Długowłosy blondyn zarzucił torbę
przez ramie i ogłosił w domu, że wychodzi. Zamknął za sobą
drzwi i ruszył do szkoły. Poranki bywały chłodne, co wcale go nie
cieszyło. Gdyby było zimno, jeszcze bardziej nie chciałoby mu się
chodzić do szkoły. W takie dni chciałby sobie pospać dłużej niż
zwykle. Do zimy było jeszcze trochę czasu, a już się wzdrygał,
gdy tylko pomyślał o tym, że z rana będą mrozy. Być może ta
zima nie będzie taka mroźna, jak poprzednia. Miał taką nadzieję.
Na pierwszym skrzyżowaniu jak zwykle spotkał się z Hidanem, który
w tym miejscu zazwyczaj na niego czekał. Chociaż czasami zupełnie
go olewał i szedł do szkoły w samotności.
- Yo – rzucił na powitanie odrywając
wzrok od swojego telefonu, po czym znów zatopił spojrzenie w
ekranie, na którym widniała gra. Chodził z nosem w telefonie, co
nie wszystkim wydawało się bezpieczne i mądre. Szli rozmawiając o
zbliżających się egzaminach, którymi Hidan jakoś specjalnie się
nie przejmował, w przeciwieństwie do Deidary. Po tym zmienili temat
na oglądany ostatnio mecz baseballowy, co było dla nich obojgu dużo
lepszym i ciekawszym tematem. Gdy tak rozmawiali z każdym krokiem
zbliżając się do szkoły, Dei postanowił szybko rozpocząć nowy
temat.
- Słuchaj.. - zaczął. - Powinieneś
dać już spokój Akasunie – Miał z nim pogadać, to to właśnie
robi. Problem w tym, że nie wiedział czy Hidan da się przekonać.
- Dlaczego? - zapytał nie odrywając
wzroku od swojego ukochanego smartfona – Dobrze się bawię... -
Deidare oblała aura zażenowania. Dobrze się bawił, znęcając się
nad innymi.. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tak durnej
odpowiedzi.
- Po prostu. Nie jest taki zły. Jakbyś
postarał się z nim za kumplować pewnie byście się polubili..
Obaj jesteście trochę dziwni, ale dobrze się z wami spędza czas –
Słysząc te słowa, szarowłosy uniósł swe spojrzenie na Deia.
- Spędzałeś z nim czas? - zapytał o
to co go najbardziej interesuje.
- Tak.. trochę. - skinął głową. -
Byłem mu zanieść rzeczy, które zostawił w szkole. A potem
pomogłem mu z Chemii.. - wyjaśnił. - Trochę pogadaliśmy, wydaję
się całkiem spoko. Nie licząc jego trochę egoistycznej postawy. -
ostatnie zdanie dodał ciszej.
- Ts.. Jesteś za dobry – stwierdził,
powracając do swojej gry. - Jak chcesz to się z nim zadawaj, ja nie
mam zamiaru – postanowił, jak na kogoś upartego przystało. Nawet
gdyby chciał dać mu szanse to nie przyzna się tak łatwo.
- To chociaż zostaw go w spokoju –
powiedział, po czym zapadła dłuższa chwila ciszy. - Obrażałeś
jego rodziców, a wiesz... on mieszka tyko z babcią..
- No i? - nie zrozumiał.
- Pomyślałem, że może jego rodzice
gdzieś wyjechali, albo... może ich w ogóle nie mieć.. - przerwał
na krótką chwilę, by zaraz dodać - Więc, takie obrażanie było
szczególnie chamskie. - Hidan nie odpowiedział na to nic. Nie był
człowiekiem, który zastanawia się nad swoimi słowami, ani też
nad tym czy to co mówi, kogoś zrani jakoś wyjątkowo. Wiadomo
było, że każdy jest inaczej silny psychicznie, ale tego też nie
brał pod uwagę. W ogóle go to nie obchodziło. Jednak dobrze
wiedział, jak czuje się Yahiko, którego rodzice wyjechali do
Stanów Zjednoczonych i odwiedzają go tylko dwa albo trzy razy w
roku. Nie było mu lekko, bo naprawdę za nimi tęsknił, choć
starał się to ukryć. Chociaż może to trochę wina Yahiko, który
nie zgodził się na wyjazd do Ameryki, chcąc pozostać w Japonii. A
jego siostra nie chciała polecieć z rodzicami buntując się, że
skoro jej braciszek zostaje, to ona też. Takim o to sposobem
rudowłosy został w Japonii razem z siostrą pod opieką dziadka.
Nigdy nie mówił im czy żałuje swojej decyzji, ale każdy z jego
przyjaciół domyślał się, że były chwilę w jego życiu, kiedy
naprawdę brakowało mu rodziców, i wtedy na pewno żałował, że z
nimi nie poleciał.
- Ciepło dzisiaj – zmienił temat
szarowłosy, patrząc na bezchmurne niebo. Deidara uśmiechnął się
pod nosem, bo dobrze wiedział, że dał Hidanowi trochę do
myślenia. Chociaż odrobinę do myślenia, to i tak dużo jak na
Hidana. Może i lubił się bić, może i był chamski, nieposłuszny,
buntowniczy, ale miał serce we właściwym miejscu. Tylko czasami o
tym zapominał.
Uczniowie schodzili się do szkoły
i z każdą minutą przybywało ich coraz więcej. Jedni ruszali do
sal lekcyjnych, drudzy na wuef, na sale gimnastyczną, inni wciąż
jeszcze tłoczyli się przy szafkach na buty, albo na szkolnym dachu.
Do rozpoczęcia pierwszej lekcji zostało jeszcze pięć minut, więc
większość uczniów siedziało już w klasach. Sasori stał przed
salą, w której zawsze miał lekcję. Stał i zastanawiał się co
zrobić. Skoro już przyszedł do szkoły, to wypadało by tam wejść,
najlepiej tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Postanowił olać
tą całą aferę z tym przerobionym zdjęciem, ale nie było to
takie łatwe jak mu się jeszcze wczorajszej nocy wydawało. Nabrał
dużo powietrza do płuc i po chwili wypuścił je szybko. Odsunął
drzwi wchodząc do klasy. Oczywiście prawie wszyscy na niego
spojrzeli, ale on postanowił to zignorować. Zasunął za sobą
drzwi i ruszył do swojej ławki. Usiadł w niej wyjmując zeszyt i
piórnik z torby. Czuł na sobie wzrok innych, i choć go to
wkurzało, nie reagował. Wlepił swój wzrok w widok za oknem, a
dokładniej w budynek naprzeciwko, który był połączony łącznikiem
z budynkiem w którym się znajdował. Tamten budynek to liceum.
Uczyło tam wielu tych samych nauczycielu co tu, i wielu uczniów
stąd szło tam do liceum. Uczniom nie można było przechodzić
przez ten łącznik, chyba, że za zgodą nauczyciela, wtedy to co
innego. Po chwili do sali wszedł profesor Asuma. Uczył ich fizyki.
Był wyrozumiały, ale także wymagający. Nie lubił olewania prac
domowych, bo zadawał je niezwykle rzadko, więc uważał, że od
czasu do czasu mogli by się wysilić. Po sprawdzeniu obecności,
zabrał się do tłumaczenia uczniom co to jest prawo Archimedesa.
Wstał od biurku i zaczął chodzić po klasie.
- Piszemy – na to polecenie, rozległ
się szelest otwieranych zeszytów. - Sześcian o boku równym 0,5 i
gęstości 2000 kg/m do potęgi trzeciej został zanurzony w wodzie. Oblicz siłę
wypadkową działającą na ten sześcian, wiedząc że... – i tak dalej. Gdy cała klasa przepisała zadanie dodał. - A teraz do roboty, kto zrobi
podnosi rękę do góry, a ja sprawdzę – uczniowie wzięli się do
pracy. Jednym szło to szybko, innym za to bardzo powoli. Sasori nie
bardzo rozumiał o co tu chodzi. Trochę potrwało za nim wszystko
sprowadził do wzoru, który znalazł na poprzednich kartkach
zeszytu. Pierwszy uniósł rękę w górę Deidara. Profesor Sarutobi
wskazał na niego, by ten przeczytał swoje zadanie. Długowłosy
wstał, przeczytał dane i przeszedł do rozwiązania.
- Objętość sześcianu V równa się A do potęgi trzeciej, V równa się 0,5 do potęgi trzeciej, równa się.. – i tak dalej. Trochę zajęło czytanie
wszystkich danych, ale jak się okazało, Dei wszystko zrobił
dobrze. Asuma spojrzał po klasie.
- Kto zrobił tak jak Deidara? - ponad
połowa klasy podniosła rękę w górę, w tym Sasori. Nauczyciel
spojrzał na chłopaka nie kryjąc zaskoczenia. Gdy tylko Sasori
ujrzał jego wzrok na sobie, od razu opuścił rękę. Profesor
podszedł do niego i wziął jego zeszyt do ręki. Przyjrzał się
zadaniu.
- Wszystko dobrze, oprócz rozwiązania
– odłożył jego zeszyt na ławkę. Sasori odwrócił wzrok.
Przecież nie powie teraz, że podniósł rękę bo myślał, że uda
mu się nabrać nauczyciela i dzięki temu, nie będzie sprawdzał
gdzie popełnił błąd. Jednak wyszło zupełnie na odwrót.
- Chciałem być kreatywny.. - burknął
pod nosem.
- Aż za bardzo. Ale dobrze, że się
starasz – powiedział, po czym usiadł przy biurku, gdzie zaczął
dyktować kolejne zadanie. Drzwi od klasy rozsunęły się, i stanął
w nich profesor Iruka.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale... -
powiedział do Sarutobiego, i rozejrzał się po uczniach. - Sasori,
chodź ze mną – zawołał go gestem ręki. Czerwonowłosy wstał,
nie bardzo wiedząc o co chodzi i czego od niego chce jego
wychowawca. Ale bez gadania wyszedł z nauczycielem z klasy.
- Tak? - zapytał, po zasunięciu drzwi.
- Musisz pójść ze mną do pani
dyrektor – powiadomił go, a on stanął jak wryty.
- Dlaczego? - zapytał po chwili.
Przecież nic nie zrobił, a może coś się stało? Sam nie wiedział
co myśleć.
- Zaraz się dowiesz, chodź – Bez
zbędnego tłumaczenia ruszyli w stronę biura dyrektorki Tsunade.
Sasori jeszcze nie był w tej szkole na dywaniku u dyrektora. Całą
drogę zastanawiał się, co takiego zrobił, choć miał pewne
przypuszczenia dlaczego zaprosiła go dyrektorka. Gdy znalazł się
tylko w gabinecie dyrektorskim, poproszono go żeby usiadł na fotelu
naprzeciw biurka Tsunade. Tak więc zrobił to o co go prosili.
Siedział w ciszy czekając aż pani Tsunade skończy coś pisać. To
wszystko trochę go stresowało, ta cisza, ta sytuacja.. Drapał
palcem w podłokietnik fotela. Po chwili dyrektorka odłożyła
długopis i spojrzała na chłopaka.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? - zapytała,
patrząc na Akasune. Skąd mógł to wiedzieć? Głupie pytanie..
Postanowił się jednak wysilić, i pomyślał nad tym.
- Bo... uciekłem wczoraj z lekcji? -
odpowiedział pytaniem, ponieważ nie miał pojęcia z jakiego powodu
się tu znalazł, snuł tylko przypuszczenia.
- Nie. Chociaż jak tak dalej będziesz
uciekać, to w końcu też się doigrasz. - Kobieta sięgnęła po
komórkę która leżała na biurku, coś w niej poklikała i
pokazała mu ją. - Chodzi o to zdjęcie – Sasori widząc tą
okropną przeróbkę, która go tylko upokarzała, zamarł. W jednej
chwili poczuł, jakby wszystko w głowie mu się poplątało. Czuł
się zagubiony w tym wszystkim. Nie miał pojęcia, że nauczyciele
będą widzieli to zdjęcie, do tego oskarżają jego za rozesłanie
swoich nagich zdjęć, to podwójne upokorzenie, i do tego jak ma się
z tego wytłumaczyć? Jeśli poskarży na Hidana to po nim, a on
jeszcze nie zaczął uczyć się samoobrony.
- Sasori – zaczął Iruka. - Możesz
wytłumaczyć, co to za zdjęcie? - Mężczyźnie ciężko było
uwierzyć, że chłopak to zrobił. Ale z drugiej strony znał go
tylko niedługo ponad miesiąc, nie mógł więc mieć stuprocentowej
pewności.
- To przeróbka.. - rzucił cicho,
wskazując głową na zdjęcie. - To nie moje ciało.. - to było
najważniejsze, żeby im udowodnić, że to nie on nagi pozuje na
zdjęciu. Przez chwilę nawet zaczął zastanawiać się, skąd Hidan
wziął jego zdjęcie. Nie musiał długo myśleć, bo szybko zdał
sobie sprawę, że wziął je z jego facebooka, dlatego też
postanowił usunąć tam swój profil, którego i tak nie używa już
od dobrych paru miesięcy.
- Wiem – odezwała się Tsunade. Kolor
skóry na wklejonej głowie był trochę jaśniejszy niż resztę
ciała. Mimo, że na pierwszy rzut oka nie widać nic podejrzanego,
to dłuższym przyjrzeniu się, zdjęcie nie wydaje się oryginalne.
- Ale dlaczego to zdjęcie zostało rozesłane? I czy ty to zrobiłeś?
- Nie wiem, nie - za dużo pytań, co
miał jej powiedzieć. - Nie zrobiłem tego.. Ani tego zdjęcia, ani
nie rozesłałem. - dodał dla wyjaśnienia.
- W takim razie kto? - dopytała.
Musiała to wiedzieć. Taki bezczelny żart nikomu nie powinien ujść
na sucho. Sasori wzruszył tylko ramionami. Iruka już wiedział
dlaczego Akasuna poprzedniego dnia uciekł tak szybko ze szkoły, ale
też domyślał się kto to zrobił, tak samo jak Tsunade, ale bez
żadnych dowodów i bez potwierdzenia, nie mogli nikogo oskarżyć.
- Na pewno nie wiesz? - wtrącił Iruka.
Akasuna milczał. - Jeśli nie powiesz, w szkole nie dadzą ci
spokoju, nie lepiej to wszystko wyjaśnić? - nie chciał, by chłopak
źle się czuł w szkole przez jakiś głupi żart, o którym i tak
pewnie za miesiąc wszyscy zapomną, ale mimo wszystko winny nie może
tak bez winy sobie chodzić.
- Tylko mi tu nie kłam – uprzedziła
chłopaka Tsunade, gdy ten tylko otworzył usta by coś powiedzieć.
Po tych słowach od razu je zamknął. - Wyczuwam kłamstwo na
kilometr, więc takie metody nie mają szans – wyjaśniła. Sasori
westchnął. Strasznie go tu męczą. Kolejne przesłuchanie.. nie
podobało mu się to.
- A co jeżeli nie chce powiedzieć? -
spojrzał na dyrektorkę spod byka, dumny ze swojego pytania, które
według niego powinno zakończyć tą całą durną konwersację.
- Wtedy będziesz tu siedział dopóki
nie powiesz – odpowiedziała kobieta. Plan Sasoriego nie wypalił,
skrzywił się więc na jej słowa. Co prawda gdyby Tsunade była
trochę młodsza i miała większy dekolt, mógłby tu z nią
posiedzieć, bo cycki miała całkiem spore. Ale nie była w jego
typie, o trzydzieści lat za stara.
- Sasori, to dla twojego dobra –
ponownie głos zabrał profesor Iruka. - Może powinniśmy
poinformować twoją babcię, może ona coś wie..
- Nie! - wyrwał nagle Akasuna.
Spojrzeli na niego ciekaw dlaczego tak krzyknął. - Ee.. nic jej nie
mówiłem. Proszę jej nie mówić.. nie chcę żeby się martwiła..
- Wolał by babcia myślała, że ma w szkole mnóstwo kumpli, może
i była irytującą babcią, ale wiedział też, że troszczy się o
niego najlepiej jak umie i bardzo się cieszyła myśląc, że Dei to
jego kolega. Nie chciał psuć jej wyobrażenia o tym, że jest
lubiany. Głupio się przyznać, że on, taki wysportowany i
przystojny, stał się szkolnym wyrzutkiem.
- W takim razie powiedz, kto to zrobił
- Tsunade wyczuła dobry szantaż, i postanowiła go wykorzystać.
Nie rozumiała Sasoriego, który krył osobę, która się jawnie z
niego naśmiewała. Może jest zastraszany i nie chce powiedzieć,
tego też się dowie, jeśli tylko Sasori wyda osobę, która za tym
wszystkim stoi. Po jeszcze krótkiej dyskusji, czerwonowłosy w końcu
się poddał i w końcu powiedział kto jest jego oprawcą, i wcale
nie było to dla nich żadną niespodzianką. Tak się spodziewali,
że to Hidan. Sasori nie chciał mówić wiele, ale domyślili się,
że nie tylko w ten sposób dokuczał chłopakowi.
Trwała długa czterdziesto
minutowa przerwa, w której to uczniowie mogli spokojnie zjeść
lunch. Niektórzy przynosili go ze sobą, a inni chodzili na
stołówkę. Na dachu siedziała trójka przyjaciół. Konan i
Nagato, którzy zajadali tu swoje obento, przyniesione z domu.
Chłopak miał zawsze jedzenie poukładane w przeróżne wzory, takie
jak robi się małym dzieciom. Bardzo to śmieszyło jego przyjaciół,
choć jak był mały to mu zazdrościli, że jego mama potrafi zrobić
z ryżu, mięsa, ryb, wodorostów itd. postać z jakiejś bajki.
Teraz byli już na to za duzi, mimo to mama Nagato lubiła to robić,
a on jakoś specjalnie się nie sprzeciwiał. Nie chciał jej robić
przykrości, i w ogóle mu nie przeszkadzało to, że ma śniadanie
jak dzieciak z podstawówki.
- Kiedyś mój brat byłby zachwycony,
gdyby moja mama umiała zrobić takiego baymaxa z ryżu... -
stwierdziła Konan zaglądając do jego śniadaniówki. Brat Konan
miał jedenaście lat i był bardzo poważny jak na swój wiek, ale
jak miał sześć lat to bardzo płakał, że jego mama nie umie
robić fajnych rzeczy ze śniadania, a jego koledzy mają wypasione
jedzenie.
- Teraz jak widzę twojego brata, nie
potrafię sobie go wyobrazić jak się bawi z kolegami w piachu. A
przecież tak było. - starał się przypomnieć sobie chwilę
spędzone z bratem Konan. Był poważniejszy od swoich rówieśników,
kiedyś jeszcze parę lat temu wiedział co to zabawa.
- Jego interesują teraz tylko gry, albo
fortepian.. - westchnęła. Przynajmniej wychodził z domu i był
aktywny. Miała nawet wrażenie, że jej młodszy brat jest
poważniejszy od niej. Chociaż czasami wychodziło z niego dziecko.
Najczęściej gdy spał. Wyglądał wtedy słodko. - Tym zdjęciem go
szantażuje gdy coś od niego chce – dziewczyna pokazała Nagato
zdjęcia brata na telefonie, jak słodko śpi z rękami do góry, z
nogami na poduszce, a z głową w nogach.
- Wygląda uroczo – stwierdził Nagato
z lekkim uśmiechem. - Na prawdę jesteś straszna. Twój brat nie ma
z tobą lekko – pokręcił głową z niedowierzaniem. On już
dobrze wie co to znaczy być szantażowanym przez siostrę. Na dach w
tym momencie wszedł Yahiko. Widząc Konan ucieszył się. Może
teraz uda mu się z nią pogadać. Usiadł obok swoich przyjaciół.
- O czym gadacie? - zapytał otwierając
swoją śniadaniówkę.
- O bracie Konan – wyjaśnił Nagato,
a Konan nawet nie spojrzała na rudego.
- O Junpeiu? Co tam u niego? - zwrócił
się do niebieskowłosej, ale ona tylko wstała z miejsca.
- Idę – oznajmiła. - Nagato, do
zobaczenia na lekcji – uśmiechnęła się do niego ciepło, aż
Yahiko poczuł się zazdrosny. Ten uśmiech powinien być
przeznaczony dla niego. Odprowadził ją wzrokiem do wyjścia z
dachu, po czym głośno westchnął.
- Co ja mam zrobić, żeby zwróciła na
mnie uwagę? - był załamany. Próbował już naprawdę wielu
rzeczy. Przepraszał ją aż trzy razy. Raz w esemesie, raz jak był
u niej w domu, a raz w szkole. Był dla niej miły i przestał
dokuczać Sasoriemu. Co prawda teraz wyszła sprawa z tym nagim
zdjęciem, więc jego też o to podejrzewała, choć nie maczał w
tym swoich palców.
- Daj jej trochę czasu – Nagato
należał do tych cierpliwych ludzi, to też łatwo mu było rzucać
takie słowa. Niestety Yahiko nie był cierpliwy.
- Dałem jej już naprawdę dużo czasu.
Jak tak dalej pójdzie to... stracę ją na zawsze – spuścił
głowę. Na samą myśl o tym przytłaczało go przygnębienie.
- Przesadzasz.. na pewno ci wybaczy.
Znacie się od przedszkola. - wiedział co jego przyjaciel czuł do
dziewczyny. Wiedział też, że nie wyznał jej tej miłości, bo bał
się odtrącenia, więc postanowił ją kochać nie mówiąc jej o
tym. Dzięki temu on nie zostanie zraniony, a ona nie poczuje się
zakłopotana jego wyznaniem, bo spodziewał się i takiej reakcji.
Mimo to Yahiko teraz zastanawiał się, czy jakby wyznał jej miłość,
być może nie musiał by być o nią zazdrosny i cała ta sytuacja z
Sasorim nie miałaby miejsca.
- To nic nie znaczy. - zaprzeczył
niemalże natychmiast. - Muszę coś wymyślić, żeby przestała
traktować mnie jak powietrze – drapiąc się palcem po policzku i
mrużąc oczy, myślał nad nową strategią.
- Daj sobie z tym spokój – Nagato nie
mógł w to uwierzyć. Ten chłopak tak bardzo jest natarczywy, że
tylko pogarsza sprawę. - Gwarantuję Ci, że ona ci wybaczy, tylko
przestań za nią łazić.
- To co mam zrobić? - był otwarty na
propozycje, zwłaszcza, że nic nie przychodziło mu do głowy.
- Zostaw ją w spokoju... chociaż na
parę dni – zaproponował przyjacielowi. Yahiko intensywnie myślał
nad jego pomysłem.
- Dobra, ale pod warunkiem, że z nią
pogadasz.
- Haa? - zdziwił się tym co
powiedział. - Dlaczego?
- Ponieważ musisz ją do mnie przekonać
– powiedział samemu sobie potakując, czując jaki to genialny
plan.
- Czego nie zrozumiałeś ze słów,
zostaw ją w spokoju?
- No błagam cię – złożył ręce
jak do modlitwy. Prosił i prosił, ale Nagato cały czas starał się
go przekonać, że chwila odpoczynku od niego dobrze zrobi Konan, bo
jest zbyt nachalny. Jednak rudowłosy nie przestawał prosić. Padł
nawet na kolana. - Błagam! - Nagato czuł się zmieszany, nie
spodziewał się, że ten przed nim klęknie.
- Przestań... ludzie patrzą.. -
powiedział do niego, lekko się rumieniąc. Jeszce pomyślą, że go
za coś przeprasza i wezmą go za łobuza. - Dobra, dobra. Pogadam z
nią. - powiedział widząc, że Yahiko nie ustępuje.
- Dzięki! - rzucił się kumplowi na
szyję. Nagato stwierdził, że jest za bardzo uległy. Ta cecha
wkurzała go u siebie. Lubił pomagać przyjaciołom, ale czasami
chciałby być bardziej stanowczy. Jego przyjaciele wiedzą, że mimo
iż powie „nie”, prędzej czy później ulegnie, i rudowłosy
właśnie to wykorzystał. Nagato odepchnął od siebie przyjaciela,
widząc jak parę uczniów wciąż wlepia w nich swój wzrok.
Najpierw przed nim klęknął, teraz rzuca mu się na szyję... to w
oczach innych mogło wyglądać dwuznacznie.
Za szkolnymi oknami zaczęło się
chmurzyć. Ciemne chmury pokryły, jeszcze przed chwilą czyste
błękitne niebo. Choć było po godzinie piętnastej, wydawać by
się mogło, że już zaczyna się ściemniać i zaraz zapadnie
zmrok. W klasie zrobiło się ponuro, przez szarość która wpadała
przez okna. Jeszcze rano, nikt nie pomyślałby, że tego dnia będzie
padać. Pogoda była taka nie przewidywalna, taka gwałtowna i
czasami niebezpieczna. To właśnie urzekało Hidana, który podparty
na ręce gapił się w stronę okien. Nie przeszkadzał mu deszcz,
nawet go lubił. Miał wrażenie, że deszcz oczyszcza go ze
wszystkich trosk. Nigdy nie ucieka przed kroplami spadającymi z
nieba. Często przyjaciele śmieli się z niego, że jest stuknięty,
bo woli zmoknąć niż schować się pod dachem. On czuł, że
chłodne krople deszczu spadające na jego ciało, leczą mu rany.
Może to tylko jego wyobraźnia, ale mu to pomagało. Czasami myślał
nad swoim życiem i za każdym razem dochodził do wniosku, że wcale
nie żyje mu się najgorzej. Czy mogło być lepiej? Oczywiście. Ale
czy ma prawo narzekać? W końcu, to z jego winy jest tak jak jest.
To dlatego, że milczy. Po chwili dzwonek oznajmił koniec lekcji, i
wszyscy poderwali się na ten dźwięk. Hidan zarzucił torbę przez
ramię i skierował się do wyjścia.
- Hidan – zaczął profesor Iruka, z
którym mieli teraz lekcję. - Ty zostań. - Chłopak przez chwilę
zastanawiał się, dlaczego nauczyciel go zatrzymał. Czyżby
zauważył, że nie uważał na lekcjach? Nie wiedział. Nie pytał
jednak o nic i po prosu został. Sasori, doskonale zdawał sobie
sprawę dlaczego Iruka kazał mu zostać, i na całe szczęście nie
zatrzymał również jego. Szybko ulotnił się z sali, bo jeżeli
się wyda, że wsypał siwego, to czuł że może być z nim
nieciekawie. Nie chciał jeszcze tego dnia ryzykować własnym
życiem. Zdjął swoje szkolne buty, po czym otworzył szafkę i
wyjął z niej swoje trampki i schował tam te buty które przed
chwilą zdjął. Trampki były już trochę znoszone, ale wciąż
były dobre. Pamiętał, jak prosił mamę, by mu je kupiła. Na
początku nie chciała bo uważała, że są za drogie, i że nie
będzie płacić tyle pieniędzy za zwykłe trampki. Ale w końcu
dała się przekonać. Za co był jej ogromnie wdzięczny. Kupił
trochę za duże, jednak teraz były już w sam raz. Po tym jak już
zawiązał swoje najukochańsze buty, wyszedł ze szkoły. Ale nim
zdążył przekroczyć jej teren, duże krople deszczu zaczęły
spadać na ziemię. Zatrzymał się i spojrzał w niebo z którego
padało coraz więcej kropel. Nie lubił deszczu.. był taki smutny i
ponury. Miał już dosyć smutków. Chciał widzieć słońce, które
daje nadzieję, które daje mu powód do radości. Słońce.. które
sprawia, że chce mu się żyć. Nie mógł jednak pozwolić, żeby
deszcz zniweczył jego plany. Do domu miał blisko, ale to nie do
niego zamierzał teraz iść. Stał tylko chwilę, a już był prawie
cały mokry. Ruszył z miejsca biegiem, kierując się w przeciwną
stronę, od jego domu.
Gdy tylko wszyscy wyszli z sali,
profesor Iruka, zasunął drzwi i spojrzał na Hidana, który to
zasiadł sobie przy biurku, na jego krześle. Nie skomentował tego
jednak, on i tak nie zamierzał siadać, tak więc nie miał nic
przeciwko. Szarowłosy dłubał paznokciem w małym odprysku w
biurku. Wyglądał na zupełnie beztroskiego, jakby był niewinny.
- Hidan. - słysząc swoje imię,
spojrzał na wychowawcę. - Zgadnij dlaczego kazałem ci zostać. -
Może chłopak sam się przyzna.
- Nie wiem - szarowłosy wzruszył
tylko ramionami. Nie miał pojęcia czego nauczyciel od niego chce.
Tyle rzeczy już zrobił, że nawet niektórych nie pamiętał. Iruka
mógł na niego nawrzeszczeć za jedną z tych rzeczy, ale niech nie
oczekuje, że on będzie pamiętał wszystkie swoje występki. To
niemożliwe.
- A powinieneś widzieć – wyjął z
kieszeni telefon i pokazał mu to, co wcześniej dyrektorka
Sasoriemu. Tego się Hidan najmniej spodziewał, choć akurat to
dobrze pamiętał.
- Już widziałem to zdjęcie –
rzucił, przenosząc wzrok ze zdjęcia na wychowawcę.
- Wiem, że widziałeś. W końcu ty je
zrobiłeś. - padł oskarżycielski cios i to wypowiedziany
stanowczym tonem. Piętnastolatek nie był zadowolony z takiego
oskarżenia, nawet jeżeli była to prawda.
- Nie jestem gejem.. nie robię facetom
nagich zdjęć - czuł, że wpadł w kłopoty, mimo to postanowił
się bronić i udawać, że nie wie o co chodzi.
- Nie wnikam w twoją orientacje, ale
gołym okiem widać, że to zwykła przeróbka – rzucił to tak
lekko i lekceważąco, że Hidan zmarszczył brwi. Ten facet podważa
jego umiejętności przerabiania zdjęć.
- Ja bym się nie zorientował. Trzeba
mieć talent żeby...
- Przestań kręcić – przerwał mu,
opierając się obiema rękami o blat biurka wbijając wzrok w
Hidana. - Oboje wiemy, że ty to zrobiłeś. Nie oszukasz mnie, bo ja
już znam prawdę. - patrzył nieugiętym spojrzeniem na chłopaka.
- Cholerny kapuś.. - wycedził przez
zęby, mając na myśli Sasoriego.
- Tym razem posunąłeś się już za
daleko. Na za dużo sobie zaczynasz pozwalać – mówiąc to
podszedł do pstryczka i zapalił światło, bo w sali było za
ciemno. - Znosiliśmy cię w tej szkole tak długo jak mogliśmy.
Staraliśmy się zawsze ci pomóc, a gdy do szkoły przychodziły na
ciebie skargi, zawsze cię broniliśmy, z nadzieją, że wreszcie
przestaniesz się wydurniać. - Hidan nawet nie śmiał przerywać
profesorowi, choć miał na to wielką ochotę. Wkurzało go to, że
musi słuchać tych wszystkich kazań na swój temat. Miał ochotę
wstać i wyjść, ale nie był aż takim głupcem, by pogorszyć
sprawę, która i tak wydawała się nieciekawa.
- Niestety Hidan.. - kontynuował
nauczyciel, a Hidan w tym momencie spodziewał się jakiejś kary. -
Niestety ale będziesz musiał opuścić tę szkołę. - Chłopak
zdębiał, wbijać otępiały wzrok w nauczyciela. Spodziewał się
kary, ale nie takiej.
- Jak to.. opuścić? - miał wrażenie,
że się przesłyszał. - Czyli że.. zostałem wyrzucony? - Mimo, że
zrobił tak wiele głupich rzeczy nie mógł w to uwierzyć. A może
właśnie dlatego, że zrobił tak wiele głupot i zawsze mu
darowali, tym razem nie mógł uwierzyć.
- Dokładnie.. Taką decyzje podjęła
pani dyrektor. Skoro się nie poprawiasz, a coraz bardziej stajesz
się nieznośny, więc.. jest to jedyne wyjście – cały czas
bacznie obserwował Hidana, patrząc na jego reakcję.
- Ale.. kto powiedział, że się nie
poprawię – Nie ma mowy żeby wywalili go z tej szkoły. Miał tu
kumpli, a i nauczyciele byli całkiem wyrozumiali.. zazwyczaj. Do
tego... jego mama nie będzie z tego powodu zadowolona. Nie chciał
dawać jej powodów do zmartwień... ani do tego by mogła na niego
nakrzyczeć.
- Nigdy nie starałeś się poprawić,
dlaczego teraz miałbyś? - Chłopak zacisnął pięść. Dlaczego
miałby teraz? To było logiczne, bo grożą mu wyrzuceniem, a nigdy
tego wcześniej nie robili.
- Bo czuję, że mogę – silił się
na opanowany ton, ale w rzeczywistości naprawdę się tym przejął.
Wywalenie ze szkoły to poważna sprawa, zwłaszcza jak mieszka się
z kimś, kto nie lubi jak się na niego w szkole skarżą, a co
dopiero jak go wywalą.
- Trudno mi w to uwierzyć. Upokorzyłeś
Sasoriego. Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę co mu zrobiłeś? -
wątpił, by chłopak zastanawiał się nad tym jak będzie czuł się
Sasori, ale wiedział też, że Hidan potrafi zrozumieć uczucia
innych, tylko to zazwyczaj musi trochę potrwać.
- To miał być żart.. - wbił wzrok w
podłogę. Aż go telepało od środka, nie znosił znajdywać się w
takiej sytuacji, gdzie musiał być pokorny i uległy. Choć
wiedział, że taka sytuacja tego wymaga, cały czas powstrzymywał
się by nie powiedzieć czegoś czego będzie żałował, by nie
wstać i nie kopnąć w biurko, by nie uciec stąd.
- To miał być żart? - zadziwił się,
a jednocześnie prawie roześmiał. Lecz po chwili spoważniał. -
Żart z którego nie śmieje się osoba, która padła ofiarą żartu,
nie jest śmieszny.
- Skąd mogłem wiedzieć? - zapytał
retorycznie. Zapadło chwilowe milczenie. Iruka patrzył na
niezadowoloną minę swojego wychowanka, i westchnął w duchu. Był
to trudny chłopak. Otworzył szufladę biurka i wyjął z niej jakiś
dokument.
- Myślę, że twoi rodzice nie będą
zadowoleni, jak dostaną potwierdzenie, że zostałeś usunięty z
tej szkoły na zawsze – wziął długopis i przyłożył do kartki.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - uniósł wzrok na Hidana.
- Nie chciałem.. - to w jego języku
znaczyło to samo co przepraszam. Niestety większość osób nie
odbierało tego w ten sam sposób.. jak na złość.
- To wszystko? - zapytał i nie czekając
na odpowiedź, zaczął coś zapisywać na dokumencie.
- Nie! To znaczy... jeszcze coś.. - sam
nie wiedział co, ale musiał coś szybko wymyślić, jednak jak na
złość nic nie przychodziło mu do głowy. Iruka oderwał długopis
od papieru i znów spojrzał na ucznia. - No... ten.. - drapał się
w tył głowy. Tak trudno było mu powiedzieć, że aż nie wiedział
jak się do tego zabrać. - Proszę o jeszcze jedną szanse –
wypowiedział szybko, jakby parzyły go te sowa. „Proszę” takie
trudne słowo. Odetchnął w duchu, że udało mu się to powiedzieć.
- Jesteś pewny, że nie będziesz już
więcej dokuczał?
- Tak, jestem pewny, że nie będę już
więcej dokuczał Sasoriemu – powtórzył nieco zmieniając wersję.
Był wstanie odpuścić sobie znęcanie się nad Sasorim, choć było
tak fajnie.
- Nie zrozumieliśmy się. Masz obiecać,
że nie będziesz już więcej sprawiał problemów w ogóle. - Hidan
zagryzł dolną wargę. Czego on od niego wymaga? To niemożliwe, on
tak nie potrafi.
- To za dużo – stwierdził po kilku
pólminucie myślenia nad tym.
- W takim razie.. - Profesor wrócił do
pisania.
- Okej. - przerwał szarowłosy. -
...Postaram się – wydusił z siebie. Jego wychowawca, taki dobry
człowiek, a taki szantażysta. Nigdy by się nie spodziewał tego po
nim. Musi się uważniej przyglądać ludziom, bo się okazuje, że
ich nie zna.
- No dobrze. Porozmawiam z panią
dyrektor, myślę, że jakoś uda mi się ją przekonać. - Chłopak
słysząc te słowa wstał z zamiarem pójścia sobie. - Ale nie myśl
sobie, że puszcze cię bez żadnych konsekwencji. - Hidan skrzywił
się na te słowa. - Siadaj. - Zrobił jak kazał. - wziął z biurka
inną karteczkę, przygotowaną już wcześniej i podał ją
chłopakowi. - Niech ktoś z twoich rodziców wstawi się jutro u
mnie o szesnastej. A żebym miał pewność, że pokazałeś tę
kartkę, masz ją przynieść podpisaną. Rozumiesz?
- Pewnie.. – Wcale mu się to nie
podobało.
- Jeśli jednak tego nie zrobisz, to
twoi rodzice będą mogli się jutro spodziewać telefonu ode mnie. -
A niech to! Przejrzał go.
- Moja mama zgubiła telefon i nie ma
jeszcze nowego – sam się sobie dziwił, że takie głupie wymówki
przychodzą mu do głowy. Na prawdę mógłby się wysilić na coś
lepszego.
- To zadzwonię do twojego taty – Nie
nabierze się na to słabe kłamstwo.
- Po co? Mój tata nie mieszka ze mną.
- Nie przyjechał by tylko po to, żeby sobie pogadać z nauczycielem
o jego złym zachowaniu.
- Mówię o twoim drugim tacie..
- To nie jest mój ojciec. - wszedł mu
w słowo z podniesionym tonem. Nie lubił jak go tak nazywali. Nie
można mieć dwóch ojców.
- W porządku. Ale wiesz o kim mówię.
- Wiedział, że Hidan nie przepadał za swoim ojczymem, choć nie
miał pojęcia dlaczego tak jest. Widział tego mężczyznę parę
razy, i rozmawiał z nim nie raz. Wydawał się miłym i dobrym
człowiekiem. Widząc, że chłopak nie jest skory do dalszych rozmów
postanowił na tym skończyć – Oprócz tego będziesz miał prace
społeczne w każdą sobotę, przez miesiąc. I publicznie
przeprosisz Sasoriego na apelu. A teraz jesteś już wolny. - Hidan
nie był zadowolony z takiej kary. Mimo to zacisnął zęby, nie
chcąc już nic mówić, jeszcze wpadłby w większe kłopoty, bo
powiedziałby za dużo. Wstał i wyszedł bez słowa. Nie rzucił
nawet cichego do widzenia. Prace społeczne go dobijały, ale
publiczne przeprosiny były jeszcze gorsze. Iruka patrzył za nim
chwilę. A jednak zależy mu na tym by nie wylecieć ze szkoły. Miał
nadzieje, że wziął sobie do serca jego ostrzeżenie i że
faktycznie będzie się starał nie przysparzać problemów. Gdyby
tylko wiedział, że wstawił się za nim u dyrektorki i poprosił by
dała chłopakowi jeszcze szanse na poprawę... Gdyby tylko
wiedział, na pewno poczułby się wyjątkowo i niczego by się nie
nauczył.
Czerwonowłosy cały przemoczony
stał przed komisariatem, oddychając ciężko. Połowę drogi
przebiegł, a wcale nie miał blisko. Deszcz ciągle padał, ale dla
niego nie miało to już najmniejszego znaczenia, bo i tak był
przemoknięty do suchej nitki. Miał zamiar tam wejść, ale
wspomnienia związane z jego ostatnim pobytem tutaj, tylko mu to
utrudniały. Nie mógł się jednak poddać po tym jak przebiegł
taki kawał drogi w strugach deszczu. Zrobił pierwszy krok, ku dużym
szklanym drzwiom, a potem było już łatwiej. Wszedł do środka
komisariatu i stwierdził, że nic się nie zmienił od tamtej pory.
Te same zielonkawe ściany, ta sama recepcja, te same schody na górę
i krzesełka stojące przy ścianie. Podszedł więc do informacji,
gdzie siedział mężczyzna w policyjnym stroju.
- Przepraszam.. - zaczął, by zwrócić
na siebie uwagę. Policjant podniósł spojrzenie znad kartki, na
chłopaka. Mężczyzna od razu poznał chłopaka. Tamtego dnia,
również siedział w informacji. O sprawie morderstwa jego rodziców,
słyszał cały komisariat.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytał
miło. Był ciekaw dlaczego chłopak znowu tu przyszedł, czyżby coś
się stało? Z drugiej strony nie wyglądał na przestraszonego, więc
wykluczył ten powód.
- Chciałbym... - zastanowił się jak
to ująć. - Mam sprawę do Inspektora Hatake – oznajmił po
chwili.
- Do Inspektora Hatake tak? - uśmiechnął
się pod nosem. A to ciekawe, dlaczego ten dzieciak chce się spotkać
z Kakashim. Myślał, że po spędzeniu tygodnia w domu siwowłosego,
będzie miał go już dość. - Niestety.. nie ma teraz Inspektora
Hatake.
- A kiedy będzie? - domyślił się, że
pewnie jest w pracy w terenie. Pewnie znowu ratuje komuś życie,
albo prowadzi jakieś śledztwo. Paskudna robota, nie potrafiłby
tak. Nie zniósł by widoku martwych ciał, nie zniósłby
nieprzespanych nocy i tej całej papierkowej roboty.
- Cóż... może przyjść za godzinę,
albo za cztery godziny. Nie wiadomo. - Niestety ta praca nie miała
ustalonego limitu czasowego. Sasoriemu nie bardzo to odpowiadało.
Nie lubił czekać. Mimo to, nie zamierzał też wracać do domu z
niczym.
- To ja poczekam – po tych słowach
usiadł na krzesełku. Dobrze pamiętał w którym miejscu siedział
te trzy miesiące temu, dlatego usiadł zupełnie na innym. Jakby to
miało jakieś znaczenie. Policjant nie miał nic przeciwko temu, że
chłopak chce sobie poczekać, jednak obawiał się, że Hatake nie
wróci za szybko.
- Jesteś pewien, że chcesz czekać?
Możesz przyjść jutro. Jutro powinien być tutaj cały czas. -
zapytał wychylając się zza lady.
- Poczekam – zapewnił go. Pewnie
gdyby poszedł do domu, babcia kazałaby mu się uczyć, a tak to jej
pozmyśla, że został w szkole... albo coś innego wymyśli.
Cholera! Znowu zapomniał o korepetycjach... Tak bardzo był
podekscytowany swoimi zamiarami pójścia na komisariat, a
jednocześnie bardzo chciał ulotnić się z klasy gdy Hidan w niej
został, że zupełnie o tym zapomniał. Miał nadzieję, że Iruka
nie będzie miał nic przeciwko.. Na prawdę nie chciał tych
korepetycji. Zwłaszcza, że Deidara ostatnio mu wszystko wyjaśnił,
i musiał przyznać, że całkiem dobrze potrafi tłumaczyć. Nie
uszło uwadze policjanta w recepcji to jak chłopak jest
przemoknięty. Wręcz z niego kapało. Gdyby wyżymać jego ubrania,
można by było napełnić nimi wannę. Takie przynajmniej odnosił
wrażenie. Chłopak mógł się przeziębić od siedzenia w takim
przemokniętym stanie. Powinien zdecydowanie udać się do domu, a
nie przychodzić ze szkoły prosto na komisariat w tak ulewny dzień.
Akasuna nie czuł się komfortowo w mokrym ubraniu, ale przecież się
tutaj nie rozbierze. I nie miał też nic na zmianę. Im dłużej
czekał, tym bardziej mu się nudziło, a co gorsza z każdą minutą
było mu coraz zimniej, mimo iż na komisariacie było ciepło.
Kręcący się tu ludzie, prawie nie zwracali na niego uwagi. Czasami
ktoś zerknął dziwiąc się co taki przemoczony chłopak tu robi?
Czyżby zgarnęli go z ulicy? Taki młody a już wylądował na
policji. Nikt tego nie mówił na głos ale Sasori pozwolił sobie na
interpretacje tego co widział w spojrzeniach paru osób. Po godzinie
czekania zaczął grać na telefonie, choć baterii mu niewiele
zostało, to próbował jakoś zabić nudę. Jednak i bateria po
jakimś czasie padła, a on znów zaczął się nudzić. Ubranie było
prawie suche, ale jemu wciąż było zimno. Może dlatego, że jego
włosy jeszcze nie do końca wyschły, a nogawki i rękawy wciąż
były mocno wilgotne. Co chwilę patrzył na zegarek wiszący na
ścianie. Przez co miał wrażenie, że czas leci bardzo wolno,
prawie że stoi w miejscu. Tak minęło mu półgodziny. A dla niego
było to najdłuższe półgodziny w życiu. Drzwi od komisariatu
otworzyły się po raz kolejny tego dnia. I w końcu wszedł przez
nie Inspektor Hatake, jak i paru innych policjantów. Sasori
odetchnął widząc go. Był już wstanie się poddać, gdyby nie
było go jeszcze przez chwilę, poszedłby do domu. Kakashi minął
Sasoriego nawet na niego nie zerknąwszy. Czyżby go nie zauważył?
A może zrobił to specjalnie? Zawsze był taki złośliwy... z tego
co pamiętał.
- Kakashi – zawołał go policjant z
recepcji. Hatake zatrzymał się i spojrzał na kolegę. - Masz
gościa.
- He? Ja? - wskazał na siebie palcem,
nie będąc pewnym czy się przesłyszał, w końcu nigdy nie miał
gościa. Sasori wstał i podszedł bliżej lady.
- Tak ty – uśmiechnął widząc jego
reakcję. Po czym wskazał wzrokiem na Akasune. Kakahi powędrował
za jego wzrokiem, i odwracając się za siebie ujrzał Sasoriego.
Jego spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji, patrzył chwilę na
dzieciaka, po czym znów odwrócił się do kolegi.
- Jakiego gościa? Nikogo tu nie widzę.
- Sasori zmarszczył brwi na te słowa. Zupełnie go olał.
- Daj spokój.. Ma do ciebie sprawę –
zaczął mówić półszeptem. - Nie przychodził by tu gdyby nie
było to nic ważnego. Pogadaj z nim. - Hatake ponownie spojrzał na
Sasoriego, który wlepiał w niego swoje spojrzenie. Nie miał
pojęcia dlaczego dzieciak przyszedł do niego, i raczej nie dowie
się jeśli nie zapyta, choć szczerze, prawie w ogóle go to nie
interesowało. Podszedł do czerwonowłosego.
- Co jest? - zapytał na odwal się.
- Chciałem.. - rozejrzał się dookoła.
Jakoś głupio było mu go o coś prosić przy kręcących się tu
ludziach. - ..pogadać.
- O czym? - To go zaczynało
zastanawiać. O czym ten prawie obcy mu dzieciak chciałby rozmawiać
z nim? Czyżby o zabójcy swoich rodziców? To miało by jakiś sens,
zwłaszcza, że jeszcze go nie złapali, a śledztwo wciąż trwa.
Ale czy chciałby rozmawiać o kimś, kto tak bardzo go zranił,
odbierając mu jedyne osoby, które kochał? Szybko przestał się
nad tym zastanawiać, patrząc na Sasoriego masującego sobie kark.
- Ale nie tutaj – dodał po chwili.
Ten dzieciak stawia mu jeszcze jakieś żądania. Nie dość, że
poświęca mu cenną chwilę swojego życie, to jeszcze śmie żądać.
- Dobra, chodź – jednak ustąpił.
Nie będzie się przecież kłócił z dzieckiem, jakby to wyglądało.
Musiał jednak przyznać, że ten dzieciak trochę urósł przez te
parę miesięcy i do tego jego głos zaczynał się zmieniać.
Rozbrzmiewał lekką chrypą, ale zdecydowanie nie była to chrypa
chorobowa. Gdy spotkał go ostatnio w szkole, nie zauważył tego.
Udali się obaj do biura Kakashiego. Sasori rozejrzał się po
biurze. Na wielkość było podobne do biura Minato, w którym
również kiedyś był. Stały tu dwa biurka, w tym że jedno było
zagracone różnymi rzeczami i raczej nie było używane od dawna.
- No więc... o co chodzi? - zapytał
zdejmując swój szary płaszcz. Sasori milczał. To było
trudniejsze niż myślał. Nie tak łatwo powiedzieć proszę, więc
zdecydowanie nie powie tego słowa. A przynajmniej nie ma zamiaru.
- Naucz mnie jak się bić – wypalił
tak nagle, że aż Kakashi, który zmierzał do swojego biurka,
zatrzymał się i nie kryjąc zdziwienia spojrzał na Sasoriego.
Chłopak trzymał zaciśnięte pięści w nadziei, że ten siwowłosy
facet zgodzi się go uczyć.
- O czym ty mówisz...? - rzucił lekko,
i kontynuował swą podróż do biurka. Usiadł na swoim wygodnym
fotelu i wyjął z szuflady papiery, które miał dzisiaj przejrzeć,
było ich dosyć sporo.
- Mówię o tym, żebyś nauczyć mnie,
jak się bić – mówił to z lekkim skrępowaniem, bo nie było mu
łatwo przyznać się do tego, że nie potrafi robić tego, co
większość chłopaków ma we krwi.
- Zapisz się na jakieś lekcje, jestem
pewny, że w szkole macie tego typu zajęcia. Dlaczego ja miałbym
cię uczyć? Nie mam na to czasu – Teraz powinien za to wszystko
obwiniać Minato, bo to on mu kazał pójść do szkoły, gdzie uczy
się ten dzieciak. Na pewno przez to, że widział go jak pokazuje
sztuki samoobrony, przylazł tu teraz do niego prosić go o taką
rzecz.
- Bo... ty. - Nie bardzo miał ochotę
tłumaczyć mu dlaczego.
- Beznadziejny argument.. Odmawiam. -
rzucił, po czym sięgnął po długopis i zaczął coś zapisywać
na kartkach papieru, wyjętych z szuflady. Akasuna zacisnął mocniej
pięści. Co miał zrobić, żeby ten facet mu pomógł. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że może pójść na nauki do szkoły, ale
przecież nie mógł pozwolić, by Hidan miał z tego satysfakcję,
ani żeby wiedziała o tym babcia.
- Co ci... co.. panu szkodzi? -
zapomniał, że ostatnio w szkole upominał go o to, by nie mówił
do niego na ty. Być może dlatego mu odmówił.
- Po prostu odmawiam. Czy to ci nie
wystarcza? - zapytał nawet na niego nie zerkając. Dlaczego dzieciak
chce by go uczył akurat on? Nigdy nikogo nie uczył się bić.
Właściwie zastanawiał się czy da się tego nauczyć. Albo się
umie albo nie.
- Nie. - odpowiedział buntowniczym
tonem i podszedł do biurka. Nie chciał tak łatwo rezygnować, choć
już czuł się na przegranej pozycji. Z dorosłymi nie tak łatwo
wygrać.
- To ja nic na to nie poradzę –
zerknął na niego, gdy ten podszedł do biurka. Sasori stał długą
chwilę w ciszy przyglądając się co Kakashi robi. Inspektora
trochę to irytowało, ale lepiej jak się gapił, niż jak coś
mówił. Właściwie to mógłby sobie już pójść.
- Dlaczego.. dlaczego nie chcesz mi
pomóc? Wtedy mi pomagałeś.. - zapytał cały czas patrząc na
dokumenty leżące na biurku. Jak miał go przekonać? Z tego co
pamiętał, facet był nieugięty i tak samo uparty jak on, to też
nie zawsze łatwo było im się dogadać. Kakashi przerwał pisanie i
spojrzał na czerwonowłosego.
- Wtedy, miałem ku temu powód.. Byłeś
naszym świadkiem i strasznie ryczałeś, że nie chcesz iść do
domu dziecka, więc nie miałem innego wyjścia
- Więc tylko dlatego mi pomogłeś? Bo
byłem waszym świadkiem? - Nie podobało mu się to, a już na pewno
nie stwierdzenie, że strasznie ryczał... ale postanowił udać, że
tego nie słyszał. Hatake zauważył w jego oczach smutek i ból, a
przecież nie powiedział mu nic złego.. chyba. Niestety nie miał
serca z kamienia, toteż nie mógł tego tak zostawić.
- Nie tylko dlatego.. Prosiłeś mnie o
to, pamiętasz? Więc się zgodziłem. Nie musiałem co prawda..
- To dlaczego teraz się nie zgodzisz? -
wbił spojrzenie pełne nadziei w siwowłosego. Mężczyzna
westchnął. Jego upartość była nie do zniesienia.
- Po co ci to? Dlaczego chcesz się
nauczyć bić? I dlaczego ode mnie? - zasypał go pytaniami. - Wierz
mi, nie jestem żadnym Brucem Lee.
- Wiem o tym.. Ale tylko ty możesz mnie
nauczyć. Nie chcę się zapisywać na zajęcia w szkole.. ani
nigdzie indziej.. Tam trzeba płacić.
- A więc to dlatego.. - potraktował go
jak darmową taryfę.. A już myślał, że uważa go za silnego.
- Chcę się stać silniejszy, po
prostu. - Nie wdawał się w szczegóły.
- Dlaczego? - jednak Kakashi był
nieugięty. Chciał wiedzieć, co go tak naszło by stać się
silniejszym. Jeszcze parę miesięcy temu nic o tym nie wspominał.
- Bo chcę – stał uparcie przy swoim.
Nie chciał się zwierzać.
- To nie jest odpowiedź. - Akasuna nie
chciał się chwalić tym, że parę razy dostał po ryju od Hidana.
To było upokarzające. Dlatego też milczał, nie odpowiadając nic.
- W takim razie nie mogę ci pomóc – stwierdził po chwili,
wracając do swoich papierów.
- A jak ci będę płacił sto jenów? -
zapytał energicznie.
- Nie przyjmuję łapówek. Po za tym co
ja sobie kupię za to sto jenów? Paczkę chusteczek do nosa? - Co on
go szantażuje taką sumą? To się nawet najbardziej chytry na kasę
człowiek na to nie skusi.
- Możesz co innego. Tyle kosztują
prezerwatywy. - Gdyby Kakashi miał teraz w ustach picie to na pewno
by je wypluł albo by się nim udławił. Spojrzał na Sasoriego
zaskoczony tym co ten dzieciak wygaduje.
- Hej... nie pozwalaj sobie na za dużo..
Po za tym skąd ty wiesz ile kosztują prezerwatywy? - zapytał
retorycznie, bo chyba wolał nie wiedzieć. I dlaczego zaproponował
sumę za którą można kupić prezerwatywy? Czyżby uważał, że w
wolnych chwilach robi właśnie to. A może na odwrót, może sądzi,
że właśnie ma tego za mało.. Czy warto zagłębiać się w myśli
czternastolatka? Chyba raczej sobie odpuści, bo obawiał się że
dojdzie do nieciekawych wniosków.
- Widziałem w sklepie – Czy to nie
oczywiste? Przecież takie rzeczy sprzedają prawie wszędzie. Nie
trudno zauważyć.
- Tak czy inaczej – zmienił temat. -
Jeśli nie dowiem się dlaczego chcesz stać się silniejszy, nie
pomogę ci.
- A więc się zgadzasz? - zapytał
wychwytując słowa pomogę ci.
- Chyba coś powiedziałem.. - ten
dzieciak w ogóle go nie słucha. To wkurzające. - NIE pomogę ci,
jeśli nie powiesz mi dlaczego chcesz być silniejszy – powtórzył
dokładniej.
- A jeśli powiem to mi pomożesz?
- Zobaczymy. - Sasori zastanawiał się
przez parę minut, czy warto mu o wszystkim powiedzieć. Nie czuł
takiej potrzeby, do tego nie chciał być już zupełnie uważany za
kogoś słabego.
- Po prostu.. Nie chcę być słaby
bo... nie za bardzo mnie lubią.. Chciałbym nauczyć się bić, albo
chociaż bronić... tak na wszelki wypadek. - Odpuścił sobie
wspominanie o tym, że już dostał po twarzy.
- Grozi ci ktoś? - zapytał dla
pewności. W końcu trochę dziwna była chęć nauki samoobrony
tylko z powodu tego, że ktoś go nie lubi.
- Czy to ważne? Pomożesz mi czy nie? -
postanowił przejść do sedna, miał dość gadania o sobie, choć
nie robił tego za długo.
- Dobrze, że mam wybór, bo już
myślałem że sam zadecydowałeś. Pomyślmy.. - zastanowił się
nad jego pytaniem, które brzmiało dla niego jak rozkaz.
- Proszę! – rzucił w obawie, że
usłyszy „Nie”. Hatake spojrzał na niego zdumiony tym co
usłyszał. To musiało być dla niego trudne, skoro dopiero teraz
powiedział „proszę”. Mógł to przecież zrobić wcześniej, a
jednak zrobił to teraz, gdy najbardziej bał się odmowy. Widział,
że bardzo mu na tym zależy.
- W porządku, niech ci będzie –
westchnął, a Sasori poczuł ulgę i naprawdę się ucieszył. - A
co z babcią? - dodał po chwili.
- Z babcią? - nie wiedział czemu o nią
pyta, być może z grzeczności. - Dobrze, zdrowa jest.
- Nie o to pytam. - jakby go to
interesowało. - Chodziło mi o to czy ona się na to zgodzi.
- Jak za darmo to na pewno się zgodzi –
powiedział to pewnie, choć sam wątpił czy Chiyo by się na to
zgodziła. A nawet jeśli, to pewnie dociekałaby, do czego mu to
potrzebne.
- W porządku. A teraz chodź – wstał
od biurka kierując się w stronę wyjścia.
- Idziemy na pierwszą lekcję? -
zapytał podekscytowany.
- Puknij się w sagan – rzucił do
niego, zakładając swój płaszcz. - Myślisz, że nie mam dziś nic
innego do roboty? - zapytał retorycznie. - Zawiozę cię do domu, a
uczyć cię będę w weekendy. I to tylko w niedzielę. - po tych
słowach wyszli z biura. Sasoriemu nie spodobały się takie
wymagania. Bo jeden dzień w tygodniu to zdecydowanie za mało.
Przed drzwiami jedno piętrowego
domu stał wysoki piętnastolatek. Nie należał do tchórzy, ale
zawsze przerażało go, gdy musiał pokazywać matce złe oceny lub
kartkę z wezwaniem do szkoły. Wiedział, że pokładała w nim duże
nadzieje, jeśli chodziło o szkołę, zwłaszcza że był
jedynakiem. Patrzeć na jej pełen zawodu wzrok, nie było łatwo.
Drugą rzeczą, którą starał się unikać jak ognia było
spotkanie się z drugim mężem jego mamy, choć było to
nieuniknione bo mieszkali pod jednym dachem. Zerknął na podjazd, by
upewnić się, że ojczyma nie ma w domu, po czym nacisnął klamkę.
Wszedł do domu, gdzie wąski i krótki korytarz prowadził prosto do
salonu, który był połączony z kuchnią. A dalej był znów wąski
i krótki korytarz po którego obu stronach były drzwi do sypialni,
jego pokoju i łazienki. Słyszał brzęk naczyń i szum wody, więc
zrozumiał, że jego rodzicielka myje naczynia. Gdy tylko zdjął
buty i kurtkę ruszył w głąb domu. W kuchni rodzicielka przywitała
go uśmiechem.
- Czeeść – powiedział i usiadł
przy kuchennej ladzie. - Co na obiad? - zapytał wyciągając z
kieszeni telefon.
- Dopiero co wróciłam z pracy, jeszcze
nic nie zrobiłam. Może zamówimy pizze? - zapytała z tym samym
uśmiechem, blondwłosa kobieta. Wyglądała bardzo młodo, ale to
dlatego, że była młoda, miała trzydzieści dwa lata. Hidan nie
był planowanym dzieckiem, raczej nikt w wieku siedemnastu lat nie
myśli o dzieciach. Mimo to kochała go najbardziej na świecie. Nie
chciała żeby jej syn tak lekko myślał o sprawach łóżkowych jak
ona kiedyś. Wiedziała, że ma dziewczynę, ale z całych sił
chciała wierzyć, że jej syn z nią nie sypia.
- Jasne – odpowiedział nie odrywając
wzroku od telefony. Kobieta zmarszczyła brwi, i zabrała mu telefon.
- Hej! - oburzył się. Jak to tak bezkarnie przerywać mu grę.
- W co tam teraz grasz? - spojrzała na
ekran telefonu. - O, wygląda ciekawie. O co w tym chodzi? -
Wiedziała, że chłopak lubił gry. Kiedyś grywali razem na
konsoli, choć ona zawsze przegrywała.. Konsola pojechała z jego
ojcem do Osaki, więc Hidan może grać tylko wtedy gdy jest u niego
w odwiedzinach. Wiedziała, że lubił tam przebywać, czasami
martwiła się że woli swojego ojca od niej. Miał z nim lepszy
kontakt, więcej tematów do rozmów, a i nawet bardziej słuchał
jego niż jej.
- Pokażę ci – wziął od niej
telefon i zaczął grać. Kobieta podparła się na łokciu o ladę i
zamiast na grę patrzyła z uśmiechem na twarz swojego syna. Był
jej, i kochała go za to że jest. Miała z nim co prawda dużo
problemów, czasami już nie wiedziała jak sobie z nim radzić, ale
to jest miłość bezwarunkowa. Gdy zaszła w ciąże była załamana.
Ale kiedy ujrzała go po raz pierwszy już wiedziała, że będzie
jej szczęściem. Może czasami traktowała go jak dziecko, ale on
był bardziej dojrzały niż się wydawał. Hidan spojrzał na nią i
widząc, że wlepia w niego swój wzrok, z tą samą miną co zawsze
wyłączył grę.
- Nie patrz się tak – odwrócił od
niej wzrok. To go zawstydzało. Czuł się jak dziecko gdy to robiła.
- Lepiej zamów tę pizzę..
- Już, już – podeszła do telefony.
- A jak tam w szkolę? - Nie znosił tego pytania. Zwłaszcza wtedy
gdy musiał o czymś powiedzieć. A raczej nie przynosił ze szkoły
dobrych nowin, tak więc nigdy nie były to jego ulubione chwilę
życia. Jego mama była miła, zazwyczaj radosna i uśmiechnięta,
ale potrafiła się nieźle wkurzyć. A do tego wszystko gadała
ojczymowi... Nie mógł jej winić, traktowała go jak członka
rodziny, w przeciwieństwie do Hidana. Ale sobie też dziwić się
nie mógł, facet nie był dla niego tak miły, jak dla jego mamy.
Kobieta była z nim szczęśliwa, więc nie śmiał narzekać.
- Dlaczego zawsze o to pytasz? -
zirytował się. Nie trudno było go wkurzyć.
- Oho. Co zrobiłeś? - zapytała
patrząc na niego. Zwykle odpowiadał coś w stylu „normalnie”
albo „dobrze”, tylko gdy miał coś na sumieniu wkurzał się o
to pytanie.
- Nic – rzucił bez namysły. Była to
już instynktowna odpowiedź, jednak teraz była ona nie na miejscu,
bo tak czy inaczej, musi pokazać tę cholerną kartkę do
podpisania. Zastanawiał się chwilę, czy nie lepiej zostawić tego
profesorowi Iruce.. W końcu jeżeli on nie da tej kartki do podpisu,
to on i tak zadzwoni. Ale z drugiej strony kobieta może mieć
pretensje o to, że sam się nie przyznał gdy pytała.
- No słucham? - i tak wiedziała, że
coś tu nie gra. Za dobrze znała swoje dziecko. Hidan zrezygnowany
wyjął kartkę z kieszeni. Rozłożył ją, bo była pozwijana i
położył na ladzie przytrzymując ją dłonią, jednocześnie
zakrywając to co profesor na niej napisał. Miho, tak się nazywała
matka Hidana, sięgnęła po kartkę, ale szarowłosy zbyt mocno ją
trzymał. Nie chciała również za nią szarpać, bo mogłaby się
rozerwać. - Hiadan, daj spokój.
- Co ja robię? Po prostu podpisz.. -
zostawił akurat miejsce na podpis, więc nie widział problemu.
- Przecież i tak się dowiem co
zrobiłeś
- Nie z tej kartki - Wiedział, że na
kartce napisana jest tylko godzina spotkania i sala w której
spotkanie ma się odbyć. Mimo to jeśli odda podpisaną kartkę, bez
wiedzy rodzicielki gdzie i kiedy co ma być, tak więc nie tylko
opóźni swój ochrzan, ale również dzwonienie nauczyciela do jego
mamy.
- Hidan! - krzyknęła zdenerwowana. Nie
będzie się z nim siłować.
- Przecież możesz podpisać
- Daj mi tę kartkę – wyciągnęła
rękę po daną rzecz, patrząc nieustępliwie na syna. Hidan również
nie poddawał się tak łatwo, to też przez chwilę walczyli na
spojrzenia. Jednak jak to zazwyczaj bywało szarowłosy przegrywał.
Nikt nie wygra ze stanowczym i ostrym spojrzeniem jego matki. Oderwał
dłoń od kartki i przysunął ją bliżej kobiety. Miho wzięła ją
do ręki, przeczytała a później podpisała.
- Powiedz coś znowu narobił? -
westchnęła, oddając mu kartkę. - I dlaczego tak pomiąłeś
kartkę, jak ty to teraz oddasz, takie niechlujne.. wstyd. - mógłby
bardziej przykładać się do estetyki.
- Jaka kartka, takie traktowanie.. I tak
dowiesz się jutro, nie muszę ci mówić. Miałaś dzwonić po pizze
– próbował zmienić temat.
- Wolę się dowiedzieć od ciebie –
skrzyżowała ręce na piersi. Skoro jego wychowawca wzywa ją do
szkoły, to naprawdę musiał sprawić nie lada kłopot.
- A ja wolę milczeć – był uparty.
Przyznawanie się do błędów nie było w jego stylu. Zdecydowanie
wolał już gdy ktoś na niego doniósł, przynajmniej wtedy
oszczędzał sobie tłumaczenia co takiego dokładnie zrobił.
- Nie podoba mi się twój ton –
stwierdziła podchodząc bliżej lady. - Powinieneś przeprosić i
okazać skruchę, a ty jeszcze śmiesz się tak odzywać. Tak
bezczelnie. - Tego Hidan nie znosił, jej kazań. Dobrze wiedział,
że miała rację. Był bezczelny, ale trudno mu było okazać
pokorę. Starał się właśnie tego nie okazywać. Trwało długie
milczenie, a Hidan nie powiedział nic, choć bardzo liczyła na to,
że przeprosi. Choć raz mógłby przeprosić bez kłótni, tak po
prostu z dobrych chęci. - Oddaj telefon – wyciągnęła rękę w
stronę syna. Chłopak uniósł na nią wzrok.
- Jeszcze nie wiesz co zrobiłem?
- Domyślam się, że coś bardzo
głupiego – Była nieugięta. Nie chciała krzywdy dla syna, ale
bała się że jak tak dalej będzie się zachowywał, to jego
przyszłość nie będzie ciekawa. Nie chciała by wyrósł na kogoś,
kto źle traktuje innych. Martwiła się. Wiedziała, że uwielbia
swój telefon, dlatego też postanowiła mu go zabrać. Bolało ją
to, że musi na niego krzyczeć, ale powtarzała sobie, że to
przecież dla jego dobra. Miała nadzieję, że to zrozumie.
- A jeżeli nie? - nie był chętny do
oddawania swojej komórki. Dostał ją od ojca, była cholernie
droga, obiecał że będzie o nią dbał. I tak właśnie robi.
Bardziej troszczy się o swój telefon niż ludzi.
- Oddaj - nie miała zamiaru ustąpić.
Hidan zmarszczył brwi wkurzony tym, że chce mu zabrać akurat to.
Niech sobie weźmie coś innego. Chciałby tak powiedzieć, ale nie
będzie pogarszać sprawy. Nerwowym ruchem wyjął swojego smartfona
i położył go na ladzie, po czym wstał z krzesła i udał się do
swojego pokoju.
Od Autorki: No to was załatwiłam jeszcze dłuższym rozdziałem xD Nie bijecie T-T No taki wyszedł.. nie chciałam niczego skracać na siłę, ani też wydłuużać, dlatego jest jaki jest. Mam nadzieję, że dotrwaliście do jego końca :) Jeśli tak to Wielkie Dzięki :D
Wiem, wiem, prawie miesięczna przerwa między rozdziałami O: Ten czas tak szybko zleciał, że myślałam, że minął dopiero drugi tydzień -_- Ja i moje poczucie czasu. W każdym razie ten miesiac nie był specjalnie produktywny, więc muszę wziąć się w garść i zacząć sumiennie i regularnie pisać! O tak, musi być właśnie tak xD
I oczywiście podziękowania za to że czytacie, i że komentujecie <3
Jesteście moim powerem! :D
Jesteście moim powerem! :D
Jak tam wasze zdrówko? :D
Bo moje średnio :< Rozchorowałam się i już tydzień mnie trzyma T-T
Jak ja nie lubię chorować! >.< Szczególnie złośliwie przechodzę przeziębienia, więc jest to dla mnie wielkie utrapienie. Dlatego nigdy nie lubiłam chorować, wolałam chodzić do szkoły O:
Dziwna ja. xD
A na gifie mój MONŻ Leluch xD
Ja i moja porąbana dziecinna mózgownica ^^''
Ja i moja porąbana dziecinna mózgownica ^^''
Ale teraz mogę zwalić wszystko na chorobę, mwuahaha x)