Zachodzące promienie słońca
przebijały się przez zasunięte żaluzje, do gabinetu Nadinspektora
Minato. Oświetlały kurz fruwający w powietrzu, jak i ten
spoczywający w niektórych miejscach wielkiego biurka. Blond włosy
mężczyzna, trzymając w ręku arkusze papieru, czytał z nich na
głos, wszystkie poszlaki jakie udało mu się zapisać. Blade
światło padało w niewielkim stopniu na twarz Hatake. Mężczyzna
siedział naprzeciw swojego szefa i wpatrywał się w złocisty kurz
fruwający sobie w powietrzu. Nie wyglądał na zainteresowanego
przemową drugiego mężczyzny. W głowie miał tylko jedno. Uratować
Sasoriego. Nie znosił uczucia, które mu towarzyszyło. Poczucie
winy? Martwił się? Jedno i drugie? Cholera.. Przecież nawet za tym
dzieckiem nie przepadał. Dlaczego więc martwił się o niego
bardziej niż o inne ofiary porwań? Ewidentnie było z nim coś nie
tak. Może brało go jakieś przeziębienie? Oby nie. Nie chciał
znowu wydawać na chusteczki.
- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał
Namikaze unosząc brew. - Kakashi... - rzucił z pretensjonalnie, gdy
ten nie odpowiedział na jego pytanie. Po chwili siwowłosy skierował
swoje spojrzenie ku niemu. Gestem głowy, zapytał o co mu chodzi?
Minato westchnął na to.
- To poważna sprawa. Sam chciałeś,
żebym przydzielił Ci to zadanie, a teraz w ogóle mnie nie
słuchasz.
- Bo nic pomocnego nie masz. Załatwię
to po swojemu – zdecydował. Po co tracić czas na takie pierdoły,
zdecydowanie wolał działać od razu. W przeciwieństwie do Minato,
który to wolał najpierw wszystko przeanalizować, obmyślić
dokładny plan, a potem dopiero działać.
- W takiej sytuacji wszystko jest na
wagę złota. Nawet najmniejsze wskazówki – rzucił w stronę
przyjaciela. Powoli zaczynał tracić do niego cierpliwość, zawsze
to samo..
- Pff... na wagę złota to w tym
wypadku jest czas – skrytykował wypowiedź szefa. Na prawdę nie
miał ochoty słuchać o przypuszczeniach, gdzie sprawca może się
ukrywać. Tylko raz do nich zadzwonił, do tego z butki
telefonicznej, gdy pojechali sprawdzić to miejsce już go tam nie
było, ani nikt go nie widział, a na pewno nie kojarzył.
Przeszukali wtedy dziesięć kilometrów w obrębie budki
telefonicznej, ale nigdzie nie znaleźli, ani bezimiennego idioty,
ani Sasoriego.
- To też – zgodził się z nim.
- W takim razie pozwól mi działać –
powiedział, kładąc ręce na blat biurka i nachylił się nad nim
nieco.
- Już nie długo. Musimy poczekać na
kolejną wiadomość od niego. Dowiemy się wtedy czegoś więcej
i...
- Nawet nie wiemy kiedy dostaniemy
kolejną wiadomość. Nie mam zamiaru spełniać jego zachcianek.
Dorwę go, za nim zdąży nas wykorzystać – Wstał z krzesła, nie
mając ochoty już dłużej słuchać niebieskookiego. W tym momencie
drzwi gabinetu otworzyły się i beztroskim krokiem wszedł przez nie
Obito.
- Wybaczcie mi spóźnienie – rzucił
na wejściu uśmiechając się niewinnie. Naprawdę się spieszył,
po prostu... nie ważne jak bardzo się starał przychodzić na czas,
to i tak zazwyczaj się spóźniał.
- A tak swoją drogą.. - wtrącił
Kakashi w stronę Minato. - Dlaczego mam współpracować z tym
nieodpowiedzialnym facetem – wskazał kciukiem na Uchihe, który od
razu strzelił do niego piorunami z oczu.
- Nie mogę pozwolić ci samemu
rozwiązywać tak ważnej sprawy
- Czyli, że mi nie ufasz?
- Ufam ci. Ale bezpieczniej będzie, jeśli będziecie razem, jeden drugiego będzie chronił. No i.. co dwie głowy to nie jedna – uśmiechnął się na swoje ostatnie słowa.
- Ufam ci. Ale bezpieczniej będzie, jeśli będziecie razem, jeden drugiego będzie chronił. No i.. co dwie głowy to nie jedna – uśmiechnął się na swoje ostatnie słowa.
- Nie moja wina, jeśli pomylę go z
wrogiem i przez przypadek zabiję – rzucił Obito. Nikt nie
irytował go tak bardzo jak szarowłosy. Przemądrzały, egoistyczny
i olewający wszystko dupek.
- Nie moja wina, jeśli on wszystko
spieprzy. Nie potrafi nawet przyjść na czas – dodał w odwecie
Kakashi.
- To nie moja wina! Miałem zaparcia.. -
Musiał się usprawiedliwić. Nie może przecież pozwolić, żeby
Hatake, myślał, że spóźnia się bo jest nieodpowiedzialny. To
nie jego wina, że zawsze przed wyjściem, lub w trakcie drogi,
przytrafia mu się coś, przez co się spóźnia. A to zaspał, a to
się wywalił, a to odprowadził zgubione dziecko do mamy, a to za
długo się mył, i tak dalej. Kakashi spojrzał na niego z
politowaniem.
- Nie musiałeś mnie o tym
informować... Mam gdzie twoje problemy gastryczne. - Czy on w ogóle
lubił Obito? Kiedyś na pewno, ale teraz... Właściwie, to nie
darzył go żadnym uczuciem. Nie traktował go jak przyjaciela, ani
jak wroga. Po prostu lubił mu dogryźć, zwłaszcza jeśli
czarnowłosy go do tego prowokował. Zresztą.. wystarczyło na niego
spojrzeć. Na misji potrafił siedzieć i dłubać w nosie,
wyglądając na takiego co ma wszystko gdzieś, a jednak udawało mu
się zawsze jakoś wyjść cało, a i nawet paru skurkowańców
zaaresztować. Irytujący facet.
-Koniec tej bezsensownej wymiany zdań
– przerwał im Minato. - Zajmijcie się teraz swoją pracą. Będę
was informował jeśli dowiem się czegoś nowego o Akasunie. Nie
róbcie niczego na własną rękę. Nie, póki co. Czy to jasne? -
spojrzał na Hatake, gdyż dobrze wiedział, że jemu najtrudniej się
będzie powstrzymać.
- Przecież wiem.. rany.. człowieku –
Nie lubił takiego upominania, ale w tym wypadku go rozumiał. Na
jego miejscu też starał by siebie trzymać na wodzy. Nie wiadomo
jak długo wytrzyma z tym czekaniem.
- Nie martw się aż tak. Sasoriemu na
pewno nic nie jest, słyszałeś go przecież – Powiedział tym
razem jak do przyjaciela, a nie jak do pracownika. Parę dni temu
bezimienny, tak zaczęli nazywać sprawcę, zadzwonił do nich z
informacją że Sasori żyje, ale jeśli nie spełnią jego
zachcianki, jego żywot może się skrócić. Jednak zamiast przejść
do sedna, rzucił tylko, że zadzwoni do nich za jakiś czas z
konkretnym rozkazem. Zagroził też by nic głupiego nie robili, bo
Sasori może tego nie przetrwać. Dlatego Minato postanowił zachować
wyjątkową ostrożność.
- Mam nadzieję, jeśli choć włos
spadnie mu z głowy, to zajebię skurwysyna – rzucił ze
wściekłością w głosie, po czym opuścił gabinet Nadinspektora.
Nie był cierpliwy w takich sytuacjach. Wolał działać szybko i
skutecznie. A chęć obicia mordy sprawcy, sprawiała, że nie mógł
doczekać się tego jeszcze bardziej.
-Jak zawsze.. - rzucił za nim blondyn.
Kakashi nie był miłym gliniarzem, a już na pewno nie był miły
dla złoczyńców krzywdzących żywe istoty. Wyglądał na
spokojnego człowieka, znudzonego życiem, ale gdy tylko widział akt
agresji wobec niewinnych ludzi, czy zwierząt, robił się z niego
zupełnie inny człowiek. Niebezpieczny... dla tych złych.
W środku zimnego i wilgotnego
pomieszczenia, z obskurnymi ścianami i kapiącą wodą z rur,
Czerwonowłosy chłopak, leżał półprzytomny na jakiś starym,
brudnym i dziurawym futonie. Z dnia na dzień czuł się coraz
gorzej, było mu zimniej niż zwykle, miał temperaturę, widoczność
stawała się ograniczona, nie potrafił niczego przełknąć od
trzech dni. Co tylko zostało mu wepchnięte do buzi, przez
porywacza, od razu to zwracał, dlatego też porywacz przestał go
karmić. Tępy ból w brzuchu nie ustawał. Po tym jak został
dźgnięty nożem, stracił przytomność, wybudził się z uczuciem
ciężkiej głowy, czuł się okropnie, ale krew przestała cieknąć.
Na brzuchu wyczuł palcami, jakieś szmaty którymi jego rana była
owinięta. Była brudna od krwi, tak samo jak jego koszula, ale krew
już dawno zaschła. Nie miał pojęcia co się stało z jego dziurą
w brzuchu, ale też wcale się nad tym nie zastanawiał. Tęsknił za
domem. Chciał tam wrócić. Jednak powoli przestawał już mieć
nadzieję, że kiedykolwiek to nastąpi. Czuł się tak źle, że
miał nawet wrażenie, że tego nie przeżyje, choć z całych sił
chciał żyć. Może to było jedyną rzeczą, która trzymała go
jeszcze przy życiu. Chęć życia, była tak silna, że nie potrafił
się poddać. Był ciężki i obolały. Trudno mu było nawet kiwnąć
palcem. Nie wiedział co się z nim dzieje. Był wygłodzony,
odwodniony i do tego ranny. Tymczasem morderca jego rodziców robił
to co zwykle. Pił sake, wychodził gdzieś, potem wracał, znowu
pił, a potem szedł spać. Choć kolejność tego mogła być
zmienna. Sasoriemu wszystko się już mieszało. Gdy mężczyzna do
niego mówił, nie wyłapywał wszystkich słów, zazwyczaj nie
odpowiadał, albo w bardzo skąpych słowach, bo nie miał siły na
dłuższe zdania. Do tego nigdy nie wiedział co powinien
odpowiedzieć, gdy pytania brzmiały „I gdzie ten pieprzony
gliniarz? Myślałem, że mu na tobie zależy!”, „Jak nie
przestaniesz jęczeć to zabiję też twoją babkę! Chcesz tego!?”.
Facet był gorszym świrem niż Akasuna myślał. Gdy zabił jego
rodziców, wiadome było dla niego, że to nie człowiek tylko
potwór. Ktoś nienormalny. Jednak przebywając z nim tutaj już
szósty dzień, zrozumiał, że to co o nim myślał to był
wierzchołek góry lodowej. Momentami zupełnie normalny, trochę
nerwowy, ale potrafił zadbać o siebie i wykiwać policję. Ludzie
widząc go na ulicy nigdy nie pomyśleli by, że to świr. Zwyczajny
facet. A w innych chwilach swojego życia, mówił do siebie,
agresywnie reagował na zbytnią ciszę i spokój, jak i na jęki,
czy płacz. Sasoriego traktował jak zabawkę, o którą obiecał
dbać, bo dostanie w zamian coś lepszego. Przerażało to
czternastolatka. Chciałby się jak najszybciej stąd wyrwać i
zapomnieć o tym całym zdarzeniu.
Barczysty mężczyzna, z łysiną na
głowie, stał przed budką telefoniczną i liczył drobne rozłożone
na dłoni, które przed chwilą zabrał z automatu na napoje. Gdy
naliczył odpowiednią sumę, wrzucił po kolei do otworu na monety i
podniósł słuchawkę. Wykręcił odpowiedni numer, który wcześniej
zyskał od jednego z policjantów, i zadzwonił do Inspektora Hatake.
W końcu z tego co zdołał się ostatnio dowiedzieć, to ten facet
podjął się sprawy odnalezienia dzieciaka. Tak pisali w gazetach, a
i Sasori coś tam mamrotał. Wychodziło na to, że ten bachor i
Inspektor są sobie bliscy... albo to jakaś rodzina. Czyżby oprócz
babki miał jeszcze kogoś innego? Nie miał pojęcia, nie znał
szczeniaka. Tylko tyle co mu zdążył powiedzieć, jeszcze za nim
wbił mu nóż w brzuch i chłopak zaczął być prawie nieprzytomny.
Oczywiście nie mówił tego z własnej woli, sam musiał o to
zadbać. W końcu każdy chłopak przestraszyłby się gdyby
zagrozili mu obcięciem jaj. Chociaż z jego strony to wcale nie była
groźba. Mógł mu jeszcze obiecać wydłubanie oka lub połamanie
palców, ale zdecydowanie szybko poszło z pierwszą wersją planu.
Obyło się bez reszty pomysłów.. niestety.. bo bachor wszystko mu
wypaplał. A to tchórz. Nienawidził tchórzy. Szkoda, że wtedy nie
odciął mu głowy.. gdyby tylko wiedział gdzie wtedy był. Teraz
jednak nie mógł go zabić, w końcu obiecano mu milion dolarów,
których oczywiście sam zażądał. Za takie pieniądze będzie mógł
uciec z tego kraju. Jak to dobrze, że szczeniak dziwnym trafem
wpakował się w jego ręce. Miał już dość ukrywania się przed
policją, która zapewne po złapaniu go, skarze go na śmierć.
Policja była coraz bliżej odkrycia ich kryjówki. To tylko kwestia
czasu, więc jeśli nie zażąda natychmiast tych pieniędzy, plan
legnie w gruzach. Nie będzie miał ani pieniędzy, ani swojej
zabawki. Od dziecka lubił je psuć. Zawsze tak na niego wrednie
patrzyły. Nienawidził zabawek, które miały oczy. Niszczył je.
Rozrywał, rozcinał, palił.. Ah.. to były czasy. Gdy był
nastolatkiem jego okrutna matka wysłała go do psychiatry.. zrobiła
mu coś tak okropnego. Nigdy jej tego nie wybaczył. W tamtych
czasach pójście do psychiatry oznaczało tylko jedno – Jesteś
wariatem. Wszyscy się od ciebie odwracali, nikt nie chciał mieć z
tobą nic wspólnego. Przyjmowanie leków, w odpowiednich ilościach
sprawiło, że stał się mniej agresywny i skupił się na nauce.
Nigdy nie lubił jak ludzie się na niego gapią, ale nauczył się
to akceptować. Nie mógł znieść tylko jednego wzroku. Akasuny
Satoshiego. Był taki popularny, taki fajny, taki przystojny. Wszyscy
chcieli się z nim zadawać. Nawet dziewczyna w której to on się
zakochał. Traktował go z góry, udawał miłego, gapił się na
niego, jak na osobę gorszą... Nie. Jak na jakiegoś robala, który
nie ma nic do gadania. Nienawidził go. Po tym jak zaczął układać
sobie życie na nowo, w nowej szkole w któej nie wiedzieli, że ma
problemy psychiczne, Akasuna wszystko zepsuł. Gdyby tylko ich wtedy
nie przyłapał na tym gwałcie.. Gdy tak o nim myślał, przeszły
go aż ciarki. Ten bachor też ma podobny do niego wzrok, ale ten
przynajmniej patrzy na niego ze strachem, a nie z wyższością.. to
mu się podobało.
- Halo? - głos Kakashiego odezwał się
w słuchawce. Odebrał natychmiastowo. Wiedział już kto dzwoni.
Cwaniak dzwonił do niego na prywatny numer, wiedząc, że w ten
sposób raczej nikt ich nie będzie podsłuchiwał.
- Słuchaj no.. Chcesz Sasoriego? To
przestańcie ciągle przekładać ten pieprzony termin.. - warknął,
po czym upił łyk sake z kieszonkowej butelki.
- Myślisz debilu, że tak łatwo jest
uzbierać milion dolarów? - Siwowłosy nie pozostawał dłużny.
Niech sobie nie myśli, że może pomiatać policjantem. Może
Obito.. tak. Ale nie nim.
- Stul pysk gnido.. inaczej zabiję tego
małego fiuta – zagroził, choć nie miał takiego zamiaru.. póki
co. Kakashi już nie raz przechodził przez tego typu szantaże ze
strony napastnika. Zawsze tak straszą, ale zależy im głównie na
pieniądzach, chociaż po takim świrze wszystkiego można się
spodziewać.
- Spróbuj, a rozwalę ci łeb, ty chory
pojebie.. - Negocjacje w policji, od lat prowadzi się w spokoju i w
cierpliwym docieraniu do wroga, zwłaszcza gdy na szali wisi życie
człowieka. Nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do głowy, trzeba
być ostrożnym. Jednak Kakashi... on nie był typowym przykładem
policjanta. W gorącej wodzie kąpany, nigdy się nie patyczkował.
- Do rzeczy – rzucił z powagą i
irytacją jednocześnie. - Jeśli chodzi o pieniądze, to spotkamy
się za dwa dni na granicy Jokohamy, tam dacie mi pieniądze, a ja
oddam wam bachora. Jak nie, młody pożegna się z życiem.
- Dwa dni!? Czy ciebie pojebało!? Nie
mamy nawet jeszcze połowy! - Minato i inni policjanci coś
kombinował w sprawie zbierania pieniędzy, jednak on nie zamierzał
się w to bawić. Znajdzie Sasoriego po swojemu, nie będzie płacił
za dzieciaka. To nie towar, tylko człowiek. Nienawidził takiego
traktowania ludzi. Szantażowanie, zakładnicy, groźby. To wszystko
dla pieniędzy. Ten świat zawsze był takim chciwym miejscem? Gdyby
nie pieniądze, o ile mniej zła byłoby na tym świecie.
- To już nie mój problem. Radzę
sprężyć dupę. Za dwa dni na granicy o piętnastej. Bywaj
popaprańcu. - Odłożył słuchawkę.
- Chwila.. - Tiit, tiiiit, tiiiit, tyle
zdołał usłyszeć w odpowiedzi. Zmarszczył brwi i zacisnął zęby
patrząc na numer wroga. Musi się pospieszyć i znaleźć Sasoriego,
nim będzie za późno. Wątpił żeby Minato uzbierał tyle
pieniędzy wciągu dwóch dni.
Padające z nieba płatki śniegu,
zbierały się na ziemi, ławkach, ubraniach spieszących się gdzieś
ludzi. Jeden z nich spoczął właśnie na nosie szarowłosego, który
stał z głową zadartą do góry, obserwując tańczące w powietrzu
i powoli opadające śnieżynki. Pojawiały się tylko po to, żeby
za jakiś czas się roztopić. Tak samo jak fajerwerki pojawiały się
na chwilę i tak samo jak kwiaty więdły. Wszystko na tej ziemi
miało swój czas, nawet sama ziemia, zapewne też kiedyś zniknie.
Jednak to co nie jest wieczne ludzie doceniają bardziej, i w tym
tkwi piękno przemijania. Kto by pomyślał, że takie retrospekcje
dotkną kiedykolwiek Hidana. Sam się do tego nie przyznawał, ale
często miewał tego typu myśli. Może dlatego, że sam chciał być
takim beztroskim płatkiem śniegu?
- Trzymaj – Yuki wyciągnęła ku
niemu kubek gorącej czekolady, tym samym przerywając jego
rozmyślania. Spojrzał na nią po chwili, po czym wziął od niej
plastikowy kubek. - O czym myślałeś? - zapytała. Dobrze znała
swojego chłopaka, wiedziała, że lubi się zawieszać i myśleć o
tylko sobie znanych rzeczach.
- O tym i tamtym – powiedział, po
czym upił łyk czekolady. Mogła się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Bez cukru? - spojrzał na nią zawiedziony. Jak to taką gorzkawą
ma pić? To już nie będzie takie pyszne.
- Nie miałam już drobnych na cukier..
Po za tym bez cukru jest zdrowiej – Ona niczego nie słodziła, ale
dobrze znała przyzwyczajenie Hidana. Zawsze dużo słodził, czy to
herbata, kawa, czekolada, nie miało znaczenia. Co najmniej trzy
łyżeczki cukru. Nie lubiła w nim tego zwyczaju. Nawet jak go o to
prosiła, nie potrafił się poświęcić i nie posłodzić. To tak
jakby bardziej zależało mu na głupim posłodzeniu herbaty niż na
niej. Nie żeby była zazdrosna o cukier.
- To mogłaś wziąć mi coś co już
jest słodkie.. na przykład zwykły sok – Na pewno był słodszy
niż ta nieposłodzona czekolada. Nie była tak naprawdę zła, ale
był zbyt przyzwyczajony do słodzenia napojów, przynajmniej tych
które z natury słodkością nie grzeszą.
- Jest zimno, sok by cię nie ogrzał.
Nie marudź – zbeształa go niczym mata. Przewrócił oczami na te
słowa. Czasami była irytująca.. - Chodź, zrobimy sobie selfie –
zaproponowała z uśmiechem, wyjmując telefon z kieszeni.
- Znowu? - Nie rozumiał jej, dopiero co
półgodziny temu robili sobie zdjęcie, które nawet wrzuciła już
w internety. Teraz kolejne? Eh.. baby.
- No chodź. Muszę się tobą chwalić,
nie? - zażartowała wchodząc na ławkę, tak by była niemal równa
z jego wzrostem. Był przystojny, ona ładna, pasowali do siebie jak
ulał. Tak przynajmniej uważała. Jej koleżanki zazdrościły jej
takiego chłopaka, który nie dość, że jest przystojny to jeszcze
silny. Niegrzeczny z niego chłopiec, ale tacy byli najfajniejszy.
Może Hidan nie wyglądał na romantyka, i zdecydowanie nim nie był,
choć czasami miał przebłyski romantyzmu, to i tak go kochała. Nie
potrzebowała by obdarowywał ją kwiatami, ani ciągle zabierał na
jakieś super romantyczne randki, jak to wiele jej koleżanek marzy.
- Uśmiechnij się – upomniała go, gdy ten stał z poważną miną.
Szarowłosy w odpowiedzi odwrócił głowę w bok. To był jego
protest. Dziewczyna westchnęła i złapała go delikatnie za
podbródek, i nakierowała jego twarz na ekran telefonu. Przycisnęła
odpowiedni przycisk z boku telefonu, po czym usłyszeli
charakterystyczny dźwięk, i w tej samej chwili zdjęcie było już
gotowe. Yaki dodała do zdjęcia specjalny efekt, po czym wrzuciła
je do internetu, by pochwalić się nim koleżanką i zdać relacje
co teraz robią. Widziała, że Hidan był jakiś obrażony, i nie
chodziło tu tylko o brak cukru, cały dzień taki chodził. Czyżby
znowu stało się coś u niego w domu? A może to tym swoim kolegą
się tak przejmował? Oby nic z nim się złego nie stało. Nie
chciała go też o to wypytywać, bo i tak nie powiedział by za
wiele, albo może nawet nic. Postanowiła w jakiś sposób go
rozweselić, albo wkurzyć.. najważniejsze by zaczął coś mówić,
a nie tak posępnie stał. Zeszła z ławki i nabrała w ręce
śniegu, po czym ponownie stanęła na ławce, złapała Hidana za
kurtkę i bluzę, i wrzuciła mu śniegu za koszulę.
- Aua! - zawołał gdy poczuł
nieprzyjemny chłód na plecach. - Zwariowałaś? - spojrzał na nią
oburzony. Ona zaś zaczęła się śmiać, widząc jego nagła
reakcję. W jednej chwili ożył. - Co cię tak bawi..? - Nie
odpowiedziała, dalej się śmiała. Hidan spojrzał na nią i
uśmiechnął się chytrze. - Oż ty... Jeszcze tego pożałujesz. -
Schylił się po śnieg, dziewczyna widząc to szybko zeskoczyła z
ławki i zaczęła uciekać. Hidan ulepił sporą pigułę i zaczął
za nią biec. Miał przewagę, bo był wysoki, co oznaczało, że
miał dłuższe nogi niż jego dziewczyna. Gdy był coraz bliżej
niej, zaczęła krzyczeć przez śmiech. Starała się biec
najszybciej jak umiała, ale i tak okazała się wolniejsza. Nie
długo trwało aż ją złapał. Chwycił ją za kaptur i przyciągnął
do siebie. Mocno chwycił ją w ramionach, tak by mu się nie wyrwała
i rozwalił pigułę na jej twarzy, nacierając ją przy tym. Nie był
w tym wcale delikatny. Starała się uwolnić z uścisku, próbując
go nawet kopnąć w czułe miejsce, ale się nie dał. W odpowiednim
momencie wycofał dolną część ciała. Kiedy już był przekonany,
że odpowiednio się zrewanżował, puścił ją wolno. Wytrzepał
dłonie, dumny ze swojej zemsty.
- Ej no... ja nie byłam taka okrutna..
- rzuciła wycierając szalikiem zimną i mokrą twarz od śnieżki.
- Ale ja byłem – przyznał szczerze.
Co go obchodziło, że ona nie? Zawsze odpłacał się z nawiązką.
Gdyby nie była jego dziewczyną, na pewno na samym natarciu by się
nie skończyło, powinna się cieszyć, że ma taryfę ulgową.
- Okej.. No to rozejm – mówiąc to
przytuliła się do niego. Szybko wybaczyła mu jego okrutność.
Pogłaskał ją po głowie, jak grzecznego psa. Po chwili dźwięk
komórki, odezwał się z jego kieszeni. Odebrał widząc na
wyświetlaczu, że dzwoni do niego ojciec.
- Dobra, zaraz tam będę – rzucił w
odpowiedzi i rozłączył się. Jego ojciec przyjechał z Osaki. Nie
mógł się doczekać jego wizyty. W końcu znowu się zobaczą. Na
pewno pójdą razem do salonu gier, bo obaj przecież lubili gry.
Miał też dwa bilety na mecz baseballowy. Zapowiadał się ciekawy
weekend. Gdyby nie porwanie Sasoriego, mógłby bawić się jeszcze
lepiej, zresztą sam nie wiedział czemu czuł jakiś dziwny lęk,
gdy myślał o Sasorim. Przecież, na pewno wyjdzie z tego żywy. Nie
mogło być przecież inaczej. Aż się sam siebie wstydził, że był
zdolny do takich emocji, w obliczu gościa, którego znał tak
krótko. Z drugiej strony był jego przyjacielem, więc powinien
wierzyć, że wszystko będzie dobrze, zawsze wierzył w swoich
przyjaciół, mimo to ta okropna myśl, „a co by było gdyby
jednak...” nie dawała mu spokoju. Schował telefon do kieszeni i
ruszył w stronę dworca pociągów.
- Hej! - zawołała za nim Yuki. - Gdzie
ty idziesz!? - Nie odpowiedział, nawet nie zareagował. - nawet się
nie pożegnałeś! Idiota! - Zrobiło jej się przykro. On naprawdę
był okrutny. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym zawrócił
do niej. Uwielbiał ją wkurzać, wtedy robiła taką uroczą minę.
- No żartowałem – rzucił podchodząc
do niej. Ona jednak wzruszyła tylko ramionami i odwróciła się do
niego tyłem. - Mówię, że żartowałem – Widząc, że nie
reaguje, podszedł do niej jeszcze bliżej, pochylił się nad jej
twarzą i obdarował ją namiętnym i długim pocałunkiem. Gdy po
długiej chwili, oderwał się od niej, odwrócił się na pięcie, i
unosząc rękę w geście pożegnania, ruszył w umówione miejsce.
Po oddaleniu się, schował rękę do kieszeni. Patrzyła za nim,
dopóki nie zniknął za zakrętem. Potrafił być czuły, jeśli
tylko chciał. Był nieprzewidywalny, i to jej się w nim podobało.
Sasori przestał już liczyć czas.
Przestał zastanawiać się nad tym, jak długo tu jest, i jak długo
tutaj jeszcze będzie. To okropne miejsce o nieprzyjemnym zapachu i
obrzydliwym wyglądzie stało się dla niego tak normalnym widokiem,
jak to, że codziennie na śniadanie jadał płatki z mlekiem. Brzuch
wcale nie przestawał go boleć, gorączka nie spadała od kilku dni,
a słowa bandyty brzmiały w jego uszach powolnie i niewyraźnie.
Każdy w takiej sytuacji, już dawno by się poddał, ale nie on.
Sam siebie nie rozumiał. Z jednej strony miał już tego dość,
cierpiał fizycznie i psychicznie, było mu już wszystko jedno co
się z nim stanie. Z drugiej jednak strony tak bardzo pragnął
przeżyć, wydostać się stąd, że ta myśl, trzymała go jeszcze
przy świadomości. Nie miał pojęcia co kombinuje świr z małymi
kaprawymi oczami, ale jeśli chciałby go tak po prostu zabić,
zrobiłby to już dawno. Bał się, że planuje na niego coś
gorszego. Powoli czuł, że zaczyna wariować, gdyby nie gorączka i
brak sił na cokolwiek, pewnie obgryzł by palce do kości razem z
paznokciami. Dzięki gorączce był w stanie zasnąć, przez co choć
na jakiś czas mógł zapomnieć o tym gdzie się znajduje. Mężczyzny
nie było z nim w pomieszczeniu, więc zapewne jak zwykle gdzieś
wyszedł. Pamiętał jak przez mgłę, że wspominał coś, o czymś
co ma się wkrótce wydarzyć i bardzo z tego powodu się cieszył.
Nie miał pojęcia o co chodzi, ale ten świr potrafił się ciszyć
z najmniejszej głupoty, jak i z tego samego powodu się wkurzyć.
Aksuna nie zastanawiał się nad tym dlaczego mężczyzna, nie wracał
już od parunastu godzin. To dlatego, że czas przestał mieć dla
niego znaczenie. Nie miał pojęcia czy jest noc czy dzień. Czy
czeka już czternaście godzin, czy cztery. Czas w tym miejscu dłużył
się tak bardzo, że się w nim pogubił.
Głośne łupnięcie w metalowe drzwi
wybudziło Sasoriego, z chwilowej drzemki. Powoli przeniósł swój
wzrok na drzwi i patrzył na nie chwilę. Znowu głośne ŁUP. I
kolejne, i znowu.. Jakby ktoś dobijał się do nich. Czyżby świr
zapomniał kluczy? To pierwsze co przyszło mu do głowy. Kolejne,
tym razem głośniejsze uderzenie w drzwi, doszło już wyraźnie do
uszu Akasuny. Przyglądał się drzwiom i temu jak się z każdym
uderzeniem trzęsą. Słyszał na zewnątrz głosy, ale były tak
rozmyte i niewyraźne, że nie potrafił ich ani rozpoznać, ani
stwierdzić co mówią. Po chwili rozległ się głośny strzał, na
który czerwonowłosy zareagował strachem. Docisnął wolną dłoń
do ucha, najmocniej jak potrafił, choć było to już dla niego
wielkim wysiłkiem. Serce zaczęło mu bić jak szalone. Patrzył ze
strachem w drzwi, przez które wpadł siwowłosy i paru innych
policjantów.
- Ka..Kakashi... - wydyszał Sasori, nie
dowierzając własnym oczom. - Kakashi – powtórzył, a łzy
spłynęły mu po policzkach.. Czy to sen? Nie mógł uwierzyć, że
ktoś przyszedł mu na ratunek. Tak bardzo się cieszył. Inspektor
przykucnął przy Akasunie, uwalniając go z kajdanek. Nie myślał
nawet, że Sasori może być w takim stanie. Był bardzo blady, usta
sine od zimna, oczy miał przekrwione, sporo schudł, a do tego widać
było zaschniętą krew na ubraniu.
- Już w porządku. Nie martw się –
rzucił do niego chcąc dodać mu otuchy. - Dzwońcie po pogotowie –
rozkazał swoim podwładnym. Czternastolatek był w niemałym szoku,
przez co nie mógł przestać płakać. Gdy zdał sobie sprawę, że to
nie jest sen, poczuł się nagle bardzo lekki i okropnie senny, i po
chwili odpłynął, mdląc na rękach Kakashiego.
Jak zwykle nawalili. Nie udało złapać
im się porywacza i mordercy w jednym. Mogli się tego spodziewać
podejmując się tak ryzykownego planu. Umowa między bandytą a
policją była prosta. Pieniądze za Sasoriego. Jednak oczywistą
rzeczą było to, iż milion dolarów, nie da się uzbierać w
tydzień. Nawet jeśli poprosili by o pomoc służby FBI. Postanowili
więc go oszukać. Wiedzieli, że aby dowiedzieć się gdzie znajduje
się Sasori potrzebowali pewnej wiedzy o mężczyźnie. Dokopali się
więc do źródeł, które świadczyły o tożsamości mordercy.
Wystarczyło połączyć fakty. Morderca zabił w życiu tylko trzy
osoby. Jedną z nich był sąsiad mieszkający parę przecznic od
domu Akasuny. Drugą osobą była żona mężczyzny, która zobaczyła
jego twarz. Po tygodniu został zabity Akasuna wraz z żoną, w ten
sam sposób co, poprzednie ofiary. Po tym zdarzeniu, aż do tej pory
nie było słychać nic o podobnych morderstwach, tak samo jak i
przed tymi zdarzeniami. Z zeznań Sasoreigo wynikało również to,
że mężczyzna wołał jego ojca po nazwisku, oznaczało to, że
mógł go znać osobiście. Po tych niewielkich poszlakach, Kakashi
przejrzał wszystkie informacje na temat Satoshiego Akasuny. Gdy
trafił na jego klasę w liceum, przyjrzał się jej archiwom.
Okazało się, że jeden z uczniów został wyrzucony ze szkoły. To
w sumie nic dziwnego, takie rzeczy się zdarzają, ale nie za często z powodu gwałtu. Hatake
postanowił przyjrzeć się temu bardziej. Pojechał do kobiety,
która wtedy była dyrektorkom. Była to już starsza pani, ale wciąż
miała dobrą pamięć. Opowiedziała o chłopcu, który miał problemy z samym sobą.
Miał orzeczenie od psychiatry, o czym wiedziała tylko dyrektorka i
wychowawczyni. Był pyskaty, bezwstydny, i nie miał dobrych
kontaktów z wieloma uczniami. Jak siwowłosy podejrzewał, miał on
też coś wspólnego z Akasuną, nie tylko tyle, że chodzili razem
do szkoły, ale też nie darzyli siebie największą sympatią, do
tego to Akasuna przyłapał go na gwałcie. Po tym jak odsiedział w
poprawczaku trzy lata, wrócił do domu gdzie zabił swoją matkę.
Była jego pierwszą ofiarą. Po tym wrócił do poprawczaka, z którego jakiś czas później uciekł. Prawdopodobnie jego problemy z psychiką wzięły się z domu. Jego ojciec bił go i jego matkę, dopóki nie zamknęła go policja za pobicie syna, który
trafił do szpitala. O dziwo tym synem nie był podejrzany. Tylko
jego młodszy brat, chorujący na autyzm. Matka wyżywała się na
swoich synach, i nigdy nie obdarowała miłością, choć wśród
rodziny grała jak tylko mogła, że kocha ich najbardziej na
świecie. Po siódmym roku życia Dimitrij, bo tak nazywał się
morderca, zaczął wykazywać się niezwykłą brutalnością, i
agresywnością wśród rówieśników. Jedyną osobą, do której
darzył jakiekolwiek uczucia, był jego młodszy brat. Takim więc
sposobem Kakashi wpadł na pomysł, jak wykiwać poszukiwanego. Co
było ryzykowne, bo nie było gwarancji na to czy się uda. Mówiąc
mu, przez telefon że nie uzbierają aż tylu pieniędzy przez
tydzień, oczywiście wściekł się, dlatego też zaproponował mu
układ. Połowa pieniędzy dostanie, ale na następną połowę
będzie musiał czekać kolejny tydzień. Z trudem się zgodził. W
umówionym miejscu Hatake pozostawił walizkę. Mogli co prawda
złapać go gdy po tą walizkę przyszedł, ale wtedy mogli nie
dowiedzieć się gdzie znajduje się Sasori. Był człowiekiem
chorym, z problemami psychicznymi, nawet tortury mogły go nie
przekonać do wyjawienia im prawdy. Gdy morderca zabrał walizkę,
przed tym jak ujrzał w niej pieniądze, które oczywiście były
tylko na wierzchu, głębiej były ukryte zwykłe papiery. Jednak
nie sprawdzał tego na miejscu, gdyż obawiał się, że policja w
każdej chwili może na niego wyskoczyć. Obito w walizce ukrył
nadajnik, dzięki któremu wiedzieli, gdzie facet się uda. Kiedy
dobiegł do swojej kryjówki, od razu zaczął liczyć pieniądze,
jednak zamiast pieniędzy znalazł, list z napisem „Znaleźliśmy
cię” i opisane warunki plus zdjęcie jego brata z policjantem Obito Uchihą. Jeśli zrobi coś Sasoriemu, jego bratu stanie się
krzywda. Nie trudno było dowiedzieć się gdzie znajduje się
autystyczny brat mordercy. Obito poleciał do Rosji,
do rodzinnego kraju Dimitrija, i odnalazł jego brata w ośrodku dla
osób z zaburzeniami mózgu. Na szczęście nie pomylili się, i
mordercy wciąż zależało na bratu tak jak w dzieciństwie. Tym
sposobem morderca uciekł, zostawiając samego Sasoriego. Musiał
zorientować się też, że nadajnik był w walizce, inaczej mógł
zabrać Akasunę ze sobą, jednak policja jechała już na miejsce, a
czternastolatek spowalniał by go tylko w ucieczce. Wszystko to
działo się gdy Sasori spał.
Akasuna obudził się w szpitalu. Czuł
powiew wiatru na ciele, światła sufitu uciekały mu przed oczami.
Leżał na szpitalnym łóżku. Gdzieś jechał. W okół niego
trzech lekarzy. Dojechali gdzieś, lecz nie miał pojęcia gdzie.
Dziwne jasne pomieszczenie. Rozebrali go. Gdyby miał siłę i chęci
to by się sprzeciwiał. Po chwili poczuł okropny ból. Krzyknął.
Szmata zakrywająca jego ranę w brzuchu, zaczęła być właśnie
odwijana... albo raczej odrywana, bo skleiła się z ciałem, przez
zaschniętą krew. Chwilę cierpiał, ból był nie do zniesienia,
ale na szczęście szybko się z tym uporali. Został umyty, gdyż
był brudny, po tylu dniach. Widział, że lekarze byli zaskoczeni i
jednocześnie przerażeni jego brzuchem. Został zszyty po amatorsku,
do tego w nieodpowiednich warunkach, jeśli nie wdało się
zakażenie, to będzie cud. Po chwili czerwonowłosy dostał
maseczkę z tlenem na twarz. Wielkie lampy świeciły nad jego głową,
i słyszał tylko odgłos maszyny, która wydawała ten znany dźwięk
– Piiik, piiiik, piiiik.. . Po paru sekundach dźwięk stawał się
jakby bardziej odległy, aż w końcu zrobił się zupełnie
niesłyszalny, a Sasori zamykając oczy udał się w objęcia
morfeusza.
Od Autorki: Tadaam~ Oto rozdział dwudziesty. Powiem szczerze, że pierwszą połowę tego rozdziału pisało mi się lepiej niż tę drugą ;p Ale i tak się cieszę, że mogę go dodać po miesiącu przerwy, a nie po ponad dwóch jak ostatnio o:
Tak więc, kończymy wątek z porwaniem Sasoriego i powoli wracamy do zwykłego życia bohaterów (przynajmniej na jakiś czas ;p), i zbliżamy się do końca pierwszego sezonu.
Dziękuję wam za wsze komentarze, które mnie motywują i za wyświetlenia <3
Ostatni rozdział miał rekordową liczbę wyświetleń, co naprawdę mnie ucieszyło, nawet jeżeli nie wiem, ile z tych wchodzących osób przeczytało rozdział :p
Dziękuję wam za wsze komentarze, które mnie motywują i za wyświetlenia <3
Ostatni rozdział miał rekordową liczbę wyświetleń, co naprawdę mnie ucieszyło, nawet jeżeli nie wiem, ile z tych wchodzących osób przeczytało rozdział :p
Z następnym rozdziałem, również postaram się wyrobić jak najszybciej :3
Zapraszam na grupę na Facebooku dotyczącą mojej pisaniny :) Znajdziecie tam informacje na temat bloga. Kiedy będą rozdziały, czy i dlaczego jest jakaś przerwa w pisaniu itp.
https://www.facebook.com/groups/1685954418355986/
Tak się cieszę, że Sasori został uwolniony! Ten rozdział był świetny! Chciałam przeczytać go jak najszybciej bo byłam bardzo ciekawa co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Saso szybko wróci do zdrowia. Przynajmniej fizycznie, bo psychicznie... raczej szybko do siebie nie dojdzie.
Coraz bardziej ciekawi mnie jak chcesz to zakończyć, i na razie wymyśliłam kilka opcji:
1. Sasori zabija mordercę i sam popełnia samobójstwo
2. Sasori zostaje zamordowany
3. Policjanci zamykają mordercę w więzieniu, a Sasori żyje długo i szczęśliwie xD
4. Sasori zostaje policjantem i sam pojmuje mordercę
5. Ktoś zabija mordercę
6. Sasori zostaje prawnikiem i skazuje mordercę
Wiem, że niektóre z tych opcji są absurdalne, ale życie wiele razy udowodniło mi, że wszystko jest możliwe. Nawet najbardziej nieprawdopodobna rzecz.
Mam nadzieję, że rozdział szybko się ukaże :)
Życzę ci żebyś lekko mogła pisać oraz duużo weny ^^
Pozdrawiam ;)
Tak w ogóle to ja i Debora Akerman to ta sama osoba, zmieniłam nazwę :)
UsuńNo w końcu nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńSaso wolny. Jeej ♡.♡
Hidan jak zawsze super, bo to on ♡.♡
Czekam na kolejny rozdział. Weny! :*
No siemka, rozdział z opóźnieniem to i komentarz :P Widzisz jak spóźnienie boli? Mam nadzieję, że next jest już napisany ^^
OdpowiedzUsuńDobrze, a teraz do rzeczy. Matko! Z tymi opisami to szalałaś :P a ja miałam utrudnienie, bo głupio tak przystawić zakładkę do monitora, więc gubiłam się w linijkach. Niemniej opisy masz boskie, chociaż cieszę się, że to koniec przetrzymywania Sasoriego ;) Ciekawe jak bardzo te wydarzenia zrypały mu psychikę... i czy w ogóle kogoś do siebie teraz dopuści, ale znając życie to sami się wproszą :P
W pierwszym wątku trochę mi się rozjechało pierwsze wrażenie. Na początku w akcjach Kakashi vs Obito to no nie wiem, wydawało mi się, że bardziej w ich konflikt miał znaczenie żal za śmierć Rin, a tu teraz to wyglądało jak kłótnia dwóch najlepszych kumpli, ale może mi się wydaje :P ciemno jest to nie wiem xD.
Co do Hidana to mam nadzieje, że przysłowie "przy kim przystajesz takim się stajesz" się nie sprawdzi i że nie wcierał w Yuki śniegu z brutalnością, bo chciał... Nie zdziwiłabym się gdyby przez ojczyma podłapał sobie brutalność, ale wolę się mylić :P.
Wybacz, że tak krótko :<
życzę ci wesołego jajka i mokrego dyngusa :*
Czekam na nową notę, dużo weny życzę! <3
Zajebiste opko kiedy następny rozdział?? <3
OdpowiedzUsuńNie chcę cię dręczyć, ale... to prawie 3 miesiące... Kiedy będzie nowy rozdział? ^^
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoją niecierpliwość, a nawet się cieszę, że mój blog ci się spodobał :) Niestety, kolejny rozdział pojawi się dopiero w przyszłym miesiącu. Nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, a i wena też mi nie sprzyja. Przepraszam, że każę wam tak długo czekać :< Staram się jak mogę by napisać jak najlepszy rozdział.
UsuńElvis... Mam nadzieję, że nas nie porzuciłaś :C Wracaj! Czekamy...
UsuńŻyjesz, Elvis? :(
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwitaj autorko, cóż jak mogę na swoje usprawiedliwienie, utknęłam z czytaniem (brak czasu), ale niedługo już powinno być lepiej, więc nadrobię zaległości... ale mam pytanie żyjesz, chociaż się odezwij... od tak dawna się nie odzywałaś....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Niestety nie mam ani weny, ani czasu na pisanie :< Nie raz chcę coś napisac, ale z drugiej strony zastanawiam się czy ktoś by to jeszcze czytał, w końcu popularnosc blogow o Naruto spada, a pisanie tylko dla siebie nie jest zbyt motywujące. Przepraszam, ze się nie odzywam.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo się cieszę, że Sasori został uratowany... Kakashi całkiem dobrze to rozegrał i udało się znaleźć Sasoriego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia