Po ponad sześciogodzinnej podróży,
szkolna wycieczka wreszcie dojechała do Kioto. Wszyscy zadowoleni
wyszli z autobusu, no bo ileż można siedzieć na tyłku. Jak tylko
wysiedli przed ich oczami ukazał się duży motel, w którym mieli
mieszkać przez te parę dni. Weszli do środka. Wewnątrz zrobił
się harmider, jedni zachwycali się tym, że było tam niesamowicie
czysto, a drudzy rozmawiali na temat pokoi i tego z kim chcieliby je
dzielić. Gdy każdy dostał przydział pokoju, udał się do niego
by zostawić swój bagaż. Sasori, Deidara i Hidan dzielili pokój
razem, ale tylko dlatego, że dwaj inni chłopcy, którzy dostali
pokój z szarowłosym, szybko z niego z rezygnowali zamieniając się
na pokój, w którymi mieli spać Sasori i Dei, a im to jak
najbardziej odpowiadało. Choć Sasori nie był do końca przekonany,
czy Hidanowi nie strzeli w nocy nic głupiego do głowy, i czy nie
będzie chciał mu zrobić krzywdy. W końcu we śnie nie miałby się
nawet jak obronić. Po mimo, że byli już kumplami, nie łatwo było
mu tak w stu procentach zaufać, po tym co mu zrobił. Po
rozpakowaniu się, wszyscy uczniowie zeszli na obiad do wielkiej
stołówki. Obiad był podawany tradycyjnie, czyli na niziutkich
stołach, przy których siadało się na podłodze. Czyli podobnie
jak w domu Yahiko. Wygłodniałe stado młodych ludzi, zabrało się
za jedzenie pysznego obiadu. Co jak co, ale wszystko im bardzo
smakowało, więc jedzenie ze stołów znikało bardzo szybko. Po
godzinie odpoczynku i spędzaniu czasu na zwykłych rozmowach, udali
się na wycieczkę do świątyni Kinkakuji. Przewodnik zalewał ich
falą tak wielu informacji na temat tego miejsca, że dla wielu stało
się to aż nudne. Większość uczniów znało historię tej
świątyni już dawno z książek, od rodziców czy dziadków, to
przecież jedno z najbardziej popularnych miejsc w Kioto. Tego samego
dnia zwiedzili drugą podobną świątynie Ginkakuji, gdzie
najbardziej wszystkich zachwyciły piękne ogrody otaczające to
miejsce. Sasori był tu, gdy był małym dzieckiem, nie wiele
pamiętał, mimo to pewne rzeczy wydały mu się znajome. Kiedy był
tutaj z rodzicami, wszystko wydawało się jakby ciekawsze i
piękniejsze. Może teraz nie czuje żadnego zachwytu tym miejscem
przez to, że czuje się nieco zmęczony podróżą. Sam nie był
pewien, ale tak to sobie tłumaczył. Po tym jeden z uczniów zapytał
nauczycieli, czy nie poszli by zjeść jakiegoś deseru, słysząc
to, wszyscy nagle poczuli chęć na coś słodkiego, tak więc
nauczyciele przystali na tę propozycję. W motelu byli o godzinie
dziewiętnastej i czuli się naprawdę bardzo zmęczeni. Sama podróż
już ich zmęczyła, a co dopiero jeszcze zwiedzanie świątyń.
Zaraz po kolacji, wszyscy bez marudzenia udali się do swoich pokoi,
nawet Hidan nie sprawiał żadnych problemów. Nic zresztą dziwnego,
sami nalegali na to by tego dnia zwiedzić aż dwie świątynie,
tylko dlatego by jeden dzień pobytu mieli zupełnie wolny dla
siebie. W motelu nagle pogasły wszystkie światła i zapadła cisza.
Wszyscy twardo spali. Było tak cicho, że słychać było tylko
kapiącą wodę z kranu w łazience. Długie korytarze ogarnęła
pustka, a w pokojach spali rozkopani uczniowie na swoich futonach.
Wydawało się, że wszystkim było dobrze w objęciach morfeusza.
Jednakże jedna osoba nie mogła spokojnie spać. Sasori wiercił się
i kręcił mrucząc coś pod nosem. Po jego skroni spływał pot,
zaciskał pięści co jakiś czas je luzując. Wyglądał jakby
chciał się skądś uwolnić, jakby chciał coś zrobić, ale nie
mógł. Nagle zerwał się do siadu.
- Mamo!! - krzyknął, otwierając oczy.
Ciężko dysząc rozejrzał się po pokoju. Było ciemno. Jedynie
blade światło pełni księżyca, wpadało do pokoju. A więc to
był tylko sen. Znowu to samo. Chciałby żeby te cholerne koszmary
przestały go nękać. Nie było łatwo zapomnieć tego co się
wydarzyło przed paroma miesiącami. Mogłoby go to okropne
wspomnienie przynajmniej w snach nie nachodzić. Cholera... nie tak
miało być. Miał przecież o tym zapomnieć i iść dalej przed
siebie zaczynając nowe życie, a on wciąż nie może się z tym
pogodzić. Gdyby tylko znalazł tego potwora, który zniszczył mu
życie, zabił by go. Zacisnął palce na kołdrze. Był już
zmęczony tymi wspomnieniami... chciał coś zrobić.. ale co? Co
mógł zrobić? Takie sny nachodziły go co najmniej raz w tygodniu,
starał się być silny, ale to wcale nie było łatwe. Jego ukochani
rodzice zginęli. Tak po prostu. W jednej chwili byli przy nim,
uśmiechnięci i szczęśliwi. W drugiej... odeszli na zawsze.
Zacisnął powieki i palce jeszcze mocniej. Dlaczego przytrafiło się
to akurat jemu? Nigdy tego nie zrozumie.
- Nie płacz – Usłyszał głos Hidana
i szybko spojrzał w lewo. Szarowłosy leżał niedaleko niego
trzymając w ręce swój telefon i jak zwykle w coś grając.
- N..nie płaczę – powiedział
zaskoczony tym, że nie zauważył, że Hidan nie spał. Był zbyt
bardzo pochłonięty swoimi myślami, by zwrócić na cokolwiek
uwagę.
- Ach.. a więc nie płaczesz – mówił,
nawet na niego nie patrząc. Wzrok przykuty miał do ekranu telefonu.
- Myślałem, że tęsknisz za mamą – rzucił bez emocji.
- Zamknij się.. co ty tam wiesz –
warknął niezadowolony ze słów kolegi.
- Nic, ale jak tęsknisz to... - odłożył
telefon i rozłożył ramiona – Chodź cię przytulę –
wyszczerzył się do niego.
- Spadaj.. - westchnął, zażenowany
głupim zachowaniem kolegi. Czuł się nawet zawstydzony, w końcu
wołał mamę, to straszny wstyd w tym wieku.
- Masz rację, nie wyglądam jak mama...
- stwierdził chłopak. - Dei, przytul Sasoriego, on teraz potrzebuje
kobiecych ramion – rzucił do przyjaciela, leżącego obok niego.
-Ty chyba dawno w pysk nie dostałeś –
wycedził długowłosy i podniósł się do siadu. Sasori zastanawiał
się przez chwilę, czy wszystkich obudził swoim krzykiem. Było mu
głupio z tego powodu.
- A ty dawno nie przytulałeś faceta,
więc rusz dupę – odpowiedział zupełnie spokojnie. Lubił
wkurzać Deia, bo zawsze wyskakiwała mu na skroni, taka śmieszna
żyłka.
- Zamknij japę – warknął Deidara. -
Daj mu spokój, nie widzisz, że.. - nie dokończył, bo Sasori wstał
na równe nogi i skierował się do wyjścia. - Dokąd idziesz? -
zapytał za nim.
- Do.. do łazienki – po tych słowach
wyszedł z pokoju i na chwilę zapadła cisza.
- Idioto.. -westchnął blondyn. - Nie
wspominaj o jego rodzicach – Nie miał pojęcia co się stało z
państwem Akasuna, ale za każdym razem gdy o nich wspominał, Sasori
unikał rozmowy jak ognia. Wiedział tyle, że mieszka z babcią, ale
co się stało z jego rodzicami, to nie miał pojęcia. Hidan nie
odpowiedział nic, co było w jego stylu. Z tego co mówił mu
Deidara, chłopak mieszkał z babcią, więcej informacji nie
potrzebował, każdy miał jakieś problemy, o których nie chciał
mówić i z którymi musiał się mierzyć. On mieszkał z durnym
ojczymem, Dei musiał pomagać w restauracji, choć tego nie znosił,
rodzice Yahiko byli za granicą, Nagato miał dwie siostry, w czym
jedna to porąbany bachor. Itachi miał surowych rodziców, a
Konan... Ona właściwie miała najlepiej ze wszystkich. Minęło
pięć minut, a Sasori nie wracał, niespecjalnie przejmował się
tym szarowłosy, ale Deidara postanowił sprawdzić czy z kumplem
wszystko w porządku. Wyszedł z pokoju i skierował się w stronę
łazienek. Nie musiał daleko iść, bo już po paru krokach
dostrzegł Sasoriego stojącego przy oknie.
- Hej, co robisz? - zapytał podchodząc
bliżej. Nie mówił zbyt głośno, byli w końcu na korytarzu,
dzieliła ich tylko ściana od pokoi, w których spali koledzy i
koleżanki ze szkoły. Czerwonowłosy słysząc znajomy głosy,
szybko wytarł wilgotne oczy.
- Nic, lubię patrzeć na gwiazdy –
wyjaśnił. Choć było to prawdą, to tym razem nie podziwiał
gwiazd.
- Rozumiem... - Wyczuł kłamstwo.
Stanął obok niego przy oknie i spojrzał w gwieździste niebo. -
Hidan czasami za dużo gada, ale nie chce nikogo skrzywdzić.. -
dodał w obronie przyjaciela.
- Przecież nie mam pretensji – rzucił
prawdą. Sam by się śmiał z kogoś, kto krzyczał by przez sen
„mamo”. Zapewne gdyby wiedzieli co go spotkało, nie śmiali by
się nawet odezwać, nawet gdyby się na ich oczach rozbeczał jak
dziecko. Nie sądził by ktoś był na tyle głupi, że gdyby
dowiedział się o tak okrutnym morderstwie, naśmiewałby się z
tego. Choć jeszcze do niedawna był przekonany, że Hidan taki
właśnie jest.
- Na serio tak bardzo tęsknisz za mamą?
- Musiał o to zapytać. Zapadła dłuższa chwila ciszy, w której
Dei zastanawiał się czy Sasori może się obraził, lub może
udawał, że nie słyszy.
- Um.. - Czerwonowłosy skinął głową,
co zdziwiło Deidarę. Sądził, że mu zaprzeczy. - To dlatego.. że
dawno jej nie widziałem – powiedział, nie chcąc zdradzać
szczegółów.
- W takim razie to wszystko tłumaczy –
powiedział, chcąc tym sposobem zakończyć tę rozmowę. Miał
dziwne wrażenie, że nie powinien dalej o to pytać. - Wracamy? -
zapytał po chwili.
-Jasne – Ruszyli w stronę pokoju. -
Serio przytulasz facetów? - odezwał się nagle, przypominając
sobie to co mówił Hidan.
- A co? Liczysz na to? - zapytał pół
żartem z uniesioną brwią.
- A w życiu! Nie jestem gejem.. - Wolał
uprzedzić na zapas, nie chciał niemiłych niespodzianek.
- Wiem, wiem – zaśmiał się blondyn.
Dobrze wiedział, że chłopak jest w stu procentach hetero, widział
jak nie raz patrzy na cycki. Taki młody, a już ma nie wiadomo jakie
zachcianki. Do tego te wszystkie dziewczyny, które się w nim
bujają.. a on udaje takiego miłego, przyjmuje od nich listy,
czekoladki i inne pierdoły, ale nigdy z żadną się nie umówi. Co
za wredny typ. Było mu szkoda tych dziewczyn, których nadzieja
pękała niczym bańka mydlana.
Po powrocie do pokoju zastali
szarowłosego stojącego przy oknie i gapiącego się w stronę lasu.
Las znajdował się blisko motelu, a z ich okna było go bardzo
dobrze widać. Nie zapytali go, czemu się tak przygląda, bo dobrze
już wiedzieli, że Hidan potrafił się na coś gapić w milczeniu,
nawet przez ładnych parę minut. Nikt nigdy nie wiedział na co
konkretnie patrzy i co tam widzi, ale też nikt go o to nie pytał.
Dlatego też, bez żadnego gadania ruszyli do swoich futonów. Nim
jednak Sasori zdążył zamknąć oczy, odezwał się Deidara.
- Słyszeliście legendę o tym lesie? -
zapytał siadając na kołdrze. Czerwonowłosy spojrzał na niego
zdziwiony, zastanawiając się o czym on gada.
- Nie... - rzucił Hidan. - To będzie
długa bajka? - zapytał kładąc się na swoim futonie.
- Nie. Posłuchajcie – odchrząknął
i zaczął opowiadać. - Kiedyś pewna rodzina wybrała się na
spacer do tego lasu. Rodzice i ich córka. Po drodze dziewczynka
ujrzała w oddali jakiegoś chłopca stojącego samotnie wśród
drzew. Pomyślała, że jest samotny więc pobiegła w jego stronę.
Gdy jednak dobiegła do miejsca, chłopca już tam nie było, więc
postanowiła wrócić do rodziców. Rozejrzała się dookoła, ale
nie było po nich śladu, tak więc poszła ich szukać. Szukała i
szukała, z każdym krokiem wchodząc coraz głębiej do lasu. W
końcu zapadł zmrok, i dziewczynka bardzo się bała, by dodać
sobie odwagi nuciła pod nosem piosenkę. Tak nucąc melodię
zniknęła w ciemnościach lasu. Nigdy jej nie znaleziono, ani żywej
ani martwej. Podobno, do dziś po zmroku słychać w tym lesie śpiew
dziecka. - zakończył i zapadła chwila ciszy.
- Co z tym chłopcem? - zapytał Hidan,
ciekawy co się stało z tym drugim dzieckiem. Dei spojrzał na niego
niezrozumiale. - Co z tym chłopcem co zwabił ją do siebie –
wyjaśnił.
- Co za różnica co się z nim stało?
- Nie rozumiał dlaczego miałby opowiadać o tym chłopcu skoro
opowieść była o dziewczynce. Hidan nie odpowiedział, przeniósł
wzrok na Sasoriego.
- Przestraszyłeś się? - zapytał go.
- Ani trochę – powiedział pewny
siebie. Ta historia w ogóle nie wydała mu się straszna, słyszał
już straszniejsze.
- Ha? Więc twierdzisz, że nie bał byś
się gdybyś był sam w lesie o zmroku? - zapytał Hidan.
- Nic takiego przecież nie mówiłem..
- rzucił zażenowany. Szarowłosy źle odebrał jego słowa, i miał
wrażenie, że zrobił to specjalnie.
- Czyli jednak byś się bał –
stwierdził z triumfalnym uśmiechem.
- Nie prawda – od razu zaprzeczył, bo
nie podobał mu się uśmiech Hidana. Był taki pewny swego, jakby
wiedział od niego lepiej, a to przecież nie prawda.
- Udowodnij – powiedział poważnie.
- Ale.. jak? - Nie miał pojęcia, co
miałby zrobić, żeby to udowodnić.
- To proste. Pójdziemy do lasu –
rzuciwszy te oto słowa, zaczął się ubierać, nie czekając na ich
decyzje. Blondyn uśmiechnął się do siebie, po czym również
wstał i zaczął się ubierać.
- Wy tak na poważnie? - zapytał
zaskoczony Akasuna. Nie spodziewał się po nich takiej chęci
spacerowania w nocy po lesie. Do tego po takim, co krążą o nim
dziwne legendy.
- Oczywiście – odezwał się Deidara.
- Idziesz, czy tchórzysz? - zapytał z chytrym uśmiechem. Chwilę
trwało za nim czerwonowłosy odpowiedział.
- I..idę. Jasne, że idę – Niech
sobie nie myślą, że z niego jest jakiś tchórz. Co to takiego
przejść się w nocy po lesie? Przecież to tylko las. Gdy już się
ubrali, po cichu wymknęli się z motelu. Nie było to łatwe, bo w
niektórych miejscach podłoga skrzypiała, jednak gdy tylko ten
nieprzyjemny dla ucha odgłos trafiał do ich uszy, od razu zamierali
na parę sekund, a gdy byli pewni, że nikt nie idzie, okrążyli
skrzypiące miejsce i szli dalej. Drzwi były zamknięte, ale dziwnym
trafem Hidan wyjął z kieszeni klucz, co zdziwiło Sasoriego, wolał
jednak nie wnikać. Po wyjściu szybko pobiegli w stronę lasu.
Znajdował się on pięć minut drogi od motelu. Las z bliska
wyglądał na jeszcze bardziej mroczny, niż z okna. Nic dziwnego w
tym nie było, drzewa były gęsto ułożone, to też nawet maleńkie
światło księżyca, nie miało szans się tam dostać. Na szczęście
Dei za brał ze sobą latarkę. Włączył owy przedmiot i wkroczyli
do lasu. Na początku w ogóle nie wydawał się im straszny, bo
wciąż było widać jeszcze motel stojący w oddali, lecz gdy tylko
wyjście z lasu zniknęło im z oczu przestało być tak bezpiecznie.
Tak na pewno czuł się Sasori, mimo to robił co tylko się dało by
nie było tego po nim widać. Szarowłosy nie wyglądał na
przestraszonego,szedł żwawo przed siebie. Co do Deidary, nie mógł
stwierdzić, czy się bał czy nie, bo nie widział jego twarzy.
Blondyn świecił latarką na drogę, przez co świetlał przy okazji
również ich, ale sam miał twarz w cieniu.
- Po co idziemy dalej? - zapytał
Sasori. - Przecież się nie boję, dlatego możemy tutaj zakończyć
naszą podróż - zaproponował najodważniej jak umiał.
- Bo to jeszcze nie koniec trasy –
wyjaśnił mu Deidara, a Akasuna zbeształ go wzrokiem. Dlaczego ten
idiota, jest po stronie Hidana? I do tego ten pomysł całkiem mu się
spodobał, a to przecież nie w stylu Deia. Coś mu tu nie pasowało,
ale nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać, chciał wracać
do motelu. Szli dalej, i choć Sasoriemu to nie odpowiadało, to nie
zamierzał póki co nakłaniać ich do powrotu, bo zapewne uznali by
go za tchórza. Honor i duma były ważniejsze i silniejsze od
strachu. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno.
- Cholera... - jękną Dei. - Bateria
wysiadła – stwierdził po chwili, próbując włączyć latarkę.
- O nie, chyba musimy iść po baterie
do motelu – powiedział Sasori i zawrócił w stronę wyjścia.
-Tchórz.. - prychnął Hidan, a
Akasuna momentalnie zatrzymał się i zacisnął pięści ze złości.
Postanowili iść jeszcze dalej. Przez to że było ciemno Dei
potknął się o korzeń jednego z drzew i upadł na ziemię, co
wywołało śmiech u jego przyjaciół. Oczywiście musiał na nich
nawrzeszczeć i się po wkurzać, jak to te drzewa krzywo rosną.
- Cicho.. Słyszeliście? - zapytał
Hidan, nagle się zatrzymując. Obaj spojrzeli na niego i starali się
wytężyć słuch. W pierwszej chwili nic nie usłyszeli, ale za
moment doszedł ich jakiś chichy i niewyraźny dźwięk. Nadstawili
uszu jeszcze bardziej. Do ich uszu dotarł śpiew dziecka, który z
każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy. Serca Sasoriego
podskoczyło do gardła. Wszyscy spojrzeli po sobie ze strachem w
oczach, po czym natychmiast rzucili się przed siebie w celu
ucieczki.
- Co to ma być... Myślałem, że to
tylko legenda! - zawołał Sasori, nie patrzył nawet gdzie biegnie
byle dalej.
- Bo tak miało być! - odpowiedział
Deidara, biegnąc tuż obok Sasoriego. Dźwięk nie ustawał, mieli
nawet wrażenie, że jest coraz bliżej, więc przyspieszyli. Blondyn
czuł się zmęczony, więc mimowolnie zwolnił tępo i pozostał w
tyle. Akasuna nawet tego nie zauważył, dopiero gdy melodia zupełnie
ucichła zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Nie było z nim
nikogo, a jeszcze przed chwilą byli tutaj Dei i Hidan. Co się z
nimi stało? Nie miał pojęcia gdzie jest, wszystkie drzewa
wyglądały tak samo. Na prawdę się przestraszył. Był sam w
wielkim lesie i to przez własną głupotę, przecież mógł się
przyznać, że się boi iść w nocy do lasu. Gula strachu utknęła
mu w gardle, a serce biło niemiłosiernie szybko. Co miał robić?
Gdzie się wszyscy podziali? Ktoś ich porwał? A może gorzej? Nie,
nie chciał o tym myśleć. Potrząsnął głową by rozwiać czarne
myśli. Miał nadzieję, że nikt nie zrobił im krzywdy, i że jemu
też nic się nie stanie. Nie widział swoich rąk ani nóg, bo było
tak ciemno, ale czuł jak mu się trzęsą. Nagle usłyszał jakiś
szmer gdzieś niedaleko, odwrócił się natychmiast w tamtą stronę,
ale nic tam nie dostrzegł. Znowu ten sam dźwięk, tym razem z
drugiej strony, szybko się tam odwrócił. Nikogo nie było. Co raz
bardziej się bał. Słyszał swój oddech i dudnienie serca, które
o mały włos nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. I nagle, nie
wiadomo skąd poczuł jak coś naciska na jego oczy. Nie mógł ich
otworzyć, coś ciągnęło go w tył. Szarpał się w przód, by się
uwolnić z uścisku. Po chwili poczuł, że to coś na jego oczach to
materiał, szybko domyślił się, że ktoś próbuje zawiązać mu
oczy. Starał się do tego nie dopuścić ze wszystkich sił, ale gdy
materiał na jego oczach zaciskał się coraz mocniej, przypomniał
sobie chwilę morderstwa jego rodziców. Siekiera, krew, martwe
ciała. Takie obrazy stanęły mu przed oczami. Poczuł jakby ktoś
znowu chciał go skrzywdzić, znowu się bał. Do jego oczu napłynęły
łzy. Krzyknął najgłośniej jak potrafił i szarpnął całą siłą
za przepaskę na jego oczach wyrywając ją oprawcy. Stanął
naprzeciw niego i nagle w jego oczy uderzył blask z latarki. Przed
sobą ujrzał dobrze mu znaną twarz. Yahiko zanosił się śmiechem,
nie sądził, że Sasori przestraszy się aż tak. Akasuna nie
zastanawiał się nad tym skąd się tu wziął, po prostu rzucił
się na niego. Przewrócił go na ziemię i siadając na nim zaczął
okładać go pięściami po twarzy. Wpadł w taką złość, że nie
potrafił się opanować. Rudowłosy był w szoku, nie spodziewał
się tego po Akasunie. Zakrywał swoją twarz dłońmi, choć nie
zawsze skutecznie, nie był w stanie zrobić nic innego. Nie miał
pojęcia, że Sasori może być tak silny.
- Ty idioto! Ty idioto! - do jego oczu
zbierały się łzy. Tak się bał, że zaraz zginie, tak bardzo się
bał, że znowu zostanie skrzywdzony, a on tak po prostu się śmiał.
Nie przestawał go bić. Z krzaków wybiegli Dei i Hidan, którzy
również byli w niemałym szoku widząc Sasoriego w takiej furii.
Blondyn podbiegł do Sasoriego.
- Saso.. daj spokój zostaw go –
starał się go odciągnąć ale nie było to łatwe. - Zostaw go, to
był tylko żart – starał się go uspokoić, ale i to nie
skutkowało.
- Prze... przestań... - wyjąkał
Yahiko. Trudno mu było mówić, bo starał się uniknąć każdego
uderzenia, ale wychodziło na to, że większości uniknąć nie
potrafił. - No dobra... prze... przepraszam! - Na to Sasori również
nie zareagował.
- Przestań.. – rzucił Hidan, był
zaskoczony siłą Sasoriego. Jak ostatnio z nim walczył, nie był aż
tak silny. Akasuna nie słuchał co się do niego mówi, był w amoku
gniewu. Myślał, że są przyjaciółmi, a zrobili mu taki okropny
żart. - Przestań, bo go zabijesz! - krzyknął tak głośno, by
dotrzeć do chłopaka. Ostatnie słowa odbiły się w uszach Sasorigo
niczym echo. Przestał bić Yahiko. Zapadła cisza. Po policzkach
spływały mu łzy, a jego pięści były pozdzierane. Twarz Yahiko
nie wyglądała lepiej. Podbite oko, krew z nosa i wargi, zdarta
skóra na kości policzkowej. Akasuna wstał z kolegi, sam był w
lekkim szoku, bo nie chciał go aż tak urządzić, nie panował nad
sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że zrobili sobie z niego durne
żarty. Spojrzał z gniewem w oczach na Deidare.
- Spokojnie.. to miał być tylko żart
– powiedział w geście obronnym. Sasori popchnął go mocno do
tyłu.
- Wypchaj się z takim żartem! - To
samo spojrzenie rzucił Hidanowi, ale on nijak na nie zareagował.
Sasori zrobił kilka kroków przed siebie i nagle się zatrzymał.
Najchętniej by stąd poszedł, ale nie miał pojęcia dokąd, tak
więc nie pozostawało mu nic innego jak zostać z nimi, z czego
wcale się teraz nie cieszył. Też mu przyjaciele.. Wytarł oczy z
łez. Wszyscy milczeli jeszcze przez długą chwilę, nikt nie
spodziewał się takiej reakcji ze strony Sasoriego. Zazwyczaj
przecież taki nie był, byli pewni, że zacznie uciekać,
straszliwie się drzeć, ale nie, że wpadnie w furię. Przeliczyli
się i czuli się z tym głupio. Widać było, że Akasuna musiał
mieć jakąś traumę skoro zareagował właśnie w taki sposób.
Inaczej nie wpadł by w taki gniew, z powodu głupiego żartu. Tak
przynajmniej myślał Dei. Może bał się ciemności, albo lasów...
Kto go wiedział? Nic im o sobie nie mówił.
- Sasori.. - zaczął ostrożnie
Deidara, nie chciał dostać po twarzy tak jak Yahiko. - Wybacz...
Masz rację, to był głupi żart. Nie pomyśleliśmy, że tobie to
nie sprawi radości takiej jak nam. To był głupi pomysł. -
przyznał mu rację. Zgodził się na ten żart tylko dlatego, że
Hidan nalegał, gdyby wiedział, że tak to się skończy, nigdy nie
zgodziłby się na taki durny pomysł. Sasori milczał. Dei spojrzał
po przyjaciołach dając im znać by też coś powiedzieli, ale żaden
się specjalnie nie kwapił. W końcu Yahiko się zdecydował.
- Dostałem od ciebie po ryju.... ale to
nie był mój pomysł.. - burknął niezadowolony. Dlaczego miał
cierpieć, przez durne pomysły Hidana. Niesprawiedliwe. - Ale
powiedzmy.... - ciężko mu to było powiedzieć, ale się przełamał.
- … powiedzmy, że mi się należało.. Oczywiście tylko w
trzydziestu procentach, bo to był pomysł tamtego debila. - Wskazał
na szarowłosego, czego Sasori nie mógł zauważyć, bo stał do
nich tyłem, jednak domyślił się o jakiego debila mu chodziło.
Ponownie zapadła cisza. Deidara dawał znać Hidanowi, by w końcu
się odezwał, ale ten nie miał najmniejszego zamiaru. Dei
westchnął. Kolejny moment spędzili w niezręcznej ciszy. W lesie
było cicho i spokojnie, mimo to wciąż strasznie, choć o strachu
chociaż na tę chwilę zapomnieli.
- Dlaczego aż tak się wkurzyłeś? –
odezwał się w końcu blondyn. - Wiem, że to było chamskie... ale
mogłeś zrobić mu krzywdę.. - Jakby nie patrzeć, uderzenia były
mocne, i gdyby to trwało trochę dłużej, Yahiko z pewnością
miałby co najmniej połamany nos.
- Nie chciałem... - burknął patrząc
w ziemię. Nie chciał zrobić nikomu krzywdy, był po prostu zły,
tak bardzo zły, że musiał się gdzieś wyładować. Nie myślał
racjonalnie, gdy przypomnieli mu się rodzice, złość tylko się
nasiliła i przestał myśleć z rozsądkiem. - Ja po prostu...
nienawidzę się bać. - Po tych słowach znów zapadła cisza. Było
logiczne, że nikt nie lubił się bać, ale Sasori mówiąc to,
brzmiał tak smutno i poważnie, że nie potrafili odpowiedzieć na
to w żaden sposób. Nagle Hidan stanął przed Akasuną. Chłopak
spojrzał na niego niezrozumiale.
- Możesz mnie uderzyć... pozwalam ci –
powiedziawszy te słowa, odwrócił od niego wzrok. Nie było to w
jego stylu, ale nikomu nie przyzna się przecież, że mu żal
chłopaka. W końcu to był jego pomysł, należy mu się. To do
niego nie podobne, ale swój honor ma. Zresztą nie raz obrywał,
przyzwyczajony był do bólu, to też nie robiło mu to żadnego
znaczenia. Cała trójka patrzyła na niego zdziwiona.
- Nie chcę.. - odpowiedział Sasori.
- No wal, nie oddam ci – zapewnił go
zniecierpliwiony. Nie znosił czekać na uderzenie, jak wiedział, że
ma mu ktoś przywalić, już lepiej mieć to za sobą.
- Nie ważne.. Nie chcę cię bić –
wyjaśnił. Mówiąc to poczuł się taki dumny. Mógł uderzyć
Hidana, czuł się silniejszy, choć zapewne jeszcze nie był.
- Ale mnie to o mało co nie zabiłeś...
- bąknął Yahiko. Oczywiście przesadzał, nie był aż tak
poważnie ranny, mimo to bolało. Jakie to niesprawiedliwe. Akasuna
odwrócił się do rudowłosego i podrapał się w tył głowy.
- Przepraszam... Nie chciałem, byłem
po prostu zły.. Nie wiedziałem, że to się tak może skończyć..
przepraszam.. - spuścił głowę. Nie zdarzało mu się przepraszać
ludzi. Nie lubił tego robić, ale teraz postanowił zrobić wyjątek,
poczuł taką potrzebę. Postąpił zbyt pochopnie. Oni postąpili
źle, ale on wcale nie lepiej. Kakashi ostrzegał go, żeby nie robił
nikomu krzywdy... obiecywał, że nie zrobi, mimo to pobił kumpla.
Hatake by się wkurzył. Chciał się jeszcze trochę na nich
pogniewać, ale skoro go tak ładnie przepraszali, nawet Yahiko,
który został przecież przez niego pobity przepraszał, to aż mu
się cieplej na sercu zrobiło i złość przeszła w okamgnieniu.
- Dobra, dobra.. już się nie gniewam –
rzucił zakłopotany. Rudowłosemu również od czasu do czasu
zdarzały się bójki, nie takie rany miewał na twarzy... choć
musiał przyznać, że nie pamiętał kiedy ostatnio tak mocno
oberwał.
- To skoro wszyscy są już happy, to
wracajmy do motelu – zarządził Deidara, robiąc krok naprzód,
lecz po chwili zatrzymał się. - Ee.. chłopaki, wiecie może w
którą to stronę było? - zapytał rozglądając się dookoła.
Było zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć. Trudno było dostrzec
jakąkolwiek drogę, a jak już było jakąś widać, to każda
wyglądała tak samo.
- Tylko mi nie mów, że się
zgubiliśmy! - spanikował Yahiko. Nie chciał błądzić po tym
strasznym lesie. Włączył latarkę i rozejrzał się dookoła.
Również i latarka niewiele dawała, oświetlała tylko ich twarze.
Trwali tak w milczeniu przez parę chwil, rozglądając się i myśląc
którędy tutaj przybiegli, bo żaden z nich pewności nie miał.
- Chodźmy tędy – odezwał się
Hidan. Wszyscy na niego spojrzeli z nadzieją, czyżby wiedział jak
wrócić do ośrodka? Szczerze na to liczyli.
- Jesteś pewny? - zapytał Dei, chcąc
usłyszeć potwierdzającą odpowiedź.
- Nie. Ale to lepsze niż stanie w
miejscu – rzucił spokojnym tonem. Nie wyglądał na takiego co by
się przejmował zagubieniem się w lesie. Sasori po raz kolejny
zastanawiał się czy jest coś czego ten chłopak się boi. Z tego
co wiedział, nie lubił pokazywać mamie złych ocen, i słuchał
profesora Asumy bardziej niż innych nauczycieli, ale to nie miało
nic wspólnego ze strachem. Możliwe, że chodziło o szacunek, ale
Akasuna nie miał teraz ochoty się w to bardziej zagłębiać. Cała
trójka zgodziła się na propozycję Hidana, jednocześnie
przyznając mu rację. Stanie w miejscu nic im nie da. Błądzili po
lesie ponad godzinę i wszyscy czuli się już bardzo senni. Nie
mieli sił dalej chodzić, mimo to ciemny las był zbyt przerażający,
by tak po prostu się położyć i spać. Postanowili jednak, usiąść
i odpocząć chwilę, bo nie było sensu chodzić jak zombie po
lesie. Sen jednak przyszedł szybciej niż myśleli, nim się
obejrzeli już smacznie spali, oparci o konary drzew. Bali się..
przynajmniej większość z nich.. ale zmęczenie stało się
silniejsze od strachu.
Następnego dnia, nim słońce
dobrze wzeszło, w sypialni państwa Uzumaki rozległ się dźwięk
budzika. Minato uchylił zaspane oczy i wyjął rękę spod kołdry
by wyłączyć budzik. Gdy okrutny przedmiot zamilkł, mężczyzna
leżał jeszcze chwilę pod cieplutką kołdrą, aż szkoda było
spod niej wychodzić. Tak by chciał jeszcze sobie pospać, już nie
pamiętał kiedy ostatnio był porządnie wyspany. Gdyby tylko mógł
sobie wziąć wolne, na pewno by to zrobił, ale ostatnio było za
dużo roboty, nie mógł zostawić z tym wszystkim swoich
podwładnych. Podwładni... nie lubił tego słowa, wszyscy byli
przecież kolegami, rozkazy rozkazami, ale nikogo nie traktował
gorzej od siebie. Stanowisko nie miało znaczenia, bo wszyscy
pracownicy dawali z siebie wszystko.
- Minato.. - usłyszał głos żony i
spojrzał na nią swym zaspanym wzrokiem. - Wstawaj bo się spóźnisz
– mruknęła. Miała zamknięte powieki, na wpół spała, musiała
usłyszeć jak dzwoni budzik. Takiej to dobrze, ma jeszcze dwie
godziny spania. Przeciągnął się i nachylił się do żony, by
obdarować ją porannym pocałunkiem. Uśmiechnęła się lekko na
ten gest. Gdy wstał jego wzrok padł na niewielki kalendarz stojący
na komodzie. Zmarszczył czoło widząc tę datę. Już wiedział, że
tego dnia, ani jemu, ani Obito i Kakashiemu, nie będzie się dobrze
pracować. Po porannych czynnościach jakimi było ubranie się i
poranna toaleta, zajrzał do pokoju syna. Jak zwykle leżał
rozkopany. Kołdra na podłodze, poduszka pod nogami, a on sam leżał
w śmiesznej pozycji. Spał smacznie z otwartą buzią. Minato
podniósł kołdrę z podłogi i przykrył nią Naruto, po czym
wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Po śniadaniu,
wypiciu kawy i umyciu zębów, wyszedł z domu. W pracy jak zwykle
czekała go masa roboty. Sterta papierów do uzupełnienia i
przejrzenia, paręnaście zdjęć podejrzanych osób do analizy, jaki
parę przesłuchań. Już czuł się zmęczony. Lubił tę pracę,
ale ostatnio było jej aż za dużo. Zwłaszcza tej papierkowej
roboty za którą średnio przepadał. Po czterech godzinach pracy,
wpadł do jego biura Obito. Mężczyzna spojrzał na niego odrywając
wzrok od papierów.
- Mógłbym wyjść na jakiś czas? -
zapytał, nie czując potrzeby na wyjaśnienie. Blondyn dobrze
wiedział dlaczego Uchiha chce wyjść, więc nie pytał o powód.. -
Wiem, że przerwa obiadowa dopiero za godzinę, ale teraz jestem póki
co wolny.
- Idziesz odwiedzić Rin? - zapytał
retorycznie, bo dobrze wiedział dokąd zamierza pójść. - Jasne
idź. - Obito zrobił krok w stronę drzwi. - Kakashi też idzie? -
dodał niepewnie po chwili przerwy. Wątpił w to, ale nie
zaszkodziło zapytać, zwłaszcza, że łudził się, iż tego roku
będzie inaczej.
- Kakashi? - zapytał ze zdziwieniem, a
jednocześnie pogardą. - Jego nie ma nawet w pracy.. - powiedział
jakby było to oczywiste. Minato westchnął. Mógł się tego
domyślić. Co też ten facet sobie wyobraża, nie przychodzić do
pracy bez zapowiedzi, bez prośby o wolne. Co rok to samo i niczego
się nie nauczył, a minęło już pięć lat.
- Czyli tak jak myślałem... W
porządku, idź – Po tych słowach czarnowłosy wyszedł z gabinetu
Nadinspektora. Minato zastanawiał się chwilę gdzie też włóczy
się jego przyjaciel, a jednocześnie uparty pracownik, który zbyt
często doprowadza go do załamania. Wstał od biurka, również
postanawiając zrobić sobie przerwę. Przesłuchania ma dopiero za
trzy godziny, na pewno zdąży za ten czas znaleźć Kakashiego,
który zapewne tego dnia chla w jednym z barów. Tym razem nie
pozwoli mu doprowadzić się do takiego stanu jak w zeszłym roku.
Wsiadł do samochodu i pojechał na poszukiwanie Inspektora Hatake.
Nie szukał długo, bo znalazł go już w pierwszym barze do jakiego
podjechał. Dobrze wiedział, gdzie Kakashi może pić. Otworzył
drzwi i wszedł do pubu, pełnego ludzi pijących, a to piwo, a to
sake, a to inny rodzaj alkoholu. Na samym końcu przy ladzie ujrzał
siedzącego siwowłosego. Ruszył ku niemu.
- Nalej jeszcze raz to samo – rzucił
do barmana, który z miłą chęcią nalał do jego szklanki whisky.
Hatake upił łyk alkoholu i odłożył szklankę na blat. Mężczyzna
o blond włosach usiadł obok niego, dobrze wiedział, że to Minato,
mimo to nie spojrzał na niego. Jego smutny i wzrok spoczywał na
szklance, którą trzymał w ręku.
- Widzę, że kreatywnie spędzasz
dzisiejszy dzień – odezwał się do niego, i po chwili zamówił
wodę.
- Widzę, że się musisz nudzić w
pracy, skoro tu przylazłeś.. - odgryzł się. Domyślał się po co
Minato tu przyszedł, ale nie miał ochoty z nim dzisiaj gadać.
- Dlaczego nie przyszedłeś do pracy? -
zapytał poważnie. Znał odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć od
niego, nie mógł tak po prostu lekceważyć regulaminu tylko
dlatego, że są przyjaciółmi.
- Dobrze wiesz dlaczego – Upił
kolejny łyk whisky. - Po co za mną przyjechałeś? - dopytał po
chwili.
- Żebym nie musiał zawozić cię znowu
pijanego do domu. - Kakashi nie był osobą lubującą się w
alkoholu, ale oczywiście od czasu do czasu zdarzało mu się napić,
jednak zawsze tego jednego dnia w roku, nadrabiał wszystkie możliwe
okazje do napicia się.
- To dopiero druga szklanka – wyjaśnił
chcąc uspokoić przyjaciela, a jednocześnie licząc na to, że
sobie pójdzie i zostawi go w spokoju.
- Nie sądzę by skończyło się na
drugiej. - Po tych słowach zapadła cisza, bo Hatake nie kwapił się
do odpowiedzi. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – dodał.
Brak odzewu. - Jeśli chciałeś wolne, mogłeś zadzwonić.
- Dobrze wiesz, że tego dnia nie
przychodzę do pracy, to mogłeś mi to wolne wpisać – spojrzał
wkurzonym wzrokiem na Minato.
- Liczyłem na to, że jednak
przyjdziesz. Po za tym... Regulamin Kakashi – przypomniał mu
surowym tonem.
- Pieprzyć regulamin.. - warknął
dopijając whisky. - Nalej mi jeszcze – rzucił do barmana.
- Nie nalewaj mu – wtrącił Namikaze,
przenosząc spojrzenie na barmana. Kakashi zbeształ go wzrokiem.
- Nalej – stał przy swoim. Nie będzie
mu mówić, co ma robić, chciał się napić, to się napije.
- Jeżeli mu nalejesz to cię aresztuje
– zagroził. Barman miał zdezorientowaną minę, nie miał pojęcia
kogo słuchać i co robić.
- Nie zaaresztuje cię, nalewaj –
podsunął mu szklankę, by nalał wreszcie tej cholernej whisky.
- Zaaresztuje cię pod zarzutem nie
wykonywania polecań policjanta – powiedział pokazując mu swoją
odznakę. W tym wypadku barman odpuścił i poszedł do innego
klienta. Kakashi prychnął pod nosem. Cholerny tchórz...
przestraszył się aresztu. Milczeli przez parę minut. Nikt im w tym
nie przeszkadzał, każdy zajmował się sobą. Siwowłosy
zastanawiał się nad pójściem do innego baru, ale zrezygnował z
tego pomysłu, bo sądził, że Minato poszedłby za nim. Coś czuł,
że tak łatwo nie odpuści.
- Kakashi... zamiast siedzieć tu i się
upijać, odwiedził byś grób Rin – odezwał się pierwszy
Namikaze.
- Po co?.. - zapytał półszeptem. -
Jestem tam co najmniej raz w tygodniu. - Nie widział potrzeby by tam
iść.. a raczej nie chciał tam iść właśnie tego dnia, i miał
ku temu powody.
- Ale dzisiaj jest rocznica, to
szczególny dzień, dlatego właśnie dzisiaj powinieneś tam pójść
– powiedział z naciskiem na słowo dzisiaj. Kakashi milczał,
wgapiał się w swoją pustą szklankę i obracał ją w palcach.
Minato westchnął. - Dobrze wiem, dlaczego nie chcesz tam iść
akurat tego dnia. - Hatake spojrzał na niego.
- Po prostu nie muszę tam iść
dzisiaj, skoro i tak często tam bywam – powiedział poważnie,
chcąc tymi słowami zakończyć rozmowę. Jednak Minato nie miał
zamiaru tak po prostu tego zostawić. Teraz kiedy jest szansa z nim
pogadać, choć wie jak dla Kakashiego ten temat jest bolesny. Ale
przecież nie tylko dla niego.
- Nie chcesz tam iść, bo boisz się,
że spotkasz tam jej rodzinę. Boisz się spojrzeć jej rodzicom w
oczy. - Kakashi zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to, że
Nadinspektor tak otwarcie o tym mówi. To nie był jego problem,
dlaczego go tym dręczył? Uparty facet.
- Przestań... Nie boję się –
zaprzeczył ponownie wbijając wzrok w szklankę.
- W takim razie tam idź. Nie uważasz,
że wypada? - Jeśli Kakashi będzie wiecznie uciekał, nigdy nie
przestanie cierpieć. Musi stawić czoła problemowi. Wszystkim było
ciężko, ale zdawał sobie sprawę, że on był obarczony dodatkowym
brzemieniem, starał się go zrozumieć, ale minęło już pięć
lat, a on dalej tkwi w tym samym miejscu.
-Nie obchodzi mnie co wypada.. -
mruknął cicho. Minato patrzył na niego jednocześnie z
politowaniem i troską. Co miał zrobić z takim upartym
przyjacielem? Byli dorosłymi ludźmi, Hatake mógł sam martwić się
o swoje problemy i za pewne tego by chciał, ale Minato nie potrafił
patrzeć, jak on cierpi. Nie było tego po nim widać na co dzień,
bo w pewnym stopniu się z tym pogodził, ale wciąż w zbyt małym
by w rocznice śmierci swojej przyjaciółki, pójść na jej grób,
zamiast do baru opić się, by ten jeden najbardziej bolesny dzień
wymazać z głowy.
- Rin, by się ucieszyła gdybyś
poszedł ją odwiedzić – Po tych słowach zamilkł. Zastanawiał
się czy powinien dalej mówić. Jednak kontynuował po chwili. - Ona
była na początku taka nieporadna, pamiętasz? Nie umiała utrzymać
broni, ani strzelać do celu. Śmialiśmy się gdy przymierzała się
do naciśnięcia na spust, tak bardzo się bała tego bólu w ręce.
Pamiętasz, jak na ćwiczeniach przez pomyłkę wystrzeliła
ślepakiem w twoją nogę – zaśmiał się. - W tamtej chwili nie
było zupełnie nam do śmiechu, ale zwyczajnie zapomniała
zablokować broni. Jednak uczyła się bardzo szybko i już po trzech
miesiącach dogoniła was w umiejętnościach. Była dobrym
człowiekiem. Wspierała was zawsze. Ty i Obito często się
kłóciliście, a ona potrafiła was uciszyć, czego ja do dziś nie
potrafię zrobić. Oboje byliście w nią wpatrzeni. Obito się z tym
nie ukrywał, w przeciwieństwie do ciebie. Ale ty nie wiedziałeś,
że ona cię kochała..
- Przestań... - siwowłosy zakrył
dłonią oczy. Nie mógł już tego słuchać. To za bardzo bolało.
Po co mu to wszystko mówił? Przecież on to doskonale wie. - Już
nic nie mów.. – Czuł jak zaciska mu się gardło. Nie znosił
tego uczucia. Dlaczego zawsze tego dnia pojawia się to cholerne
uczucie? Chciałby wydrzeć sobie tę gulę z gardła i cisnąć nią
gdzieś daleko, by już nigdy nie znalazła drogi powrotnej.
- Idź na cmentarz – powtórzył
łagodnie, starając się go do tego zachęcić. Do tej pory nigdy mu
się nie udawało przekonać go by poszedł na cmentarz w jej
rocznicę. Liczył na to, że tym razem uda mu się go do tego
przekonać.
- Nie mogę.. - odpowiedział dopiero po
chwili. - Jak mógłbym tam pójść? Jak?.. Co miałbym powiedzieć
jej rodzicom?.. Ich spojrzenia... nie chce sobie ich nawet wyobrażać.
Nie mogę.. Nie jestem godny, by stanąć przed jej grobem w tak
ważny dzień... Bo.. bo to wszystko moja wina.. - Gardło zacisnęło
mu się jeszcze mocniej. Czuł jak łzy napływają mu do oczu, ale
za wszelką cenę starał się by nie ujrzały światła dziennego.
- To nie twoja wina – Minato od razu
zaprzeczył. - Przestań się wreszcie o to obwiniać. Wszyscy
zawiniliśmy, a najbardziej ja, bo dowodziłem tą akcją. Nie
doceniliśmy wroga. Po mimo, że byliście jedną z lepszych
jednostek, byliście bardzo młodzi. Wciąż się uczyliście. Nie
możesz całej winy brać na siebie.
- Ale to ja ją zabiłem! - krzyknął
uderzając pięściami w ladę. Prawie nikt nie zwrócił na to
uwagi, oprócz siedzących w pobliżu osób, jednak i one po chwili
wróciły do swoich zajęć.
- To był wypadek – starał się
dotrzeć do siwowłosego, ale on był zbyt uparty, by się z nim
zgodzić.
- To nie był wypadek... Gdybym jej
wtedy posłuchał.. - zacisnął pięści. Ciężko było mu o tym
mówić. - ..Gdybym jej posłuchał.. nigdy by do tego nie doszło. -
Po jego policzkach spłynęły łzy. Sam sobie nie potrafił tego
wybaczyć, więc jak miał oczekiwać, że inni wybaczą mu ten
straszny błąd. Wytarł rękawem mokre oczy. To nie miejsce na
płacz, wiedział jednak że tak będzie, gdy tylko zacznie o tym
mówić.
- Pojedź tam.. Kakashi – powiedział
spokojnie mężczyzna o blond włosach. Być może to było wyjście,
być może jeśli stanie przed grobem Rin w taki dzień, i spotka się
z kimś z jej rodziny, to coś się zmieni w jego życiu i skończy
żyć przeszłością.
W jedyny z moteli w Kioto, od rana
trwały poszukiwania czwórki zaginionych uczniów. Nie było ich ani
w budynku, ani jego okolicach. Wszyscy nauczyciele odchodzili już od
zmysłów, szukali ich trzecią godzinę i nadal nic. Przyjaciele
uciekinierów również zaczęli się niepokoić, a zwłaszcza Konan.
Chodziła w kółko nie mogąc znaleźć wytłumaczenie dokąd mogli
pójść i w jakim celu.
- A jak coś im się stało? - zapytała
patrząc bezradnie na Nagato. Mieli już różne durne pomysły, ale
jeszcze nie takie żeby zniknąć na tyle godzin w środku nocy.
- Na pewno nic im nie jest – pocieszał
ją czerwonowłosy, siląc się na najbardziej szczery uśmiech w
świecie, co nie wychodziło mu wcale. - To pewnie ich kolejny głupi
pomysł. Wrócą za nim się obejrzysz – Sam chciał w to wierzyć.
- Może poszli za jakimś głosem.. -
odezwał się Itachi.
- Jakim głosem? - zapytała Konan. Nie
miała pojęcia o co chodzi czarnowłosemu.
- Jakimś głosem który ich wzywał..
poszli za nim, a potem zostali uprowadzeni – rzucił, jakby we
ogóle się tym nie przejmował.
- Przestań głupku! Dlaczego mnie
straszysz? - warknęła na niego, niezadowolona z jego przypuszczeń.
Dobrze wiedziała, że on się tylko z nią drażni, mimo to nie
lubiła gdy ktoś żartował z poważnych rzeczy, nawet jeśli chciał
rozluźnić atmosferę.
- Hej... ale czy ja cię przezywam? -
burknął retorycznie. Nazwała go głupkiem.. a on chciał tylko
pożartować sobie z tej sytuacji, po to by wydała się ona Konan
tak absurdalna, że przestała by się aż tak martwić. Niestety
dziewczyna niezrozumiała jego intencji. On również martwił się o
kumpli, ale w jego umyśle tym razem przeważał optymizm, dlatego
też nie było tego po nim widać.
- Dalej nigdzie ich nie ma – westchnął
Iruka. Był poważnie zdenerwowany i zmartwiony. Trójka uczniów z
jego klasy po prostu zniknęła, zostawiając w swoim pokoju cały
bagaż a nawet telefony komórkowe.
- Jestem pewny, że to znowu durny kawał
Hidana – powiedział Asuma odpalają papierosa. Kto inny wpadłby
na genialny pomysł wychodzenia na zewnątrz z motelu w środku nocy.
Był pewny, że to nie żadne porwanie, po prostu głupi pomysł
dzieciaków, które teraz zapewne włóczą się po mieście, albo
się gdzieś zgubiły.
- Przeszukali już las? - zapytał ze
zmartwionym wyrazem twarzy. Pierwszy raz zdarzyło się Iruce zgubić
uczniów.. o ile zgubieniem mógł to nazwać. Widział, że Asuma
jest bardziej opanowany, ale on miał większe doświadczenie i inny
charakter niż on.
- Dalej szukają. Las jest duży, więc
może to trochę potrwać. - wyjaśnił koledze. Dziwiło go to, że
Hidan wyszedł ze swojego pokoju bez telefonu, więc oznaczało to
tylko, że wybierali się gdzieś na chwilę, mieli na pewno wrócić
na noc do pokoi. Dlaczego więc tego nie zrobili? To go zastanawiało.
Gdzie teraz mogą być i co robić? Wolałby żeby szybko się
znaleźli.
W tym samym czasie, gdzieś w
środku lasu, czwórka zaginionych uczniów kroczyła przed siebie.
Spanie na glebie w środku lasu, wcale nie było takie złe, ale nie
należało też do najprzyjemniejszych, bo noc była zimna. Był
koniec listopada, na ziemi pełno kolorowych liści, a drzewa bez
nich wyglądały tak smutno i szaro. Nie byli za bardzo wyspani, ale
przede wszystkim byli głodni, sami już nie wiedzieli gdzie idą.
Najważniejsze było to, żeby wyszli z lasu, a potem to się jakoś
trafi do motelu. Czy to popyta ludzi, czy pojedzie autobusem. Taki
przynajmniej mieli plan.
- Cholera... - jęknął Yahiko,
pocierając dłońmi zmarznięte ramiona. Miał na sobie cienką
kurtkę, gdyby wiedział, że wybiera się na tak długi spacer do
lasu, założyłby grubszą.. ale kto mógł to przewidzieć. Sasori
schylił się i podniósł nieduży patyk z ziemi, patrzył chwilę
na niego, swoim zmęczonym spojrzeniem.
- Czy ten patyk jest jadalny? - zapytał,
trzymając się za brzuch, który przyrósł mu już do kręgosłupa.
- Daj zobaczę – rzucił Hidan i
sięgnął po patyk. Ugryzł kawałek suchego kijka. Szybko jednak go
wypluł, bo okazał się niejadalny i do tego ohydny.
- Idioci! - Deidara wyrwała patyk z
ręki szarowłosego i rzucił go na ziemię. - Przestańcie
zachowywać się jakbyście nie jedli przez parę dni! - On sam z
tego wszystkiego nie miał apetytu. Przejmował się tym kiedy
wreszcie wyjdą z tego ogromnego lasu i czy nauczyciele się o nich
nie martwią.
- Nie dajesz się w nic pobawić... -
mruknął Hidan. Już raz im przerwał zabawę w Tarzana, gdy bujali
się na zwisającej gałęzi z drzewa. Wtedy miał pretensje, że
opóźniają podróż. Szarowłosy nie bardzo przejmował się tym,
kiedy wyjdą z lasu, bo był pewien, że prędzej czy później
wyjdą, więc umilał sobie tą nudną podróż w taki właśnie
sposób. Sasori natomiast martwił się i to bardzo, jednak wygłupy
Hidana pozwalały mu zapomnieć o zmartwieniach, więc nie widział
przeszkód by w nich uczestniczyć. Yahiko za to był wkurzony, bo
było mu zimno, więc nie obchodziły go ani wygłupy jego
przyjaciół, ani pulsująca żyłka na skroni Deidary, która w
innych warunkach jak zwykle robiłaby furorę. Błądzili tak jeszcze
przez niecałą godzinę, aż w końcu udało im się wyjść z lasu.
Zatrzymali się, by rozejrzeć się dookoła i zorientować gdzie są.
Pusta przestrzeń, zielona trwa, a w oddali nieduży dom. Za tym
domem można było dostrzec jeszcze inne domy. Ucieszeni, że
wreszcie jakieś oznaki cywilizacji. Ruszyli w stronę niedużego
domu. Gdy do niego dotarli, ponownie się rozejrzeli. Dom był
żółtawy, parterowy, a obok domu stał budynek, który wyglądał
na schowek narzędzi rolniczych. Tuż obok stał samochód z paką.
Deidara zapukał do drzwi, po chwili otworzył im mężczyzna w
średnim wieku.
- Dzień Dobry... - zaczął nieśmiało
blondyn. - Nie wie pan może jak dojść do motelu Kaze? - Liczył na
to, że ten człowiek im pomoże, miał też nadzieję, że nie
doszli do jakiegoś innego miasta.
- Motel Kaze? - zapytał retorycznie,
patrzył na nich zastanawiając się dlaczego pytają o motel w takim
miejscu. To zupełnie nie po drodze, czyżby się zgubili? - To
dziesięć kilometrów stąd. - oznajmił, a oni zrobili zaskoczone
miny. Aż dziesięć? Nie spodziewali się tego. Myśleli, że nie
szli przez las aż tak długo.
- A wie pan gdzie jest najbliższy
przystanek? - Gdyby mieli iść piechotą tyle kilometrów, to pewnie
zemdleli by po drodze, zwłaszcza, że byli zmęczeni i głodni.
- Jakieś pięć kilometrów –
powiedział wskazując w stronę miasta. Westchnęli w duchu. Połowa
drogi.. To lepsze niż dziesięć kilometrów, ale i tak dużo.
- Kochanie, bo ci wystygnie – zawołał
ktoś z kuchni. Do nosów chłopców doszedł zapach pysznego obiadu.
Sasoriemu głośno zaburczało w brzuchu. Złapał się szybko za
brzuch, jakby chciał mu powiedzieć, by siedział cicho. Mężczyzna
uśmiechnął się do siebie.
- Jesteście głodni?
- Nie.. - zaczął Dei, ale nie dane mu
było kontynuować.
- O tak! - zawołał Sasori. On był
głodny najbardziej z nich wszystkich. Za swoją śmiałość dostał
w głowę od Deidary.
- Przestań, nie wypada – upomniał
przyjaciela. Sasori zbeształ go wzrokiem, a Hidan zaśmiał się pod
nosem, lecz i jego brzuch po chwili się odezwał.
- Wchodźcie – mężczyzna otworzył
szerzej drzwi, tym gestem zapraszając ich do środka. - Moja żona
świetnie gotuje. - Skorzystali z zaproszenia. Nieco puszysta kobieta
powitała ich bardzo ciepło. Zaprosiła ich do stołu i podała im
miski z soboro. Podziękowali i zabrali się do jedzenia. Sasori i
Hidan jedli tak jakby nigdy nie widzieli jedzenia na oczy, a Dei i
Yahiko patrzyli na to z niemałym zażenowaniem, wstyd im było za
nich, mimo to małżeństwo uśmiechało się widząc ich apetyt.
Sasori miał wprawę w szybkim jedzeniu jak mało kto. Zawsze szybko
jadł i szybko trawił, przez co równie szybko stawał się głodny.
Kiedyś nawet rodzice zabrali go do lekarze z tego powodu, bo
myśleli, że coś jest nie tak, skoro aż tak dużo je i do tego ani
trochę nie przybiera na wadze. Jednak okazało się, że z jego
żołądkiem wszystko w porządku, miał po prostu już taką
przemianę materii.
- Jesteście ze szkolnej wycieczki? -
zapytał mężczyzna. Często do motelu Kaze przyjeżdżały
dzieciaki ze szkół.
- Tak – Deidara skinął
potwierdzająco głową. - Trochę się zgubiliśmy. - Trochę to za
mało powiedziane, ale nie chciał wyjść na takiego co to się gubi
w wieku czternastu lat.
- Rozumiem. Pewnie szliście przez las –
domyślił się, że skoro się zgubili to najszybsza droga by do
nich trafić była właśnie przez las. - Nie widzieliście oznaczeń,
które oznajmiają wszystkim turystom motelu, że dalej w głąb lasu
nie można chodzić? - zapytał z ciekawości. Cała czwórka
spojrzała po sobie. Jakie niby oznaczenia? Były jakieś? Nic nie
widzieli, bo przecież było ciemno.
- No.. nie zauważyliśmy – zaśmiał
się zakłopotany Yahiko. Jeśli by się dowiedział, że poszli do
lasu w środku nocy z własnej woli, to by ich pewnie wyśmiał.
- Jak zjecie to was zawiozę –
oznajmił. A oni spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Na prawdę? To nie będzie dla pana
problem? - zapytał Dei, nie chciał by facet się przez ich własną
głupotę kłopotał i tracił paliwo. Nie wyglądał na bogatego,
raczej wręcz przeciwnie. Dom składał się tylko z pokoju, kuchni i
łazienki, ubranie raczej nie było najnowsze. Nie chciał narażać
go na koszty.
- Żaden problem i tak jadę do miasta.
To po drodze – Nawet gdyby nie miał po drodze to i tak by ich tam
zawiózł. Miał samochód, a oni potrzebowali transportu, przecież
trzeba sobie pomagać.
- Dziękujemy.. - odpowiedział za
wszystkich. Gdy tylko zjedli byli gotowi do wyjazdu. Podziękowali
miłej kobiecie za przepyszny posiłek i pożegnali się z nią.
Mężczyzna oznajmił im by siedli na pace, ponieważ w samochodzie
są tylko dwa miejsca i wszyscy się nie pomieszczą. Bez żadnych
sprzeciwów wsiedli na pakę. Jechali przez miasto, dzięki czemu
mogli je trochę pozwiedzać. To było ciekawsze nich chodzenie po
świątyniach czy muzeach. Do motelu dojechali w półgodziny.
Zeskoczyli z paki i podziękowali za podwiezienie, po czym mężczyzna
odjechał. Spojrzeli na neonowy napis „Motel Kaze”. Na reszcie
dotarli.
- Całe szczęście nic wam nie jest –
usłyszeli znajomy głos i spojrzeli przed siebie. Stanowczym krokiem
zmierzał do nich profesor Iruka. Cofnęli się o krok, czując
kłopoty. Iruka stanął przed nimi i odetchnął z ulgą, a po
chwili spojrzał na nich surowym wzrokiem. - Gdzie wy byliście? A
tobie co się stało? - spojrzał na poobijaną twarz Yahiko. Akasuna
odwrócił wzrok, to przecież jego wina. - Co wy sobie myśleliście?
Nie macie pojęcia jak się o was martwiłem. Wszyscy was szukali. -
Chciał do nich dotrzeć, dać im do zrozumienia, że źle postąpili.
- No słucham. Gdzie byliście? - skrzyżował ręce na piersi i
czekał na wyjaśnienia.
- Trochę.. się zgubiliśmy – odezwał
się Yahiko.
- Trochę?? - Iruka miał wrażenie, że
zaraz oszaleje. Co oni sobie myśleli? Jak mogli być tacy
nierozważni. Gdyby coś im się stało, to nie miał pojęcia co by
ze sobą zrobił. Był za nich odpowiedzialny. Po chwili podszedł do
nich profesor Asuma.
- A więc w końcu się znaleźliście –
spojrzał po nich. Po każdym z osobna. Każdy z nich unikał jego
wzroku, a najbardziej Hidan, który udawał, że ta sprawa w ogóle
go nie dotyczy. - Gdzie byliście?
- W lesie.. - odpowiedział Deidara.
- Po co tam poszliście? - Każdy z nich
milczał. - Słucham? Nie dosłyszałem, po co tam poszliście? -
miał bardziej stanowczy głos niż Iruka, a może tak im się tylko
wydawało bo miał barwę głosu, zupełnie inną od profesora Iruki.
Mniej łagodną i mniej ciepłą.
- Tak po prostu – wzruszył ramionami
Yahiko. Nie chciało mu się wszystkiego tłumaczyć. Jakby nie
patrzeć ich plan nie wypalił, a kto normalny chwalił się
niewypałem.
- Co za głupota strzeliła wam do
głowy? – wtrącił zdenerwowany Iruka.
- Myślę, że dyżury w kuchni, do
końca pobyty wycieczki czegoś was nauczą. - Asuma wydał wyrok,
który absolutnie się im nie podobał. Chcieli protestować, ale
widząc wzrok profesora, ostatecznie zrezygnowali z tego planu. -
Yahiko, co ci się stało? - dopytał, ciekaw co z jego twarzą.
- Nic.. Wszedłem w drzewo – na taką
wymówkę, Hidan parsknął śmiechem.
- Hidan, masz coś do powiedzenia? -
szarowłosy zamilkł. - Tak myślałem. Nie będę już w to wnikał
bo narobiliście nam już dosyć kłopotów. - Nie chciało mu się
jeszcze prowadzić dochodzenia, kto pobił Yahiko, bo domyślił się,
że po prostu wywiązała się między nimi bójka. Jak widać dosyć
poważna, ale co mógł na to poradzić. To się im zdarzało. -
Yahiko idź do pielęgniarki, a Hidan.. chodź ze mną – powiedział
do chłopaka i ruszył przed siebie. Piętnastolatek niechętnie za
nim podążył. Zastanawiał się czego może od niego chcieć ten
nałogowy palacz. Jak on nie znosił być pokorny i posłuszny, ale z
Asumą nie miał szans na pyskówki. Już nie raz nieźle go
urządził. Jego kary były zbyt okrutne. Weszli do jakiegoś biura,
gdzie stało biurko, jakaś szafa, na ścianie wisiały klucze od
jakiś pomieszczeń, domyślił się że było to coś w rodzaju
sekretariatu. Tylko.. mniejsze i nikogo tu nie było oprócz nich.
- Domyślam się, że to był twój
pomysł – spojrzał niezadowolony na szarowłosego. Dobrze znał
chłopaka, znał go od dziecka, wiedział jaki potrafi być, i na
jakie pomysły wpaść. Dostał taką samą karę jak reszta, dyżur
w kuchni. Dobrze jednak wiedział, że Hidana taką karą nie da się
ujarzmić, a chciał by skończył z wygłupami chociaż na czas
wycieczki.
- Dlaczego niby mój? - zapytał jakby
nie wiedział o co chodzi.
- A nie twój? - uniósł lekko brew.
Hidan milczał. Jeśli potwierdzi, wtedy profesor zapyta czyj był
ten pomysł, a nie miał zamiaru nikogo fałszywie wsypywać. - No
właśnie – podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę. Zaczął
wykręcać numer. Hidan widząc to poczuł się lekko zaniepokojony.
- Co pan robi? - zapytał spokojnie.
- Dzwonię do twojego ojca, tylko on
potrafi ci przemówić do rozumu – wyjaśnił, dalej wykręcając
numer, specjalnie robił to wolno. Chłopakowi nie spodobało się
to. Nie chciał by dzwonił do jego ojca.
- Nie ma potrzeby.. Po co go niepokoić?
- dziwna gula utknęła mu w gardle. Jego ojciec nie mieszkał z nim
już od sześciu lat, mimo to wciąż mieli ze sobą dobry kontakt, a
jego mama zawsze informowała go o jego ocenach i zachowaniu. Nigdy
nie lubił gdy skarżyła się na niego ojcu. Miał dobry kontakt z
tatą, ale gdy coś zrobił, jego ojciec potrafił się nieźle
wkurzyć. Zresztą żadne dziecko nie lubi jak się na niego skarży
rodzicom. A Hidan był na tym punkcie szczególnie przewrażliwiony.
Co prawda ojciec mieszkał w Osace, ale nie przeszkadzało mu to w
reprymendzie, lub w daniu jakieś kary. Do tego Asuma i jego tata
byli dobrymi kolegami ze szkoły... Nic dziwnego, że ich kary były
tak samo okrutne. Zapewne czerpali od siebie inspirację.
- Powinien wiedzieć, jak jego syn
spędza wolne chwile podczas wycieczki – wcisnął ostatnią cyfrę
i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Co pan..? Przecież, to bez sensu..
Było minęło, po co o tym mówić? - starał się przekonać Asumę
do zmiany decyzji, niestety było już za późno.
- Kenzo, to ja Sarutobi. - Tyle słów
wystarczyło, by mężczyzna zorientował się, że chodzi o jego
syna. Zwłaszcza, że dzwonił do niego, nie ze swojej komórki.
Czarnowłosy, trzydziestodwuletni mężczyzna, siedział przy swoim
biurku w firmie, w której pracował. Westchnął domyślając się,
że Hidan znów sprawiał kłopotu. Asuma w paru słowach streścił
mu co się takiego stało na wycieczce i poprosił by przemówił
Hidanowi do rozsądku, bo obawiał się, że chłopak może coś
jeszcze wykombinować. Po chwili profesor skierował słuchawkę
telefonu w stronę Hidana, a ten powolnym i niechętnym krokiem
podszedł do niego, wziął słuchawkę i przyłożył sobie do ucha.
Nic nie mówił. Bo co miał powiedzieć? Nie chciał się tłumaczyć
ojcu.. nie przy profesorze. Musiał grać twardego i obojętnego,
wtedy być może Sarutobi już nigdy nie zadzwoni do jego ojca, jeśli
ujrzy, że to go nie rusza.
- Hidan.. - usłyszał głos ojca w
słuchawce. Ten głos.. był taki zawiedziony jego zachowaniem. Nie
znosił gdy tak brzmiał głos jego ojca, albo jego mamy. Nie lubił
im sprawiać zawodu, a jednak ciągle to robił. Był niepoprawnym
optymistom myśląc, że za każdym razem wszystko ujdzie mu na sucho
i nikt się nie dowie. Nie zbyt szybko uczył się na błędach. -
Hidan, wiem że mnie słuchasz. Co to za pomysł ze spacerem do lasu
w środku nocy, hm? - czekał cierpliwie na odpowiedź, jednocześnie
szkicując coś na dużym brystolu. Hidan milczał. Zawsze tak robił,
gdy nie chciał o czymś mówić. Ciężko było cokolwiek z niego
wydusić, był zamknięty w sobie, a przede wszystkim uparty. -
Rozumiem, że mi nie powiesz – odezwał się w końcu, sięgając
po gumkę do ścierania. Na to pytanie również nie uzyskał
odpowiedzi, ale tego się właśnie spodziewał, zbyt dobrze znał
swojego syna. Zazwyczaj rozmowy z Hidanem o jego zachowaniu, były
trudne i wymagały dużo cierpliwości. Kenzo miał jej zdecydowanie
więcej niże Miho, matka siwowłosego. - Nie mam za dużo czasu na
rozmowę, dlatego posłuchaj mnie uważnie. Jeśli chcesz przyjechać
do mnie na ferie, to radzę ci nie sprawiać żadnych problemów. -
Słysząc to, Hidan zmarszczył brwi. Nie podobał mu się taki
warunek. Czarnowłosy mężczyzna dobrze o tym wiedział. Tak jak i
wiedział, że jego syn lubił przyjeżdżać do niego na wakacje czy
ferie, i on sam również za tym przepadał, w końcu syna miał
tylko jednego i tęsknił za nim. Mimo to, wiedział, że to jedyna
broń jaką może teraz wyciągnąć. Chłopak musiał przestać
sprawiać kłopoty, a nie zrobi tego jeśli tylko na niego nakrzyczy.
- Jakich problemów?.. - odezwał się
niezadowolony szarowłosy. Nie chciał takiego warunku, bo przecież
nie miał pojęcia co wydarzy się jutro i czy nie zrobi znów czegoś
głupiego. Nie potrafił się upilnować, ale to dlatego, że coś co
wydawało mu się dobrym i zabawnym pomysłem, dla innych było to
coś niedopuszczalnego. Podobnie było z biciem się, skąd mógł
wiedzieć, czy do ferii nikt go nie wkurzy i nie będzie musiał
komuś przywalić? Takie warunki były beznadziejne.
- Rozumiemy się? - zapytał, nie
zwracając uwagi na pytanie syna, bo wiedział, że jest ono
wprowadzeniem do rozmowy o feriach i o tym jaki to jest okrutny,
skoro zabrania mu do siebie przyjechać. A wszystko po to, by tylko
zmienił decyzję. Hidan zacisnął pięść.. Co miał zrobić?
Jeśli się zgodzi, to automatycznie da słowo, że nie będzie
sprawiał problemów, a wtedy prawie na pewno złamie obietnice,
jeśli jednak się nie zgodzi, to ojciec już teraz postanowi, że do
niego nie pojedzie. Był tego niemalże pewien. Znów trwała cisza,
którą cierpliwie znosił Kenzo. Nie miał czasu, bo do wieczora
musiał dokończyć rysowanie projektu, ale mimo to cierpliwie czekał
na odpowiedź syna.
- Niech będzie... - z trudem przeszło
mu to przez gardło, po tym westchnął. Musiał chociaż spróbować
nie robić problemów, to nie mogło być takie trudne.
- Dobry z ciebie chłopak Hidan –
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, czego Hidan nie mógł
zobaczyć. - Jestem pewien, że uda ci się nie sprawiać problemów.
Wierze w ciebie. - Chłopak miał wrażenie, że ojciec za bardzo w
niego wierzył.. nawet bardziej niż on sam w siebie. Nie
przeszkadzało mu to, jednak po takich słowach trudniej będzie go
zawieść. Być może ojciec powiedział to specjalnie, by wymusić
na nim większą odpowiedzialność, a może naprawdę tak bardzo w
niego wierzył. Często mu powtarzał, że może osiągnąć to co
chce, i zawsze wierzył w niego cokolwiek robił. Czy to grał mecz w
piłce nożnej w podstawówce, czy to grał w przedstawieniu w
przedszkolu. Kiedykolwiek stawał przed jakimś wyzwaniem, nie ważne
czy było trudne, czy była to zwykła błahostka, zawsze w niego
wierzył. Dlatego tak trudno było mu go zawodzić i obiecywać
poprawy. Podobnie było z mamą, była dla niego bardzo dobra, to też
czuł się źle widząc jak się martwi jego zachowaniem, mimo to on
nie potrafił inaczej. Większość rzeczy najpierw robił, a dopiero
później nad nimi myślał. Nic już nie mówiąc oddał słuchawkę
Asumie. Mężczyzna wziął ją od chłopaka, i rozmawiając jeszcze
przez moment, zakończył rozmowę. Hidan patrzył na niego w pełni
niezadowolonym spojrzeniem. Nie mógł powiedzieć, że nie lubi
profesora Asumy, bo tak nie było. Dużo dobrego dla niego zrobił,
po prostu... wkurzał go, gdy tak bardzo próbował go upilnować.
Czarny Nissan podjechał pod bramę
cmentarza. Niebieskooki mężczyzna przekręcił kluczyk, wyłączając
silnik samochodu. Spojrzał na swojego siwowłosego towarzysza, który
wbijał swój wzrok w bramę cmentarza. Kakashi został zmuszony,
przez swojego szefa, by tego właśnie dnia, odwiedził grób Rin.
Uważał to za dobry pomysł, jednak Hatake wciąż nie był
przekonany. Unikał wszelkiego spotkania z jej rodziną. I choć ten
pomysł w ogóle mu się nie podobał, to miał dość paplania
Minato, o tym żeby tu przyszedł. Zrobiłby wszystko, by skończył
o tym gadać. Zrobi to raz i będzie miał spokój na zawsze. Kakashi
otworzył drzwi od samochodu.
- Zaczekaj – odezwał się Namikaze.
Szarowłosy spojrzał na niego. Mężczyzna wyjął ze schowka w
samochodzie kadzidło i podał je Kakashiemu. - Wypada je zapalić –
Hatake nic nie mówiąc wziął kadzidło i wyszedł z samochodu
zamykając za sobą drzwi. Zatrzymał się przed bramą i westchnął.
- Oby tam nikogo nie było.. -
powiedział do siebie. Przeszedł przez bramę i ruszył w stronę
miejsca, gdzie mieścił się grób jego przyjaciółki. Przychodził
tu dosyć często, w godzinach wczesnych albo bardzo późnych, tak
by na nikogo nie trafić. Tym razem dochodziło południe, były
większe szanse na spotkanie kogoś przy jej grobie. I nie mylił
się. Zatrzymał się, gdy ujrzał znajomą sylwetkę przy pomniku
Rin. Był to Obito, który w tym momencie się modlił. Kamień spadł
mu z serca, że to tylko ten palant. Ruszył ponownie w stronę
grobu. Wolałby, żeby i jego tutaj nie było, że też musiał
przyleźć akurat teraz.. Mimo to nie zamierzał się z nim kłócić,
nie tutaj, nie tego dnia. Nie zwracając na Uchihę najmniejszej
uwagi ukucnął przy grobie by zapalić kadzidełko. Czarnowłosy,
słysząc dźwięk odpalanej zapalniczki, otworzył jedno oko by
zobaczyć kto przyszedł. Był lekko zaskoczony, że to Kakashi, nie
spodziewał się go tego dnia tutaj. Uśmiechnął się do siebie, po
czym zamknął oko, by dokończyć modlitwę. Hatake wstał i również
złożył ręce do modlitwy, zamykając przy tym oczy. Po paru
minutach otworzył je.
- Co się stało, że przyszedłeś? -
zapytał Uchiha. Wiedział dlaczego siwowłosy unika tego miejsca w
ten, tak ważny dzień.
- Minato.. - westchnął w odpowiedzi.
Zazwyczaj ze sobą nie rozmawiali, takie rozmowy bez kłótni
trafiały się niezwykle rzadko. I zwykle trwały bardzo krótko.
-Wiedziałem, że on cię tu kiedyś
zaciągnie – powiedział patrząc na imię wyryte na nagrobku.
Bardzo mu jej brakowało, minęło pięć lat, a miał wrażenie, że
to było wczoraj. Ciężko było się przyzwyczaić do tak wielkiej
straty. Na początku było najgorzej, ale pustka w sercu pozostała i
był pewny, że już nigdy nic jej nie wypełni. Zawiał wiatr, który
potargał im włosy. Liść zerwał się z drzewa i robiąc parę
obrotów w powietrzu, wylądował na nagrobku. Obaj patrząc na grób,
cofali się pamięcią do przeszłości, do wspólnych chwil
spędzonych z brązowowłosą. Żaden z nich nie mógł zaprzeczyć,
że były to cudowne chwile. Chwile, do których już nigdy nie
wrócą, które się już nigdy nie powtórzą. Obito wspominał te
czasy z uśmiechem na ustach, natomiast Kakashi ukrywał swoje
emocje, pod śpiącym wyrazem twarzy. Starał się unikać niektórych
wspomnień, bo te sprawiały, że znów zaciskało mu się gardło.
Po chwili uznał, że już wystarczająco długo tu jest, choć był
dopiero pięć minut, tak więc odwrócił się z zamiarem ruszenia
do wyjścia. I nagle ujrzał zbliżającą się do nich pulchną
kobietę, o brązowych włosach. Nie było mowy o pomyłce. To była
matka Rin, i choć nie widział jej pięć lat, był pewny, że to
ona. Jak najszybciej odwrócił się na pięcie, chcąc pójść na
około. Jednak zdążył zrobić tylko krok, bo po zaraz poczuł
czyjś dotyk na ramieniu, który go zatrzymywał.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał
Obito, zaciskając palce na jego ramieniu. Kakashi zbeształ go
wzrokiem. Przeszkadzał mu. - Zostajesz tchórzu. - pociągnął go
do siebie, by ten stanął tam gdzie stał jeszcze przed chwilą. Nie
było już szans na ucieczkę, bo kobieta była dwa korki przed nim.
Uśmiechnęła się ciepło do nich, po czym położyła kwiaty i
zapaliła kadzidło. Hatake zastanawiał się, jak powinien się
zachować. Czy powinien tu stać? W końcu w jej oczach był zabójcą
jej córki. W swoich również, więc tym bardziej nie czuł się tu
komfortowo.
- Kakashi.. - Usłyszał swój głos.
Spojrzał na kobietę. - Dawno cię nie widziałam.. ale wiem, że tu
często przychodzisz. - powiedziała ciepłym, aczkolwiek trochę
zmęczonym głosem. Nie odpowiedział nic. Ponownie dziwna gula
ugrzęzła mu w gardle. Co miał powiedzieć? Jak się zachować?
Stresował się, ale trudno mu było określić czym konkretnie. Czy
jej obecnością, czy tym że będzie go o coś wypytywać? A może
tym, że zaraz zacznie na niego wrzeszczeć i płakać, bo zabił jej
córkę? Sam nie wiedział.
- Przyniosła pani piękne kwiaty –
odezwał się Obito, przerywając trwającą ciszę.
- Dziękuję, Rin bardzo je lubiła.
Zapewne o tym wiesz – na jej twarzy widniał delikatny uśmiech,
jednak Hatake nie mógł powiedzieć, czy jest on zupełnie szczery,
był pewny, że kryje się pod nim ogromny ból i cierpienie. -
Dziękuję ci Kakashi, że dbasz o jej grób, kiedy ja nie mogę.
Przynosisz jej ulubione kwiaty i sprzątasz tutaj. Dziękuję ci, że
tak się troszczysz. - Mężczyzna nie spodziewał się podziękowań,
a nawet ich nie chciał, one bolały go bardziej niż to, gdyby
szczerze nim gardziła. - Przeprowadziliśmy się z mężem, to nie
możemy przychodzić tak często jak kiedyś, do tego praca i stan
zdrowia męża... sam rozumiesz – Mówiła to tak, jakby widziała
się z Kakashim wczoraj. Jakby nigdy nie było tej pięcioletniej
rozłąki, jak gdyby nic się nie stało. A przecież stało się. I
to coś strasznego. Jak ona mogła mu tak dziękować i być taka
miła? Nie rozumiał. - Może powinnam ci się jakoś odwdzięczyć..
- Co też pani mówi..? - odezwał się
siwowłosy drżącym głosem. Zacisnął pięści. Jak ona mogła w
ogóle o to pytać? Nie rozumiał jej. Być może postradała
wszystkie zmysły.
- Co się pani będzie mu odwdzięczać?
- wtrącił Obito. - Robi to z własnej woli.
- Wiem, dlatego właśnie chciałam się
jakoś odwdzięczyć, ale nie za bardzo mam jak – Nic nie mogła mu
dać w zamian. Zapadła długa chwila ciszy. Hatake już nie wiedział
co ze sobą zrobić. Nie chciał patrzeć na sztuczny uśmiech
kobiety, to go bolało. Nie czuł z jej słów szczerości, ani też
radości z jaką kiedyś mówiła. Po paru minutach kobieta znów się
odezwała. - Byliście dla niej najlepszymi przyjaciółmi, jakich
mogła sobie wymarzyć. Tak wiele dobrego dla niej zrobiliście.
Więcej niż ja byłam w stanie... Pamiętam jak się cieszyła na
spotkania z wami.. Jak się z wami śmiała.. wciąż słyszę jej
śmiech.. Nie zapomnę jak była smutna, gdy się z którymś z was
pokłóciła.. Nie zapomnę.. jak bardzo kochała prace w policji.. -
po policzku kobiety spłynęła łza. Otarła ją szybko. - Obito...
Kakashi.. Dziękuję, że byliście jej przyjaciółmi. - Hatake
zacisnął zęby. Nie chciał już słuchać podziękowań z jej ust.
- Jak pani może mi dziękować...? -
wycedził po chwili. Obito spojrzał na niego. Hatake wbijał wzrok w
ziemię, teraz wydawał się taki nieszczęśliwy, choć przed chwilą
w ogóle by nie powiedział, że czymkolwiek był przejęty.
- Słucham? - kobieta spojrzała na
siwowłosego, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
- Jak pani może mi dziękować.
Przecież.. – milczał chwilę, by zaraz przenieść wzrok na matkę
Rin. - Zabiłem pani córkę – Patrzyła na niego, nie zmieniając
wyrazu twarzy. Widziała w jego oczach ból. Nie mogła powiedzieć,
że jest mu go szkoda, chociaż naprawdę tego chciała. Chciała mu
współczuć, ale nie potrafiła.
- To na pewno był wypadek – oznajmiła
tym samym ciepłym głosem, odwracając wzrok ku nagrobkowi.
- To nic nie znaczy! - krzyknął, miał
dość jej uśmiechu. Dlaczego to robiła? Chciała mu pokazać, że
nie jest na niego zła? Nie tak zachowuje się matka w rocznice
śmierci swojego dziecka, wiedział, że to sztuczny uśmiech.
- Oi.. Kakashi - upomniał go Obito. -
Nie drzyj się – W takim miejscu nie wypada się wydzierać, tu
ludzie przychodzą się modlić, porozmawiać z bliskimi w ciszy i
spokoju.
-Zabiłem ją.. bo jej nie posłuchałem.
To moja wina.. - zacisnął pięści, starając się mówić jak
najbardziej normalnie, ale z zaciśniętym gardłem nie było tak
łatwo. - Jak może być pani taka uśmiechnięta? Nie jest pani zła?
Nie chce pani wykrzyczeć, co o mnie myśli? - Przecież tego
wszystkiego obawiał się przez pięć lat, i kiedy był już gotowy,
by znieść to wszystko, nie usłyszał nic z tych rzeczy. Powinien
się cieszyć, ale nie był szczęśliwy z tego powodu. Ta sztuczność
bolała go bardziej, niż jakiekolwiek szczere słowo, które by go
zraniło. Nie mógł znieść, jak ona męczyła się udając
szczęśliwą. - Powinna mnie pani nienawidzić. - powiedział
zrozpaczonym głosem.
- Chciałabym.. - odpowiedziała po
chwili. - Ale nie potrafię. - Jej uśmiech zniknął na chwilę z
jej twarzy. - Byłeś jej przyjacielem. Ona nie chciałaby żebym cię
nienawidziła. Wiem, że ty do niej strzeliłeś.. ale to był
wypadek. Ona na pewno wiedziała, że jej nie posłuchasz. Przecież
ty nigdy nikogo nie słuchałeś. Od dziecka byłeś łobuzem, który
przez własny upór stracił oko. Rin wiedziała, że jej nie
posłuchasz, mimo to próbowała cię przekonać.. Jestem pewna, że
cię nie obwiniała. - po tych słowach na jej twarzy pojawił się
bardzo delikatny uśmiech, ale tym razem szczery. - Proszę cię
Kakashi.. Odwiedzaj ją w tak ważny dzień, chciałaby tego..
Chciałabym cię nienawidzić i myśleć o tobie najgorsze rzeczy, na
pewno byłoby mi lżej, ale... nie potrafię. - Przyłożyła dłoń
do policzka mężczyzny, spojrzała w jego zrozpaczone oczy. -
Kochała cię, Kakashi. Dlatego nie potrafię cię znienawidzić. -
Patrzyła chwilę na niego z delikatnym uśmiechem, a potem
zabierając rękę z jego policzka, odeszła w swoją stronę. Hatake
patrzył za nią w ciszy. Łzy napłynęły mu do oczu, ale szybko
się zmobilizował by je powstrzymać.
-Mimo wszystko... - powiedział po
chwili do siebie. - Nie wybaczyła mi.. - Czuł to, ale nie miał o
to pretensji. Mimo że, gdzieś w głębi niego tliła się nadzieja,
że jej rodzina już dawno mu wybaczyła, to wiedział, że
rzeczywistość będzie inna. Nie lubił się łudzić. To zawsze
było cholernie niemiłe uczucie.
- Dziwisz się? - wtrącił Uchiha. -
Zabiłeś jej córkę.. Właściwie, to ja też ci nie wybaczyłem –
rzucił do niego. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Rin kochała
Kakashiego, choć ten debil był zupełnie ślepy na jej miłość, i
dowiedział się o tym zbyt późno. Pomimo tego, że wiedział to
już od paru lat, to gdy kobieta powiedziała te słowa, coś zakuło
go w sercu. Dlatego musiał mu dogadać. Hatake nie zareagował na
jego słowa. Przyzwyczaił się już, że Obito ciągle mu to
wypomina. Robił to tak często, że miał wrażenie, że to całe
jego „nigdy ci nie wybaczę” było jednym wielkim kłamstwem,
choć pewności nie miał. Minął go, ruszając do wyjścia.
- Kakashi – zawołał za nim.
Siwowłosy zatrzymał się i spojrzał przez ramię na niego. -
Następnym razem przynieś jej ulubione kwiaty. - Kakashi skinął
głową, po czym kontynuował podróż do wyjścia.
Od Autorki: No, to przed wami.. a właściwie już chyba za xP wami kolejny rozdział. Wiem, że jest długi. Oj tak.. ma aż prawie szesnaście stron. No ale, chcieliście dłuższe rozdziały xD Zapewne gdyby tamten rozdział był dłuższy ten byłby krótszy i to by się jakoś wyrównało. Ale niestety w tamtym miesiącu nie miałam prawie w ogóle weny :/ Ale na szczęście wena wróciła :) Co prawda znów minął prawie miesiąc, ale przynajmniej rozdział jest długi ^^
Dziękuję wam za czytanie i komentowanie :) I za to, że życzycie mi tej weny, która czasami ode mnie ucieka ;p Ale dzięki wam szybko wraca :D
Chciałam też jeszcze wyjaśnić kwestię wieku bohaterów, bo już dwie osoby mnie o to pytały :)
Trochę się może zrobił taki kogel mogel, bo na początku pisałam że Saosri ma 13 lat, potem że 14 itp. Tak więc już wyjaśniam :P
Akcja opowiadania zaczyna się w lipcu. Czyli pięć miesięcy przed urodzinami Sasoriego. Tak więc jeszcze miał 13 lat, teraz gdy akcja dzieje się już po jego urodzinach ma 14 lat. Wiem że mogłam pisać rocznikowo, ale ja tam wolę datami określać urodziny, po co kogoś niepotrzebnie postarzać xD
Tak więc:
Akcja opowiadania zaczyna się w lipcu. Czyli pięć miesięcy przed urodzinami Sasoriego. Tak więc jeszcze miał 13 lat, teraz gdy akcja dzieje się już po jego urodzinach ma 14 lat. Wiem że mogłam pisać rocznikowo, ale ja tam wolę datami określać urodziny, po co kogoś niepotrzebnie postarzać xD
Tak więc:
Sasori, Deidara i Itachi mają po 14 lat (Itachi chodzi do klasy trzeciej, bo przeskoczył rok)
Konan, Hidan, Nagato i Yahiko mają po 15 lat (Hidan jest w drugiej klasie, bo raz nie zdał)
Mam nadzieję, że napisałam to zrozumiale O:
Jak tam przeżyliście upały?
Bo ja to średnio dawałam radę xD
Prawie sie popłakałam ;-; Aż mi smutno było... Biedny Kakashi. :c
OdpowiedzUsuńAle to by było tyle ze smutków, bo czytając reszte cały czas sie uśmiechałam :D
Saso w stanie furii *.*
Czy Ty zamierzasz zrobić z Deia geja? Bo troche to tak wyglądało w jego rozmowie z Saso jakby nim był ;p
Rozdział cudny :D Dużo weny życzę i czekam już na kolejny rozdział :*
To czy Dei jest gejem czy nie, to się okaże, tam takie gadanie o niczym nie świadczy xD
UsuńDziękuję! :D
Bardzo wyczekiwałam tego rozdziału, ale teraz jak myślę lepsze są dłuższe i rzadziej niż krótsze i częściej.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam wciąż wyczekiwałam kiedy Saso powie o rodzicach, mam nadzieję, że nastąpi to niedługo. ^^
To treningi, to co było przy pierwszym uderzeniu Hidana, czy oba dodały Sasoriemu tyle siły?
Co do upałów ledwo wytrzymywałam, nie mam w domu klimatyzacji, a w nocy temperatury w domu miałam około 30 stopni Celsjusza. Mam dość ^^"
Rozdział bardzo mi się podobał, pozdrawiam i życzę duuużo weny ^^
Nie długo wszyscy dowiedzą się o rodzicach Saso, ale jak to się okażę, być może w następnym rozdziale :p
UsuńTo co dodało Sasoriemu tyle siły to jedno i drugie. I furia sama w sobie i treningi Kashiego, sprawiły że jest silniejszy niż był. Trening czyni mistrza o:
Dziękuję! :D
O nieee... Nie, nie, nie! Rycze.. Praktycznie i teoretycznie siedze sobie przed komputerem cała zapłakana i co chwila smarkam w moje biedne chusteczki.. Czy tylko ja mam taką słabą psychikę?! No nie mogę! Kakashi.. Obito.. Riiiiin.. ;___; i znowu ryk.. Ale od początku, który jest właściwie środkiem, trudno; Kakashi chleje w barze. Ok. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.. Nie wiem czemu ale.. No nie! Mam bzika na punkcie Kakashiego i nie zrobie z niego pijaka w mojej zapłakanej makówce! Potem Minato go pociesza i jadą nad cmentarz. Ok. Jest ok. Kakashi spotyka Obito. Ok. Przeboleje. Nie porycze się. Dam rade! Matka Rin. Nie jest ok! Rozrycze się! Czuje to! I... I dupa. I płacz. I... Kakaaaashi! Jaki to był wyciskacz łez! Cała rozmowa Inspektora z mamą Rin była.. No nie mogę! ;_; A potem jeszcze to oskarżanie się Kakashiego.. Chyba to mnie zabiło. Pamiętam że od początku opowiadania nie mogłam się doczekać wyjaśnienia wątku Rin a teraz.. niby się domyślałam że Kakashi zawinił ale.. Smutno mi xC Obito mnie wkurzył na koniec.. Powiniem być happy end i powinien Kakashiemu wybaczyć! Eh.. Nie lubie gościa jakoś.. Grrr xC
OdpowiedzUsuńDalej, dalej. Nawiedzony las? Serio? Kiedy zaczęła się historia o duchu dziewczynki wiedziałam co się stanie B-| Hidan jest w tej swojej nieprzewidywalności taki przewidywalny ^^ Kawał z duuuuchem! To już takie niemodne Hidan.. Na miejscu Sasoriego srałabym ze strachu.. on się w sumie tylko rozpłakał *moja szkoła XDD* czyli.. Nie jest źle.. :D Ale tego że się chołota Akatsuki w lesie zgubi nie przewidziałam :D No bo jednak.. Poszli do lasu nastraszyć kumpla i nie zaznaczyli drogi powrotnej okruszkami z chlebka? *wyobraża sobie Yahiko idącego po ciemnym lesie kruszącego bułke i wyznaczającego szlak a zaraz za nim Hidana co lezie i wpiernicza okruszki* Ale.. Sasori zaczyna się otwierać na kumpli! Tzn.. Trochę ale zawsze coś! Nie mogę się doczekać kiedy powie im o śmierci rodziców! Ale jestem jeszcze bardziej ciekawa JAK to zrobi.. Przypadkiem? A może jego babcia się wygada? Ach.. Tyle opcji do wyboru! A tak przy okazji; to czy Konan wie o rodzicach Sasoriego? Bo coś mi świta ale.. Z lenistwa nie chce mi się sprawdzać ;P (bo może to ONA wygada! *.*) Po za tym traumy Saso.. O boru.. O jerzu.. Jak mi go szkoda! Przeszedł przez takie piekło i widać że zostawiło to ślad na jego psychice.. Kiedy powiedział że nie lubi się bać.. Też miałam łzy w oczach.. Zdecydowanie za łatwo się wzruszam xD Co tam jeszcze.. A! Zapomniałabym o pseudo-bójce z Yahiko! Ach mój Sasori! W pakerrra się zamienia! Lubie Yahiko najbardziej z całego Akatsuki ale jednak.. Dobrze mu tak (całe 30% winy xD). Chociaż trochę sie boję o Sasoriego.. Jak będzie tak rozładowywać złość to.. No.. Nie zazdroszczę Yahiko. ;P Nadal nie wierze że wbili komuś na chate, wyżarli lodówkę, wyżebrali podwózkę i.. Po prostu skorzystali xD Niewiele jest teraz osób, które by takim biednym, głupim tarzanom z lasu pomogli xP (chociaż.. Jeśli by mi do domu ni z tąd ni z owąd *z lasu* zawitała czwórka młodych członków Akatsuki to.. Czemu nie?)
Ale się rozpisałam.. A przez połowe komentarza tylko się żaliłam że płacz, smutek, depresja i te klimaty.. Dzięki za wyjaśnienie sprawy z wiekiem ;P teraz już wiem, że Hidan w wieku 15lat jest.. Doświadczony xD
Jeśli mowa o upałach.. Akurat kiedy nadeszły wyjechałam nad morze a tam było zimno jak cholera xd To się nazywa szczęście!
Czekam (NIE)cierpliwie na kolejny rozdział i życze duuuuużo weny! A jak chodzi o długość rozdziałów; nie ważne jak długie-ważne żeby były!
Do następnego! ;**
O! O! A jaaak to się staaało że Kakashi przez własny upór stracił oko???????? =^.^=
Nie widziałam, że potrafię doprowadzić kogoś do łez moimi wypocinami O: Jestem zaskoczona, a jednocześnie szczęśliwa i trochę smutna, bo przeze mnie musiałaś marnować chusteczki :< Mimo to miło mi czytać, że moja wymyślona historia kogoś wzruszyła :)
UsuńHidan zepsute dziecko, już mu seksy w głowie xD
Wyjaśnienie jak Kakashi stracił oko na pewno będzie, tylko jeszcze zastanawiam się, czy umieścić to w jakimś One Shocie dotyczącym właśnie Kashiego, czy może upchnąć to gdzieś w którymś rozdziałów jako retrospekcja. Hm.. no cóż, nad tym jeszcze pomyśle :)
Dziękuję! :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudo <3 Ale to normalne bo ty to pisałaś > Nie mogę się doczekać dalszego ciągu :P
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno ci odpisuje :<
UsuńDziękuję ci bardzo za miłe słowa i dzięki, że czytasz :)
Witam,
OdpowiedzUsuńtak sądziłam, że to jest jakiś żart, ale co umówili się jakoś wcześniej, chciałabym aby Saori powiedział im co się stało, o hahha Hideana da się ujarzmić ;] bosko
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia