdzie się włóczył. Bywało to dla rodziców nieraz problematyczne, gdyż kiedy nie odbierał telefonów przez parę godzin, nie mieli pojęcia gdzie go szukać, a martwili się o niego. On sam zaś uważał, że skoro ma już te siedemnaście lat, to nie muszą się tak o niego troszczyć, bo przecież był prawie dorosły i znał drogę do domu. Nalał wody do szklanki i wypił ją duszkiem. Po czym umył ręce i wziął sobie obiad. Siadł przy stole i spojrzał na przygnębioną minę młodszego brata.
- A ten co? Zakochany? - zapytał żartobliwie. Deidara olał jego słowa. - Martwisz się o ukochanego? Nie martw się, jak kocha to wróci – On akurat w ogóle nie przejmował się porwanym Sasorim, nigdy go nawet na oczy nie widział.
- Zamknij się.. - syknął Dei. Wkurzało go, gdy jego brat się z nim droczył, i to do tego w takiej chwili.
- Spokój – upomniała ich matka. Nawet przy stole muszą się kłócić. - Jakiś psychopata porwał twojemu bratu przyjaciela, a ty się z tego śmiejesz. Puknij się w głowę dobrze? - rzuciła do Ichiro wstając od stołu, po czym włożyła miskę i talerz do zmywarki.
- To był tylko żart.. - Nikt w tym domu nie rozumiał jego poczucia humoru. Oczywiście, że szkoda brata, ale z drugiej strony zamartwiał się jak zakochany.
- Twoje żarty nie są śmieszne – burknął Deidara. Dlaczego on ma takiego głupiego brata? Gdyby mógł go wymienić na Sasoriego, zrobiłby to bez wahania.
- Dobra, zluzuj majty – Młody nie raz go poważnie wkurzał. Między nimi prawie codziennie były jakieś sprzeczki, mimo to nie zamienił by tego durnego braciszka na żadnego innego.
- Sam se zluzuj – Nie zamierzał pozostać dłużny, nie będzie pozwalał temu debilowi się obrażać.
- Uu.. ale pocisnąłeś.. Zabłysnąłeś jak chrząstka w salcesonie
- A ty koszulkę pod pachami specjalnie umoczyłeś?
- Spier...
- Ichiro - upomniał go ojciec, przerywając mu.
- Dość! - Kobieta przerwała kłótnie. Miała dosyć ich sprzeczek o byle co. Ichiro był starszy powinien zrozumieć, że Deidara się martwi, i dać mu spokój, ale zbyt dobrze znała swojego syna i wiedziała, że nie przestanie dokuczać młodszemu bratu. Dei, mimo że młodszy był rozsądniejszy niż jego starszy brat. Za to całkiem łatwo było go wyprowadzić z równowagi, stąd te ciągłe sprzeczki pomiędzy nimi. - Ichiro, jak zjesz przyjdź na kuchnie, pomożesz mi – rzuciła do syna zakładając kucharski fartuch. Prowadzenie restauracji nie było takie proste, musieli sobie pomagać.
- Dobra – Nie mógł odmówić, a nawet nie chciał, przyzwyczaił się już do takiej codzienności. Czasami marudził gdy miał inne plany i wysługiwał się wtedy najczęściej bratem za co później dostawał ochrzan, ale mimo wszystko gdy już szedł pracować, to pracował sumiennie. Kobieta zniknęła za drzwiami restauracji, a mężczyzna ubierał właśnie kurtkę, oznajmiając że jedzie do hurtowni po produkty. Przy stole został tylko Dei, który wciąż dłubał w jedzeniu i Ichiro, który obiad już kończył jeść. Nie odezwali się do siebie ani słowem. Dei był pochłonięty swoimi przygnębiającymi myślami, a starszy blondyn, myślał o czymś zupełnie innym. Gdy zjadł zabrał miskę ze stołu i włożył do zmywarki, po czym skierował się do drzwi prowadzących na restauracyjną kuchnię.
- A właśnie.. - powiedział, zatrzymując się zaraz przed drzwiami. Wsadził rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej jakąś kartę. - Trzymaj młody – podszedł do brata, dając mu ją. Długowłosy spojrzał na kartę i gdy tylko ujrzał co na niej jest, od razu zabrał ją z rąk brata i wbił w nią swój wzrok.
