wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 11


    Długowłosy blondyn zarzucił torbę przez ramie i ogłosił w domu, że wychodzi. Zamknął za sobą drzwi i ruszył do szkoły. Poranki bywały chłodne, co wcale go nie cieszyło. Gdyby było zimno, jeszcze bardziej nie chciałoby mu się chodzić do szkoły. W takie dni chciałby sobie pospać dłużej niż zwykle. Do zimy było jeszcze trochę czasu, a już się wzdrygał, gdy tylko pomyślał o tym, że z rana będą mrozy. Być może ta zima nie będzie taka mroźna, jak poprzednia. Miał taką nadzieję. Na pierwszym skrzyżowaniu jak zwykle spotkał się z Hidanem, który w tym miejscu zazwyczaj na niego czekał. Chociaż czasami zupełnie go olewał i szedł do szkoły w samotności.
- Yo – rzucił na powitanie odrywając wzrok od swojego telefonu, po czym znów zatopił spojrzenie w ekranie, na którym widniała gra. Chodził z nosem w telefonie, co nie wszystkim wydawało się bezpieczne i mądre. Szli rozmawiając o zbliżających się egzaminach, którymi Hidan jakoś specjalnie się nie przejmował, w przeciwieństwie do Deidary. Po tym zmienili temat na oglądany ostatnio mecz baseballowy, co było dla nich obojgu dużo lepszym i ciekawszym tematem. Gdy tak rozmawiali z każdym krokiem zbliżając się do szkoły, Dei postanowił szybko rozpocząć nowy temat.
- Słuchaj.. - zaczął. - Powinieneś dać już spokój Akasunie – Miał z nim pogadać, to to właśnie robi. Problem w tym, że nie wiedział czy Hidan da się przekonać.
- Dlaczego? - zapytał nie odrywając wzroku od swojego ukochanego smartfona – Dobrze się bawię... - Deidare oblała aura zażenowania. Dobrze się bawił, znęcając się nad innymi.. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tak durnej odpowiedzi.
- Po prostu. Nie jest taki zły. Jakbyś postarał się z nim za kumplować pewnie byście się polubili.. Obaj jesteście trochę dziwni, ale dobrze się z wami spędza czas – Słysząc te słowa, szarowłosy uniósł swe spojrzenie na Deia.
- Spędzałeś z nim czas? - zapytał o to co go najbardziej interesuje.
- Tak.. trochę. - skinął głową. - Byłem mu zanieść rzeczy, które zostawił w szkole. A potem pomogłem mu z Chemii.. - wyjaśnił. - Trochę pogadaliśmy, wydaję się całkiem spoko. Nie licząc jego trochę egoistycznej postawy. - ostatnie zdanie dodał ciszej.
- Ts.. Jesteś za dobry – stwierdził, powracając do swojej gry. - Jak chcesz to się z nim zadawaj, ja nie mam zamiaru – postanowił, jak na kogoś upartego przystało. Nawet gdyby chciał dać mu szanse to nie przyzna się tak łatwo.
- To chociaż zostaw go w spokoju – powiedział, po czym zapadła dłuższa chwila ciszy. - Obrażałeś jego rodziców, a wiesz... on mieszka tyko z babcią..
- No i? - nie zrozumiał.
- Pomyślałem, że może jego rodzice gdzieś wyjechali, albo... może ich w ogóle nie mieć.. - przerwał na krótką chwilę, by zaraz dodać - Więc, takie obrażanie było szczególnie chamskie. - Hidan nie odpowiedział na to nic. Nie był człowiekiem, który zastanawia się nad swoimi słowami, ani też nad tym czy to co mówi, kogoś zrani jakoś wyjątkowo. Wiadomo było, że każdy jest inaczej silny psychicznie, ale tego też nie brał pod uwagę. W ogóle go to nie obchodziło. Jednak dobrze wiedział, jak czuje się Yahiko, którego rodzice wyjechali do Stanów Zjednoczonych i odwiedzają go tylko dwa albo trzy razy w roku. Nie było mu lekko, bo naprawdę za nimi tęsknił, choć starał się to ukryć. Chociaż może to trochę wina Yahiko, który nie zgodził się na wyjazd do Ameryki, chcąc pozostać w Japonii. A jego siostra nie chciała polecieć z rodzicami buntując się, że skoro jej braciszek zostaje, to ona też. Takim o to sposobem rudowłosy został w Japonii razem z siostrą pod opieką dziadka. Nigdy nie mówił im czy żałuje swojej decyzji, ale każdy z jego przyjaciół domyślał się, że były chwilę w jego życiu, kiedy naprawdę brakowało mu rodziców, i wtedy na pewno żałował, że z nimi nie poleciał.
- Ciepło dzisiaj – zmienił temat szarowłosy, patrząc na bezchmurne niebo. Deidara uśmiechnął się pod nosem, bo dobrze wiedział, że dał Hidanowi trochę do myślenia. Chociaż odrobinę do myślenia, to i tak dużo jak na Hidana. Może i lubił się bić, może i był chamski, nieposłuszny, buntowniczy, ale miał serce we właściwym miejscu. Tylko czasami o tym zapominał.

     Uczniowie schodzili się do szkoły i z każdą minutą przybywało ich coraz więcej. Jedni ruszali do sal lekcyjnych, drudzy na wuef, na sale gimnastyczną, inni wciąż jeszcze tłoczyli się przy szafkach na buty, albo na szkolnym dachu. Do rozpoczęcia pierwszej lekcji zostało jeszcze pięć minut, więc większość uczniów siedziało już w klasach. Sasori stał przed salą, w której zawsze miał lekcję. Stał i zastanawiał się co zrobić. Skoro już przyszedł do szkoły, to wypadało by tam wejść, najlepiej tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Postanowił olać tą całą aferę z tym przerobionym zdjęciem, ale nie było to takie łatwe jak mu się jeszcze wczorajszej nocy wydawało. Nabrał dużo powietrza do płuc i po chwili wypuścił je szybko. Odsunął drzwi wchodząc do klasy. Oczywiście prawie wszyscy na niego spojrzeli, ale on postanowił to zignorować. Zasunął za sobą drzwi i ruszył do swojej ławki. Usiadł w niej wyjmując zeszyt i piórnik z torby. Czuł na sobie wzrok innych, i choć go to wkurzało, nie reagował. Wlepił swój wzrok w widok za oknem, a dokładniej w budynek naprzeciwko, który był połączony łącznikiem z budynkiem w którym się znajdował. Tamten budynek to liceum. Uczyło tam wielu tych samych nauczycielu co tu, i wielu uczniów stąd szło tam do liceum. Uczniom nie można było przechodzić przez ten łącznik, chyba, że za zgodą nauczyciela, wtedy to co innego. Po chwili do sali wszedł profesor Asuma. Uczył ich fizyki. Był wyrozumiały, ale także wymagający. Nie lubił olewania prac domowych, bo zadawał je niezwykle rzadko, więc uważał, że od czasu do czasu mogli by się wysilić. Po sprawdzeniu obecności, zabrał się do tłumaczenia uczniom co to jest prawo Archimedesa. Wstał od biurku i zaczął chodzić po klasie.
- Piszemy – na to polecenie, rozległ się szelest otwieranych zeszytów. - Sześcian o boku równym 0,5 i gęstości 2000 kg/m do potęgi trzeciej został zanurzony w wodzie. Oblicz siłę wypadkową działającą na ten sześcian, wiedząc że... – i tak dalej. Gdy cała klasa przepisała zadanie dodał. - A teraz do roboty, kto zrobi podnosi rękę do góry, a ja sprawdzę – uczniowie wzięli się do pracy. Jednym szło to szybko, innym za to bardzo powoli. Sasori nie bardzo rozumiał o co tu chodzi. Trochę potrwało za nim wszystko sprowadził do wzoru, który znalazł na poprzednich kartkach zeszytu. Pierwszy uniósł rękę w górę Deidara. Profesor Sarutobi wskazał na niego, by ten przeczytał swoje zadanie. Długowłosy wstał, przeczytał dane i przeszedł do rozwiązania.
- Objętość sześcianu V równa się A  do potęgi trzeciej, V równa się 0,5 do potęgi trzeciej, równa się.. – i tak dalej. Trochę zajęło czytanie wszystkich danych, ale jak się okazało, Dei wszystko zrobił dobrze. Asuma spojrzał po klasie.
- Kto zrobił tak jak Deidara? - ponad połowa klasy podniosła rękę w górę, w tym Sasori. Nauczyciel spojrzał na chłopaka nie kryjąc zaskoczenia. Gdy tylko Sasori ujrzał jego wzrok na sobie, od razu opuścił rękę. Profesor podszedł do niego i wziął jego zeszyt do ręki. Przyjrzał się zadaniu.
- Wszystko dobrze, oprócz rozwiązania – odłożył jego zeszyt na ławkę. Sasori odwrócił wzrok. Przecież nie powie teraz, że podniósł rękę bo myślał, że uda mu się nabrać nauczyciela i dzięki temu, nie będzie sprawdzał gdzie popełnił błąd. Jednak wyszło zupełnie na odwrót.
- Chciałem być kreatywny.. - burknął pod nosem.
- Aż za bardzo. Ale dobrze, że się starasz – powiedział, po czym usiadł przy biurku, gdzie zaczął dyktować kolejne zadanie. Drzwi od klasy rozsunęły się, i stanął w nich profesor Iruka.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale... - powiedział do Sarutobiego, i rozejrzał się po uczniach. - Sasori, chodź ze mną – zawołał go gestem ręki. Czerwonowłosy wstał, nie bardzo wiedząc o co chodzi i czego od niego chce jego wychowawca. Ale bez gadania wyszedł z nauczycielem z klasy.
- Tak? - zapytał, po zasunięciu drzwi.
- Musisz pójść ze mną do pani dyrektor – powiadomił go, a on stanął jak wryty.
- Dlaczego? - zapytał po chwili. Przecież nic nie zrobił, a może coś się stało? Sam nie wiedział co myśleć.
- Zaraz się dowiesz, chodź – Bez zbędnego tłumaczenia ruszyli w stronę biura dyrektorki Tsunade. Sasori jeszcze nie był w tej szkole na dywaniku u dyrektora. Całą drogę zastanawiał się, co takiego zrobił, choć miał pewne przypuszczenia dlaczego zaprosiła go dyrektorka. Gdy znalazł się tylko w gabinecie dyrektorskim, poproszono go żeby usiadł na fotelu naprzeciw biurka Tsunade. Tak więc zrobił to o co go prosili. Siedział w ciszy czekając aż pani Tsunade skończy coś pisać. To wszystko trochę go stresowało, ta cisza, ta sytuacja.. Drapał palcem w podłokietnik fotela. Po chwili dyrektorka odłożyła długopis i spojrzała na chłopaka.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? - zapytała, patrząc na Akasune. Skąd mógł to wiedzieć? Głupie pytanie.. Postanowił się jednak wysilić, i pomyślał nad tym.
- Bo... uciekłem wczoraj z lekcji? - odpowiedział pytaniem, ponieważ nie miał pojęcia z jakiego powodu się tu znalazł, snuł tylko przypuszczenia.
- Nie. Chociaż jak tak dalej będziesz uciekać, to w końcu też się doigrasz. - Kobieta sięgnęła po komórkę która leżała na biurku, coś w niej poklikała i pokazała mu ją. - Chodzi o to zdjęcie – Sasori widząc tą okropną przeróbkę, która go tylko upokarzała, zamarł. W jednej chwili poczuł, jakby wszystko w głowie mu się poplątało. Czuł się zagubiony w tym wszystkim. Nie miał pojęcia, że nauczyciele będą widzieli to zdjęcie, do tego oskarżają jego za rozesłanie swoich nagich zdjęć, to podwójne upokorzenie, i do tego jak ma się z tego wytłumaczyć? Jeśli poskarży na Hidana to po nim, a on jeszcze nie zaczął uczyć się samoobrony.
- Sasori – zaczął Iruka. - Możesz wytłumaczyć, co to za zdjęcie? - Mężczyźnie ciężko było uwierzyć, że chłopak to zrobił. Ale z drugiej strony znał go tylko niedługo ponad miesiąc, nie mógł więc mieć stuprocentowej pewności.
- To przeróbka.. - rzucił cicho, wskazując głową na zdjęcie. - To nie moje ciało.. - to było najważniejsze, żeby im udowodnić, że to nie on nagi pozuje na zdjęciu. Przez chwilę nawet zaczął zastanawiać się, skąd Hidan wziął jego zdjęcie. Nie musiał długo myśleć, bo szybko zdał sobie sprawę, że wziął je z jego facebooka, dlatego też postanowił usunąć tam swój profil, którego i tak nie używa już od dobrych paru miesięcy.
- Wiem – odezwała się Tsunade. Kolor skóry na wklejonej głowie był trochę jaśniejszy niż resztę ciała. Mimo, że na pierwszy rzut oka nie widać nic podejrzanego, to dłuższym przyjrzeniu się, zdjęcie nie wydaje się oryginalne. - Ale dlaczego to zdjęcie zostało rozesłane? I czy ty to zrobiłeś?
- Nie wiem, nie - za dużo pytań, co miał jej powiedzieć. - Nie zrobiłem tego.. Ani tego zdjęcia, ani nie rozesłałem. - dodał dla wyjaśnienia.
- W takim razie kto? - dopytała. Musiała to wiedzieć. Taki bezczelny żart nikomu nie powinien ujść na sucho. Sasori wzruszył tylko ramionami. Iruka już wiedział dlaczego Akasuna poprzedniego dnia uciekł tak szybko ze szkoły, ale też domyślał się kto to zrobił, tak samo jak Tsunade, ale bez żadnych dowodów i bez potwierdzenia, nie mogli nikogo oskarżyć.
- Na pewno nie wiesz? - wtrącił Iruka. Akasuna milczał. - Jeśli nie powiesz, w szkole nie dadzą ci spokoju, nie lepiej to wszystko wyjaśnić? - nie chciał, by chłopak źle się czuł w szkole przez jakiś głupi żart, o którym i tak pewnie za miesiąc wszyscy zapomną, ale mimo wszystko winny nie może tak bez winy sobie chodzić.
- Tylko mi tu nie kłam – uprzedziła chłopaka Tsunade, gdy ten tylko otworzył usta by coś powiedzieć. Po tych słowach od razu je zamknął. - Wyczuwam kłamstwo na kilometr, więc takie metody nie mają szans – wyjaśniła. Sasori westchnął. Strasznie go tu męczą. Kolejne przesłuchanie.. nie podobało mu się to.
- A co jeżeli nie chce powiedzieć? - spojrzał na dyrektorkę spod byka, dumny ze swojego pytania, które według niego powinno zakończyć tą całą durną konwersację.
- Wtedy będziesz tu siedział dopóki nie powiesz – odpowiedziała kobieta. Plan Sasoriego nie wypalił, skrzywił się więc na jej słowa. Co prawda gdyby Tsunade była trochę młodsza i miała większy dekolt, mógłby tu z nią posiedzieć, bo cycki miała całkiem spore. Ale nie była w jego typie, o trzydzieści lat za stara.
- Sasori, to dla twojego dobra – ponownie głos zabrał profesor Iruka. - Może powinniśmy poinformować twoją babcię, może ona coś wie..
- Nie! - wyrwał nagle Akasuna. Spojrzeli na niego ciekaw dlaczego tak krzyknął. - Ee.. nic jej nie mówiłem. Proszę jej nie mówić.. nie chcę żeby się martwiła.. - Wolał by babcia myślała, że ma w szkole mnóstwo kumpli, może i była irytującą babcią, ale wiedział też, że troszczy się o niego najlepiej jak umie i bardzo się cieszyła myśląc, że Dei to jego kolega. Nie chciał psuć jej wyobrażenia o tym, że jest lubiany. Głupio się przyznać, że on, taki wysportowany i przystojny, stał się szkolnym wyrzutkiem.
- W takim razie powiedz, kto to zrobił - Tsunade wyczuła dobry szantaż, i postanowiła go wykorzystać. Nie rozumiała Sasoriego, który krył osobę, która się jawnie z niego naśmiewała. Może jest zastraszany i nie chce powiedzieć, tego też się dowie, jeśli tylko Sasori wyda osobę, która za tym wszystkim stoi. Po jeszcze krótkiej dyskusji, czerwonowłosy w końcu się poddał i w końcu powiedział kto jest jego oprawcą, i wcale nie było to dla nich żadną niespodzianką. Tak się spodziewali, że to Hidan. Sasori nie chciał mówić wiele, ale domyślili się, że nie tylko w ten sposób dokuczał chłopakowi.

     Trwała długa czterdziesto minutowa przerwa, w której to uczniowie mogli spokojnie zjeść lunch. Niektórzy przynosili go ze sobą, a inni chodzili na stołówkę. Na dachu siedziała trójka przyjaciół. Konan i Nagato, którzy zajadali tu swoje obento, przyniesione z domu. Chłopak miał zawsze jedzenie poukładane w przeróżne wzory, takie jak robi się małym dzieciom. Bardzo to śmieszyło jego przyjaciół, choć jak był mały to mu zazdrościli, że jego mama potrafi zrobić z ryżu, mięsa, ryb, wodorostów itd. postać z jakiejś bajki. Teraz byli już na to za duzi, mimo to mama Nagato lubiła to robić, a on jakoś specjalnie się nie sprzeciwiał. Nie chciał jej robić przykrości, i w ogóle mu nie przeszkadzało to, że ma śniadanie jak dzieciak z podstawówki.
- Kiedyś mój brat byłby zachwycony, gdyby moja mama umiała zrobić takiego baymaxa z ryżu... - stwierdziła Konan zaglądając do jego śniadaniówki. Brat Konan miał jedenaście lat i był bardzo poważny jak na swój wiek, ale jak miał sześć lat to bardzo płakał, że jego mama nie umie robić fajnych rzeczy ze śniadania, a jego koledzy mają wypasione jedzenie.
- Teraz jak widzę twojego brata, nie potrafię sobie go wyobrazić jak się bawi z kolegami w piachu. A przecież tak było. - starał się przypomnieć sobie chwilę spędzone z bratem Konan. Był poważniejszy od swoich rówieśników, kiedyś jeszcze parę lat temu wiedział co to zabawa.
- Jego interesują teraz tylko gry, albo fortepian.. - westchnęła. Przynajmniej wychodził z domu i był aktywny. Miała nawet wrażenie, że jej młodszy brat jest poważniejszy od niej. Chociaż czasami wychodziło z niego dziecko. Najczęściej gdy spał. Wyglądał wtedy słodko. - Tym zdjęciem go szantażuje gdy coś od niego chce – dziewczyna pokazała Nagato zdjęcia brata na telefonie, jak słodko śpi z rękami do góry, z nogami na poduszce, a z głową w nogach.
- Wygląda uroczo – stwierdził Nagato z lekkim uśmiechem. - Na prawdę jesteś straszna. Twój brat nie ma z tobą lekko – pokręcił głową z niedowierzaniem. On już dobrze wie co to znaczy być szantażowanym przez siostrę. Na dach w tym momencie wszedł Yahiko. Widząc Konan ucieszył się. Może teraz uda mu się z nią pogadać. Usiadł obok swoich przyjaciół.
- O czym gadacie? - zapytał otwierając swoją śniadaniówkę.
- O bracie Konan – wyjaśnił Nagato, a Konan nawet nie spojrzała na rudego.
- O Junpeiu? Co tam u niego? - zwrócił się do niebieskowłosej, ale ona tylko wstała z miejsca.
- Idę – oznajmiła. - Nagato, do zobaczenia na lekcji – uśmiechnęła się do niego ciepło, aż Yahiko poczuł się zazdrosny. Ten uśmiech powinien być przeznaczony dla niego. Odprowadził ją wzrokiem do wyjścia z dachu, po czym głośno westchnął.
- Co ja mam zrobić, żeby zwróciła na mnie uwagę? - był załamany. Próbował już naprawdę wielu rzeczy. Przepraszał ją aż trzy razy. Raz w esemesie, raz jak był u niej w domu, a raz w szkole. Był dla niej miły i przestał dokuczać Sasoriemu. Co prawda teraz wyszła sprawa z tym nagim zdjęciem, więc jego też o to podejrzewała, choć nie maczał w tym swoich palców.
- Daj jej trochę czasu – Nagato należał do tych cierpliwych ludzi, to też łatwo mu było rzucać takie słowa. Niestety Yahiko nie był cierpliwy.
- Dałem jej już naprawdę dużo czasu. Jak tak dalej pójdzie to... stracę ją na zawsze – spuścił głowę. Na samą myśl o tym przytłaczało go przygnębienie.
- Przesadzasz.. na pewno ci wybaczy. Znacie się od przedszkola. - wiedział co jego przyjaciel czuł do dziewczyny. Wiedział też, że nie wyznał jej tej miłości, bo bał się odtrącenia, więc postanowił ją kochać nie mówiąc jej o tym. Dzięki temu on nie zostanie zraniony, a ona nie poczuje się zakłopotana jego wyznaniem, bo spodziewał się i takiej reakcji. Mimo to Yahiko teraz zastanawiał się, czy jakby wyznał jej miłość, być może nie musiał by być o nią zazdrosny i cała ta sytuacja z Sasorim nie miałaby miejsca.
- To nic nie znaczy. - zaprzeczył niemalże natychmiast. - Muszę coś wymyślić, żeby przestała traktować mnie jak powietrze – drapiąc się palcem po policzku i mrużąc oczy, myślał nad nową strategią.
- Daj sobie z tym spokój – Nagato nie mógł w to uwierzyć. Ten chłopak tak bardzo jest natarczywy, że tylko pogarsza sprawę. - Gwarantuję Ci, że ona ci wybaczy, tylko przestań za nią łazić.
- To co mam zrobić? - był otwarty na propozycje, zwłaszcza, że nic nie przychodziło mu do głowy.
- Zostaw ją w spokoju... chociaż na parę dni – zaproponował przyjacielowi. Yahiko intensywnie myślał nad jego pomysłem.
- Dobra, ale pod warunkiem, że z nią pogadasz.
- Haa? - zdziwił się tym co powiedział. - Dlaczego?
- Ponieważ musisz ją do mnie przekonać – powiedział samemu sobie potakując, czując jaki to genialny plan.
- Czego nie zrozumiałeś ze słów, zostaw ją w spokoju?
- No błagam cię – złożył ręce jak do modlitwy. Prosił i prosił, ale Nagato cały czas starał się go przekonać, że chwila odpoczynku od niego dobrze zrobi Konan, bo jest zbyt nachalny. Jednak rudowłosy nie przestawał prosić. Padł nawet na kolana. - Błagam! - Nagato czuł się zmieszany, nie spodziewał się, że ten przed nim klęknie.
- Przestań... ludzie patrzą.. - powiedział do niego, lekko się rumieniąc. Jeszce pomyślą, że go za coś przeprasza i wezmą go za łobuza. - Dobra, dobra. Pogadam z nią. - powiedział widząc, że Yahiko nie ustępuje.
- Dzięki! - rzucił się kumplowi na szyję. Nagato stwierdził, że jest za bardzo uległy. Ta cecha wkurzała go u siebie. Lubił pomagać przyjaciołom, ale czasami chciałby być bardziej stanowczy. Jego przyjaciele wiedzą, że mimo iż powie „nie”, prędzej czy później ulegnie, i rudowłosy właśnie to wykorzystał. Nagato odepchnął od siebie przyjaciela, widząc jak parę uczniów wciąż wlepia w nich swój wzrok. Najpierw przed nim klęknął, teraz rzuca mu się na szyję... to w oczach innych mogło wyglądać dwuznacznie.

     Za szkolnymi oknami zaczęło się chmurzyć. Ciemne chmury pokryły, jeszcze przed chwilą czyste błękitne niebo. Choć było po godzinie piętnastej, wydawać by się mogło, że już zaczyna się ściemniać i zaraz zapadnie zmrok. W klasie zrobiło się ponuro, przez szarość która wpadała przez okna. Jeszcze rano, nikt nie pomyślałby, że tego dnia będzie padać. Pogoda była taka nie przewidywalna, taka gwałtowna i czasami niebezpieczna. To właśnie urzekało Hidana, który podparty na ręce gapił się w stronę okien. Nie przeszkadzał mu deszcz, nawet go lubił. Miał wrażenie, że deszcz oczyszcza go ze wszystkich trosk. Nigdy nie ucieka przed kroplami spadającymi z nieba. Często przyjaciele śmieli się z niego, że jest stuknięty, bo woli zmoknąć niż schować się pod dachem. On czuł, że chłodne krople deszczu spadające na jego ciało, leczą mu rany. Może to tylko jego wyobraźnia, ale mu to pomagało. Czasami myślał nad swoim życiem i za każdym razem dochodził do wniosku, że wcale nie żyje mu się najgorzej. Czy mogło być lepiej? Oczywiście. Ale czy ma prawo narzekać? W końcu, to z jego winy jest tak jak jest. To dlatego, że milczy. Po chwili dzwonek oznajmił koniec lekcji, i wszyscy poderwali się na ten dźwięk. Hidan zarzucił torbę przez ramię i skierował się do wyjścia.
- Hidan – zaczął profesor Iruka, z którym mieli teraz lekcję. - Ty zostań. - Chłopak przez chwilę zastanawiał się, dlaczego nauczyciel go zatrzymał. Czyżby zauważył, że nie uważał na lekcjach? Nie wiedział. Nie pytał jednak o nic i po prosu został. Sasori, doskonale zdawał sobie sprawę dlaczego Iruka kazał mu zostać, i na całe szczęście nie zatrzymał również jego. Szybko ulotnił się z sali, bo jeżeli się wyda, że wsypał siwego, to czuł że może być z nim nieciekawie. Nie chciał jeszcze tego dnia ryzykować własnym życiem. Zdjął swoje szkolne buty, po czym otworzył szafkę i wyjął z niej swoje trampki i schował tam te buty które przed chwilą zdjął. Trampki były już trochę znoszone, ale wciąż były dobre. Pamiętał, jak prosił mamę, by mu je kupiła. Na początku nie chciała bo uważała, że są za drogie, i że nie będzie płacić tyle pieniędzy za zwykłe trampki. Ale w końcu dała się przekonać. Za co był jej ogromnie wdzięczny. Kupił trochę za duże, jednak teraz były już w sam raz. Po tym jak już zawiązał swoje najukochańsze buty, wyszedł ze szkoły. Ale nim zdążył przekroczyć jej teren, duże krople deszczu zaczęły spadać na ziemię. Zatrzymał się i spojrzał w niebo z którego padało coraz więcej kropel. Nie lubił deszczu.. był taki smutny i ponury. Miał już dosyć smutków. Chciał widzieć słońce, które daje nadzieję, które daje mu powód do radości. Słońce.. które sprawia, że chce mu się żyć. Nie mógł jednak pozwolić, żeby deszcz zniweczył jego plany. Do domu miał blisko, ale to nie do niego zamierzał teraz iść. Stał tylko chwilę, a już był prawie cały mokry. Ruszył z miejsca biegiem, kierując się w przeciwną stronę, od jego domu.
Gdy tylko wszyscy wyszli z sali, profesor Iruka, zasunął drzwi i spojrzał na Hidana, który to zasiadł sobie przy biurku, na jego krześle. Nie skomentował tego jednak, on i tak nie zamierzał siadać, tak więc nie miał nic przeciwko. Szarowłosy dłubał paznokciem w małym odprysku w biurku. Wyglądał na zupełnie beztroskiego, jakby był niewinny.
- Hidan. - słysząc swoje imię, spojrzał na wychowawcę. - Zgadnij dlaczego kazałem ci zostać. - Może chłopak sam się przyzna.
- Nie wiem - szarowłosy wzruszył tylko ramionami. Nie miał pojęcia czego nauczyciel od niego chce. Tyle rzeczy już zrobił, że nawet niektórych nie pamiętał. Iruka mógł na niego nawrzeszczeć za jedną z tych rzeczy, ale niech nie oczekuje, że on będzie pamiętał wszystkie swoje występki. To niemożliwe.
- A powinieneś widzieć – wyjął z kieszeni telefon i pokazał mu to, co wcześniej dyrektorka Sasoriemu. Tego się Hidan najmniej spodziewał, choć akurat to dobrze pamiętał.
- Już widziałem to zdjęcie – rzucił, przenosząc wzrok ze zdjęcia na wychowawcę.
- Wiem, że widziałeś. W końcu ty je zrobiłeś. - padł oskarżycielski cios i to wypowiedziany stanowczym tonem. Piętnastolatek nie był zadowolony z takiego oskarżenia, nawet jeżeli była to prawda.
- Nie jestem gejem.. nie robię facetom nagich zdjęć - czuł, że wpadł w kłopoty, mimo to postanowił się bronić i udawać, że nie wie o co chodzi.
- Nie wnikam w twoją orientacje, ale gołym okiem widać, że to zwykła przeróbka – rzucił to tak lekko i lekceważąco, że Hidan zmarszczył brwi. Ten facet podważa jego umiejętności przerabiania zdjęć.
- Ja bym się nie zorientował. Trzeba mieć talent żeby...
- Przestań kręcić – przerwał mu, opierając się obiema rękami o blat biurka wbijając wzrok w Hidana. - Oboje wiemy, że ty to zrobiłeś. Nie oszukasz mnie, bo ja już znam prawdę. - patrzył nieugiętym spojrzeniem na chłopaka.
- Cholerny kapuś.. - wycedził przez zęby, mając na myśli Sasoriego.
- Tym razem posunąłeś się już za daleko. Na za dużo sobie zaczynasz pozwalać – mówiąc to podszedł do pstryczka i zapalił światło, bo w sali było za ciemno. - Znosiliśmy cię w tej szkole tak długo jak mogliśmy. Staraliśmy się zawsze ci pomóc, a gdy do szkoły przychodziły na ciebie skargi, zawsze cię broniliśmy, z nadzieją, że wreszcie przestaniesz się wydurniać. - Hidan nawet nie śmiał przerywać profesorowi, choć miał na to wielką ochotę. Wkurzało go to, że musi słuchać tych wszystkich kazań na swój temat. Miał ochotę wstać i wyjść, ale nie był aż takim głupcem, by pogorszyć sprawę, która i tak wydawała się nieciekawa.
- Niestety Hidan.. - kontynuował nauczyciel, a Hidan w tym momencie spodziewał się jakiejś kary. - Niestety ale będziesz musiał opuścić tę szkołę. - Chłopak zdębiał, wbijać otępiały wzrok w nauczyciela. Spodziewał się kary, ale nie takiej.
- Jak to.. opuścić? - miał wrażenie, że się przesłyszał. - Czyli że.. zostałem wyrzucony? - Mimo, że zrobił tak wiele głupich rzeczy nie mógł w to uwierzyć. A może właśnie dlatego, że zrobił tak wiele głupot i zawsze mu darowali, tym razem nie mógł uwierzyć.
- Dokładnie.. Taką decyzje podjęła pani dyrektor. Skoro się nie poprawiasz, a coraz bardziej stajesz się nieznośny, więc.. jest to jedyne wyjście – cały czas bacznie obserwował Hidana, patrząc na jego reakcję.
- Ale.. kto powiedział, że się nie poprawię – Nie ma mowy żeby wywalili go z tej szkoły. Miał tu kumpli, a i nauczyciele byli całkiem wyrozumiali.. zazwyczaj. Do tego... jego mama nie będzie z tego powodu zadowolona. Nie chciał dawać jej powodów do zmartwień... ani do tego by mogła na niego nakrzyczeć.
- Nigdy nie starałeś się poprawić, dlaczego teraz miałbyś? - Chłopak zacisnął pięść. Dlaczego miałby teraz? To było logiczne, bo grożą mu wyrzuceniem, a nigdy tego wcześniej nie robili.
- Bo czuję, że mogę – silił się na opanowany ton, ale w rzeczywistości naprawdę się tym przejął. Wywalenie ze szkoły to poważna sprawa, zwłaszcza jak mieszka się z kimś, kto nie lubi jak się na niego w szkole skarżą, a co dopiero jak go wywalą.
- Trudno mi w to uwierzyć. Upokorzyłeś Sasoriego. Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę co mu zrobiłeś? - wątpił, by chłopak zastanawiał się nad tym jak będzie czuł się Sasori, ale wiedział też, że Hidan potrafi zrozumieć uczucia innych, tylko to zazwyczaj musi trochę potrwać.
- To miał być żart.. - wbił wzrok w podłogę. Aż go telepało od środka, nie znosił znajdywać się w takiej sytuacji, gdzie musiał być pokorny i uległy. Choć wiedział, że taka sytuacja tego wymaga, cały czas powstrzymywał się by nie powiedzieć czegoś czego będzie żałował, by nie wstać i nie kopnąć w biurko, by nie uciec stąd.
- To miał być żart? - zadziwił się, a jednocześnie prawie roześmiał. Lecz po chwili spoważniał. - Żart z którego nie śmieje się osoba, która padła ofiarą żartu, nie jest śmieszny.
- Skąd mogłem wiedzieć? - zapytał retorycznie. Zapadło chwilowe milczenie. Iruka patrzył na niezadowoloną minę swojego wychowanka, i westchnął w duchu. Był to trudny chłopak. Otworzył szufladę biurka i wyjął z niej jakiś dokument.
- Myślę, że twoi rodzice nie będą zadowoleni, jak dostaną potwierdzenie, że zostałeś usunięty z tej szkoły na zawsze – wziął długopis i przyłożył do kartki. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - uniósł wzrok na Hidana.
- Nie chciałem.. - to w jego języku znaczyło to samo co przepraszam. Niestety większość osób nie odbierało tego w ten sam sposób.. jak na złość.
- To wszystko? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, zaczął coś zapisywać na dokumencie.
- Nie! To znaczy... jeszcze coś.. - sam nie wiedział co, ale musiał coś szybko wymyślić, jednak jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Iruka oderwał długopis od papieru i znów spojrzał na ucznia. - No... ten.. - drapał się w tył głowy. Tak trudno było mu powiedzieć, że aż nie wiedział jak się do tego zabrać. - Proszę o jeszcze jedną szanse – wypowiedział szybko, jakby parzyły go te sowa. „Proszę” takie trudne słowo. Odetchnął w duchu, że udało mu się to powiedzieć.
- Jesteś pewny, że nie będziesz już więcej dokuczał?
- Tak, jestem pewny, że nie będę już więcej dokuczał Sasoriemu – powtórzył nieco zmieniając wersję. Był wstanie odpuścić sobie znęcanie się nad Sasorim, choć było tak fajnie.
- Nie zrozumieliśmy się. Masz obiecać, że nie będziesz już więcej sprawiał problemów w ogóle. - Hidan zagryzł dolną wargę. Czego on od niego wymaga? To niemożliwe, on tak nie potrafi.
- To za dużo – stwierdził po kilku pólminucie myślenia nad tym.
- W takim razie.. - Profesor wrócił do pisania.
- Okej. - przerwał szarowłosy. - ...Postaram się – wydusił z siebie. Jego wychowawca, taki dobry człowiek, a taki szantażysta. Nigdy by się nie spodziewał tego po nim. Musi się uważniej przyglądać ludziom, bo się okazuje, że ich nie zna.
- No dobrze. Porozmawiam z panią dyrektor, myślę, że jakoś uda mi się ją przekonać. - Chłopak słysząc te słowa wstał z zamiarem pójścia sobie. - Ale nie myśl sobie, że puszcze cię bez żadnych konsekwencji. - Hidan skrzywił się na te słowa. - Siadaj. - Zrobił jak kazał. - wziął z biurka inną karteczkę, przygotowaną już wcześniej i podał ją chłopakowi. - Niech ktoś z twoich rodziców wstawi się jutro u mnie o szesnastej. A żebym miał pewność, że pokazałeś tę kartkę, masz ją przynieść podpisaną. Rozumiesz?
- Pewnie.. – Wcale mu się to nie podobało.
- Jeśli jednak tego nie zrobisz, to twoi rodzice będą mogli się jutro spodziewać telefonu ode mnie. - A niech to! Przejrzał go.
- Moja mama zgubiła telefon i nie ma jeszcze nowego – sam się sobie dziwił, że takie głupie wymówki przychodzą mu do głowy. Na prawdę mógłby się wysilić na coś lepszego.
- To zadzwonię do twojego taty – Nie nabierze się na to słabe kłamstwo.
- Po co? Mój tata nie mieszka ze mną. - Nie przyjechał by tylko po to, żeby sobie pogadać z nauczycielem o jego złym zachowaniu.
- Mówię o twoim drugim tacie..
- To nie jest mój ojciec. - wszedł mu w słowo z podniesionym tonem. Nie lubił jak go tak nazywali. Nie można mieć dwóch ojców.
- W porządku. Ale wiesz o kim mówię. - Wiedział, że Hidan nie przepadał za swoim ojczymem, choć nie miał pojęcia dlaczego tak jest. Widział tego mężczyznę parę razy, i rozmawiał z nim nie raz. Wydawał się miłym i dobrym człowiekiem. Widząc, że chłopak nie jest skory do dalszych rozmów postanowił na tym skończyć – Oprócz tego będziesz miał prace społeczne w każdą sobotę, przez miesiąc. I publicznie przeprosisz Sasoriego na apelu. A teraz jesteś już wolny. - Hidan nie był zadowolony z takiej kary. Mimo to zacisnął zęby, nie chcąc już nic mówić, jeszcze wpadłby w większe kłopoty, bo powiedziałby za dużo. Wstał i wyszedł bez słowa. Nie rzucił nawet cichego do widzenia. Prace społeczne go dobijały, ale publiczne przeprosiny były jeszcze gorsze. Iruka patrzył za nim chwilę. A jednak zależy mu na tym by nie wylecieć ze szkoły. Miał nadzieje, że wziął sobie do serca jego ostrzeżenie i że faktycznie będzie się starał nie przysparzać problemów. Gdyby tylko wiedział, że wstawił się za nim u dyrektorki i poprosił by dała chłopakowi jeszcze szanse na poprawę... Gdyby tylko wiedział, na pewno poczułby się wyjątkowo i niczego by się nie nauczył.

     Czerwonowłosy cały przemoczony stał przed komisariatem, oddychając ciężko. Połowę drogi przebiegł, a wcale nie miał blisko. Deszcz ciągle padał, ale dla niego nie miało to już najmniejszego znaczenia, bo i tak był przemoknięty do suchej nitki. Miał zamiar tam wejść, ale wspomnienia związane z jego ostatnim pobytem tutaj, tylko mu to utrudniały. Nie mógł się jednak poddać po tym jak przebiegł taki kawał drogi w strugach deszczu. Zrobił pierwszy krok, ku dużym szklanym drzwiom, a potem było już łatwiej. Wszedł do środka komisariatu i stwierdził, że nic się nie zmienił od tamtej pory. Te same zielonkawe ściany, ta sama recepcja, te same schody na górę i krzesełka stojące przy ścianie. Podszedł więc do informacji, gdzie siedział mężczyzna w policyjnym stroju.
- Przepraszam.. - zaczął, by zwrócić na siebie uwagę. Policjant podniósł spojrzenie znad kartki, na chłopaka. Mężczyzna od razu poznał chłopaka. Tamtego dnia, również siedział w informacji. O sprawie morderstwa jego rodziców, słyszał cały komisariat.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytał miło. Był ciekaw dlaczego chłopak znowu tu przyszedł, czyżby coś się stało? Z drugiej strony nie wyglądał na przestraszonego, więc wykluczył ten powód.
- Chciałbym... - zastanowił się jak to ująć. - Mam sprawę do Inspektora Hatake – oznajmił po chwili.
- Do Inspektora Hatake tak? - uśmiechnął się pod nosem. A to ciekawe, dlaczego ten dzieciak chce się spotkać z Kakashim. Myślał, że po spędzeniu tygodnia w domu siwowłosego, będzie miał go już dość. - Niestety.. nie ma teraz Inspektora Hatake.
- A kiedy będzie? - domyślił się, że pewnie jest w pracy w terenie. Pewnie znowu ratuje komuś życie, albo prowadzi jakieś śledztwo. Paskudna robota, nie potrafiłby tak. Nie zniósł by widoku martwych ciał, nie zniósłby nieprzespanych nocy i tej całej papierkowej roboty.
- Cóż... może przyjść za godzinę, albo za cztery godziny. Nie wiadomo. - Niestety ta praca nie miała ustalonego limitu czasowego. Sasoriemu nie bardzo to odpowiadało. Nie lubił czekać. Mimo to, nie zamierzał też wracać do domu z niczym.
- To ja poczekam – po tych słowach usiadł na krzesełku. Dobrze pamiętał w którym miejscu siedział te trzy miesiące temu, dlatego usiadł zupełnie na innym. Jakby to miało jakieś znaczenie. Policjant nie miał nic przeciwko temu, że chłopak chce sobie poczekać, jednak obawiał się, że Hatake nie wróci za szybko.
- Jesteś pewien, że chcesz czekać? Możesz przyjść jutro. Jutro powinien być tutaj cały czas. - zapytał wychylając się zza lady.
- Poczekam – zapewnił go. Pewnie gdyby poszedł do domu, babcia kazałaby mu się uczyć, a tak to jej pozmyśla, że został w szkole... albo coś innego wymyśli. Cholera! Znowu zapomniał o korepetycjach... Tak bardzo był podekscytowany swoimi zamiarami pójścia na komisariat, a jednocześnie bardzo chciał ulotnić się z klasy gdy Hidan w niej został, że zupełnie o tym zapomniał. Miał nadzieję, że Iruka nie będzie miał nic przeciwko.. Na prawdę nie chciał tych korepetycji. Zwłaszcza, że Deidara ostatnio mu wszystko wyjaśnił, i musiał przyznać, że całkiem dobrze potrafi tłumaczyć. Nie uszło uwadze policjanta w recepcji to jak chłopak jest przemoknięty. Wręcz z niego kapało. Gdyby wyżymać jego ubrania, można by było napełnić nimi wannę. Takie przynajmniej odnosił wrażenie. Chłopak mógł się przeziębić od siedzenia w takim przemokniętym stanie. Powinien zdecydowanie udać się do domu, a nie przychodzić ze szkoły prosto na komisariat w tak ulewny dzień. Akasuna nie czuł się komfortowo w mokrym ubraniu, ale przecież się tutaj nie rozbierze. I nie miał też nic na zmianę. Im dłużej czekał, tym bardziej mu się nudziło, a co gorsza z każdą minutą było mu coraz zimniej, mimo iż na komisariacie było ciepło. Kręcący się tu ludzie, prawie nie zwracali na niego uwagi. Czasami ktoś zerknął dziwiąc się co taki przemoczony chłopak tu robi? Czyżby zgarnęli go z ulicy? Taki młody a już wylądował na policji. Nikt tego nie mówił na głos ale Sasori pozwolił sobie na interpretacje tego co widział w spojrzeniach paru osób. Po godzinie czekania zaczął grać na telefonie, choć baterii mu niewiele zostało, to próbował jakoś zabić nudę. Jednak i bateria po jakimś czasie padła, a on znów zaczął się nudzić. Ubranie było prawie suche, ale jemu wciąż było zimno. Może dlatego, że jego włosy jeszcze nie do końca wyschły, a nogawki i rękawy wciąż były mocno wilgotne. Co chwilę patrzył na zegarek wiszący na ścianie. Przez co miał wrażenie, że czas leci bardzo wolno, prawie że stoi w miejscu. Tak minęło mu półgodziny. A dla niego było to najdłuższe półgodziny w życiu. Drzwi od komisariatu otworzyły się po raz kolejny tego dnia. I w końcu wszedł przez nie Inspektor Hatake, jak i paru innych policjantów. Sasori odetchnął widząc go. Był już wstanie się poddać, gdyby nie było go jeszcze przez chwilę, poszedłby do domu. Kakashi minął Sasoriego nawet na niego nie zerknąwszy. Czyżby go nie zauważył? A może zrobił to specjalnie? Zawsze był taki złośliwy... z tego co pamiętał.
- Kakashi – zawołał go policjant z recepcji. Hatake zatrzymał się i spojrzał na kolegę. - Masz gościa.
- He? Ja? - wskazał na siebie palcem, nie będąc pewnym czy się przesłyszał, w końcu nigdy nie miał gościa. Sasori wstał i podszedł bliżej lady.
- Tak ty – uśmiechnął widząc jego reakcję. Po czym wskazał wzrokiem na Akasune. Kakahi powędrował za jego wzrokiem, i odwracając się za siebie ujrzał Sasoriego. Jego spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji, patrzył chwilę na dzieciaka, po czym znów odwrócił się do kolegi.
- Jakiego gościa? Nikogo tu nie widzę. - Sasori zmarszczył brwi na te słowa. Zupełnie go olał.
- Daj spokój.. Ma do ciebie sprawę – zaczął mówić półszeptem. - Nie przychodził by tu gdyby nie było to nic ważnego. Pogadaj z nim. - Hatake ponownie spojrzał na Sasoriego, który wlepiał w niego swoje spojrzenie. Nie miał pojęcia dlaczego dzieciak przyszedł do niego, i raczej nie dowie się jeśli nie zapyta, choć szczerze, prawie w ogóle go to nie interesowało. Podszedł do czerwonowłosego.
- Co jest? - zapytał na odwal się.
- Chciałem.. - rozejrzał się dookoła. Jakoś głupio było mu go o coś prosić przy kręcących się tu ludziach. - ..pogadać.
- O czym? - To go zaczynało zastanawiać. O czym ten prawie obcy mu dzieciak chciałby rozmawiać z nim? Czyżby o zabójcy swoich rodziców? To miało by jakiś sens, zwłaszcza, że jeszcze go nie złapali, a śledztwo wciąż trwa. Ale czy chciałby rozmawiać o kimś, kto tak bardzo go zranił, odbierając mu jedyne osoby, które kochał? Szybko przestał się nad tym zastanawiać, patrząc na Sasoriego masującego sobie kark.
- Ale nie tutaj – dodał po chwili. Ten dzieciak stawia mu jeszcze jakieś żądania. Nie dość, że poświęca mu cenną chwilę swojego życie, to jeszcze śmie żądać.
- Dobra, chodź – jednak ustąpił. Nie będzie się przecież kłócił z dzieckiem, jakby to wyglądało. Musiał jednak przyznać, że ten dzieciak trochę urósł przez te parę miesięcy i do tego jego głos zaczynał się zmieniać. Rozbrzmiewał lekką chrypą, ale zdecydowanie nie była to chrypa chorobowa. Gdy spotkał go ostatnio w szkole, nie zauważył tego. Udali się obaj do biura Kakashiego. Sasori rozejrzał się po biurze. Na wielkość było podobne do biura Minato, w którym również kiedyś był. Stały tu dwa biurka, w tym że jedno było zagracone różnymi rzeczami i raczej nie było używane od dawna.
- No więc... o co chodzi? - zapytał zdejmując swój szary płaszcz. Sasori milczał. To było trudniejsze niż myślał. Nie tak łatwo powiedzieć proszę, więc zdecydowanie nie powie tego słowa. A przynajmniej nie ma zamiaru.
- Naucz mnie jak się bić – wypalił tak nagle, że aż Kakashi, który zmierzał do swojego biurka, zatrzymał się i nie kryjąc zdziwienia spojrzał na Sasoriego. Chłopak trzymał zaciśnięte pięści w nadziei, że ten siwowłosy facet zgodzi się go uczyć.
- O czym ty mówisz...? - rzucił lekko, i kontynuował swą podróż do biurka. Usiadł na swoim wygodnym fotelu i wyjął z szuflady papiery, które miał dzisiaj przejrzeć, było ich dosyć sporo.
- Mówię o tym, żebyś nauczyć mnie, jak się bić – mówił to z lekkim skrępowaniem, bo nie było mu łatwo przyznać się do tego, że nie potrafi robić tego, co większość chłopaków ma we krwi.
- Zapisz się na jakieś lekcje, jestem pewny, że w szkole macie tego typu zajęcia. Dlaczego ja miałbym cię uczyć? Nie mam na to czasu – Teraz powinien za to wszystko obwiniać Minato, bo to on mu kazał pójść do szkoły, gdzie uczy się ten dzieciak. Na pewno przez to, że widział go jak pokazuje sztuki samoobrony, przylazł tu teraz do niego prosić go o taką rzecz.
- Bo... ty. - Nie bardzo miał ochotę tłumaczyć mu dlaczego.
- Beznadziejny argument.. Odmawiam. - rzucił, po czym sięgnął po długopis i zaczął coś zapisywać na kartkach papieru, wyjętych z szuflady. Akasuna zacisnął mocniej pięści. Co miał zrobić, żeby ten facet mu pomógł. Doskonale zdawał sobie sprawę, że może pójść na nauki do szkoły, ale przecież nie mógł pozwolić, by Hidan miał z tego satysfakcję, ani żeby wiedziała o tym babcia.
- Co ci... co.. panu szkodzi? - zapomniał, że ostatnio w szkole upominał go o to, by nie mówił do niego na ty. Być może dlatego mu odmówił.
- Po prostu odmawiam. Czy to ci nie wystarcza? - zapytał nawet na niego nie zerkając. Dlaczego dzieciak chce by go uczył akurat on? Nigdy nikogo nie uczył się bić. Właściwie zastanawiał się czy da się tego nauczyć. Albo się umie albo nie.
- Nie. - odpowiedział buntowniczym tonem i podszedł do biurka. Nie chciał tak łatwo rezygnować, choć już czuł się na przegranej pozycji. Z dorosłymi nie tak łatwo wygrać.
- To ja nic na to nie poradzę – zerknął na niego, gdy ten podszedł do biurka. Sasori stał długą chwilę w ciszy przyglądając się co Kakashi robi. Inspektora trochę to irytowało, ale lepiej jak się gapił, niż jak coś mówił. Właściwie to mógłby sobie już pójść.
- Dlaczego.. dlaczego nie chcesz mi pomóc? Wtedy mi pomagałeś.. - zapytał cały czas patrząc na dokumenty leżące na biurku. Jak miał go przekonać? Z tego co pamiętał, facet był nieugięty i tak samo uparty jak on, to też nie zawsze łatwo było im się dogadać. Kakashi przerwał pisanie i spojrzał na czerwonowłosego.
- Wtedy, miałem ku temu powód.. Byłeś naszym świadkiem i strasznie ryczałeś, że nie chcesz iść do domu dziecka, więc nie miałem innego wyjścia
- Więc tylko dlatego mi pomogłeś? Bo byłem waszym świadkiem? - Nie podobało mu się to, a już na pewno nie stwierdzenie, że strasznie ryczał... ale postanowił udać, że tego nie słyszał. Hatake zauważył w jego oczach smutek i ból, a przecież nie powiedział mu nic złego.. chyba. Niestety nie miał serca z kamienia, toteż nie mógł tego tak zostawić.
- Nie tylko dlatego.. Prosiłeś mnie o to, pamiętasz? Więc się zgodziłem. Nie musiałem co prawda..
- To dlaczego teraz się nie zgodzisz? - wbił spojrzenie pełne nadziei w siwowłosego. Mężczyzna westchnął. Jego upartość była nie do zniesienia.
- Po co ci to? Dlaczego chcesz się nauczyć bić? I dlaczego ode mnie? - zasypał go pytaniami. - Wierz mi, nie jestem żadnym Brucem Lee.
- Wiem o tym.. Ale tylko ty możesz mnie nauczyć. Nie chcę się zapisywać na zajęcia w szkole.. ani nigdzie indziej.. Tam trzeba płacić.
- A więc to dlatego.. - potraktował go jak darmową taryfę.. A już myślał, że uważa go za silnego.
- Chcę się stać silniejszy, po prostu. - Nie wdawał się w szczegóły.
- Dlaczego? - jednak Kakashi był nieugięty. Chciał wiedzieć, co go tak naszło by stać się silniejszym. Jeszcze parę miesięcy temu nic o tym nie wspominał.
- Bo chcę – stał uparcie przy swoim. Nie chciał się zwierzać.
- To nie jest odpowiedź. - Akasuna nie chciał się chwalić tym, że parę razy dostał po ryju od Hidana. To było upokarzające. Dlatego też milczał, nie odpowiadając nic. - W takim razie nie mogę ci pomóc – stwierdził po chwili, wracając do swoich papierów.
- A jak ci będę płacił sto jenów? - zapytał energicznie.
- Nie przyjmuję łapówek. Po za tym co ja sobie kupię za to sto jenów? Paczkę chusteczek do nosa? - Co on go szantażuje taką sumą? To się nawet najbardziej chytry na kasę człowiek na to nie skusi.
- Możesz co innego. Tyle kosztują prezerwatywy. - Gdyby Kakashi miał teraz w ustach picie to na pewno by je wypluł albo by się nim udławił. Spojrzał na Sasoriego zaskoczony tym co ten dzieciak wygaduje.
- Hej... nie pozwalaj sobie na za dużo.. Po za tym skąd ty wiesz ile kosztują prezerwatywy? - zapytał retorycznie, bo chyba wolał nie wiedzieć. I dlaczego zaproponował sumę za którą można kupić prezerwatywy? Czyżby uważał, że w wolnych chwilach robi właśnie to. A może na odwrót, może sądzi, że właśnie ma tego za mało.. Czy warto zagłębiać się w myśli czternastolatka? Chyba raczej sobie odpuści, bo obawiał się że dojdzie do nieciekawych wniosków.
- Widziałem w sklepie – Czy to nie oczywiste? Przecież takie rzeczy sprzedają prawie wszędzie. Nie trudno zauważyć.
- Tak czy inaczej – zmienił temat. - Jeśli nie dowiem się dlaczego chcesz stać się silniejszy, nie pomogę ci.
- A więc się zgadzasz? - zapytał wychwytując słowa pomogę ci.
- Chyba coś powiedziałem.. - ten dzieciak w ogóle go nie słucha. To wkurzające. - NIE pomogę ci, jeśli nie powiesz mi dlaczego chcesz być silniejszy – powtórzył dokładniej.
- A jeśli powiem to mi pomożesz?
- Zobaczymy. - Sasori zastanawiał się przez parę minut, czy warto mu o wszystkim powiedzieć. Nie czuł takiej potrzeby, do tego nie chciał być już zupełnie uważany za kogoś słabego.
- Po prostu.. Nie chcę być słaby bo... nie za bardzo mnie lubią.. Chciałbym nauczyć się bić, albo chociaż bronić... tak na wszelki wypadek. - Odpuścił sobie wspominanie o tym, że już dostał po twarzy.
- Grozi ci ktoś? - zapytał dla pewności. W końcu trochę dziwna była chęć nauki samoobrony tylko z powodu tego, że ktoś go nie lubi.
- Czy to ważne? Pomożesz mi czy nie? - postanowił przejść do sedna, miał dość gadania o sobie, choć nie robił tego za długo.
- Dobrze, że mam wybór, bo już myślałem że sam zadecydowałeś. Pomyślmy.. - zastanowił się nad jego pytaniem, które brzmiało dla niego jak rozkaz.
- Proszę! – rzucił w obawie, że usłyszy „Nie”. Hatake spojrzał na niego zdumiony tym co usłyszał. To musiało być dla niego trudne, skoro dopiero teraz powiedział „proszę”. Mógł to przecież zrobić wcześniej, a jednak zrobił to teraz, gdy najbardziej bał się odmowy. Widział, że bardzo mu na tym zależy.
- W porządku, niech ci będzie – westchnął, a Sasori poczuł ulgę i naprawdę się ucieszył. - A co z babcią? - dodał po chwili.
- Z babcią? - nie wiedział czemu o nią pyta, być może z grzeczności. - Dobrze, zdrowa jest.
- Nie o to pytam. - jakby go to interesowało. - Chodziło mi o to czy ona się na to zgodzi.
- Jak za darmo to na pewno się zgodzi – powiedział to pewnie, choć sam wątpił czy Chiyo by się na to zgodziła. A nawet jeśli, to pewnie dociekałaby, do czego mu to potrzebne.
- W porządku. A teraz chodź – wstał od biurka kierując się w stronę wyjścia.
- Idziemy na pierwszą lekcję? - zapytał podekscytowany.
- Puknij się w sagan – rzucił do niego, zakładając swój płaszcz. - Myślisz, że nie mam dziś nic innego do roboty? - zapytał retorycznie. - Zawiozę cię do domu, a uczyć cię będę w weekendy. I to tylko w niedzielę. - po tych słowach wyszli z biura. Sasoriemu nie spodobały się takie wymagania. Bo jeden dzień w tygodniu to zdecydowanie za mało.

     Przed drzwiami jedno piętrowego domu stał wysoki piętnastolatek. Nie należał do tchórzy, ale zawsze przerażało go, gdy musiał pokazywać matce złe oceny lub kartkę z wezwaniem do szkoły. Wiedział, że pokładała w nim duże nadzieje, jeśli chodziło o szkołę, zwłaszcza że był jedynakiem. Patrzeć na jej pełen zawodu wzrok, nie było łatwo. Drugą rzeczą, którą starał się unikać jak ognia było spotkanie się z drugim mężem jego mamy, choć było to nieuniknione bo mieszkali pod jednym dachem. Zerknął na podjazd, by upewnić się, że ojczyma nie ma w domu, po czym nacisnął klamkę. Wszedł do domu, gdzie wąski i krótki korytarz prowadził prosto do salonu, który był połączony z kuchnią. A dalej był znów wąski i krótki korytarz po którego obu stronach były drzwi do sypialni, jego pokoju i łazienki. Słyszał brzęk naczyń i szum wody, więc zrozumiał, że jego rodzicielka myje naczynia. Gdy tylko zdjął buty i kurtkę ruszył w głąb domu. W kuchni rodzicielka przywitała go uśmiechem.
- Czeeść – powiedział i usiadł przy kuchennej ladzie. - Co na obiad? - zapytał wyciągając z kieszeni telefon.
- Dopiero co wróciłam z pracy, jeszcze nic nie zrobiłam. Może zamówimy pizze? - zapytała z tym samym uśmiechem, blondwłosa kobieta. Wyglądała bardzo młodo, ale to dlatego, że była młoda, miała trzydzieści dwa lata. Hidan nie był planowanym dzieckiem, raczej nikt w wieku siedemnastu lat nie myśli o dzieciach. Mimo to kochała go najbardziej na świecie. Nie chciała żeby jej syn tak lekko myślał o sprawach łóżkowych jak ona kiedyś. Wiedziała, że ma dziewczynę, ale z całych sił chciała wierzyć, że jej syn z nią nie sypia.
- Jasne – odpowiedział nie odrywając wzroku od telefony. Kobieta zmarszczyła brwi, i zabrała mu telefon. - Hej! - oburzył się. Jak to tak bezkarnie przerywać mu grę.
- W co tam teraz grasz? - spojrzała na ekran telefonu. - O, wygląda ciekawie. O co w tym chodzi? - Wiedziała, że chłopak lubił gry. Kiedyś grywali razem na konsoli, choć ona zawsze przegrywała.. Konsola pojechała z jego ojcem do Osaki, więc Hidan może grać tylko wtedy gdy jest u niego w odwiedzinach. Wiedziała, że lubił tam przebywać, czasami martwiła się że woli swojego ojca od niej. Miał z nim lepszy kontakt, więcej tematów do rozmów, a i nawet bardziej słuchał jego niż jej.
- Pokażę ci – wziął od niej telefon i zaczął grać. Kobieta podparła się na łokciu o ladę i zamiast na grę patrzyła z uśmiechem na twarz swojego syna. Był jej, i kochała go za to że jest. Miała z nim co prawda dużo problemów, czasami już nie wiedziała jak sobie z nim radzić, ale to jest miłość bezwarunkowa. Gdy zaszła w ciąże była załamana. Ale kiedy ujrzała go po raz pierwszy już wiedziała, że będzie jej szczęściem. Może czasami traktowała go jak dziecko, ale on był bardziej dojrzały niż się wydawał. Hidan spojrzał na nią i widząc, że wlepia w niego swój wzrok, z tą samą miną co zawsze wyłączył grę.
- Nie patrz się tak – odwrócił od niej wzrok. To go zawstydzało. Czuł się jak dziecko gdy to robiła. - Lepiej zamów tę pizzę..
- Już, już – podeszła do telefony. - A jak tam w szkolę? - Nie znosił tego pytania. Zwłaszcza wtedy gdy musiał o czymś powiedzieć. A raczej nie przynosił ze szkoły dobrych nowin, tak więc nigdy nie były to jego ulubione chwilę życia. Jego mama była miła, zazwyczaj radosna i uśmiechnięta, ale potrafiła się nieźle wkurzyć. A do tego wszystko gadała ojczymowi... Nie mógł jej winić, traktowała go jak członka rodziny, w przeciwieństwie do Hidana. Ale sobie też dziwić się nie mógł, facet nie był dla niego tak miły, jak dla jego mamy. Kobieta była z nim szczęśliwa, więc nie śmiał narzekać.
- Dlaczego zawsze o to pytasz? - zirytował się. Nie trudno było go wkurzyć.
- Oho. Co zrobiłeś? - zapytała patrząc na niego. Zwykle odpowiadał coś w stylu „normalnie” albo „dobrze”, tylko gdy miał coś na sumieniu wkurzał się o to pytanie.
- Nic – rzucił bez namysły. Była to już instynktowna odpowiedź, jednak teraz była ona nie na miejscu, bo tak czy inaczej, musi pokazać tę cholerną kartkę do podpisania. Zastanawiał się chwilę, czy nie lepiej zostawić tego profesorowi Iruce.. W końcu jeżeli on nie da tej kartki do podpisu, to on i tak zadzwoni. Ale z drugiej strony kobieta może mieć pretensje o to, że sam się nie przyznał gdy pytała.
- No słucham? - i tak wiedziała, że coś tu nie gra. Za dobrze znała swoje dziecko. Hidan zrezygnowany wyjął kartkę z kieszeni. Rozłożył ją, bo była pozwijana i położył na ladzie przytrzymując ją dłonią, jednocześnie zakrywając to co profesor na niej napisał. Miho, tak się nazywała matka Hidana, sięgnęła po kartkę, ale szarowłosy zbyt mocno ją trzymał. Nie chciała również za nią szarpać, bo mogłaby się rozerwać. - Hiadan, daj spokój.
- Co ja robię? Po prostu podpisz.. - zostawił akurat miejsce na podpis, więc nie widział problemu.
- Przecież i tak się dowiem co zrobiłeś
- Nie z tej kartki - Wiedział, że na kartce napisana jest tylko godzina spotkania i sala w której spotkanie ma się odbyć. Mimo to jeśli odda podpisaną kartkę, bez wiedzy rodzicielki gdzie i kiedy co ma być, tak więc nie tylko opóźni swój ochrzan, ale również dzwonienie nauczyciela do jego mamy.
- Hidan! - krzyknęła zdenerwowana. Nie będzie się z nim siłować.
- Przecież możesz podpisać
- Daj mi tę kartkę – wyciągnęła rękę po daną rzecz, patrząc nieustępliwie na syna. Hidan również nie poddawał się tak łatwo, to też przez chwilę walczyli na spojrzenia. Jednak jak to zazwyczaj bywało szarowłosy przegrywał. Nikt nie wygra ze stanowczym i ostrym spojrzeniem jego matki. Oderwał dłoń od kartki i przysunął ją bliżej kobiety. Miho wzięła ją do ręki, przeczytała a później podpisała.
- Powiedz coś znowu narobił? - westchnęła, oddając mu kartkę. - I dlaczego tak pomiąłeś kartkę, jak ty to teraz oddasz, takie niechlujne.. wstyd. - mógłby bardziej przykładać się do estetyki.
- Jaka kartka, takie traktowanie.. I tak dowiesz się jutro, nie muszę ci mówić. Miałaś dzwonić po pizze – próbował zmienić temat.
- Wolę się dowiedzieć od ciebie – skrzyżowała ręce na piersi. Skoro jego wychowawca wzywa ją do szkoły, to naprawdę musiał sprawić nie lada kłopot.
- A ja wolę milczeć – był uparty. Przyznawanie się do błędów nie było w jego stylu. Zdecydowanie wolał już gdy ktoś na niego doniósł, przynajmniej wtedy oszczędzał sobie tłumaczenia co takiego dokładnie zrobił.
- Nie podoba mi się twój ton – stwierdziła podchodząc bliżej lady. - Powinieneś przeprosić i okazać skruchę, a ty jeszcze śmiesz się tak odzywać. Tak bezczelnie. - Tego Hidan nie znosił, jej kazań. Dobrze wiedział, że miała rację. Był bezczelny, ale trudno mu było okazać pokorę. Starał się właśnie tego nie okazywać. Trwało długie milczenie, a Hidan nie powiedział nic, choć bardzo liczyła na to, że przeprosi. Choć raz mógłby przeprosić bez kłótni, tak po prostu z dobrych chęci. - Oddaj telefon – wyciągnęła rękę w stronę syna. Chłopak uniósł na nią wzrok.
- Jeszcze nie wiesz co zrobiłem?
- Domyślam się, że coś bardzo głupiego – Była nieugięta. Nie chciała krzywdy dla syna, ale bała się że jak tak dalej będzie się zachowywał, to jego przyszłość nie będzie ciekawa. Nie chciała by wyrósł na kogoś, kto źle traktuje innych. Martwiła się. Wiedziała, że uwielbia swój telefon, dlatego też postanowiła mu go zabrać. Bolało ją to, że musi na niego krzyczeć, ale powtarzała sobie, że to przecież dla jego dobra. Miała nadzieję, że to zrozumie.
- A jeżeli nie? - nie był chętny do oddawania swojej komórki. Dostał ją od ojca, była cholernie droga, obiecał że będzie o nią dbał. I tak właśnie robi. Bardziej troszczy się o swój telefon niż ludzi.
- Oddaj - nie miała zamiaru ustąpić. Hidan zmarszczył brwi wkurzony tym, że chce mu zabrać akurat to. Niech sobie weźmie coś innego. Chciałby tak powiedzieć, ale nie będzie pogarszać sprawy. Nerwowym ruchem wyjął swojego smartfona i położył go na ladzie, po czym wstał z krzesła i udał się do swojego pokoju. 


Od Autorki: No to was załatwiłam jeszcze dłuższym rozdziałem xD Nie bijecie T-T No taki wyszedł.. nie chciałam niczego skracać na siłę, ani też wydłuużać, dlatego jest jaki jest. Mam nadzieję, że dotrwaliście do jego końca :) Jeśli tak to Wielkie Dzięki :D
Wiem, wiem, prawie miesięczna przerwa między rozdziałami O: Ten czas tak szybko zleciał, że myślałam, że minął dopiero drugi tydzień -_- Ja i moje poczucie czasu. W każdym razie ten miesiac nie był specjalnie produktywny, więc muszę wziąć się w garść i zacząć sumiennie i regularnie pisać! O tak, musi być  właśnie tak xD
I oczywiście podziękowania za to że czytacie, i że komentujecie <3
Jesteście moim powerem! :D 


Jak tam wasze zdrówko? :D

Bo moje średnio :< Rozchorowałam się i już tydzień mnie trzyma T-T
Jak ja nie lubię chorować! >.< Szczególnie złośliwie przechodzę przeziębienia, więc jest to dla mnie wielkie utrapienie. Dlatego nigdy nie lubiłam chorować, wolałam chodzić do szkoły O:
Dziwna ja. xD

A na gifie mój MONŻ Leluch xD
Ja i moja porąbana dziecinna mózgownica ^^'' 
Ale teraz mogę zwalić wszystko na chorobę, mwuahaha x) 



sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 10


    Weekend mijał nie ubłagalnie szybko, co Sasoriemu wcale się nie podobało. Niedzielne popołudnie spędzał w ogrodzie, siedząc na ogrodowej huśtawce i rozmyślając nad tym jak jutro pójdzie do szkoły, po tym jak w piątek po lekcjach przywalił Hidanowi. Na początku cieszył się z tego co zrobił. Poczuł się przez chwilę silny. Było to uczucie, którego nie da się opisać, uderzył najsilniejszego chłopaka w szkole. Czuł się dumny. Jednak, gdy tylko nastał sobotni wieczór, jego szczęście przerodziło się w obawę, że szarowłosy będzie chciał się zemścić. I był przekonany, że to nie są tylko przypuszczenia. Musiał nauczyć się bić, albo przynajmniej się bronić. I to skutecznie bronić. Nie mógł wiecznie uciekać, musiał coś z tym zrobić. Do takiego doszedł wniosku rozmyślając tak od czterdziestu minut w to chłodne popołudnie. Słońce grzało jego plecy, i mimo że nie były to już najcieplejsze promienie słońca, wciąż pomagały ogrzać w jesienne dni. Niektóre drzewa były jeszcze zielone, inne mieniły się przeróżnymi kolorami. Od czerwonych liści, przez żółte aż po złote. Liście powoli zaczynały spadać na ziemię, już wkrótce stworzą na ziemi piękny dywan, po którym kroczyć będą ludzie. Póki co prawdziwa jesień dopiero się zaczynała. Zdecydowanie była to piękna pora roku, o ile nie padało. Czerwonowłosy chłopak, nie przepadał za jesienią, ale nie było też tak, że jej nie lubił. Po prostu może nie widział w niej tyle magii, co inni. Za to jego ulubioną porą roku była wiosna. Nie było tajfunów, było ciepło i wszystko wydawało się jakby bardziej radosne. Jego mama również uwielbiała wiosnę. Gdy tak o niej myślał, nie był przekonany, czy kobieta cieszyła by się z tego, że chłopak chce się bić. Zawsze powtarzała, że przemoc jest zła i niszczy człowieka. Może właśnie dlatego nie potrafił się bić. Ale przecież nie mógł zrzucić całej winy na swoją rodzicielkę. Nie było sensu teraz myśleć o tym czy przemoc w tym wypadku jest zła, dobra, czy coś pomiędzy. Widział jedno. Musi zapisać się na jakiś kurs boksu, czy czegoś takiego. Wiedział, że w szkole są zajęcia z Karate, Kungfu, Judo itd. ale nie miał zamiaru zapisywać się na takie zajęcia w szkole. Nie chciał by ktokolwiek wiedział, że coś trenuje, a zwłaszcza nie Hidan. Nie chciał mu dawać satysfakcji, że robi to przez niego. Do tego nie wiedział jak zareaguje na to babcia. Wolał to robić po kryjomu. Ale nie wiedział też ile takie nauki kosztują. A babcia nie dawała mu dużo kieszonkowego. Po za tym w szkole musiał uczestniczyć na korepetycje, więc i tak nie było szans, by w tym samym czasie chodził na zajęcia sztuk walki. Musiał się jeszcze nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Zdecydowanie o tym dzisiaj nic mu nie da. Nie znajdzie w ciągu paru godzin kogoś kto nauczy go bić się w jeden dzień. A jutro tak czy siak musi iść do szkoły.
- Sasori – Usłyszał głos babci i spojrzał w jej kierunku. - Pójdź do sklepu po mąkę – Wstał z huśtawki, i to dosyć chętnie. Znudziło mu się to myślenie, czuł że zaraz zacznie boleć go głowa, więc mały spacer dobrze mu zrobi. W korytarzu babcia liczyła na dłonie pieniądze, które miała dać wnukowi na mąkę. Sasori westchnął zniecierpliwiony.
- Mogłaś je policzyć za nim się ubrałem.. - nigdzie mu się nie spieszyło, ale od stania w kurtce w domu zaczynało mu się robić za ciepło.
- Już.. Masz – podała mu równo odliczone pieniądze. Chłopak spojrzał na nie, po czym przeniósł pretensjonalny wzrok na babcię. - Co? - zapytała, nie rozumiejąc jego wyrazu twarzy.
- A jak mi nie wystarczy? - zaczął, choć tak naprawdę chodziło mu o co innego.
- Wystarczy na pewno. Często kupuję i wierz mi, wiem ile kosztuje mąka. - zapewniła wnuka. Niech on jej tutaj nie mydli oczu.
- A jak podrożało? - drążył temat, tylko po to by dostać więcej pieniędzy.
- Nie podrożało. Idź już, bo nic w końcu dzisiaj nie upiekę – otworzyła drzwi, ponaglając wnuka by wreszcie poszedł kupić jej tę mąkę.
- Dobra.. To daj mi, żebym ja mógł sobie coś kupić – niech nie myśli, że będzie chodził do sklepu za darmo. Też chciał mieć coś od życia.
- Co na przykład? - musiała wiedzieć, na co ma mu dać pieniądze.
- Nie wiem – wzruszył ramionami i zastanowił się chwilę. - Na loda na przykład
- Loda? - zdziwiła się. - W październiku? Czy ty na głowę upadłeś? - pokręciła głową z niedowierzaniem. Może nie było jeszcze zimno, ale na pewno najcieplej też nie. Nie chciała, by Sasori się przeziębił. W końcu jego zdrowie najważniejsze, no i leki też mało nie kosztują.
- Na nic nie upadłem.. – naburmuszył się. - Co jest złego w jedzeniu lodów przy szesnastu stopniach? - Ta jego babcia, to jak czasami coś powie.. szkoda słów. Po jeszcze krótkiej konwersacji, Chiyo dołożyła mu trochę pieniędzy pod warunkiem, że nie kupi żadnego loda. Chcąc nie chcąc się zgodził. Wyszedł z domu i gdy tylko zrobił krok na przód, ujrzał zmierzającego w jego stronę rudowłosego chłopaka ze szkoły. Skrzywił się na jego widok. Był pewien, że idzie do Konan, jednak i tak nie miał ochoty się z nim spotykać. Włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, udając, że w ogóle go nie zauważył. Minęli się nie zwracając na siebie uwagi. Kamień spadł mu z serca. Jak nauczy się bić pokaże im wszystkim, że nie warto z nim zadzierać.
- Zaczekaj – A jednak się przeliczył. Zatrzymał się słysząc głos Yahiko. - Mam propozycję – dodał po krótkiej chwili. Sasori odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego obojętnym spojrzeniem, wyczekując na wyjaśnienie jego słów. Yahiko z trudem zebrał się w sobie, by powiedzieć to co ma na myśli. - Przekonaj Konan, że między tobą a mną jest wszystko w porządku, a pogadam z Hidanem, żeby dał ci spokój – Co prawda wiedział, że nie udobrucha Konan samym tym, że będą z Sasorim kolegami... na niby. Bo przecież głównie chodziło jej o to, że go nie obronił, przed Hidanem, ale jak to naprawić pomyśli innym razem. Na razie, niech Konan wie, że jakoś dogaduje się z jej kolegą Sasorim.
- Nie potrzebuję twojej łaski – powiedział marszcząc brwi. Rudowłosy nie był zadowolony taką odpowiedzią, ale czy mógł się spodziewać innej, po tym jak go potraktował?
- To nie łaska, tylko propozycja – nie zamierzał się poddać, musiał jakoś naprawić stosunki z Konan. - Co ci szkodzi?
- Ty. - rzucił bez zastanowienia i odwrócił się na pięcie, ruszając dalej w stronę sklepu. Yahiko miał ochotę go walnąć w łeb. Ale nie zrobi tego. Trudno.. błagać na kolanach nie zamierzał. Będzie musiał jakoś inaczej przekonać niebieskowłosą do jego niewinności. Zacznie od teraz, modlił się w duchu by chociaż wpuściła go do domu.

- Nie, nie ma mowy. Nic z tego. Nie. - mówiąc te słowa, Kakashi aż wstał z krzesła. Zadanie jakie mu Minato przydzielił, było tak nudną i irytującą robotą, że nie miał zamiaru go wykonywać.
-Przestań panikować.. - patrzył na przyjaciela z politowaniem. - To tylko gimnazjaliści, nie zjedzą cię. To nie są małe dzieci. - Starał się jakoś udobruchać siwowłosego, ale wiedział, że to nie będzie łatwe w takiej sytuacji.
- Przydziel kogoś innego - Czy ten facet próbuje zrobić mu na złość? Na prawdę wolałby wstać o czwartej rano i kierować ruchem drogowym, niż przedstawić bachorom zasady samoobrony na szkolnym apelu. Teraz żałował, że nie pracuje w drogówce. - Dlaczego ja?
- Dlatego, że każdy inny jest zajęty. Wierz mi, wolałbym się z tobą zamienić, gdybym tylko mógł. Po za tym... nie wiem dlaczego, ale dzieci cie lubią.. - Kakashi zawsze przyciągał do siebie dzieci, może fascynowało go ich jego sztuczne oko.
- Nie nadaje się do tego - może i go lubią, szkoda tyle, że nie ze wzajemnością. Taką przynajmniej wersję utrzymywał.
- Nadajesz się. Znasz się na tym, pokażesz dzieciakom jak się uwolnić z niektórych sytuacji...
- Nie rozumiem, po co ta cała akcja – westchnął zrezygnowany. Chyba nie miał tu nic do gadania.. niestety. - Żaden z nich nie nauczy się po półgodzinnym apelu, jak się bronić przed napastnikiem..
- Może i nie, ale być może zachęci ich to do nauki samoobrony – wiedział, że dzieciaki interesują takie zajęcia. Zwłaszcza chłopców. Naruto uwielbiał z nim ćwiczyć, chociaż traktowali to bardziej jak zabawę.
- To niech się od razu zapiszą.. po co to całe przedstawienie?
- Nie marudź.. Po prostu zrób o co cię proszę, jasne? - patrzył na swojego przyjaciela nieugiętym spojrzeniem. Na prawdę ciężko jest wydawać rozkazy przyjacielowi, ale taka była ich praca.
- Liczę na dodatkowe wynagrodzenie.. - powiedział po chwili milczenia, i skierował się do wyjścia.
- Jutro o ósmej – rzucił Minato do Inspektora, za nim zdążył wyjść. Ten tylko gestem ręki dał znak, że rozumie i zamknął za sobą drzwi. Blond włosy mężczyzna odetchnął z ulgą. Spodziewał się większego sprzeciwu, i dłuższej dyskusji w tym temacie. Kakashi nawet jeżeli wiedział, że musi coś zrobić, a tego nie chciał, to musiał się naprawdę nagadać, żeby sobie ulżyć.
Hatake wszedł do swojego biura, w którym zwykle urzędował. Usiadł na fotelu przy biurku, założył ręce za głowę i przekręcił się z fotelem w stronę okna. Widok nie był ciekawy. Ulica, samochody, ludzie chodzący po mieście, a naprzeciwko budynek, który był jedną z miejskich bibliotek. Słońce powoli zachodziło, co raz wcześniej robiło się ciemniej. Gdyby nie musiał siedzieć w niedziele w pracy, pewnie byłby teraz ze swoim psem na długim spacerze, żeby zrekompensować mu jego godziny nieobecność w ciągu tygodnia. Niestety jednak i on czasami musiał pracować w niedziele. Miał dyżur. Ktoś musiał być na posterunku. Nagle usłyszał znajomy dźwięk dochodzący z jego brzucha. Dochodziła już osiemnasta, a on od rana nic nie jadł. Wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi. Zdjął swój płaszcz z wieszaka i wyszedł z biura. Schodząc po schodach zakładał płaszcz. Rzucił tylko do policjanta siedzącego w informacji, że idzie coś zjeść i, że zaraz wróci, po czym szybkim krokiem wyszedł z komisariatu. Zawsze chodził do taniego baru, mieszczącego się dwie przecznice dalej. Stać go było na droższe jedzenie z porządnych restauracji, ale był przecież oszczędny, do tego nigdy tym jedzeniem z restauracji się nie najadał. Podawali dania w małych ilościach. Skąpe dziady. Płaci jak za cztery duże porcje w barze mlecznym, a mu dają coś w rodzaju przystawki. Była tylko jedna rzecz na której nie oszczędzał. A mianowicie papierosy. Nie były wcale tanie, a i tak je palił. Parę lat temu próbował je rzucić, za namową przyjaciółki, jednak nic z tego nie wyszło. Wszedł do swojej ulubionej jadłodajni. Wszyscy pracownicy już go dobrze znali, przychodził tu prawie codziennie. Usiadł przy ladzie i zamówił carry z ryżem.
- Wygląda pan na zmęczonego – zauważył pracownik, który zapisał zamówienie na kartce i podał ją na kuchnie.
- A jak mam wyglądać po całym tygodniu pracy? – odpowiedział pytaniem. Lubił swoją pracę, ale czasami czuł się przepracowany. I to głównie z własnej winy. Nawet w domu nie zdarzało mu się za często odpoczywać, zawsze przeglądał jakieś papiery.
- To może jednak zgodzi się pan na randkę z moją córką? - zaproponował już któryś raz z kolei. Dobrze wiedział, że jego córka skrycie podkochuje się w mężczyźnie.
- Tato! - doszedł z kuchni besztający głos córki. Może i była zauroczona urodą Inspektora, ale miała dosyć tego jak jej stary ojciec się w to wtrąca. Jak będzie chciała, to przecież sama to załatwi. Choć nie sądziła, że siwowłosy mężczyzna byłby nią zainteresowany. Kakashi podparł głowę na dłoni.
- Może kiedyś.. - zawsze to odpowiadał. Ale to kiedyś nigdy nie nadeszło, i nie sądził by to się zmieniło. Nie był zainteresowany. Nie dlatego, że nie była ładna, ale miała dwadzieścia trzy lata. Może sześć lat to wcale nie taka duża różnica, ale dziewczyna wciąż była studentką, uważał więc, że jest za stary. Po chwili dostał swoje zamówione curry i wszelkie myśli o dziewczynie odeszły w dal, skupił się teraz na pysznym jedzeniu.

     W jednym z domów, czarnowłosy chłopak leżał na łóżku z słuchawkami na uszach, i trzymał w rękach książkę, w którą wbity miał swój wzrok. Po jego minie można było wywnioskować, że jest bardzo skupiony na czytaniu tej że książki. Przesuwał wzrokiem po literach i cyfrach znajdujących się tam. Był bardzo pilnym uczniem, więc uczenie się fizyki, czy innego przedmiotu, słuchając przy tym muzyki, nie było dla niego żadnym wyczynem. Można nawet powiedzieć, że chłopak potrafił lepiej się skupić, gdy słuchał swoich ulubionych piosenek. Za oknami było już ciemno, a nawet nie było jeszcze dwudziestej. Niestety takie były uroki jesieni. Itachi przewrócił stronę i dalej śledził wzrokiem wszystko co było w podręczniku. Każdą literkę, każdy wzór, każde zadanie. Nie musiał ćwiczyć zadań na kartce. Po prostu patrzył na wzór i go zapamiętywał. Tak było ze wszystkim co przeczytał. Co prawda, czasami musiał czytać coś parę razy, jeżeli było bardzo trudne. Mimo to, niewątpliwym faktem było to, że Itachi Uchiha, był bardzo inteligentnym dzieckiem. Inaczej nie udało by mu się przeskoczyć klasy. W końcu zamknął książkę i odłożył ją na biurko. Zdjął z uszu słuchawki, wyłączając przy tym muzykę w telefonie i przetarł oczy. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że dosyć nauki na dziś. Podszedł do biurka by wziąć z niego krople do oczu, i zapuścił je sobie. Miał zespół suchego oka, to też musiał krople wszędzie nosić ze sobą. W każdej chwili mógł zacząć widzieć przez mgłę, lub mieć inne skutki uboczne, ponieważ jego oczy nie produkowały tyle łez ile powinny. Na początku nie znosił uczucia wpadających kropli do jego oczu, ale zdążył się już przyzwyczaić. Przecież i tak nie miał innego wyjścia, jak to właśnie zrobić. Po chwili wyszedł z pokoju i usłyszał odgłos odbijanej piłki o podłogę. Zszedł na dół, do salonu i ujrzał Sasuke robiącego kapki. Nie był zaskoczony, któż inny mógłby grać w piłkę jak nie jego młodszy brat? W końcu i tak byli w domu sami.
- Miałeś nie grać piłką w domu – rzucił do niego, kierując się prosto na kanapę przed telewizor. Czas obejrzeć jakiś film, po długiej i żmudnej nauce.
- Przecież nie gram – odpowiedział, nie przerywając swoich wyczynów. - Tylko ćwiczę..
- To to samo – odpowiedział natychmiast, włączając telewizor pilotem. Jego młodszy brat, miał obsesję na puncie piłki nożnej. Cały czas powtarzał, że zostanie piłkarzem i to najlepszym na świecie. Był strasznie pewny i siebie i do tego samolubny. Uwielbiał grać samodzielnie, a przecież wiadomo, że w tym sporcie chodzi o grę zespołową. Dopiero się tego wszystkiego uczył i czasami te fakty go przerażały. No bo jak to on mógł przegrać, sam na sześciu przeciwników... niemożliwe.
- Chcesz poćwiczyć ze mną? - zapytał, przestając na chwilę robić kapki. Odbijał teraz piłkę o podłogę.
- Nie, mówiłem, żebyś przestał grać – powtórzył, spoglądając na niego pretensjonalnie. Odbijanie o podłogę zagłusza mu film. - Odrobiłeś w ogóle lekcje? - lepiej jakby się zajął pracą domową, niż graniem w domu w piłkę. Jeszcze coś zepsuje.
- Tak mamo.. - rzucił, przewracając oczami. - Nie chcesz ćwiczyć ze mną, to nie – znów zaczął odbijać piłkę nogą. W ogóle nie przejmował się tym co mówił jego starszy brat. Dlatego też Itachi zaczął go ignorować, rozsiadając się wygodnie na kanapie. W telewizji leciał jakiś amerykański film. Jeden z tych, co i tak już każdy zna go na pamięć, ale kolejne oglądanie nigdy się nie nudzi. I nawet napisów już nie musiał czytać, nie dlatego, że umiał angielski, bo umiał. Ale dlatego, że znał już prawie każdy dialog na pamięć. Nagle rozległ się TRZASK. Odgłos tłuczonego szkła, dotarł do uszu czarnowłosego. Szybko zwrócił swój wzrok w miejsce skąd dochodził odgłos, i jego oczy napotkały tam Sasuke, który klęczał i w pośpiech zbierał kawałki szkła. Itachi wstał i podszedł do brata. Pierwsze co zrobił to dał mu w łeb.
- Aua... - jęknął dziesięciolatek. - Nie moja wina...
- A czyja? - zapytał retorycznie marszcząc brwi, po czym ukucnął i pomógł mu zbierać szkło. Okazało się, że Sasuke zbił szklaną rzeźbę łabędzie, którą mama dostała na ślub od nieżyjącej już babci. Z tego co Itachi słyszał, mama w dzieciństwie uwielbiała łabędzie i często chodziła nad staw je karmić, dlatego też babcia dała jej taki prezent, by przypominał ich mamie o dzieciństwie i o babci. Mikoto bardzo lubiła tę figurkę, dlatego obaj bracia już wiedzieli, że mama nie będzie zachwycona tym co się stało.
- I co teraz? - zapytał zrozpaczony Sasuke. Nie chciał tego zrobić, nie miał pojęcia, że piłka trafi właśnie w ten cenny dla ich rodzicielki przedmiot. Myślał, że dobrze kontroluje piłkę.
- Mówiłem ci żebyś nie grał.. - westchnął. Mówić jak grochem o ścianę, to już nie jego wina, że go nie słuchał. Ale rodzice powierzyli mu opiekę nad młodszym bratem, więc na pewno jego też o to obwinią. Mógł mu zabrać tę piłkę..
- Może posklejamy? - zaproponował z nadzieją.
- Szkło? I do tego takie cienkie... - wziął kawałek szkła w palce i przyjrzał się mu. Nie było mowy żeby to się w jakikolwiek sposób po sklejeniu trzymało. - Nie da rady – Sasuke spuścił głowę zrezygnowany. Posprzątali szkło wyrzucając je do kosza. Dziesięciolatek przykrył szkło stertą śmieci, tak żeby nie rzucało się w oczy.
- Może nie zauważą.. - szczerze na to liczył. Nie chciał dostać kary, przez to, że stuk tego łabędzia. To nie było warte ochrzanu, a co dopiero kary. Tak uważał.
- Chciałbyś – To byłby cud, żeby mama nie zauważyła łabędzia, którego czyściła z kurzu w każdą sobotę... To byłby zbyt piękny cud. Nawet się nie łudził, jego matka na pewno się wkurzy. Pomyślał też, że będzie jej przykro. W końcu była to dla niej bardzo cenna rzecz, jemu też było by smutno gdyby zepsuła coś, co jest cenne dla niego. Jak na przykład puchary z zawodów Karate. Po chwili drzwi od domu otworzyły się i weszli przez nie państwo Uchiha. Byli w kinie, i chyba dobrze się bawili, tak przynajmniej wywnioskował Itachi z ich uśmiechów.
- I jak tam film? - zapytał starszy z braci.
- Bardzo fajny, już dawno się tak nie uśmiałam – było to widać po minie Mikoto, że film jej się naprawdę podobał. A oboje rodziców wyglądało tak, jakby właśnie przed wejściem do domu, rozmawiali o niezwykle śmiesznej scenie z filmu.
- To dobrze
- A w domu nie rozrabialiście? - zapytał ojciec, jakby półżartem, bo zazwyczaj nie sprawiają żadnych problemów... to znaczy, Itachi zazwyczaj ich nie sprawia. Mimo to nigdy jeszcze ani on, ani Sasuke, domu z dymem nie puścili. Kruczowłosy chłopiec słysząc słowa ojca od razu przesunął się do komody, by zakryć puste miejsce bo łabędziu. Itachi miał ochotę walnąć się w czoło, bo wyglądało to dosyć podejrzanie.
- Byliśmy grzeczni! - zawołał Sasuke, siląc się na bardzo przekonujący ton. Ojciec spojrzał na niego podejrzliwie, ale puścił jego zachowanie mimo uszu. Okazało się, że chłopcy nie jedli jeszcze kolacji, to też czarnowłosa kobieta zabrała się od razu za jej robienie, a w międzyczasie Fugaku wziął kąpiel. Musieli się jakoś dzielić łazienką, bo mieli tylko jedną. Po pół godzinie wszyscy usiedli do stołu. Gdy tylko Sasuke zdążył zapomnieć o łabędziu, zaraz powrócił ten temat.
- Graliście w piłkę? - zapytał ojciec, wiedząc leżącą piłkę do nogi na środku salonu.
- Nie – odpowiedział natychmiast Sasuke. - Tak tylko... ee.. przyniosłem ją.. - Fugaku przeniósł wzrok na Itachiego.
- Nie grałem – powiedział ojcu, całkowitą prawdę. Bo przecież on nawet tej piłki nie dotknął. Po tym znów porzucili ten temat. Zaczęli rozmawiać o szkole, pracy i planach na kolejny weekend. Dziadkowie ze strony ojca, chcieli żeby za tydzień do nich wpadli. Po kolacji Mikoto poszła zasłonić rolety w salonie i wracając do kuchni by pozmywać talerze, natknęła się na coś małego, przezroczystego, co leżało na podłodze. Schyliła się po to i okazało się, że był to kawałek szkła. Spojrzała na komodę i zastanawiała się przez chwilę, czy czgoś tu przypadkiem nie brakuje. Szybko zdała sobie sprawę, że nie było na niej jej łabędzia. Domyśliła się co się mogło stać.
- Chłopaki! Natychmiast do mnie! - wrzasnęła stają przy schodach. Tym nagłym wrzaskiem wystraszyła swojego męża, który w tej chwili siedział na kanapie czytając gazetę, spod której uniósł wzrok, ciekaw co te dzieciaki znowu nawyrabiały. Obaj bracia, musieli przerwać grę w papier, kamień, nożyce, która miała rozstrzygnąć, kto pierwszy idzie się kąpać, i zeszli na dół. Oboje już wiedzieli dlaczego ich rodzicielka jest taka wściekła. Gdy tylko zjawili się na dole, kobieta od razu zażądała wyjaśnień.
- To był wypadek... - burknął Sasuke, wiedząc już, że nie uda mu się ukryć tego co zrobił. - Skąd mogłem wiedzieć....
-To moja wina.. nie przypilnowałem go – wtrącił Itachi widząc bliską płaczu minę młodszego braciszka. Było to instynktowne, zawsze troszczył się o Sasuke, najlepiej jak umiał, mimo to, i między nimi zdarzały się kłótnie.
- Co mówiliśmy o grze w piłkę w domu? - zapytał Fugaku podchodząc do dzieci.
- ..że można w nią grać, bo to dobra zabawa? - zapytał dziesięciolatek z nadzieją, że tata się z nim zgodzi.
- Nie. Mówiliśmy, że w domu się nie gra bo można coś popsuć – wyjaśnił stanowczo.
- Ja wam dam dobrą zabawę! - krzyknęła Mikoto. Zrobiła im spory wykład na temat nieodpowiedzialności i zawiedzeniu się na nich. Krzyczała tak przez dwadzieścia minut, a oni biedni musieli wysłuchiwać, jacy to niedobrzy z nich synowie. Do tego Itachi, czuł się tu najbardziej poszkodowany, bo nie dość że dostał ochrzan za to, że nic nie zrobił, to jeszcze otrzymał prezent w postaci kilkudniowego szlabanu.. oczywiście razem z Sasuke. I weź tu być dobrym bratem.. Nie opłaca się.

     Następnego dnia Sasori niechętnie ruszył do szkoły. Nigdy do szkoły nie chodził z ogromną chęcią, ale tym razem nie miał ochoty tam iść jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mógł ukryć przed sobą tego, że się bał, ale z drugiej strony nie chciał uciekać. Może popełnia błąd, ale nie pozwoli by taki ktoś jak Hidan obrażał jego rodziców. To go zabolało, tak bardzo że postanowił przestać unikać tego idioty. Niech się dzieje co chce, ale zrobi wszystko by obronić imię swoich rodziców. Byli najlepsi na świecie i nikt, a już na pewno nie siwy debil, nie ma prawa ich obrażać. Choć jedna jego strona podpowiadała mu, żeby jednak gdzieś skręcił w jakąś boczną ścieżkę i odpuścić sobie dzisiaj szkołę, żeby się komuś poskarżył, przepisał do innej szkoły, to druga strona pchała go na przód, tak silnie, że nie był wstanie się jej sprzeciwić. Był już zdecydowany, klamka zapadła, cokolwiek się zdarzy, nie ucieknie. Poczucie obowiązku pchało go na przód.
Wszedł do budynku szkoły i rozejrzawszy się dookoła, tak na wypadek gdyby ktoś znów go zaskoczył, i widząc, że nie ma Hidana w pobliżu, podszedł do szafek i tam zmienił obuwie. Jak co rano skierował się w stronę sali gimnastycznej na poranny apel, czyli inaczej na bardzo nudne półgodziny. Po drodze jednak dowiedział się, że ten apel będzie inny niż większość, bo przyjechał policjant, podobno jakiś specjalny, bo będzie coś mówił o samoobronie. Takie plotki doszyły do jego uszy, gdy zmierzał w stronę sali. Nie miał pojęcia co o tym myśleć, ale miał wrażenie, że to jakaś dziwna zbieżność losu. Jeszcze wczoraj myślał o nauce samoobrony, a dzisiaj oferują mu takie pokazy w szkole. Chyba szczęście się zaczyna do niego uśmiechać. Gdy tylko o tym pomyślał, poczuł że na kogoś wpadł. Pod wpływem uderzenia, cofnął się o krok.
- Prze.. - nie dokończył, bo widok człowieka w którego właśnie wlazł, był zbyt szokujący. - To ty... - wykrztusił po chwili. Kakashi, równie był zdziwiony widokiem dzieciaka, tyle że on nie dał tego po sobie poznać. Zawsze trafiał na ludzi, których już nigdy nie chciał widzieć... Takie to już jego szczęście. Westchnął w duchu.
- Żadne Ty, tylko Pan. - pouczył go. To że kiedyś sobie u niego waletował, nie znaczy że może tak do niego bez szacunku. Sasori nie zwracał uwagi na jego upomnienia. Zastanawiał się chwilę, co tu robię ten facet? Ale szybko do niego dotarło, że przecież jest policjantem i pewnie to on będzie uczył samoobrony. Choć trudno było mu w to uwierzyć.. nie sądził, że ten gość coś takiego potrafi. Właściwie... to nigdy się nawet nad tym nie zastanawiał.
- Muszę iść.. - wydukał po chwili i wyminął inspektora Hatake. Ten tylko spojrzał za nim przez ramię, po czym ruszył do dyrektorki szkoły, która chciała czegoś od niego za nim zacznie swój „wykład” na sali gimnastycznej. On naprawdę nie miał ochoty na żadne tłumaczenie bachorom o samoobronie. Chciałby zrobić to szybko i sobie pójść, ale ma do zagospodarowania aż półgodziny. Tyle cennego czasu stracić..
Po apelu większość uczniów była zachwycona tymi specjalnymi technikami, jakie mogą powalić nieprzyjaciela. Po mimo ,że nie mieli czasu poćwiczyć z policjantem, czego wielu uczniów żałowało, to i tak bardzo im się podobało. Nawet Sasori był pod wrażeniem tego ile ten bardzo znajomy mu facet potrafi. Nie wygląda na takiego energicznego. W jego domu nie widział żadnego przyrządu do ćwiczeń, żadnego worka treningowego ani nic z tych rzeczy. Za to jego szafki zawalone były książkami, to też uważał go za nudziarza. Mimo iż wszystkie techniki samoobrony były bardzo dokładnie przedstawione, osobiście nie sądził, że wiele go te teorie nauczyły. Na nic mu się to właściwie zdało.. ale posłuchać było warto. Szedł do sali, na lekcję języka angielskiego, za którą nie przepadał. Profesor Anko było wymagająca, dlatego średnio ją lubił. A z językiem angielski radził sobie nie najlepiej. Wszedł do klasy gdzie siedziało już większość uczniów, także Hidan i Deidara już byli. Gdy tylko usiadł w swojej ławce poczuł na sobie wzrok reszty klasy. Nie był to jednak wzrok taki co zwykle. Nie patrzyły na niego dziewczyny w sposób taki jakby chciałby go zjeść, a koledzy nie zerkali w celu przywitania się. Czuł na sobie nieprzyjemnie chłodny wzrok, i słyszał jakieś szepty, których nie mógł zrozumieć. Być może dlatego, że w tym momencie się cholernie zestresował. Spojrzał po klasie. I faktycznie, parę osób na niego zerkało, a inni uciekli wzrokiem gdy tylko na nich spojrzał. Co się dzieje? Nie rozumiał. Przeniósł wzrok na Hidana, ale ten jak zwykle patrzył w swój telefon, potem zerknął na Deidarę, ale on z kolei przepisywał coś do zeszytu. To dziwne, że tylko ci dwaj nie wbijają w niego swoich oczu. Do klasy zbierało się coraz więcej uczniów, i co niektórzy wchodzący zerkali na Sasoriego i coś szeptali do ucha swoim towarzyszą. Nie miał pojęcia o co chodzi, i strasznie go to wkurzało. Miał tego dość. Wstał, by się przejść, ale w tej chwili weszła profesorka, więc jego plan się nie powiódł. Usiadł z powrotem w ławce. Po chwili lekcja się zaczęła. Całą lekcje zastanawiał się co też takiego zrobił. Czyżby patrzyli na niego takim nieprzyjemnym wzrokiem, można by rzec, kpiącym, dlatego, że uderzył Hidana? Ale czy Hiadn na pewno by rozgłaszał po szkole, że ktoś od niego niższy go walnął? Już nie miał pojęcia co myśleć. Mimo iż trwała lekcja, to wciąż czuł na plecach spojrzenia kolegów i koleżanek z klasy. Choć może mu się tylko wydawało. Profesor Anko postanowiła popytać uczniów, z zadanej pracy domowej. Kalsa miała nauczyć się opowiadać po angielsku co też robili podczas wakacji letnich i gdzie byli. Były to proste ćwiczenia, ale uczyli się angielskiego dopiero drugi rok, to też nie mogła wymagać od nich nie wiadomo jakich cudów. Gdy tylko oznajmiła, że przechodzi do pytania, zaczęła patrzeć po klasie, kogo by wziąć na pierwszy ogień. W klasie zapadła absolutna cisza i wszyscy wgapieni w nauczycielkę, czekali ze stresowani, aż oznajmi im kto pójdzie na pierwszy ogień. Nikt nie chciał być pierwszy, a nawet drugi. Każdy z uczniów miał nadzieję, że tego dnia nie zostanie zapytany.
- Hidan – powiedziała patrząc na chłopaka, który leżał na ławce. Reszta klasy odetchnęła z ulgą. Szarowłosy podniósł głowę z ławki i spojrzał na nauczycielkę. - Chodź, zapraszam – wskazała mu miejsce koło biurka. Niechętnie wyszedł na środek klasy. - Opowiedz o swoich wakacjach. Nie musisz się spieszyć, zacznij jak będziesz gotowy – dodała i zaczęła coś pisać w dzienniku. Wiedziała, że uczniowie bardziej stresują się gdy się na nich patrzy, dlatego też zawsze czymś się zajmowała, oczywiście jednocześnie uważnie słuchając. Hidan nie należał do tych co bardzo przejmują się oceną, tak więc powodów do stresu w szkole nie miał prawie w ogóle.
-I was at home. - powiedział po chwili, swoją nieco pokaleczoną angielszczyzną. Po tych słowach zapadła cisza.
-I co dalej? - dopytała zwracając swój wzrok ku niemu.
-To tyle – oznajmił zdziwiony, że kobieta wymaga od niego czegoś jeszcze. Przecież powiedział, gdzie był. Nie robił nic ciekawego to też nie czuł się zobowiązany by o tym mówić. Anko westchnęła, po czym dała mu wykład na temat nie przykładania się do lekcji i kazała na następny raz nauczyć się czegoś więcej niż tylko „I was at home”. Do tego wyraźnie podkreśliła, że jego opowiadanie ma zajmować, co najmniej stronę. Nie udało się przepytać wszystkich uczniów, i w tych szczęśliwcach znalazł się również Sasori, który odetchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał dzwonek na przerwę. Wyszedł z sali i skierował się do łazienki, bo poczuł nagłą potrzebę skorzystania z niej. Idąc holem, słyszał jak niektórzy szepczą sobie coś do uszu, zerkając na niego. Nie miał pojęcia co się dzieje. Czuł się z tym źle. Było mu jednocześnie przykro, choć sam nie wiedział czemu, i jednocześnie był strasznie wkurzony tym wszystkim. Miał ochotę podejść do kogoś i zapytać, o co do cholery chodzi? I zamierzał to zrobić, ale najpierw, musiał się wysikać. Wszedł do łazienki i podszedł do pisuaru, po czym przeszedł do kolejnych czynności. Po chwili ktoś wszedł do łazienki. Byli to chłopcy z klasy obok. Zatrzymali się jednak zaraz przy drzwiach, gdy tylko zauważyli czerwonowłosego.
- To ten co lubi pokazywać... - rzucił wyższy z nich.
- Lepiej stąd chodźmy, bo nie chce tego zobaczyć na żywo – dodał drugi, po czym śmiejąc się wyszli z łazienki. Akasuna już kompletnie został zbity stropu. Przez to że ich obecność go stremowała, nie zaczął nawet jeszcze sikać. Jak tak dalej pójdzie to przesiedzi tu całą przerwę i nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście po chwili udało mu się, ulżyć swojemu pęcherzowi. Gdy tylko zasunął rozporek do łazienki wszedł szarowłosy. Na początku Akasune ogarnął go strach, ale postanowił sobie, że nie będzie uciekać, to też jak gdyby nigdy nic podszedł do umywalki umyć ręce. Hidan uśmiechnął się pod nosem, widząc jak czerwonowłosy usilnie stara się go ignorować. Podszedł do niego i zarzucił mu swoje ramię na szyje. Sasori znieruchomiał, zastanawiając się czy znów od niego oberwie.
- Chyba nie masz już w klasie żadnego kolegi.. - zaczął przeciągle, wciąż się szczerząc. Akasuna spojrzał na niego marszcząc brwi. Domyślił się już, że to on za wszystkim stoi.
- Co zrobiłeś? - co takiego nagadał wszystkim w szkole, by zaczęli go tak bezczelnie obgadywać. Hidan wyjął z kieszeni swój telefon. Coś w nim poklikał, po czym przysunął go bliżej Sasoriego, tak by mógł zobaczyć co widnieje na ekranie. W telefonie widniał zupełnie nagi Sasori. Chłopak otworzył szeroko oczy, zaskoczony tym zdjęciem. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek robił sobie nagie zdjęcia.. Szybko jednak zorientował się, że nie jest to jego ciało. Głowa była jego, jednak reszta część ciała już nie. Był tego pewien, bo dobrze znał swoje ciało. Po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegł że jego głowa jest tylko wklejona, ale było to zrobione tak profesjonalnie, że trudno było to dostrzec, na pierwszy rzut oka. Nagle poczuł się strasznie zawstydzony, gdy pomyślał o tym, że prawie cała szkoła myśli, że to cały on. Czuł się upokorzony i wściekły. Zacisnął pięści.
- Zaimponowałeś mi ostatnio – zaczął nagle Hidan. - Uderzyłeś mnie, i to dosyć mocno... Ale chyba nie myślałeś, że ci to podaruje, co? - zaśmiał się widząc zarumienioną i wkurzoną minę Sasoriego.
- Odwal się ode mnie.. - wycedził przez zęby. Miał już dość tego gościa. Rujnował mu życie na każdym kroku. Co raz częściej przez niego czuł nienawiść, a bardzo starał się unikać tego uczucia, ze względu na to, że jego matka nigdy nie chciałaby, by potrafił nienawidzić.
- Robisz się coraz bardziej pyskaty.. na za dużo sobie pozwalasz – Szarowłosy uwielbiał traktować ludzi z góry. Nie wszystkich oczywiście, bo byli tacy, którzy sobie na to nie pozwalali. Musiał przyznać, że Sasori to jego ulubiona ofiara jak do tej pory. Może gdyby poznali się w innych okolicznościach, zostali by kolegami.
- Hidan, zostaw go – wtrącił Deidara, gdy tylko wszedł do łazienki. Wysoki chłopak zdecydowanie za długo się znęcał już nad Sasorim. Zwykle to trwało tydzień lub dwa i dawał ludziom spokój. Blondyn nie był zachwycony wyczynami przyjaciela. I mimo, że i jemu zdarzyło się komuś dokuczać, i starał się również zawsze zrozumieć Hidana, który w ten sposób wyładowywał wszystkie swoje złe emocje, to tym razem powoli zaczynał przesadzać. Wiedział też jak ostatnio napięta jest sytuacja w jego domu, ale przecież takie metody by poczuć się lepszym nie były dobrym wyjściem z sytuacji. Do tego przez niego zaczęło się komplikować między Yahiko i Konan. Dziewczyna się nie odzywała ani do nich ani do rudego, a tamten uporczywie za nią łazi, nie zdając sobie sprawy że tym sposobem tylko pogarsza swoją obecną sytuację. Miał już dość bycia tym który wszystko naprawia. Nagato twierdził, że wszyscy na pewno sami się dogadają, a w trącanie się może pogorszyć sprawę. Za to Itachi miał zupełnie gdzieś tę całą sprawę i nawet nie fatygował się pomóc. Eh.. jak to ciężko być tym, któremu zależy.
- Dei, pokazałem Sasoriemu jego super fote – rzucił do przyjaciela, który właśnie stał przy pisuarze i bez skrepowania załatwiał swoją potrzebę.
- Świetnie... - rzucił sarkastycznie. Wiedział, że ktoś z nauczycieli się o tym dowie prędzej czy później. Nie może być inaczej po tym jak idiota rozesłał zdjęcie i plotki po całej szkole. Ale nawet z tego powodu się cieszył, może ktośwreszcie przemówi mu do rozsądku i odczepi się od tego nieszczęśnika o czerwonych włosach.
- Saso, jestem pewny że laski w szkole już dawno chciały zobaczyć cię nago – Sasori miał dość jego głupich komentarzy. Czym sobie zasłużył na takie traktowanie? To wszystko od początku, to głupie w widzimisię Hidana, który chciał się po prostu nad nim poznęcać dla zabawy, bo ma aż tak nudne życie. Musiał być cholernie nieszczęśliwy skoro posuwa się do takich rzeczy by uprzykrzyć mu życie. Nie był szczęśliwy i dlatego robił wszystko by mógł poczuć się szczęśliwszy od swojej ofiary. Dotarło do niego to właśnie teraz, ale był tak wściekły, że wcale mu nie współczuł. Wciąż go nie znosił.
- Wal się! - odepchnął od siebie Hidana, po czym wybiegł z łazienki. Szarowłosy patrzył za nim obojętnym spojrzeniem. Dei podszedł do umywalek i zaczął myć ręce.
- Daj mu już spokój – powiedział do przyjaciela. - Przesadziłeś z tym zdjęciem... Nie zdziwię się, jak po tym opuści tę szkołę.
- E tam – machnął ręką. W ogóle nie przejmował się tym co zrobił, ani losem Akasuny. - A teraz wyjdź, muszę się zrelaksować – oznajmił otwierając jedną z kabin. Deidara uniósł brew, rzucając mu pytające spojrzenie. - Jeszcze dzisiaj nie flirtowałem z Wacławem – wyjaśnił mu. - Kolega się domaga, nie mogę go zawieźć – z tymi słowami zniknął w kabinie. Dei przewrócił oczami na głupotę kumpla i wyszedł z łazienki.

     Sasori wybiegł ze szkoły, popychając przy tym stojących mu na drodze uczniów. Obiecał sobie, że nie będzie uciekał, i czuł się zawiedziony swoją postawą i niedotrzymaniem obietnicy. Nie mógł jednak zostać w szkole, w której go upokorzono. Miał świadomość tego, że to tylko przerobione zdjęcie w photoshopie, mimo to i tak czuł się z tym potwornie źle. Nie każdy przecież wiedział, że to tylko przeróbka, i za pewne nie każdy się domyślił. W tej chwili był pewny, że już nigdy nie wróci do tej szkoły. Jeszcze nigdy nikt go tak nie upokorzył. Nie potrafił zrozumieć dlaczego to spotyka właśnie jego. Biegł prosto do domu. Miał już gdzieś kazania babci i to że nie będzie zadowolona, że znowu uciekł ze szkoły. Nie będzie go zmuszała chodzić do tak porąbanej szkoły. Właściwie to gdyby nie Hidan, nie było by wcale źle, ale niestety szarowłosy idiota nie daje mu żyć. Nie mieszkał daleko od szkoły, więc dobiegniecie do domu nie zajęło mu dużo czasu. Wbiegł do domu i trzasnął drzwiami, po czym natychmiast pobiegł na górę do swojego pokoju. Tam też trzasnął drzwiami. Chiyo stała oszołomiona w korytarzy, patrząc na górę gdzie jej wnuk przed chwilą zniknął. Zdziwiło ją, że tak szybko wrócił do domu. Skierowała się na górę, do jego pokoju.
- Sasori.. Nie powinieneś być w szkole? - zapytała pukając do drzwi. Nie uzyskała jednak odpowiedzi. - Znowu uciekłeś? Chyba coś ci mówiłam na ten temat....
- Daj mi spokój stara babo! - wydarł się. Był wściekły sam już nie wiedział na co. Wszystko go teraz wkurzało.
- Jak ty się do mnie zwracasz!? Co za brak szacunku. Jesteś niewdzięczny! - Wzięła go pod swój dach, daje mu jeść, opiekuje się nim i martwi o niego, a on tak się do nie bezczelnie odzywa. Ponownie zapadło milczenie. Chłopak nie odpowiedział nic na ochrzan babci. Może była i stara, ale nie głupia. Wiedziała, że musiało coś się stać, skoro przybiegł do domu tak szybko. Wątpiła, by zrobił to dlatego, że lekcje mu się znudziły. Odetchnęła, uspokajając nerwy. - Sasori, porozmawiajmy – dodała po chwili naciskając na klamkę. Czerwonowłosy widząc to, szybko podbiegł do drzwi i przycisnął się do nich tak, by powstrzymać babcię przed otwarciem ich. Jak na złość nie miał kluczyka od drzwi, ani żadnego zamka.
- Nic mi nie jest.. zostaw mnie – zarządził mocno dociskają drzwi. Nie chciał z nią teraz gadać, chciał być sam. Musiał przyznać, że jego stara babcia była naprawdę silna. Ona również parła na drzwi od drugiej strony i prawie je otworzyła odpychając Sasoriego w głąb pokoju. Ale chłopak nie dał tak łatwo za wygraną. Oparł się plecami o drzwi i dociskał jeszcze mocniej, zapierając się nogami o podłogę.
- Sasori.. nie wygłupiaj się – zbeształa go Chiyo. Nie miała już siły się z nim siłować. Był młodszy i zwinniejszy.
- To mnie zostaw! - Kobieta westchnęła rezygnując z dostania się do jego pokoju, i zeszła na dół. Pomyślała, że jak będzie chciał porozmawiać to sam przyjdzie, ale poczuła się też dziwnie smutna. Wnuk jej nie ufał, skoro nie chciał się jej zwierzyć. Widocznie nie jest wzorem babci. Sasori jeszcze oparty o drzwi, nasłuchiwał kroków babci. Gdy owe kroki ucichły, osunął się po drzwiach na podłogę i schował głowę w kolanach. Już sam nie wiedział czego chce od życia. Na prawdę dobrze by było się komuś zwierzyć, ale nie sądził by babcia coś na to poradziła. Na pewno by się wkurzyła i twierdziła, że plecie głupoty, albo mówiła by żeby się nie przejmował, ale to by mu wcale nie pomogło. W tej chwili nie wiedział co zrobić. Nie może cały czas ukrywać tego co się stało, bo inaczej babcia nie zmieni mu szkoły. Choć z drugiej strony wcale nie był pewny czy chce to zrobić. Miał nie uciekać i nauczyć się bronić. Jego życie legło w gruzach. Od śmierci jego rodziców nic nie jest dobrze. Od tamtej pory wszystko się psuje. Nabawił się lęku przed krwią, zaczął cierpieć na bezsenność, a często w nocy ma koszmary. W szkole nikt go nie lubi i czuje się tam dziwnie obco. Ciężko jest być silnym po czymś takim. Wstał z podłogi i podszedł do biurka, gdzie stało zdjęcie jego rodziców. Ich uśmiechnięte twarze na zdjęciu dodawały mu tylko bólu. Ale też dla tych twarzy nie mógł tak po prostu się poddać. Choć nie poddawanie się wcale nie było takie łatwe. Bardzo chciałby cofnąć czas, szkoda tylko, że było to niemożliwe.

     Lekcje w szkole dobiegły końca i gdy tylko uczniowie usłyszeli dzwonek oznajmiających ich koniec, z radością na twarzy zaczęli się pakować. Co prawda zostały jeszcze zajęcia poza lekcyjne, ale te były dużo ciekawsze od zwykłych lekcji, bo nawiązywały do ich zainteresowań. Profesor Iruka siedzący przy biurku składał wypracowania uczniów na temat wojny. Uczniowie wychodząc z sali rzucali mu to na biurko dosyć niechlujnie to też musiał je sam doprowadzić do estetycznego stanu. Uczniów w klasie ubywało.
- Deidara – rzucił profesor do długowłosego i zawołał go gestem ręki. Chłopak podszedł do biurka i spojrzał pytająco na nauczyciela, kładąc mu na biurko swoje wypracowanie. Jako jedyny zrobił to schludnie. - Zostań chwilę. - Dei nie wiedział po co każe mu zostać, ale wykonał polecenie. Gdy w klasie zostali już tylko oni, profesor kontynuował. - Nie wiesz, dlaczego Sasori tak szybko wyszedł ze szkoły? - wolał zdecydowanie o to zapytać Hidana, ale i tamten godzinę temu gdzieś zniknął.
- Nie wiem – skłamał. Oczywiście, że wiedział, ale przecież nie wyda swojego kumpla.
- Rozumiem.. - nie był usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, bo domyślał się, że Sasori uciekł przez takiego jednego co lubi dokuczać innym. Zauważył też przez ten miesiąc, że czerwonowłosy unika Hidana jak ognia. Nigdy nie widział ich razem, choć ze wszystkimi innymi Sasori w klasie rozmawiał. Wiadomą rzeczą było to, że po prostu mogli się nie lubić, ale on już dobrze znał Hidana, i dlatego wolał się upewnić, czy ten chłopak nie robi znów niczego głupiego. - W takim razie.. - otworzył szufladę biurka i wyją z niej kartki z zadaniami. Po chwili dodał: - Zaniesiesz Sasoriemu jego torbę, którą zostawił – ponownie spojrzał na ucznia. - I dasz mu to – podał mu kartki z ćwiczeniami, które miał z nim przerobić na dzisiejszych korepetycjach.
- Dlaczego ja? - zapytał pretensjonalnie.
- Bo z tego co widzę, mieszkasz najbliżej niego
- Ale ja muszę pomagać rodzicom.. - chciał się jakoś wymigać, nie chciało mu się nigdzie iść. Wolał wrócić do domu, zwłaszcza że tego dnia nie musi pomagać to miałby więcej czasu dla siebie.
- Rodzice na pewno zrozumieją – powiedział i zapisał mu adres chłopaka na kartce i podał mu go. Deidara nie miał innego wyjścia, musiał pójść do Sasoriego i zanieść mu jego rzeczy. Ta ciapa naprawdę mogłaby pamiętać o zabieraniu swoich rzeczy za nim ucieknie. Ale tak czy inaczej, to wina Hidana. Gdyby ten idiota nie zrobił tego pieprzonego zdjęcia, nie było by żadnego problemu. Westchnął w duchu i wziął jego torbę. Rzucając do widzenia, wyszedł z klasy.

    Po paru godzinach nic nie robienia, babcia oznajmiła mu, że wybiera się do sklepu. Gdy tylko usłyszał, dźwięk zamykanych drzwi frontowych od razu wyszedł z pokoju i zszedł do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Zrobił się głodny, a wcześniej nie miał ochoty schodzić na dół, bo obawiał się, że babcia będzie zadawać za dużo pytań. Albo mogła go również ochrzanić za jego pyskowanie i ucieknięcie ze szkoły, to też wolał się obejść bez tego. W kuchni otworzył lodówkę i patrzył długą chwilę na produkty jakie tam się znajdowały. Nie było dużego wyboru, bo babcia dopiero teraz poszła do sklepu. Gapił się dłuższą chwilę na produkty, zastanawiając się co zjeść. Chleb z serem? Czy może jogurt? To był naprawdę trudny wybór, bo na nic z tych rzeczy nie miał specjalnej ochoty. Jednak zdecydował się na jogurt. Zamknął lodówkę i wziął łyżeczkę, po czym usiadł na kanapie przed telewizorem. Włączył pierwszy lepszy program, na którym leciał jakiś młodzieżowy serial. Tak stwierdził, po zobaczeniu że główni bohaterowie to osoby nie wiele starsze od niego. Nie przepadał ze jakimiś romansowymi serialami, ale postanowił obejrzeć. Jak zwykle główna bohaterka skrycia kochała się w głównym bohaterze, a on niczego nie podejrzewał. Pamiętał, że jego przyjaciółka Emi, zawsze przeżywała takie filmy. Uważała, że faceci są naprawdę ślepi, a on twierdził, że dziewczyny są po prostu głupie skoro nie potrafią powiedzieć tego co czują wprost, tylko każą się domyślać. Oczywiście nie uważał za głupie wszystkie dziewczyny, bo były i takie które mówiły w prost co czują, a były i takie, co nie tylko o tym mówiły, a nawet za bardzo bywały upierdliwe. Gdy zjadł jogurt, wstał by wyrzucić puste opakowanie. Wrzucił łyżeczkę do zlewu i nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Wyłączył telewizor, bo i tak zamierzał pójść na górę, ale za nim to zrobił poszedł otworzyć drzwi. Gdy tylko je otworzył, ku swojemu zdziwieniu ujrzał znajomego mu blondyna ze szkoły. Tak go to zaskoczyło, że chciał te drzwi ponownie zamknąć, sądząc, że albo to halucynacja, albo gość przyszedł go dręczyć. Jednak jego plan został zniweczony. Dei zatrzymał drzwi ręką, nie pozwalając mu ich zamknąć.
- Zaczekaj – rzucił, w ogóle nie zdziwiony jego zachowaniem. Chyba sam też by tak postąpił na jego miejscu. Nie podobało mu się to, że musi mu zanieść jego rzeczy, ale jak już tu jest to musi to jakoś wykorzystać. Miał już dość tych durnych wybryków Hidana, i tego że ten ciapa nic z tym nie potrafi zrobić. Musiał ratować sytuację, bo jak tak dalej pójdzie, to oboje będą mieli duże kłopoty, zwłaszcza Hidan. Tak już się utarło, że to on zazwyczaj ratował sytuację. Sasori otworzył drzwi, widząc, że chłopak nie ma złych zamiarów, i że absolutnie nie był jego wyobraźnią.
- Co? - zapytał ponuro, nie miał specjalnej ochoty na rozmowę z nim.
- Zostawiłeś to w szkole.. - podał mu torbę. Sasori dopiero teraz sobie zdał sprawę, że faktycznie zapomniał wziąć jej ze szkoły. Był tak zdenerwowany tą sprawą ze zdjęciem, że zupełnie o tym nie myślał.
- O.. dzięki – wziął od niego torbę. Wypadało podziękować, nawet jeżeli był przyjacielem jego wroga.
- I jeszcze.. - podał mu karty zadań. Sasori wziął je do ręki i przyjrzał się im chwilę.
- To nie moje – nie przypominał sobie, żeby miał coś takiego.
- Już tak. Iruka kazał ci to dać, to daje – co go obchodziło, że nie jego. Niech bierze jak dają, wybredny był.. nie ma co.
- Dzięki, to cze... - nie dane mu było dokończyć.
- Niezła chata – wszedł mu w słowo, patrząc w górę na piętro. Co prawda, był to zwyczajny dom jak wiele innych, ale on i tak uważał, że jest w porządku. On mieszkał w domu, z restauracją, to jednak nie to samo co taki zwykły jedno rodzinny dom. Z reszta musiał jakoś podtrzymać rozmowę. Był w tej okolicy tysiące razy, w końcu obok mieszkała Konan, widział tysiące takich domów. - Mogę wejść? - spojrzał na Sasoriego, a ten poczuł się jakby ktoś chlusną na niego lodowatą wodą. Co to w ogóle za pytanie? Co z tego, że to nie on go bił, przyglądał się, to mu wystarczyło by go nie lubić.
- Nie. - odpowiedź była dla niego oczywista.
- O no weź.. Tylko na chwilę – Odepchnął Sasoriego na bok, i bez pozwolenia wszedł do jego domu. Czerwonowłosy zgłupiał. Czy teraz planują nalot na jego dom? O co tu chodzi? Już nie wiedział co myśleć, ale spodziewał się najgorszego.
- Czego chcesz? - zapytał. Deidara rozglądał się po korytarzu. Na przeciwko były schody, na lewo kuchnia i salon, które były połączone dużą futryna w kształcie łuku. Na przeciwko koło schodów było wejście do łazienki.
- Ładnie tu – stwierdził olewając jego pytanie. Sasori nie był zadowolony z tego powodu. Gdy tylko Dei zrobił krok na przód, od razu stanął przed nim, blokując mu dalszą drogę. Patrzył na niego marszcząc brwi. Dei westchnął. - Chciałem pogadać. Mogę? - Wiedział, że nie zachowuje się kulturalnie, ale był to najszybszy sposób, żeby przedostać się do jego domu. Za nim zdążył dopowiedzieć, do domu weszła Chiyo. Była bardzo zaskoczona widząc Sasoriego razem innym chłopcem. Choć gdyby nie męski mundurek szkolny, byłaby przekonana że blondyn to dziewczynka. Jej wnuk nie przyprowadzał kolegów odkąd z nią zamieszkał, więc była bardzo zdziwiona, a jednocześnie szczęśliwa, że znalazł sobie jakiegoś kolegę.
- Widzę, że masz gościa Sasori – rzuciła z uśmiechem, kierując się do kuchni, gdzie odłożyła zakupy.
- Gość już wychodzi – rzucił niespełna czternastolatek.
- A może kolega zostanie na obiad? - zaproponowała z kuchni, wkładając produkty to lodówki.
- Nie..
- Bardzo chętnie – wyszczerzył się Dei. Już mu się znudziło to ich restauracyjne jedzenie. Czerwonowłosy spojrzał na niego pretensjonalnie. Nie chciał, żeby ten gość z nimi jadł. Będzie czuł się skrepowany jego obecnością, do tego jeszcze jego babcia coś palnie i zrobi mu obciach. Co jeżeli on to rozgada? Nie ufał mu. Sasori nie miał innego wyjścia. Babacia tak się napaliła na ten wspólny obiad z jego „kolegą”, że aż chodziła cała w skowronkach. Kto by przypuszczał, że ta kobieta będzie się tak cieszyć, że znalazł sobie kumpla... niby kumpla. Chcąc nie chcąc, zaprosił długowłosego do swojego pokoju. Rzucił swoją torbę na łóżko, razem z kartami pracy. Dei rozejrzał się po niewielkim pokoiku, w którym stało biurko, łóżko, komoda na ubrania i szafka na książki. Czyli wszystko co potrzeba. Jednak był to bardzo skromny pokoik. Nie było tu żadnych plakatów na ścianach, figurek na półkach, a sama ściana była w kolorze beżu. Jedyne co mogło być tu ciekawe, to masa komiksów na półkach. Więcej ich było niż książek. Dużo więcej. Akasuna nie wiedział co robić z nowym gościem. Jego obecność go stresowała, do tego nie wiedział o czym ma z nim rozmawiać. Za to Deidara, w ogóle nie wyglądał na takiego co się stresuje, był wyluzowany. Może dlatego, że czuł się lepszy od niego? Taka myśl przyszła do głowy Sasoriego, ale szybko ja od siebie odrzucił, nie chcąc pogrążać się w jakimś niedowartościowaniu siebie.
- Twoi rodzice? - zapytał podchodząc do biurka. Wziął zdjęcie do rąk i przyjrzał się mu bliżej.
- Tak. Zostaw. - wyrwał mu zdjęcie z rąk.
- Spokojnie, nie ukradnę ci go – uniósł ręce w geście mówiący, że nie zamierza nic złego. - Gdzie są? - dodał po chwili.
- Co? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc pytanie.
- Gdzie są twoi rodzice? - powtórzył dokładniej. Sasori milczał chwilę. Nie miał pojęcia co go to obchodzi.
- Nie ważne.. - burknął odwracając wzrok. - O czym chciałeś pogadać, bo chyba nie o moich rodzicach.
- A jeśli tak? - Sasori spojrzał na niego zaskoczony. Dlaczego niby mieli by rozmawiać o jego rodzicach? Nie wiedział co odpowiedzieć. Poczuł, że bondyn go zagiął.
- No to... masz problem, bo nic ci nie powiem – odpowiedział po chwili. Deidara uśmiechnął się do siebie.
- Żartowałem. Chcę pogadać o Hidanie – domyślił się po minie Akasuny, że nie ma ochoty o nim rozmawiać, ale trudno, musiał coś spróbować. - Wiesz.... głupio to zabrzmi ale.. - podrapał się w tył głowy. - Przepraszam cię za niego.. - ciężko było mu to wydusić. Nie dlatego, że nie potrafił przepraszać, ale po prostu głupio mu było robić to za kumpla, który za pewne nigdy tego nie zrobi.
- Nie potrzebuje tych przeprosin – burknął, siadając przy biurku.
- Może i nie ale... nie długo już przestanie cię dręczyć.. - teraz to on zaczynał się denerwować tą rozmową, ponieważ nie miał żadnego planu, jak pogodzić tych dwóch.
- To mnie pocieszyłeś – Niedługo? A ile to niedługo będzie trwało? Wcale, a wcale go to nie pocieszyło.
- No wiesz.. Iruka zaczyna coś podejrzewać, więc sądzę że.. - nie wiedział co dalej mówić. - Z reszta, pogadam z nim.
- Nie musisz się fatygować – Chyba by się cieszył gdyby blondyn pogadał z Hidanem i gdyby ten go posłuchał. Jednakże nie zamierzał tego przyznawać. Udawał, że w ogóle go to nie obchodzi.
- Hidan jest..
- Tchórzem? - przerwał mu.
- Skoro tak mówisz.. - powiedział, bo chwili milczenia. - Chodzi o to, że... Nie chce go usprawiedliwiać, ale.. nie jest wcale taki zły..
- Co mnie to obchodzi? - spojrzał ze złością na Deidare. Miał już dość słuchania o tym świrze. - Dlaczego go usprawiedliwiasz? Sam nie jesteś lepszy. Przyglądasz się tylko i śmiejesz.. Może nie jestem taki silny jak on, ale to wcale nie znaczy że jestem gorszy! Wszyscy traktujecie mnie jak śmiecia... - na tym zakończył, bo czuł że robi mu się za bardzo przykro, a nie chciał się rozpłakać.
- Nie prawda... zresztą.. ty nic nie rozumiesz. - zmarszczył brwi. Wkurzył go, i weź tu gadaj z takim. - Ty nie wiesz co on musi...! - urwał zdając sobie sprawę, że zaraz wydał by coś, o czym Hidan nie jest skłonny mówić, a nawet nie chce. Opanował się i odetchnął. Nie przyszedł tu się kłócić, tylko zmobilizować tego durnia, żeby przestał być taką ciapą. - Nie ważne.. - machnął ręką. Jego wzrok spoczął na kartach ćwiczeń. Wziął je do ręki. Zobaczył, że to ćwiczenia z historii i chemii.
- Potrafisz to zrobić? - zapytał zmieniając temat. Wiedział, że chłopak nie uczy się najlepiej, w końcu chodził z nim do tej samej klasy. Sasori wzruszył ramionami. - Pomogę ci – zarządził i przytaskał mały stolik z kąta. Postawił go na środku i usiadł przy nim, wołając gestem ręki Sasoriego. Czerwonowłosy nie miał ochoty na naukę, ale skoro obiad jeszcze nie gotowy, a oni nie za bardzo mają o czym gadać, to nie był to taki zły pomysł. Wziął długopis z biurka i usiadł przy stoliku na podłodze, naprzeciwko Deia.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytał podejrzliwie. Był miły, a przecież ani razu mu nie powstrzymał Hidana, ani mu nie pomagał, więc dlaczego teraz? Nie rozumiał.
- Bo mi się nudzi – odpowiedział, patrząc na zadania na kartkach. - Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - zapytał odrywając spojrzenie od kartek, i rzucające je na towarzysza.
- Nie.
- To poczekaj, wymyślę inną – Myślał krótką chwilę. - Bo boję się, że mi przywalisz. Taka lepsza?
- Hm.. może być – Na taką wymówkę mógł się zgodzić, choć dobrze wiedział, że to tylko kłamstwo.
- Świetnie – W końcu gdy zapoznał się z ćwiczeniami, zaczął mu wszystko tłumaczyć. Jednak Sasori wciąż myślał o tym dlaczego to robi? Zamiast skupić się na jego tłumaczeniach. Był miły, zbyt miły. Po tym co przeszedł nie był wstanie tak po prostu mu zaufać. - Słuchasz mnie? - zapytał unosząc brew.
- Ee.. No jasne. - spiął się słysząc to pytanie. Czuł się jak na jakieś lekcji z nauczycielem, a przecież to tylko jego rówieśnik - A myślisz, że co robię?
- Weź wyluzuj. - westchnął - Nic ci nie zrobię
- Nie boję się ciebie – zapewnił go z powagą w głosie. Choć sam mógłby nad tym polemizować.
- Serio? - spojrzał na niego uśmiechając się chytrze. - A co byś zrobił, gdybym cię teraz walną? - Akasuna zastanawiał się czy mówi poważnie, czy tylko sobie żartuje. Szczerze liczył na to drugie.
- Nic.. - odpowiedział po chwili, odwracając od niego wzrok.
- Błąd! - I takie właśnie nastawienie czerwonowłosego, go wkurzało. - Musisz oddać.
- Nie mam szans
- Przestań... - przewrócił oczami. - Skąd wiesz? Myślisz tak, bo jestem odrobinę wyższy? Może okazać się, że jesteś naprawdę silny.
- Nigdy się nie biłem – nie miał pojęcia jak to się stało, że zaczął rozmawiać z nim jak ze swoim dobrym kolegą. A przecież nim nie był.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz
- A co jeżeli nie chce się bić?
- To ty będziesz bity, jeżeli nie umiesz się obronić. - Niestety taka była prawda. Może nie każdemu w życiu potrzebne są umiejętności walki, ale temu tutaj, na pewno by się przydały. W końcu był aż ciapą aż nad inne ciapy.
- Pf.. też mi coś. Lepiej tłumacz te zadania – zmienił temat, nie chcąc już rozprawiać nad jego nieumiejętnościami. Tak więc powrócili do nauki. Jak się okazało, zadania nie były aż takie trudne jak Sasori myślał. A Deidara wcale nie był takim idiotom za jakiego go uważał. Podczas obiadu babcia z nim rozmawiała, a raczej wypytywała go o to gdzie mieszka, co robią jego rodzice, i o to czy często spędzają razem czas w szkole, i tutaj musieli trochę skłamać, a raczej zrobił to Sasori wtrącając się do rozmowy. Nie chciał by wiedziała, że wcale nie są przyjaciółmi. Było mu wstyd za babcię i za jej tak prywatne pytania.. ale widział, że Chiyo jest szczęśliwa widząc, że znalazł sobie kolegę, tak więc nie zamierzał niszczyć jej szczęścia. Niech myśli, że w szkole powodzi mu się dobrze. Przez to wszystko postanowił jednak nie zmieniać szkoły, to nie było wyjście. W innej szkole może znaleźć się ktoś inny, kto będzie mu dokuczał. Dlatego nauczy się bić.


Od Autorki: Ten rozdział był dłuższy niż zwykle, ma prawie aż trzynaście stron O: Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało i że dobrze bawiliście się czytają go :) 
I macie w tym rozdziale trochę Itachiego i trochę więcej Deidary niż zwykle :P 
Dziękuję, że czytacie i komentujecie! <3 
A tak w ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych!! :D 


A wam ktoś zrobił psikusa pierwszego kwietnia?


A może to wy nabraliście kogoś? x)