niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 14

    
    Gdy tylko dzwonek rozbrzmiał w całej szkole, ogłaszając dłuższą przerwę, dzieciaki wybiegły z sal i większość z nich skierowała się prosto na boisko. Był początek listopada, już spory czas nie widziały tak słonecznego dnia jak ten, dlatego głupstwem było by z tego nie skorzystać i siedzieć w budynku szkolnym. Naruto od razu dorwał się do drążka przeznaczonego do robienia ćwiczeń i zaczął na nim robić fikołki, w każdym możliwym stylu. Do przodu, do tyłu, na jednej nodze, spuszczał się głową w dół nie trzymając rękami drążka. Nie robił tego dla popisu, bo prawie wszyscy umieli to samo, nie był to zresztą żaden wyczyn. On po prostu lubił się ruszać. Za chwilę doszli do niego Sasuke, Kiba i Choji.
- I co Naruto? - zaczął Sasuke – Oglądałeś wczoraj ten horror? - zapytał ciekawy, czy jego przyjacielowi udało się namówić rodziców na oglądanie horroru.
- Tak jakby.. - powiedział wisząc do góry nogami.
- Tak jakby? Czyli co? - dopytał, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi blondynowi. Obejrzał, czy nie obejrzał? Takie proste pytanie, a on jak zwykle utrudnia.
- Hm.. - zastanawiał się od czego zacząć, krzyżując swoje ręce na piersi, wciąż wisząc głową w dół. - Nie pozwolili mi oglądać, ale trochę widziałem ze schodów.
- Dużo widziałeś? - wtrącił Kiba.
- Nie.. zaraz nakrył mnie tata – skrzywił się na samo wspomnienie. Na prawdę chciał zobaczyć ten film, nawet nie zdążył się przestraszyć, a jego tata wszystko zepsuł.
- Pff.. frajer – stwierdził Kiba – Po prostu nie umiesz się kamuflować. Ja to bym się ubrał na czarno, i by mnie nigdy nie zauważyli. Po za tym... widziałem już nie jeden horror.
- Serio?? - zapytali podekscytowani Naruto i Choji.
- Pewnie – odpowiedział nieskromnie.
- Akurat.. - prychnął Sasuke. Nie chciało mu się wierzyć, że ktoś taki jak Inuzuka obejrzał kilka horrorów. Przecież na wycieczce szkolnej do wesołego miasteczka, to on najbardziej bał się Domu Strachów.
- Nie wierzysz mi? - spojrzał na Uchihe z wyrzutem.
- Nie.
- To może ty widziałeś więcej? - Na pewno Sasuke nie widział żadnego horroru, był tego pewien. W końcu kiedyś mówił, że rodzice każą mu chodzić spać o dwudziestej pierwszej, a o tej porze nie ma żadnych horrorów.
-Widziałem. Mój brat ma na komputerze, jak chcecie to wam kiedyś pokaże – oznajmił, mając zupełnie gdzieś to, czy Kiba mu uwierzy czy nie.
-Super! - zawołał Naruto, po czym rozbujał się i zrobił energicznego fikołka. Za nim zdążył wylądować na ziemi, poczuł jak w coś uderzył nogom. A raczej w kogoś, bo usłyszał wyraźne „aua”. Gdy tylko stanął na ziemi ujrzał przed sobą kucającą Hinatę i trzymającą się za głowę. Chłopcy przez chwilę stali jak wryci, bo nie widzieli, kiedy granatowowłosa dziewczyna do nich podeszła. Po chwili jednak, Naruto rzucił się do dziewczyny.
-Hinata! - kucnął przy niej. - Przepraszam, nie chciałem. Nie mów pani, dobra? - Najważniejsze, żeby nie naskarżyła, nie chciał mieć żadnych kłopotów.
- Nie powiem.. - powiedziała cicho, wciąż pocierając dłonią obolałą głowę.
- Na pewno?
- Obiecuję nie powiem – dodała szybko, gdy tylko ujrzała pełną niepokoju twarz blondyna. Naruto odetchnął. Hinata, to jednak dobra przyjaciółka.
- Miałaś szczęście, że nie użyłem całej mojej siły. Gdybym rozbujał się mocniej, już byś nie żyła. - powiedział zupełnie poważnie, a Hinata aż pobladła. Tak niewiele brakowało, od poważnej krzywdy. Dobrze, że to tylko niewielkie stłuczenie.
- Nie strasz jej! - zawołał Kiba.
- Ale to prawda – rzucił w jego stronę, po czym pobiegł kawałek przed siebie. - Kto się bawi w berka!? - zawołał. Nie musiał długo czekać na odpowiedź, każdy zgodził się jedno głośnie, nawet Hinata się przyłączyła.

     Po siedmiu godzinach nauki i dodatkowych korepetycjach u pana Iruki, Sasori mógł wreszcie wracać do domu. Spojrzał na zegarek w telefonie i jego oczom ukazała się godzina szesnasta trzydzieści. Ostatnio ciągle wychodził ze szkoły, w tych właśnie godzinach, a wszystko przez to, że Iruka męczył go głupimi korepetycjami. Dodatkowo, męczył go by zapisał się do jakiegoś klubu. Nie miał najmniejszego zamiaru siedzieć w szkole do godziny osiemnastej. Co prawda, po ostatecznej bójce z Hidanem, jego szkolne życie stało się lepsze. Deidara zaczął się z nim kolegować, choć nie są jakoś specjalnie blisko, więc przyjaciółmi nazwać się nie mogą. Zwłaszcza, że długowłosy blondyn, nie zamierza olewać swoich przyjaciół dla niego. Yahiko zaczął mu nawet mówić cześć, jak i reszta tej dziwnej bandy Hidana. Tylko Itachi czasami zapomina. Ale Sasori ma wrażenie, że on po prostu nie chce się z nim witać, mimo to płakać z tego powodu nie zamierzał. Co do siwowłosego, nie odzywa się do niego w ogóle. Nawet na niego nie spojrzy, traktuje go jak powietrze. Ale to również mu nie przeszkadza. Wyjął z kieszeni słuchawki i włożył je do uszu, włączając w telefonie piosenkę One Ok Rock – Cry Out . Ruszył z rękami w kieszeni w stronę domu. Zasłuchany w dźwięki muzyki nie zwracał uwagi na nic. Zawsze jakoś raźniej podróżować z piosenką w uszach. Zbliżał się do przejścia dla pieszych. Przechodził nim już tysiące razy. Było to jedyne przejście przez, które musiał przejść by wrócić do domu. Nie spojrzał na sygnalizację świetlną, przecież i tak widzi, że nic nie jedzie. Wszedł na przejście. Muzyka pochłonęła go w całości, słyszał tylko jej brzmienie. Do czasu gdy za chwilę dotarł do jego uszu, jak przez mgłę, dźwięk klaksonu. Spojrzał w kierunku odgłosu wyjmując słuchawkę z ucha. Wytrzeszczył oczy. Wielka, czerwona ciężarówka, zaraz w niego w jedzie. Była tak blisko, że nie miał szans na ucieczkę. W jednej sekundzie, do głowy przyszło mu milion myśli. Uciekać, w tył, w przód, co robić? Cholera, przecież zaraz zginie! Odgłos klaksonu wciąż trwał, pisk opon dochodził do jego uszu. Jeszcze jedna sekunda i po nim. Nagle poczuł jak ktoś mocno szarpnął go w tył. Pod wpływem szarpnięcia upadł na ziemię. Przez długą chwilę czuł się oszołomiony i zdezorientowany. Gdy w końcu doszedł do siebie, ujrzał za sobą stojącego Hidana. Wstał szybko na równe nogi.
- Co ty... - tylko tyle zdążył wyjąkać.
- He? - zapytał inteligentnie, unosząc brew.
- Jak ty.... dlaczego? - nie rozumiał tego siwego idioty.
- Nie wiem co ty tam bełkoczesz, ale domyślam się, że to znaczy: dziękuję za uratowanie mi życia, bo jeszcze sekunda, i był bym trupem. - Wyręczył Akasunę. W końcu należą mu się podziękowania. Całe szczęście, że zdążył, bo czerwonowłosy jak widać, nie potrafi sobie poradzić nawet na ulicy.
- Ty gówniarzu – warknął, niezadowolony kierowca, który właśnie się do niego zbliżał. - Czy ty wiesz, co mogło się stać? Poszedłbym przez ciebie do więzienia. Chciałeś zginąć?? Zobacz co zrobiłeś z moim Tirem. - wskazał na swój samochód, którym wjechał w hydrant i rozbił przednie światło. Sam Hydrant, również nie był w dobrym stanie.
- Przepraszam.. nie zauważyłem.. - Naprawdę nie chciał nikomu zrobić krzywdy. A już na pewno nie sobie. Nie miał pojęcia, że tak się stanie.. mógł być bardziej uważny. Było mu głupio, teraz gapie patrzyli się na niego zainteresowani tym co będzie dalej.. Jakby nie mieli własnych spraw.
- Nic mi po twoich przeprosinach. Jak się nazywasz? - zapytał wyciągając telefon. - Policja się tobą zajmie – musiał mu ktoś w końcu zapłacić odszkodowanie za zniszczenia. Sasori nie miał zamiaru podawać swojego nazwiska, ale czy miał jakiś wybór? Myślał przez chwilę... krótką chwilę, bo zaraz poczuł jak Hidan chwyta go za nadgarstek, co go zszokowało bardziej niż to że prawie wpadł pod tira. Siwowłosy, rzucił się biegem przed siebie, pociągając za sobą Sasoriego, dając mu tym samym znak, by biegł za nim. Po chwili póścił jego nadgarstek, a Akasuna postanowił posłuchać Hidana i biegła dalej za nim. Nie wiedział czemu to robi. Dlaczego biegnie za osobą, która jeszcze nie dawno go nie znosiła. Mimo to w takiej chwili, nie miał czasu o tym myśleć, liczyło się to, by nie ponieść konsekwencji, bo nie chciał narażać babci na wydatki. Biegli przed siebie, nie zważając na krzyki kierowcy w oddali. Hidan prowadził go jakimiś wąskimi alejkami, między budynkami. Nie wiedział dokąd biegną, zastanawiał się nad tym chwilę, ale doszedł do wniosku, że nie ma sensu. Gdziekolwiek by nie pobiegli najważniejsze jest to, że będą jak najdalej od kierowcy i jego tira. Siwowłosy dobiegł do jakiegoś wysokiego płotu, odsunął jedną deskę i wszedł przez otwór, dając znak Sasriemu by zrobił to samo. Po chwili Akasuna był już po drugiej stronie płotu. Nie było tam nic wielkiego. Stare osiedlowe boisko do baseballa, do tego było dosyć małe. Nic dziwnego, umieszczone było między ciasno postawionymi budynkami mieszkalnymi. Jak widać nikt nie grał tu od lat, teraz leżało tu pełno desek i drewnianych skrzyń po owocach. Ziemia była tu sucha, nie było żadnej trawy. Wszystko było w kolorach brązu i bladej żółci. Jedynie siatka, która robiła za ogrodzenie po drugiej stronie boiska, była koloru stalowego. Obaj sapali ze zmęczenia, podpierając się o swoje własne kolana.
- Dlaczego.. dlaczego mnie uratowałeś? - wydusił Sasori, gdy chwilę odpoczął. - Myślałem, że mnie nie cierpisz. - To było oczywiste, że Hidan za nim nie przepadał, inaczej dlaczego miałby go bić? Nie bije się kogoś, kogo się lubi.
- Nie lubię patrzeć na trupy.. – powiedział i ruszył do siatki. Czternastolatek, nie był zadowolony z takiej odpowiedzi, dlatego postanowił kontynuować.
- Co to za odpowiedź? Pytam poważnie. Mogłeś mnie przecież zostawić.
- Odruch bez warunkowy – Wsadził nogę w szczeliny siatki, podciągnął się i przeszedł na drugą stronę.
- W porządku – westchnął zrezygnowany. - W każdym razie... dzięki. - powiedział drapiąc się po policzku, zakłopotany tą sytuacją. Nie sądził, że kiedyś przyjdzie mu dziękować właśnie jego oprawcy. - Jestem twoim dłużnikiem – zadeklarował poważnie.
-Świetnie, a teraz przełaź – wskazał na ogrodzenie. Nie będzie na niego wiecznie czekać. Akasuna przeszedł na drugą stronę i znów znalazł się obok Hidana. Gdy wyszli na jedną z głównych ulic, Sasori zatrzymał się.
- Ja.. mieszkam w tamtą stronę – wskazał w stronę swojego domu. Szarowłosy słysząc to, również się zatrzymał, by rzucić okiem w stronę, w jaką wskazał Akasuna.
- Okej. - wzruszył ramionami. I odwrócił się na pięcie, po czym znów spojrzał na Sasoriego, aż postanowił do niego podejść.
- Co? - zapytał, nie bardzo wiedząc dlaczego Hidan wlepia w niego swoje dziwne spojrzenie.
- Mówiłeś, że jesteś mi dłużny, tak?
- No.. - Cholera... po co on to mówił? Jeszcze czegoś od niego zażąda. Jakieś głupoty, jak druga walka. - Tak powiedziałem, ale...
- Świetnie – wyciągnął do niego rękę. Sasori spojrzał na jego dłoń zdezorientowany. Myśląc, że chodzi o pożegnanie się, gestem uściśnięcia dłoni, podał mu rękę. - Teraz jesteśmy kuplami. - rzucił, patrząc na niego poważnie. Widząc jednak ogłupiałą twarz Akasuny, musiał parsknąć śmiechem. - To na razie... kumplu – puścił jego rękę, i ruszył w swoją stronę. Sasori stał jak wryty, jeszcze przez dziesięć sekund.
- Haaaa?? - wydał odgłos zdumienia. Sto razy bardziej spodziewał się, że zażąda walki, niż przyjaźni. Dziwny z niego człowiek. Ale może Deidara miał rację, być może on wcale nie był taki zły. W końcu, żaden zły człowiek nie uratował by komuś życia, a już na pewno nie osobie, którą za którą się nie przepada. Nie miał pojęcia skąd się wziął akurat o tej porze, na tym samym skrzyżowaniu co on. Najprawdopodobniej siedział w szkole po lekcjach, ale nie wnikał w to. Nie było to przecież ważne. Delikatny uśmiech wkradł się na twarz Sasoriego. Podrapał się w tył głowy, stwierdzając, że dziwny z niego facet, po czym ruszył do domu.

     Następnego dnia w szkole, Yahiko wymiękł po tygodniowej przerwie nieodzywania się do Konan. Wkurzył się na nią, za to, że go tak długo ignorowała, do tego chciał by poczuła się tak jak on. Miał nadzieję, że będzie go błagać o wybaczenie, ale nic takiego się nie stało. Przecież Nagato był pewny, że jak da spokój Konan na jakiś czas, to się zaraz pogodzą. Czuł się oszukany. Ale mimo to, nie był zły na Nagato, tylko na niebieskowłosą. Miał zamiar się do niej nie odzywać jeszcze przez kolejny tydzień, ale stwierdził, że nie da rady. Jeszcze nigdy nie byli pokłóceni na tak długo. Jedna myśl nie dawała mu spokoju. Co jeżeli Konan woli od niego, Sasoriego? Nie chciał dopuszczać tych myśli do swojej głowy, ale zawsze znajdowały jakiś sposób, by do niej wpaść. Do czerwonowłosego przestał być uprzedzony, bo widział, że on sam nie jest zainteresowany Konan. Ona też nie wyglądała na zainteresowaną, ale i tak się tego obawiał. Tego dnia postanowił, w końcu porozmawiać z nią, pierwszy raz odezwać się do niej od tygodnia. Zaraz po lekcji Biologii pójdzie do niej. Podejdzie do jej ławki i wszystko jej wygarnie. Tak! Właśnie tak zrobi! Tak się podniecił swoimi przemyśleniami, że aż wstał z ławki, robiąc przy tym szum w klasie. Wszyscy w sali spojrzeli na niego zdezorientowani jego zachowaniem. Minę miał zawziętą i dumną, choć nikt nie miał pojęcia dlaczego. Prawie wszyscy mieli wrażenie, że zaraz zacznie krzyczeń na profesora Orochimaru i pouczać go, jak powinien uczyć. Co było by na pewno zabawne, zwłaszcza, że profesor Orochimaru był jednym z lepszych nauczycieli, ale też jednym z tych, którego wszyscy się bali.
- Tak.. panie Yahiko? - spojrzał na ucznia, który to przed chwilą poderwał się z krzesła. Rudowłosy rozejrzał się po klasie zdezorientowany. Dopiero teraz przypomniał sobie, że jest w szkole i zrobiło mu się bardzo głupio.
- Ee.. bo ja.. właściwie to.. - Co ma teraz powiedzieć? Szukał w głowie jakieś sensownej wymówki. Przecież nauczyciel zaraz go zje, jeśli czegoś nie wymyśli. - Muszę do łazienki! - oznajmił krzykiem, choć sam nie wiedział czemu się drze. Profesor patrzył na niego chwilę swoim chłodnym spojrzeniem.
- W trakcie moich lekcji nie ma wychodzenia do łazienki. Siadaj – rozkazał podchodząc do tablicy. Wziął kredę i zaczął na niej bazgrać.
- Ale ja muszę.. - dodał, choć wcale nie musiał. Jednak nie chciał tak po prostu ustąpić, bo wyszło by że jest nie szczery. Musiał przecież zagrać takiego co bardzo chce mu się iść do łazienki, skoro już tak gwałtownie wstał z tego krzesła.
- Nie interesuje mnie to. - rzucił nie odrywając wzroku od tablicy. - Ale jeśli chcesz dalej się o to wykłócać, to zaraz trafisz pod tablice i powiesz wszystkim w jaki sposób można zidentyfikować wybrany gen w mieszaninie wielu fragmentów po pocięciu DNA przez enzymy restrykcyjne. - Słysząc to oto pytanie, Yahiko bez słowa usiadł w ławce, bo nie miał pojęcia o czym ten blady facet mówi. Orochimaru pisał na tablicy jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się do klasy i spojrzał po niej.
- To kto nam na to odpowie – zapytał, a kasa od razu stwierdziła, że ma dobry dzień. Zazwyczaj nie czekał, aż ktoś się zgłosi, a sam wybierał uczniów, szukając w dzienniku swojej ofiary. Ostatnio był taki łaskawy w ostatni dzień szkoły, przed Bożym Narodzeniem. Profesor czekał cierpliwie, na chętnych i jak przeważnie zgłosił się tylko Uchiha. - A ktoś, kto nie odpowiadał przez ostatnie dziesięć razy? - Klasa milczała. To nie tak, że nikt nic nie umiał, po prostu odpowiadanie na lekcjach profesora Orochimaru, było niezwykle stresujące, a oni i tak już mieli dużo stresu z tą całą nauką. Wielu z nich chodziło jeszcze do szkoły wieczorowej, wszystko po to by przygotować się do egzaminu końcowego. W końcu każdy chciał pójść do dobrego liceum.. a przynajmniej większość. Po chwili zadzwonił dzwonek na przerwę i wszystkim spadł kamień z serca. - Za tydzień test. - przypomniał uczniom, po czym chwycił swoje książki i wyszedł z klasy. Sala powoli pustoszała, w końcu zaczęła się długa przerwa, i każdy szedł zjeść lunch.
- Yahiko, idziesz na stołówkę? - zapytał Nagato.
- Tak... za chwilę. Dogonię cię – zapewnił przyjaciela, który skinął głową po czym wyszedł z klasy wraz z Itachim. Yahiko ponownie wstał z krzesełka, tym razem już normalnie, i zmierzył wzrokiem Konan, która właśnie otwierała swoje bento. Teraz póki w klasie jest nie dużo osób, wszystko jej wyrzuci. Powie co o niej myśli i jak się czuł przez ten czas. Na pewno to zrobi. Podszedł do niej pewnym krokiem, zaciskają pięści. Dziewczyna spojrzała na niego, gdy tylko zbliżył się do jej ławki. Po jego minie wywnioskowała, że jest skupiony i że zbiera się do jakiejś przemowy. Czytała z niego jak z książki. Nie zdziwiła by się gdyby powiedział jej coś obraźliwego, ostatnimi czasy nie była dla niego miła, więc była gotowa na tego typu rozmowę. Chciała się z nim pogodzić już wcześniej, ale była zbyt uparta, by tak po prostu się do niego odezwać po tak długim braku rozmowy. Na początku chciała dać mu tylko nauczkę, ale potem przerodziło się to w coś z czego trudno było wybrnąć. Czekała na ochrzan. Zdziwiło ją jednak to, że Yahiko nagle padł na kolana.
- Przepraszam! - klęczał dotykając czołem podłogi. Ponownie przykuł uwagę obecnych w klasie. - Wybacz moje zachowanie! Bądź moją przyjaciółką już na zawsze, bo... bo bez ciebie.. nie potrafię.. - tylko tyle zdążył wydusić, bo coś ugrzęzło mu w gardle. Nie potrafił jej wygarnąć, nie potrafił powiedzieć, tego co chciał, dlatego był na siebie zły, ale mimo to, najważniejsze było, by Konan w końcu mu wybaczyła. Nie ważne w czy podczas szczerej rozmowy, czy podczas właśnie takich przeprosin.
- Yahiko.. przestań.. - powiedziała zmieszana. Nie sądziła, że posunie się do tego, zwłaszcza w klasie. -  Już dawno się nie gniewam – powiedziała szczerze, ale również chciała by wstał z podłogi. Wszyscy się na nich gapili.
- Serio? - podniósł energicznie głowę i spojrzał na nią.
- Serio – uśmiechnęła się do niego miło. - Nie musisz przepraszać, zrobiłeś to już wystarczająco dużo razy. - Yahiko wstał z podłogi, nie mogąc uwierzyć, że tak szybko poszło. Teraz ponownie poczuł się głupio, że przed nią klękał, zapewne zwykłe przepraszam by wystarczyło.. Co prawda wcześniej nie wystarczało ale... kto zrozumie kobiety? Nawet one się nie rozumieją.
- Uf.. całe szczęście, bo już myślałem, że mnie nienawidzisz – podrapał się w tył głowy, szczerząc się do niej.
- Nic z tych rzeczy, jesteś mi jak brat. - Po tych sowach uśmiech spadł mu z twarzy. Nie znosił tych słów. Nie chciał być jej bratem. Mimo to, nic nie powiedział w tym temacie. Po jeszcze krótkiej rozmowie zdecydowali pójść na stołówkę, bo na długiej przerwie tam w każdy wtorek i czwartek spotykali się wszyscy z ich paczki. Gdy dotarli na miejsce, nikt nie był zdziwiony tym, że się pogodzili, wiedzieli, że prędzej czy później to nastąpi. A Hidan, to już nawet zdążył zapomnieć, ze w ogóle byli o coś pokłóceni.
Sasori właśnie odbierał swój przydział obiadu, a była nim zupa Miso, a na drugie kurczak z ryżem i smażonymi warzywami. Nie był fanem zup, zdecydowanie wolał drugie dania. Szedł z tacą przez stołówkę, szukając wolnego miejsca.
- Oi, Sasori! - usłyszał znajomy głos i spojrzał przed siebie. Z ostatniego stolika przy wielkim oknie, machał mu Hidan. Trochę się zdziwił, bo nie spodziewał się aż takiej przyjaźni. Sądził, że będą mówić sobie cześć, lub od czasu do czasu pogadają. Zdziwili się też przyjaciele Hidana, którzy nie mieli pojęcia co mu nagle odbiło.
- Miałeś mu dać spokój – odezwała się Konan, która przypuszczała, że ten znowu chce go męczyć.
- Nie rób mu nadziej – odezwał się Dei. - Przyjdzie zadowolony, a ty potem powiesz, że żartowałeś... - tego typu żarty trzymały się Hidana.
- O co wam chodzi? Nie może z nami zjeść? Myślałem, że go lubicie – spojrzał na przyjaciół, niezadowolony ich reakcją.
- Bo my go lubimy, to ty go nie lubisz – przypomniał mu Deidara, któremu jak zwykle szynko puszczały nerwy i już miał ochotę mu walnąć.
- Kto powiedział, że go nie lubię, głupki? - zapytał bardziej retorycznie, bo nawet nie czekał na odpowiedź i ponownie zawołał Sasoriego, który stał, zastanawiając się co ma robić. Najpierw go woła, potem rozmawia z kumplami zupełnie go olewając. - No chodź! - Akasuna, niepewnie podszedł do stolika, spojrzał po wszystkich, którzy wyglądali na mile nastawionych, po czym usiadł między Deidarą, a Yahiko.
- Od kiedy się kumplujecie? - zapytał rudowłosy, nie mając pojęcia o co chodzi.
- Od.. wczoraj? - odpowiedział, sam nie będąc pewnym. Trudno rozgryźć Hidana.
- Od kiedy uratowałem mu życie – oznajmił nieskromnie szarowłosy. Wszyscy prócz Sasoriego, spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Uratowałeś mu życie? Przed kim go broniłeś, przed sobą? - zaśmiał się Deidara.
- Chcesz stracić zęby? - rzucił do niego. - Uratowałem go przed tirem. - oznajmił krótko, nie wdając się w szczegóły. Teraz cała piątka spojrzała na Sasoriego pytającymi spojrzeniami.
- To prawda. Prawie bym pod ten tir wpadł, a on... no.. uratował mnie. - wyjaśnił widząc ich krępujący wzrok na sobie. Przez chwilę nie mogli uwierzyć, ale za moment poczuli się dumni z przyjaciela. Zrobił krok, spory krok, w dobrym kierunku.
- Jestem bohaterem dziwki, nigdy nie będziecie tacy super - rzucił na odwal się i sięgnął do kieszeni po swój telefon. Sasori zdziwił się, że nikt nie oburza się o to, że nazwał ich dziwkami. Zupełnie olali to co do nich powiedział, zajmując się swoim obiadem. Konan była naprawdę szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Wreszcie Hidan zaakceptował Sasoriego, miała ochoty skakać z raodści. Z tego powodu cieszył się też Deidara, w końcu chciał by chłopak był z nimi w paczece.. Potem przerzucili się na inny temat, który dotyczył programów telewizyjnych i sportu. Ale ten został szybko przerwany.
- A może by tak, Basen pojednania? - zaproponował Hidan, który napalił się na swój własny pomysł.
- Jaki basen? - zapytał Itachi, nie bardzo rozumiejąc co to za dziwne wymysły.
- Basen pojednania. Wybierzemy się tam z Sasorim. - dalej już nie musiał tłumaczyć, wszyscy wiedzieli o co chodzi.
- Mogłeś po prostu powiedzieć, żebyśmy wybrali się na basen – wtrąciła Konan, ze swoim uśmiechem. Ta nazwa Basen pojednania, rozbawiła ją.
- Nie ważne.. - zbeształ ją wzrokiem. Psuje jego super nazwy, głupia Konan. - To kto chętny?
- Na basen? - odezwał się Sasori i spojrzał na Hidana. - Nie ma mowy... utopisz mnie.. - Kto wie, co mu przyjdzie do tej szalonej głowy.
- Spokojnie, nie mam takiego zamiaru – machnął ręką. Mówił to, w ogóle nie przejmując się słowami Sasoriego i nie biorąc ich na poważnie.
- Hidan, jesteś pewny? - zapytał Deidara.
- No jasne.. a co?
- No... to jest basen – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo, patrząc wymownie na Hidana. Sasori, przyglądał się całej tej sytuacji, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Czyżby Hidan bał się wody? A może nie umie pływać? A może to nie o Hidana tu chodzi. Może Dei, boi się wody, i taką gadką chce nakłonić szarowłosego do zmiany decyzji.
-Wiem przecież, basen to basen. Co w tym niezrozumiałego? - zapytał przyjaciela, udając, że nie wie o co mu chodzi. Jednak wiedział i to bardzo dobrze, mimo to z takich powodów nie zamierzał rezygnować z dobrej zabawy na basenie. Lubił pływać.
-Eh.. nie ważne – powiedział zrezygnowany. - A więc kiedy byśmy się wybierali?
-Najlepiej w sobotę – oznajmił Yahiko.
-Ale w sobotę ja nie mogę.. - powiedział długowłosy. - Muszę być w restauracji.
-W niedziele – odezwał się Nagato.
-Nie mogę.. - powiedział Sasori. - Ale możecie iść beze mnie.- to by mu nawet lepiej pasowało, nie chciał tam iść, ale jeśli będzie odmawiał, to czy nie wezmą go za tchórza? Albo za takiego co odtrąca ich przyjaźń, a wtedy już  może w ogóle nie mieć szansy na znalezienie przyjaciół. Nie rozumiał dlaczego chcą się z nim pojednać.. bo sądził, że o to chodziło w całym wyjściu na basen. Dopiero co go nie znosili... to byli na prawdę dziwni ludzie.
-Nie ma mowy – wtrąciła Konan. - To z tobą właśnie chcemy pójść na basen. - Miała wrażenie, że tym wypadem Hidan chce chce zrekompensować Sasoriemu to jak go traktował. Nie miała pojęcia dlaczego jej wysoki przyjaciel, tak szybko zmienił zdanie na temat czerwonowłosego chłopaka, ale jego trudno było pojąć, nikt nie wiedział co dzieje się w jego głowie, był nieprzewidywalny. Zawsze taki szalony i nieokrzesany, a z drugiej strony znudzony życiem, nieszczęśliwy. Nie wielu znało tę jego drugą stronę. Ona była ukryta głęboko w jego sercu. I nie chciał pokazywać jej światu. Tyko najbliżsi mu ludzie ją znali. A najczęściej ukazywał ją Deidarze i właśnie Konan.
-W takim razie pójdźmy dzisiaj – zarządził Hidan i wszyscy się z nim zgodzili, co prawda trochę nauki na następny dzień mieli, ale nie aż tyle by odmówić sobie basenu. Zresztą, uważali, że jak raz nie przysiądą do książki na dłużej, to się nic nie stanie.

     Czerwonowłosy przygotowywał się właśnie do wyjścia z nowymi kolegami. Trudno było mu wierzyć w to, że się zgodził. Dopiero co dzisiaj pierwszy raz spędzał czas z nimi wszystkimi naraz. Długo go namawiali, bo miał pewne obawy. Sądził, że to tylko jakiś głupi żart, że pójdzie na basen a ich tam nie będzie, albo jakiś inny durny pomysł. Mimo to, po namowach w końcu zgodził się pójść. Postanowił być jednak dobrej myśli, w końcu Hidan uratował mu życie, choć nie mógł być pewny czy to taki kaprys, czy faktycznie nie jest on taki zły na jakiego się pozoruje. Spakował wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka. Ręcznik, klapki, świeżą bieliznę. Kąpielówki włożył na siebie, bo po co dodawać sobie roboty, przebierając się w nie tam. Płaci się za to, a to dodatkowe zmarnowane pięć minut. Nie płaci za marnowanie czasu w szatni, a za przebywanie na basenie. Podszedł do biurka, wziął z niego puszkę po orzeszkach i wysypał z niej swoje oszczędności. Wziął potrzebną sumę, po czym chwycił plecak za szelki i zszedł na dół. W korytarzu zaczął zakładać buty.
- A ty dokąd? - zapytała zdziwiona Chiyo, która schodziła właśnie po schodach.
- Na basen – odpowiedział wiążąc sznurowadła. Oby tylko nie marudziła o nauce, bo nie miał ochoty o tym słuchać.
- A odrobiłeś lekcję? - Skrzywił się na te słowa. A niech to... wiedział, że o to zapyta. Postanowił nie wdawać się w długie rozmowy, bo źle na tym wyjdzie.
- Ehe – mruknął, zakładając plecak na ramię. - Idę. - chwycił za klamkę. - Na razie.
- Zaczekaj – zatrzymała go, gdy ten już otworzył drzwi. Nie podobało jej się, że wnuk nie zapytał jej o zdanie, albo nawet, że jej wcześniej nie poinformował, że gdzieś się wybiera. Wrócił ze szkoły, zjadł obiad i bez słowa poszedł na górę. Za wiele z nią nie rozmawiał, tylko wtedy kiedy musiał. Nie podobało jej się to, bo nie wiedziała o nim za wiele. A on na wet nie chciał pomóc jej go zrozumieć. Może i była surowa i zrzędliwa, ale troszczyła się o niego najlepiej jak umie. Niewdzięczny dzieciak. Kogo to, ten jej syn spłodził? - O której wrócisz?
- Hm... nie wiem.. - powiedział bez głębszego namysłu, ale zaraz przypomniał sobie o zasadach panujących w tym domu i dodał – O dziewiętnastej.
- No, mam nadzieję. - Po tych słowach babci, wyszedł z domu. Nie miał pojęcia, czy wyrobi się do dziewiętnastej. Była siedemnasta trzydzieści, a to oznaczało, że na basenie będą sporo po osiemnastej... Mieli w planach wykupić bilet na godzinę, ale różnie może być. Przypuszczał, że wróci nie wcześniej niż na dwudziestą pierwszą. To się babcia wkurzy... Może po drodze do domu kupi jej coś ładnego, albo napisze przepraszającego esemesa... zaraz... czy babcia w ogóle umie odczytywać esemesy? Chociaż ma tak starą komórkę, że nawet nie wie czy w ogóle jest możliwość wysyłania tam esemesów. Po chwili postanowił, że później pozawraca sobie tym głowę, i ruszył już innymi myślami, na miejsce spotkania. Mieli się spotkać przy głównym wejściu do parku Ueno. Na miejscu czekali już Deidara, Konan i Nagato. Niebieskowłosa machała mu już z daleka, jak zwykle szczerząc się radośnie.
- Myślałem, że nie przyjdziesz – rzucił Dei. - Ale dobrze, że się zdecydowałeś. - Gdyby był na jego miejscu zapewne by nie przyszedł. Ale na szczęście Sasori nie był nim.
-Też tak myślałem.. - mruknął, miał wrażenie, że wszyscy liczyli na jego przyjście. To było miłe, ale jednocześnie dziwne. Dlaczego ludzie, którzy byli jego wrogami, nagle stali się dla niego życzliwi. Nie licząc Konan i Nagato.. oni byli raczej neutralni. Co do Itachiego, to nie miał pojęcia co o nim sądzić. Miał wrażenie, że albo go nie lubi, albo po prostu ma go gdzieś. Po chwili czekania zjawił się pomysłodawca tego wypadu. Hidan we własnej osobie.
- Gdzie reszta? - zapytał od razu gdy do nich doszedł. Nie zamierzał czekać na spóźnialskich, choć sam się spóźnił osiem minut.
- Yahiko jak zwykle się spóźni – odezwała się Konan. - A Itachi, ma przecież szlaban, zapomniałeś?
- Aa.. racja... - nagle sobie przypomniał, że Uchiha ostatnio nigdzie z nimi nie wychodził.
- On w ogóle wyjdzie z tego domu za nim się zestarzeje? - wtrącił Deidara. Sasori uważnie słuchaj ich rozmowy, bo nie za bardzo wiedział o co chodzi. Itachi musiał coś zrobić. Z tego co pamiętał jego mama była dość ostra. Wytargała młodszego brata Uchihy za ucho.. okrutne.
- Znasz jego rodziców – dodała Konan.
- Pff.. - parsknął Hidan. - Frajer nie umie uciekać z domu, muszę go nauczyć.
- No tak.. - burknął Dei. - Ty masz już wprawę. Pozazdrościć takiego talentu. - rzucił sarkastycznie, nie rozumiejąc dlaczego Hidan w tej chwili był dumny z takich osiągnięć. Był pewien, że wolałby nigdy nie uciekać z domu.
-To prawda, jestem w tym najlepszy – wyszczerzył się do przyjaciela, odbierając jego słowa jako pochwałę. Po chwili dobiegł do nich Yahiko, przepraszając, za spóźnienie. Udali się na przystanek i wsiedli w autobus, a po dwudziestu minutach dojechali do budynku w którym znajdował się basen. Na szczęście kolejka nie była długa i szybko dostali się do szatni. Jedyna Konan poszła do damskiej, choć Hidan upierał się by kasjerka, dała mu kluczyk do szafki w damskiej szatni, tłumacząc, że nie chce tam puścić samej Konan, bo boi się, że niebieskowłosa się poślizgnie. Dziewczyna była tą sytuacją zażenowana, robił z niej jakąś niedojdę, tylko dlatego, że chciał popatrzeć na cycki. W końcu tak czy inaczej musiał pójść do męskiej. Sasori otworzył swoją szafkę i po tym jak zdjął ubranie, wsadził je właśnie tam. Odwrócił się i ujrzał Hidana, który właśnie zdejmował swój T-shirt. I nagle coś przykuło jego wzrok. Szarowłosy, miał plecy całe w siniaki i czerwone ślady. Po lewej stronie pleców widniał prawie już wygojony strup, mimo to wciąż był dobrze widoczny. Zastanawiał się, co mu się mogło stać? Czy to efekt częstych bójek, a może czegoś zupełnie innego? Czyżby...?
-Hej - zawołał do niego Dei. Akasuna spojrzał na kolegę. - Nie patrz się tak. - powiedział poważnie, nie chcąc by wdała się w ten temat jakaś dyskusja, bo wiedział, że Hidan by tego nie chciał. Wiedział, że tak będzie jak pojadą na basen, dlatego nie był przekonany co do tego pomysłu, ale z drugiej strony Hidan nie miał zamiaru odmawiać sobie pewnych rzeczy z powodu źle wyglądających jego pleców. Dlatego nawet gdyby mu odradzał, to i tak nic by nie wskórał. Gdy byli już gotowi udali się na basen, tam czekała już na nich Konan. Kto by pomyślał, że ona się szybciej wygramoli z szatni. Cała wielka sala, miała dwa olimpijskie baseny, w jednym z nich nie można było pływać, ponieważ był przeznaczony tylko i wyłącznie do zawodów. Trzeci basen był, dużym, aczkolwiek nie zbyt głębokim zbiornikiem wody, przy którym były zjeżdżalnie, wiry, i tego typu atrakcje. Tuż obok basenu wbudowane były dwa jacuzii, jedno dla dwóch osób, a drugie dla ośmiu. Ich paczka oczywiście najpierw wybrała atrakcję typu zjeżdżalnia. W końcu trzeba się jakoś zabawić. Yahiko wpadł na genialny pomysł robienia korków w zjeżdżalni, i wszyscy się na to zgodzili, choć Konan twierdziła, że to głupie, ale postanowiła uczestniczyć, a żeby nie uciekła to rozkazali jej siedzieć w środku między nimi, co jej się nie za bardzo podobało, bo bardzo ją gnietli. Niestety ta zabawa nie trwała długo, bo ludzie, w szczególności dzieci, które chciały zjeżdżały i nagle w tunelu natknęli się na korek, zaczynały płakać, lub strasznie się drzeć, żeby wreszcie zjechali i dali im się bawić. Ktoś w końcu na to doniósł i dostali ochrzan od ochroniarza. Następnie szarowłosy wpadł na nową zabawę, a mianowicie, wyścigi na basenie olimpijskim, ale żeby było ciekawie, to na tym na którym nie można pływać. Na to już nie przystali tak łatwo, bo co jeśli dostaną karę ze pływanie w zakazanym miejscu? Nikt z nich nie chciał płacić za głupie złamanie zasad. Jednak po namowach zgodził się tylko Yahiko, Sasori, i Dei pod groźbą zdradzenie jego tajemnicy. Za jeden głupi błąd, który się kiedyś wydarzył, musi teraz płacić. Wyścigi trwały krótko, zaraz przyszedł ratownik i dał im kolejną reprymendę, z groźbą, że jeszcze jedno upomnienie i wyrzuci ich z basenu. Znaleźli więc sobie spokojniejsze zajęcie, jak zwykłe pływanie i rozmawianie. Robili zawody w nurkowaniu i jak się okazało Sasori był w tym najlepszy. Deidara nie mógł pojąć, jak taka ciapa, może być dobra w sporcie. Bo i w koszykówkę był dobry, jak i zarówno w pływaniu. Konan była dumna z Sasoriego, a Hidan jak zwykle zazdrosny, choć tym razem nie miał ochoty mu za to przywalić. Wyszli z wody i poszli do jacuzii, by ogrzać się przed wyjściem z basenu. Ta woda była taka ciepła i miła, że mieli ochotę tam się przespać. Było ciepło jak pod pierzyną, mogli tam siedzieć i siedzieć. Po chwili zorientowali się, że nie ma z nimi Yahiko.
- Gdzie on polazł? - zapytał Dei, rozglądając się dookoła.
- Może pływa na olimpijskim? - odezwał się Nagato, który również nie zauważył, gdzie poszedł jego przyjaciel.
- Sprawdzę to – oznajmił Hidan i poszedł go tam szukać, jednak nie było tam żadnego rudego człowieka. Na drugim olimpijskim również go nie było... To dziwne.. byli pewni, że powiedziałby im gdyby gdzieś poszedł. Ludzi było więcej niż na początku, to też nie łatwo było go znaleźć.
- Może wejdźmy na górę, stamtąd lepiej widać – zaproponował Sasori, patrząc na wysoką zjeżdżalnie. Uznali to za dobry pomysł, więc weszli na górę. Rozglądali się, wytrzeszczając wzrok, ale rudego ani śladu.
- Co jeżeli się utopił? - powiedział w końcu Deidara.
- Nie mów tak! - Konan walnęła go w bok. Nawet jej taka straszna myśl do głowy nie przyszła.
- Dobra.. ciało powinno wypłynąć na wierzch. - dodał Hidan. - Szukajmy dryfującego ciała – zarządził.
- Przestań! - wydarła się na niego Konan. Jak on może żartować sobie z takich rzeczy... Albo raczej, jak może mówić o tym tak spokojnie, ona naprawdę się bała. Zeszli na dół i znów zaczęli go szukać. Długo nie przychodził, więc byli coraz bardziej zaniepokojeni, a Hidan wcale im nie pomagał rzucając co jakiś czas komentarz „a może ktoś go porwał...”, „a może.. złamał kolejną zasadę i zawieźli go na policję..”
- Hej, widziała może pani wypływające ciało? - zapytał szarowłosy, nieznajomej kobiety, która słysząc jego pytanie nagle pobladła i pokręciła przecząco głową.
-Przestań straszyć ludzi.. - westchnął Dei. Jeszcze wezmą ich za czubków, którzy zamiast zgłosić zaginięcie kolegi, to szukają ciała na basenie. Szkoda, że jeszcze nie rekina, który mógłby go pożreć.
- Co robicie? - usłyszeli znajomy głos i odwrócili się. Przed ich oczami stał Yahiko, nie bardzo rozumiejąc dlaczego tak zaczepiają ludzi i pytają ich o ciała... to głupie.
- Całe szczęście jesteś cały – odetchnęła Konan.
- Szukaliśmy cię – oznajmił Nagato. - Gdzie byłeś?
- Myśleliśmy, że nie żyjesz – dodał Hidan.
- Że.. co..? - zapytał zszokowany. - Byłem siku... mówiłem, że zaraz wrócę. - Stanęli jak wryci, bo nie słyszeli by cokolwiek do nich mówił. Przynajmniej większość z nich nic takiego nie pamiętała.
- Aa.. faktycznie.. - mruknął Hidan. - Coś tam do mnie gadałeś... ale myślałem, że sikasz do wody, więc nie sądziłem, że gdzieś pójdziesz.
- Kto normalny sika do wody!? - wrzasnął na niego. Co za debil, jak można tak go nie słuchać, do kogo on mówi? Do tego sikanie do wody, jest obrzydliwe.
- Ja sikam – oznajmił, jak gdyby nigdy nic.
- Pytałem, kto normalny... - burknął rudowłosy. Po tych słowach zaczęła się między nimi kłótnia, byli już nawet gotowi się bić, gdyby nie ratownik. W końcu zostali wyrzuceni, ale co z tego jak i tak zostało już im tylko dziesięć minut do końca czasu. Za nim zdążyli się przebrać w szatni, już zapomnieli o tym, że się kłócili. Po wyjściu z basenu, wszyscy rozeszli się do domów. Była prawie dwudziesta pierwsza. Sasori spojrzał na telefon, babcia dzwoniła aż trzy razy... musi się o niego martwić. Postanowił oddzwonić, by oszczędzić jej nerwów na stare lata, wolałby, by jeszcze długo żyła, ma przecież teraz już tylko ją. Po drodze stwierdził, że było to dobre spotkanie na basenie. Na prawdę dobrze się bawił, być może nie było aż tak fajnie, jak z jego starymi przyjaciółmi, ale to przecież dopiero początek, wierzył w to, że z czasem, będzie jeszcze lepiej. W końcu znalazł kolegów, to było najważniejsze.
Hidan i Dei wracali razem, przez długi czas szli w milczeniu, Dei rozmyślając, a Hidan grając w gry. Chłodny późny wieczór, gwiazdy były ledwo widoczne, niebo pochmurne. Ulica, którą szli nie była zbyt ruchliwa, od czasu do czasu przeszedł jakiś człowiek. Było cicho i spokojnie.
- Wiesz... - w końcu Dei postanowił się odezwać. - Sasori widział twoje plecy... - nie powiedział tego, w celu naskarżenia, chciał tylko poruszyć ten temat, o którym dawno z nim nie rozmawiał.
- Wiem.. - Wiedział to.. trudno nie zauważyć, ale nie chciał się tym przejmować, nie było sensu.
- Myślisz, że będzie o to pytał? - Nie miał pewności, czy Sasori jest typem tych ciekawskich i wścibskich czy może raczej na odwrót. Znał go krótko, i póki co poznał niewiele z jego cech.
- Nie wiem – rzucił krótko. Nie lubił poruszać tego tematu, to też unikał go jak ognia.
- Powiesz mu jak będzie pytał? - Deidara, o tym wiedział. Wiedział, że Hidan nie znosi o tym mówić, ale i tak kontynuował temat.
- Po co? Znam go za krótko - nie zamierzał mu o niczym mówić. Nigdy.
- Racja... Mimo to.. jest jedna osoba, której powinieneś powiedzieć – rzucił, od początku planując tak poprowadzić ten temat. Hidan spojrzał na niego nieprzychylnie.
-Już ci mówiłem.. Nie. - Po tych słowach wrócił do gry.
-Musisz coś z tym zrobić.. to jest nienormalne, stary. Cierpisz przez niego, ale też z własnej głupoty.. gdybyś powiedział...
-Odwal się... To moja sprawa – warknął, nie odrywając wzroku od gry, naciskał w telefon coraz mocniej.
-Jestem twoim przyjacielem, więc to też moja sprawa – Trwał uparcie przy swoim. Nie mógł znieść, tego, że jego przyjaciel cierpi przez jakiegoś idiotę. Każdy mu doradzał, by coś z tym zrobił, ale on milczy. Nic nie mówi. Wiedzieli dlaczego, ale mimo to... ciężko było im to znieść.
-Nic mi nie jest... - spojrzał na niego, zdenerwowany całą tą rozmową. - Przestań się o mnie martwić, bo to mnie wkurza! - Nie znosił troski, to było najgorsze co mogli mu zaoferować. Czuł się taki przez to nieporadny, że aż w nim wrzało ze złości.
-To ty mnie wkurzasz.. - prychnął niezadowolony. Głupek nie docenia tego, że się o niego martwią. Pajac jeden.
-No to masz problem – na tym skończyli konwersacje. Jak zwykle Deidarze nie udało się nakłonić Hidana do zmiany zdania. Był tak uparty, że ciężko było mu przemówić do rozsądku. Nie miał na względzie własnego dobra, tylko dobro swojej rodzicielki. Hidan nie znosił ojczyma, ale będzie akceptował go tak długo, jak tylko jego mama będzie z nim szczęśliwa. A na jego nieszczęście była. Ojczym był dobry dla jego matki, często się razem śmiali, oglądali wspólnie filmy, chodzili na randki, a to wszystko przyprawiało Hidana o mdłości, mimo to, akceptował to. Wszystko dla dobra mamy. Gdyby kobieta wiedziała, że jej obecny mąż, traktuje Hidana jak śmiecia, od razu by go rzuciła, ale on bał się, że jeśli o tym jej powie, będzie samotna i nieszczęśliwa. Widział jak było jej ciężko po rozstaniu z jego prawdziwym ojcem. Obwiniał za to ojca, ale ojciec, zawsze będzie jego ojcem, był zawsze dla niego dobry i ma z nim dobry kontakt, więc wybaczył mu nawet to, że kiedyś zranił jego mamę. Nie był żadnym Maminsynkiem, on po prostu czuł się odpowiedzialny za dobro rodzicielki, jako ten jedyny mężczyzna w domu. Nie liczył swojego ojczyma, bo on nie był powiązany z nimi więzami krwi. Hidan miał swój honor i dumę, przez co często pakował się w kłopoty i przez co cierpiał. Przyjaciele na jego prośbę obiecali mu, że nikomu nie powiedzą, ale to się z czasem robi dla nich coraz trudniejsze. A obietnica to obietnica, Hidan nigdy nie wybaczyłby im gdyby złamali przyrzeczone słowo, dobrze o tym wiedzieli. Wkrótce rozstali się na rozdwojeniu dróg i poszli w swoje strony. Szarowłosy miał nadzieję, że nikt nie zamknął okna w jego pokoju i będzie w stanie tamtędy wejść, by uniknąć spotkania ze znienawidzonym mężczyzną. Co prawda jego mama była w domu, więc nawet nie śmiał by go tknąć, ale samo patrzenie na niego sprawiało, że miał ochotę przyłożyć mu w ten głupi pysk. Pech chciał, że facet był wyższy nawet od niego i do tego bardziej barczysty. Nawet gdyby się z nim bił, przypuszczał, że by przegrał, co złościło go jeszcze bardziej. Przyzwyczaił się już tak żyć. Cztery lata z ojczymem pod jednym dachem, nauczyło go zwinności i szybkiego biegania. Jedyny plus, jak i zarazem minus, mieszkania z tym świrem.


Od Autorki: I pojawił się kolejny rozdział po.... całomiesięcznej przerwie... Wiem, wiem, znów długo nie było rozdziału, ale tym razem musicie mi wybaczyć, ostatni miesiąc miałam bardzo zabiegany. Mam nadzieję, że ten miesiąc będzie luźniejszy, ale zaczęły się wakacje i raczej nie będę spędzać dużo czasu przy komputerze, mimo to będę się starać napisać kolejny rozdział tak szybko jak będę mogła :) Myślę, że wy też będziecie poświęcać lato na bieganiu po dworze, a nie siedzenie przed komputerem, trzeba korzystać z wakacji :P
Jak widzicie z Hidanem wszystko się wyjaśniło, więc jedna tajemnica rozwiązana xD  Teraz to wy ocenicie, czy przez to, przez co przechodzi, można go usprawiedliwić, że wyżywa się na innych, czy jednak, wciąż jest to dla was niewytłumaczalne.
Dziękuję za wasze komentarze i za to, że czytacie tego bloga :D To na prawdę mnie cieszy, że ktoś tutaj zagląda <3

 Tak więc, życzę wam Wspaniałych Wakacji!!!



Oby były ciepłe i słoneczne! :D