Czerwonowłosy szczupły
trzynastolatek kierował się do sypialni rodziców. Chciał się
dowiedzieć, czy podjęli już decyzje o jego wakacjach. Chciał
pojechać ze znajomymi na biwak, ale rodzice byli do tego niezbyt
przekonani, a ich głównym argumentem było to, że Sasori ma
dopiero trzynaście lat. Takie podejście irytowało chłopka, bo
przecież to JUŻ trzynaście lat. Do tego wszyscy inni mogą,
dlaczego on miałby nie pojechać? Ubłagał rodziców, by chociaż
to przemyśleli, miał nadzieję, że się zgodzą, trzymał za to
kciuki. W takich sprawach nie łatwo było dogadać się z jego
rodzicami. Zapukał do sypialni, a gdy usłyszał pozwolenie na
wejście nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Zawsze wolał pukać,
był już w takim wieku w którym wie się co to jest seks, nie
chciał mieć niemiłej niespodzianki. Gdyby nakrył rodziców na
stosunku, miał by później koszmary. Satoshi, ojciec chłopaka
ścielił właśnie łóżko, a jego matka Hiroe, siedziała na
fotelu z książką w ręku. Oboje wiedzieli po co przyszedł ale
poczekali aż pierwszy poruszy ten temat. Długo czekać nie musieli.
- To co? - zapytał niepewnie, już
wiele razy mu odmawiali takich wypadów, więc miał spore obawy. -
Mogę? - patrzył na nich swoimi orzechowymi oczami, które teraz
były pełne nadziei. Cały czas ściskał kciuki, a rodzice trzymali
go w napięciu. Czemu nic nie mówią do cholery? Złościł się w
myślach. Dorośli spojrzeli na siebie, po czym Satoshi podszedł do
syna i położył mu rękę na głowie.
- Możesz – uśmiechnął się i
poczochrał mu włosy. Był ich jedynym dzieckiem, być może byli
nad opiekuńczy, ale martwili się o niego. Sasori zaniemówił na
krótką chwilę. Czy oni właśnie pozwolili mu jechać na obóz z
przyjaciółmi?
- Na-naprawdę? - dopytał, będąc w
szoku. Co prawda gdzieś tam w środku tliła się myśl, że się
zgodzą, gdyby jej nie było w ogóle by o to nie pytał. Ale nie
przypuszczał, że tak łatwo pójdzie. Już miał nawet plan
awaryjny. Gdyby mu zabronili chciał zagrozić, że i tak pojedzie
bez ich zgody, a jakby tym ich bardzo wkurzył to mógłby się
rozpłakać i powiedzieć, że czuje się inny i że jest mu smutno.
To mogłoby podziałać, ale na szczęście nie musiał tego robić.
- Jak najbardziej – rzucił mężczyzna,
rozbawiony zdziwioną miną syna. Najwidoczniej nie spodziewał się
zgody. Nic dziwnego, nie planowali się zgadzać, ale doszli do
wniosku że jest coraz starszy i musi się powoli usamodzielniać.
Nie mieli problemu z puszczaniem go na klasowe wycieczki, gdzie byli
nauczyciele i pilnowali uczniów. Mieli obawy przed dalekimi
wyprawami z kolegami, o które już nie raz Sasori prosił. Ludzie
młodzi często mają głupie pomysły, więc oczywiste jest to, że
mieli obawy. Ale w końcu nadszedł czas, by się zgodzić i w pełni
mu zaufać.
- Pod warunkiem.. – odezwała się
Hiroe. - ..że posprzątasz jutro swój pokój, o co proszę cię
już od dwóch tygodni.
- Okej – odpowiedział bez
zastanowienia, teraz w głowie mu była tylko wycieczka z
przyjaciółmi. Co prawda tylko trzydniowa, ale będą spali w
namiotach bez żadnych opiekunów. Będą mogli robić co chcą.
- Na prawdę nie wiem czemu się
zgadzamy – westchnął Satoshi siadając na łóżku. - Za te oceny
które przynosisz? - uśmiechnął się wymownie. Wiedział, że jego
syn nie znosi gdy wspomina się jego oceny z których sam nie jest
dumny, zwłaszcza gdy mówi się o tym w wakacje. Trzynastolatek
zmarszczył brwi.
- Nie moja wina, że są ciekawsze
rzeczy od nauki... - burknął. Kiedy się uczył zawsze coś go
rozpraszało, nawet latająca mucha była ciekawsze niż tekst w
książce. Jakoś sobie radził w szkole, ale nie był wybitnym
uczniem. Spojrzał w stronę okna, za którym widniały ciemne domy
sąsiadów i piękne gwieździste niebo. Nagle cofnął się o krok,
tak gwałtownie że rodzice spojrzeli na niego zdezorientowani.
- Co jest? - zapytał Satoshi powiódł
za wzrokiem syna. Zobaczył to co zwykle, bardzo dobrze znany mu
widok za oknem. Powrócił spojrzeniem do Sasoriego.
- Nie.. nic. Wydawało mi się.. -
Mógłby przysiąc, że widział w rogu okna czyjąś twarz. Był
tego pewien.. prawie. Może jest już tak zmęczony, że ma jakieś
zwidy.
- No dobrze – Hiroe wstała z fotela
odkładając książkę na nocny stolik – Idź już spać, bo jest
późno. Dobranoc – delikatnie pocałowała Sasoriego w policzek,
i wyszła do łazienki. Chłopak oczywiście od razu wytarł mokry
policzek.
- Rany.. nie jestem już dzieckiem –
zamarudził, tego jego rodzicielka już nie słyszała, za to Katsumi
tak i zaśmiał się na te słowa.
- A kto ostatnio był na bajce w kinie?
- przypomniał mu. Chłopiec spiorunował go spojrzeniem. Nie musiał
o tym wspominać. Przecież bajki nie są tylko dla dzieci.. Dorośli
się w ogóle nie znają.
- To co? I tak mam już... - Nagle
usłyszeli głośny strzał. Satoshi zerwał się z łóżka. - Co to
było? - zapytał przestraszony Sasori. Mężczyzna podszedł do
okna, bo właśnie stamtąd odgłos dochodził, ale nikogo tam nie
widział. Padł kolejny głośny strzał, tym razem głośniejszy.
- Tato.. - powiedział z przerażeniem.
Nie miał pojęcia co się dzieje, ale wiedział że te odgłosy to
strzały z broni palnej. Dobrze je znał z gier i filmów. Zresztą
nie było wątpliwości, że to pistolet, nic innego nie wydobywa
takich odgłosów. Usłyszeli jak coś uderzyło w ich frontowe
drzwi. Satoshi przyciągnął syna bliżej siebie. Był to odgłos
podobny do rąbania drewna.
-Idę po ciebie! - usłyszeli gruby
męski głos, dochodzący zza drzwi. Kolejny ten sam odgłos i
kolejny, i znowu.
- Tato.. – powtórzył Sasori, bał
się coraz bardziej. Satoshi puścił go i wychylił się z sypialni,
tak by zobaczyć co się dzieje z ich drzwiami. Ujrzał siekierę
przebijającą się przez drzwi, która znikała i pojawiała się w
nich znowu, robiąc coraz większą dziurę.
- Satoshi co się dzieje!? - zawołała
Hiroe z łazienki.
- Zostań tam! - odkrzyknął. Nie miał
pojęcia co robić, wiedział jedno. Musi chronić swoją rodzinę.
To było instynktowne podjęcie decyzji. Nieznajomy zniszczył im już
prawie całe drzwi. Satoshi podszedł szybko do syna, złapał go za
ramię i pociągnął za sobą. Otworzył szafę i wepchnął tam
Sasoriego. W tym samym czasie, facet z siekierą przeszedł przez
drzwi.
- Tato co ty... - wyjąkał, nie mając
pojęcia co się dzieje.
- Siedź tutaj i czekaj – rozkazał
zamykając drzwi od szafy, jednak Sasori zatrzymał je.
- Nie.. Chcę iść z tobą – nie
chciał zostać sam. Dlaczego ojciec chce go tutaj zostawić? W
szafie? Nie chciał tu być.
- Zostań..
- Idę – postanowił zbierając się
do wyjścia z szafy.
- Powiedziałem, żebyś został! -
rzucił stanowczo. Widząc tak bardzo zdenerwowanego ojca, Sasori
postanowił już nie protestować. Zamilkł i niechętnie usadowił
się w szafie. Satoshi zamknął drzwiczki.
- Co się dzieje? - Hiroe zeszła na
dół i pierwsze co ujrzała to nieznajomego, muskularnego mężczyznę
z siekierą w ręku, który stał w korytarzu.
- Hiroe uciekaj stamtąd! - Satoshi przerażony wybiegł z sypialni. Dlaczego akurat teraz wyszła z
łazienki. Cholera... Nie tak miało być. Trzynastolatek czuł jak
serce mu mocno bije, omal co nie wyskoczyło mu z piersi. Patrzył
przez podłużne i wąskie otworki w szafie, w stronę korytarza.
Drzwi od sypialni były otwarte, na korytarzu świeciło się
światło. Widział swojego ojca i na ścianie cień matki. Jego
ojciec coś mówił, do spanikowanej Hiroe. Bandzior zbliżył się
do nich i zamachnął się ręką w której trzymał siekierę.
- Zastaw ją! - usłyszał krzyk ojca,
który rzucił się na mężczyznę. Siłował się z nim. Obcy
mężczyzna był napakowany, Satoshi nie koniecznie. Odepchnął
czerwonowłosego mężczyznę na ścianę i podszedł do jego żony. Sasori czuł jak
zaciska mu się gardło, czuł jak mu serce zamiera, nie potrafił
teraz nawet mrugnąć. Usłyszał szybkie kroki. Cień jego matki
powędrował razem z nią na górę. Włamywacz pobiegł za nią.
-Hiroe!! - przerażający krzyk ojca,
sprawił że Sasoeriego przeszły okropne dreszcze, a lęk stał się
tak silny, że nie był wstanie się ruszyć. Do momentu gdy po
chwili ujrzał jak krew rozbryzguje się na ścianie. Chłopak skulił
się i mocno zacisnął palce na włosach. To musiał być sen, to na
pewno mu się śni, powtarzał sobie w myślach.
- Ty sukin...! - usłyszał głos ojca.
A potem zapadła głucha cisza. Sasori dławił w sobie płacz. Tak
bardzo bał się być głośno. Bał się, że morderca go usłyszy i
zabije. Czuł się taki bezradny. Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego?
Dlaczego ciągle się boi? Tak bardzo chciało mu się krzyczeć, ale
nie mógł sobie na to pozwolić. Usłyszał kroki. Znowu zamarł.
Zmusił się, by spojrzeć przez otwór w szafie. Ujrzał wielkiego
faceta kroczącego po sypialni. Szukał go. Na pewno. Teraz był
pewien, że się nie przewidział. To jego twarz widział w oknie.
Przerażony obserwował ruchy mężczyzny, gdy ten był bliżej
wstrzymał oddech. Ale nie mógł tak za długo wytrzymać, dlatego
też ugryzł się mocno w rękę, by nie pisnąć ani słowem. Ten
ból był niczym w porównaniu z tym co czuł teraz, psychicznie.
Morderca zwrócił wzrok ku szafie, a Sasori jeszcze mocniej wbił
zęby w rękę. Ruszył ku niemu. Tak strasznie się bał. Z każdym
jego krokiem gryzł się coraz mocniej, jakby to miało w czymś
pomóc. Krew lała mu się z ręki, a on sam czuł że zaraz zginie,
zaraz ten pieprzony morderca go zabije. Zakrwawiona siekiera z której
jeszcze kapała krew, spowodowała jeszcze więcej bólu, to była
krew jego rodziców. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć,
że to się dzieje naprawdę. Nie chciał by to była prawda. Dusił
w sobie ten ogromny ból, który wżynał się w jego serce tak
głęboko, że za żadne skarby świata stamtąd nie zniknie,
zostanie na zawsze. Niemal czuł jak z jego serca zostaje wyrwane coś
co kochał z całych sił. Coś co żyło tam odkąd się urodził, a
teraz została już tylko krwawiąca dziura. Mężczyzna był już
przy szafie, wyciągnął rękę by otworzyć drzwi i nagle usłyszał
odgłos syren. Spojrzał w stronę okna, z którego dochodziło
czerwono-niebieskie światło z radiowozów. Szybko zrezygnował ze
swoich planów i uciekł z sypialni. Po chwili do domu wkroczyła
policja. Byli w szoku, widzieli już nie jedno ale takie zabójstwa
nie były codziennością. Jedni z policjantów zajęli się ciałami,
reszta przeszukiwała dom. Sasori nie wiedział co się dzieje. Co to
za ludzie? Nie przyglądał się im. Po tym jak zabójca uciekł
został sam ze swoimi myślami, patrzył w drewnianą ścianę szafy,
a łzy spływały mu po policzkach. Nie miał odwagi wyjść, nie
miał ochoty się ruszać. Modlił się, żeby to wszystko okazało
się tylko koszmarem. Siwowłosy policjant który przeszukiwał dom i
szukał śladów odcisków, postanowił sprawdzić w szafie. W końcu
morderca mógł się schować wszędzie. Położył dłoń na swojej
broni, po czym szybkim ruchem otworzył szafę. Zobaczył
nastoletniego chłopca. Czerwonowłosy spojrzał na policjanta z
przerażeniem i próbował się cofnąć, ale nie było już miejsca.
Policjanci, którzy byli w sypialni zwrócili uwagę na dziecko.
- Faktycznie, sąsiedzi wspominali o
chłopcu – przypomniał sobie jeden z policjantów. Inspektor
Kakashi wyciągnął rękę do chłopca by pomóc wyjść mu z szafy.
-Nie! - krzyknął Sasori. - Nie
dotykaj mnie! - przytulił się plecami do drewnianej ściany szafy.
Nie miał gdzie uciec. Nie ufał już nikomu. Kakashi przykucnął
dzięki czemu miał twarz na wysokości twarzy młodego Akasuny.
- Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił
go. Ale chłopak chyba nie bardzo mu uwierzył, jeszcze bardziej wbił
się w ścianę. - Nazywam się Kakashi Hatake – pokazał mu swój
identyfikator. - Jestem z policji, chcę ci pomóc.
- Nie.. nie.. - wymamrotał kręcąc
głową na boki. Nie chciał by ktokolwiek go dotykał. Może ten
facet kłamie, może tylko udaje że jest z policji. Dlaczego
przyjechali dopiero teraz? Nie można im ufać.
- Obiecuję, że nic ci nie zrobię.
Zaufaj mi. - wyciągnął do niego rękę, ale znów na próżno.
- Zostaw mnie.. - wydusił z siebie
płaczliwym głosem. Niech wszyscy dadzą mu spokój, niech go
zostawią. Hatake westchnął. I weź tu bądź miłym i spokojnym.
Beznadziejna taka metoda.
- Posłuchaj – zaczął poważniej i
stanowczo. - Jeśli tu zostaniesz to zginiesz.
- Kakashi... - odezwał się kolega
siwowłosego zażenowany jego surowością. To przecież tylko
dziecko, które przeżyło coś okropnego.
- Chcesz zginąć? - dopytał, patrząc
nieugięcie w smutne, przerażone i zarazem puste spojrzenie
chłopaka. - Chcesz? - powtórzył dobitniej.
- N-nie.. - nie chciał ginąć.
Oczywiście, że nie chciał. Gdyby chciał to już dawno wyszedłby
z szafy. Pragnienie życia było tak silne, że bał się zrobić coś
ryzykownego. Zawsze uważał, że gdyby ktoś potrzebował pomocy, na
pewno by pomógł bez względu na okoliczności, ale nie potrafił
nawet obronić własnych rodziców, nie potrafił nawet spróbować
tego zrobić. Był okropnym tchórzem, nienawidził się za to.
-W takim razie chodź – złapał
Sasoriego za ramię i pomógł wstać, po czym wyciągnął chłopaka
z szafy. Ciężko mu się stało na drżących nogach, do tego
Inspektor prowadził go do wyjścia. A on nie bardzo wiedział co się
teraz z nim stanie. W korytarzu Sasori ujrzał coś, czego nie
zapomni do końca życia. Ciała swoim martwych rodziców, byli cali
we krwi.
- Mamo... tato.. - wyszeptał, a po
policzkach zaczęło spływać morze łez.
- Cholera... jeszcze nie sprzątnęliście
tych ciał? - warknął Kakashi. Dzieciak nie powinien tego widzieć.
- Mamo!! - Sasori nagle zaczął się
szarpać w stronę rodziców – Tato!! - darł się w niebo głosy,
jakby to miało ich wybudzić ze snu. Kakashi trzymał go mocno,
chociaż musiał przyznać, że dzieciak dostał ogromnej siły i
trudno było go utrzymać. Trzymając go mocno zaciągnął w stronę
wyjścia z domu. Na zewnątrz wciąż się wydzierał i wzbudzał
coraz więcej uwagi wśród gapiów, a to było im nie potrzebne,
zwłaszcza że lada moment na pewno pojawią się tu jakieś media.
- Uspokój się! - szarpnął nim.
Dobrze wiedział, że w takim wypadku nie powinien na niego krzyczeć,
bo już dużo przeszedł, ale innego wyjścia nie miał. Sasori
natychmiast zamilkł, tylko cicho szlochał. Inspektor Hatake
westchnął po raz kolejny. - I tak trzymaj – powiedział już dużo
spokojniej i zmierzwił mu włosy. Wsadził Sasoriego do jednego z
radiowozów.
- Zawieźcie go na komisariat –
zwrócił się do dwóch policjantów siedzących w samochodzie.
- Tak jest – rzucił jeden z nich i
odpalił samochód. Czerwonowłosy nie protestował. Miał już
wszystko gdzieś, cokolwiek by się z nim nie działo, jego życie i
tak już nigdy nie będzie takie samo.
Od Autorki: No tak... więc.. na początek Witam na moim skromnym blogu! Wiem, że trochę drastyczny ten prolog, no ale mam nadzieje, że was nie odstraszył xP Jak widzicie momentami będzie nieco dramatycznie, ale bez obaw znajdzie się czas na humor i romans :)
Ale późno dodaje ten wpis :O Na serio! Miał być wcześniej, ale przez prawie cały dzień nie miałam czasu.. to znaczy jak go miałam, to zapomniałam że dziś ten ważny dzień, gdzie trzeba dodać Prolog na bloga. Eh.. ta skleroza. Mam nadzieję, że prolog się wam podobał i zachęcił do dalszego czytania :) Pozdrawiam! ^^