czwartek, 8 czerwca 2017

Rozdział 21

    Tydzień po operacji, Sasori powoli wracał do siebie, leżąc w szpitalu. Na szczęście w jego ranę nie wdało się zakażenie, choć niewiele brakowało, by tak się właśnie stało. Pierwsze trzy dni prawie cały czas spał, wciąż nie za bardzo wiedząc czy to wszystko to tylko sen, czy obecne sytuacje dzieją się naprawdę. W ciągu pierwszych paru dni, nie miał ochoty nic jeść, to też był karmiony przez kroplówkę. Dopiero po trzech dniach zaczął bardziej funkcjonować. O ile można było nazwać funkcjonowaniem, leżenie w łóżku i oglądanie telewizji. Babcia czuwała przy nim niemalże non stop. Choć z dnia na dzień wyglądał coraz lepiej, martwiła się o niego. W jego brzuchu wciąż tkwiły szwy, a każde nagłe poruszenie się sprawiało mu ból. Gdy minął tydzień, nie zmieniło się prawie nic, prócz tego, że odzyskał apetyt. Nie chodził prawie w ogóle, bo gdy próbował robić parę kroków zaczynało kręcić mu się w głowie. Wciąż był zbyt słaby. Miał wózek przy łóżku na którym mógł jeździć, by nie tkwić ciągle w pieleszach. Mimo to niechętnie z niego korzystał. Najchętniej w ogóle nie ruszałby się ze szpitalnego pokoju, miał tu wszystko co potrzeba. Miał też własną ochronę. Kakashi odwiedzał go po pracy, gdy tylko mógł, w dodatku wszyscy w recepcji byli poinformowani, że do Akasuny nie można wpuszczać nikogo poza jego babcią i Inspektorem Hatake. Chyba, że oni kogoś ze sobą przyprowadzą. Wciąż nie złapali przestępcy, więc nie mogli ryzykować bezpieczeństwa chłopaka. Co jeśli wariat chciałby porwać go po raz kolejny? Lepiej było być przygotowanym na taką ewentualność. Tego dnia Kakashi również przyszedł, i jak zwykle zastał w pokoju Chiyo obierającą jabłka wnukowi, i jej wnuka gapiącego się w telewizor i w telefon na zmianę. Przychodził tutaj ze względu na stan swojego klienta, jeżeli mógł tak go nazwać. Poniekąd był za niego odpowiedzialny, bo dopóki nie uzyskają pewności, iż jest zupełnie bezpieczny, będzie go chronił. A musiał przecież wiedzieć, co się dzieje z jego tymczasowym podopiecznym.
- Co prawda jest zima.. ale jeśli się ubierzesz, możemy wyjść na spacer. Świerze powietrze dobrze ci zrobi – rzucił Kakashi, po nudnym milczeniu, jakie towarzyszyło im w pomieszczeniu. Babcia wyglądała na zmęczoną i widać było, że przysypia na krześle, to też nie dziwił się, że nie ma ochoty na rozmowy, ale Sasori... nie był chętny do jakichkolwiek rozmów.
- Masz przy sobie pistolet? - zapytał chłopak, zerkając na siwowłosego.
- Jestem policjantem, oczywiście że mam. Ale jaki to ma związek ze spacerem...? - prychnął na jego głupie pytanie. Co ma jedno do drugiego?
- Możesz strzelać, kiedy tylko ze chcesz? - dopytał. Hatake oczywiście zaprzeczył, gdyż nie mógł sobie strzelać od tak i do kogo mu się tylko podoba, nawet jeżeli ktoś będzie tylko podejrzanie wyglądał. - A więc nigdzie się nie wybieram. - Z kwestionował i wrócił wzrokiem, do jakiejś kreskówki.
- O co ci chodzi? - wolał dopytać, bo poczuł się jak dureń, nie rozumiejąc sensu jego pytań. Spodziewał się, że po takim przeżyciu może coś mu się stać w głowę, ale nie że do końca zgłupieje.
-Co jeżeli ktoś nas napadnie? Za nim się obejrzysz będzie po nas. Lepiej nie ryzykować głupim spacerem.. - powiedział jak gdyby nigdy nic, nie odrywając wzroku od telewizora. Lęk wywołany przez straszne doświadczenie, było zupełnie normalną rzeczą. Pytanie było jedno. Jak długo Sasori będzie się z tym zmagał? Wizyty u psychologa miały się zacząć od przyszłego tygodnia, oby tylko chciał współpracować i mówić o swoich obawach. Mimo to Hatake nie był psychologiem, i nie cackał się z nastolatkami, tak jak robią to psycholodzy.
-Już raz cię uratowałem, w razie czego... uratuję cię ponownie – W końcu nie miał zamiaru rezygnować ze spaceru.
-Kakashi ma rację – odezwała się Chiyo – Powinieneś wyjść i powdychać trochę świeżego powietrza, poczujesz się lepiej – zapewniła wnuka. W końcu siedział w jakimś zamknięciu niemal przez tydzień, potem od razu do szpitala, gdzie przez parę dni czuł się naprawdę źle, ale teraz wreszcie ma szanse wyjść na dwór.
-Wy nic nie rozumiecie... nigdzie nie idę! - warknął kładąc głowę na poduszkę i narzucając na siebie kołdrę. Chcieli go zmusić do wyjścia z tego bezpiecznego miejsca. Co jeśli ten wariat stoi, przed szpitalem? Miałby uwierzyć, że jeden Hatake go uratuje? Tutaj było dobrze. Nie potrzebował wychodzić na dwór. Był za słaby. Nie uciekłby gdyby musiał. Inspektor nie zwracał uwagi na jego słowa. Ruszył ku wyjściu z pokoju, a gdy był już na korytarzu rozległ się jego głos.
-Siostro, zabieram Sasoriego na spacer. Mogłaby mu siostra odłączyć to i owo... - Te słowa doszły do uszu Akasuny, który nie był zadowolony, że ten facet ignoruje jego sprzeciw. Dlaczego do cholery się tak rządził? I nawet babcia była przeciwko niemu. Po mimo jego argumentów, nie udało mu się wymusić na babci i Kakashim by został w pokoju. Niechętnie się ubrał, co szło mu bardzo wolno, nie tylko z niechęci, ale również z braku sił, po czym Kakashi pomógł mu usiąść na wózek i ruszył z nim w stronę windy. Naburmuszony czerwonowłosy trzymał zaciśnięte dłonie na oparciach wózka. Czuł lęk przed wyjściem, zaciskało mu się gardło, czuł że zaraz się rozpłacze, choć wcale tego nie chciał. Czemu aż tak się bał? Czy nie miał być odważny? To tylko jego głupia wyobraźnia. Zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to lęk był zbyt silny. Powstrzymał łzy, by nie zobaczyły one światła dziennego. Nie mógł być taką beksą. Zwłaszcza w obecności Kakashiego.
- Wkurzasz mnie.. - rzucił do mężczyzny, przez zaciśnięte gardło. Zmusił go do tego durnego spaceru. Hatake nacisnął w windzie przycisk „parter”, i winda zaczęła zjeżdżać w dół. Nie skomentował słów dzieciaka, gdyż cholernie nie chciało mu się z nim kłócić. Niewdzięczny bachor... nie dość, że zabiera go na spacer, by dotlenił mózg, to ten jeszcze mu tu pyskuje. Chętnie zostawił by go na tym dworze i niech sam sobie radzi. Ciekawe czy miałby siłę sterować tym wózkiem. Nie był przecież automatyczny. Po przekroczeniu szpitalnych drzwi, promienie słońca oślepiły czternastolatka. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie biało. Śnieg pokrył trawniki i drzewa. Mimo to chodniki i ścieżki były odśnieżone dzięki czemu wózek z łatwością po nich jechał. Śnieg w blasku słońca potrafił nieźle oślepić, mogło to być trochę denerwujące, ale z drugiej strony, lśnił się niczym kryształ, a był to widok, który urzekał Sasoriego. Dawno nie widział czegoś tak pięknego, a przecież jeszcze tydzień temu myślał, że już nigdy nie zobaczy takich widoków. Myślał, że nigdy już nie ujrzy bliskich mu osób, nie poczuje wiatru na skórze, nie usłyszy śpiewu ptaków. Gdy sobie o tym przypomniał, powróciło uczucie strachu i rozgoryczenia, że przeżył coś tak okropnego, że myślał, że nie przeżyje i już nawet się z tym pogodził. Po jego policzkach niekontrolowanie zaczęły spływać łzy.
- Dlaczego płaczesz? - odezwał się Kakashi. - Gwarantuje Ci, że nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny. - dodał po chwili. Trudno było rozgryźć co teraz siedziało w głowie chłopaka, ale domyślał się, że nie było to nic miłego.
- To nie to.. - powiedział ocierając łzy. - A w ogóle to... wcale nie płacze. To od zimna – zapewnił siwowłosego w swym przekonaniu. Postarał się opanować, i nie myśleć o tym co było, bo znowu wyciśnie z siebie łzy, a miał już dość płakania.
- Aha.. - mruknął z nutą sarkazmu w głosie. Ruszył z nim wzdłuż chodnika, który jako jedyny był odśnieżony. - Znajomi pewnie się ucieszyli, że się odnalazłeś – próbował zagadać, choć nie był dobry w tych rzeczach. Normalnie by się nie fatygował, ale robił się dziwnie miękki, gdy w grę wchodziły  losy tego chłopaka.
- No nie wiem... może.. - wzruszył ramionami. Dostał pełno wiadomości na telefonie od przyjaciół, nawet tych dawnych przyjaciół, zrobił się niezwykle sławny przez to głupie porwanie, niespecjalnie mu to leżało. Nie lubił być w  centrum uwagi, a już na pewno nie w taki sposób. Nie miał pewności, czy piszą do niego bo naprawdę się o niego martwili, czy dlatego, że wspominali o nim w telewizji? Choć może za dużo o tym myślał i dlatego dochodził do takich wniosków.
- Twój pesymizm, jest przytłaczający... Miałeś duże szczęście, że cię znaleźliśmy, powinieneś być z tego powodu zadowolony. To tak jakbyś dostał drugą szansę. - Nie rozumiał dzieciaka. Co prawda wiele ich łączyło, ale on zdecydowanie nie był takim płaczkiem gdy był w jego wieku, a życia również usłanego różami nie miał. Zatrzymał się i wyjął z kieszeni papierosy. Naszła go taka nagła potrzeba.
- Przy chorych się nie pali – zbeształ go Sasori marszcząc brwi. Po za tym był to teren szpitala, tutaj w ogóle nie można przecież palić.. a przynajmniej nie powinno się.
- Przy zdrowych też nie – podpalił peta zapalniczką. - Spróbuj mnie powstrzymać.. - rzucił na odwal się i zaczął delektować się swoim papierosem. Czerwonowłosy tylko westchnął zrezygnowany. Dla tego faceta, papierosy były chyba jedyną miłością.

    Po całej szkole rozległ się dźwięk kojący uszy wszystkich uczniów. Przerwa na lunch, była jedyną długą przerwą w szkole, podczas której można było nie tylko zaspokoić swój głód, ale też się powygłupiać, czy obgadać jakiegoś wrednego nauczyciela. Paczka naszych głównych bohaterów, zmierzała właśnie na szkolną stołówkę, gdzie można było dostać jedzenie przygotowane przez dyżurujące w kuchni uczennice, lub ewentualnie zjeść swoje bento. Większość osób stosowała się do tego drugiego, gdyż rodzice, woleli robić własne posiłki dla swych dzieci, doskonale wiedząc co znajduje się w środku pudełka śniadaniowego. Niektórzy jednak, tacy jak Hidan, jedli jedzenie ze szkolnej stołówki, gdyż nie wszyscy rodzice mieli czas je robić, a i też nie wszystkim uczniom chciało się robić posiłki dla siebie. Usiedli przy jednym z wolnych stołów i zaczeli delektować się swoimi daniami, przy okazji rozmawiając na temat, ostatnio, bardzo popularny w ich szkole, jak i prefekturze.
- Chciałbym odwiedzić go w szpitalu - rzucił Deidara, żując ryż z kawałkiem mięsa.
- Gdyby tylko szkoła miała takie pozwolenie, wasz wychowawca na pewno by was prosił byście poszli złożyć mu wizyte - dodał Itachi. Oczywistą rzeczą było to, że ktokolwiek ze szkoły trafiał do szpitala, wychowawca klasy i przewodniczący mają prawo odwiedzić ucznia, w imieniu wszystkich kolegów i koleżanek. Niestety w przypadku Sasoriego było inaczej. Nie można mu było złożyć wizyty. Nie mógł tego zrobić żaden nauczyciel ani żaden uczeń. Jedynie dyrektorka miała takie pozwolenie. Trzymali Akasune pod kluczem, i niespecjalnie im się to podobało.
- Na pewno niedługo wróci ze szpitala - powiedziała z nadzieją Konan. - W końcu, mówili, że z tego wyjdzie. - Jakby to było wczoraj, gdy Yahiko zadzwonił do niej, krzycząc do słuchawki by szybko włączyła telewizor. W wiadomościach ogłoszono, że znaleziono poszukiwanego Akasune Sasoriego, którego porwał i przetrzymywał, człowiek odpowiedzialny za śmierć jego rodziców. Od tamtej pory w szkole zapanował szał na rozmowy o czerwonowłosym, i wcale nie mówili o nim w negatywnym świetle, wręcz przeciwnie. Większość osób mu współczuło, ale byli i tacy co zazdrościli mu przygody rodem z filmów akcji. Za to jego przyjaciele, zwyczajnie martwili się o niego. Fakt, że leżał w szpitalu już tydzień i że nie można go było odwiedzać wcale nie był pocieszający.
- Może i wyjdzie, ale nie wiadomo kiedy.. - mruknął Yahiko, szturchajac pałeczką brokułę. Również na swój sposób martwił się o kumpla, ale był jednocześnie zazdrosny. Konan zbyt często o nim gadała. Myślał, że jak już się odnajdzie, to w końcu przestanie się o niego martwić, jednak jego nadzieje spełzły na niczym.
- Marudzicie i marudzicie... - westchnął siwowłosy. Miał dość ich gdybań i przybitych min gdy tylko wspominali o Sasorim. - Mówiłem wam, że się odnajdzie? Mówiłem. Odnalazł się? Odnalazł. To teraz wam powiadam, że wyjdzie ze szpitala calutki i zdrowiótki, więc skończcie tę stypę - zarządził.
- Taki z Ciebe prorok? - zapytał retorycznie Dei. - To jak to się stało, że dostałeś z egzaminu zero procent, a gadałeś że na pewno zdasz co najmniej na dwadzieścia? - spojrzał na przyjaciela czekając na jego urzekającą odpowiedź, bo czuł, że właśnie taka będzie.
- Huh? A czy to moja wina, że te egzaminy były takie trudne? - Co ten Dei? Do czego on porównuje jego moce? Do jakiś głupich egzaminów próbnych, wymyślonych, przez jakieś cyborgi. Bo tego to na pewno człowiek nie wymyślił. Nikt normalny nie zajmuje się deltami ani cosinusami, bo przecież nikomu to jeszcze w życiu nie pomogło, no i nikt normalny nie każde czytać nudnych lektur, które mają po pięćset stron. Żaden człowiek nie zapamięta takich rzeczy na całe życie, tylko cyborgi i androidy były zdolne do tego typu rzeczy. Przecież to było oczywiste. Blondyn westchnął tylko na jego odpowiedź. Co się będzie kłócił z mądrzejszym. 

    Po tygodniu klase obiegła dobra informacja. Można było wreszcie odwiedzić w szpitalu Sasoriego. Niestety nie każdy mógł iść, a tylko nauczyciel z jednym uczniem. Miał być to przedstawiciel klasy, ale że to Deidara był kolegą Sasoriego, to właśnie on udał się z Iruką do szpitala. Hidan nie był z tego faktu zadowolony, nie podobało mu się, ze wychowawca nei wybrał jego. Dei to dobry kumpel ale on nie wyciagnie szczegółowych informacji od czerwonowłosego, było to pewne, jak to że na wschodzie wschodzi słońce. Będzie więc musiał czekać aż Sasori osobiści pojawi się w  szkole i wypytać o jak do tego wszystkiego doszło, bo przecież telewizja ani gazety nie podawały szczegółowych informacji. Do tego niektóre wersje w gazetach się różniły, nie wiadmomo było w co wierzyć.
Tak więc Deidara, zadowolony, a jednocześnie zestresowany wizytą w szpital;nym pokoju przyjaciela, jechał windą na trzecie piętro razem z nauczycielem. Zastanawiał się co miał powiedzieć gdy się zobaczą. Zwykłe cześć? A może jak się czujesz? Nie wiedział w jakim stanie będzie Sasori, może przez to wszystko oszalał, albo dostał depresji? Rózne myśli nachodziły jego głowę. Gdy dojechali na właściwe piętro ruszyli w sronę pokoju, w któym przebywał Sasori. Serce Deidary waliło coraz bardziej. Nie rozumiał dlaczego aż tak się denerwuje. Przecież to jego kumpel, będzie taki jak zawsze. Powtarzał sobie w myślach. Iruka zapukał i pociągnął za klamkę. Za drzwiami ujrzeli na szpitalnym łóżku Sasoriego i szarowłosego policjanta siedzącego obok chłopaka i grającego z nim w karty.
- Pff.. oszust.. - mruknął Sasori w stronę mężczyzny. Byli tak pochłonięci grą, że nawet nei usłyszeli otwieranych drzwi.
- Przyznaj wreszcie, że nie potrafisz grać - westchnął Kakashi. Wygrywanie trzy razy pod rząd było nudną rozrywką, zero rywalizacji.
-Witam.. - rzucił Iruka z lekkim uśmeichem na twarzy. Wtedy Sasori zauważył swoich gości. Jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia. Nie spodziewał się jakieś delegacji z jego szkoły. W dodatku z Deidarą. Sam nie wiedizał czy się cieszyć czy nie. Nie chciał ich spotykać. Czuł się głupio bo zrobił coś idiotycznego, sam poszedł na spotkanie z mordercą. WIedział, że całe miasto o tym huczy, a już na pewno cała jego szkoła. Z drugiej strony miło było ujrzeć znajome twarze, o któych myślał, że już nigdy nie zobaczy. 
- Witam - odezwał się Kakashi wstajać z łóżka. Iruka przedstawiłsię mężczyźnie, jednocześnei przedstawiając też Deidare. - W takim razie zostawie was samych, pewnie chccie pogadać..
- Nie, nie musi pan wychodzić - wtrącił wychowawca.
- I tak miałem iść na papierosa - rzucił kierując się do drzwi - a może na dwa - wyszedł pozostawiając ich samych sobie. Przez chwilę trwała krótka niezręczna cisza. W końcu Iruka podszedł do swojego ucznia.
- Jak się czujesz? - zapytał zmartwiony. Jego wychowankowi przytrafiło się coś strasznego, to wydarzenie mroziło krew w żyłach , nie potrafił sobie wyobrazić co przeżywał w tamtej chiwli i co przeżywał teraz.
- W porządku.. - odpowiedział, wlepiając wzrok w swoją kołdrę.
- Mam nadzieję, że nie długo wrócisz do szkoły, wszyscy się o ciebie martwilismy - Chciał pocieszyć chłopaka jakimiś słowami, choć nie wiedział, jakimi. Gdy grał z szarowłosym w karty wydawał się całkiem zadowolony, teraz jednak mina mu zrzędła. Być może grał by zapomnieć co się wydarzyło.
- Hej Sasori.. - odezwał się długowłosy. - Jaakie jest jedzenie w szpitalu? - nie miał pojęcia o co pytać. - Nigdy nie byłem więc..
- Ohydne.. - rzucił od razu wystawiając język. - Dobrze, że babcia przynosi mi swoje domowe posiłki, inaczej już dawno byłbym martwy. - Starał się wybrnąć z niezręcznej sytuacji, nie chciał żeby myśleli o nim jak o kimś poszkodowanym, żeby ciągle patrzyli na niego ze współczuciem, lecz nie mógł mieć o to do nich pretensji. Taka chyba natura ludzka.
- No to współczuje, gdybym wiedział przyniósł bym ci coś z naszej restauracji - dodał podłapując temat. Reszta rozmowy toczyła się wokół tego co działo się ostatnio w szkole i ile materiały będzie miał do nadrabniania jak wróci, ale wolał o tym nie myśleć bo przygnębiało go to jeszcze bardziej. Po półgodzinie Iruka poszedł do domu, za to Dei postanowił jeszcze zostać. Gdy zostali w pokoju sami, mogli porozmawiać bardziej szczerze.
- Wiesz.... zabrzmi to mega głupio, więc nei podejrzewaj mnie o nic - powiedział blondyn - Brakowało mi cię.. ogólnie nam. Dostaliśmy szoku jak się dowiedzieliśmy. Nie było dnia żebym nie myślał co się z tobą działo.. Nie żeby coś, ale.. jesteśmy kumplami.. co nie? - zapytał nieśmiało drapiać się po policzku. Sasori skinął głową uśmiechając się lekko. Martwili się o niego, było to miłe, zależało im na nim, jednak martwili się z jego własnej winy i głupoty, a tego uczucia znieść już nie mógł.
- Przepraszam.. - rzucił cicho, zaciskając ręce na kołdrze.
- Za co? - zdziwił się.
- że musieliście się martwić przeze mnie - wyjaśnił. Deidara nie rozumiał jego poczucia winy. Nawet nei wiedział że Sasori odczuwa coś takiego, mimo to widząc minę przyjaciela postanowił zmienić temat.
- To kiedy wracasz do szkoły?
- Sam nie wiem.. za jakieś dwa tygodnie.
- Dopiero? - nie był zadowloony z tego powodu. Myślał, ze skoro mogą go odwiedzić to kwestia paru dni. Będą musieli uzbroić się w cierpliwość.
- Moja rana musi się do końca wyleczyć - wyjaśnił.Miałjuż dośćsiły by samodzielnie chodzić, wciąż jednak przy gwałtownych ruchach rana na bnrzuchu dawała o sobie bolesne znaki.
- Rana? - zapytał i nie czekajac na jakąkolwiek odpowiedź dodał. - Pokażesz? - Nigdy nie widział rany zadanej przez niebezpiecznego człowieka, był ciekaw czy wygląda tak jak te w filmach. Sasori spojrzał na niego z politowaniem, ale widząc jego nieustępliwy wzrok, niechętnie podciągnął górę piżamy, odkleił kawdratowy plaster, i ukazał mu dosyć długą bliznę na dole brzucha po prawej stronie. Nie był to ładny widok ze względu gdyż rana mimo że była zrośnięta, to i tak wyglądała na taką co niedawno była szyta. Dei chciał zapytać o tyle rzeczy, jakie to uczucie gdy ktoś wbija ci nóż w brzuch? Jak sieczuł gdy go więził? Jak sobie poradzić z taką blizną na psychice? Nie zadawał ich jednak. Widząć bliznę jeszcze bardziej zrozumiał, że musiał przeżyć coś strasznego. DOwiedizał się jednak że czerwonowłosy, ma psychologa który go odwiedza dwa razy w tygodniu i ze będzie się z nim widywał co najmniej przez rok. Było to oczywiście zrozumiałe w takim wypadku. Porozmawiali jeszcze o ostatnich grach któe wyszły na rynek, meczach basaballowych i paru innych sprawach które w większosci interesują chłopaków w ich wieku, a potem Deidara poszedł do domu. Sasori znów został sam. Kakashi musiał pojechać na służbę, Chiyo odwiedziałą go rano, więc wieczorem zazwyczaj bywał sam. LEzał z głową na miekkiej poduszce i gapił się w sufit, na którym rysowała się jasna smuga światła księżyca. Czy to dobrze, że przeżył? Czy jego życie może być teraz lepsze? Będzie potrafił żyć po tym co się stało? Ludzie okazywali mu troskę, nie tylko rodzina, ale znajomi i przyjaciele, a także Kakashi i inni policjanci, a przecież był tylko przeciętnym Sasorim. Czternastolatkiem który lubi baseball, oglądać zdjęcia nagich dziewczyn, czytać komiksy, chodzić do kina, jeść pocorn garściami i pić do tego cole. Był taki jak wszyscy, nie wyróżniał się. A mimo to, obcy mu ludzie stali się dla niego bliscy. I to przez nich nie potrafił myśleć poważnie o smierci. Chciał żyć.

Dwa Tygodnie Później.

Czerwonosłosy siedział na schodach prowadzących na górę i wiązał buta. Gramolił się z tym niezmiernie długo, aż jego babcia traciła cierpliwość. To pierwszy dzień szkoły, po tym jak wrócił ze szpitala. Czternastolatek stresował się powrotem do szkolnej placówki. Reakcja uczniów na jego powrót może być różna mimo ze nie gadają już o nim w telewizji od tygodnia. Nigdy nie chiał być popularny, a już na pewno nie w taki sposób. Dochodziły jeszcze lęki, po tych wszystkich wydarzeniach. Psycholog mu pomagała z tym sieuporać, ale nie dało się tego osiągnąć w stu procentach w tak rkótkim czasie. Wyjście z domu i myśli że ktoś może za nim iść, i znowu go porwać, lub zrobić inną krzywdę potrafiły doprowadzić do tak dużego stresu, że zaczynał boleć go brzuch. Nie zamierzał się jednak poddawać. Nie mógł przecież żyć cały czas w domu, to było by zbyt nudne i tchórzliwe, a przecież miał już nie być tchórzem. Gdy zawiązał buty wstał i chwycił torbę z podłogi.
- Wszsystko wziąłeś? - zapytała babcia. Skinął głową. - Nie bój się, nic się nie stanie - zapewniła ga.
- Nie boję się.. - burknął podchodząc do drzwi. Chwytajac za klamkę, zatrzymał się. Westchnął. - A może... poszedłbym jutro? Co za różnica czy...
- Nie, Sasori - zaprzeczyła Chiyo. Oczywiście też martwiła się o wnuka, ale stosowała się do poleceń psychologa ale i sama wiedziała, iż odwlekanie tylko pogorszy sprawę. - Nie masz się czego obawiać. Przecież Kakashi dał ci powiadamiacz. Jeśli go naciśnij od razu cię zlokalizuje i przyjedzie. WIęc nawet gdyby miało się coś dziać, to jesteś bezpieczny - zapewniła wnuka.
- Racja... No to, idę - oznajmił - Na razie - otworzył drzwi i wyszedł z domu. Ku jego z dumieniu, przed jego domem czekała na niego... cała jego paczka przyjaciół. Dei, Hidan, Konan, Yahiko, Nagato, Itachi. Przywitali się z nim, szeroko się do neigo uśmiechając. A on był w szoku.
- Co wy tu robicie? - zapytał podchodząc do nich.
- Jak to co? PRzyszliśmy po ciebie - odpowiedział Hidan, zarzucająć mu rękę na szyję.
- Chcemy żebyś nie musiał się o nic martwić - oznajmiła Konan. - Nie pozwolimy cię więcej porwać.
- Skopiemy tyłek temu frajerowi jesli jeszce raz będzie chciał z tobą zadrzeć - dodał Dei, na co Nagato przytaknął.
- Nie żebyśmy uważali że sam się bronić nie umiesz, ale słyszałem że typ waży tyle co słoń - wtrącił Yahiko.
- W grupie siła - dokończyła Konan posyłając mu miły uśmiech. Czerwonowłosy nie miał pojęcia jak zareagować. Był zdumiony, a jednocześnie się cieszył,że nie musi iść do szkoły sam, ale jeszcze bardziej radowało go to, że ma tak wspaniałych przyjaciół. Prawię się wzruszył, ale szybko się opanował. Gdyby zaszkliły mu sięoczy, znowu zaczęli by się martwić. Ruszli razem w stronę szkoły. Chiyo patrząc przez okno uśmiechnęła się do siebie odprowadzając wzrokiem wnuka idącego kroczącego wśród przyjaciół. Wkrótce znikneli za zakrętem, a staruszka odeszła od okna, na które opadła zasłona.

Od Autorki: Hej! Jak mnie tu dawno nie było. Rok czasu, to szmat czasu. Na wstepie przepraszam za takie chamskie porzucenie bloga. Albo raczej jego zamrożenie bez żadnej informacji. Ale przez ostatni rok trochę się w moim życiu podziało, przez co też miedzy innymi straciłam wenę i ogólnie stałam się bardziej leniwa niż zwykle, i z tego powodu jestem na siebie zła. Nie wiem kto jeszce czyta te moje wypociny, ale mam nadzieję, że ponownie przykuje wasze zainteresowanie :)
CO do rozdziału to. Pierwszą połowę pisałam od roku. Tak.. od tamtej chwili kiedy wstawiłam ostatni rozdział. Mniej więcej. Także WOW, słabiutko mi to szło. Drugą połowę, dzisiaj. Siódma rano a ja jeszcze nie śpie. Naszło mnie napisanie... to chyba można nazwać weną.
Co do bloga. Hm.. cały czas myślę o pisaniu go, ma nadzieję że wezmę się teraz za niego tak porządniej, ale też nie wiem co ile będę wstawiać rozdziały. Niczego nie chce obiecywać.
Tak właściwie to już jest koniec pierwszego sezonu. Miały być 3 sezony tego opowiadania, aczkolwiek nie wiem czy wytrwam w tym blogu tyle by pisać aż trzy. Myślałam żeby teraz przeskoczyć od razu do trzeciego sezonu, a drugi skreślić. Choć w drugi dzieje się dużo o Hidanie, a wiemy jak w moim blogu Hidan ma ciężko w domu z ojczymem i wgl. Więc jeśli byście chcieli to mogę napisać drugi sezon ale skrócę go i wywalę rzeczy te które według mnei są mniej godne uwagi. Aczkolwiek jeżeli nie chce wam sie brnąć z Sasorim i jego paczką przez trzecią klasę gimnazjum i nie ciekawi was za bardzo postać Hidana, mogę to spokojnie ominąć. Także decyzje pozostawiam wam. To bedzie zależeć od waszego zainteresowania :) A póki co to tyle. Rozpisałam się ^^'
Dziękuję za czytanie i komentowanie, a tym którzy wrócili tu po roku dziekuję jeszcze bardziej, że o mnie nie zapomnieliście <3
P.S: Błędy poprawię, przy najbliższej okazji, dziś już za późno/wcześno o;