- Skąd ją wziąłeś? - zapytał z niedowierzaniem. To ostatnia karta baseballowa, jaka brakowała mu do kolekcji. Szukał jej ponad rok i nigdzie nie mógł jej kupić, ciężko było ją gdziekolwiek dostać.
- Kumpel mi sprzedał – wyjaśnił. Dobrze wiedział, że jego brat pragnął tej karty, miał na tym punkcie małą obsesję, ale kto w jego wieku nie ma obsesji na jakimkolwiek punkcie. Trochę musiał wydać swoich oszczędności, żeby ją kupić, więc miał nadzieję, że Dei doceni prezent. Może wreszcie przestanie być taki ponury i przygnębiony tą całą sprawą z porwaniem. Może to go pocieszy.
- Dzięki stary – Po tych słowach Ichiro wyszedł z kuchni. Dei był zachwycony tym prezentem. Wreszcie zdobył całą kolekcję kart, marzył o tym odkąd zaczął je zbierać, czyli od trzech lat. Było to małe marzenie, ale się spełniło. Teraz Hidan z pewnością będzie mu zazdrościł jeszcze bardziej. Szkoda tylko... że Sasoriemu nie będzie mógł tego pokazać. A przynajmniej nie teraz.

     Czarnowłosy czternastolatek o ciemnych oczach, wiązał sznurowadła w swoich zimowych butach. Szykował się do wyjścia, ze swoją dziewczyną. Umówili się, że pójdą na plażę, a tam zazwyczaj było zimniej niż na mieście, więc pomimo, że nie było śniegu, ani mrozu postanowił ciepło się ubrać. Sięgnął po szalik i owinął go w ogół szyi, po czym z wieszaka zdjął kurtkę. W tym momencie drzwi od domu otworzyły się i wszedł przez nie pan Uchiha. Oczywiście zastał syna przy drzwiach, prawię gotowego do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytał, sam zaczynając się rozbierać z grubych ubrań.
- Spotkać się z koleżanką – wyjaśnił, zasuwając kurtkę. Nie mówił, że to jego dziewczyna, bo zwyczajnie go to krępowało. Koleżanka i już, to im powinno wystarczyć... chociaż nie jego młodszemu bratu, który właśnie zszedł z góry i podszedł do nich by przywitać się z tatą.
- Będziesz się całować? - zapytał starszego brata, chcąc mu trochę podokuczać. Itachiego trudno było wkurzyć, więc każda metoda, która działa, była tą złotą metodą, dzięki której mógł oglądać wkurzonego Itachiego. Czarnowłosy rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
- Nie interesuj się, jesteś na to za młody – rzucił, jak na dojrzałą osobę przystało.
- Pff... odezwał się dorosły czternastolatek – z kwestionował Sasuke z ponurą miną. Itachi nie zareagował na tę „obelgę”, nie miał zamiaru kłócić się o takie pierdoły z dziesięcioletnim dzieckiem. Nie miał czasu by się denerwować.
- Odrobiłeś lekcje? - wtrącił ojciec. Szkoła najważniejsza, potem przyjemności. Nie zabraniał mu wychodzić spotykać się z przyjaciółmi, ale lekcje musiały być na pierwszym miejscu.
- Tak – skinął głową. Oczywiście, że odrobił. Nie był ryzykantem, nie w tym przypadku, wiedział jak ojciec cenił sobie wykształcenie synów, i wiedział, że zabawa zanim odrobiło się lekcje, zdenerwowała by go.
- No to idź i baw się dobrze – powiedział, rzucając mu uśmiech, po czym udał się do kuchni, gdzie czekał na niego obiad w kuchence. Wystarczyło go tylko odgrzać.
Itachi wyszedł z domu i udał się w umówione miejsce. Był tam przed czasem, to też cierpliwie poczekał na swoją dziewczynę. Było jednak zimniej niż przypuszczał, i mimo że ubrał się ciepło, marzł, kiedy stał tak w miejscu. Żeby temu zapobiec tupał nogami o chodnik. Chwilę po czasie nadbiegła jego księżniczka. Dziewczyna o jasnych brązowych włosach zwązanych w kitkę, z nausznikami na uszach, w zimowym czerwonym płaszczu i rurkowatych dżinsach, a na nogach puchate ciepłe buty. Buzie miała słodką, o delikatnej i ciepłej karnacji. Była ładna, a jej kolczyki w uszach w kształcie misiów, przypominały mu tylko o tym jak bardzo dziewczęca i urocza była. Nie wyglądała na kogoś, kto trenuje karate.. a jednak. Przytulił ją na powitanie, a ona dała mu buziaka w policzek. Chwycili się za ręce i ruszyli ku plaży. Byli w sobie zauroczeni po uszy. Ona cieszyła się, że ma takiego dobrego i mądrego chłopaka, z którym przyjaźniła się już ponad rok, ale parą zostali całkiem niedawno, no i.. był przystojny. A on również był zadowolony z faktu, że posiada dziewczynę, w końcu to takie dorosłe mieć kogoś kogo się tak bardzo lubi.
Gdy doszli na plażę, usiedli na jednej z ławek. Z niej mieli świetny widok na morze. Było już ciemnawo, gdyż zimą zawsze szybciej słońce zachodziło. Morski wiatr gładził ich twarze, a morze rzucało falami o brzeg, jakby chciało ich stamtąd wygonić. Szum morza, zachodzące słońce odbijające się w tafli wody, i szum wiatru pachnącego solą. Uwielbiał to. Często tu przychodził, a teraz mógł podzielić się tym miejscem i z nią. Cieszył się, że jej się tutaj podobało.
- Szkoda, że nie możemy popływać – westchnęła. Zima była taka okrutna.. Muszą czekać do lata. Chciałaby z nim pochlapać się w wodzie, lub pograć w siatkę na piasku.
- Szkoda.. - przyznał jej rację. Również, żałował, że nie mogło być teraz lat... chciałby ją zobaczyć w stroju kąpielowym, na pewno w bikini wyglądała by cudownie.
-Wiadomo już coś o twoim przyjacielu? - zapytała po chwili ciszy. Wiedziała co się stało z czerwonowłosym, widziała też że Itachi był tym zmartwiony, albo raczej... tak zaskoczony, że trudno było mu w to uwierzyć, nawet jeśli mówili o tym w telewizji.
- Nic.. Ale to dlatego, że nie mogą nic mówić. Takie prawo, dopiero jak go znajdą wszystko się wyjaśni – wytłumaczył jej, choć tymi słowami sam próbował siebie oszukać. Nigdy nie traktował Sasoriego jak najbliższego przyjaciela, a przynajmniej tak myślał. Mało ze sobą rozmawiali, i nie za wiele czasu spędzali razem, ale dobrze się czuli w swoim towarzystwie i zauważył to dopiero, gdy zniknął. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła lekko w geście pocieszenia. Musiał się naprawdę martwić, ona sobie nie wyobrażała jakby to było, gdyby porwano jej najlepszą przyjaciółkę. To musiało być straszne przeżycie. Współczuła mu. Siedzieli w milczeniu, patrząc na morze, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie. Gdy nagle tę błogą ciszę, którą przerywały tylko odgłosy natury, przerwała dziewczyna.
- Itachi... całowałeś się już kiedyś? - zapytała nieśmiało. Wstyd jej było przyznać, że to ona myślała o takich rzeczach. Co prawda to tylko pocałunek, ale on nie wykazywał inicjatywy, a przecież byli już parą od trzech miesięcy. Nie spieszyło jej się do tego, nie była z tych co chciałby się tylko migdalić z chłopakami. Jednak była ciekawa tego doświadczenia. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony jej pytaniem.
- W sensie... tak na poważnie? - Wolał wiedzieć. Całował się pierwszy raz w przedszkolu z koleżanką, ale to nie był prawdziwy pocałunek. Bardzo dziecinny zresztą. Dziewczyna skinęła głową. - Tak na poważnie... to nigdy – Trochę wstyd się przyznawać do takich rzeczy, ale mieli w końcu dopiero czternaście lat.
- To może spróbujemy? - zapytała niepewnie. Miała nadzieję, że się nie zdenerwuje. Może nie chciał jeszcze tego robić? Może czekał na odpowiedni moment, a ona wszystko zepsuła? Oby nie.
- Okej. Spróbujmy – Od dawna o tym myślał. Jednak nie należał do tak śmiałych w tej kwestii, żeby to od razu proponować, myślał, że to jakoś samo wyjdzie, gdy nadarzy się odpowiednia okazja. Ale skoro ona tego chciała już teraz, to było mu to na rękę. - Zamknij oczy – polecił i tak zrobiła. Czekała cierpliwie, aż złoży pocałunek na jej ustach. Czuł jak serce dudni w jego klatce piersiowej. Biło tak głośno, że już sam nie wiedział, czy to jego serce czy jej, tak mocno bije. Czuł napięcie i podniecenie całą tą sytuacją. Przysunął się do niej bliżej i powoli zbliżył do jej twarzy, swoją twarz. Patrzył na jej malinowe usta, oddychając zimnym powietrzem, przez co czuła jego oddech na sobie. Zamknął oczy i złożył na jej słodkich ustach, delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek. Po paru sekundach oderwał się od niej i otworzył oczy. Ona zrobiła to samo.
- I jak? - zapytał, chcąc wiedzieć, czy jest w tym dobry. Jemu się podobało, ale czy jej też?
- Um.. Było fajnie – uśmiechnęła się do niego szeroko, zadowolona, że zapieczętowali swój związek tym słodkim pocałunkiem.

     Czternastolatek z dnia na dzień robił się coraz słabszy, coraz bardziej głodny i spragniony. Przywiązany kajdankami do rury, tym razem tylko za jedną rękę, siedział w jednym miejscu całe trzy dni. Strach przeszywał go na wskroś, tak, że wydawało mu się, że bez niego nie potrafi żyć. Nie miał pojęcia co się z nim stanie, gdyż porywacz nie powiedział ani słowa, na temat tego, po co go ze sobą zabrał. Ale na pewno nie chciał go zabić skoro dawał mu jeść i pić. Jedzenie było obrzydliwe, przeterminowane i do tego miało konsystencję psiego jedzenia. Pić dostawał sporadycznie, a swój pęcherz opróżniał do plastikowych butelek, które mężczyzna skądś przynosił. Czuł się senny, bo nie mógł spać. Bał się zasnąć, za bardzo sięmartwił tym co może się stać gdy będzie spać. Nie miał pojęcia czy jest dzień czy noc. W pomieszczeniu w którym się znajdował nie było żadnego okna, gdyby nie świeciło się światło, cały czas było by tam ciemno. Udawało mu się przysnąć na piętnaście, dwadzieścia minut, dłużej nie potrafił. Świr wychodził codziennie na parę godzin, zamykając go w tym cichym i wilgotnym pomieszczeniu. Za każdym razem gdy ten wychodził, Sasori próbował ze wszelką cenę uwolnić się z kajdanek i spróbować uciec. Do tej pory mu się to nie udało. Kajdanki były z byt mocne, a ciągłe szarpanie za nie sprawiało, że kości w nadgarstkach niemiłosiernie go bolały. Na szczęście, mężczyzna zgodził się by był przywiązany tylko jedną ręką do rury, by miał choć trochę więcej wygody. Druga ręka, pomimo że dawała mu swobodę w jedzeniu ciapy jaką mu podawał, i w trzymaniu butelki do której się załatwiał, to nie pomagała mu ona w uwolnieniu się. Cokolwiek by zrobił nic nie wychodziło. Porywacz nie był głupi. Wszystkie ostre narzędzie i rzeczy które mogły by pomóc mu w ucieczce, trzymał na drugim końcu pomieszczenia, a przywiązany Sasori, nie mógł tam dosięgnąć. Było za daleko.
-P..pić – wychrapił Sasori. Jego usta były spierzchnięte, a gardło drapało go z powodu z byt suchej śluzówki. Pił ponad dziesięć godzin temu. W domu zawsze pił dużo.
-Znowu? Dopiero co piłeś szczylu. Myślisz, że będę na ciebie marnował wodę? Musi nam starczyć co najmniej na dwa dni – Oznajmił niezadowolony prośbą czerwonowłosego.
-Proszę... - wymamrotał, leżąc na materacu. Był skłonny zrobić wszystko żeby się napić. Mówi się, że można wytrzymać bez wody koło tygodnia, jednak nie sądził żeby było to możliwe skoro po dziesięciu godzinach czuł się tak bardzo spragniony. W butelce nie było nawet pół litra, nie sądził by wystarczyło to na dwa dni. Wiedział, że świr wszystko wypije, a jemu nie da nawet kropli. Czyżby chciał go zabić w taki sposób? Chciał patrzeć jak się męczy? Jak się odwadnia i głodzi? Nie rozumiał jego motywów. Dlaczego to robił? Dlaczego zabił jego rodziców? Dlaczego go tutaj trzymał? Nie rozumiał... to dla niego za dużo. Nie był już wstanie o tym myśleć, bo nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Chciał po prostu wrócić do domu.
- Powiedziałem nie! - warknął i wstał z miejsca. - Wychodzę. Lepiej nie rób niczego głupiego – rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, pełne nienawiści, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Czerwonowłosy leżał i patrzył w sufit. Czy kiedyś się z tąd uwolni? A może już nigdy stąd nie wyjdzie? Już nigdy nie zobaczy przyjaciół, ani swojej babci.. Ale przynajmniej spotka się z rodzicami, przecież za nimi tęsknił, powinien się cieszyć. Jednak nie było mu do śmiechu. Do oczu napłynęły mu łzy. Nie chciał umierać. Nie tutaj, nie tak, nie w takim wieku. Tęsknił za rodzicami, ale chciał żyć by pokazać im że jest silny. Jeszcze mógł w życiu tyle zrobić. Nie mógł się poddać. Nie miał takiego zamiaru. Nie wiedział, czy ktoś po niego przyjdzie, czy go znajdą, czy go uratują. Czy to możliwe, że musi wziąć sprawy w swoje ręce? Usiadł i rozejrzał się dookoła. Butelka z piciem leżała na podłodze, trzy metry od niego. Czy zdoła jej dosięgnąć. Zbliżył się do butelki i nagle poczuł szarpnięcie. To kajdanki. Przez to nie mógł ruszyć się dalej. Wyciągnął wolną rękę ku butelce, sięgając po nią jak najdalej potrafił. Dotknął plastikowej butelki koniuszkami palców, ale za nic nie mógł jej chwycić. Zmienił więc pozycję, na tyle ile się dało i kopnął nogą butelkę. Ta przewróciła się, przez co jej gwint był bliżej, dzięki czemu mógł ją chwycić za korek i przyciągnąć do siebie. Tak też zrobił. Zacisnął butelkę kolanami i jedną ręką odkręcił nakrętkę. Po chwili zachłannie zaczął pić wodę. Była taka dobra. Nim się obejrzał, wody w butelce już nie było. Przynajmniej ugasił pragnienie na jakiś czas. Usłyszał dźwięk przekręcającego sięklucza i po chwili wszedł porywacz. Spojrzał na chłopaka, po czym przeniósł swój wzrok na butelkę. Leżała na podłodze tuż obok Akasuny. Była pusta... Ogniki zawrzały w jego oczach, szybkim i stanowczym krokiem podszedł do chłopaka. Chwycił go za kołnierz koszuli i podniósł lekko o góry.
- Wypiłeś zapas wody! - warknął i popchnął Sasoriego na ścianę. Czerwonowłosy skrzywił się z bólu zaciskając powieki, a gdy otworzył oczy, twarz mężczyzny była blisko niego, i znowu go szarpnął, i tym razem rzucił na materac.
- To była moja woda, rozumiesz?! Moja! Co ja powiedziałem?! - zaczął bić chłopaka po twarzy, z otwartych dłoni. - Mówiłem ci żebyś nic nie robił! Ty śmieciu... - Wpadł w szał. Sasori był przestraszony. Starał zakrywać się wolną ręką, ale na niewiele to dało. On tylko napił się wody. Dlaczego on go bił? To bolało.. cholernie bolało. Miał wrażenie, że zaraz go zabije. Okładał go po twarzy, po głowie, jak oszalały, jakby nie był sobą. A może zawsze taki był? Nie znał go. Wiedział, że jest świrem, ale takiego go jeszcze nie widział. Nie miał wyjścia musiał się bronić, bo czuł jak jego twarz puchnie. Z całej siły, kopnął go w krocze. Wiedział, że to jedyna metoda która podziała na sto procent. Muskularny mężczyzna, złapał się za ową część ciała i przewrócił się na bok, upadając na podłogę, tuż obok materaca. Sasori oddychał szybko, próbując złapać oddech. Porywacz leżał na ziemi zwijając się z bólu. Nie trwało to jednak długo. Wstał powoli, i stojąc spojrzał na chłopaka wściekłym wzrokiem.
- Zabije cię gówniarzu... - wycedził cały w nerwach. Czternastolatkowi serce podskoczyło do gardła, gdy ujrzał jego spojrzenie. Mężczyzna trzęsącą się rękę, wyjął z kieszeni scyzoryk i wyjmują kciukiem ostrze ruszył ku Sasoriemu.
- Ja nie chciałem! - wykrzyczał, nie wiedząc już jak się bronić. - Prze...! - Nie dane mu było dokończyć. Ostrze wbiło się w jego brzuch. Poczuł otępiały ból, który paraliżował wszystkiego jego mięśnie. Mocno czerwona krew, zaczęła wypływać z jego ciała, a jemu z każdą sekundą robiło się co raz bardziej słabo. Porywacz zaciskając dłoń na rączce noża, wyciągnął go z brzucha Sasoriego. Chłopak jęknął, po czym przed jego oczami wszystko się zamazało, aż w końcu zapadł mrok. 


Od Autorki: Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału :< Wstyd mi za to na prawdę... Ale staram się pisać wtedy gdy mam choć trochę weny, mimo to nie zawsze tak wychodzi jakbym chciała ;p Nie ze wszystkich rozdziałów jestem zadowolona, albo raczej nie ze wszystkich wątków  w rozdziałach. Myślę jednak, że późniejsze rozdziały będzie mi się pisało lepiej, gdyż skończy się ten trudny okres dla Sasoriego xp a przynajmniej na jakiś czas. Na prawdę nie łatwo napisać coś w stylu kryminału.. czy czegoś podobnego... a na pewno nie mi, ale staram się jak mogę . Mam nadzieję, że za bardzo beznadziejnie to nie wyszło xD
W każdym razie dziękuję wam moi wierni czytelnicy, że czekaliście, że czytacie i za wasze motywujące komentarza <3 

Rozdział mało śmieszny.. a więc dodaję śmiechowego gifa :D
Biedny Ippo.. współczuje mu xp






poniedziałek, 1 lutego 2016

INFORMACJA


    Moi Drodzy Czytelnicy.. (ale oficjalnie poleciałam xD) Pewnie mnie nienawidzicie i w ogóle źli jesteście i chętnie byście mi nogi z du... Ekhem.. wiemy skąd powyrywali ;p Chociaż mam nadzieję, że się mylę. Ale przejdę do szczegółów. Już bardzo długo nie pojawia się tu żaden rozdział, co na pewno zauważyliście. Jest to spowodowane brakiem weny. Zamierzam też napisać kilka rozdziałów w przód, byście nie musieli już nigdy więcej czekać ponad dwa miesiące na rozdział, to też może trochę zająć.. Bloga nie porzucam, piszę cały czas, ale powoli. Ostatnio po prostu.. nie czuję się usatysfakcjonowana tym co napisałam. Moje ostatnie rozdziały średnio mi się podobają, dlatego też staram się wznieść na wyżyny moich umiejętności (o ile takowe posiadam O:), i dodać rozdział dopiero wtedy, gdy będę co najmniej w dziewięćdziesięciu procentach zadowolona.
Mam cały plan, na caaluutkie opowiadanie, jedyny problem leży w tym, że mam w głowie tylko te najważniejsze wątki, które nie mogą być łączone w jednym rozdziale, dlatego też muszę wymyślać dodatkowe historie, można je nazwać pobocznymi, one muszą być, bo inaczej wszystko będzie się działo za szybko, przez co opowiadanie straci sens. I te właśnie wątki, są dla mnie okropnym problemem, bo nie mam na nie pomysłu, a jak już mam, to się mi nie podobają.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wesprzecie :) Na pewno niedługo pojawi się kolejny rozdział.

Dodatkowo założyłam grupę na facebooku.. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale zapraszam ^^
Po prostu tam chciałabym was informować na bieżąco o moich rozdziałach i o tym co keidy mniej więcej wrzucę, żeby nie pisać ciągle informacji, tutaj na blogu :)
Link do Grupy: TUTAJ


A tak wyglądam, gdy nie mogę niczego wymyślić =>