- Ale.. jak to nie mogę go zabrać do
domu? - starsza kobieta nie rozumiała tego co miał na myśli
Nadinspektor. Przyleciała do wnuka najszybciej jak mogła, a okazuje
się, że nie mogą wrócić razem do domu.
- Proszę mi wybaczyć, ale takie
prawo.. - Nie lubił robić ludziom nadziei, mógł powiedzieć jej o
tym przez telefon, ale miał na głowie zbyt dużo spraw, by pamiętać
o wszystkim. - Aż do rozprawy sądowej, w której sąd przyzna pani
opiekę nad Sasorim, musicie mieszkać osobno..
- Nie chcę mieszkać w sierocińcu –
jęknął czerwonowłosy. Nie rozumiał tego wszystkiego. Babcia po
niego przyleciała taki kawał drogi, a on im mówi, że nie mogą
mieszkać razem. O co chodzi? Wolałby mieszkać z babcią niż w
domu dziecka. Dlaczego wszystko jest przeciwko niemu?
- To tylko parę dni. Rozprawa będzie
za sześć dni – Minato starał się przekonać trzynastolatka, do
tego by zgodził się pójść do sierocińca na te parę dni. Jednak
żadne argumenty nie działały. Nawet to, że babcia będzie go
codziennie odwiedzać, choć nie było to wskazane ze względu na
inne dzieci. Sasori się uparł i nic prócz siły fizycznej nie
zaciągnie go tam, choćby walił się świat.
- Sasori, skoro tak trzeba to musisz tam
iść – wtrąciła Chiyo. - Przecież musisz gdzieś mieszkać
przez ten czas. Do tego zawrzesz tam nowe znajomości. - sądziła,
że jeśli pozna ludzi z podobnymi problemami poczuję się trochę
lepiej, będzie wiedział, że nie jest sam i jest wiele dzieci,
które kiedyś podobnie cierpiały jak on. Może i babcia chciała
dla niego dobrze, ale Akasuna wcale tak tego nie postrzegał. Dla
niego zapoznanie się z ludźmi, którzy mają podobny problem, bo
nie mają rodziców tak jak on, jest jeszcze bardziej dołujące. Nie
chciał zamieszkać w smutnym i przygnębiającym miejscu. Nigdy nie
był w sierocińcu, słyszał tylko jak tam jest. Może był to po
prostu głupi kaprys, wiążący się z wiekiem dojrzewania, a może
sam już nie wiedział czego chce. Mieszkanie z babcią było średnio
fajnym pomysłem, ale jedynym dobrym wyjściem w tej sytuacji.
Mieszkanie w domu dziecka wiązało się z obawą, że zostanie tam
już na zawsze. Nie miał dużego zaufania do babci, bo nigdy w życiu
nie musiał na niej polegać, nie dała mu powodów by jej ufać.
- Nie chce! - krzyknął, by dać im
wszystkim w końcu do zrozumienia, że nie przekonają go nigdy w
życiu. Chiyo nie miała siły, by się z nim wykłócać, sama w
środku przeżywała śmierć syna i synowej. Dla niej to też był
wielki cios, choć nie okazywała tego.
- Pf.. rozpieszczony bachor.. - syknął
do siebie Hatake, stojąc na uboczu i podpierając ścianę plecami,
przysłuchiwał się rozmowie. - Na mnie już pora. - rzucił
ruszając w stronę wyjścia. - Trzymaj się dzieciaku. - dodał
mijając ich. Nagle poczuł jak coś go zatrzymuje. Spojrzał za
siebie i ujrzał czerwonowłosego beksę trzymającego jego płaszcz,
na którym zacisnął palce jednej ręki.
- Czy... czy mogę pomieszkać u pana? -
zapytał nieśmiało płaczliwym głosem.
- Sasori! - zrugała go babcia. -
Przestań wymyślać. Puść pana. - rozkazała pociągając wnuka do
siebie, ale to na niewiele się zdało.
- Proszę... - wyszeptał. Wolał
mieszkać u niego niż w sierocińcu. Choć nie znał go dobrze to
przeżył u niego jedną noc, oznaczało to że nie mógł być taki
zły. - Bardzo.. proszę – zacisnął powieki, żeby łzy nie
wypłynęły. Nie chciał już płakać, ale na próżno. Wciąż się
zbierały i zbierały w kącikach jego oczu.
- Ty myślisz, że mój dom to jakiś
hotel? - spojrzał na niego zażenowany. W głębi serca było mu go
szkoda. Biedny dzieciak był tak zdeterminowany, że błagał o
mieszkanie z nim, z niezbyt miłym facetem.
- Kakashi, chyba mu nie odmówisz? -
Niebieskooki spojrzał na niego z lekkim uśmiechem mówiącym „I
co teraz zrobisz?”. Minato bardzo dobrze znał Kakashiego,
przyjaźnią się już od dawna, choć czasami tego po nich nie
widać. Wiedział, że siwowłosy nie będzie potrafił odmówić
chłopcu. Inspektor westchnął i przeczesał włosy ręką. Nie
chciał żadnych lokatorów, ale z drugiej strony ciężko było
powiedzieć NIE zrozpaczonemu dziecku.
-Niech będzie.. - zgodził się po
chwili namysłu. - Jeśli nie będzie mi przeszkadzał w pracy, to
nie mam nic przeciwko.
- Jest pan pewny? - dopytała staruszka.
Nie chciała robić nikomu problemów, a już na pewno nie obcemu
mężczyźnie.
- Dziękuje.. - rzucił zmęczonym
tonem, po czym puścił płaszcz Kakashiego i zaczął osuwać się
na ziemie. W ostatniej chwili przed zderzeniem z podłogą, złapał
go Minato.
- Sasori! Co się mu stało? - zapytała
spanikowana Chiyo dobijając do wnuka.
- Spokojnie, nic mu nie jest –
zapewnił ją Namikaze, widząc że chłopiec prawidłowo oddycha -
To z przemęczenia.
Minęły dwa dni odkąd Akasuna
zamieszkał z Kakashim. Babcia odwiedzała go codziennie rano,
przynosząc jakieś smakołyki, które były dużo lepsze od jedzenia
Kakashiego. Był przekonany, że to właśnie dzięki temu jeszcze
żyje. Przez te dwa dni prawie nic się nie zmieniło. Sasori wciąż
płakał i tęsknił za rodzicami, ciągle łudząc się, że kiedyś
obudzi się z tego koszmaru. Mieszkanie z inspektorem nie było złe,
ale nie należało też do najlepszych. Ten siwowłosy facet lubił
rozkazywać, a Sasori wprost nie znosił rozkazów. Do tego gotował
strasznie, czasami nawet kanapki nie potrafił zrobić smacznej.
Popołudniami zostawał sam, bo Hatake musiał iść do pracy, choć
ze względu na pobyt Czerwonowłosego w jego domu, Minato dał mu
mniej godzin pracy. Co wcale Kakashiemu nie sprawiło radości, bo on
lubił swoją pracę. Opieka nad nastoletnim dzieckiem też nie była
łatwa, chociaż Sasori był raczej cichy i nie sprawiał zbyt wielu
problemów, oprócz tego że dosyć często szlochał, co było
irytujące dla mężczyzny. Spanie na kanapie też nie uśmiechało
mu się jakoś bardzo. Postanowił jednak to znieść. Nie był ojcem
i nie sądził żeby potrafił nim być, a przynajmniej nie zamierzał
póki co. Wiedział, że nastolatki lubią się buntować ale nie że
aż tak. Dlaczego prawie każda odpowiedź to „zaraz” albo
„później”, albo bardziej dobijająca „nie chce mi się”. On
taki nie był. Ah te czasy, tak bardzo się zmieniają. Takie
przynajmniej odnosił wrażenie.
Kolejnego ranka Sasori został obudzony
przez koszmar. Miał sen w którym jego rodzice kładli się
dobrowolnie do trumny mówiąc mu, że już się nigdy nie zobaczą.
Co za głupi i bezsensowny sen. Skąd się one biorą? Przecież to
bez sensu, jego rodzice nigdy by tak nie zrobili. Po ubraniu się w
świeże ubrania, które przywiozła mu babcia poprzedniego dnia,
wyszedł z sypialni. Od razu przybiegł do niego pies i zaczął
merdać ogonem na powitanie. Pogłaskał go krótko i ruszył do lady
za którą stał Kakashi, ubrany w samą podkoszulkę i bokserki. To
chyba oznaczało, że również niedawno wstał. Nic dziwnego było
po piątej rano.
- Co tak wcześnie? - zapytał wyjmując
z lodówki mleko. Akasuna w tym czasie usiadł na krzesełku i
podparł się na łokciu o blat, a w odpowiedzi wzruszył tylko
ramionami. Nie miał ochoty opowiadać o swoim głupim śnie, przez
który nie mógł dalej spać.
- Płatki? - dopytał potrząsając
pudełkiem czekoladowych kulek do mleka. Na to pytanie również
odpowiedział wzruszeniem ramion. Hatake westchnął i postawił
przed nim płatki, mleko i miskę. Sasori zerknął na zdjęcie w
ramce stojące na końcu lady. Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą
brązowowłosą dziewczynę. Widział je już wcześniej, ale teraz
coś skłoniło go do tego, by o to zapytać.
- Kto to? - rzucił wskazując na owe
zdjęcie. Kakashi spojrzał we wskazaną stronę, i na chwilę
zawiesił wzrok na zdjęciu.
- To.. moja przyjaciółka –
odpowiedział po krótkiej chwili ciszy.
- Pana dziewczyna? - Skoro facet mówi,
że przyjaciółka to znaczy że dziewczyna, w jego mniemaniu tak
właśnie było.
- Powiedziałem przyjaciółka –
powtórzył, kładąc pusty talerz po swoim śniadaniu do zlewu.
- Planujecie ślub? - Nie dotarło do
niego słowo przyjaciółka.
- Nie. - Zaczynało go irytować to
wnikanie w jego przestrzeń osobistą. Nie był wylewnym człowiekiem,
nie lubił się zwierzać.
- Dlaczego? Przecież jest ładna. - Nie
miał pojęcia czemu o to wszystko pyta, nie miał żadnych powodów,
chciał czasami o czymś pogadać, by nie myśleć ciągle o
rodzicach, a niewiele mieli wspólnych tematów, choć z dnia na
dzień dogadywali się coraz lepiej.
- Bo.. nie. - Miał nadzieję, że taka
odpowiedź wystarczy temu ciekawskiemu dzieciakowi.
- Mieszka gdzieś niedaleko?
- Mógłbyś się zająć swoimi
sprawami? - zapytał marszcząc brwi. Zapadła chwila ciszy. Sasori
nie wiedział co jest złego w pytaniu o takie rzeczy, przecież nie
chce jej dokładnego adresu ani zaproszenie na ślub. Chciał tylko
wiedzieć kim jest ta ładna pani ze zdjęcia.
- Jakimi? - odezwał się w końcu
patrząc w niezadowolone oczy, albo raczej oko, Kakashiego.
- Na przykład takimi: Wiesz może jaki
jutro jest dzień? - Chwilę trwało za nim chłopak odpowiedział na
to pytanie, choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego co będzie
jutro.
- Wiem... - spuścił głowę, a
przecież zaczął tą rozmowę po to, by o tym nie myśleć.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytał
złośliwie.
- Nie..
- No właśnie. Tak samo ja nie chce
rozmawiać o tej dziewczynie. Rozumiesz? - Czerwonowłosy pokiwał
głową na znak, że rozumie. Kakashi po chwili zniknął w łazience
zostawiając Sasoriego samego ze swoimi myślami. Dlaczego Kakashi
się na niego wkurzył? To przecież normalne, że nie chce rozmawiać
o pogrzebie rodziców, ale co jest złego w rozmawianiu o dziewczynie
ze zdjęcia? Mógł mu od razu powiedzieć, że nie chce o tym gadać,
zrozumiał by, po co od razu tak się wkurzać.
Miał już trzynaście lat, prawie
czternaście, był nastolatkiem więc, był za duży na bawienie się
zabawkami, lecz wciąż za młody by siedzieć ciągle przed
telewizorem, co z czasem stawało się nudnym zajęciem. Gdyby
wszystko było dobrze, gdyby jego rodzice żyli na pewno teraz był
by na dworze ze swoimi przyjaciółmi, których już dawno nie
widział. Grali by w baseball albo piłkę nożną, albo znaleźli by
sobie jakieś inne ciekawe zajęcie. A gdyby musiał siedzieć w
domu, włączył by komputer i w coś zagrał albo przejrzał
internet. Jednak rzeczywistość była inna, nie był teraz u siebie
w domu, nie było tutaj jego przyjaciół, ani nie miał tu swojego
komputera. Był tylko laptop Kakashiego, którego raz próbował
włączyć gdy ten był w pracy, ale nic z tego. Hatake założył
hasło, i ni jak nie mógł zgadnąć jakie ono jest. Nic dziwnego,
zna faceta dopiero od paru dni, nic o nim nie wie, to normalne, że
nie potrafi odgadnąć hasła.
Inspektor wyszedł do pracy godzinę
temu, i zapewne wróci za trzy lub cztery godzinny. Sasori głupio
się czuł wiedząc, że pracuje tak krótko tylko ze względu na
niego, a przecież miał mu nie przeszkadzać w pracy. Nie chcą
zostawiać go samego ze względu na jego stan emocjonalny, podsłuchał
rozmowę, więc to wiedział. Chyba są głupi jeśli myślą, że
sobie coś zrobi przez to że stracił rodziców. To dla niego
straszny cios, ale nie miałby na tyle odwagi, by się zabić.
Pogodził się już z tym, że jest tchórzem. Do tego Kakashi
dzwonił co godzinę, by sprawdzić co u czerwonowłosego i zapytać
jak się czuję. Strasznie go to denerwowało. Nie był już
dzieckiem, powinien to wiedzieć. Tego dnia zupełnie zapomniał o
telefonach. Nudziło mu się strasznie, ciągle myślał o tym co
będzie jutro. Bał się tego dnia, tego ostatecznego pożegnania. To
było przerażające. Był na pogrzebie tylko raz, jak miał pięć
lat, wtedy umarł jego dziadek. To było dawno wtedy prawie nic nie
rozumiał. Ale pomimo to pamiętał, że płakał i krzyczał, by nie
zakopywali dziadka bo nie będzie miał czym oddychać. To jedno z
najgorszych jego wspomnień jakie miał, nie chciał przeżywać
czegoś podobnego po raz kolejny.
Miał dosyć tego siedzenia przed
telewizorem, musiał coś zrobić. Wstał i wyłączył nudny serial
który leciał w telewizji, po czym podszedł do komody i wziął z
niej smycz.
- Chodź Chiaki – zawołał do psa, a
ten od razu do niego podbiegł. Zapiął psu smycz i wygrzebał z
szuflady komody klucz, po czym wyszedł z domu. Stojąc przed domem
rozejrzał się po okolicy, nigdy stąd jeszcze sam nie wychodził.
Mieszkał w zupełnie innej okolicy, więc nie znał tej, ale to w
końcu Tokio, jego miasto, na pewno znajdzie drogę z powrotem.
Ruszył przed siebie wzdłuż chodnika, starał się cieszyć ładną
wakacyjną pogodą i nie myśleć o smutnych rzeczach. Nie musiał
daleko iść, bo gdy tylko minął dom Kakashiego jego oczom ukazał
się, spory fragment zieleni. Wyglądał jak taki mały park w paru
metrach kwadratowych. Równo wykoszona trawa, parę drzew i krzaków.
Idealne miejsce na spacer dla psa, wystarczająco dużo miejsca by
porzucać patyk lub piłkę psu, lub żeby się po prostu z
relaksować. Nie było tu nikogo prócz niego, choć w okolicy było
sporo domów. Może nikt inny nie miał tutaj psa? Albo czasu na
spacery. Nie zastanawiał się nad tym długo, bo co go to
obchodziło. Wkroczył na zielony teren razem z psem. Chiaki wyczuł
swój rewir, od razu zaczął podsikiwać jedno z drzew. Akasuna nie
miał pojęcia, czy powinien puszczać psa, w sumie nigdy z nim nie
był na spacerze, i pomimo że pies potrafił iść przy nodze, nie
ciągnął się ani nie wyrywał, to bał się go puścić.
Postanowił więc tego nie robić, jeszcze miałby przez to kłopoty.
Nie jego pies przecież. Z drugiej strony nudny jest spacer z psem
który idzie tylko na smyczy. Zatrzymał się. Postanowił
zaryzykować. Odpiął smycz psu. Ku jego zdziwieniu nic się nie
stało. Owczarek stał w miejscu i nie zamierzał uciekać. Chłopak
odetchnął z ulgą. Rozejrzał się po ziemi szukając jakiegoś
patyka lub kamyka, coś co mógłby rzucić go psu. Znalazł.
Podniósł kija i uniósł go za głowę.
- Chiaki! - zawołał by zwrócić uwagę
psa, który od razu do niego podbiegł merdając ogonem. - Aport! -
krzyknął rzucając patykiem daleko przed siebie. Pies niczym
strzała pognał prosto za patykiem unoszącym się w powietrzu. Nim
kij zdążył upaść na ziemie, Chiaki skoczył i złapał patyk w
powietrzu, zgrabnie lądując na ziemi.
- Wow.. Dobry jesteś – powiedział do
psa, gdy ten do niego podbiegł ze zdobyczą w pysku. Zabrał mu kij
po chwili siłowania się z nim. - Zobaczymy czy to złapiesz. - Ta
zabawa trwała aż pół godziny, i za każdym razem pies łapał
rzucany mu kij. Musiał przyznać, że pies był bardzo uzdolniony.
Nie przypuszczał, że zabawa z psem może być taka przyjemna,
mogłoby się wydawać, że to tylko głupie rzucanie patykiem, ale
jeśli jest się dość kreatywnym i ma się choć trochę wyobraźni
to zaczyna się robić ciekawie.
Czerwonowłosy rzucił patyk po raz
kolejny i tak samo jak wcześniej, pies za nim pognał. Jednak tym
razem nagle zatrzymał się przerywając pogoń za patykiem. Kijek
upadł na trawę, a pies dalej stał w miejscu czemuś się uważnie
przyglądając.
- Co jest? - zapytał Sasori, choć nie
oczekiwał odpowiedzi. Patrzył na stojącego w miejscu psa, po czym
powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem i zatrzymał je na drzewie, na
którym siedział kot. To nie oznaczało nic dobrego. Szybkim krokiem
ruszył w stronę psa, wiedział że pies i kot to niekoniecznie
dobra para do zabawy. Chciał zdążyć za nim kot zeskoczy z
drzewa... Za późno. Gdy Sasori dochodził już do Chiakiego, kot
zeskoczył z grubej gałęzi na ziemię, a Chiaki ruszył na niego
pędem. Bury kot nastroszył się widząc psa i jak najszybciej
zaczął uciekać.
-Chiaki!! - trzynastolatek pobiegł za
psem. Nie mógł go przecież zgubić, nie mógł pozwolić mu uciec.
No i nie chciał, by zjadł tego niewinnego kotka. Biegł ile sił w
nogach ale pies był od niego dużo szybszy. Mógł go nie puszczać..
co go podkusiło? Cholera... Tak dobrze się z nim bawił, nawet
przestał myśleć o tym co spotkało jego rodziców. Kiedy nareszcie
znalazł sobie jakieś zajęcie głupi kot wszystko zepsuł. Ale czy
mógł mieć pretensje do kota? To tylko zwierzę, które nie
wiedziało, że komuś może w czymś przeszkodzić. Gdy zwierzęta
przebiegły przez ulicę sprawnie omijając jeżdżące pojazdy, na
szczęście nie była to zbyt ruchliwa ulica, Sasori zatrzymał się
przed nią, wypatrując wzrokiem owczarka, który po chwili zniknął
mu z pola widzenia. Nie miał już siły dalej biec.
- On mnie zabije.. - wydyszał do
siebie. Co teraz będzie z psem? Czy wróci? Nie miał pojęcia, ale
przecież psy są mądre. Miał nadzieję, że nie wpadnie pod
samochód. Był zły na siebie, że spuścił psa ze smyczy. Chiaki
nie był jego psem, nie powinien w ogóle z nim wychodzić i
decydować o tym czy może zostać spuszczony ze smyczy. Wyszedł z
psem bez pytania, i go zgubił, na pewno Kakashi nie będzie z tego
powodu zadowolony. Wkurzony podniósł niewielki kamień i cisnął
nim przed siebie. Los chciał, że uderzył w maskę jednego z
przejeżdżających samochodów. Sasori nie czkał na dalszy bieg
wydarzeń, po prostu uciekł z miejsca wydarzenia. Kierowca zatrzymał
auto i odsunął szybę.
- Hej! - krzyknął w stronę Sasoriego,
który był już daleko. Nie interesowało go dostanie ochrzanu, ani
płacenie za jakąś szkodę, którą mógł wyrządzić, choć miał
nadzieję, że tego nie zrobił.
Wrócił do domu w potwornym
nastroju. Chodził wzdłuż salonu w tę i z powrotem, cały czas
zastanawiając się co dalej będzie z psem. Na prawdę liczył na
to, że wróci, choć obawa przed tym, że tego nie zrobi była
silniejsza. I co on teraz powie inspektorowi? Dlaczego on zawsze musi
mieć jakiś głupi pomysł? Nie znosił się za to. Chyba nikt nie
miał takiego pecha jak on. W tym momencie do domu wpadł Kakashi,
dosłownie wpadł. Sasori spojrzał na niego zaskoczony jego zbyt
szybkim powrotem, a jednocześnie trochę przerażony, bo siwowłosy
ruszył do niego stanowczym krokiem. Czyżby wiedział już o psie?
Ale jak?
- Dlaczego nie odbierasz telefonów? -
zapytał chłodno, łapiąc Akasune za koszule. Chłopak nie wiedział
co powiedzieć. Patrzył w niezadowolone oczy inspektora i nie miał
pojęcia co powiedzieć. Jeśli powie, że wyszedł z psem od razu
będzie musiał się przyznać do tego, że go zgubił. Ale przecież
i tak zauważy brak obecności swojego pupila.
- Żarty sobie robisz?! - Na poważnie
się przestraszył. Nie odbierał ani domowego, ani komórki. Zaczęły
do głowy przychodzić mu najczarniejsze myśli, zaczynał nawet
żałować że nie wziął sobie urlopu jak prosił go Minato. Na
prawdę się martwił o dzieciaka, przecież gdyby coś mu się stało
nigdy by sobie nie wybaczył. Może i nie był zbyt miły, ale miał
sumienie.
- Bo ja... - wyjąkał decydując się
powiedzieć prawdę. Być może jeśli się przyzna Kakashi będzie
wiedział gdzie szukać psa, albo napisze jakieś ogłoszenie o
zaginięciu. Nie ma czasu do stracenia. - Ja wyszedłem na chwilę...
z psem. Nie wiedziałem, że... - Hatake puścił go i odetchnął z
ulgą. A więc poszedł tylko z psem.
- Mogłeś przynajmniej wziąć telefon.
- Gdzie ten dzieciak ma głowę? Doprawdy, nikt już dawno nie
napędził mu takiego strachu. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie
się martwił o jakiegoś prawie obcego mu dzieciaka. - Gdzie Chiaki?
- zapytał zdziwiony faktem, że nikt nie cieszy się z jego powrotu.
Po tym pytaniu fala gorąca oblała Sasoriego.
- Ee.. no bo... - zamierzał się
przyznać, ale to było trudniejsze niż myślał. - Bo on.. on..
- O rany.. - westchnął domyślając
się co mogło się stać. - Zgubiłeś go? - miał nadzieje, że
właśnie to się stało, a nie coś gorszego.
- Nie! - wypalił nagle, instynktownie
we własnej obronie. - To znaczy... sam się zgubił – dodał cicho
odwracając wzrok. Przecież nikt nie kazał temu psu gonić za
kotem. - Przepraszam..
- O, umiesz przepraszać. A to
niespodzianka. Ciekawe czego się jeszcze o tobie dowiem. - mówiąc
to ruszył w stronę wyjścia z domu.
- Gdzie idzie... pan.. Gdzie pan idzie?
- poprawił się szybko.
- Szukać psa, a myślisz że gdzie idę?
- przecież to oczywiste dokąd zmierza. Znał swojego kudłatego
przyjaciela i wiedział że jeśli uciekł to wróci, a powodów do
ucieczki nie było wiele, zazwyczaj biegł za kotem albo zającem czy
wiewiórką. Zawsze wtedy wracał mimo to, lepiej było wyjść mu na
przeciw i go poszukać, w końcu Tokio to ruchliwe miasto.
- Też pójdę – podbiegł do
wychodzącego Kakashiego. Czuł się winny, więc też chciał pomóc
w szukaniu Chiakiego.
Po godzinie wrócili do domu z
psem. Na całe szczęście nic mu się nie stało, po prostu daleko
pognał za kotem, dlatego poszukiwania trwały tyle czasu. Kakashi
nie miał za złe chłopcu, że wziął psa na spacer, a ucieczki
zdarzały mu się już nie raz, więc nie obwiniał za to
czerwonowłosego. Nie powiedział mu jednak tego, niech chłopak wie
że następnym razem powinien zapytać się o zgodę. Sasori bardzo
ucieszył się, że Chiaki się znalazł, kamień spadł mu z serca.
To polepszyło jego humor, aż do momentu gdy przyszła pora na
spanie. Ostatnio nie lubił nocy. Miał trudności z zasypianiem, i
wtedy najgorsze myśli i wspomnienia powracały. A wiązało się z
tym płakanie pod kołdrą, czego Kakashi nie znosił, bo i tak
wszystko słyszał. Dlatego chłopak starał się być jak najciszej,
gdyby potrafił to by nie płakał, ale nie umiał tego powstrzymać.
Do tego jutro dzień, którego się obawiał i który najchętniej
odwlekał by do końca życia.
Następnego dnia Kakashi budził
Sasoriego trzy razy, bo czerwonowłosemu nie chciało się wstać.
Tyle problemów z trzynastolatkiem.. gorzej niż z małym dzieckiem.
Sasori bardzo się grzebał z myciem, ze śniadaniem, z ubiorem, ze
wszystkim. Ale to wcale nie sprawiło, że pogrzeb się przesunął w
czasie na później. W końcu nadszedł czas, by założyć czarny
garnitur i wyjść z domu.
-Pospiesz się. Akurat ty nie możesz
się spóźnić. - Jakby to wyglądało, gdyby syn zmarłych spóźnił
się na uroczystość ich pożegnania. Gdy obaj już byli gotowi,
ubrani w garnitury wreszcie mogli wyjść z domu. Kakashi jechał tam
ze względu na grzeczność. Zajmował się sprawą ich morderstwa, a
do tego teraz niańczył ich dzieciaka, więc wypadało pojechać. Po
mimo iż Sasori nie miał dużej rodziny, bo tylko babcię, to
zdziwił się że pod kościołem zebrał się spory tłumek. Myślał,
że będą tylko we troje, no może ktoś z sąsiadów jeszcze
przyjedzie. Ale okazało się, że przyszli nie tylko najbliżsi
sąsiedzi, ale również jego przyjaciele z rodzicami. Tego się nie
spodziewał i wcale nie chciał, żeby przychodzili. Niechętnie
wysiadł z samochodu i ze spuszczoną głową, nawet nie zerknąwszy
na swoich przyjaciół. Komushi, Koji i Emi, jego przyjaciele z
którymi znał się od dziecka. Nie miał teraz odwagi spojrzeć im w
oczy. Nie chciał by uważali go za beksę, był załamany, nie
chciał by widzieli go w takim stanie. Zwyczajnie się wstydził. Do
tego mogą być na niego źli, przez te ostatnie dni pisali do niego
sms'y i dzwonili ale ona ani nie odbierał, ani nie odpisywał, bo
nie wiedział co miałby im powiedzieć.
Msza odbywała się na cmentarzu. Przez
całą mszę ściskało go w gardle, tak bardzo chciało mu się
płakać ale starał się powstrzymywać. Nie rozglądał się na
innych, siedział na samym przodzie razem z babcią, jako najbliższa
rodzina. Wszyscy siedzący z tyłu ich widzieli, co go krępowało,
czuł dyskomfort. Msza strasznie mu się dłużyła, ale wreszcie
dobiegła końca i przyszedł czas na chowanie zmarłych. Nie było
trumien, jego rodzice zostali skremowani, więc nie mógł nawet na
nich spojrzeć ten ostatni raz. Ale nie mogło być inaczej, byli w
tragicznym stanie. Widok chowania urn do grobu, był dla niego
najboleśniejszym momentem. W tym momencie z jego oka wypłynęła
łza, nie mógł się już dłużej powstrzymywać, nie potrafił. To
takie przykre wiedzieć, że zostały z nich tylko prochy. Wiedzieć,
że już nigdy się ich nie zobaczy, nie poczuje i nie dotknie. To
takie smutne, że ich część kończy pod ziemią. Jego tata
uwielbiał widok oceanu, gdyby mógł sam zdecydować na pewno
chciałby żeby jego prochy wysypano właśnie tam. Jaki sens jest w
chowaniu ich w ziemi? Nie rozumiał tego. To było zbyt bolesne. Nie
powstrzymywał już łez. Już nigdy ich nie zobaczy, a przynajmniej
nie na tym świecie. Tak bardzo chciał się do nich przytulić, tak
bardzo chciał powiedzieć, że ich kocha, tak bardzo ich
potrzebował. Nie był jeszcze na tyle dorosły, by poradzić sobie
bez nich. Wierzył w niebo, ale to wcale nie pomagało mu teraz czuć
się lepiej. Nie w tym momencie. Nie miał siły dusić w sobie łez,
i nie chciał już tego robić. Chciał by ten ból zniknął. Ludzie
zaczynali się rozchodzić, niektórzy podeszli do Sasoriego i
położyli mu rękę na ramieniu lub poklepali po plecach, ale on nie
zwracał na to uwagi. W końcu wszyscy się rozeszli i na cmentarzu
został tylko Sasori, Chiyo stojąca obok wnuka i Kakashi stojący
nieco z tyłu.
- Babciu... - zapytał niewyraźnym od
płaczu głosem. - Czy... czy ja jestem zły?
- O czym ty mówisz Sasori? - nie miała
pojęcia co mu przyszło do głowy. - Nie jesteś zły i nie waż się
mówić takich głupot. - zakazała mu sama ukradkiem wycierając łzę
z kącika oka.
- To dlaczego przytrafia się to właśnie
mnie? Co zrobiłem, że moi rodzice nie żyją? - Nie rozumiał
dlaczego to właśnie on musi cierpieć. Czy był aż tak niedobrym
człowiekiem, że życie dało mu taką karę?
- Nic nie zrobiłeś. - odpowiedziała
ciepło. Nie chciała by wnuk, robił sobie z tego powodu wyrzuty
sumienia, bo przecież to nie jego wina. - Nic nie zrobiłeś. Takie
rzeczy.. po prostu się dzieją. - Nie umiała tego inaczej
wytłumaczyć. Czerwonowłosy, stojąc przed nagrobkiem wspominał
chwile przeżyte z rodzicami. Bywały między nimi spory, jak w
każdej rodzinie, zwłaszcza gdy Sasori wszedł w wiek dojrzewania,
ale z ręką na sercu mógł powiedzieć, że byli świetnymi
rodzicami. Nauczyli go wielu ważnych rzeczy, i na pewno nauczyli by
go ich więcej. Co prawda nie zawsze ich słuchał, i czasami
zarzucał im niesprawiedliwość, ale i tak ich kochał.
- Nigdy was nie
zapomnę. - mówił przez płacz podchodząc do nagrobka. Położył
na nim dłoń. - Będę za wami bardzo tęsknił. Ale obiecuję, że
wyrosnę na porządnego mężczyznę. Będziecie ze mnie dumni. -
Bardzo chciał, żeby tak się właśnie stało. By byli z niego
dumni. Nie mówił nic więcej. Stał tak jeszcze dłuższą chwilę.
Ostania łza kapnęła na marmur, po czym wytarł mokre oczy w rękaw
marynarki. Ciężko było się żegnać, ale musiał iść dalej.
Gdyby tego nie zrobił, tkwił by dalej w tej dziurze rozpaczy. Jego
rodzice na pewno, by tego nie chcieli. Choć uczucie pustki wciąż
pozostało, a rana będzie boleć jeszcze przez długi czas, to nie
może stać w miejscu. Musi sobie z tym poradzić, żeby rodzice byli
z niego dumni. To będzie ciężkie, ale nikt nie mówił, że w
życiu jest łatwo. Odsunął się od grobu i razem z babcią i
Kakashim ruszyli w stronę wyjścia z cmentarza.
Nie spodziewał
się, że przed cmentarzem będą na niego czekać Komushi i Emi.
Chciał ich ominąć, ale nim zdążył to zrobić, Emi rzuciła mu
się na szyję, przytulając go do siebie. Jakoś tak, zrobiło mu
się ciepło na sercu. Przyjaźnił się z nią od czwartej klasy, i
zawsze traktował ją jak kumpla, choć dziewczyna się w nim
podkochiwała od samego początku znajomości. Kiedyś mu to wyznała,
ale obrócił to w żart i na tym skończyła się rozmowa o
jakimkolwiek związku.
- A mieliśmy jechać
na obóz.. - powiedział półszeptem. Zdawał sobie sprawę, że nie
pojechali, bo przyszli na pogrzeb jego rodziców. Czuł się trochę
winny, ale przecież nie powinien.
- Zapomnij o tym
głupi obozie – wyszlochała w jego ramię. Tak było jej go szkoda
i było jej przykro, że tak mili ludzie zginęli. To nie było
sprawiedliwe.
- Nie becz..
głupia.. - Kiedy ona płakała, jemu też się chciało. Odsunął
ją od siebie i spojrzał na brązowowłosego chłopca. Nie musieli
sobie nic mówić, rozumieli się bez słów. Minął ich ruszając w
stronę Kakshiego i babci czekających na niego przy samochodzie.
- Trzymaj się –
rzucił Komushi.
- Sasori.. -
zawołała za nim dziewczyna. - Jak poczujesz się lepiej, odezwij
się.
- Jasne.. -
powiedział cicho, gdy już ich minął. Emi smutno patrzyła
na plecy Sasoriego, miała dziwne przeczucie, że już nigdy do nich
nie wróci. I poniekąd miała rację. Akasuna, nie chciał póki co
spędzać z nimi czasu, nie dlatego że przestał ich lubić, ale
dlatego że chciał zacząć nowe życie. Zacząć wszystko od nowa.
Od Autorki: Dobra, nie znam się na prawie. To widać xD Ale jestem pewna, że w każdym państwie mysi być trochę głupiego prawa :P
W każdym razie domyślam, się że mogę przynudzać rozdziałami, gdzie udział bierze tylko dwójka/trójka bohaterów.. Dlatego następny rozdział postaram się dodać za tydzień, bo chcę szybko przejść już do tych bardziej urozmaiconych rozdziałów, gdzie będzie więcej postaci.. no, sami rozumiecie :) Będzie ciekawiej. Przynajmniej na to liczę ^^
Dziękuję, że komentujecie i czytacie :D
W każdym razie domyślam, się że mogę przynudzać rozdziałami, gdzie udział bierze tylko dwójka/trójka bohaterów.. Dlatego następny rozdział postaram się dodać za tydzień, bo chcę szybko przejść już do tych bardziej urozmaiconych rozdziałów, gdzie będzie więcej postaci.. no, sami rozumiecie :) Będzie ciekawiej. Przynajmniej na to liczę ^^
Dziękuję, że komentujecie i czytacie :D
Może L sprawi, że się uśmiechniecie po tym smutaśnym zakończeniu.
Szczerze to ryczałam przy tym rozdziale... Bardzo ciekawy :) Teraz mnie interesuje, czy Sasori zamieszka na stałe z babcią czy z Kakashim o.O
OdpowiedzUsuńZapewne będzie to babcia, ale ja i tak po cichu liczę, że jednak Kakashi ^^
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Może będzie to babcia, może Kakashi, kto wie xD
UsuńDobra, ja wiem, ale to się okaże w następnym rozdziale :P
Cieszę się, że mój rozdział wzruszył, to chyba znaczy, że nie wyszedł tak źle jak myślałam ^^
Też chce żeby zamieszkał z Kakashim *.*
OdpowiedzUsuńAle.. za babcie się przecież nie obrażę XD Rozdział był ciekawy i naprawdę mnie wciągnął szczególnie w momencie kiedy Saso zgubił psa XD (Dziwie się że Kakashi go nie zjebał czy coś w tym stylu xd kiedy ja zgubiłam kudłacza sąsiadki ledwo uszłam z życiem XD)
O co chodzi z tą "ładną brozowowłosom panią ze zdjęcia"? Czyżby Rin? Błaaaaagam Cię rozwiń to w następnej notce!
Scena na pogrzebie sprawiła że miałam łzy w oczach ;_; (nie beczałam jakby co!) Po za tym Sasori strasznie mnie zirytował, no bo jaki trzynastolatek boi się płakać na pogrzebie rodziców bo nie chce wyjść na mięczaka? Serio Saso? Serio? XD
To co powiedział przy grobie.. wzruszające i trochę przewidywalne ale.. kim ja jestem żeby oceniać? xD
A więc... komentarz miał być dłuższy ale pisze go chyba już piąty raz przez mojego grata którego zwykłam nazywać komputerem XD
Trzymam cię za słowo i czekam na rozdział w przyszłym tygodniu ;* Pozdrawiam i życze weny ^^
(I niech będzie Rin! XD)
Też bym się wkurzyła, gdyby mi ktoś psa zgubił :O
UsuńWątek o brązowowłosej dziewczynie na pewno się pojawi i wszystko zostanie wyjaśnione, ale to nie będzie w następnym rozdziale :<
Jak to kim jesteś? xD Jesteś czytelnikiem i masz prawo oceniać i mówić co ci się podoba, a co nie :)
Zazwyczaj gdy opisuje emocje bohaterów, to opieram się na własnych doświadczeniach, a jeśli czego nie przeżyłam to posiłkuje się emocjami bohaterów z różnych filmów czy książek.
Postaram się bardzo dotrzymać obietnicy i dodać rozdział w tym tygodniu ^^
Cześć! ^_^
OdpowiedzUsuńTwój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam! (:
Elo! :D
OdpowiedzUsuńTym razem przejdę od razu do rzeczy :)
Hmm, zastanawiam się czy prawo też obowiązuje babć, w końcu to najbliższa rodzina, więc opieka przechodzi na nich automatycznie… wobec jakiś przyjaciół to by pewnie tak wyglądało, ale u babci… nie wydaję mi się :P Ale ja też nie jestem prawnikiem, policjant em ani nic xD a w opowiadaniu wszystko wolno, więc masz tu taką wolną rękę ;) czemuż Minato go nie wziął do siebie? Przecież nie dawno mu to proponował :P ALE takie rozwiązanie jakie zastosowałaś mi bardzo odpowiada :D Kakashi to tak naprawdę nie jest kozakiem wobec dzieci XD Jakie to… na swój sposób słodkie :D
Oczywiście nie zaprzestał marudzić i jednak współlokator doprowadzał go do obłędu xD ale na bank było lepiej niż w sierocińcu :) nie sądze by pobyt tam był najlepszym rozwiązaniem, nie tylko ze względu na to by go to zdołowało, ale dzieciaki tam są nieprzyjemne… jeszcze by pogłębiły w nim chęć zemsty czy jakieś złe zachowania. Uuuu ta dziewczyna ze zdjęcia to pewnie Rin :P I pewne zginęła albo jest z Obito – w obu przypadkach pewnie winny jest Obito, stąd a niechęć do niego…
W ogóle to było okrutne, gdy odparował wspomnieniem o pogrzebie… ale to Kakashi :P
Fajny pomysł na spacer z psem, jako oderwanie się od uciążliwych myśli :) i faktycznie podziałał, Saso zapewne się przy tym choć trochę uśmiechał :D Kakashi sobie ładnie wytresował psiaka, ale no nic już nie można poradzić na zwierzęce instynkty xD ciekawe czy to uderzenie kamieniem w samochód ma jakieś wytłumaczenie w dalszych rozdziałach :D Poniekąd, skoro to było Tokio to pewnie wszystko tam jest monitorowane, więc gdyby ktoś miał coś do teo to nie byłoby problemów z weryfikacją ;) w ogóle jak on się denerwował tym powiedzeniem o ziknięciu psiaka, Kakashiemu :O nie można się mu dziwić, bo ja sama bym była ta posrana, a łagodna reakcja by mnie tylko zabijała… już nie wspomnę o szale na początku rozmowy xD
No i pogrzeb… jezu nienawidzę komentować takich rzeczy, bo zawsze wylecę z ty „xD” w nieodpowiednim momencie… otóż tak, było mi bardzo żal Saso, szczególnie przez fakt tych przyjaciół…. Przykre to, że zostawia ich i zupełnie odcina się od przeszłości :( a tym bardziej serce mi się zacisnęła przy tym pytaniu „czy ja jestem zły?” owww :< :< Nie no, dobra jesteś w pisaniu takich smutnych rzeczy…! Ja bym dawno to zjebała… xD
Dobra, zmykam na dalsze części :D :*
Hej,
OdpowiedzUsuńSasori ciężko znosi tą sytuację, choć Kakashi jest jaki jest to jednak bardzo się o niego martwi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia