sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 10


    Weekend mijał nie ubłagalnie szybko, co Sasoriemu wcale się nie podobało. Niedzielne popołudnie spędzał w ogrodzie, siedząc na ogrodowej huśtawce i rozmyślając nad tym jak jutro pójdzie do szkoły, po tym jak w piątek po lekcjach przywalił Hidanowi. Na początku cieszył się z tego co zrobił. Poczuł się przez chwilę silny. Było to uczucie, którego nie da się opisać, uderzył najsilniejszego chłopaka w szkole. Czuł się dumny. Jednak, gdy tylko nastał sobotni wieczór, jego szczęście przerodziło się w obawę, że szarowłosy będzie chciał się zemścić. I był przekonany, że to nie są tylko przypuszczenia. Musiał nauczyć się bić, albo przynajmniej się bronić. I to skutecznie bronić. Nie mógł wiecznie uciekać, musiał coś z tym zrobić. Do takiego doszedł wniosku rozmyślając tak od czterdziestu minut w to chłodne popołudnie. Słońce grzało jego plecy, i mimo że nie były to już najcieplejsze promienie słońca, wciąż pomagały ogrzać w jesienne dni. Niektóre drzewa były jeszcze zielone, inne mieniły się przeróżnymi kolorami. Od czerwonych liści, przez żółte aż po złote. Liście powoli zaczynały spadać na ziemię, już wkrótce stworzą na ziemi piękny dywan, po którym kroczyć będą ludzie. Póki co prawdziwa jesień dopiero się zaczynała. Zdecydowanie była to piękna pora roku, o ile nie padało. Czerwonowłosy chłopak, nie przepadał za jesienią, ale nie było też tak, że jej nie lubił. Po prostu może nie widział w niej tyle magii, co inni. Za to jego ulubioną porą roku była wiosna. Nie było tajfunów, było ciepło i wszystko wydawało się jakby bardziej radosne. Jego mama również uwielbiała wiosnę. Gdy tak o niej myślał, nie był przekonany, czy kobieta cieszyła by się z tego, że chłopak chce się bić. Zawsze powtarzała, że przemoc jest zła i niszczy człowieka. Może właśnie dlatego nie potrafił się bić. Ale przecież nie mógł zrzucić całej winy na swoją rodzicielkę. Nie było sensu teraz myśleć o tym czy przemoc w tym wypadku jest zła, dobra, czy coś pomiędzy. Widział jedno. Musi zapisać się na jakiś kurs boksu, czy czegoś takiego. Wiedział, że w szkole są zajęcia z Karate, Kungfu, Judo itd. ale nie miał zamiaru zapisywać się na takie zajęcia w szkole. Nie chciał by ktokolwiek wiedział, że coś trenuje, a zwłaszcza nie Hidan. Nie chciał mu dawać satysfakcji, że robi to przez niego. Do tego nie wiedział jak zareaguje na to babcia. Wolał to robić po kryjomu. Ale nie wiedział też ile takie nauki kosztują. A babcia nie dawała mu dużo kieszonkowego. Po za tym w szkole musiał uczestniczyć na korepetycje, więc i tak nie było szans, by w tym samym czasie chodził na zajęcia sztuk walki. Musiał się jeszcze nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Zdecydowanie o tym dzisiaj nic mu nie da. Nie znajdzie w ciągu paru godzin kogoś kto nauczy go bić się w jeden dzień. A jutro tak czy siak musi iść do szkoły.
- Sasori – Usłyszał głos babci i spojrzał w jej kierunku. - Pójdź do sklepu po mąkę – Wstał z huśtawki, i to dosyć chętnie. Znudziło mu się to myślenie, czuł że zaraz zacznie boleć go głowa, więc mały spacer dobrze mu zrobi. W korytarzu babcia liczyła na dłonie pieniądze, które miała dać wnukowi na mąkę. Sasori westchnął zniecierpliwiony.
- Mogłaś je policzyć za nim się ubrałem.. - nigdzie mu się nie spieszyło, ale od stania w kurtce w domu zaczynało mu się robić za ciepło.
- Już.. Masz – podała mu równo odliczone pieniądze. Chłopak spojrzał na nie, po czym przeniósł pretensjonalny wzrok na babcię. - Co? - zapytała, nie rozumiejąc jego wyrazu twarzy.
- A jak mi nie wystarczy? - zaczął, choć tak naprawdę chodziło mu o co innego.
- Wystarczy na pewno. Często kupuję i wierz mi, wiem ile kosztuje mąka. - zapewniła wnuka. Niech on jej tutaj nie mydli oczu.
- A jak podrożało? - drążył temat, tylko po to by dostać więcej pieniędzy.
- Nie podrożało. Idź już, bo nic w końcu dzisiaj nie upiekę – otworzyła drzwi, ponaglając wnuka by wreszcie poszedł kupić jej tę mąkę.
- Dobra.. To daj mi, żebym ja mógł sobie coś kupić – niech nie myśli, że będzie chodził do sklepu za darmo. Też chciał mieć coś od życia.
- Co na przykład? - musiała wiedzieć, na co ma mu dać pieniądze.
- Nie wiem – wzruszył ramionami i zastanowił się chwilę. - Na loda na przykład
- Loda? - zdziwiła się. - W październiku? Czy ty na głowę upadłeś? - pokręciła głową z niedowierzaniem. Może nie było jeszcze zimno, ale na pewno najcieplej też nie. Nie chciała, by Sasori się przeziębił. W końcu jego zdrowie najważniejsze, no i leki też mało nie kosztują.
- Na nic nie upadłem.. – naburmuszył się. - Co jest złego w jedzeniu lodów przy szesnastu stopniach? - Ta jego babcia, to jak czasami coś powie.. szkoda słów. Po jeszcze krótkiej konwersacji, Chiyo dołożyła mu trochę pieniędzy pod warunkiem, że nie kupi żadnego loda. Chcąc nie chcąc się zgodził. Wyszedł z domu i gdy tylko zrobił krok na przód, ujrzał zmierzającego w jego stronę rudowłosego chłopaka ze szkoły. Skrzywił się na jego widok. Był pewien, że idzie do Konan, jednak i tak nie miał ochoty się z nim spotykać. Włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, udając, że w ogóle go nie zauważył. Minęli się nie zwracając na siebie uwagi. Kamień spadł mu z serca. Jak nauczy się bić pokaże im wszystkim, że nie warto z nim zadzierać.
- Zaczekaj – A jednak się przeliczył. Zatrzymał się słysząc głos Yahiko. - Mam propozycję – dodał po krótkiej chwili. Sasori odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego obojętnym spojrzeniem, wyczekując na wyjaśnienie jego słów. Yahiko z trudem zebrał się w sobie, by powiedzieć to co ma na myśli. - Przekonaj Konan, że między tobą a mną jest wszystko w porządku, a pogadam z Hidanem, żeby dał ci spokój – Co prawda wiedział, że nie udobrucha Konan samym tym, że będą z Sasorim kolegami... na niby. Bo przecież głównie chodziło jej o to, że go nie obronił, przed Hidanem, ale jak to naprawić pomyśli innym razem. Na razie, niech Konan wie, że jakoś dogaduje się z jej kolegą Sasorim.
- Nie potrzebuję twojej łaski – powiedział marszcząc brwi. Rudowłosy nie był zadowolony taką odpowiedzią, ale czy mógł się spodziewać innej, po tym jak go potraktował?
- To nie łaska, tylko propozycja – nie zamierzał się poddać, musiał jakoś naprawić stosunki z Konan. - Co ci szkodzi?
- Ty. - rzucił bez zastanowienia i odwrócił się na pięcie, ruszając dalej w stronę sklepu. Yahiko miał ochotę go walnąć w łeb. Ale nie zrobi tego. Trudno.. błagać na kolanach nie zamierzał. Będzie musiał jakoś inaczej przekonać niebieskowłosą do jego niewinności. Zacznie od teraz, modlił się w duchu by chociaż wpuściła go do domu.

- Nie, nie ma mowy. Nic z tego. Nie. - mówiąc te słowa, Kakashi aż wstał z krzesła. Zadanie jakie mu Minato przydzielił, było tak nudną i irytującą robotą, że nie miał zamiaru go wykonywać.
-Przestań panikować.. - patrzył na przyjaciela z politowaniem. - To tylko gimnazjaliści, nie zjedzą cię. To nie są małe dzieci. - Starał się jakoś udobruchać siwowłosego, ale wiedział, że to nie będzie łatwe w takiej sytuacji.
- Przydziel kogoś innego - Czy ten facet próbuje zrobić mu na złość? Na prawdę wolałby wstać o czwartej rano i kierować ruchem drogowym, niż przedstawić bachorom zasady samoobrony na szkolnym apelu. Teraz żałował, że nie pracuje w drogówce. - Dlaczego ja?
- Dlatego, że każdy inny jest zajęty. Wierz mi, wolałbym się z tobą zamienić, gdybym tylko mógł. Po za tym... nie wiem dlaczego, ale dzieci cie lubią.. - Kakashi zawsze przyciągał do siebie dzieci, może fascynowało go ich jego sztuczne oko.
- Nie nadaje się do tego - może i go lubią, szkoda tyle, że nie ze wzajemnością. Taką przynajmniej wersję utrzymywał.
- Nadajesz się. Znasz się na tym, pokażesz dzieciakom jak się uwolnić z niektórych sytuacji...
- Nie rozumiem, po co ta cała akcja – westchnął zrezygnowany. Chyba nie miał tu nic do gadania.. niestety. - Żaden z nich nie nauczy się po półgodzinnym apelu, jak się bronić przed napastnikiem..
- Może i nie, ale być może zachęci ich to do nauki samoobrony – wiedział, że dzieciaki interesują takie zajęcia. Zwłaszcza chłopców. Naruto uwielbiał z nim ćwiczyć, chociaż traktowali to bardziej jak zabawę.
- To niech się od razu zapiszą.. po co to całe przedstawienie?
- Nie marudź.. Po prostu zrób o co cię proszę, jasne? - patrzył na swojego przyjaciela nieugiętym spojrzeniem. Na prawdę ciężko jest wydawać rozkazy przyjacielowi, ale taka była ich praca.
- Liczę na dodatkowe wynagrodzenie.. - powiedział po chwili milczenia, i skierował się do wyjścia.
- Jutro o ósmej – rzucił Minato do Inspektora, za nim zdążył wyjść. Ten tylko gestem ręki dał znak, że rozumie i zamknął za sobą drzwi. Blond włosy mężczyzna odetchnął z ulgą. Spodziewał się większego sprzeciwu, i dłuższej dyskusji w tym temacie. Kakashi nawet jeżeli wiedział, że musi coś zrobić, a tego nie chciał, to musiał się naprawdę nagadać, żeby sobie ulżyć.
Hatake wszedł do swojego biura, w którym zwykle urzędował. Usiadł na fotelu przy biurku, założył ręce za głowę i przekręcił się z fotelem w stronę okna. Widok nie był ciekawy. Ulica, samochody, ludzie chodzący po mieście, a naprzeciwko budynek, który był jedną z miejskich bibliotek. Słońce powoli zachodziło, co raz wcześniej robiło się ciemniej. Gdyby nie musiał siedzieć w niedziele w pracy, pewnie byłby teraz ze swoim psem na długim spacerze, żeby zrekompensować mu jego godziny nieobecność w ciągu tygodnia. Niestety jednak i on czasami musiał pracować w niedziele. Miał dyżur. Ktoś musiał być na posterunku. Nagle usłyszał znajomy dźwięk dochodzący z jego brzucha. Dochodziła już osiemnasta, a on od rana nic nie jadł. Wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi. Zdjął swój płaszcz z wieszaka i wyszedł z biura. Schodząc po schodach zakładał płaszcz. Rzucił tylko do policjanta siedzącego w informacji, że idzie coś zjeść i, że zaraz wróci, po czym szybkim krokiem wyszedł z komisariatu. Zawsze chodził do taniego baru, mieszczącego się dwie przecznice dalej. Stać go było na droższe jedzenie z porządnych restauracji, ale był przecież oszczędny, do tego nigdy tym jedzeniem z restauracji się nie najadał. Podawali dania w małych ilościach. Skąpe dziady. Płaci jak za cztery duże porcje w barze mlecznym, a mu dają coś w rodzaju przystawki. Była tylko jedna rzecz na której nie oszczędzał. A mianowicie papierosy. Nie były wcale tanie, a i tak je palił. Parę lat temu próbował je rzucić, za namową przyjaciółki, jednak nic z tego nie wyszło. Wszedł do swojej ulubionej jadłodajni. Wszyscy pracownicy już go dobrze znali, przychodził tu prawie codziennie. Usiadł przy ladzie i zamówił carry z ryżem.
- Wygląda pan na zmęczonego – zauważył pracownik, który zapisał zamówienie na kartce i podał ją na kuchnie.
- A jak mam wyglądać po całym tygodniu pracy? – odpowiedział pytaniem. Lubił swoją pracę, ale czasami czuł się przepracowany. I to głównie z własnej winy. Nawet w domu nie zdarzało mu się za często odpoczywać, zawsze przeglądał jakieś papiery.
- To może jednak zgodzi się pan na randkę z moją córką? - zaproponował już któryś raz z kolei. Dobrze wiedział, że jego córka skrycie podkochuje się w mężczyźnie.
- Tato! - doszedł z kuchni besztający głos córki. Może i była zauroczona urodą Inspektora, ale miała dosyć tego jak jej stary ojciec się w to wtrąca. Jak będzie chciała, to przecież sama to załatwi. Choć nie sądziła, że siwowłosy mężczyzna byłby nią zainteresowany. Kakashi podparł głowę na dłoni.
- Może kiedyś.. - zawsze to odpowiadał. Ale to kiedyś nigdy nie nadeszło, i nie sądził by to się zmieniło. Nie był zainteresowany. Nie dlatego, że nie była ładna, ale miała dwadzieścia trzy lata. Może sześć lat to wcale nie taka duża różnica, ale dziewczyna wciąż była studentką, uważał więc, że jest za stary. Po chwili dostał swoje zamówione curry i wszelkie myśli o dziewczynie odeszły w dal, skupił się teraz na pysznym jedzeniu.

     W jednym z domów, czarnowłosy chłopak leżał na łóżku z słuchawkami na uszach, i trzymał w rękach książkę, w którą wbity miał swój wzrok. Po jego minie można było wywnioskować, że jest bardzo skupiony na czytaniu tej że książki. Przesuwał wzrokiem po literach i cyfrach znajdujących się tam. Był bardzo pilnym uczniem, więc uczenie się fizyki, czy innego przedmiotu, słuchając przy tym muzyki, nie było dla niego żadnym wyczynem. Można nawet powiedzieć, że chłopak potrafił lepiej się skupić, gdy słuchał swoich ulubionych piosenek. Za oknami było już ciemno, a nawet nie było jeszcze dwudziestej. Niestety takie były uroki jesieni. Itachi przewrócił stronę i dalej śledził wzrokiem wszystko co było w podręczniku. Każdą literkę, każdy wzór, każde zadanie. Nie musiał ćwiczyć zadań na kartce. Po prostu patrzył na wzór i go zapamiętywał. Tak było ze wszystkim co przeczytał. Co prawda, czasami musiał czytać coś parę razy, jeżeli było bardzo trudne. Mimo to, niewątpliwym faktem było to, że Itachi Uchiha, był bardzo inteligentnym dzieckiem. Inaczej nie udało by mu się przeskoczyć klasy. W końcu zamknął książkę i odłożył ją na biurko. Zdjął z uszu słuchawki, wyłączając przy tym muzykę w telefonie i przetarł oczy. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że dosyć nauki na dziś. Podszedł do biurka by wziąć z niego krople do oczu, i zapuścił je sobie. Miał zespół suchego oka, to też musiał krople wszędzie nosić ze sobą. W każdej chwili mógł zacząć widzieć przez mgłę, lub mieć inne skutki uboczne, ponieważ jego oczy nie produkowały tyle łez ile powinny. Na początku nie znosił uczucia wpadających kropli do jego oczu, ale zdążył się już przyzwyczaić. Przecież i tak nie miał innego wyjścia, jak to właśnie zrobić. Po chwili wyszedł z pokoju i usłyszał odgłos odbijanej piłki o podłogę. Zszedł na dół, do salonu i ujrzał Sasuke robiącego kapki. Nie był zaskoczony, któż inny mógłby grać w piłkę jak nie jego młodszy brat? W końcu i tak byli w domu sami.
- Miałeś nie grać piłką w domu – rzucił do niego, kierując się prosto na kanapę przed telewizor. Czas obejrzeć jakiś film, po długiej i żmudnej nauce.
- Przecież nie gram – odpowiedział, nie przerywając swoich wyczynów. - Tylko ćwiczę..
- To to samo – odpowiedział natychmiast, włączając telewizor pilotem. Jego młodszy brat, miał obsesję na puncie piłki nożnej. Cały czas powtarzał, że zostanie piłkarzem i to najlepszym na świecie. Był strasznie pewny i siebie i do tego samolubny. Uwielbiał grać samodzielnie, a przecież wiadomo, że w tym sporcie chodzi o grę zespołową. Dopiero się tego wszystkiego uczył i czasami te fakty go przerażały. No bo jak to on mógł przegrać, sam na sześciu przeciwników... niemożliwe.
- Chcesz poćwiczyć ze mną? - zapytał, przestając na chwilę robić kapki. Odbijał teraz piłkę o podłogę.
- Nie, mówiłem, żebyś przestał grać – powtórzył, spoglądając na niego pretensjonalnie. Odbijanie o podłogę zagłusza mu film. - Odrobiłeś w ogóle lekcje? - lepiej jakby się zajął pracą domową, niż graniem w domu w piłkę. Jeszcze coś zepsuje.
- Tak mamo.. - rzucił, przewracając oczami. - Nie chcesz ćwiczyć ze mną, to nie – znów zaczął odbijać piłkę nogą. W ogóle nie przejmował się tym co mówił jego starszy brat. Dlatego też Itachi zaczął go ignorować, rozsiadając się wygodnie na kanapie. W telewizji leciał jakiś amerykański film. Jeden z tych, co i tak już każdy zna go na pamięć, ale kolejne oglądanie nigdy się nie nudzi. I nawet napisów już nie musiał czytać, nie dlatego, że umiał angielski, bo umiał. Ale dlatego, że znał już prawie każdy dialog na pamięć. Nagle rozległ się TRZASK. Odgłos tłuczonego szkła, dotarł do uszu czarnowłosego. Szybko zwrócił swój wzrok w miejsce skąd dochodził odgłos, i jego oczy napotkały tam Sasuke, który klęczał i w pośpiech zbierał kawałki szkła. Itachi wstał i podszedł do brata. Pierwsze co zrobił to dał mu w łeb.
- Aua... - jęknął dziesięciolatek. - Nie moja wina...
- A czyja? - zapytał retorycznie marszcząc brwi, po czym ukucnął i pomógł mu zbierać szkło. Okazało się, że Sasuke zbił szklaną rzeźbę łabędzie, którą mama dostała na ślub od nieżyjącej już babci. Z tego co Itachi słyszał, mama w dzieciństwie uwielbiała łabędzie i często chodziła nad staw je karmić, dlatego też babcia dała jej taki prezent, by przypominał ich mamie o dzieciństwie i o babci. Mikoto bardzo lubiła tę figurkę, dlatego obaj bracia już wiedzieli, że mama nie będzie zachwycona tym co się stało.
- I co teraz? - zapytał zrozpaczony Sasuke. Nie chciał tego zrobić, nie miał pojęcia, że piłka trafi właśnie w ten cenny dla ich rodzicielki przedmiot. Myślał, że dobrze kontroluje piłkę.
- Mówiłem ci żebyś nie grał.. - westchnął. Mówić jak grochem o ścianę, to już nie jego wina, że go nie słuchał. Ale rodzice powierzyli mu opiekę nad młodszym bratem, więc na pewno jego też o to obwinią. Mógł mu zabrać tę piłkę..
- Może posklejamy? - zaproponował z nadzieją.
- Szkło? I do tego takie cienkie... - wziął kawałek szkła w palce i przyjrzał się mu. Nie było mowy żeby to się w jakikolwiek sposób po sklejeniu trzymało. - Nie da rady – Sasuke spuścił głowę zrezygnowany. Posprzątali szkło wyrzucając je do kosza. Dziesięciolatek przykrył szkło stertą śmieci, tak żeby nie rzucało się w oczy.
- Może nie zauważą.. - szczerze na to liczył. Nie chciał dostać kary, przez to, że stuk tego łabędzia. To nie było warte ochrzanu, a co dopiero kary. Tak uważał.
- Chciałbyś – To byłby cud, żeby mama nie zauważyła łabędzia, którego czyściła z kurzu w każdą sobotę... To byłby zbyt piękny cud. Nawet się nie łudził, jego matka na pewno się wkurzy. Pomyślał też, że będzie jej przykro. W końcu była to dla niej bardzo cenna rzecz, jemu też było by smutno gdyby zepsuła coś, co jest cenne dla niego. Jak na przykład puchary z zawodów Karate. Po chwili drzwi od domu otworzyły się i weszli przez nie państwo Uchiha. Byli w kinie, i chyba dobrze się bawili, tak przynajmniej wywnioskował Itachi z ich uśmiechów.
- I jak tam film? - zapytał starszy z braci.
- Bardzo fajny, już dawno się tak nie uśmiałam – było to widać po minie Mikoto, że film jej się naprawdę podobał. A oboje rodziców wyglądało tak, jakby właśnie przed wejściem do domu, rozmawiali o niezwykle śmiesznej scenie z filmu.
- To dobrze
- A w domu nie rozrabialiście? - zapytał ojciec, jakby półżartem, bo zazwyczaj nie sprawiają żadnych problemów... to znaczy, Itachi zazwyczaj ich nie sprawia. Mimo to nigdy jeszcze ani on, ani Sasuke, domu z dymem nie puścili. Kruczowłosy chłopiec słysząc słowa ojca od razu przesunął się do komody, by zakryć puste miejsce bo łabędziu. Itachi miał ochotę walnąć się w czoło, bo wyglądało to dosyć podejrzanie.
- Byliśmy grzeczni! - zawołał Sasuke, siląc się na bardzo przekonujący ton. Ojciec spojrzał na niego podejrzliwie, ale puścił jego zachowanie mimo uszu. Okazało się, że chłopcy nie jedli jeszcze kolacji, to też czarnowłosa kobieta zabrała się od razu za jej robienie, a w międzyczasie Fugaku wziął kąpiel. Musieli się jakoś dzielić łazienką, bo mieli tylko jedną. Po pół godzinie wszyscy usiedli do stołu. Gdy tylko Sasuke zdążył zapomnieć o łabędziu, zaraz powrócił ten temat.
- Graliście w piłkę? - zapytał ojciec, wiedząc leżącą piłkę do nogi na środku salonu.
- Nie – odpowiedział natychmiast Sasuke. - Tak tylko... ee.. przyniosłem ją.. - Fugaku przeniósł wzrok na Itachiego.
- Nie grałem – powiedział ojcu, całkowitą prawdę. Bo przecież on nawet tej piłki nie dotknął. Po tym znów porzucili ten temat. Zaczęli rozmawiać o szkole, pracy i planach na kolejny weekend. Dziadkowie ze strony ojca, chcieli żeby za tydzień do nich wpadli. Po kolacji Mikoto poszła zasłonić rolety w salonie i wracając do kuchni by pozmywać talerze, natknęła się na coś małego, przezroczystego, co leżało na podłodze. Schyliła się po to i okazało się, że był to kawałek szkła. Spojrzała na komodę i zastanawiała się przez chwilę, czy czgoś tu przypadkiem nie brakuje. Szybko zdała sobie sprawę, że nie było na niej jej łabędzia. Domyśliła się co się mogło stać.
- Chłopaki! Natychmiast do mnie! - wrzasnęła stają przy schodach. Tym nagłym wrzaskiem wystraszyła swojego męża, który w tej chwili siedział na kanapie czytając gazetę, spod której uniósł wzrok, ciekaw co te dzieciaki znowu nawyrabiały. Obaj bracia, musieli przerwać grę w papier, kamień, nożyce, która miała rozstrzygnąć, kto pierwszy idzie się kąpać, i zeszli na dół. Oboje już wiedzieli dlaczego ich rodzicielka jest taka wściekła. Gdy tylko zjawili się na dole, kobieta od razu zażądała wyjaśnień.
- To był wypadek... - burknął Sasuke, wiedząc już, że nie uda mu się ukryć tego co zrobił. - Skąd mogłem wiedzieć....
-To moja wina.. nie przypilnowałem go – wtrącił Itachi widząc bliską płaczu minę młodszego braciszka. Było to instynktowne, zawsze troszczył się o Sasuke, najlepiej jak umiał, mimo to, i między nimi zdarzały się kłótnie.
- Co mówiliśmy o grze w piłkę w domu? - zapytał Fugaku podchodząc do dzieci.
- ..że można w nią grać, bo to dobra zabawa? - zapytał dziesięciolatek z nadzieją, że tata się z nim zgodzi.
- Nie. Mówiliśmy, że w domu się nie gra bo można coś popsuć – wyjaśnił stanowczo.
- Ja wam dam dobrą zabawę! - krzyknęła Mikoto. Zrobiła im spory wykład na temat nieodpowiedzialności i zawiedzeniu się na nich. Krzyczała tak przez dwadzieścia minut, a oni biedni musieli wysłuchiwać, jacy to niedobrzy z nich synowie. Do tego Itachi, czuł się tu najbardziej poszkodowany, bo nie dość że dostał ochrzan za to, że nic nie zrobił, to jeszcze otrzymał prezent w postaci kilkudniowego szlabanu.. oczywiście razem z Sasuke. I weź tu być dobrym bratem.. Nie opłaca się.

     Następnego dnia Sasori niechętnie ruszył do szkoły. Nigdy do szkoły nie chodził z ogromną chęcią, ale tym razem nie miał ochoty tam iść jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mógł ukryć przed sobą tego, że się bał, ale z drugiej strony nie chciał uciekać. Może popełnia błąd, ale nie pozwoli by taki ktoś jak Hidan obrażał jego rodziców. To go zabolało, tak bardzo że postanowił przestać unikać tego idioty. Niech się dzieje co chce, ale zrobi wszystko by obronić imię swoich rodziców. Byli najlepsi na świecie i nikt, a już na pewno nie siwy debil, nie ma prawa ich obrażać. Choć jedna jego strona podpowiadała mu, żeby jednak gdzieś skręcił w jakąś boczną ścieżkę i odpuścić sobie dzisiaj szkołę, żeby się komuś poskarżył, przepisał do innej szkoły, to druga strona pchała go na przód, tak silnie, że nie był wstanie się jej sprzeciwić. Był już zdecydowany, klamka zapadła, cokolwiek się zdarzy, nie ucieknie. Poczucie obowiązku pchało go na przód.
Wszedł do budynku szkoły i rozejrzawszy się dookoła, tak na wypadek gdyby ktoś znów go zaskoczył, i widząc, że nie ma Hidana w pobliżu, podszedł do szafek i tam zmienił obuwie. Jak co rano skierował się w stronę sali gimnastycznej na poranny apel, czyli inaczej na bardzo nudne półgodziny. Po drodze jednak dowiedział się, że ten apel będzie inny niż większość, bo przyjechał policjant, podobno jakiś specjalny, bo będzie coś mówił o samoobronie. Takie plotki doszyły do jego uszy, gdy zmierzał w stronę sali. Nie miał pojęcia co o tym myśleć, ale miał wrażenie, że to jakaś dziwna zbieżność losu. Jeszcze wczoraj myślał o nauce samoobrony, a dzisiaj oferują mu takie pokazy w szkole. Chyba szczęście się zaczyna do niego uśmiechać. Gdy tylko o tym pomyślał, poczuł że na kogoś wpadł. Pod wpływem uderzenia, cofnął się o krok.
- Prze.. - nie dokończył, bo widok człowieka w którego właśnie wlazł, był zbyt szokujący. - To ty... - wykrztusił po chwili. Kakashi, równie był zdziwiony widokiem dzieciaka, tyle że on nie dał tego po sobie poznać. Zawsze trafiał na ludzi, których już nigdy nie chciał widzieć... Takie to już jego szczęście. Westchnął w duchu.
- Żadne Ty, tylko Pan. - pouczył go. To że kiedyś sobie u niego waletował, nie znaczy że może tak do niego bez szacunku. Sasori nie zwracał uwagi na jego upomnienia. Zastanawiał się chwilę, co tu robię ten facet? Ale szybko do niego dotarło, że przecież jest policjantem i pewnie to on będzie uczył samoobrony. Choć trudno było mu w to uwierzyć.. nie sądził, że ten gość coś takiego potrafi. Właściwie... to nigdy się nawet nad tym nie zastanawiał.
- Muszę iść.. - wydukał po chwili i wyminął inspektora Hatake. Ten tylko spojrzał za nim przez ramię, po czym ruszył do dyrektorki szkoły, która chciała czegoś od niego za nim zacznie swój „wykład” na sali gimnastycznej. On naprawdę nie miał ochoty na żadne tłumaczenie bachorom o samoobronie. Chciałby zrobić to szybko i sobie pójść, ale ma do zagospodarowania aż półgodziny. Tyle cennego czasu stracić..
Po apelu większość uczniów była zachwycona tymi specjalnymi technikami, jakie mogą powalić nieprzyjaciela. Po mimo ,że nie mieli czasu poćwiczyć z policjantem, czego wielu uczniów żałowało, to i tak bardzo im się podobało. Nawet Sasori był pod wrażeniem tego ile ten bardzo znajomy mu facet potrafi. Nie wygląda na takiego energicznego. W jego domu nie widział żadnego przyrządu do ćwiczeń, żadnego worka treningowego ani nic z tych rzeczy. Za to jego szafki zawalone były książkami, to też uważał go za nudziarza. Mimo iż wszystkie techniki samoobrony były bardzo dokładnie przedstawione, osobiście nie sądził, że wiele go te teorie nauczyły. Na nic mu się to właściwie zdało.. ale posłuchać było warto. Szedł do sali, na lekcję języka angielskiego, za którą nie przepadał. Profesor Anko było wymagająca, dlatego średnio ją lubił. A z językiem angielski radził sobie nie najlepiej. Wszedł do klasy gdzie siedziało już większość uczniów, także Hidan i Deidara już byli. Gdy tylko usiadł w swojej ławce poczuł na sobie wzrok reszty klasy. Nie był to jednak wzrok taki co zwykle. Nie patrzyły na niego dziewczyny w sposób taki jakby chciałby go zjeść, a koledzy nie zerkali w celu przywitania się. Czuł na sobie nieprzyjemnie chłodny wzrok, i słyszał jakieś szepty, których nie mógł zrozumieć. Być może dlatego, że w tym momencie się cholernie zestresował. Spojrzał po klasie. I faktycznie, parę osób na niego zerkało, a inni uciekli wzrokiem gdy tylko na nich spojrzał. Co się dzieje? Nie rozumiał. Przeniósł wzrok na Hidana, ale ten jak zwykle patrzył w swój telefon, potem zerknął na Deidarę, ale on z kolei przepisywał coś do zeszytu. To dziwne, że tylko ci dwaj nie wbijają w niego swoich oczu. Do klasy zbierało się coraz więcej uczniów, i co niektórzy wchodzący zerkali na Sasoriego i coś szeptali do ucha swoim towarzyszą. Nie miał pojęcia o co chodzi, i strasznie go to wkurzało. Miał tego dość. Wstał, by się przejść, ale w tej chwili weszła profesorka, więc jego plan się nie powiódł. Usiadł z powrotem w ławce. Po chwili lekcja się zaczęła. Całą lekcje zastanawiał się co też takiego zrobił. Czyżby patrzyli na niego takim nieprzyjemnym wzrokiem, można by rzec, kpiącym, dlatego, że uderzył Hidana? Ale czy Hiadn na pewno by rozgłaszał po szkole, że ktoś od niego niższy go walnął? Już nie miał pojęcia co myśleć. Mimo iż trwała lekcja, to wciąż czuł na plecach spojrzenia kolegów i koleżanek z klasy. Choć może mu się tylko wydawało. Profesor Anko postanowiła popytać uczniów, z zadanej pracy domowej. Kalsa miała nauczyć się opowiadać po angielsku co też robili podczas wakacji letnich i gdzie byli. Były to proste ćwiczenia, ale uczyli się angielskiego dopiero drugi rok, to też nie mogła wymagać od nich nie wiadomo jakich cudów. Gdy tylko oznajmiła, że przechodzi do pytania, zaczęła patrzeć po klasie, kogo by wziąć na pierwszy ogień. W klasie zapadła absolutna cisza i wszyscy wgapieni w nauczycielkę, czekali ze stresowani, aż oznajmi im kto pójdzie na pierwszy ogień. Nikt nie chciał być pierwszy, a nawet drugi. Każdy z uczniów miał nadzieję, że tego dnia nie zostanie zapytany.
- Hidan – powiedziała patrząc na chłopaka, który leżał na ławce. Reszta klasy odetchnęła z ulgą. Szarowłosy podniósł głowę z ławki i spojrzał na nauczycielkę. - Chodź, zapraszam – wskazała mu miejsce koło biurka. Niechętnie wyszedł na środek klasy. - Opowiedz o swoich wakacjach. Nie musisz się spieszyć, zacznij jak będziesz gotowy – dodała i zaczęła coś pisać w dzienniku. Wiedziała, że uczniowie bardziej stresują się gdy się na nich patrzy, dlatego też zawsze czymś się zajmowała, oczywiście jednocześnie uważnie słuchając. Hidan nie należał do tych co bardzo przejmują się oceną, tak więc powodów do stresu w szkole nie miał prawie w ogóle.
-I was at home. - powiedział po chwili, swoją nieco pokaleczoną angielszczyzną. Po tych słowach zapadła cisza.
-I co dalej? - dopytała zwracając swój wzrok ku niemu.
-To tyle – oznajmił zdziwiony, że kobieta wymaga od niego czegoś jeszcze. Przecież powiedział, gdzie był. Nie robił nic ciekawego to też nie czuł się zobowiązany by o tym mówić. Anko westchnęła, po czym dała mu wykład na temat nie przykładania się do lekcji i kazała na następny raz nauczyć się czegoś więcej niż tylko „I was at home”. Do tego wyraźnie podkreśliła, że jego opowiadanie ma zajmować, co najmniej stronę. Nie udało się przepytać wszystkich uczniów, i w tych szczęśliwcach znalazł się również Sasori, który odetchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał dzwonek na przerwę. Wyszedł z sali i skierował się do łazienki, bo poczuł nagłą potrzebę skorzystania z niej. Idąc holem, słyszał jak niektórzy szepczą sobie coś do uszu, zerkając na niego. Nie miał pojęcia co się dzieje. Czuł się z tym źle. Było mu jednocześnie przykro, choć sam nie wiedział czemu, i jednocześnie był strasznie wkurzony tym wszystkim. Miał ochotę podejść do kogoś i zapytać, o co do cholery chodzi? I zamierzał to zrobić, ale najpierw, musiał się wysikać. Wszedł do łazienki i podszedł do pisuaru, po czym przeszedł do kolejnych czynności. Po chwili ktoś wszedł do łazienki. Byli to chłopcy z klasy obok. Zatrzymali się jednak zaraz przy drzwiach, gdy tylko zauważyli czerwonowłosego.
- To ten co lubi pokazywać... - rzucił wyższy z nich.
- Lepiej stąd chodźmy, bo nie chce tego zobaczyć na żywo – dodał drugi, po czym śmiejąc się wyszli z łazienki. Akasuna już kompletnie został zbity stropu. Przez to że ich obecność go stremowała, nie zaczął nawet jeszcze sikać. Jak tak dalej pójdzie to przesiedzi tu całą przerwę i nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście po chwili udało mu się, ulżyć swojemu pęcherzowi. Gdy tylko zasunął rozporek do łazienki wszedł szarowłosy. Na początku Akasune ogarnął go strach, ale postanowił sobie, że nie będzie uciekać, to też jak gdyby nigdy nic podszedł do umywalki umyć ręce. Hidan uśmiechnął się pod nosem, widząc jak czerwonowłosy usilnie stara się go ignorować. Podszedł do niego i zarzucił mu swoje ramię na szyje. Sasori znieruchomiał, zastanawiając się czy znów od niego oberwie.
- Chyba nie masz już w klasie żadnego kolegi.. - zaczął przeciągle, wciąż się szczerząc. Akasuna spojrzał na niego marszcząc brwi. Domyślił się już, że to on za wszystkim stoi.
- Co zrobiłeś? - co takiego nagadał wszystkim w szkole, by zaczęli go tak bezczelnie obgadywać. Hidan wyjął z kieszeni swój telefon. Coś w nim poklikał, po czym przysunął go bliżej Sasoriego, tak by mógł zobaczyć co widnieje na ekranie. W telefonie widniał zupełnie nagi Sasori. Chłopak otworzył szeroko oczy, zaskoczony tym zdjęciem. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek robił sobie nagie zdjęcia.. Szybko jednak zorientował się, że nie jest to jego ciało. Głowa była jego, jednak reszta część ciała już nie. Był tego pewien, bo dobrze znał swoje ciało. Po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegł że jego głowa jest tylko wklejona, ale było to zrobione tak profesjonalnie, że trudno było to dostrzec, na pierwszy rzut oka. Nagle poczuł się strasznie zawstydzony, gdy pomyślał o tym, że prawie cała szkoła myśli, że to cały on. Czuł się upokorzony i wściekły. Zacisnął pięści.
- Zaimponowałeś mi ostatnio – zaczął nagle Hidan. - Uderzyłeś mnie, i to dosyć mocno... Ale chyba nie myślałeś, że ci to podaruje, co? - zaśmiał się widząc zarumienioną i wkurzoną minę Sasoriego.
- Odwal się ode mnie.. - wycedził przez zęby. Miał już dość tego gościa. Rujnował mu życie na każdym kroku. Co raz częściej przez niego czuł nienawiść, a bardzo starał się unikać tego uczucia, ze względu na to, że jego matka nigdy nie chciałaby, by potrafił nienawidzić.
- Robisz się coraz bardziej pyskaty.. na za dużo sobie pozwalasz – Szarowłosy uwielbiał traktować ludzi z góry. Nie wszystkich oczywiście, bo byli tacy, którzy sobie na to nie pozwalali. Musiał przyznać, że Sasori to jego ulubiona ofiara jak do tej pory. Może gdyby poznali się w innych okolicznościach, zostali by kolegami.
- Hidan, zostaw go – wtrącił Deidara, gdy tylko wszedł do łazienki. Wysoki chłopak zdecydowanie za długo się znęcał już nad Sasorim. Zwykle to trwało tydzień lub dwa i dawał ludziom spokój. Blondyn nie był zachwycony wyczynami przyjaciela. I mimo, że i jemu zdarzyło się komuś dokuczać, i starał się również zawsze zrozumieć Hidana, który w ten sposób wyładowywał wszystkie swoje złe emocje, to tym razem powoli zaczynał przesadzać. Wiedział też jak ostatnio napięta jest sytuacja w jego domu, ale przecież takie metody by poczuć się lepszym nie były dobrym wyjściem z sytuacji. Do tego przez niego zaczęło się komplikować między Yahiko i Konan. Dziewczyna się nie odzywała ani do nich ani do rudego, a tamten uporczywie za nią łazi, nie zdając sobie sprawy że tym sposobem tylko pogarsza swoją obecną sytuację. Miał już dość bycia tym który wszystko naprawia. Nagato twierdził, że wszyscy na pewno sami się dogadają, a w trącanie się może pogorszyć sprawę. Za to Itachi miał zupełnie gdzieś tę całą sprawę i nawet nie fatygował się pomóc. Eh.. jak to ciężko być tym, któremu zależy.
- Dei, pokazałem Sasoriemu jego super fote – rzucił do przyjaciela, który właśnie stał przy pisuarze i bez skrepowania załatwiał swoją potrzebę.
- Świetnie... - rzucił sarkastycznie. Wiedział, że ktoś z nauczycieli się o tym dowie prędzej czy później. Nie może być inaczej po tym jak idiota rozesłał zdjęcie i plotki po całej szkole. Ale nawet z tego powodu się cieszył, może ktośwreszcie przemówi mu do rozsądku i odczepi się od tego nieszczęśnika o czerwonych włosach.
- Saso, jestem pewny że laski w szkole już dawno chciały zobaczyć cię nago – Sasori miał dość jego głupich komentarzy. Czym sobie zasłużył na takie traktowanie? To wszystko od początku, to głupie w widzimisię Hidana, który chciał się po prostu nad nim poznęcać dla zabawy, bo ma aż tak nudne życie. Musiał być cholernie nieszczęśliwy skoro posuwa się do takich rzeczy by uprzykrzyć mu życie. Nie był szczęśliwy i dlatego robił wszystko by mógł poczuć się szczęśliwszy od swojej ofiary. Dotarło do niego to właśnie teraz, ale był tak wściekły, że wcale mu nie współczuł. Wciąż go nie znosił.
- Wal się! - odepchnął od siebie Hidana, po czym wybiegł z łazienki. Szarowłosy patrzył za nim obojętnym spojrzeniem. Dei podszedł do umywalek i zaczął myć ręce.
- Daj mu już spokój – powiedział do przyjaciela. - Przesadziłeś z tym zdjęciem... Nie zdziwię się, jak po tym opuści tę szkołę.
- E tam – machnął ręką. W ogóle nie przejmował się tym co zrobił, ani losem Akasuny. - A teraz wyjdź, muszę się zrelaksować – oznajmił otwierając jedną z kabin. Deidara uniósł brew, rzucając mu pytające spojrzenie. - Jeszcze dzisiaj nie flirtowałem z Wacławem – wyjaśnił mu. - Kolega się domaga, nie mogę go zawieźć – z tymi słowami zniknął w kabinie. Dei przewrócił oczami na głupotę kumpla i wyszedł z łazienki.

     Sasori wybiegł ze szkoły, popychając przy tym stojących mu na drodze uczniów. Obiecał sobie, że nie będzie uciekał, i czuł się zawiedziony swoją postawą i niedotrzymaniem obietnicy. Nie mógł jednak zostać w szkole, w której go upokorzono. Miał świadomość tego, że to tylko przerobione zdjęcie w photoshopie, mimo to i tak czuł się z tym potwornie źle. Nie każdy przecież wiedział, że to tylko przeróbka, i za pewne nie każdy się domyślił. W tej chwili był pewny, że już nigdy nie wróci do tej szkoły. Jeszcze nigdy nikt go tak nie upokorzył. Nie potrafił zrozumieć dlaczego to spotyka właśnie jego. Biegł prosto do domu. Miał już gdzieś kazania babci i to że nie będzie zadowolona, że znowu uciekł ze szkoły. Nie będzie go zmuszała chodzić do tak porąbanej szkoły. Właściwie to gdyby nie Hidan, nie było by wcale źle, ale niestety szarowłosy idiota nie daje mu żyć. Nie mieszkał daleko od szkoły, więc dobiegniecie do domu nie zajęło mu dużo czasu. Wbiegł do domu i trzasnął drzwiami, po czym natychmiast pobiegł na górę do swojego pokoju. Tam też trzasnął drzwiami. Chiyo stała oszołomiona w korytarzy, patrząc na górę gdzie jej wnuk przed chwilą zniknął. Zdziwiło ją, że tak szybko wrócił do domu. Skierowała się na górę, do jego pokoju.
- Sasori.. Nie powinieneś być w szkole? - zapytała pukając do drzwi. Nie uzyskała jednak odpowiedzi. - Znowu uciekłeś? Chyba coś ci mówiłam na ten temat....
- Daj mi spokój stara babo! - wydarł się. Był wściekły sam już nie wiedział na co. Wszystko go teraz wkurzało.
- Jak ty się do mnie zwracasz!? Co za brak szacunku. Jesteś niewdzięczny! - Wzięła go pod swój dach, daje mu jeść, opiekuje się nim i martwi o niego, a on tak się do nie bezczelnie odzywa. Ponownie zapadło milczenie. Chłopak nie odpowiedział nic na ochrzan babci. Może była i stara, ale nie głupia. Wiedziała, że musiało coś się stać, skoro przybiegł do domu tak szybko. Wątpiła, by zrobił to dlatego, że lekcje mu się znudziły. Odetchnęła, uspokajając nerwy. - Sasori, porozmawiajmy – dodała po chwili naciskając na klamkę. Czerwonowłosy widząc to, szybko podbiegł do drzwi i przycisnął się do nich tak, by powstrzymać babcię przed otwarciem ich. Jak na złość nie miał kluczyka od drzwi, ani żadnego zamka.
- Nic mi nie jest.. zostaw mnie – zarządził mocno dociskają drzwi. Nie chciał z nią teraz gadać, chciał być sam. Musiał przyznać, że jego stara babcia była naprawdę silna. Ona również parła na drzwi od drugiej strony i prawie je otworzyła odpychając Sasoriego w głąb pokoju. Ale chłopak nie dał tak łatwo za wygraną. Oparł się plecami o drzwi i dociskał jeszcze mocniej, zapierając się nogami o podłogę.
- Sasori.. nie wygłupiaj się – zbeształa go Chiyo. Nie miała już siły się z nim siłować. Był młodszy i zwinniejszy.
- To mnie zostaw! - Kobieta westchnęła rezygnując z dostania się do jego pokoju, i zeszła na dół. Pomyślała, że jak będzie chciał porozmawiać to sam przyjdzie, ale poczuła się też dziwnie smutna. Wnuk jej nie ufał, skoro nie chciał się jej zwierzyć. Widocznie nie jest wzorem babci. Sasori jeszcze oparty o drzwi, nasłuchiwał kroków babci. Gdy owe kroki ucichły, osunął się po drzwiach na podłogę i schował głowę w kolanach. Już sam nie wiedział czego chce od życia. Na prawdę dobrze by było się komuś zwierzyć, ale nie sądził by babcia coś na to poradziła. Na pewno by się wkurzyła i twierdziła, że plecie głupoty, albo mówiła by żeby się nie przejmował, ale to by mu wcale nie pomogło. W tej chwili nie wiedział co zrobić. Nie może cały czas ukrywać tego co się stało, bo inaczej babcia nie zmieni mu szkoły. Choć z drugiej strony wcale nie był pewny czy chce to zrobić. Miał nie uciekać i nauczyć się bronić. Jego życie legło w gruzach. Od śmierci jego rodziców nic nie jest dobrze. Od tamtej pory wszystko się psuje. Nabawił się lęku przed krwią, zaczął cierpieć na bezsenność, a często w nocy ma koszmary. W szkole nikt go nie lubi i czuje się tam dziwnie obco. Ciężko jest być silnym po czymś takim. Wstał z podłogi i podszedł do biurka, gdzie stało zdjęcie jego rodziców. Ich uśmiechnięte twarze na zdjęciu dodawały mu tylko bólu. Ale też dla tych twarzy nie mógł tak po prostu się poddać. Choć nie poddawanie się wcale nie było takie łatwe. Bardzo chciałby cofnąć czas, szkoda tylko, że było to niemożliwe.

     Lekcje w szkole dobiegły końca i gdy tylko uczniowie usłyszeli dzwonek oznajmiających ich koniec, z radością na twarzy zaczęli się pakować. Co prawda zostały jeszcze zajęcia poza lekcyjne, ale te były dużo ciekawsze od zwykłych lekcji, bo nawiązywały do ich zainteresowań. Profesor Iruka siedzący przy biurku składał wypracowania uczniów na temat wojny. Uczniowie wychodząc z sali rzucali mu to na biurko dosyć niechlujnie to też musiał je sam doprowadzić do estetycznego stanu. Uczniów w klasie ubywało.
- Deidara – rzucił profesor do długowłosego i zawołał go gestem ręki. Chłopak podszedł do biurka i spojrzał pytająco na nauczyciela, kładąc mu na biurko swoje wypracowanie. Jako jedyny zrobił to schludnie. - Zostań chwilę. - Dei nie wiedział po co każe mu zostać, ale wykonał polecenie. Gdy w klasie zostali już tylko oni, profesor kontynuował. - Nie wiesz, dlaczego Sasori tak szybko wyszedł ze szkoły? - wolał zdecydowanie o to zapytać Hidana, ale i tamten godzinę temu gdzieś zniknął.
- Nie wiem – skłamał. Oczywiście, że wiedział, ale przecież nie wyda swojego kumpla.
- Rozumiem.. - nie był usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, bo domyślał się, że Sasori uciekł przez takiego jednego co lubi dokuczać innym. Zauważył też przez ten miesiąc, że czerwonowłosy unika Hidana jak ognia. Nigdy nie widział ich razem, choć ze wszystkimi innymi Sasori w klasie rozmawiał. Wiadomą rzeczą było to, że po prostu mogli się nie lubić, ale on już dobrze znał Hidana, i dlatego wolał się upewnić, czy ten chłopak nie robi znów niczego głupiego. - W takim razie.. - otworzył szufladę biurka i wyją z niej kartki z zadaniami. Po chwili dodał: - Zaniesiesz Sasoriemu jego torbę, którą zostawił – ponownie spojrzał na ucznia. - I dasz mu to – podał mu kartki z ćwiczeniami, które miał z nim przerobić na dzisiejszych korepetycjach.
- Dlaczego ja? - zapytał pretensjonalnie.
- Bo z tego co widzę, mieszkasz najbliżej niego
- Ale ja muszę pomagać rodzicom.. - chciał się jakoś wymigać, nie chciało mu się nigdzie iść. Wolał wrócić do domu, zwłaszcza że tego dnia nie musi pomagać to miałby więcej czasu dla siebie.
- Rodzice na pewno zrozumieją – powiedział i zapisał mu adres chłopaka na kartce i podał mu go. Deidara nie miał innego wyjścia, musiał pójść do Sasoriego i zanieść mu jego rzeczy. Ta ciapa naprawdę mogłaby pamiętać o zabieraniu swoich rzeczy za nim ucieknie. Ale tak czy inaczej, to wina Hidana. Gdyby ten idiota nie zrobił tego pieprzonego zdjęcia, nie było by żadnego problemu. Westchnął w duchu i wziął jego torbę. Rzucając do widzenia, wyszedł z klasy.

    Po paru godzinach nic nie robienia, babcia oznajmiła mu, że wybiera się do sklepu. Gdy tylko usłyszał, dźwięk zamykanych drzwi frontowych od razu wyszedł z pokoju i zszedł do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Zrobił się głodny, a wcześniej nie miał ochoty schodzić na dół, bo obawiał się, że babcia będzie zadawać za dużo pytań. Albo mogła go również ochrzanić za jego pyskowanie i ucieknięcie ze szkoły, to też wolał się obejść bez tego. W kuchni otworzył lodówkę i patrzył długą chwilę na produkty jakie tam się znajdowały. Nie było dużego wyboru, bo babcia dopiero teraz poszła do sklepu. Gapił się dłuższą chwilę na produkty, zastanawiając się co zjeść. Chleb z serem? Czy może jogurt? To był naprawdę trudny wybór, bo na nic z tych rzeczy nie miał specjalnej ochoty. Jednak zdecydował się na jogurt. Zamknął lodówkę i wziął łyżeczkę, po czym usiadł na kanapie przed telewizorem. Włączył pierwszy lepszy program, na którym leciał jakiś młodzieżowy serial. Tak stwierdził, po zobaczeniu że główni bohaterowie to osoby nie wiele starsze od niego. Nie przepadał ze jakimiś romansowymi serialami, ale postanowił obejrzeć. Jak zwykle główna bohaterka skrycia kochała się w głównym bohaterze, a on niczego nie podejrzewał. Pamiętał, że jego przyjaciółka Emi, zawsze przeżywała takie filmy. Uważała, że faceci są naprawdę ślepi, a on twierdził, że dziewczyny są po prostu głupie skoro nie potrafią powiedzieć tego co czują wprost, tylko każą się domyślać. Oczywiście nie uważał za głupie wszystkie dziewczyny, bo były i takie które mówiły w prost co czują, a były i takie, co nie tylko o tym mówiły, a nawet za bardzo bywały upierdliwe. Gdy zjadł jogurt, wstał by wyrzucić puste opakowanie. Wrzucił łyżeczkę do zlewu i nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Wyłączył telewizor, bo i tak zamierzał pójść na górę, ale za nim to zrobił poszedł otworzyć drzwi. Gdy tylko je otworzył, ku swojemu zdziwieniu ujrzał znajomego mu blondyna ze szkoły. Tak go to zaskoczyło, że chciał te drzwi ponownie zamknąć, sądząc, że albo to halucynacja, albo gość przyszedł go dręczyć. Jednak jego plan został zniweczony. Dei zatrzymał drzwi ręką, nie pozwalając mu ich zamknąć.
- Zaczekaj – rzucił, w ogóle nie zdziwiony jego zachowaniem. Chyba sam też by tak postąpił na jego miejscu. Nie podobało mu się to, że musi mu zanieść jego rzeczy, ale jak już tu jest to musi to jakoś wykorzystać. Miał już dość tych durnych wybryków Hidana, i tego że ten ciapa nic z tym nie potrafi zrobić. Musiał ratować sytuację, bo jak tak dalej pójdzie, to oboje będą mieli duże kłopoty, zwłaszcza Hidan. Tak już się utarło, że to on zazwyczaj ratował sytuację. Sasori otworzył drzwi, widząc, że chłopak nie ma złych zamiarów, i że absolutnie nie był jego wyobraźnią.
- Co? - zapytał ponuro, nie miał specjalnej ochoty na rozmowę z nim.
- Zostawiłeś to w szkole.. - podał mu torbę. Sasori dopiero teraz sobie zdał sprawę, że faktycznie zapomniał wziąć jej ze szkoły. Był tak zdenerwowany tą sprawą ze zdjęciem, że zupełnie o tym nie myślał.
- O.. dzięki – wziął od niego torbę. Wypadało podziękować, nawet jeżeli był przyjacielem jego wroga.
- I jeszcze.. - podał mu karty zadań. Sasori wziął je do ręki i przyjrzał się im chwilę.
- To nie moje – nie przypominał sobie, żeby miał coś takiego.
- Już tak. Iruka kazał ci to dać, to daje – co go obchodziło, że nie jego. Niech bierze jak dają, wybredny był.. nie ma co.
- Dzięki, to cze... - nie dane mu było dokończyć.
- Niezła chata – wszedł mu w słowo, patrząc w górę na piętro. Co prawda, był to zwyczajny dom jak wiele innych, ale on i tak uważał, że jest w porządku. On mieszkał w domu, z restauracją, to jednak nie to samo co taki zwykły jedno rodzinny dom. Z reszta musiał jakoś podtrzymać rozmowę. Był w tej okolicy tysiące razy, w końcu obok mieszkała Konan, widział tysiące takich domów. - Mogę wejść? - spojrzał na Sasoriego, a ten poczuł się jakby ktoś chlusną na niego lodowatą wodą. Co to w ogóle za pytanie? Co z tego, że to nie on go bił, przyglądał się, to mu wystarczyło by go nie lubić.
- Nie. - odpowiedź była dla niego oczywista.
- O no weź.. Tylko na chwilę – Odepchnął Sasoriego na bok, i bez pozwolenia wszedł do jego domu. Czerwonowłosy zgłupiał. Czy teraz planują nalot na jego dom? O co tu chodzi? Już nie wiedział co myśleć, ale spodziewał się najgorszego.
- Czego chcesz? - zapytał. Deidara rozglądał się po korytarzu. Na przeciwko były schody, na lewo kuchnia i salon, które były połączone dużą futryna w kształcie łuku. Na przeciwko koło schodów było wejście do łazienki.
- Ładnie tu – stwierdził olewając jego pytanie. Sasori nie był zadowolony z tego powodu. Gdy tylko Dei zrobił krok na przód, od razu stanął przed nim, blokując mu dalszą drogę. Patrzył na niego marszcząc brwi. Dei westchnął. - Chciałem pogadać. Mogę? - Wiedział, że nie zachowuje się kulturalnie, ale był to najszybszy sposób, żeby przedostać się do jego domu. Za nim zdążył dopowiedzieć, do domu weszła Chiyo. Była bardzo zaskoczona widząc Sasoriego razem innym chłopcem. Choć gdyby nie męski mundurek szkolny, byłaby przekonana że blondyn to dziewczynka. Jej wnuk nie przyprowadzał kolegów odkąd z nią zamieszkał, więc była bardzo zdziwiona, a jednocześnie szczęśliwa, że znalazł sobie jakiegoś kolegę.
- Widzę, że masz gościa Sasori – rzuciła z uśmiechem, kierując się do kuchni, gdzie odłożyła zakupy.
- Gość już wychodzi – rzucił niespełna czternastolatek.
- A może kolega zostanie na obiad? - zaproponowała z kuchni, wkładając produkty to lodówki.
- Nie..
- Bardzo chętnie – wyszczerzył się Dei. Już mu się znudziło to ich restauracyjne jedzenie. Czerwonowłosy spojrzał na niego pretensjonalnie. Nie chciał, żeby ten gość z nimi jadł. Będzie czuł się skrepowany jego obecnością, do tego jeszcze jego babcia coś palnie i zrobi mu obciach. Co jeżeli on to rozgada? Nie ufał mu. Sasori nie miał innego wyjścia. Babacia tak się napaliła na ten wspólny obiad z jego „kolegą”, że aż chodziła cała w skowronkach. Kto by przypuszczał, że ta kobieta będzie się tak cieszyć, że znalazł sobie kumpla... niby kumpla. Chcąc nie chcąc, zaprosił długowłosego do swojego pokoju. Rzucił swoją torbę na łóżko, razem z kartami pracy. Dei rozejrzał się po niewielkim pokoiku, w którym stało biurko, łóżko, komoda na ubrania i szafka na książki. Czyli wszystko co potrzeba. Jednak był to bardzo skromny pokoik. Nie było tu żadnych plakatów na ścianach, figurek na półkach, a sama ściana była w kolorze beżu. Jedyne co mogło być tu ciekawe, to masa komiksów na półkach. Więcej ich było niż książek. Dużo więcej. Akasuna nie wiedział co robić z nowym gościem. Jego obecność go stresowała, do tego nie wiedział o czym ma z nim rozmawiać. Za to Deidara, w ogóle nie wyglądał na takiego co się stresuje, był wyluzowany. Może dlatego, że czuł się lepszy od niego? Taka myśl przyszła do głowy Sasoriego, ale szybko ja od siebie odrzucił, nie chcąc pogrążać się w jakimś niedowartościowaniu siebie.
- Twoi rodzice? - zapytał podchodząc do biurka. Wziął zdjęcie do rąk i przyjrzał się mu bliżej.
- Tak. Zostaw. - wyrwał mu zdjęcie z rąk.
- Spokojnie, nie ukradnę ci go – uniósł ręce w geście mówiący, że nie zamierza nic złego. - Gdzie są? - dodał po chwili.
- Co? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc pytanie.
- Gdzie są twoi rodzice? - powtórzył dokładniej. Sasori milczał chwilę. Nie miał pojęcia co go to obchodzi.
- Nie ważne.. - burknął odwracając wzrok. - O czym chciałeś pogadać, bo chyba nie o moich rodzicach.
- A jeśli tak? - Sasori spojrzał na niego zaskoczony. Dlaczego niby mieli by rozmawiać o jego rodzicach? Nie wiedział co odpowiedzieć. Poczuł, że bondyn go zagiął.
- No to... masz problem, bo nic ci nie powiem – odpowiedział po chwili. Deidara uśmiechnął się do siebie.
- Żartowałem. Chcę pogadać o Hidanie – domyślił się po minie Akasuny, że nie ma ochoty o nim rozmawiać, ale trudno, musiał coś spróbować. - Wiesz.... głupio to zabrzmi ale.. - podrapał się w tył głowy. - Przepraszam cię za niego.. - ciężko było mu to wydusić. Nie dlatego, że nie potrafił przepraszać, ale po prostu głupio mu było robić to za kumpla, który za pewne nigdy tego nie zrobi.
- Nie potrzebuje tych przeprosin – burknął, siadając przy biurku.
- Może i nie ale... nie długo już przestanie cię dręczyć.. - teraz to on zaczynał się denerwować tą rozmową, ponieważ nie miał żadnego planu, jak pogodzić tych dwóch.
- To mnie pocieszyłeś – Niedługo? A ile to niedługo będzie trwało? Wcale, a wcale go to nie pocieszyło.
- No wiesz.. Iruka zaczyna coś podejrzewać, więc sądzę że.. - nie wiedział co dalej mówić. - Z reszta, pogadam z nim.
- Nie musisz się fatygować – Chyba by się cieszył gdyby blondyn pogadał z Hidanem i gdyby ten go posłuchał. Jednakże nie zamierzał tego przyznawać. Udawał, że w ogóle go to nie obchodzi.
- Hidan jest..
- Tchórzem? - przerwał mu.
- Skoro tak mówisz.. - powiedział, bo chwili milczenia. - Chodzi o to, że... Nie chce go usprawiedliwiać, ale.. nie jest wcale taki zły..
- Co mnie to obchodzi? - spojrzał ze złością na Deidare. Miał już dość słuchania o tym świrze. - Dlaczego go usprawiedliwiasz? Sam nie jesteś lepszy. Przyglądasz się tylko i śmiejesz.. Może nie jestem taki silny jak on, ale to wcale nie znaczy że jestem gorszy! Wszyscy traktujecie mnie jak śmiecia... - na tym zakończył, bo czuł że robi mu się za bardzo przykro, a nie chciał się rozpłakać.
- Nie prawda... zresztą.. ty nic nie rozumiesz. - zmarszczył brwi. Wkurzył go, i weź tu gadaj z takim. - Ty nie wiesz co on musi...! - urwał zdając sobie sprawę, że zaraz wydał by coś, o czym Hidan nie jest skłonny mówić, a nawet nie chce. Opanował się i odetchnął. Nie przyszedł tu się kłócić, tylko zmobilizować tego durnia, żeby przestał być taką ciapą. - Nie ważne.. - machnął ręką. Jego wzrok spoczął na kartach ćwiczeń. Wziął je do ręki. Zobaczył, że to ćwiczenia z historii i chemii.
- Potrafisz to zrobić? - zapytał zmieniając temat. Wiedział, że chłopak nie uczy się najlepiej, w końcu chodził z nim do tej samej klasy. Sasori wzruszył ramionami. - Pomogę ci – zarządził i przytaskał mały stolik z kąta. Postawił go na środku i usiadł przy nim, wołając gestem ręki Sasoriego. Czerwonowłosy nie miał ochoty na naukę, ale skoro obiad jeszcze nie gotowy, a oni nie za bardzo mają o czym gadać, to nie był to taki zły pomysł. Wziął długopis z biurka i usiadł przy stoliku na podłodze, naprzeciwko Deia.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytał podejrzliwie. Był miły, a przecież ani razu mu nie powstrzymał Hidana, ani mu nie pomagał, więc dlaczego teraz? Nie rozumiał.
- Bo mi się nudzi – odpowiedział, patrząc na zadania na kartkach. - Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - zapytał odrywając spojrzenie od kartek, i rzucające je na towarzysza.
- Nie.
- To poczekaj, wymyślę inną – Myślał krótką chwilę. - Bo boję się, że mi przywalisz. Taka lepsza?
- Hm.. może być – Na taką wymówkę mógł się zgodzić, choć dobrze wiedział, że to tylko kłamstwo.
- Świetnie – W końcu gdy zapoznał się z ćwiczeniami, zaczął mu wszystko tłumaczyć. Jednak Sasori wciąż myślał o tym dlaczego to robi? Zamiast skupić się na jego tłumaczeniach. Był miły, zbyt miły. Po tym co przeszedł nie był wstanie tak po prostu mu zaufać. - Słuchasz mnie? - zapytał unosząc brew.
- Ee.. No jasne. - spiął się słysząc to pytanie. Czuł się jak na jakieś lekcji z nauczycielem, a przecież to tylko jego rówieśnik - A myślisz, że co robię?
- Weź wyluzuj. - westchnął - Nic ci nie zrobię
- Nie boję się ciebie – zapewnił go z powagą w głosie. Choć sam mógłby nad tym polemizować.
- Serio? - spojrzał na niego uśmiechając się chytrze. - A co byś zrobił, gdybym cię teraz walną? - Akasuna zastanawiał się czy mówi poważnie, czy tylko sobie żartuje. Szczerze liczył na to drugie.
- Nic.. - odpowiedział po chwili, odwracając od niego wzrok.
- Błąd! - I takie właśnie nastawienie czerwonowłosego, go wkurzało. - Musisz oddać.
- Nie mam szans
- Przestań... - przewrócił oczami. - Skąd wiesz? Myślisz tak, bo jestem odrobinę wyższy? Może okazać się, że jesteś naprawdę silny.
- Nigdy się nie biłem – nie miał pojęcia jak to się stało, że zaczął rozmawiać z nim jak ze swoim dobrym kolegą. A przecież nim nie był.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz
- A co jeżeli nie chce się bić?
- To ty będziesz bity, jeżeli nie umiesz się obronić. - Niestety taka była prawda. Może nie każdemu w życiu potrzebne są umiejętności walki, ale temu tutaj, na pewno by się przydały. W końcu był aż ciapą aż nad inne ciapy.
- Pf.. też mi coś. Lepiej tłumacz te zadania – zmienił temat, nie chcąc już rozprawiać nad jego nieumiejętnościami. Tak więc powrócili do nauki. Jak się okazało, zadania nie były aż takie trudne jak Sasori myślał. A Deidara wcale nie był takim idiotom za jakiego go uważał. Podczas obiadu babcia z nim rozmawiała, a raczej wypytywała go o to gdzie mieszka, co robią jego rodzice, i o to czy często spędzają razem czas w szkole, i tutaj musieli trochę skłamać, a raczej zrobił to Sasori wtrącając się do rozmowy. Nie chciał by wiedziała, że wcale nie są przyjaciółmi. Było mu wstyd za babcię i za jej tak prywatne pytania.. ale widział, że Chiyo jest szczęśliwa widząc, że znalazł sobie kolegę, tak więc nie zamierzał niszczyć jej szczęścia. Niech myśli, że w szkole powodzi mu się dobrze. Przez to wszystko postanowił jednak nie zmieniać szkoły, to nie było wyjście. W innej szkole może znaleźć się ktoś inny, kto będzie mu dokuczał. Dlatego nauczy się bić.


Od Autorki: Ten rozdział był dłuższy niż zwykle, ma prawie aż trzynaście stron O: Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało i że dobrze bawiliście się czytają go :) 
I macie w tym rozdziale trochę Itachiego i trochę więcej Deidary niż zwykle :P 
Dziękuję, że czytacie i komentujecie! <3 
A tak w ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych!! :D 


A wam ktoś zrobił psikusa pierwszego kwietnia?


A może to wy nabraliście kogoś? x)

7 komentarzy:

  1. Fajny rozdział i nareszcie Kakashi i Sasori się spotkali znowu.. ^^ Oby więcej było takich spotkań i o wiele dłuższych. :D
    Rozdział ogólnie mi się podobał. :D Itachi.. szkoda mi go xD
    Weny! xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No biedny Itachi, nie ma lekko z takim Saskiem xD
      Dziękuję ^^

      Usuń
  2. Jaki długi rozdział! Tyle szczęścia!
    Kakashi i Sasori wreszcie się spotkali! Jak ja na to czekałam! Szkoda tylko że Saso nie myśli ;-; Przecież chce kogoś do nauki samoobrony, kiedy praktycznie o tym myśli przypadkiem wpada na policjanta, którego w sumie zna, i co? I dupa! Nawet nie poprosił! Na jego miejscu błagałabym na kolanach a jemu to nawet przez myśl nie przeszło! Sasori.. ty debilu xd
    Za to Kakashi! Ach! Na jego lekcje samoobrony to bym z bananem na pysku latała! Komendant Hatake taki biedny.. dzieci nie lubi a mu Minato wciska jakiś smarkaczy XD SKANDAL! A dzieciaki tak lubią Kakasia! (Ja też <3)
    Itachi też się pojawił! Taki z niego dobry brat a Sresek na niego nie zasługuje zwyczajnie. Mówi się do dziecka: nie graj, i po co? Jeszcze na złość zrobi i przypadkiem (pfff, przypadek) coś zepsuje. A później Itachi ma przerąbane bo brat głupi.
    Deidara.. ach mój wybuchowy chłopak wkracza do akcji! Nareszcie się do siebie przekonują! Saso, już niedługo będziesz miał kumpla, czuje to! :D Gęba mi się szczerzyła jak czytałam jak Dei pomaga Saso w lekcjach, i jeszcze jak mu się do chaupy wprosił! Aww!! *w*
    Hidan.. ten to wymiata. Dostał raz po ryju i teraz się w zboczone photoshopy bawi i biedne dzieci męczy :P Po za tym jeszcze jego tekst:
    - E tam – machnął ręką. W ogóle nie przejmował się tym co zrobił, ani losem Akasuny. - A teraz wyjdź, muszę się zrelaksować – oznajmił otwierając jedną z kabin. Deidara uniósł brew, rzucając mu pytające spojrzenie. - Jeszcze dzisiaj nie flirtowałem z Wacławem – wyjaśnił mu. - Kolega się domaga, nie mogę go zawieźć – z tymi słowami zniknął w kabinie.
    Hahahahaha padłam. Bezpośredni, narwany, zboczony psychol! I jak go tu nie lubić?! Zauważyłam fale hejtu na siwego na tym blogu i mówie jej stanowcze: NIE! Hidan rządzi i co z tego że się znęca nad Sasorim? W końcu i tak w niedalekiej przyszłości będą kumplami!
    Konan.. trzyma laska focha na rudego, oj trzyma! I bardzo mu tak dobrze! XD
    Sasori. Mam nadzieje że wreszcie się chłop weźmie za siebie i przestanie być ciapą! Trzymam kciuki Saso! ^^
    Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak długi rozdział nie przeszkadzał :) Miałam obawy, że nikt tego nie przeczyta bo jest za długi O:
      Konan trzyma focha, a co? xD Yahio musi zrozumieć jaki głupi był :D
      Dziękuję! :D

      Usuń
  3. To znowu ja xD I piszę ten komentarz, jak obiecałam xD
    Coś mi mówi, że się trochę rozpiszę, bo… OMG, CO ZA WSPANIAŁY ROZDZIAŁ <333 Tyle wątków i tyle emocji, cudownie się to czytało, więcej takich :D powinnam zacząć od początku, ale muszę od ostatniego wątku <3
    Boże, jak Dei wzrósł w moich oczach, no omg :3 Dei widać w ogóle nie jest zrażony, gdy zamyka mu się drzwi przed nosem xD no, ale dobra tym razem ma powód, ale chyba ciągłego coś więcej by się jakoś frendzić z Saso, niż obrona Hidana – w końcu, gdyby nie Iruka to by do niego nie poszedł xD Podoba mi się jego trochę natrętny sposób bycia xD nie dość, że wprosił się do domu to jeszcze na obiad i do pokoju xD a Chiyo uchachana, bo wnuk znalazł sobie przyjaciela xD co tam, że wygląda jak dziewczynka xD Grunt, że nie jakiś jedzący koty metal xD w ogóle zaskoczyło mnie, że jakoś w czasie obiadu Chiyo się nie wygadała o rodzicach Saso, albo że on nie dopytywał… :P w ogóle gdy był u niego na górze to ojej <3 Był uroczy, jak próbował znaleźć z nim jakiś temat i z nim pogadać ;) Tak, to początek pięknej przyjaźni, bo sprawisz, że będą przyjaciółmi, nie? xD
    A teraz od oczątku ;) Chiyo jest okrutną babcią, pozwala używać komputera na marne dwie godziny, każę chodzić za karę do kąta, a w dodatku daje marne kieszonkowe xD Dlatego Saso musi trochę wyłudzać swoje potrzeby xD może przy niej zostanie jakimś negocjatorem? Kto wie xD Potem Yahiko… ech, co z niego wyrośnie xD no ale musi jakoś udobruchać Konan, ciekawa jestem, co wymyśli :P
    Hahaha, Kakashi i jego awersja do dzieciaków xD słodkie xD ale to tylko gimnazjaliści xD umysły, które bawi słowo „penis” xD to nie przedszkolaki, gdzie nauczyciele są gryzieni xDD no i dzieci go lubią <3 awww, jakie to kochane :D ma nauczać sztuki samoobrony? Wow :D Tylko mam jedno pytanie – on to pokazał tak jednorazowo czy będzie prowadził ten cały kurs? Trzymam kciuki za jego przetrwanie :P
    Rodzinka Uchihów :3 odpowiadając na pytanie czy warto pomagać rodzeństwu? Nie, nie warto xD a przynajmniej mojemu nie warto xD i Itaś też nie wyszedł na dobre, pomagając Sasuke, chociaż nawet bez tego miałby przejebane xD Mikoto widać surowa mama, ale do niej pasuje takie zachowanie, choć w anime była wzorowana na anioła, a Fugaku na surowego, a w opowiadaniach ma takie wjebane na wszystko xD
    Iii spotkanie Saso z Kakashim :P to jego pouczenie mnie rozbawiło, myślałam, że to typ faceta, który woli jak się mu mówi na ty xD ja tam nie lubię, jak się do mnie mówi pani, uwierzysz, że kolega mojego brata (11 l.) mówi do mnie pani?! Wtf >.< no w każdym razie, rozumiem, że Saso będzie się szkolił w samoobronie :D FIGHTING XD ale nie… ten wybryk Hidana… nie… co za pojeb, no >.< żeby bawić się w przerabianie zdjęć photoshopem… nie to na poziomie, nie, to poniżej poziomu… - jednak kumam, że sam ma jakieś problemy rodzinne, więc potem ocenie czy mogę mu wybaczyć ten wybryk xD
    No a najbardziej w tej sytuacji oberwała Chiyo… biedna babcia, zostać tak zwyzywana… nie no, w sumie trochę ją podziwiam, że dała mu spokój, a nie lamentowała pod drzwiami x)
    Okej, to ja jeszcze raz dziękuję ci, że piszesz :D Koniecznie będziesz musiała wydać z tej historii książkę :D
    Życzę dużo weny, czasu i ochoty na pisanie :D :*
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały rozdział *-* Jak miiiiłoo <3 Myślałam, że średnio się spodoba, bo jest taki długi xD Ale następny wyszedł jeszcze dłuższy T-T Ale co ja poradzę? xD
      No Dei i jego kulturalna osobowość :P
      Mam nadzieję, że wkrótce rozgrzeszysz mi Hidana :D
      W moim opowiadaniu Itachi i Sasek nie będą mieć lekko xD Matka surowa, a ojciec wcale nie lepszy tyle, że on bardziej się czepia o naukę i te sprawy xD
      No co? ;p Kakashi chciał być taki fajny pouczając Saso :D Wyszło mu na odwrót.. xD Biedaczek.
      To ja Dziękuję <3 :)

      Usuń
  4. Witam,
    mam nadzieję, że chociaż trochę zaprzyjaźni się z Deidarą, oj Sasuke trzeba było jednak posłuchać brata ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń