sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 3

- Ale.. jak to nie mogę go zabrać do domu? - starsza kobieta nie rozumiała tego co miał na myśli Nadinspektor. Przyleciała do wnuka najszybciej jak mogła, a okazuje się, że nie mogą wrócić razem do domu.
- Proszę mi wybaczyć, ale takie prawo.. - Nie lubił robić ludziom nadziei, mógł powiedzieć jej o tym przez telefon, ale miał na głowie zbyt dużo spraw, by pamiętać o wszystkim. - Aż do rozprawy sądowej, w której sąd przyzna pani opiekę nad Sasorim, musicie mieszkać osobno..
- Nie chcę mieszkać w sierocińcu – jęknął czerwonowłosy. Nie rozumiał tego wszystkiego. Babcia po niego przyleciała taki kawał drogi, a on im mówi, że nie mogą mieszkać razem. O co chodzi? Wolałby mieszkać z babcią niż w domu dziecka. Dlaczego wszystko jest przeciwko niemu?
- To tylko parę dni. Rozprawa będzie za sześć dni – Minato starał się przekonać trzynastolatka, do tego by zgodził się pójść do sierocińca na te parę dni. Jednak żadne argumenty nie działały. Nawet to, że babcia będzie go codziennie odwiedzać, choć nie było to wskazane ze względu na inne dzieci. Sasori się uparł i nic prócz siły fizycznej nie zaciągnie go tam, choćby walił się świat.
- Sasori, skoro tak trzeba to musisz tam iść – wtrąciła Chiyo. - Przecież musisz gdzieś mieszkać przez ten czas. Do tego zawrzesz tam nowe znajomości. - sądziła, że jeśli pozna ludzi z podobnymi problemami poczuję się trochę lepiej, będzie wiedział, że nie jest sam i jest wiele dzieci, które kiedyś podobnie cierpiały jak on. Może i babcia chciała dla niego dobrze, ale Akasuna wcale tak tego nie postrzegał. Dla niego zapoznanie się z ludźmi, którzy mają podobny problem, bo nie mają rodziców tak jak on, jest jeszcze bardziej dołujące. Nie chciał zamieszkać w smutnym i przygnębiającym miejscu. Nigdy nie był w sierocińcu, słyszał tylko jak tam jest. Może był to po prostu głupi kaprys, wiążący się z wiekiem dojrzewania, a może sam już nie wiedział czego chce. Mieszkanie z babcią było średnio fajnym pomysłem, ale jedynym dobrym wyjściem w tej sytuacji. Mieszkanie w domu dziecka wiązało się z obawą, że zostanie tam już na zawsze. Nie miał dużego zaufania do babci, bo nigdy w życiu nie musiał na niej polegać, nie dała mu powodów by jej ufać.
- Nie chce! - krzyknął, by dać im wszystkim w końcu do zrozumienia, że nie przekonają go nigdy w życiu. Chiyo nie miała siły, by się z nim wykłócać, sama w środku przeżywała śmierć syna i synowej. Dla niej to też był wielki cios, choć nie okazywała tego.
- Pf.. rozpieszczony bachor.. - syknął do siebie Hatake, stojąc na uboczu i podpierając ścianę plecami, przysłuchiwał się rozmowie. - Na mnie już pora. - rzucił ruszając w stronę wyjścia. - Trzymaj się dzieciaku. - dodał mijając ich. Nagle poczuł jak coś go zatrzymuje. Spojrzał za siebie i ujrzał czerwonowłosego beksę trzymającego jego płaszcz, na którym zacisnął palce jednej ręki.
- Czy... czy mogę pomieszkać u pana? - zapytał nieśmiało płaczliwym głosem.
- Sasori! - zrugała go babcia. - Przestań wymyślać. Puść pana. - rozkazała pociągając wnuka do siebie, ale to na niewiele się zdało.
- Proszę... - wyszeptał. Wolał mieszkać u niego niż w sierocińcu. Choć nie znał go dobrze to przeżył u niego jedną noc, oznaczało to że nie mógł być taki zły. - Bardzo.. proszę – zacisnął powieki, żeby łzy nie wypłynęły. Nie chciał już płakać, ale na próżno. Wciąż się zbierały i zbierały w kącikach jego oczu.
- Ty myślisz, że mój dom to jakiś hotel? - spojrzał na niego zażenowany. W głębi serca było mu go szkoda. Biedny dzieciak był tak zdeterminowany, że błagał o mieszkanie z nim, z niezbyt miłym facetem.
- Kakashi, chyba mu nie odmówisz? - Niebieskooki spojrzał na niego z lekkim uśmiechem mówiącym „I co teraz zrobisz?”. Minato bardzo dobrze znał Kakashiego, przyjaźnią się już od dawna, choć czasami tego po nich nie widać. Wiedział, że siwowłosy nie będzie potrafił odmówić chłopcu. Inspektor westchnął i przeczesał włosy ręką. Nie chciał żadnych lokatorów, ale z drugiej strony ciężko było powiedzieć NIE zrozpaczonemu dziecku.
-Niech będzie.. - zgodził się po chwili namysłu. - Jeśli nie będzie mi przeszkadzał w pracy, to nie mam nic przeciwko.
- Jest pan pewny? - dopytała staruszka. Nie chciała robić nikomu problemów, a już na pewno nie obcemu mężczyźnie.
- Dziękuje.. - rzucił zmęczonym tonem, po czym puścił płaszcz Kakashiego i zaczął osuwać się na ziemie. W ostatniej chwili przed zderzeniem z podłogą, złapał go Minato.
- Sasori! Co się mu stało? - zapytała spanikowana Chiyo dobijając do wnuka.
- Spokojnie, nic mu nie jest – zapewnił ją Namikaze, widząc że chłopiec prawidłowo oddycha - To z przemęczenia.

     Minęły dwa dni odkąd Akasuna zamieszkał z Kakashim. Babcia odwiedzała go codziennie rano, przynosząc jakieś smakołyki, które były dużo lepsze od jedzenia Kakashiego. Był przekonany, że to właśnie dzięki temu jeszcze żyje. Przez te dwa dni prawie nic się nie zmieniło. Sasori wciąż płakał i tęsknił za rodzicami, ciągle łudząc się, że kiedyś obudzi się z tego koszmaru. Mieszkanie z inspektorem nie było złe, ale nie należało też do najlepszych. Ten siwowłosy facet lubił rozkazywać, a Sasori wprost nie znosił rozkazów. Do tego gotował strasznie, czasami nawet kanapki nie potrafił zrobić smacznej. Popołudniami zostawał sam, bo Hatake musiał iść do pracy, choć ze względu na pobyt Czerwonowłosego w jego domu, Minato dał mu mniej godzin pracy. Co wcale Kakashiemu nie sprawiło radości, bo on lubił swoją pracę. Opieka nad nastoletnim dzieckiem też nie była łatwa, chociaż Sasori był raczej cichy i nie sprawiał zbyt wielu problemów, oprócz tego że dosyć często szlochał, co było irytujące dla mężczyzny. Spanie na kanapie też nie uśmiechało mu się jakoś bardzo. Postanowił jednak to znieść. Nie był ojcem i nie sądził żeby potrafił nim być, a przynajmniej nie zamierzał póki co. Wiedział, że nastolatki lubią się buntować ale nie że aż tak. Dlaczego prawie każda odpowiedź to „zaraz” albo „później”, albo bardziej dobijająca „nie chce mi się”. On taki nie był. Ah te czasy, tak bardzo się zmieniają. Takie przynajmniej odnosił wrażenie.
Kolejnego ranka Sasori został obudzony przez koszmar. Miał sen w którym jego rodzice kładli się dobrowolnie do trumny mówiąc mu, że już się nigdy nie zobaczą. Co za głupi i bezsensowny sen. Skąd się one biorą? Przecież to bez sensu, jego rodzice nigdy by tak nie zrobili. Po ubraniu się w świeże ubrania, które przywiozła mu babcia poprzedniego dnia, wyszedł z sypialni. Od razu przybiegł do niego pies i zaczął merdać ogonem na powitanie. Pogłaskał go krótko i ruszył do lady za którą stał Kakashi, ubrany w samą podkoszulkę i bokserki. To chyba oznaczało, że również niedawno wstał. Nic dziwnego było po piątej rano.
- Co tak wcześnie? - zapytał wyjmując z lodówki mleko. Akasuna w tym czasie usiadł na krzesełku i podparł się na łokciu o blat, a w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Nie miał ochoty opowiadać o swoim głupim śnie, przez który nie mógł dalej spać.
- Płatki? - dopytał potrząsając pudełkiem czekoladowych kulek do mleka. Na to pytanie również odpowiedział wzruszeniem ramion. Hatake westchnął i postawił przed nim płatki, mleko i miskę. Sasori zerknął na zdjęcie w ramce stojące na końcu lady. Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą brązowowłosą dziewczynę. Widział je już wcześniej, ale teraz coś skłoniło go do tego, by o to zapytać.
- Kto to? - rzucił wskazując na owe zdjęcie. Kakashi spojrzał we wskazaną stronę, i na chwilę zawiesił wzrok na zdjęciu.
- To.. moja przyjaciółka – odpowiedział po krótkiej chwili ciszy.
- Pana dziewczyna? - Skoro facet mówi, że przyjaciółka to znaczy że dziewczyna, w jego mniemaniu tak właśnie było.
- Powiedziałem przyjaciółka – powtórzył, kładąc pusty talerz po swoim śniadaniu do zlewu.
- Planujecie ślub? - Nie dotarło do niego słowo przyjaciółka.
- Nie. - Zaczynało go irytować to wnikanie w jego przestrzeń osobistą. Nie był wylewnym człowiekiem, nie lubił się zwierzać.
- Dlaczego? Przecież jest ładna. - Nie miał pojęcia czemu o to wszystko pyta, nie miał żadnych powodów, chciał czasami o czymś pogadać, by nie myśleć ciągle o rodzicach, a niewiele mieli wspólnych tematów, choć z dnia na dzień dogadywali się coraz lepiej.
- Bo.. nie. - Miał nadzieję, że taka odpowiedź wystarczy temu ciekawskiemu dzieciakowi.
- Mieszka gdzieś niedaleko?
- Mógłbyś się zająć swoimi sprawami? - zapytał marszcząc brwi. Zapadła chwila ciszy. Sasori nie wiedział co jest złego w pytaniu o takie rzeczy, przecież nie chce jej dokładnego adresu ani zaproszenie na ślub. Chciał tylko wiedzieć kim jest ta ładna pani ze zdjęcia.
- Jakimi? - odezwał się w końcu patrząc w niezadowolone oczy, albo raczej oko, Kakashiego.
- Na przykład takimi: Wiesz może jaki jutro jest dzień? - Chwilę trwało za nim chłopak odpowiedział na to pytanie, choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego co będzie jutro.
- Wiem... - spuścił głowę, a przecież zaczął tą rozmowę po to, by o tym nie myśleć.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytał złośliwie.
- Nie..
- No właśnie. Tak samo ja nie chce rozmawiać o tej dziewczynie. Rozumiesz? - Czerwonowłosy pokiwał głową na znak, że rozumie. Kakashi po chwili zniknął w łazience zostawiając Sasoriego samego ze swoimi myślami. Dlaczego Kakashi się na niego wkurzył? To przecież normalne, że nie chce rozmawiać o pogrzebie rodziców, ale co jest złego w rozmawianiu o dziewczynie ze zdjęcia? Mógł mu od razu powiedzieć, że nie chce o tym gadać, zrozumiał by, po co od razu tak się wkurzać.
Miał już trzynaście lat, prawie czternaście, był nastolatkiem więc, był za duży na bawienie się zabawkami, lecz wciąż za młody by siedzieć ciągle przed telewizorem, co z czasem stawało się nudnym zajęciem. Gdyby wszystko było dobrze, gdyby jego rodzice żyli na pewno teraz był by na dworze ze swoimi przyjaciółmi, których już dawno nie widział. Grali by w baseball albo piłkę nożną, albo znaleźli by sobie jakieś inne ciekawe zajęcie. A gdyby musiał siedzieć w domu, włączył by komputer i w coś zagrał albo przejrzał internet. Jednak rzeczywistość była inna, nie był teraz u siebie w domu, nie było tutaj jego przyjaciół, ani nie miał tu swojego komputera. Był tylko laptop Kakashiego, którego raz próbował włączyć gdy ten był w pracy, ale nic z tego. Hatake założył hasło, i ni jak nie mógł zgadnąć jakie ono jest. Nic dziwnego, zna faceta dopiero od paru dni, nic o nim nie wie, to normalne, że nie potrafi odgadnąć hasła.
Inspektor wyszedł do pracy godzinę temu, i zapewne wróci za trzy lub cztery godzinny. Sasori głupio się czuł wiedząc, że pracuje tak krótko tylko ze względu na niego, a przecież miał mu nie przeszkadzać w pracy. Nie chcą zostawiać go samego ze względu na jego stan emocjonalny, podsłuchał rozmowę, więc to wiedział. Chyba są głupi jeśli myślą, że sobie coś zrobi przez to że stracił rodziców. To dla niego straszny cios, ale nie miałby na tyle odwagi, by się zabić. Pogodził się już z tym, że jest tchórzem. Do tego Kakashi dzwonił co godzinę, by sprawdzić co u czerwonowłosego i zapytać jak się czuję. Strasznie go to denerwowało. Nie był już dzieckiem, powinien to wiedzieć. Tego dnia zupełnie zapomniał o telefonach. Nudziło mu się strasznie, ciągle myślał o tym co będzie jutro. Bał się tego dnia, tego ostatecznego pożegnania. To było przerażające. Był na pogrzebie tylko raz, jak miał pięć lat, wtedy umarł jego dziadek. To było dawno wtedy prawie nic nie rozumiał. Ale pomimo to pamiętał, że płakał i krzyczał, by nie zakopywali dziadka bo nie będzie miał czym oddychać. To jedno z najgorszych jego wspomnień jakie miał, nie chciał przeżywać czegoś podobnego po raz kolejny.
Miał dosyć tego siedzenia przed telewizorem, musiał coś zrobić. Wstał i wyłączył nudny serial który leciał w telewizji, po czym podszedł do komody i wziął z niej smycz.
- Chodź Chiaki – zawołał do psa, a ten od razu do niego podbiegł. Zapiął psu smycz i wygrzebał z szuflady komody klucz, po czym wyszedł z domu. Stojąc przed domem rozejrzał się po okolicy, nigdy stąd jeszcze sam nie wychodził. Mieszkał w zupełnie innej okolicy, więc nie znał tej, ale to w końcu Tokio, jego miasto, na pewno znajdzie drogę z powrotem. Ruszył przed siebie wzdłuż chodnika, starał się cieszyć ładną wakacyjną pogodą i nie myśleć o smutnych rzeczach. Nie musiał daleko iść, bo gdy tylko minął dom Kakashiego jego oczom ukazał się, spory fragment zieleni. Wyglądał jak taki mały park w paru metrach kwadratowych. Równo wykoszona trawa, parę drzew i krzaków. Idealne miejsce na spacer dla psa, wystarczająco dużo miejsca by porzucać patyk lub piłkę psu, lub żeby się po prostu z relaksować. Nie było tu nikogo prócz niego, choć w okolicy było sporo domów. Może nikt inny nie miał tutaj psa? Albo czasu na spacery. Nie zastanawiał się nad tym długo, bo co go to obchodziło. Wkroczył na zielony teren razem z psem. Chiaki wyczuł swój rewir, od razu zaczął podsikiwać jedno z drzew. Akasuna nie miał pojęcia, czy powinien puszczać psa, w sumie nigdy z nim nie był na spacerze, i pomimo że pies potrafił iść przy nodze, nie ciągnął się ani nie wyrywał, to bał się go puścić. Postanowił więc tego nie robić, jeszcze miałby przez to kłopoty. Nie jego pies przecież. Z drugiej strony nudny jest spacer z psem który idzie tylko na smyczy. Zatrzymał się. Postanowił zaryzykować. Odpiął smycz psu. Ku jego zdziwieniu nic się nie stało. Owczarek stał w miejscu i nie zamierzał uciekać. Chłopak odetchnął z ulgą. Rozejrzał się po ziemi szukając jakiegoś patyka lub kamyka, coś co mógłby rzucić go psu. Znalazł. Podniósł kija i uniósł go za głowę.
- Chiaki! - zawołał by zwrócić uwagę psa, który od razu do niego podbiegł merdając ogonem. - Aport! - krzyknął rzucając patykiem daleko przed siebie. Pies niczym strzała pognał prosto za patykiem unoszącym się w powietrzu. Nim kij zdążył upaść na ziemie, Chiaki skoczył i złapał patyk w powietrzu, zgrabnie lądując na ziemi.
- Wow.. Dobry jesteś – powiedział do psa, gdy ten do niego podbiegł ze zdobyczą w pysku. Zabrał mu kij po chwili siłowania się z nim. - Zobaczymy czy to złapiesz. - Ta zabawa trwała aż pół godziny, i za każdym razem pies łapał rzucany mu kij. Musiał przyznać, że pies był bardzo uzdolniony. Nie przypuszczał, że zabawa z psem może być taka przyjemna, mogłoby się wydawać, że to tylko głupie rzucanie patykiem, ale jeśli jest się dość kreatywnym i ma się choć trochę wyobraźni to zaczyna się robić ciekawie.
Czerwonowłosy rzucił patyk po raz kolejny i tak samo jak wcześniej, pies za nim pognał. Jednak tym razem nagle zatrzymał się przerywając pogoń za patykiem. Kijek upadł na trawę, a pies dalej stał w miejscu czemuś się uważnie przyglądając.
- Co jest? - zapytał Sasori, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Patrzył na stojącego w miejscu psa, po czym powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem i zatrzymał je na drzewie, na którym siedział kot. To nie oznaczało nic dobrego. Szybkim krokiem ruszył w stronę psa, wiedział że pies i kot to niekoniecznie dobra para do zabawy. Chciał zdążyć za nim kot zeskoczy z drzewa... Za późno. Gdy Sasori dochodził już do Chiakiego, kot zeskoczył z grubej gałęzi na ziemię, a Chiaki ruszył na niego pędem. Bury kot nastroszył się widząc psa i jak najszybciej zaczął uciekać.
-Chiaki!! - trzynastolatek pobiegł za psem. Nie mógł go przecież zgubić, nie mógł pozwolić mu uciec. No i nie chciał, by zjadł tego niewinnego kotka. Biegł ile sił w nogach ale pies był od niego dużo szybszy. Mógł go nie puszczać.. co go podkusiło? Cholera... Tak dobrze się z nim bawił, nawet przestał myśleć o tym co spotkało jego rodziców. Kiedy nareszcie znalazł sobie jakieś zajęcie głupi kot wszystko zepsuł. Ale czy mógł mieć pretensje do kota? To tylko zwierzę, które nie wiedziało, że komuś może w czymś przeszkodzić. Gdy zwierzęta przebiegły przez ulicę sprawnie omijając jeżdżące pojazdy, na szczęście nie była to zbyt ruchliwa ulica, Sasori zatrzymał się przed nią, wypatrując wzrokiem owczarka, który po chwili zniknął mu z pola widzenia. Nie miał już siły dalej biec.
- On mnie zabije.. - wydyszał do siebie. Co teraz będzie z psem? Czy wróci? Nie miał pojęcia, ale przecież psy są mądre. Miał nadzieję, że nie wpadnie pod samochód. Był zły na siebie, że spuścił psa ze smyczy. Chiaki nie był jego psem, nie powinien w ogóle z nim wychodzić i decydować o tym czy może zostać spuszczony ze smyczy. Wyszedł z psem bez pytania, i go zgubił, na pewno Kakashi nie będzie z tego powodu zadowolony. Wkurzony podniósł niewielki kamień i cisnął nim przed siebie. Los chciał, że uderzył w maskę jednego z przejeżdżających samochodów. Sasori nie czkał na dalszy bieg wydarzeń, po prostu uciekł z miejsca wydarzenia. Kierowca zatrzymał auto i odsunął szybę.
- Hej! - krzyknął w stronę Sasoriego, który był już daleko. Nie interesowało go dostanie ochrzanu, ani płacenie za jakąś szkodę, którą mógł wyrządzić, choć miał nadzieję, że tego nie zrobił.

     Wrócił do domu w potwornym nastroju. Chodził wzdłuż salonu w tę i z powrotem, cały czas zastanawiając się co dalej będzie z psem. Na prawdę liczył na to, że wróci, choć obawa przed tym, że tego nie zrobi była silniejsza. I co on teraz powie inspektorowi? Dlaczego on zawsze musi mieć jakiś głupi pomysł? Nie znosił się za to. Chyba nikt nie miał takiego pecha jak on. W tym momencie do domu wpadł Kakashi, dosłownie wpadł. Sasori spojrzał na niego zaskoczony jego zbyt szybkim powrotem, a jednocześnie trochę przerażony, bo siwowłosy ruszył do niego stanowczym krokiem. Czyżby wiedział już o psie? Ale jak?
- Dlaczego nie odbierasz telefonów? - zapytał chłodno, łapiąc Akasune za koszule. Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Patrzył w niezadowolone oczy inspektora i nie miał pojęcia co powiedzieć. Jeśli powie, że wyszedł z psem od razu będzie musiał się przyznać do tego, że go zgubił. Ale przecież i tak zauważy brak obecności swojego pupila.
- Żarty sobie robisz?! - Na poważnie się przestraszył. Nie odbierał ani domowego, ani komórki. Zaczęły do głowy przychodzić mu najczarniejsze myśli, zaczynał nawet żałować że nie wziął sobie urlopu jak prosił go Minato. Na prawdę się martwił o dzieciaka, przecież gdyby coś mu się stało nigdy by sobie nie wybaczył. Może i nie był zbyt miły, ale miał sumienie.
- Bo ja... - wyjąkał decydując się powiedzieć prawdę. Być może jeśli się przyzna Kakashi będzie wiedział gdzie szukać psa, albo napisze jakieś ogłoszenie o zaginięciu. Nie ma czasu do stracenia. - Ja wyszedłem na chwilę... z psem. Nie wiedziałem, że... - Hatake puścił go i odetchnął z ulgą. A więc poszedł tylko z psem.
- Mogłeś przynajmniej wziąć telefon. - Gdzie ten dzieciak ma głowę? Doprawdy, nikt już dawno nie napędził mu takiego strachu. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie się martwił o jakiegoś prawie obcego mu dzieciaka. - Gdzie Chiaki? - zapytał zdziwiony faktem, że nikt nie cieszy się z jego powrotu. Po tym pytaniu fala gorąca oblała Sasoriego.
- Ee.. no bo... - zamierzał się przyznać, ale to było trudniejsze niż myślał. - Bo on.. on..
- O rany.. - westchnął domyślając się co mogło się stać. - Zgubiłeś go? - miał nadzieje, że właśnie to się stało, a nie coś gorszego.
- Nie! - wypalił nagle, instynktownie we własnej obronie. - To znaczy... sam się zgubił – dodał cicho odwracając wzrok. Przecież nikt nie kazał temu psu gonić za kotem. - Przepraszam..
- O, umiesz przepraszać. A to niespodzianka. Ciekawe czego się jeszcze o tobie dowiem. - mówiąc to ruszył w stronę wyjścia z domu.
- Gdzie idzie... pan.. Gdzie pan idzie? - poprawił się szybko.
- Szukać psa, a myślisz że gdzie idę? - przecież to oczywiste dokąd zmierza. Znał swojego kudłatego przyjaciela i wiedział że jeśli uciekł to wróci, a powodów do ucieczki nie było wiele, zazwyczaj biegł za kotem albo zającem czy wiewiórką. Zawsze wtedy wracał mimo to, lepiej było wyjść mu na przeciw i go poszukać, w końcu Tokio to ruchliwe miasto.
- Też pójdę – podbiegł do wychodzącego Kakashiego. Czuł się winny, więc też chciał pomóc w szukaniu Chiakiego.
Po godzinie wrócili do domu z psem. Na całe szczęście nic mu się nie stało, po prostu daleko pognał za kotem, dlatego poszukiwania trwały tyle czasu. Kakashi nie miał za złe chłopcu, że wziął psa na spacer, a ucieczki zdarzały mu się już nie raz, więc nie obwiniał za to czerwonowłosego. Nie powiedział mu jednak tego, niech chłopak wie że następnym razem powinien zapytać się o zgodę. Sasori bardzo ucieszył się, że Chiaki się znalazł, kamień spadł mu z serca. To polepszyło jego humor, aż do momentu gdy przyszła pora na spanie. Ostatnio nie lubił nocy. Miał trudności z zasypianiem, i wtedy najgorsze myśli i wspomnienia powracały. A wiązało się z tym płakanie pod kołdrą, czego Kakashi nie znosił, bo i tak wszystko słyszał. Dlatego chłopak starał się być jak najciszej, gdyby potrafił to by nie płakał, ale nie umiał tego powstrzymać. Do tego jutro dzień, którego się obawiał i który najchętniej odwlekał by do końca życia.

     Następnego dnia Kakashi budził Sasoriego trzy razy, bo czerwonowłosemu nie chciało się wstać. Tyle problemów z trzynastolatkiem.. gorzej niż z małym dzieckiem. Sasori bardzo się grzebał z myciem, ze śniadaniem, z ubiorem, ze wszystkim. Ale to wcale nie sprawiło, że pogrzeb się przesunął w czasie na później. W końcu nadszedł czas, by założyć czarny garnitur i wyjść z domu.
-Pospiesz się. Akurat ty nie możesz się spóźnić. - Jakby to wyglądało, gdyby syn zmarłych spóźnił się na uroczystość ich pożegnania. Gdy obaj już byli gotowi, ubrani w garnitury wreszcie mogli wyjść z domu. Kakashi jechał tam ze względu na grzeczność. Zajmował się sprawą ich morderstwa, a do tego teraz niańczył ich dzieciaka, więc wypadało pojechać. Po mimo iż Sasori nie miał dużej rodziny, bo tylko babcię, to zdziwił się że pod kościołem zebrał się spory tłumek. Myślał, że będą tylko we troje, no może ktoś z sąsiadów jeszcze przyjedzie. Ale okazało się, że przyszli nie tylko najbliżsi sąsiedzi, ale również jego przyjaciele z rodzicami. Tego się nie spodziewał i wcale nie chciał, żeby przychodzili. Niechętnie wysiadł z samochodu i ze spuszczoną głową, nawet nie zerknąwszy na swoich przyjaciół. Komushi, Koji i Emi, jego przyjaciele z którymi znał się od dziecka. Nie miał teraz odwagi spojrzeć im w oczy. Nie chciał by uważali go za beksę, był załamany, nie chciał by widzieli go w takim stanie. Zwyczajnie się wstydził. Do tego mogą być na niego źli, przez te ostatnie dni pisali do niego sms'y i dzwonili ale ona ani nie odbierał, ani nie odpisywał, bo nie wiedział co miałby im powiedzieć.
Msza odbywała się na cmentarzu. Przez całą mszę ściskało go w gardle, tak bardzo chciało mu się płakać ale starał się powstrzymywać. Nie rozglądał się na innych, siedział na samym przodzie razem z babcią, jako najbliższa rodzina. Wszyscy siedzący z tyłu ich widzieli, co go krępowało, czuł dyskomfort. Msza strasznie mu się dłużyła, ale wreszcie dobiegła końca i przyszedł czas na chowanie zmarłych. Nie było trumien, jego rodzice zostali skremowani, więc nie mógł nawet na nich spojrzeć ten ostatni raz. Ale nie mogło być inaczej, byli w tragicznym stanie. Widok chowania urn do grobu, był dla niego najboleśniejszym momentem. W tym momencie z jego oka wypłynęła łza, nie mógł się już dłużej powstrzymywać, nie potrafił. To takie przykre wiedzieć, że zostały z nich tylko prochy. Wiedzieć, że już nigdy się ich nie zobaczy, nie poczuje i nie dotknie. To takie smutne, że ich część kończy pod ziemią. Jego tata uwielbiał widok oceanu, gdyby mógł sam zdecydować na pewno chciałby żeby jego prochy wysypano właśnie tam. Jaki sens jest w chowaniu ich w ziemi? Nie rozumiał tego. To było zbyt bolesne. Nie powstrzymywał już łez. Już nigdy ich nie zobaczy, a przynajmniej nie na tym świecie. Tak bardzo chciał się do nich przytulić, tak bardzo chciał powiedzieć, że ich kocha, tak bardzo ich potrzebował. Nie był jeszcze na tyle dorosły, by poradzić sobie bez nich. Wierzył w niebo, ale to wcale nie pomagało mu teraz czuć się lepiej. Nie w tym momencie. Nie miał siły dusić w sobie łez, i nie chciał już tego robić. Chciał by ten ból zniknął. Ludzie zaczynali się rozchodzić, niektórzy podeszli do Sasoriego i położyli mu rękę na ramieniu lub poklepali po plecach, ale on nie zwracał na to uwagi. W końcu wszyscy się rozeszli i na cmentarzu został tylko Sasori, Chiyo stojąca obok wnuka i Kakashi stojący nieco z tyłu.
- Babciu... - zapytał niewyraźnym od płaczu głosem. - Czy... czy ja jestem zły?
- O czym ty mówisz Sasori? - nie miała pojęcia co mu przyszło do głowy. - Nie jesteś zły i nie waż się mówić takich głupot. - zakazała mu sama ukradkiem wycierając łzę z kącika oka.
- To dlaczego przytrafia się to właśnie mnie? Co zrobiłem, że moi rodzice nie żyją? - Nie rozumiał dlaczego to właśnie on musi cierpieć. Czy był aż tak niedobrym człowiekiem, że życie dało mu taką karę?
- Nic nie zrobiłeś. - odpowiedziała ciepło. Nie chciała by wnuk, robił sobie z tego powodu wyrzuty sumienia, bo przecież to nie jego wina. - Nic nie zrobiłeś. Takie rzeczy.. po prostu się dzieją. - Nie umiała tego inaczej wytłumaczyć. Czerwonowłosy, stojąc przed nagrobkiem wspominał chwile przeżyte z rodzicami. Bywały między nimi spory, jak w każdej rodzinie, zwłaszcza gdy Sasori wszedł w wiek dojrzewania, ale z ręką na sercu mógł powiedzieć, że byli świetnymi rodzicami. Nauczyli go wielu ważnych rzeczy, i na pewno nauczyli by go ich więcej. Co prawda nie zawsze ich słuchał, i czasami zarzucał im niesprawiedliwość, ale i tak ich kochał.
- Nigdy was nie zapomnę. - mówił przez płacz podchodząc do nagrobka. Położył na nim dłoń. - Będę za wami bardzo tęsknił. Ale obiecuję, że wyrosnę na porządnego mężczyznę. Będziecie ze mnie dumni. - Bardzo chciał, żeby tak się właśnie stało. By byli z niego dumni. Nie mówił nic więcej. Stał tak jeszcze dłuższą chwilę. Ostania łza kapnęła na marmur, po czym wytarł mokre oczy w rękaw marynarki. Ciężko było się żegnać, ale musiał iść dalej. Gdyby tego nie zrobił, tkwił by dalej w tej dziurze rozpaczy. Jego rodzice na pewno, by tego nie chcieli. Choć uczucie pustki wciąż pozostało, a rana będzie boleć jeszcze przez długi czas, to nie może stać w miejscu. Musi sobie z tym poradzić, żeby rodzice byli z niego dumni. To będzie ciężkie, ale nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo. Odsunął się od grobu i razem z babcią i Kakashim ruszyli w stronę wyjścia z cmentarza.
Nie spodziewał się, że przed cmentarzem będą na niego czekać Komushi i Emi. Chciał ich ominąć, ale nim zdążył to zrobić, Emi rzuciła mu się na szyję, przytulając go do siebie. Jakoś tak, zrobiło mu się ciepło na sercu. Przyjaźnił się z nią od czwartej klasy, i zawsze traktował ją jak kumpla, choć dziewczyna się w nim podkochiwała od samego początku znajomości. Kiedyś mu to wyznała, ale obrócił to w żart i na tym skończyła się rozmowa o jakimkolwiek związku.
- A mieliśmy jechać na obóz.. - powiedział półszeptem. Zdawał sobie sprawę, że nie pojechali, bo przyszli na pogrzeb jego rodziców. Czuł się trochę winny, ale przecież nie powinien.
- Zapomnij o tym głupi obozie – wyszlochała w jego ramię. Tak było jej go szkoda i było jej przykro, że tak mili ludzie zginęli. To nie było sprawiedliwe.
- Nie becz.. głupia.. - Kiedy ona płakała, jemu też się chciało. Odsunął ją od siebie i spojrzał na brązowowłosego chłopca. Nie musieli sobie nic mówić, rozumieli się bez słów. Minął ich ruszając w stronę Kakshiego i babci czekających na niego przy samochodzie.
- Trzymaj się – rzucił Komushi.
- Sasori.. - zawołała za nim dziewczyna. - Jak poczujesz się lepiej, odezwij się.
- Jasne.. - powiedział cicho, gdy już ich minął. Emi smutno patrzyła na plecy Sasoriego, miała dziwne przeczucie, że już nigdy do nich nie wróci. I poniekąd miała rację. Akasuna, nie chciał póki co spędzać z nimi czasu, nie dlatego że przestał ich lubić, ale dlatego że chciał zacząć nowe życie. Zacząć wszystko od nowa. 

Od Autorki: Dobra, nie znam się na prawie. To widać xD Ale jestem pewna, że w każdym państwie mysi być trochę głupiego prawa :P
W każdym razie domyślam, się że mogę przynudzać rozdziałami, gdzie udział bierze tylko dwójka/trójka bohaterów.. Dlatego następny rozdział postaram się dodać za tydzień, bo chcę szybko przejść już do tych bardziej urozmaiconych rozdziałów, gdzie będzie więcej postaci.. no, sami rozumiecie :) Będzie ciekawiej. Przynajmniej na to liczę ^^
Dziękuję, że komentujecie i czytacie :D 

 Może L sprawi, że się uśmiechniecie po tym smutaśnym zakończeniu.






7 komentarzy:

  1. Szczerze to ryczałam przy tym rozdziale... Bardzo ciekawy :) Teraz mnie interesuje, czy Sasori zamieszka na stałe z babcią czy z Kakashim o.O
    Zapewne będzie to babcia, ale ja i tak po cichu liczę, że jednak Kakashi ^^
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może będzie to babcia, może Kakashi, kto wie xD
      Dobra, ja wiem, ale to się okaże w następnym rozdziale :P
      Cieszę się, że mój rozdział wzruszył, to chyba znaczy, że nie wyszedł tak źle jak myślałam ^^

      Usuń
  2. Też chce żeby zamieszkał z Kakashim *.*
    Ale.. za babcie się przecież nie obrażę XD Rozdział był ciekawy i naprawdę mnie wciągnął szczególnie w momencie kiedy Saso zgubił psa XD (Dziwie się że Kakashi go nie zjebał czy coś w tym stylu xd kiedy ja zgubiłam kudłacza sąsiadki ledwo uszłam z życiem XD)
    O co chodzi z tą "ładną brozowowłosom panią ze zdjęcia"? Czyżby Rin? Błaaaaagam Cię rozwiń to w następnej notce!
    Scena na pogrzebie sprawiła że miałam łzy w oczach ;_; (nie beczałam jakby co!) Po za tym Sasori strasznie mnie zirytował, no bo jaki trzynastolatek boi się płakać na pogrzebie rodziców bo nie chce wyjść na mięczaka? Serio Saso? Serio? XD
    To co powiedział przy grobie.. wzruszające i trochę przewidywalne ale.. kim ja jestem żeby oceniać? xD
    A więc... komentarz miał być dłuższy ale pisze go chyba już piąty raz przez mojego grata którego zwykłam nazywać komputerem XD
    Trzymam cię za słowo i czekam na rozdział w przyszłym tygodniu ;* Pozdrawiam i życze weny ^^
    (I niech będzie Rin! XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym się wkurzyła, gdyby mi ktoś psa zgubił :O
      Wątek o brązowowłosej dziewczynie na pewno się pojawi i wszystko zostanie wyjaśnione, ale to nie będzie w następnym rozdziale :<
      Jak to kim jesteś? xD Jesteś czytelnikiem i masz prawo oceniać i mówić co ci się podoba, a co nie :)
      Zazwyczaj gdy opisuje emocje bohaterów, to opieram się na własnych doświadczeniach, a jeśli czego nie przeżyłam to posiłkuje się emocjami bohaterów z różnych filmów czy książek.
      Postaram się bardzo dotrzymać obietnicy i dodać rozdział w tym tygodniu ^^

      Usuń
  3. Cześć! ^_^
    Twój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów.
    Pozdrawiam! (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Elo! :D
    Tym razem przejdę od razu do rzeczy :)
    Hmm, zastanawiam się czy prawo też obowiązuje babć, w końcu to najbliższa rodzina, więc opieka przechodzi na nich automatycznie… wobec jakiś przyjaciół to by pewnie tak wyglądało, ale u babci… nie wydaję mi się :P Ale ja też nie jestem prawnikiem, policjant em ani nic xD a w opowiadaniu wszystko wolno, więc masz tu taką wolną rękę ;) czemuż Minato go nie wziął do siebie? Przecież nie dawno mu to proponował :P ALE takie rozwiązanie jakie zastosowałaś mi bardzo odpowiada :D Kakashi to tak naprawdę nie jest kozakiem wobec dzieci XD Jakie to… na swój sposób słodkie :D
    Oczywiście nie zaprzestał marudzić i jednak współlokator doprowadzał go do obłędu xD ale na bank było lepiej niż w sierocińcu :) nie sądze by pobyt tam był najlepszym rozwiązaniem, nie tylko ze względu na to by go to zdołowało, ale dzieciaki tam są nieprzyjemne… jeszcze by pogłębiły w nim chęć zemsty czy jakieś złe zachowania. Uuuu ta dziewczyna ze zdjęcia to pewnie Rin :P I pewne zginęła albo jest z Obito – w obu przypadkach pewnie winny jest Obito, stąd a niechęć do niego…
    W ogóle to było okrutne, gdy odparował wspomnieniem o pogrzebie… ale to Kakashi :P
    Fajny pomysł na spacer z psem, jako oderwanie się od uciążliwych myśli :) i faktycznie podziałał, Saso zapewne się przy tym choć trochę uśmiechał :D Kakashi sobie ładnie wytresował psiaka, ale no nic już nie można poradzić na zwierzęce instynkty xD ciekawe czy to uderzenie kamieniem w samochód ma jakieś wytłumaczenie w dalszych rozdziałach :D Poniekąd, skoro to było Tokio to pewnie wszystko tam jest monitorowane, więc gdyby ktoś miał coś do teo to nie byłoby problemów z weryfikacją ;) w ogóle jak on się denerwował tym powiedzeniem o ziknięciu psiaka, Kakashiemu :O nie można się mu dziwić, bo ja sama bym była ta posrana, a łagodna reakcja by mnie tylko zabijała… już nie wspomnę o szale na początku rozmowy xD
    No i pogrzeb… jezu nienawidzę komentować takich rzeczy, bo zawsze wylecę z ty „xD” w nieodpowiednim momencie… otóż tak, było mi bardzo żal Saso, szczególnie przez fakt tych przyjaciół…. Przykre to, że zostawia ich i zupełnie odcina się od przeszłości :( a tym bardziej serce mi się zacisnęła przy tym pytaniu „czy ja jestem zły?” owww :< :< Nie no, dobra jesteś w pisaniu takich smutnych rzeczy…! Ja bym dawno to zjebała… xD
    Dobra, zmykam na dalsze części :D :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Sasori ciężko znosi tą sytuację, choć Kakashi jest jaki jest to jednak bardzo się o niego martwi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń