niedziela, 12 maja 2019

Rozdział 1 [SEZON 2]



Półtora Roku Później

Nieznośny dźwięk budzika w telefonie, rozniósł się po pokoju. Czerwonowłosy otworzył ciężkie powieki chwytając komórkę leżącą obok poduszki. Przesunął palcem po ekranie by wyłączyć budzik. Niechętnie wygramolił się spod kołdry i usiadł na łóżku. Przetarł oczy palcami i otworzył szeroko usta, ziewając. Wstał, i zabierając wyprasowany mundurek z oparcia krzesła udał się do łazienki. Spojrzał w lustro na swoją zaspaną twarz. Ostatnie dni były zbyt wymagające w kwestii nauki. Zbliżały się egzaminy, i wypadało by je zdać, a że był to jego pierwszy egzamin w liceum miłoby było dodatkowo nie byc ostatnim na liście punktacji, a to oznaczało, że nie mógł się obijać. Po tym gdy już się umył i ubrał, zszedł do kuchni. W domu panowała cisza, ostatnio babcia spała dłużej niż zwykle, więc w poranki szykował się samotnie. Wyjął z szafki torbę suszonych wodorostów. Wyciągnął kilka z opoakowania I zaczął jeść, po czym zabrał się za przygotowanie herbaty. Nie jadał pożywnego śniadania rano. Ani nie miał na to czasu, ani ochoty by zjeść coś cięższego od wodorostów. Zalał torebkę zielonej herbaty wrzącą wodą i po chwili zabrał się za jej sączenie. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał w Line'a* czy aby nikt nie napisał mu wiadomości. Na konferencji którą założył z przyjaciółmi, Hidan powysyłał parę śmiesznych memów, Deidara przypominał o pracy domowej na Japoński, Konan żaliła się, że Ebisu się na nią uwziął, Nagato starał się ją pocieszać, a Yahiko marudził, ze ma już dość nauki. Itachi nie udzielał się prawie wcale, nigdy nie należał do specjalnie rozmownych. Po skończeniu herbaty, wziął pieniądze na jedzenie, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z domu zamykając drzwi na górny zamek. Powolnym krokiem ruszył w stronę szkoły. Trzymając ręce w kieszeni, szedł zadzierając głowę ku górze. Błękit bezkresnego nieba zawsze go uspokajał. Nic nie było tak majestatycznego jak niebo i białe obłoki po nim sunące. Uwielbiał ten widok. Gdy tak patrzył w niebo, na jego twarzy pojawiał się uśmiech.


- Sasori! - Usłyszał znajomy głos, który wyrwał go z rozmyśleń. Zatrzymał się i odwrócił. Konan biegła by dorównać mu kroku. Po chwili zatrzymała się przy nim, cała w skowronkach. Jak zwykle, była pełna energii i uśmiechu. Promieniała.


- Ostatnio wcześnie wychodzisz z domu – stwierdziła. Ruszyli razem.


- Wolę się już nie spóźniać – oznajmił. Wolał nie podpadać więcej profesorowi Iruce ani dyrektorce. Nie chciał mieć prac społecznych, siedzieć w kozie, czy stać z wiadrami wody przed klasą. Choć znając swoje szczęście spotka to go jeszcze nie raz. Póki co wolał unikać kłopotów. Wystarczyło, że przez ostatni czas był w sporym centrum zainteresowania, na szczęście to się już skończyło.


- To wszystko dlatego, że chodzisz taki zamyślony – powiedziała. Sasori się zmienił od tamtego pamiętnego dnia. Sama nie była pewna czy na gorsze czy na lepsze, może na żadne z tych rzeczy. Może po prostu się zmienił. Spoważniał, wydoroślał, a jednocześnie stał się bardziej milczący. Co prawda wciąż robił głupie rzeczy, przez które wpadał w kłopoty, ale nic dziwnego, w końcu zadawał się z Hidanem, Deidarą i Yahiko... więc nie mógł być zupełnie normalny. Po drodze odezwał się jakieś dwa razy, więcej nawijała Konan. Lubiła mówić, więc nie przeszkadzało jej, że to Sasori mówi tak mało. Choć trochę brakowało jej tego kłótliwego chłopaka. Weszli do szkoły.


- Okej, to ja spadam. Powodzenia na lekcjach – Uśmiechnęła się machajac mu I skręciła w stronę swojej szafki na buty. Czerwonowłosy zatrzymał się przy swojej szafce, otworzył ją, i wyjął obuwie na zmianę.


- Hej Saso – rzucił Dei, podchodząc do przyjaciela. - Jak tam nauka do egzaminów? - spytał widząc jego wory pod oczami.


- Nawet mi nie przypominaj.. - westchnął, zakładając buty na zmianę. Zamknął szafkę i odwrócił się do blondwłosego. - Zrobiłeś to na japoński, co nie?


- Nie mów mi, że chcesz spisać? - uniósł brew. Ciągle by tylko od niego spisywali.


- Ha? Jesteś jasnowidzem? - zażartował z poważną miną. Deidara westchnął i wyjął zeszyt do języka japońskiego. Uderzył nim w głowę Sasoriego.


- Masz... ale ostatni raz. Następnym razem nie dam. Choćbyście mnie błagali na kolanach – zastrzegł, choć i tak nikt nie wierzył w jego słowa, bo powtarzał to za każdym razem.


- Skoro tak mówisz.. Dzięki – przejrzał zeszyt, ciekaw co takiego zadano, bo już nawet nie pamiętał.


- A tak w ogóle, nie mogę się dodzwonić do Hidana. Pisał Ci coś? - Sasori zaprzeczył ruchem głowy, wciąż wpatrzony w zeszyt.


- Pewnie znowu gdzieś polazł.. - mówiąc to, miał na myśli, że poszedł się z kimś bić, wyrównywać jakieś rachunki, albo podrywać dziewczyny koło burdelu.. o ile można było takie kobiety nazwać po prostu dziewczynami. Siwowłosy miał dziewczynę, ale mimo wszystko dobrze się bawił zaczepiając kobiety o lekkich obyczajach. Możliwe też było, ze już dawno siedział na dachu szkolnym i smacznie sobie spał.


- Możliwe ale... Jego mama do mnie dzwoniła i pytała czy u mnie spał. Oczywiście powiedziałem, że tak, nie chciałem go w nic wrabiać, ale.. nie było go u mnie. Podobno wczoraj wieczorem wyszedł z domu, za nim jego matka wróciła z pracy. - Zastanawiał się co siwowłosy kombinuje. Zdarzało mu się uciekać z domu, zresztą jego sytuacja z ojczymem nie była ciekawa, dlatego było to zrozumiałe, ale gdy uciekał to zazwyczaj przychodził do niego, albo do Konan lub Yahiko, a teraz u nikogo go nie było. To zaczynało martwić Deidarę. Czerwonowłosy spojrzał na niego zastanawiająco.


- Może jest u dziewczyny


- Nie sądzę.. jej ojciec go nie znosi – wyjaśnił i westchnął. - Oby nie zrobił niczego głupiego. - Hidan potrafił zrobić wiele durnych rzeczy, czasami nie zdając sobie sprawy, jak durne i niebezpieczne one są. Bywał szalony i bardzo nieodpowiedzialny. Jego matka miała z nim trzy światy. Biedna kobieta.






Dzień toczył się jak każdy inny. To, że Hidan nie pojawił się w szkole, nie było niczym nadzwyczajnym, lecz to, że nikt nie wiedział co się z nim dzieje od ponad czternastu godzin, zastanawiało jego przyjaciół, lecz też nie martwili się zbytnio, w końcu był to ten sam siwowłosy wariat, który co troche ich czymś zaskakiwał. Byli też pewni, że nikt go nie porwał, bo po pierwsze, nikt by go nie chciał, a po drugie, Hidan nie wahałby się komuś przyłożyć, nawet najgroźniejszemu bandycie. Kilkanaście już razy obiecywał, że zatłucze na śmierć, porywacza Sasoriego, i nikt w to nie wątpił. Nawet jeżeli były to wyolbrzymione obietnice. Podczas kolejnej z przerw, Nagato siedział opierając się o parapet i obserwował co dzieje się na szkolnym dziecińcu. Dojrzał jasnowłosą kobietę, wysiadającą z samochodu.


- Mama Hidana została wezwana do szkoły.. - powiedział zastanawiającym tonem w stronę Yahiko, który w tym momencie rozmawiał z kolegami z klasy. Rudowłosy odwrócił się w jego stronę na te słowa, po czym spojrzał przez okno.


- Faktycznie.. Pewnie chodzi o wagarowanie. Dyrektorka ma już tego dość - stwierdził, śledząc wzrokiem kobietę, do momentu aż weszła do budynku szkoły.


- Oby go nie wyrzucili... - mruknął w odpowiedzi.






Hidan zdawał sobie sprawę, że jego sytuacja szkolna jest kiepska, a nawet bardzo kiepska, a jednak nauczyciele nie raz dawali mu kolejną i kolejną szanse. Mimo to chłopak nie zamierzał się tym przejmować. Nie należał do osób, które są wdzięczne za takie dary. Raczej był przekonany, że one mu się należą, w końcu jest taki zarąbisty. Teraz siedział w pociągu, jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się tym, że matka się o niego martwi i wydzwania jak szalona. Nie mógł odebrać, bo jeszcze by zadzwoniła na policję, po czym by go namierzyli I zabrali z powrotem do domu, a tam wracać nie zamierzał. Przesadzał? Może. Ale znając swoją matkę mógł być tego w osiemdziesięciu procentach pewny. Nie chciał jej przysparzać z martwień, jednak nie potrafił tego nie robić. Ponownie usłyszał dźwięk dochodzący z jego komórki.


- Nie dzwoń, wiesz, że nie odbiorę - rzucił do siebie wyjmując telefon z kieszeni. Ku jego zaskoczeniu nie widniało na ekranie "mama", a imię jego dziewczyny. W tym wypadku odebrał. - Co jest?


- Gdzie ty jesteś? - zapytała oburzona. Po jej tonie głosu mógł się domyślić, że jest wściekła.


- A gdzie mam być? - odpowiedział wymijająco.


- No na pewno nie w szkole, tam gdzie powinieneś - brzmiała stanowczo. - Twoja mama do mnie wydzwaniała! Martwi się o ciebie durniu! Gdzieś ty znowu polazł?!


- Jak to wydzwaniała? Skąd ma twój numer? - rzucił zdziwiony, nie przypominał sobie, żeby jej go podawał.


- Naprawdę?.. To jest teraz to co cię interesuje? - rzuciła zażenowana. - Wracaj do domu, albo chociaż do niej zadzwoń.


- Wrócę, ale nie dzisiaj.


- A kiedy!?


- Skąd mam wiedzieć? Jak mi się zachce


- Hidan to nie jest śmieszne! - zaczęła się martwić o tego głupka. Kto wie gdzie jechał i co chciał zrobić. Po nim się można było wszystkiego spodziewać, i to ją w nim kręciło, ale czasami też irytowało.


- Oj nie denerwuj się tak, jak wrócę to będę, w zależności od tego kiedy wrócę. No.. to pa


- Hi.... - w tym momencie rozłączył się. Wyłączył telefon, żeby już nikt nie zawracał mu głowy takimi głupotami. Nie miał zamiaru wracać do domu, w którym ten stary cap mieszka. Gdyby jego matka tylko ujrzała jego prawdziwą twarz. Ach, dlaczego ona jest tak ślepa? Z drugiej strony sam był głupi bo nic jej nie mówił. Gdyby jej powiedział, znowu miała by złamane serce. To chyba najbardziej go bolało. Łzy matki.. nic nie było tak bolesne jak to.






Miho siedziała na fotelu przed biurkiem dyrektorki szkoły. Wyglądała na zmęczoną, co można było stwierdzić po podkrążonych oczach. Nie spała prawie całą noc zamartwiając się o syna. Nie jeden raz uciekał z domu, ale zawsze bywał u przyjaciół,a tym razem, nie było go nigdzie. Bała się o niego, i o to, że może zrobić coś głupiego. Przyjechała do szkoły dowiedzieć się czy się w niej nie pojawił, i czy możliwe, że jednak u kogoś nocował. Może nie znała jego wszystkich kolegów ze szkoły, być może ktoś coś wiedział.


- Proszę się nie martwić - Dyrektorka próbowała pocieszyć kobietę, widząc jak się tym wszystkim przejmuje. - Hidan to porywczy chłopak, ale wiem też, że potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji. Gdziekolwiek jest na pewno czuje się dobrze, a jak ochłonie to wróci do domu.


- Może za bardzo to przeżywam, w końću on nie ma już dziesięciu lat, ale mimo wszystko... po tym co się stało z jego przyjacielem, którego porwali.. kto wie na kogo trafi Hidan, ludzie w tych czasach są tacy okrutni - głos jej zadrżał. Możliwe, że zachowywała się jak nadopiekuńcza matka, ale przecież to jej dziecko. Jedyny ukochany syn. Za żadne skarby świata nie wyobrażała sobie, że mogłaby go stracić.


- Niech pani pojedzie do domu, jakbym się czegoś dowiedziała, zadzwonię do pani, a obiecuję, że przepytam każdego ucznia, który miał jakikolwiek związek z Hidanem. - Czuła, że Hidan się znajdzie, nie takie numery odstawiał, ale wiedziała również, że dla matki to nie łatwe przeżycie. Miho, nie zgłaszała tego na policję, bo Hidan już nie raz wiał z domu bez słowa, ale czuła, że jeszcze trochę I to zrobi. Zresztą policjanci niespecjalnie przejmowali się takimi zgłoszeniami. Japonia była uważana, za bardzo bezpieczny kraj, stąd też nie było pośpiechu w tym by rzucić się w wir poszukiwań, zwłaszcza, że chłopak był znany z ucieczek. Kobieta przystała na prośbę dyrektorki. Nie było sensu siedzieć tu dłużej. Podziękowała, i wyszła. Tsunade nie zamierzała długo czekać. Już po pięciu minutach wezwała do swojego gabinetu całą szóstkę przyjaciół Hidana, zwykle zwaną przez dzieciaki w szkole Akatsuki.


Cała czwórka niepewnie weszła do gabinetu dyrektorki. Cóż ta baba od nich chciała. Przecież to że kibel się zapchał na trzecim piętrze to nie ich wina. Skąd mogli wiedzieć, że nie wolno tam wrzucać zeszytu. Chcieli się tylko pozbyć dowodów zbrodni. To wszystko wina tego kibla, jego powinni skazać, nie ich. Usiedli i patrzyli z wyczekiwaniem na Tsunade.


- Widzieliście może Hidana? Jego mama bardzo się o niego martwi, nie pojawił się w domu od godziny dwudziestej, wczorajszego dnia. - Czwórka przyjaciół spojrzała po sobie.


- Nie. - odezwała się Konan - Jego mama dzwoniła do nas, niestety nie nocował u nikogo z nas i nie mamy pojęcia gdzie może teraz być.


- Może u swojej dziewczyny - zabłysną Yahiko


- Gdyby był u dziewczyny to na pewno jego mama nie zawiadamiałaby o tym szkoły - oświecił przyjaciela Nagato.


- Kto wie? Może go kryje?


- Nie wiecie, do kogo mógłby pójśc, albo do jakich miejsc chodzi? Pytam was, bo znacie go najdłużej, przyjaźnicie się, być może coś wam kiedyś wspominał.


- Może.. pojechał do ojca? - rzuciła nagle Konan.


- Do Osaki? - zdziwił się rudowłosy - Przecież to kilometry stąd.






Siwowłosy wysoki chłopak wysiadł na peronie czwartym. Rozejrzał się po stacji, po czym ruszył w stronę postoju taksówek. Na peronie kręciło się mnóstwo ludzi, przez co jak zwykle trzeba było się przeciskać przez tłum i poświęcić parę minut by znaleźć taksówkę, która nie była oblegana. Wsiadając do taksówki, podał nazwę firmy do której chciał się udać. Taksówkarz zdziwił się, zę tak młody człowiek, chce jechać właśnie tam, nie zdarzało mu się wozić dzieciaków pod jakąkolwiek firmę, chyba, że z rodzicami. Mimo wszystko postanowił nie wnikać, przecież tak nie wypada. Hidan nie mógł już się doczekać spotkania z ojcem. Nie widział go już parę miesięcy i wcale mu się to nie uśmiechało, przez głupią szkołę nie mógł spędzać z nim więcej czasu. A spędzanie więcej czasu z ojcem, równało się mniej spędzania czasu z ojczymem. Doskonały układ. Po dojechaniu na miejsce, zapłacił taksówkarzowi pieniędzmi zabranymi z portfela przybranego ojca i udał się do oszklonego wieżowca, w którym to pracował jego biologiczny ojciec.


W środku budynek był czysty niczmu łza, zadbany, utrzymany w stonowanych kolorach. Hidan szedł długim korytarzem, po bokach którego widniały drzwi, prowadzące do różnych pomieszczeń. Miną ladę za którą siedziała kobieta, która rozmawiała przez telefon najprawdopodobniej z jakimś klientem, przez co nie zauważyła wchodzącego szesnastolatka. Chłopak zatrzymał się przed windą, a gdy ta zjechała na dół I otworzyła przed nim drzwi, wszedł do niej naciskając numer dziewiąty.


Czarnowłosy mężczyzna siedział za pochyłym biurkiem i płynnymi ruchami zakreślał na kartce papieru rózne linie i koła. Usłyszawszy odchrząknięcie odwrócił się w stronę słyszanego odłogu. W drzwiach ujrzał swoje jedynego syna. Widząc go ołówek wypadł mu z ręki i sturlał się na podłogę. Nie spodziewał się go tutaj. A już na pewno nie w dzień powszedni.


- Hidan... co ty tu robisz? - zapytał ostrożnie, wciąż będąc w szoku. Może coś się stało? Skoro fatygował się by przejechać tyle kilometrów. Czy był sam? Nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek informował go o przyjeździe syna.


- Przyjechałem w odwiedziny – rzucił, siadając na kanapie – Nie cieszysz się? - dodał wyjmując z kieszeni telefon.


- Co?.. Nie.. to znaczy, nie o to chodzi. Co tutaj robisz? Co ze szkołą? Mama wie? - jego syn miewał przeróżne pomysły, ale to pierwszy raz kiedy zrobił mu taką niespodziankę. Za tym mogło kryć się wszytko. Wyrzucenie ze szkoły, pokłócenie się z matką lub z przyjaciółmi, lub po prostu zwykła zachcianka.
- Eh... za dużo pytań – Włączył telefon I od razu odpalił jedną z gier, zsuwając się do pozycji półleżącej. - Chciałem zrobić Ci niespodziankę.


- Czyli mama nie wie.. - westchnął. Wstał, po czym podszedł do syna. - Coś się stało? - zapytał podejrzliwie.


- Dlaczego od razu zarzucasz, że nie wie? - obyrzuł się lekko – Przecież nic takiego nie powiedziałem.


- Okej.. Zadzwońmy więc do niej i poinformujmy, że dojechałeś cały i zdrowy. - Hidan spojrzał na ojca pretensjonalnie. Jak on może nie wierzyć na słowo własnemu synowi? Przecież nigdy go nie okłamał... No może, prócz tych dziesięciu razy, ale to przecież prawie nic.


- Jakiś problem? - dopytał widząc spojrzenie chłopaka.


- Nie... - odwrócił wzrok. - Ale już.. - nie dane mu było skończyć. Mężczyzna wyjął komórkę z kieszeni spodni. Po chwili już dzwonił do swojej byłej żony. Siewowłosy prychnął na zachowanie ojca, po czym wrócił do gry.


- Hej.... hej, hej, spokojnie – zdziwił się słysząc panikujący głos kobiety w słuchawce. Niespodziewał się tego. - Jak to miałaś do mnie dzwonić? Tak, jest u mnie. Na prawdę, nie żartuję. Nic mu nie jest. - westchnął. - Czyli tak jak podejrzewałem, nie poinformował Cię. Nie martw się załatwię to. Tak, zajmę się nim. Na prawdę, nic mu nie jest. Jeszcze nic nie wiem, tak samo jak ty.. Chcesz z nim porozmawiać?... No dobrze. Narazie – rozłączył się, po czym spojrzał surowym wzrokiem na syna, ale on nic sobie z tego nie robił, cały czas był wpatrzony w ekran telefonu. Podszedł do niego i zaprał mu komórkę.

- Hej..! Ja grałem! – zmarszczył brwi Hidan.Dlaczego uciekłeś z domu? - zapytał stanowczo.


- Wiesz jak matka się o ciebie martwiła? Jak mogłeś jej to zrobić


- Co cie ona tak nagle interesuje? - burknął krzyżując ręce na piersi, jednocześnie siadając prosto na kanapie.
- Nie igraj ze mną. - Hidan przewrócił oczami. - Zadałem ci pytanie. - Wpatrywał siew syna, cierpliwie oczekując na odpowiedź. Nie doczekał się jej. - Dobrze, w takim razie.. - sięgnął po płaszcz, który wisiał na wieszaku I założył go – Zawożę cię do domu. No chodź. Widząć surowe spojrzenie ojca, wiedział doskonale, że nie odpuści. Chyba po nim odziedziczył upartość.
- Gdyby nie była z tym frajerem nie musiałaby się martwić – mruknął pod nosem niezadowolony.


- Frajerem? Mówisz o jej mężu? - wolał dopytać, czasami Hidan wyrażał się nie jasno i nie wiadomo było o co mu się rozchodzi.


- A niby o kim? Rządzi się jakby był u siebie, a to ty kupiłeś ten dom...


- Teraz wy tam mieszkacie, a ja tutaj


- Co z tego, jest śmieciem.. - Nieznosił swojego ojczyma, nie było drugiego człowieka, którego tak by nieznosił.


- Hidan.. - nigdy wcześniej jego syn nie mówił w taki sposób o tym człowieku, co prawda nie lnie przepadał za nim od zawsze, ale takiej nienawiści w głosie wobec ojczyma u Hidana jeszce nie słyszał. - Czy... on zrobił ci jakąś krzywdę? - zapytał ostrożnie. Nie podejrzewał o to tego przemiłego mężczyzny, ale kto wie. Wiele wariatów chodziło po swiecie, a jeśli Hidan przez niego uciekł z domu, to możliwe było, że coś mu zrobił. Jeżeli by coś takiego miało miejsce od razu by tam pojechał i sam rozprawił się z mężczyzną... jednak nie była to myśl przewodnia, gdyż ojczym Hidana sprawiał wrażenie bardzo miłego człowieka. Z resztą sam Hidan mówił, że się już do niego przyzwyczaił. Więc co się zmieniło?


- Pff... spróbowałby. Gdyby mnie tknął stracił by zęby


- Hidan – upomniał syna. Nie lubił w nim takiej agresji. Może z nim nie mieszkał, ale doskonale wiedział, z opowiadań jego matki, że bardzo często wpada w bójki.
- Co? Mówię tylko, że nie pozwoliłbym na to – zapewnił ojca.


- Dobrze, więc o co poszło? - Siwowłosy milczał dłuższą chwilę. Co miał powiedzieć, by zabrzmiało wiarygodnie? Bił się z własnymi myślami. Jedna strona szeptała “Powiedz mu prawdę, inaczej to się nigdy nie skończy” druga zaś krzyczała “Nie mów mu, jeśli to zrobisz, powie mamie, a wtedy ona z nim zerwie, będzie miała złamane serce, znowu. Znowu będziesz musiał oglądać jej łzy”. Wygrała ta druga strona.


- O nic.. Po prostu się z nim pokłóciłem – rzucił z lekkim uśmiechem, który sugerował, że już wszystko w porządku.


- I dlatego uciekłeś z domu? - spojrzał podejrzliwie na syna.


- Poniosło mnie. Wkurzyłem się, nie lubię jak on mi rozkazuje, do tego... jest taki.. - zacisnął pięści.- Taki.. Denerwujący – wydusił z siebie.


- Teraz on tez się tobą opiekuje i powinieneś go słuchać. Zresztą.. co ty sobie myślałeś uciekając z domu, co? Pomyślałeś o tym co będzie czuła mama? Chciałeś ją ukarać, za to, że się ponownie ożeniła? Co ty miałeś w głowie robiąc tak nieodpowiedzialną rzecz? - Głupota jego syna przerosła granicę. Gdy usłyszał głos kobiety, którą niegdyś kochał, w słuchawce telefonu, zrozumiał, jak bardzo martwiła się o syna, było mu jej żal, musiała przechodzić przez coś takiego. Może była po prostu przewrażliwiona, ale to jej jedyne dziecko, jest w niego zapatrzona, zawsze była. To jej największy skarb.
- Nie wiedziałem, że aż tak się zmartwi. Jakby nie mogła się domyślić, że tu przyjechałem – wzruszył ramionami.
- A nie mogłeś chociaż napisać kartki?


- Nie pomyślałem – rzucił po krótkim zastanowieniu.
- Odwiozę cie teraz do mnie, a potem zawiozę cię do domu...


- Nie! - krzyknął wstają z kanapy. Mężczyżna spojrzał na niego nieco zdziwiony tą reakcją.
- Tak, teraz jest czas szkoły, a doskonale wiesz jakie masz oceny, prwada? To będzie najlepsze rozwiązanie – wyjaśnił mu spokojnie. Z reguły był cierpliwym I spokojnym człowiekiem, zdarzało się, że Hidan wyprowadzał go z równowagi, bo kogo nie wyprowadzał? Mimo to wolał z nim rozmawiać, niż na niego krzyczeć.
- Okej, nie chcesz mnie tu, to nie. Pojadę gdzie indziej.. - oburzony podniósł plecak z ziemi I ruszył do wyjścia. W ostatniej chwili zatrzymał go ojciec chwytając go za ramię.


- Hidan... spokojnie. Nikt nie powiedział, że cię tu nie chcę. Po prostu uważam, że lepiej będzie jak wrócisz do Tokio, przynajmniej na teraz.


- Nie wracam! - wyrwał się z uścisku ojca.


- Hidan, to że nie powinieneś tu teraz zostawać, to nie moje widzi mi się. Pamiętaj, że szkoła jest ważna. Zrozum.. ja też chciałbym widywać cię codziennie, bo tęsknie za tobą jak cholera, I gdybym mógł to robiłbym to, ale pracuje. Praca jest ważna, bo dzięki niej mogę zarabiać na ciebie I na wspólne wycieczki z tobą, które uwielbiam. Dlatego poświęcenie się ciężkiej pracy jest ważne.


- Jasne...


- Do tego, twoja mama, powinieneś wrócić dla niej. Narobiłeś jej strachu, jesteś jej to winien.- Patrzył na syna, który ewidentnie nad czymś rozmyślał, mając na twarzy wciąż niezadowoloną minę. Trwało to dłuższą chwilę.


- Niech będzie – westchnął.- Ale robie to tylko dla niej.


- No i to rozumiem – uśmiechnął się, klepiąc go w plecy. Siwowłosy jęknął krzywiąc się nieznacznie. - Boli cię? - zdziwił się.

- Ee... niee, to znaczy tak. Ostatnio dużo gram w kosza, I mięśnie mam nadwyrężone, no I piłką też dostałem.


-Tylko krzywdy sobie nie zrób, czasem lepiej sobie zrobić przerwę. Pójdę do łazienki, poczekaj, jak wrócę zawiozę cię do mnie – rzucił wychodząc z gabinetu. Gdy drzwi się za nim zamknęły, Hidan odetchnął z ulgą. Gdyby się wydało, byłaby niezła afera.

Satoshi leżał z głową na biurku I patrzył na zachodzące słońce. Miał się uczyć, ale nic nie wchodziło mu do głowy. Nieszczęsna fizyka, plątała mu wszelkie wzory w głowie. Gdyby tylko był komputerem, życie byłoby prostsze. Egzaminy już za trzy dni, a on dalej nic nie kumał. Mógł się jednak zgodzić na te korepetycje, które sugerowała mu babcia, ale nie... po co? Przecież chciał mieć więcej czasu na spędzanie czasu z przyjaciółmi. No to ma. Spojrzał na zdjęcie w ramce. Rodzice uśmiechali się do niego, choć tak na prawdę do aparatu, który robił zdjęcie za pomocą samowyzwalacza. Pamiętał ten dzień. Westchnął. Gdyby ojciec tu był wszystko by mu wytłumaczył, I nie było by problemu, niestety jego babcia nie potrafiła mu pomóc w przedmi0otach ścisłych, a Deidara był beznadziejnym nauczycielem. Nagato zawsze chętnie by pomógł, ale on I tak miałd użo na głowie. To siedzenie w domu przy książkach trzecią godzinę, doprowadzało go już do szału. Nie mógł usiedzieć w miejscu, nogi mu już cierpły. Wstał gwałtownie od biurka, głośno odsuwając za sobą krzesło. Przeciągnął się, chwycił książkę od fizyki, po czym wyszedł przez okno. Zeskoczył na dach garażu, a dopiero potem na ziemie. Gdyby wyszedł drzwiami frontowymi, babcia by go przyłapała I zaczęłaby zrzędzić, jaki to z niego leń I niewdzięcznik. Ruszył przed siebie z książką pod pachą. Był ciepły wieczór, niebo zrobiło się pomarańczowe, drzewa mieniły się w blasku ostatnich promieni słonecznych, które przebijały się między gałęziami.
Stanął przed czarną ławeczką, położył na niej książkę, po czym sopjrzał na grób swoich rodziców. Zadbany jak zwykle, bo zarówno on jak I babcia przychodzili tu bardzo często. Zapalił kadzidełko, złożył ręce, chwilę się pomodlił, po czym usiadł na ziemi przed ławką I otworzył książkę na odpowiedniej stronie.


- Pomyślałem, że na świeżym powierzu nauka pójdzie mi lepiej – rzucił nagle, wyciągając ołówek z kieszeni. Myślał chwilę nad wzorem, widniejącym mu przed oczami.


-Pomoglibyście... - dodał w stronę nagrobka. Przechodząca obok kobieta w średnim wieku rzuciła ku niemu zdziwione spojrzenie I przewróciła oczami.


- Powinniście być dumni, wreszcie zacząłem się uczyć – Nauka nifgdy nie należała do jego ulubionych zajęć, ale dopiero niedawno pojął, że uczyć się warto nieważne jak nudne by to nie było. A może po prostu chodziło tu o rywalizację. Nie chciał być najgorszy z kumpli. Nie licząc Hidana, ale on należał do wyjątków. Do tego miał dość zrzędzenia babci.


Czarny samochód podjechał na podjazd. Blądwłosa kobieta natychmiast wybiegła z domu. Siwowłosy ledwo zdążył wyjść z samochodu, a ta od razu rzuciła mu się na szyję, ściskając go mocno.


- Kobieto.. przestań... przecież żyję – burknął niezadowolony z jej publicznego okazywania uczyć. Gdy odkleiła się od niego, natychmiast zmieniła wyraz twarzy. Z radosnej, szczęśliwej matki, w terminatora. Hidan westchnął, wiedząc, że czeka go awantura. Po chwili z samochodu wyszedł ojciec chłopaka.


- Jest cały I zdrowy. Mówiłem, że tak będzie – zapewnił byłą żonę.


- Wybacz, przez niego musiałeś urwać się z pracy – czuła się winna, że ich syn przysporzył kłopotów własnemu ojcu. Myślała, że lepiej go wychowała. Być może popełniła za wiele błędów, dlatego Hidan tak się zachowywał, I to coraz częściej.

- Hidan, idź do pokoju, później porozmawiamy – ponownie zmieniła ton na surowszy, patrząc na siwowłosego.


- Jasne... - burknął przewracając oczami. Skierował sie w stornę wejścia do domu, gdy uniósł wzrok zobaczył przy drzwiach stojącego ojczyma z papierosem w ręku. Zmroził go groźnym spojrzeniem, po czym minął go tak jakby nie chciał sie czymś od niego zarazić.


- Jeszce raz przepraszam za jego zachowanie – powtórzyła.


- Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Znasz go, w jego głowie jest mnóstwó głupich pomysłów – spróbował ją pocieszyć.


- Tak.. wejdziesz?


-Nie, nie mogę. Muszę wracać.


- Okej – uśmiechnęła się miło I odwróciła się z zamiarem pójścia do domu.


- Zaczekaj – zatrzymał ją. Spojrzała na niego. Mężczyzna zerknął w stronę ojczyma Hidana. - Między nimi, wszystko w porządku?


- Tak, po staremu, czemu pytasz? - zdziwiła się, że zainteresował się jej obecnym mężem.


- Tak po prostu. Nie kłócą się czy coś? Miły jest dla Hidana?


- Tak.. to znaczy zdarza im się pokłócić, w sensie Yan na niego czasem krzyknie, ale najcześciej to siebie ignorują. Hidan nie wchodzi z nim w bliższe kontakty, ale dlaczego pytasz?


- Bo chce wiedzieć. W końcu to mój syn, a to obcy facet któego nie znam..


- Ale ja go znam – rzuciła kąśliwie. Nie spodobały jej się jakieś dziwne podejrzenia w stosunku do jej mężczyzny. Zresztą gdyby coś się działo to by zauważyła.


- No dobrze. Ale proszę, obserwuj ich


- O co ci chodzi?


- O nic, po prostu obserwuj.. - Otworzył bagażnik I wyjął plecak Hidana, bo on oczywiście zapomniał go wziąć. Wręczył plecak byłej żonie, a ona pożegnawszy się zniknęła za drzwiami domu. Ciemnowłosy patrzył chwilę na palącego papierosa mężczyznę, zastanawiając się nad czymś. Po chwili podszedł do niego.


- Dzień dobry.. dawno się nie widzieliśmy – powiedział wyciągając rękę. Ojczym uścisnął dłoń mężczyźnie. -
- To prawda – rzucił, wypuszczając dym z papierosa. - Co u pana?
- Wszystko dobrze. A u was? Hidan nie chętnie opowiada, więc pozwoli pan że zapytam. Jakie ma pan stosunki z moim synem?


- Zwyczajne. Staram sie być ojcem, ale w jego mniemaniu zawsze będę ojczymem, w końcu ciężko dorównać komuś takiemu jak pan – uśmiechnął się, gasząc papierosa.


- Taa.. No, ma pan ciężki orzech do zgryzienia – zażartował, patrząc na niego podejrzliwie. - Mam nadzieję, że jest pan dla niego dobrym wzorem – spoważniał.


- A co? Hidan się na coś skarżył – uśmiech nadal widniał na twarzy osiłka, lecz tym razem już mniej promienny.


- Słucham?.. Nie, nie bardzo. Wspominał, że trochę się z panem pokłócił, nic więcej. A powinien coś dodać? - Nastała chwila krótkiej, lecz nieprzyjemnej ciszy. Na tę chwilę atmosfera zrobiła się gęsta.


- Nie. Powiedział całą prawdę – zapewnił wpatrując się w mężczyznę niezadowolonym wzrokiem, mimo to uśmiech z twarzy mu nie schodził.


- To dobrze wiedzieć – Poklepał go po ramieniu, po czym udał się do samochodu. Nie dokońca wierzył w szczerość tego faceta.


Ojczym obserwował odjeżdżający samochód, gdy tylko się oddalił, wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi.

Od Autorki: Tadaaaam, werble pliis. Tak, skończyłam rozdział, i to prawie po dwóch latach. Chyba pobiłam wszelkie rekordy w tej dziedzinie. Nie dziękujcie xD I nie, nie będę znowu obiecywać, że na pewno dodam kiedyś kolejny rodział. Może tak, może nie, nie wiem... Niestety. I nie pracowałam nad tym rozdziałem przez dwa lata. Jeden wątek był pisany prawie dwa lata temu, drugi jakieś pół roku temu, a kolejny dzisiaj, bo tak mnie naszło. Dostałam cudownej weny, choć nie powiem, że podoba mi się ten rozdział jakoś bardzo ;p Zdecydowanie za dużo dialogów jak dla mnie, no ale cóż, miałam widocznie wene na dialogi xp
Wiem, że jest jeszcze malutka garstka ludzi, którzy czytają ten blog. A więc to dla was moi mili <3 Być może napisze kolejne rozdziały, wiecie jak to mówio.., nadzieja umiera ostatnia xd
Eh, chodzi po prostu o to, że lubie te postaci i ten blog, ale nie mam często ochoty pisać, ani też takiej weny która da mi powera do pisania tego opowiadania, to też dlatego idzie mi to tak cholernie wolno.
Ale z sentymentu, możliwe, że co jakiś czas będę tu wracać. Zależy dużo od tej weny właśnie, która ostatnio tak raz sie mnie trzyma raz jej nie ma, i tak w sumie nie wiadomo jak to z nami jest. Może rzuciła mnie w cholere i tylko czasem przychodzi z łaski. Kto ją tam wie.
No to tyle. Buziaczki :*
P.S: Jeśli się walnełam w jakimś imieniu (Matki, ojczyma itp) to wybaczcie nie pamiętam ich imion i nie wiem w którym rozdziale szukać, o ile ich imiona były wymienione wczesniej.
P.S2: Poprawiłam błędy, choć, mogłam się paru nie dopatrzeć.

*Line - coś jak facebook, tylko w Japonii.

2 komentarze:

  1. OMG! Nawet nie spodziewałam się rozdziału i tu takie zaskoczenie :D rozdział jest zajebisty i czekam z niecierpliwością na kolejny :D mam nadzieję że rozdział pojawi się jak najszybciej i życzę dużo weny
    Pozdrawiam
    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    kochana nawet nie wiesz jak ja bardzo cieszę się z Twojego powrotu... i liczę na więcej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń