wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 19

    Powoli otworzył powieki. Mgła przed oczami nie pozwalała mu zobaczyć wyraźnych kształtów, to też nie miał pojęcia na co patrzy. Był oszołomiony. Nie pamiętał co się stało. Jego wzrok po chwili zaczął się stopniowo wyostrzać i ujrzał sufit, po którym błądziły mniejsze i większe rury. Krople wody skapywały z jednej z rur, a charakterystyczny odgłos kropli lądującej w wiadrze, docierał wyraźnie do jego uszu. Rozejrzał się dookoła, błądząc powiekami, to tu, to tam. Szybko stało się dla niego jasne, że nie był to jego pokój, ani żadne znane mu miejsce. Brudne pożółkłe ściany, rury, jakiś prowizoryczny stolik stojący zaraz obok niego, a on sam leżał na jakimś niewygodnym porwanym materacu. Drzwi były jakby metalowe, a przynajmniej taki miały kolor. Widniały na nich jakieś naklejki z ostrzeżeniami i wymalowane czerwonym sprayem grafity. Było zimno, a nieprzyjemny zapach wilgoci docierał do jego nosa. Próbował wstać, ale poczuł że coś blokuje jego ręce. Spojrzał na nie i zobaczył, że jego nadgarstki są skute kajdankami. Był przykuty do jednej z rur. Poczuł strach. Szarpnął mocno, by się uwolnić, ale nic to nie dało. Zaczął szamotać się z całych sił, ale i to nie pomogło. Serce skoczyło mu do gardła. Czuł coraz większy strach, przez chwilę myślał, że to tylko sen, ale dotarło do niego, że to dzieje się naprawdę. Szybko przypomniał sobie, co się stało za nim się tu znalazł. Gdy to wszystko do niego dotarło, zaczął panikować. Szarpał się, nie zważając na ból w nadgarstkach.. Z całych sił próbował wyrwać kajdanki z rury. Na jego rękach zaczęły pojawiać się siniaki. Same kajdanki były również nie do rozerwania. Ścisnęło go w gardle i łzy napłynęły mu do oczu, mimo wszystko nie przestawał się starać, szarpał się dalej. Nie wiedział co się dzieje, dlaczego został tutaj zamknięty, i kto go porwał. Co prawda domyślał się, ale tak bardzo chciał, żeby był to jakiś policjant, który tylko zostawił go tu dla jego bezpieczeństwa. Lecz ta wersja wydawała mu się tak absurdalna, że prawie w ogóle w nią nie wierzył. Po chwili drzwi otworzyły się z piskliwym dźwiękiem i wszedł przez nie mężczyzna o dobrze znanej mu sylwetce. Zapamiętał ją aż za dobrze. W tym samym momencie jego serce przesiąknęło strachem i nienawiścią. Nie mógł na niego patrzeć. Bał się go i nienawidził zarazem.
- Obudziłeś się – rzucił swym grubym szyderczym głosem. Sasori zamarł, nie mając pojęcia co ma zrobić i co się teraz stanie. Przyszedł go zabić? Bał się. Trząsł się ze strachu i zimna jakie tu panowało. Zauważył, że jego zimowe ubrania gdzieś zniknęły i był tylko w koszuli i spodniach.
- Z..zostaw mnie... - wycedził przestraszony, gdy morderca się do niego zbliżał. Nie miał gdzie uciec, nie miał się czym bronić, nie miał nawet jak myśleć, bo był za bardzo sparaliżowany strachem. Mężczyzna przykucnął przy nim i chwycił mocno jego podbródek. Sasori wstrzymał oddech.
- Nie może być mowy o pomyłce.... Jak dwie krople wody – powiedział do siebie, przyglądając się jego rysom twarzy. Po tym puścił jego twarz i wstał. Czternastolatek odetchnął w duchu. Mężczyzna chwycił skrzynkę, postawił ją przy stole zrobionym z innych skrzynek i desek, po czym usiadł przy nim. Sasori zaczął ronić łzy, bo nie mógł znieść, że znajduje się z mordercą jego rodziców w jednym pomieszczeniu. Teraz był pewny, że zginie. Skoro zabił jego kochanych rodziców to i jego na pewno też zabije. W końcu jest świadkiem, widzi teraz jego twarz, na pewno nie puści go wolno. To było dla niego zbyt przerażające, tak bardzo chciał stąd uciec, ale jak? Modlił się w myślach, żeby to był tylko sen. Pluł sobie w brodę, że wpadł na taki głupi pomysł i że w ogóle poszedł go szukać. Może gdyby nie on, policja już dawno by go złapała i gnił by teraz w więzieniu, ale on wszystko zepsuł! Dlaczego był taki głupi? Nigdy sobie tego nie wybaczy.
- Nie becz.. – zbeształ Sasoriego, słysząc jego szloch. - No chyba, że chcesz, żebym ci przyłożył – Sasori zamilkł natychmiast. Facet wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki niewielką butelkę sake i napił się jej, po czym odstawił na stół. - Szczeniaku.. co robiłeś, w tamtym budynku? - zapytał ciekaw, dlaczego taki szczyl tam się włóczył. Akasuna milczał, patrzył na niego spod byka, marszcząc brwi. Łzy wciąż cisnęły mu się do oczu, ale gdy tylko patrzył na jego gębę i te wredne małe oczy, coś go rozrywało od środka, to okropne uczucie. - Mów!! - wrzasnął gdy chłopak milczał z byt długo. Czerwonowłosy aż podskoczył, na ten wrzask. Jak widać świr nie należał do cierpliwych.
- Chciałem... - starał się opanować swój drżący ze złości i od płaczu głos. - Chciałem cię zabić! - rzucił z jak największą powagą i wściekłością. Nie mógł tego ukrywać, bo te emocje aż wyrywały mu się z piersi. Cholernie się bał, ale nie będzie udawał miłego i dobrego dla kogoś kto zabił mu rodziców. Na jego słowa mężczyzna wybuchł śmiechem. Wkurzyło to Sasoriego, ale nic nie powiedział.
- Ty? Chciałeś mnie zabić? Nie rozśmieszaj mnie szczylu – westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym upił kolejny łyk sake. - Te dzisiejsze bachory i ich wybujała wyobraźnia – parsknął kpiąco. Zamilkł na chwilę. Wyglądał jakby o czymś myślał. Sasori śledził każdy jego ruch, nie mógł pozwolić sobie na żadne zaskoczenie. - Jesteś synem Akasuny co? - odezwał się w końcu. - Wyglądasz zupełnie jak on, i dlatego działasz mi na nerwy jeszcze bardziej niż wszystkie inne szczeniaki.. – warknął w jego stronę. Sasoriego dziwiło to, że ten psychiczny facet go rozpoznał, myślał, że tacy zabójcy nie pamiętają swoich ofiar, do tego, skąd wiedział, że jego ojciec miał syna? Jednak o to nie pytał, postanowił zapytać o coś innego.
- Dlaczego? - Do oczu Sasoriego ponownie napłynęły łzy, a głos mu się załamał. - Dlaczego... dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego zabiłeś mamę i tatę? Dlaczego o takie coś? Przecież nic ci nie zrobili... Kochałem ich! - Nagle jego płacz przerodził się w wycie. Głośne szlochanie, ból i pustka w sercu, sprawiały że nie potrafił się tym razem powstrzymać. Było to uczucie krwawiącego serca, nie potrafił tego powstrzymać, ten ból aż go dławił. Nie potrafił siedzieć cicho, nawet jeżeli trząsł się ze strachu. Musiał to wykrzyczeć.
- Stul pysk! - krzyknął niezadowolony z popisu dzieciaka. Czternastolatek jednak nie zareagował. - Powiedziałem, zamknij się!! - wrzasnął i uderzył Sasoriego w twarz z otwartej dłoni. Chłopak jęknął i natychmiast zamilkł. Bolało i piekło. Nie mógł nawet przyłożyć dłoni do policzka, bo miał skrępowaną przez kajdanki. Słone łzy spływały mu po policzkach w ciszy. Od czasu do czasu zaszlochał najciszej jak potrafił.
- Myślisz, że twój stary nic mi nie zrobił!? To zaraz ci powiem co twój cholerny ojciec mi zawinił. - Ponownie usiadł na skrzynce i upił parę łyków sake. - Znałem twojego ojca jeszcze w liceum. Był przewodniczącym szkoły i był bardzo popularny. Ten idiota nawet nie wiedział kim jestem – parsknął śmiechem. - Jednak była też dziewczyna, którą chciałem mieć, ale ona mnie odrzuciła, stwierdzając że jestem dziwny i że woli twojego starego. Dała mi kosza dla takiego frajera. Ta szmata zaczęła chodzić z twoim ojcem, więc postanowiłem że jej się odpłacę. Zaciągnąłem ją do męskiego kibla i od razu zabrałem się do rzeczy, chciałem pokazać tej dziwce, że potrafię lepiej pieprzyć niż ten cały Akasuna. I całkiem dobrze mi szło, póki do kibla nie wszedł twój stary. Dał mi w pysk, powiadomił dyrekcje, a szkoła zadzwoniła na policję. Do tego ta szmata, zeznawała w sądzie przeciwko mnie, a przecież zrobiłem jej dobrze. Twój stary zniszczył mi życie. Trafiłem do poprawczaka. Kumple się ode mnie odwrócili, a rodzina się mnie wyparła. To wszystko przez twojego durnego ojca, gdyby nas wtedy nie nakrył, nikt by się o tym nie dowiedział. Dlatego po latach gdy dowiedziałem się, że pracuje w znanej gazecie, ujrzałem swoją szanse. Postanowiłem się zabawić i odebrać mu tym razem jego ukochaną, razem z nim oczywiście, żeby taki śmieć nie chodził więcej po świecie...
- Kłamiesz! - wrzasnął Sasori. - Kłamiesz! To nie prawda! To dlatego, że napisał o tobie w gazecie! - Nie rozumiał, po co mu to wszystko mówił? Dlaczego jego tata miałby chodzić z nim do liceum? Dlaczego ktoś miałby się mścić, za coś takiego? To nie miało sensu. Nie dla niego.
- To też prawda. Za pierwszym razem pomyliłem adresy i poszedłem nie do tych ludzi co trzeba. Niestety gdy się z orientowałem, że to nie twoi starzy było już za późno. Kobieta chciała dzwonić po pilicję, poza tym widzieli moją twarz zbyt wyraźnie, musiałem ich zabić. Zresztą, o jeszcze jedną rodzinę mniej, nie miałem więc wyrzutów. Rodzin na świecie jest pełno. To zabójstwo było w dzielnicy sąsiadującej z twoją. Twój z idiociały ojciec, słysząc o tym w wiadomościach postanowił napisać ostrzeżenie w gazecie, by jego sąsiedzi uważali na jakiegoś psychola. Znowu próbował pokrzyżować mi plany, to był kolejny powód by go zatłuc... Teraz już znasz całą historie i chyba przyznasz mi rację, co? - uśmiechnął się do niego chytrze.
- Nigdy!! Nie nazywaj mojego taty śmieciem ani idiotą! On był dobry! On był dobry! - zapewniał go tak, jakby jednocześnie chciał zapewnić tym siebie, choć przecież nie miał wątpliwości co do dobroci swojego ojca. Nie mógł znieść, że ten idiota tak go nazywał, przecież jego tacie musi być teraz przykro. Gdziekolwiek był, na pewno to słyszał. Muskularny facet sięgnął po nóż i szybkim krokiem podszedł do Sasoriego i przyłożył mu ostrze do gardła.
- Powiedziałem nie becz.. - syknął nienawistnie. Sasoriemu trudno się było uspokoić czując nóż na gardle. Robił jednak co tylko mógł, by przestać płakać, nie chciał przecież zginąć, mimo wszystko bał się, że to nastąpi.
- Przestań wyć, a nie zrobię ci krzywdy – zapewnił zirytowany jego płaczem. Nie chciał go teraz zabijać, to w końcu tylko głupi bachor. Jak nie beczał to był całkiem do zniesienia. Akasuna w końcu się uspokoił, choć i tak z trudem powstrzymywał się od szlochu. Mężczyzna odłożył nóż i wrócił na swoje miejsce, dokańczając butelkę z alkoholem.

Trzy dni później.

     Wszyscy już wiedzieli o zaginięciu Saoriego Akasuny. Mówili o tym w wiadomościach, jak i wychowawca klasy w której czternastolatek się uczył. Iruka przekazał złą wiadomość swoim uczniom, mimo że większość z nich już o tym wiedziała. Każdemu w szkole było trudno w to uwierzyć, było im żal czerwonowłosego, niektórzy nawet wątpili, że ktoś go odnajdzie. Takie przypadki w Japonii nie zdarzały się zbyt często, to też trudno było orzec czy policja jest przygotowana na takie sytuacje. Różne plotki ludzie głosili, nie wiadomo było, w którą powinno się wierzyć. Najbardziej zmartwiona tym faktem była oczywiście Chiyo, która martwiła się o wnuka jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mogła po nocach spać. Odkąd dowiedziała się o porwaniu, nie potrafiła skupić się na czym innym. Nie miała apetytu, i co jakiś czas płakała. Kakashi był jednocześnie wściekły i również zmartwiony. Wściekły, bo Sasori jak zwykle podjął głupią decyzję, i dlatego, że jego jednostka policyjna nic nie zdziałała. W tym momencie myślał o nich jak o nieprzydatnych idiotach, których nie chciał widzieć na oczy. Na siebie też był zły, bo przecież mógł przyjechać wcześniej, może to by coś zmieniło. Mógł wydać rozkaz, by wcześniej weszli do budynku, albo zastąpić tego pajaca, który pilnował tylnych drzwi. Kolejnymi osobami, które również martwiły się o Sasoriego, byli jego przyjaciele. Gdy się o tym dowiedzieli, prawie wszyscy z nich pomyśleli, że to żart. Niestety się mylili. Jedynie Hidan nie wydawał się specjalnie tym przejęty. Oczywiście martwił się o Sasoriego na swój sposób, można to było poznać po tym, że przez te trzy dni, zdołał już pobić pięć osób.. Jednak nie okazywał tego uczucia, tak jak pozostali przyjaciele. Prawie w ogóle o nim nie rozmawiał, powtarzał tylko, że skoro Akasuna zdołał przywalić jemu, to nie sprawi mu problemu jakiś świr i że na pewno wróci cały i zdrowy. Deidara nie potrafił myśleć tak pozytywnie. Przez to wszystko nie miał apetytu. Tego dnia również siedział przy stole i dłubał pałeczkami w ryżu i mięsie. Zastanawiał się, jak to się stało, że Sasoriego porwano? Policja ukrywała wiele faktów na ten temat, więc wiadomo było tylko, że czerwonowłosy został porwany i tyle. Dei próbował sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać i jak Sasori się teraz czuje. To musiało być straszne.
- No zjedz coś – powiedziała zatroskana rodzicielka chłopaka. Wiedziała jak syn martwił się o kolegę. Sama była w szoku, że coś takiego przytrafiło się koledze z klasy jej syna. Co za potwór porywa dzieci? Nigdy nie zrozumie takich ludzi... nawet ludźmi trudno jej było nazwać takie osoby.
- Jem przecież.. - rzucił w odpowiedzi.
- Po ziarenku ryżu? - wtrącił ojciec chłopaka. Wiedział co gnębi jego syna, ale nie mógł przecież się przez to zagłodzić. Do ich uszu doszedł dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi i nagle do kuchni wpadł starszy syn, Ichiro. - Gdzieś był?
- Tu i tam – Nie wrócił do domu od razu po szkole, co w jego przypadku było czymś zupełnie normalnym, tak samo jak to, że nigdy nie mówił gdzie się włóczył. Bywało to dla rodziców nieraz problematyczne, gdyż kiedy nie odbierał telefonów przez parę godzin, nie mieli pojęcia gdzie go szukać, a martwili się o niego. On sam zaś uważał, że skoro ma już te siedemnaście lat, to nie muszą się tak o niego troszczyć, bo przecież był prawie dorosły i znał drogę do domu. Nalał wody do szklanki i wypił ją duszkiem. Po czym umył ręce i wziął sobie obiad. Siadł przy stole i spojrzał na przygnębioną minę młodszego brata.
- A ten co? Zakochany? - zapytał żartobliwie. Deidara olał jego słowa. - Martwisz się o ukochanego? Nie martw się, jak kocha to wróci – On akurat w ogóle nie przejmował się porwanym Sasorim, nigdy go nawet na oczy nie widział.
- Zamknij się.. - syknął Dei. Wkurzało go, gdy jego brat się z nim droczył, i to do tego w takiej chwili.
- Spokój – upomniała ich matka. Nawet przy stole muszą się kłócić. - Jakiś psychopata porwał twojemu bratu przyjaciela, a ty się z tego śmiejesz. Puknij się w głowę dobrze? - rzuciła do Ichiro wstając od stołu, po czym włożyła miskę i talerz do zmywarki.
- To był tylko żart.. - Nikt w tym domu nie rozumiał jego poczucia humoru. Oczywiście, że szkoda brata, ale z drugiej strony zamartwiał się jak zakochany.
- Twoje żarty nie są śmieszne – burknął Deidara. Dlaczego on ma takiego głupiego brata? Gdyby mógł go wymienić na Sasoriego, zrobiłby to bez wahania.
- Dobra, zluzuj majty – Młody nie raz go poważnie wkurzał. Między nimi prawie codziennie były jakieś sprzeczki, mimo to nie zamienił by tego durnego braciszka na żadnego innego.
- Sam se zluzuj – Nie zamierzał pozostać dłużny, nie będzie pozwalał temu debilowi się obrażać.
- Uu.. ale pocisnąłeś.. Zabłysnąłeś jak chrząstka w salcesonie
- A ty koszulkę pod pachami specjalnie umoczyłeś?
- Spier...
- Ichiro - upomniał go ojciec, przerywając mu.
- Dość! - Kobieta przerwała kłótnie. Miała dosyć ich sprzeczek o byle co. Ichiro był starszy powinien zrozumieć, że Deidara się martwi, i dać mu spokój, ale zbyt dobrze znała swojego syna i wiedziała, że nie przestanie dokuczać młodszemu bratu. Dei, mimo że młodszy był rozsądniejszy niż jego starszy brat. Za to całkiem łatwo było go wyprowadzić z równowagi, stąd te ciągłe sprzeczki pomiędzy nimi. - Ichiro, jak zjesz przyjdź na kuchnie, pomożesz mi – rzuciła do syna zakładając kucharski fartuch. Prowadzenie restauracji nie było takie proste, musieli sobie pomagać.
- Dobra – Nie mógł odmówić, a nawet nie chciał, przyzwyczaił się już do takiej codzienności. Czasami marudził gdy miał inne plany i wysługiwał się wtedy najczęściej bratem za co później dostawał ochrzan, ale mimo wszystko gdy już szedł pracować, to pracował sumiennie. Kobieta zniknęła za drzwiami restauracji, a mężczyzna ubierał właśnie kurtkę, oznajmiając że jedzie do hurtowni po produkty. Przy stole został tylko Dei, który wciąż dłubał w jedzeniu i Ichiro, który obiad już kończył jeść. Nie odezwali się do siebie ani słowem. Dei był pochłonięty swoimi przygnębiającymi myślami, a starszy blondyn, myślał o czymś zupełnie innym. Gdy zjadł zabrał miskę ze stołu i włożył do zmywarki, po czym skierował się do drzwi prowadzących na restauracyjną kuchnię.
- A właśnie.. - powiedział, zatrzymując się zaraz przed drzwiami. Wsadził rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej jakąś kartę. - Trzymaj młody – podszedł do brata, dając mu ją. Długowłosy spojrzał na kartę i gdy tylko ujrzał co na niej jest, od razu zabrał ją z rąk brata i wbił w nią swój wzrok.
- Skąd ją wziąłeś? - zapytał z niedowierzaniem. To ostatnia karta baseballowa, jaka brakowała mu do kolekcji. Szukał jej ponad rok i nigdzie nie mógł jej kupić, ciężko było ją gdziekolwiek dostać.
- Kumpel mi sprzedał – wyjaśnił. Dobrze wiedział, że jego brat pragnął tej karty, miał na tym punkcie małą obsesję, ale kto w jego wieku nie ma obsesji na jakimkolwiek punkcie. Trochę musiał wydać swoich oszczędności, żeby ją kupić, więc miał nadzieję, że Dei doceni prezent. Może wreszcie przestanie być taki ponury i przygnębiony tą całą sprawą z porwaniem. Może to go pocieszy.
- Dzięki stary – Po tych słowach Ichiro wyszedł z kuchni. Dei był zachwycony tym prezentem. Wreszcie zdobył całą kolekcję kart, marzył o tym odkąd zaczął je zbierać, czyli od trzech lat. Było to małe marzenie, ale się spełniło. Teraz Hidan z pewnością będzie mu zazdrościł jeszcze bardziej. Szkoda tylko... że Sasoriemu nie będzie mógł tego pokazać. A przynajmniej nie teraz.

     Czarnowłosy czternastolatek o ciemnych oczach, wiązał sznurowadła w swoich zimowych butach. Szykował się do wyjścia, ze swoją dziewczyną. Umówili się, że pójdą na plażę, a tam zazwyczaj było zimniej niż na mieście, więc pomimo, że nie było śniegu, ani mrozu postanowił ciepło się ubrać. Sięgnął po szalik i owinął go w ogół szyi, po czym z wieszaka zdjął kurtkę. W tym momencie drzwi od domu otworzyły się i wszedł przez nie pan Uchiha. Oczywiście zastał syna przy drzwiach, prawię gotowego do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytał, sam zaczynając się rozbierać z grubych ubrań.
- Spotkać się z koleżanką – wyjaśnił, zasuwając kurtkę. Nie mówił, że to jego dziewczyna, bo zwyczajnie go to krępowało. Koleżanka i już, to im powinno wystarczyć... chociaż nie jego młodszemu bratu, który właśnie zszedł z góry i podszedł do nich by przywitać się z tatą.
- Będziesz się całować? - zapytał starszego brata, chcąc mu trochę podokuczać. Itachiego trudno było wkurzyć, więc każda metoda, która działa, była tą złotą metodą, dzięki której mógł oglądać wkurzonego Itachiego. Czarnowłosy rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
- Nie interesuj się, jesteś na to za młody – rzucił, jak na dojrzałą osobę przystało.
- Pff... odezwał się dorosły czternastolatek – z kwestionował Sasuke z ponurą miną. Itachi nie zareagował na tę „obelgę”, nie miał zamiaru kłócić się o takie pierdoły z dziesięcioletnim dzieckiem. Nie miał czasu by się denerwować.
- Odrobiłeś lekcje? - wtrącił ojciec. Szkoła najważniejsza, potem przyjemności. Nie zabraniał mu wychodzić spotykać się z przyjaciółmi, ale lekcje musiały być na pierwszym miejscu.
- Tak – skinął głową. Oczywiście, że odrobił. Nie był ryzykantem, nie w tym przypadku, wiedział jak ojciec cenił sobie wykształcenie synów, i wiedział, że zabawa zanim odrobiło się lekcje, zdenerwowała by go.
- No to idź i baw się dobrze – powiedział, rzucając mu uśmiech, po czym udał się do kuchni, gdzie czekał na niego obiad w kuchence. Wystarczyło go tylko odgrzać.
Itachi wyszedł z domu i udał się w umówione miejsce. Był tam przed czasem, to też cierpliwie poczekał na swoją dziewczynę. Było jednak zimniej niż przypuszczał, i mimo że ubrał się ciepło, marzł, kiedy stał tak w miejscu. Żeby temu zapobiec tupał nogami o chodnik. Chwilę po czasie nadbiegła jego księżniczka. Dziewczyna o jasnych brązowych włosach zwązanych w kitkę, z nausznikami na uszach, w zimowym czerwonym płaszczu i rurkowatych dżinsach, a na nogach puchate ciepłe buty. Buzie miała słodką, o delikatnej i ciepłej karnacji. Była ładna, a jej kolczyki w uszach w kształcie misiów, przypominały mu tylko o tym jak bardzo dziewczęca i urocza była. Nie wyglądała na kogoś, kto trenuje karate.. a jednak. Przytulił ją na powitanie, a ona dała mu buziaka w policzek. Chwycili się za ręce i ruszyli ku plaży. Byli w sobie zauroczeni po uszy. Ona cieszyła się, że ma takiego dobrego i mądrego chłopaka, z którym przyjaźniła się już ponad rok, ale parą zostali całkiem niedawno, no i.. był przystojny. A on również był zadowolony z faktu, że posiada dziewczynę, w końcu to takie dorosłe mieć kogoś kogo się tak bardzo lubi.
Gdy doszli na plażę, usiedli na jednej z ławek. Z niej mieli świetny widok na morze. Było już ciemnawo, gdyż zimą zawsze szybciej słońce zachodziło. Morski wiatr gładził ich twarze, a morze rzucało falami o brzeg, jakby chciało ich stamtąd wygonić. Szum morza, zachodzące słońce odbijające się w tafli wody, i szum wiatru pachnącego solą. Uwielbiał to. Często tu przychodził, a teraz mógł podzielić się tym miejscem i z nią. Cieszył się, że jej się tutaj podobało.
- Szkoda, że nie możemy popływać – westchnęła. Zima była taka okrutna.. Muszą czekać do lata. Chciałaby z nim pochlapać się w wodzie, lub pograć w siatkę na piasku.
- Szkoda.. - przyznał jej rację. Również, żałował, że nie mogło być teraz lat... chciałby ją zobaczyć w stroju kąpielowym, na pewno w bikini wyglądała by cudownie.
-Wiadomo już coś o twoim przyjacielu? - zapytała po chwili ciszy. Wiedziała co się stało z czerwonowłosym, widziała też że Itachi był tym zmartwiony, albo raczej... tak zaskoczony, że trudno było mu w to uwierzyć, nawet jeśli mówili o tym w telewizji.
- Nic.. Ale to dlatego, że nie mogą nic mówić. Takie prawo, dopiero jak go znajdą wszystko się wyjaśni – wytłumaczył jej, choć tymi słowami sam próbował siebie oszukać. Nigdy nie traktował Sasoriego jak najbliższego przyjaciela, a przynajmniej tak myślał. Mało ze sobą rozmawiali, i nie za wiele czasu spędzali razem, ale dobrze się czuli w swoim towarzystwie i zauważył to dopiero, gdy zniknął. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła lekko w geście pocieszenia. Musiał się naprawdę martwić, ona sobie nie wyobrażała jakby to było, gdyby porwano jej najlepszą przyjaciółkę. To musiało być straszne przeżycie. Współczuła mu. Siedzieli w milczeniu, patrząc na morze, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie. Gdy nagle tę błogą ciszę, którą przerywały tylko odgłosy natury, przerwała dziewczyna.
- Itachi... całowałeś się już kiedyś? - zapytała nieśmiało. Wstyd jej było przyznać, że to ona myślała o takich rzeczach. Co prawda to tylko pocałunek, ale on nie wykazywał inicjatywy, a przecież byli już parą od trzech miesięcy. Nie spieszyło jej się do tego, nie była z tych co chciałby się tylko migdalić z chłopakami. Jednak była ciekawa tego doświadczenia. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony jej pytaniem.
- W sensie... tak na poważnie? - Wolał wiedzieć. Całował się pierwszy raz w przedszkolu z koleżanką, ale to nie był prawdziwy pocałunek. Bardzo dziecinny zresztą. Dziewczyna skinęła głową. - Tak na poważnie... to nigdy – Trochę wstyd się przyznawać do takich rzeczy, ale mieli w końcu dopiero czternaście lat.
- To może spróbujemy? - zapytała niepewnie. Miała nadzieję, że się nie zdenerwuje. Może nie chciał jeszcze tego robić? Może czekał na odpowiedni moment, a ona wszystko zepsuła? Oby nie.
- Okej. Spróbujmy – Od dawna o tym myślał. Jednak nie należał do tak śmiałych w tej kwestii, żeby to od razu proponować, myślał, że to jakoś samo wyjdzie, gdy nadarzy się odpowiednia okazja. Ale skoro ona tego chciała już teraz, to było mu to na rękę. - Zamknij oczy – polecił i tak zrobiła. Czekała cierpliwie, aż złoży pocałunek na jej ustach. Czuł jak serce dudni w jego klatce piersiowej. Biło tak głośno, że już sam nie wiedział, czy to jego serce czy jej, tak mocno bije. Czuł napięcie i podniecenie całą tą sytuacją. Przysunął się do niej bliżej i powoli zbliżył do jej twarzy, swoją twarz. Patrzył na jej malinowe usta, oddychając zimnym powietrzem, przez co czuła jego oddech na sobie. Zamknął oczy i złożył na jej słodkich ustach, delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek. Po paru sekundach oderwał się od niej i otworzył oczy. Ona zrobiła to samo.
- I jak? - zapytał, chcąc wiedzieć, czy jest w tym dobry. Jemu się podobało, ale czy jej też?
- Um.. Było fajnie – uśmiechnęła się do niego szeroko, zadowolona, że zapieczętowali swój związek tym słodkim pocałunkiem.

     Czternastolatek z dnia na dzień robił się coraz słabszy, coraz bardziej głodny i spragniony. Przywiązany kajdankami do rury, tym razem tylko za jedną rękę, siedział w jednym miejscu całe trzy dni. Strach przeszywał go na wskroś, tak, że wydawało mu się, że bez niego nie potrafi żyć. Nie miał pojęcia co się z nim stanie, gdyż porywacz nie powiedział ani słowa, na temat tego, po co go ze sobą zabrał. Ale na pewno nie chciał go zabić skoro dawał mu jeść i pić. Jedzenie było obrzydliwe, przeterminowane i do tego miało konsystencję psiego jedzenia. Pić dostawał sporadycznie, a swój pęcherz opróżniał do plastikowych butelek, które mężczyzna skądś przynosił. Czuł się senny, bo nie mógł spać. Bał się zasnąć, za bardzo sięmartwił tym co może się stać gdy będzie spać. Nie miał pojęcia czy jest dzień czy noc. W pomieszczeniu w którym się znajdował nie było żadnego okna, gdyby nie świeciło się światło, cały czas było by tam ciemno. Udawało mu się przysnąć na piętnaście, dwadzieścia minut, dłużej nie potrafił. Świr wychodził codziennie na parę godzin, zamykając go w tym cichym i wilgotnym pomieszczeniu. Za każdym razem gdy ten wychodził, Sasori próbował ze wszelką cenę uwolnić się z kajdanek i spróbować uciec. Do tej pory mu się to nie udało. Kajdanki były z byt mocne, a ciągłe szarpanie za nie sprawiało, że kości w nadgarstkach niemiłosiernie go bolały. Na szczęście, mężczyzna zgodził się by był przywiązany tylko jedną ręką do rury, by miał choć trochę więcej wygody. Druga ręka, pomimo że dawała mu swobodę w jedzeniu ciapy jaką mu podawał, i w trzymaniu butelki do której się załatwiał, to nie pomagała mu ona w uwolnieniu się. Cokolwiek by zrobił nic nie wychodziło. Porywacz nie był głupi. Wszystkie ostre narzędzie i rzeczy które mogły by pomóc mu w ucieczce, trzymał na drugim końcu pomieszczenia, a przywiązany Sasori, nie mógł tam dosięgnąć. Było za daleko.
-P..pić – wychrapił Sasori. Jego usta były spierzchnięte, a gardło drapało go z powodu z byt suchej śluzówki. Pił ponad dziesięć godzin temu. W domu zawsze pił dużo.
-Znowu? Dopiero co piłeś szczylu. Myślisz, że będę na ciebie marnował wodę? Musi nam starczyć co najmniej na dwa dni – Oznajmił niezadowolony prośbą czerwonowłosego.
-Proszę... - wymamrotał, leżąc na materacu. Był skłonny zrobić wszystko żeby się napić. Mówi się, że można wytrzymać bez wody koło tygodnia, jednak nie sądził żeby było to możliwe skoro po dziesięciu godzinach czuł się tak bardzo spragniony. W butelce nie było nawet pół litra, nie sądził by wystarczyło to na dwa dni. Wiedział, że świr wszystko wypije, a jemu nie da nawet kropli. Czyżby chciał go zabić w taki sposób? Chciał patrzeć jak się męczy? Jak się odwadnia i głodzi? Nie rozumiał jego motywów. Dlaczego to robił? Dlaczego zabił jego rodziców? Dlaczego go tutaj trzymał? Nie rozumiał... to dla niego za dużo. Nie był już wstanie o tym myśleć, bo nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Chciał po prostu wrócić do domu.
- Powiedziałem nie! - warknął i wstał z miejsca. - Wychodzę. Lepiej nie rób niczego głupiego – rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, pełne nienawiści, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Czerwonowłosy leżał i patrzył w sufit. Czy kiedyś się z tąd uwolni? A może już nigdy stąd nie wyjdzie? Już nigdy nie zobaczy przyjaciół, ani swojej babci.. Ale przynajmniej spotka się z rodzicami, przecież za nimi tęsknił, powinien się cieszyć. Jednak nie było mu do śmiechu. Do oczu napłynęły mu łzy. Nie chciał umierać. Nie tutaj, nie tak, nie w takim wieku. Tęsknił za rodzicami, ale chciał żyć by pokazać im że jest silny. Jeszcze mógł w życiu tyle zrobić. Nie mógł się poddać. Nie miał takiego zamiaru. Nie wiedział, czy ktoś po niego przyjdzie, czy go znajdą, czy go uratują. Czy to możliwe, że musi wziąć sprawy w swoje ręce? Usiadł i rozejrzał się dookoła. Butelka z piciem leżała na podłodze, trzy metry od niego. Czy zdoła jej dosięgnąć. Zbliżył się do butelki i nagle poczuł szarpnięcie. To kajdanki. Przez to nie mógł ruszyć się dalej. Wyciągnął wolną rękę ku butelce, sięgając po nią jak najdalej potrafił. Dotknął plastikowej butelki koniuszkami palców, ale za nic nie mógł jej chwycić. Zmienił więc pozycję, na tyle ile się dało i kopnął nogą butelkę. Ta przewróciła się, przez co jej gwint był bliżej, dzięki czemu mógł ją chwycić za korek i przyciągnąć do siebie. Tak też zrobił. Zacisnął butelkę kolanami i jedną ręką odkręcił nakrętkę. Po chwili zachłannie zaczął pić wodę. Była taka dobra. Nim się obejrzał, wody w butelce już nie było. Przynajmniej ugasił pragnienie na jakiś czas. Usłyszał dźwięk przekręcającego sięklucza i po chwili wszedł porywacz. Spojrzał na chłopaka, po czym przeniósł swój wzrok na butelkę. Leżała na podłodze tuż obok Akasuny. Była pusta... Ogniki zawrzały w jego oczach, szybkim i stanowczym krokiem podszedł do chłopaka. Chwycił go za kołnierz koszuli i podniósł lekko o góry.
- Wypiłeś zapas wody! - warknął i popchnął Sasoriego na ścianę. Czerwonowłosy skrzywił się z bólu zaciskając powieki, a gdy otworzył oczy, twarz mężczyzny była blisko niego, i znowu go szarpnął, i tym razem rzucił na materac.
- To była moja woda, rozumiesz?! Moja! Co ja powiedziałem?! - zaczął bić chłopaka po twarzy, z otwartych dłoni. - Mówiłem ci żebyś nic nie robił! Ty śmieciu... - Wpadł w szał. Sasori był przestraszony. Starał zakrywać się wolną ręką, ale na niewiele to dało. On tylko napił się wody. Dlaczego on go bił? To bolało.. cholernie bolało. Miał wrażenie, że zaraz go zabije. Okładał go po twarzy, po głowie, jak oszalały, jakby nie był sobą. A może zawsze taki był? Nie znał go. Wiedział, że jest świrem, ale takiego go jeszcze nie widział. Nie miał wyjścia musiał się bronić, bo czuł jak jego twarz puchnie. Z całej siły, kopnął go w krocze. Wiedział, że to jedyna metoda która podziała na sto procent. Muskularny mężczyzna, złapał się za ową część ciała i przewrócił się na bok, upadając na podłogę, tuż obok materaca. Sasori oddychał szybko, próbując złapać oddech. Porywacz leżał na ziemi zwijając się z bólu. Nie trwało to jednak długo. Wstał powoli, i stojąc spojrzał na chłopaka wściekłym wzrokiem.
- Zabije cię gówniarzu... - wycedził cały w nerwach. Czternastolatkowi serce podskoczyło do gardła, gdy ujrzał jego spojrzenie. Mężczyzna trzęsącą się rękę, wyjął z kieszeni scyzoryk i wyjmują kciukiem ostrze ruszył ku Sasoriemu.
- Ja nie chciałem! - wykrzyczał, nie wiedząc już jak się bronić. - Prze...! - Nie dane mu było dokończyć. Ostrze wbiło się w jego brzuch. Poczuł otępiały ból, który paraliżował wszystkiego jego mięśnie. Mocno czerwona krew, zaczęła wypływać z jego ciała, a jemu z każdą sekundą robiło się co raz bardziej słabo. Porywacz zaciskając dłoń na rączce noża, wyciągnął go z brzucha Sasoriego. Chłopak jęknął, po czym przed jego oczami wszystko się zamazało, aż w końcu zapadł mrok. 


Od Autorki: Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału :< Wstyd mi za to na prawdę... Ale staram się pisać wtedy gdy mam choć trochę weny, mimo to nie zawsze tak wychodzi jakbym chciała ;p Nie ze wszystkich rozdziałów jestem zadowolona, albo raczej nie ze wszystkich wątków  w rozdziałach. Myślę jednak, że późniejsze rozdziały będzie mi się pisało lepiej, gdyż skończy się ten trudny okres dla Sasoriego xp a przynajmniej na jakiś czas. Na prawdę nie łatwo napisać coś w stylu kryminału.. czy czegoś podobnego... a na pewno nie mi, ale staram się jak mogę . Mam nadzieję, że za bardzo beznadziejnie to nie wyszło xD
W każdym razie dziękuję wam moi wierni czytelnicy, że czekaliście, że czytacie i za wasze motywujące komentarza <3 

Rozdział mało śmieszny.. a więc dodaję śmiechowego gifa :D
Biedny Ippo.. współczuje mu xp






poniedziałek, 1 lutego 2016

INFORMACJA


    Moi Drodzy Czytelnicy.. (ale oficjalnie poleciałam xD) Pewnie mnie nienawidzicie i w ogóle źli jesteście i chętnie byście mi nogi z du... Ekhem.. wiemy skąd powyrywali ;p Chociaż mam nadzieję, że się mylę. Ale przejdę do szczegółów. Już bardzo długo nie pojawia się tu żaden rozdział, co na pewno zauważyliście. Jest to spowodowane brakiem weny. Zamierzam też napisać kilka rozdziałów w przód, byście nie musieli już nigdy więcej czekać ponad dwa miesiące na rozdział, to też może trochę zająć.. Bloga nie porzucam, piszę cały czas, ale powoli. Ostatnio po prostu.. nie czuję się usatysfakcjonowana tym co napisałam. Moje ostatnie rozdziały średnio mi się podobają, dlatego też staram się wznieść na wyżyny moich umiejętności (o ile takowe posiadam O:), i dodać rozdział dopiero wtedy, gdy będę co najmniej w dziewięćdziesięciu procentach zadowolona.
Mam cały plan, na caaluutkie opowiadanie, jedyny problem leży w tym, że mam w głowie tylko te najważniejsze wątki, które nie mogą być łączone w jednym rozdziale, dlatego też muszę wymyślać dodatkowe historie, można je nazwać pobocznymi, one muszą być, bo inaczej wszystko będzie się działo za szybko, przez co opowiadanie straci sens. I te właśnie wątki, są dla mnie okropnym problemem, bo nie mam na nie pomysłu, a jak już mam, to się mi nie podobają.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wesprzecie :) Na pewno niedługo pojawi się kolejny rozdział.

Dodatkowo założyłam grupę na facebooku.. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale zapraszam ^^
Po prostu tam chciałabym was informować na bieżąco o moich rozdziałach i o tym co keidy mniej więcej wrzucę, żeby nie pisać ciągle informacji, tutaj na blogu :)
Link do Grupy: TUTAJ


A tak wyglądam, gdy nie mogę niczego wymyślić =>