sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 7


     Konan wracała do domu z dwiema siatkami pełnymi zakupów. Mama wysłała ją do sklepu zaraz po tym jak wróciła ze szkoły. Nie bardzo jej się to podobało, ale przecież rodzicom trzeba pomagać, tak więc, bez marudzenia poszła zrobić zakupy. Sklep nie znajdował się daleko, to też nie musiała się zbytnio nachodzić. Gdy zbliżała się już do domu, zauważyła, że z przeciwnej strony drogi, idzie Sasori z rękami w kieszeni. Wpatrzony był w swoje czerwone trampki. Zastanawiała się czy trafia do domu po węchu, idąc w taki sposób. Przecież można było na kogoś wejść.
- Sasori! - zawołała z uśmiechem. Chłopak uniósł wzrok i ujrzał swoją sąsiadkę. Nie odwzajemnił uśmiechu. Dziewczyna podeszła do by niego zagadać. Nie często rozmawiali. Tylko wtedy gdy nadarzyły się takie okazje jak ta. Od tygodnia chodzą razem do jednej szkoły, a na przerwie widzieli się tylko raz, do tego nasłuchała się wielu narzekań na niego, ze strony Hidana, ale absolutnie nie wierzyła w to co mówił ten szarowłosy chłopak. Był jej przyjacielem, i dobrze wiedziała, że przesadzał.
- Skąd wracasz? - zapytała ciekawa. W końcu lekcje skończyły się już dwie godziny temu, więc zainteresowało ją gdzie był. Może znalazł sobie w końcu jakiegoś kolegę, cieszyła by się z tego powodu. Wydawał się jej taki samotny. Deidara mówił, że nie utrzymuje w klasie głębszych kontaktów, ograniczają się one tylko do krótkich rozmów na przerwie, to wszystko.
- Byłem.. na cmentarzu – odpowiedział, niepewny czy chce o tym mówić. Często tam chodził, bo zwyczajnie mu się nudziło. Myślał, że zapomnienie o przyjaciołach i samotność, nie może być aż taka nudna. Wydawało mu się nawet, że bycie samemu jest bardziej opłacalne, możesz liczyć tylko na siebie, więc nikt cię nigdy nie zawiedzie. Jednak samotność... okazała się być beznadziejna. Nie mógł liczyć od razu na to, że spotka przyjaciela, przynajmniej klasa go zaakceptowała.. oprócz Hidana, który to patrzy na niego nie za bardzo przyjaźnie.. Miał wrażenie, jakby czekał tylko na jakiś jego błąd, by mógł go o coś oskarżyć i dać mu po twarzy. Trochę się tego obawiał, ale też bez przesady.
- Rozumiem.. - znowu tam był. Zauważyła, że potrafił tam chodzić nawet dwa razy dziennie. Nie wydawało jej się to normalne, ale co ona mogła wiedzieć? Nigdy nie poniosła takiej straty jak chłopak, nie wie jak ona by się zachowała. - Może chciałbyś do mnie przyjść? - zaproponowała z ciepłym uśmiechem. Akasuna otworzył szerzej oczy. Zaskoczyła go jej propozycja, bo wcześniej go nie zapraszała, ale wcale tego nie pragnął.
- Dzięki, ale... nie. - nie miał z nią tak dobrych kontaktów, żeby zaraz do niej przychodzić. Czułby się stremowany, poza tym nie wiedział, o czym mogliby rozmawiać.
- No wiesz.. tak okrutnie odrzucać moje zaproszenie – nadąsała się na chwilę. Chciała zapoznać go z jej przyjaciółmi, ale dobrze wiedziała, że oni nie są aż tak otwarci na nowe znajomości jak ona. Do tego... bywali wredni, za to ich czasami naprawdę nie znosiła.
Brązowowłosa dziewczyna zmierzała właśnie w stronę domu Sasoriego. Postanowiła go odwiedzić, skoro on od ponad miesiąca tego nie zrobił. Miała jego adres od swojej mamy, która wiedziała gdzie mieszkała jego babcia. Nic dziwnego, jej rodzice byli przyjaciółmi jego rodziców.. Szkoda że tak to się wszystko potoczyło. Emi tak bardzo chciała go zobaczyć i sprawdzić jak się czuje, bo ten głupek w ogóle nie odpisywał na esemesy i nie odbierał połączeń. Powinna być na niego wściekła, ale nie potrafiła. Gdy tylko skręciła w drogę prowadzącą prosto do jego domu, nagle się zatrzymała. Widząc czerwonowłosego stojącego z jakąś niebieskowłosą dziewczyną, szybko schowała się za przydrożnym słupem. Zaczęła obserwować ich z ukrycia. Patrzyła na nich ciekawa, kim jest nowa koleżanka Sasoriego. Głównie patrzyła właśnie na niego. Wiał lekki wiatr, który delikatnie potrząsał włosami chłopaka. Widziała na jego twarzy lekki uśmiech, mieniący się w delikatnych promieniach słońca. Już dawno nie widziała, jego uśmiechu. Cieszyła się, że już tak bardzo nie cierpi. Nadstawiła uszu, chcąc usłyszeć o czym rozmawiają.
- Czyli jednak nie przyjdziesz? - dopytała nieco zawiedziona Konan.
- Chcesz zrobić ze mną coś nieprzyzwoitego, że ci tak zależy? - zaśmiał się czując jak ją zagiął pytaniem. Konan została oblana aurą zażenowania.. O czym ten chłopak myśli? Faceci..
- Najpierw musiałbyś coś tam mieć – odgryzła się, rzucając mu wymowne spojrzenie. Nie spodobał mu się ten kontratak, ale nie jej wina, że chłopak wyglądał dosyć dziecinnie, nawet jak na skończone trzynaście lat. Te słowa w ogóle nie pasowały do niego.
- Co ty tam wiesz.. - prychnął, odwracając od niej wzrok. - Zdziwiła byś się – burknął. Konan zaśmiała się z jego reakcji. Chyba uraziła jego męską dumę, która dopiero co zaczęła się rozwijać.
Emi nie do końca słyszała o czym mówią, stała trochę za daleko, ale i wiatr trochę ich zagłuszał. Usłyszała jednak, bardzo wyraźnie jego śmiech. To chyba oznaczało, że jest szczęśliwy. Ciszyła się, ale z drugiej strony zrobiło jej się niesamowicie przykro. Był szczęśliwy bez niej. Czy nie chciał już swoich przyjaciół z którymi znał się tyle lat? Na prawdę miał ich już gdzieś? Nie chciała w to wierzyć, a jednak obawiała się, że była to prawda. Nie wyglądał na kogoś, kto za nimi tęskni. Łzy napłynęły jej do oczu. Wycofała się. Rzuciła ostatnie spojrzenie na Sasoriego, po czym odwrócił się i pobiegła przed siebie.

    Niewielka restauracja, była oblegana przez ludzi, nigdy nie była pełna, ale zawsze ktoś przychodził, bo państwo Takemoto zawsze podawali dobre jedzenie. Drzwi od restauracji otworzyły się i weszła przez nie para zakochanych. Przynajmniej na taką wyglądali, bo trzymali się za ręce. Chłopak miał na sobie zwykłą bluzę z kapturem i lekko szerokie dżinsy, a na głowie czapkę z daszkiem. Nie była to żadna elegancka restauracja, to też nikt nie musiał się stroić. Bardziej przypominała raczej zwykłą jadłodajnie. Dziewczyna, z którą przyszedł wysoki chłopak, udała się do łazienki, a on sam usiadł przy jednym z wolnych stolików.
- Deidara! - zawołała blondwłosa kobieta, widząc nowego klienta. Chłopak wychylił się z kuchni. - Przyjmij zamówienie, z drugiego stolika – zawołała do syna i poszła podać zamówione dania starszej parze siedzącej przy stoliku numer cztery. Długowłosy wziął kartkę i długopis, po czym podszedł do chłopaka w czapce.
- Mogę przyjąć zamówienie? - rzucił, pstrykając długopisem, włączając go i wyłączając, włączając i wyłączając. Zawsze tak robił, oczekując aż ktoś się zdecyduje.
- Ładnie ci w tym fartuszku – odpowiedział zdejmując czapkę.
- Hi.. Hidan! - Nie poznał go. Właściwie to się nawet nie przyglądał, nigdy nie zwracał zbytniej uwagi na wygląd klienta. - Co tu robisz? Mówiłem Ci, żebyś nie przychodził, kiedy pomagam rodzicom.. - nie chciał żeby zawracał mu tyłek w takich chwilach. Potem będzie na niego, że się obija, bo przyszedł do niego kumpel.
- Jestem z Yuki – oznajmił, jakby to miało coś zmienić. Widząc, że Deidara zerka na puste krzesełko naprzeciw niego, dodał – Poszła do łazienki.
- Pewnie planuje ucieczkę – zażartował, szczerząc się do niego.
- Planowałaby, gdybym był tobą – rzucił na spokojnie, nie robiąc sobie nic z dogryzień przyjaciela, za to Deiowi już żyłka na skroni pulsowała.
- Po co tu przyszliście?! - warknął, niech mu spróbuje tylko dokuczać i narobić wstydu, to nie będzie za siebie ręczył. Pobije się z tym idiotom, obiecał to sobie właśnie w tej chwili.
- Zabrałem ją na romantyczną kolację – oznajmił. A Deidara spojrzał na niego jak na debila.
- W porze obiadowej? - dopytał, chcąc się upewnić, czy może się nie przesłyszał.
- Przeszkadza ci to? - spojrzał na niego unosząc brew. Może i faktycznie kolacja na obiad to nie był najlepszy pomysł, ale później nie mógłby tu przyjść.
- W ogóle. Skąd ten pomysł.. - Nie jego sprawa, nie wnikał, nie warto. Nikt nie potrafił rozgryźć co takiego siedzie w głowie Hidana, dopóki sam się przed kimś nie otworzył, a robił to naprawdę bardzo rzadko.
- W takim razie, podaj nam coś romantycznego – rzucił do przyjaciela, odkładając menu. Postanowił w stu procentach polegać na Deidarze, w końcu zna menu na pamięć.
- Pulpeciki z ryżem... - powiedział po chwili gapienia się na Hidana wzrokiem, nie mogącym uwierzyć, że ten idiota oczekuje od niego niemożliwego.
- Pf.. to nie jest ani trochę romantyczne – prychnął na jego propozycję.
- Bo to nie jest romantyczna restauracja! Chcesz czegoś romantycznego, to zabierz ją do normalnej restauracji! - Ciężko było mu uwierzyć w głupotę przyjaciela, przecież dobrze wiedział jakie dania tutaj podają.
- Nie mogę.. - burknął, odwracając od niego wzrok. - Jestem spłukany... U ciebie jest w miarę tanio, poza tym liczę na zniżkę po znajomości.
- Chyba cię porąbało! - Nie będzie go menda wykorzystywała, tylko dlatego, że znają się od dziecka.
- W porządku, jeśli chcesz by wszyscy dowiedzieli się o twojej przygodzie sprzed dwóch lat to...
- Dobra, dobra – przerwał mu jak najszybciej. W takich momentach, naprawdę go wkurzał. Do tego miał na niego haka i bardzo go to denerwowało. Nigdy się nie uwolni od sytuacji jaka miała miejsce dwa lata temu na szkolnej wycieczce. Póki co Hidan trzyma język za zębami, ale lubi go tym szantażować, a on głupi się daje. Ale naprawdę nie chce najeść się wstydu.
- Masz tę zniżkę, tylko nikomu nie mów – dodał, przypominając mu, że to wciąż ma pozostać tajemnicą.
- Taaak – odpowiedział przeciągle, zadowolony z tego, że wygrał. Czasami zachowywał się jak dziecko. Yuki wróciła z łazienki i przywitała się z Deidarą, po czym usiadła przy stoliku naprzeciwko Hidana. Blondyn ruszył w stronę kuchni, powiedzieć ojcu, by przygotował coś dla zakochanej pary. Cokolwiek, byle się nażarli i sobie poszli.

     Następnego dnia Sasori zaczynał lekcję wuefem. Odkąd tylko pamiętał zawsze lubił ten przedmiot, był taki luźny i nie trzeba było się na nim uczyć, same przyjemności. Lubił sport, więc wuef mu nie przeszkadzał. Liczył na to, że być może właśnie na tym przedmiocie zintegruje się bardziej z klasą. W końcu jeśli zobaczą, że sobie radzi, to będą chcieli się z nim kolegować. Nie mógł narzekać na to, że nikt nie chce się z nim kumplować, bo rozmawiał z osobami z klasy, ale to wciąż ograniczało się do zwykłych rozmów, nie tyczących się ważniejszych tematów. Po prostu zwykłe nudne pogadanki. Na prawdę chciał mieć jakiegoś bliższego kolegę, to nawet nie musiał być przyjaciel, po prostu dobry kolega. Akasuna właśnie przebierał się w szatni, zakładając t-shirt przeznaczony do ćwiczeń, gdy podszedł do niego jeden z kolegów z klasy i coś mu szepnął na ucho. Czerwonowłosy spojrzał na niego i skinął głową na znak „dzięki”. Przebrany wyszedł z szatni i tak jak mówił klasowy kolega, czekała tam na niego nieznajoma mu dziewczyna. Nie widział jej nigdy na oczy, a przynajmniej sobie nie przypominał.
- Co jest? - zapytał, ponaglając ją. Stała chwilę rumieniąc się, i wiercąc czubkiem buta dziurę w podłodze. Wyciągnęła ku niemu rękę w której trzymała list. Spojrzał na kopertę. Przyjrzał się jej przez chwilę, była różowa. Przeniósł wzrok ponownie na nią.
- Weź.. - powiedziała nieśmiało. Naprawdę bardzo się stresowała, to przecież wyznanie miłosne, bała się że nie przyjmie, że nawet nie zerknie. Żadna z jej obaw się nie sprawdziła. Chłopak wziął od niej list i uśmiechnął się do niej, ukazując swoje białe zęby, zamykając przy tym oczy. Zawsze uśmiechał się w ten sposób.
- Dzięki – rzucił do niej, a ona ucieszona odwróciła się od niego i poszła w głąb korytarza. Gdy tylko się oddaliła, uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Sasoriego. Spojrzał ponownie na kopertę. Kolejny list miłosny do kolekcji.. z tej szkoły to już trzeci. Westchnął. Niedługo nie będzie miał gdzie ich chować. Wrócił do szatni. Różowa koperta szybko rzuciła się w oczy, kolegom z klasy.
- Uu Sasori znowu dostał list – zawołał jeden z chłopców. Wszyscy szczerzyli się do niego znacząco. Nie ma co, chłopak miał powodzenie, niektórzy trochę mu tego zazdrościli. A w szczególności Hidan, który teraz zabijał go wzrokiem. Wkurzał go ten piękny chłoptaś, bez żadnej skazy na twarzy. Sam też miał się czym chwalić, należał do tych przystojnych, ale spadł na drugie miejsce odkąd pojawił się czerwonowłosy, a to już mu się nie podobało.
Na lekcji wuefu trener zarządził granie w koszykówkę, więc trzeba było podzielić się na dwie drużyny. Oczywiście, za nim do tego doszło, najpierw musieli pokłócić się o to kto zostanie kapitanem jednej i drugiej drużyny. Każdy by chciał, ale mogły tylko dwie osoby. Tym oto sposobem Hidan w dał się w bójkę.. z prawie każdym, który chciał zająć jego miejsce, jako kapitana drużyny. Nagle po sali rozległ się dźwięk gwizdka. Spojrzeli na trenera, który miał już dosyć tych przepychanek.
- Ustawić się w szeregu! - zarządził zdenerwowany. Wszyscy zrobili jak kazał. - Do dwóch odlicz! - Zaczęli odliczać, jak przystało na posłusznych uczniów, którymi nie byli. Ale dla trenera Yoshidy zawsze robili wyjątek, gdyż ten facet był po prostu straszny i nie znał takiego pojęcia jakim była litość. Po odliczeniu wszyscy z numerem jeden byli w jednej drużynie, a ci z numerem dwa w drugiej. Tak się złożyło, że Sasori trafił do drużyny z Hidanem, z czego ten drugi nie był wcale zadowolony. Nie chciał mieć nic wspólnego z Akasuną, za każdym razem gdy go widział miał ochotę mu przywalić, i oczywiście, że to zrobi, czekał tylko na jakiś większy błąd z jego strony, coś co da mu choćby najmniej pretekst na wpieprzenie mu. Nie mógł się doczekać, tego dnia.
- Zaczynamy grę – już miał dmuchnąć w gwizdek, gdy nagle ujrzał, że Hidan podniósł rękę ku górze. - Tak? - spojrzał na niego, niezadowolony z tego, że ich opóźnia.
- Mogę się przenieść do przeciwnej drużyny? - musiał o to zapytać. Nie chciał współpracować z Sasorim, chciał z nim rywalizować, chciał z nim wygrać i pokazać mu kto tu rządzi.
- Nie. - dmuchnął w gwizdek, i na ten dźwięk rozpoczęli grę. Nikomu nie ulegał. Gdyby nie bawili się w bójki, sami mogliby wybrać kogo chcą wziąć do drużyny, a tak to ich wina, że skończyło się na odliczaniu. Szarowłosy nie był szczęśliwy z odpowiedzi trenera, ale takiej się właśnie spodziewał. Piłka w grze. Obu drużyną szło bardzo dobrze, a zwłaszcza tej w której był Sasori. Chłopak naprawdę dobrze grał, dlatego też piłki często były mu podawane. Hidan przez to nie znosił go jeszcze bardziej, choć sam grał bardzo dobrze, nawet lepiej od Akasuny, to jednak świadomość tego, że ktoś niższy od niego potrafi być taki dobry w koszykówce, przyprawiała go o pulsowanie żyłki na skroni. Sasori w ogóle nie zauważał złości wyższego kolegi z klasy, nawet podawał mu piłki, ale o dziwo ten mu ani razu jeszcze nie podał. A kiedy był w pobliżu i jako jedyny z ich drużyny, to i tak Hidan nie rzucał do niego, w takich sytuacjach grał indywidualnie, a gdy mu się nie udawało i klasa na niego zrzędziła, w ogóle się tym nie przejmował. Mimo wszystko ta dwójka, była najlepsza w drużynie, i nie tylko w drużynie, ale w całej klasie. Sasori kozłował piłką w miejscu, rozglądając się za członkami swojej drużyny, ale wszyscy byli kryci przez przeciwników. Na szczęście dostrzegł Hidana, który był kryty przez niższego od siebie chłopaka. To była szansa na wygraną, tylko jeden rzut i wygrają. Choć to ryzykowne, bo piłka może zostać łatwo przejęta. Postanowił podać siwowłosemu, a że stał dosyć daleko rzucił najmocniej jak potrafił. Los chciał, że Hidan w tym momencie patrzył zupełnie w innym kierunku, a nie na Sasoriego. Piłka uderzyła Hidana prosto w twarz. Było to mocne i bolesne uderzenie, pod wpływem którego chłopak upadł na podłogę. Wszyscy zamilkli, patrząc na leżącego na podłodze kolegę.
- W.. porządku? - zapytał Deidara, podchodząc do przyjaciela. Szarowłosy podniósł się do siadu, trzymając się za nos. Krew mu nie leciała, ale za to nos bolał jak cholera. Do tego te łzy.. dlaczego zawsze jak uderzy się w nos lecą łzy? Beznadziejnie..
-Przepraszam.. - wydusił z siebie Sasori, gdy podszedł do niego. Nie chciał zrobić mu krzywdy, sądził że to złapie, bo przecież przez cały mecz był bardzo aktywny. Skąd mógł wiedzieć, że akurat patrzył się na coś innego niż piłka? To jego wina, że nie uważał.. ale mu tego nie powie. Hidan spojrzał wściekle na Sasoriego, który na widok jego spojrzenia cofnął się o krok. Wszyscy już wiedzieli co to oznacza i naprawdę było im żal Sasoriego. Z Hidanem nie warto było zadzierać, nawet jeśli ktoś zrobił to niechcący, zawsze tego żałował. Chłopak wstał z podłogi i podszedł do Akasuny, mocno chwytając go za bluzkę i przyciągając do siebie.
- Ekhem! - odezwał się trener Yoshida, stojąc z założonymi rękami nad nimi. - Nie chcę żadnych bójek – spojrzał surowo na Hidana, bo dobrze wiedział do czego chłopak był zdolny.
-Jakich tam bójek.. - rzucił szarowłosy, puszczając bluzkę Sasoriego i wygładził ją dłonią. - Chciałem mu tylko powiedzieć, że nic się nie stało – posłał trenerowi niewinny uśmiech. Yoshida odesłał uczniów do szatni, bo dzwonek i tak miał być za pięć minut. Sasori jak najszybciej wyszedł z sali gimnastycznej. Miał złe przeczucia co do Hidana. Już na początku nie darzył go zbytnią sympatią. A ten jego wzrok, na pewno nie oznaczał nic dobrego. Nie potrafił się bić, to też nie chciał tego robić. Właściwie to nigdy się nie bił, więc trudno było mu stwierdzić, czy to umie, i czy to jest trudne, czy może nie. Przebrany wyszedł z szatni z zamiarem pójścia do sali, gdy nagle na jego drodze stanął Deidara.
- Już przebrany? - zapytał z uśmiechem, zagradzając mu wyjście. - Może poczekasz na nas, co? - Czerwonowłosy spojrzał na Hidana zmierzającego do szatni.
- Spieszę się – rzucił ruszając na przód, ale długowłosy ponownie zniweczył jego plany. Chwycił go za koszulę i zaczął go wycofywać z powrotem do szatni. Nie robił tego z żadną złością, bo w przeciwieństwie do Hidana, nie miał powodu by się na niego wściekać. Na jego twarzy wciąż widniał przyjazny uśmiech. Wysoki chłopak wszedł za nimi, zamykając za sobą drzwi od szatni, i zaczął zbliżać się do Akasuny. Z każdym jego krokiem, Sasori się cofał, i tym sposobem Hidan, przybił czerwonowłosego do ściany.
- Boisz się? - zapytał, opierając się ręką o ścianę.
- Wcale – skłamał. - Czego niby? Ciebie? Nie boję się.. - może mówił za dużo, ale chciał żeby uwierzył mu w te słowa, naprawdę tego chciał, bo to była szansa, że nic mu nie zrobi. Hidan zaśmiał się do siebie, po czym poszedł się przebrać. Deidara już przebrany stał przy drzwiach, więc Sasori nie miał jak wyjść. Denerwował się, bo nie miał pojęcia co dalej? Co mu zrobią? Może chcą go tylko nastraszyć? Zdecydowanie wolałby taką opcję. Po paru chwilach, Hidan już ubrany w mundurek szkolny, zarzucił swoje ramię, przez szyję Sasoriego.
- No to chodźmy – powiedział, i wyszli z szatni. - Może chcesz się z nami pobawić? - zapytał go po drodze.
- Po.. pobawić? - nie miał pojęcia o co mu chodzi. Miał nadzieję, że to nie była jakaś zbereźna propozycja.
- Pobawić – powtórzył spokojnie. - Ale ty będziesz atrakcją główną, co ty na to? - spojrzał na niego, kierując się na górę. Zmierzał na dach. Sasori był już tego pewien, bo te schody prowadziły tylko na dach. Pomyślał, że może chcą go zrzucić, więc zaczął się wyrywać, ale to nic nie dało. Szarowłosy chłopak był bardzo silny. Szarpał się i szarpał, ale uścisk ramienia na jego karku, był bardzo mocny. Sasori bał się coraz bardziej.
- Puść mnie.. - powiedział widząc już wejście na dach. - Przecież cię przeprosiłem. - Dlaczego nie chce dać mu spokoju? Przecież nie zrobił niczego specjalnie.
- Na mnie przeprosiny nie działają – weszli na dach, na którym zastali Yahiko, Nagato i Itachiego. Cała trójka spojrzała na nich, zaskoczona widokiem czerwonowłosego.
- Co on tu robi? - zapytał rudowłosy, widząc znajomą twarz u boku Hidana, i nie mówił o Deidarze.
- On? - zapytał Hidan, wskazując na Sasoriego. - Będzie się ze mną bawił – oznajmił jakby było to zupełnie normalne. Wszyscy wiedzieli, co oznaczają te słowa. Nagato tylko westchnął, nie był taki jak oni, nie lubił patrzeć na to jak Hidan bije słabszych od siebie. Nie raz próbował wybić im to z głowy, ale na nic się zdały jego wysiłki.
- Odpuść, jest od ciebie niższy, to nieuczciwe – powiedział z nadzieją, że tym razem coś zdziała.
- Gdybym był uczciwy, to bym go tutaj nawet nie przyprowadzał – na taką odpowiedź, Nagato bez słowa wyszedł z dachu. Nie chciał patrzeć na tę brutalną scenę. Co prawda to prawda, ten szaleniec nie należał do najuczciwszych ludzi. Sasoriemu serce podskoczyło do gardła, gdy słyszał ich rozmowę. Pewnie zamierzają go zabić.. Tylko za co? Chciałby wiedzieć, za co zaraz zginie. Przełknął głośno ślinę widząc ich wszystkich gapiących się na niego.
- Przepro... - tyle zdołał powiedzieć, bo Hidan złapał go dłonią za głowę i uderzył nim w ścianę. Akasuna poczuł silny ból i przez chwilę kręciło mu się w głowię, nawet jeśli miał zaciśnięte powieki, to czuł jak świat wiruje.
- Hej, Hidan.. – wtrącił się Yahiko. - Bez przesady, jeszcze go zabijesz. Daj mu fory, to sąsiad Konan.
- Nie interesuje mnie to czyimi jest sąsiadem. - wzruszył ramionami. Jak ktoś go wkurzał to nie patrzył kto po znajomości. - Huh? Już płaczesz? - spojrzał na Sasoriego puszczając jego głowę.
- Chciałbyś... - wydusił, przez zaciśnięte gardło. Nic nie mógł poradzić, to naprawdę bolało. Jednak płakać nie zamierzał, niech mu robią co chcą, on nie będzie beczał. Po chwili poczuł ból w brzuchu. Hidan nie szczędził pięści. Uderzył go w nos, oddając mu za wuef, po czym kopnął go w brzuch. Akasuna upadł na podłogę. Yahiko kompletnie przestał zwracać na to uwagę, wyją telefon z kieszeni i sprawdzał esemesa. Hidan, jak to Hidan, poznęca się nad kimś i przestanie, zawsze tak było. Nikogo jeszcze nie zabił, ani nie posłał do szpitala, więc nie przejmowali się tym tak, jak być może powinni. Sasori leżał obolały na podłodze. Nigdy wcześniej nikt go nie pobił, było to nowe uczucie, i od razu mógł stwierdzić, że było beznadziejne. Głowa przestawała go boleć, ale brzuch wciąż dawał o sobie znać. Nagle poczuł przeszywający ból w prawej ręce. Jęknął. Spojrzał na sprawcę bólu i ponownie ujrzał Hidana. Naciskał nogą na jego rękę coraz mocniej, aż słyszał jak mu kości strzykają. Deidara patrzył na tą scenę z lekkim politowaniem. Dlaczego ten chłopak się w ogóle nie broni? Widział już wiele ciap z którymi Hidan się rozprawiał, ale każdy z nich starał się jakoś bronić, jak nie ciałem to słowami. A ten zupełnie nic. Dlaczego? Czyżby był aż takim tchórzem? Było mu go nawet żal. Czuł, że jego wysoki przyjaciel zaraz złamie Sasoreimu rękę, więc otworzył usta by to przerwać, ale uprzedził go Itachi.
- Zostaw go, jest zbyt słabowity. I tak już wygrałeś – powiedział odpychając butem, nogę Hidana z ręki Sasoriego. Szarowłosy patrzył na Itachiego pretensjonalnie, choć szczerze, nie miał mu za złe, że to przerwał. Nie miał mu jednak tego za złe. Może to i dobrze, że przyjaciele pilnowali by nie zrobił zbyt wielkiej głupoty. Zdjął nogę z ręki czerwonowłosego.
- Masz szczęście - rzucił do Sasoriego i przykucnął przy nim. - Jeśli komuś o tym powiesz... zabiję cię – dodał rzucając mu ostrzegające spojrzenie. Po tym wstał i wyszedł, reszta jego przyjaciół zrobiła to samo. Deidara zatrzymał się na chwilę w drzwiach. Patrzył na Akasunę chwilę i w końcu podszedł do niego.
- Wstawaj... - pociągnął go za rękę, nie czekając czy się na to zgadza czy nie. - Jesteś na serio beznadziejny... - powiedział, gdy Sasori stał już na dwóch nogach, trzymając się za brzuch. Czerwonowłosy miał gdzieś co ten tranwestytopodobny człowiek do niego mówi. Wiedział jedno. Nie lubił tej szkoły, ani ich wszystkich, którzy tylko patrzyli się jak Hidan go bije. Nikt nie raczył mu pomóc. Nie obchodził go Itachi, który wstawił się za nim w ostatniej chwili.
- Zostaw mnie... - odezwał się do niego. Chciało mu się płakać. Nie tak wyobrażał sobie zaczęcie nowego życia. Nie tak miało być.
- Zostawiam – uniósł ręce w geście poddania i się, i skierował w stronę wyjścia. Czasami miał wrażenie, że jest za dobry. Zdecydowanie za dobry. Pomagać komuś, kogo jego przyjaciel nie znosi? Eh.. to jego dobre serce. Z drugiej jednak strony, jakoś mało frajdy sprawiało patrzenie się jak ten ciamajda dostaje po mordzie. Zazwyczaj nawet przyłączał się do takich zabaw, ale tylko wtedy gdy poszkodowany walczył o swoje, choć zawsze nieudolnie, bo nikt nie potrafił uderzyć Hidana. Zdawał sobie sprawę, że znęcanie się nad słabszymi to tchórzostwo, ale to stwierdzenie było dosyć mylące. Cała szkoła nazywała to znęcaniem się nad słabszymi, jednak sęk w tym, że w tej szkole jeszcze nikt nie trafił się silniejszy od Hidana, a przynajmniej nikt z tych, którzy mu podpadli.
Sasori wytarł mokre oczy, do których napłynęły łzy. Musiał iść na lekcję. Choć wcale nie chciał. Miał rozciętą wargę i poobijaną kość policzkową, a do tego z tyłu głowy czuł pod palcami guz, którego nabył gdy walnął głową w ścianę. Co powie nauczycielom? Jeśli zgoni na Hidana, będzie po nim. Ruszył powoli w stronę sali, po drodze zastanawiając się nad sensowną wymówką.

     Lekcje skończyły się o godzinie piętnastej trzydzieści. Czerwonowłosy, doczekał się wreszcie końca zajęć, czekał na tę chwilę, odkąd tylko oberwał od Hidana. Szedł do domu zupełnie sam, szedł powolnym krokiem, jak zwykle gapiąc się w ziemię. Nikomu nie powiedział o tym co się stało. Nawet okłamał profesora Iruke, twierdząc że się przewrócił. Nauczyciel mu nie uwierzył, ale widząc, że Sasori nie jest skłonny do rozmów na ten temat, nie mógł wymusić od niego niczego siłą, dlatego jedyne co mógł zrobić to wysłać go do pielęgniarki. I w ten oto sposób Sasori skończył ze sporym plastrem na policzku. Cieszył się, że w późniejszych godzinach szarowłosy już się go nie czepiał i zostawił go w spokoju. Klasa zaczęła nawet plotkować na ten temat, tak jakby wiedziała, że to sprawka Hidana. Mimo to.. nikt nie przyszedł zapytać czy wszystko w porządku, ani też nikt nie starał się go pocieszyć. Dlaczego było mu przykro z tego powodu? Nie rozumiał sam siebie. Przecież jeszcze nie dawno był przekonany, że życie w samotności zupełnie mu wystarczy, najważniejsze, by nie musiał już cierpieć. Nie wyszło tak jak chciał. Kopnął ze złością kamień leżący na drodze. Schował ręce do kieszeni i przyśpieszył kroku. Po chwili jednak znów zwolnił. Co on powie babci? Nie przyzna się to pewne, ale był przekonany, że Chiyo będzie dociekać, chcąc dowiedzieć się skąd plaster na twarzy i rozcięta warga. Musi wymyślić nowe kłamstwo, bo to ze zwykłym upadkiem, nie przekonało profesora Iruki. Jego babcia też nie jest tak uległa jak profesor i gdy kłamstwo nie będzie mocne, na pewno nie odpuści i będzie go pytać do końca życia, co mu się stało.
- Saasoori! - usłyszał znajomy głos i odwrócił się za siebie. Niebieskowłosa dziewczyna biegła z uśmiechem w jego stronę. Doprawdy.. nie miał pojęcia z czego ona się tak zawsze cieszy.
- Nie pytaj... - rzucił, gdy dziewczyna zatrzymała się tuż przed nim i wlepiała swoje oczy w jego plaster na policzku.
- Co ci się stało? - postanowiła jednak zapytać. To zawsze było interesujące, gdy ktoś miał plaster czy bandaż, zawsze ciekawiło, co takiego mogło się stać.
- Przecież mówiłem, żebyś nie pytała! Rany.. - ruszył stanowczym krokiem w stronę domu. Ruszyła za nim, dorównując mu kroku. Patrzyła na jego poszkodowaną twarz, w ogóle nie przejmując się jego zdenerwowaniem. Wkurzało go, jak tak wpatrywała się w niego. Westchnął. - Dostałem piłką na wuefie.. - powiedział po chwili namysłu nad wymówką. Teraz jak nad tym myślał, w ogóle nie żałował, że rzucił Hidana piłką, chętnie zrobił by to jeszcze raz, sto razy mocniej.
- Na prawdę? - przyjrzała się jego raną. Była skłonna mu uwierzyć, w końcu sama kiedyś oberwała piłką i miała potem spuchnięte oko. - Musiało boleć..
-... Tylko trochę.. - bolało jak cholera. Nigdy więcej nie chciał tego przeżywać. Liczył na to że szarowłosy, da mu już spokój razem ze swoimi kumplami, i że zostawią go w spokoju. Po dwudziestu minutach doszli do domu, pożegnali się i rozstali. Rozstanie nie było długie. Mieszkali obok siebie, często się widywali, do tego okna od ich póki były naprzeciwko siebie. Sasori nie raz próbował ją podejrzeć gdy się przebiera na noc, ale ona zawsze zasłaniała okna roletami. Dlatego nigdy jeszcze nic nie widział. On tam nie miał rolet, miał żaluzje które były już stare i w ogóle nie chciały się zasuwać.. Dlatego ona miała lepszy widok. Uważał, że to nie uczciwe, ale szczerze nie sądził, by Konan go podglądała. Wszedł do domu i od razu do jego nozdrzy, wdarł się zapach smażonej ryby. Aż zaburczało mu w brzuchu. Nic nie jadł w szkole, bo po tym bolesnym incydencie nie miał po prostu ochoty. Wszedł do kuchni, ale babci tam nie było, za to ryba skwierczała na patelni. Rzucił szkolną torbę na podłogę i podszedł do kuchenki. Ten zapach sprawiał, że żołądek przyrastał mu do kręgosłupa. Wziął po pałeczki i sięgnął nimi po rybę, bo wyglądała już na usmażoną. Za nim jednak zdążył tknąć rybę, dostał po łapach. Spojrzał z wyrzutem na babcię, która przed chwilą stała już obok niego.
- Jaki nie cierpliwy. Chcesz się oparzyć? - fuknęła na niego. - Zjemy razem. Siadaj przy stole. – Chiyo nie tolerowała posiłku bez modlitwy. Chłopak jej nie rozumiał, ale cierpliwie znosił jej zasady panujące w domu. Nie były takie straszne jakby się mogły wydawać, ale czasami kłócił się o nie z babcią. Na przykład wtedy gdy oglądał film w telewizji, a babcia nagle go wyłączała i kazała mu iść spać. Albo wtedy gdy chciał w soboty wyjść porzucać do kosza, a babcia kazała sprzątać mu pokój. Zawsze też pilnowała jego nauki. Kazała mu siedzieć przed książkami codziennie, i to go chyba najbardziej irytowało. Dwie godziny korzystania z komputera, gdy prawie całymi dniami siedzi się w domu, też nie było zadowalające, ale czasami w weekendy, specjalnie nie brał leków na bezsenność, żeby móc włączyć komputer, kiedy babcia będzie spała. Cierpiał na bezsenność od pogrzebu rodziców. Od tamtego dnia, nie mógł już spać tak jak kiedyś. Choć brał leki, to i tak często wybudzał się w środku nocy cały zalany potem. Leki pomagały mu tylko w zaśnięciu, był przekonany że gdyby ich nie brał, mógłby w ogóle nie spać. Po pogrzebie gdy mieszkał jeszcze u Kakashiego, nie spał przez prawie dwie noce, a trzecią spał tylko trzy godziny. I z tego całego stresu, całą tą sprawą sądową, w ogóle nie czuł zmęczenia. Gdyby pewnego dnia nie zemdlał, babcia pewnie w ogóle nie zabrałaby go do lekarza i nikt by się nie dowiedział, że cierpi na bezsenność. Kiedy nie mógł spać, po prostu udawał, że śpi, dlatego też nikt by nie przypuszczał, że ma problemy ze spaniem.
Ryba była naprawdę smaczna, aż rozpływała się w ustach. Jeszcze nigdy tak dobrej ryby nie jadł. Albo po prostu tak mu się wydawało, bo był bardzo głodny. Nie zamierzał jednak mówić tego babci na głos, nie będzie jej chwalił, bo jeszcze ją rozpuści i przestanie się starać, a gotowała naprawdę zjadliwie, nie chciał by to się zmieniło.
- Co Ci się stało? - zapytała w końcu, a Sasori już się cieszył, że nie zauważyła. Nawet myślał, że może wzrok jej się pogorszył.. ah marzenia.
- Nic.. dostałem piłką do kosza na wuefie – postanowił powtórzyć kłamstwo, które powiedział Konan, w końcu na niebieskowłosą podziałało.
- Ah tak.. a ta warga? - spytała podejrzliwie. Nie była pewna, czy od piłki można sobie rozciąć wargę. Jego ojciec był taki sam... zawsze przychodził do domu cały poobdzierany, bo chodził po kniejach, a tym zadrapaniom zawsze towarzyszył szeroki uśmiech, czego u Sasoriego brakowało. Ale wcale mu się nie dziwiła, jeszcze za wcześnie by chodził cały w skowronkach po tym co się stało. Nawet ona wciąż łudziła się, że to sen. Niestety.. rzeczywistość potrafi mocno boleć.
- No, bo widzisz.. kiedy ta piłka mnie uderzyła, ja upadłem i.. przyciąłem sobie wargę zębami – wymyślił na poczekaniu.
- Następnym razem musisz bardziej uważać – pouczyła go, sądząc że po prostu się zagapił.
- Yhm.. - dokończył jeść rybę i wstał od stołu. - Dziękuję – powiedział, jak kultura nakazywała i odłożył talerz po obiedzie do zlewu.
- Idź odrób lekcje – rzuciła babcia, a Sasoriemu od razu mina zrzedła.
- Później.. - odpowiedział niezadowolony. Ciągle lekcje i lekcje. Głupia szkoła. Dlaczego muszą zadawać prace domowe? To było nie w porządku.
- Teraz – uparła się. - Będziesz mieć z głowy jeśli zrobisz to teraz.
- Nie chcę mieć z głowy.. chcę je odrobić później – skierował się na schody prowadzące na górę. Wszedł do swojego pokoju i od razu otworzył okno na oścież, aby trochę przewietrzyć. Usiadł przy biurku i wyjął różową kopertę z listem, którą trzymał w kieszeni i wrzucił ją do szuflady z innymi listami. Później przeczyta.. może. Albo nie zrobi tego nigdy. Podparł się na dłoni patrząc się na widok za oknem. A widokiem tym był dom Konan i kawałek jej ogrodu. Zerknął na zdjęcie sowich rodziców, stojące na biurku i ściągnął brwi.
- Nie patrzcie.. - odwrócił zdjęcie tyłem do siebie. - Nie bądźcie źli. To nie moja wina.. - tłumaczył się jakby naprawdę mieli do niego pretensję o to, że jest poobijany na twarzy.

     Wieczorem Deidara wyszedł z restauracyjnej kuchni, ruszając do swojego pokoju. Był zmęczony, naprawdę padnięty, a musiał jeszcze odrobić lekcjie. Ostatnio rodzice w restauracji mają duży ruch i on musi im codziennie pomagać, przynajmniej dopóki nie zatrudnią nowego pracownika. Ziewnął, przeciągając się i nagle w oczy rzuciły mu się uchylone drzwi od pokoju jego starszego brata. Same uchylone drzwi nie zainteresowały by go tak, gdyby nie fakt, że przez tę lukę w drzwiach widział jak jego siedemnastoletni brat ubiera kurtkę i otwiera okno. Wszedł do pokoju, ciekawy co ten głupek znowu kombinuje.
- Co ty robisz? - Na jego głos Ichiro momentalnie odwrócił się w jego stronę.
- Ja?.. Wietrzę pokój – nie podobało mu się, że ten bachor musiał teraz tutaj wleźć. - Zresztą nie twoja sprawa, idź stąd - powiedział, gestem ręki wyganiając go z pokoju.
-  Uważaj, już lecę. - rzucił z sarkazmem. - Gdzie idziesz? - dopytał.
- Nie interesuj się.. - przełożył jedną nogę przez parapet. - Nie mów rodzicom, a może... coś ci dam. - Deidara podszedł do niego i zaczął ciągnąć go za rękę.
- Wracaj! - nie ma mowy, nie puści go nigdzie. Już raz trzymał jego sekret w tajemnicy i jak się wydało to on też oberwał. Nie ma zamiaru go nigdzie puszczać.
- Zostaw mnie idioto... puszczaj – wyrywał mu się, ale nie było to łatwe zwłaszcza, że jedną nogą zwisał piętro nad ziemią.
- Nie ma mowy! Znowu się schlejesz, ja nie będę.. cię taskał do domu po pijaku.. jak to było wczoraj... - ciągnął go za bluzę, ale skubany nie dawał za wygraną.
- Nikt cię o to nie będzie prosił.. - Przecież nie mógł zadzwonić do rodziców, żeby go przyprowadzili do domu. Od czego ma się młodszego sługę?... To znaczy brata. Choć wczoraj nie przemyślał tego do końca.. no nic dziwnego, był pijany. Jak wrócili do domu, to i tak rodzice go przyłapali. Za to dostał szlaban i stąd ta ucieczka przez okno.
- Jak będziesz chlał... zostaniesz alkoholikiem.. – może taki argument go przekona. Chociaż to było mało prawdopodobne, bo przecież widział go pijanego tylko dwa razy w ciągu tego roku.
- No to zostanę.. Gówniarzu, puszczaj! - tracił cierpliwość, zaraz wyjdzie z tego okna i mu wpieprzy.
- Rodzice się wkurzą - oznajmił puszczając go tak nagle, że Ichiro prawie wyleciałby przez okno, gdyby nie złapał się parapetu.
- Pojeba... Hidan? - dostrzegł z okna przyjaciela Deidary, siedzącego na schodach pod ich domem.
- Jak to Hidan? - zapytał długowłosy, podchodząc do okna. Wyjrzał przez nie i faktycznie na schodach przed domem siedział szarowłosy. Nie miał pojęcia co on tutaj robi o tej porze i dlaczego nie dzwoni do drzwi, tylko po prostu siedzi. Ale to Hidan.. bywał dziwny.
Wysoki chłopak siedział na schodach przed domem przyjaciela, podpierając podbródek na kolanie. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś do niego wyszedł, jednak nie zareagował.
- Co tu robisz? - rozpoznał głos długowłosego. Milczał chwilę nim odpowiedział. Nie musiał się z niczym spieszyć, wiedział, że Dei poczeka na odpowiedź, a jeśli jej nie dostanie, to zmieni temat.
- Wyszedłem na spacer – odparł, po czym zapadła krótka chwila ciszy.
- Znowu on? - westchnął, domyślając się co się stało. Hidan nie przyszedłby posiedzieć sobie u niego na schodach, gdyby wszystko było w porządku. I pewnie siedziałby do rana, gdyby go nie zauważył. Cały Hidan. Nie dostał żadnej odpowiedzi, a milczenie tylko potwierdzało jego przypuszczenie. - Przerąbane..
- Beznadziejnie.. - zgodził się z nim. Znów zapadłą chwila ciszy, tym razem dłuższa. Wspólne milczenie ich nie krępowało, to dlatego, że znali się od przedszkola. Byli sobie bliscy jak rodzina.
- Chcesz u mnie przenocować? - zapytał dla formalności, bo i tak wiedział, że ta rozmowa skończy się w ten właśnie sposób.
- Głupie pytanie.. - rzucił w odpowiedzi, zakrywając wierzchem dłoni usta. Hidan okazywał nieśmiałość w bardzo zabawny sposób.
- No to właź – otworzył szerzej drzwi od domu, dając mu do zrozumienia, że go zaprasza do środka. Szarowłosy wstał ze schodów i wszedł do domu przyjaciela. Deidara wszedł zaraz zanim, zamykając za sobą drzwi. 

Od Autorki: No i kolejny rozdział za nami :) Dopiero siódmy... chyba dopiero.. Tak sobie myślę, że podzielę to opowiadanie na trzy sezony O: Nie wiem czy to dużo, zależy po ile rozdziałów będzie w sezonie xD a tego jeszcze nie wiem, bo sobie nie wyliczałam :P  
Tak wiem... biedny Sasori.. Hidan taki brutalny O: Ale wiecie... niektórzy ludzie nie potrzebują konkretnych powodów by się nad kimś znęcać :/ Tacy już są.Chociaż nie twierdzę, że nasz siwy wariat, absolutnie żadnego powodu nie ma x) Ale czy jest to dobry powód? Choć czy jakikolwiek powód może być dobry, żeby się nad kimś znęcać? No ja nie sądzę. Ale to ja xD
Mam nadzieję, że miło się czytało i że pomogłam wam zabić nudę :) 


Dobra, miał być śmieszny gif. Nie wiem czy jest śmieszny.. ale i tak.. Buhwahwa XD

Faza na Giiiffyyyy!!!