Weekend mijał nie ubłagalnie szybko,
co Sasoriemu wcale się nie podobało. Niedzielne popołudnie spędzał
w ogrodzie, siedząc na ogrodowej huśtawce i rozmyślając nad tym
jak jutro pójdzie do szkoły, po tym jak w piątek po lekcjach
przywalił Hidanowi. Na początku cieszył się z tego co zrobił.
Poczuł się przez chwilę silny. Było to uczucie, którego nie da
się opisać, uderzył najsilniejszego chłopaka w szkole. Czuł się
dumny. Jednak, gdy tylko nastał sobotni wieczór, jego szczęście
przerodziło się w obawę, że szarowłosy będzie chciał się
zemścić. I był przekonany, że to nie są tylko przypuszczenia.
Musiał nauczyć się bić, albo przynajmniej się bronić. I to
skutecznie bronić. Nie mógł wiecznie uciekać, musiał coś z tym
zrobić. Do takiego doszedł wniosku rozmyślając tak od
czterdziestu minut w to chłodne popołudnie. Słońce grzało jego
plecy, i mimo że nie były to już najcieplejsze promienie słońca,
wciąż pomagały ogrzać w jesienne dni. Niektóre drzewa były
jeszcze zielone, inne mieniły się przeróżnymi kolorami. Od
czerwonych liści, przez żółte aż po złote. Liście powoli
zaczynały spadać na ziemię, już wkrótce stworzą na ziemi piękny
dywan, po którym kroczyć będą ludzie. Póki co prawdziwa jesień
dopiero się zaczynała. Zdecydowanie była to piękna pora roku, o
ile nie padało. Czerwonowłosy chłopak, nie przepadał za jesienią,
ale nie było też tak, że jej nie lubił. Po prostu może nie
widział w niej tyle magii, co inni. Za to jego ulubioną porą roku
była wiosna. Nie było tajfunów, było ciepło i wszystko wydawało
się jakby bardziej radosne. Jego mama również uwielbiała wiosnę.
Gdy tak o niej myślał, nie był przekonany, czy kobieta cieszyła
by się z tego, że chłopak chce się bić. Zawsze powtarzała, że
przemoc jest zła i niszczy człowieka. Może właśnie dlatego nie
potrafił się bić. Ale przecież nie mógł zrzucić całej winy na
swoją rodzicielkę. Nie było sensu teraz myśleć o tym czy przemoc
w tym wypadku jest zła, dobra, czy coś pomiędzy. Widział jedno.
Musi zapisać się na jakiś kurs boksu, czy czegoś takiego.
Wiedział, że w szkole są zajęcia z Karate, Kungfu, Judo itd. ale
nie miał zamiaru zapisywać się na takie zajęcia w szkole. Nie
chciał by ktokolwiek wiedział, że coś trenuje, a zwłaszcza nie
Hidan. Nie chciał mu dawać satysfakcji, że robi to przez niego. Do
tego nie wiedział jak zareaguje na to babcia. Wolał to robić po
kryjomu. Ale nie wiedział też ile takie nauki kosztują. A babcia
nie dawała mu dużo kieszonkowego. Po za tym w szkole musiał
uczestniczyć na korepetycje, więc i tak nie było szans, by w tym
samym czasie chodził na zajęcia sztuk walki. Musiał się jeszcze
nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Zdecydowanie o tym dzisiaj
nic mu nie da. Nie znajdzie w ciągu paru godzin kogoś kto nauczy go
bić się w jeden dzień. A jutro tak czy siak musi iść do szkoły.
- Sasori – Usłyszał głos babci i
spojrzał w jej kierunku. - Pójdź do sklepu po mąkę – Wstał z
huśtawki, i to dosyć chętnie. Znudziło mu się to myślenie, czuł
że zaraz zacznie boleć go głowa, więc mały spacer dobrze mu
zrobi. W korytarzu babcia liczyła na dłonie pieniądze, które
miała dać wnukowi na mąkę. Sasori westchnął zniecierpliwiony.
- Mogłaś je policzyć za nim się
ubrałem.. - nigdzie mu się nie spieszyło, ale od stania w kurtce w
domu zaczynało mu się robić za ciepło.
- Już.. Masz – podała mu równo
odliczone pieniądze. Chłopak spojrzał na nie, po czym przeniósł
pretensjonalny wzrok na babcię. - Co? - zapytała, nie rozumiejąc
jego wyrazu twarzy.
- A jak mi nie wystarczy? - zaczął,
choć tak naprawdę chodziło mu o co innego.
- Wystarczy na pewno. Często kupuję i
wierz mi, wiem ile kosztuje mąka. - zapewniła wnuka. Niech on jej
tutaj nie mydli oczu.
- A jak podrożało? - drążył temat,
tylko po to by dostać więcej pieniędzy.
- Nie podrożało. Idź już, bo nic w
końcu dzisiaj nie upiekę – otworzyła drzwi, ponaglając wnuka by
wreszcie poszedł kupić jej tę mąkę.
- Dobra.. To daj mi, żebym ja mógł
sobie coś kupić – niech nie myśli, że będzie chodził do
sklepu za darmo. Też chciał mieć coś od życia.
- Co na przykład? - musiała wiedzieć,
na co ma mu dać pieniądze.
- Nie wiem – wzruszył ramionami i
zastanowił się chwilę. - Na loda na przykład
- Loda? - zdziwiła się. - W
październiku? Czy ty na głowę upadłeś? - pokręciła głową z
niedowierzaniem. Może nie było jeszcze zimno, ale na pewno
najcieplej też nie. Nie chciała, by Sasori się przeziębił. W
końcu jego zdrowie najważniejsze, no i leki też mało nie
kosztują.
- Na nic nie upadłem.. – naburmuszył
się. - Co jest złego w jedzeniu lodów przy szesnastu stopniach? -
Ta jego babcia, to jak czasami coś powie.. szkoda słów. Po jeszcze
krótkiej konwersacji, Chiyo dołożyła mu trochę pieniędzy pod
warunkiem, że nie kupi żadnego loda. Chcąc nie chcąc się
zgodził. Wyszedł z domu i gdy tylko zrobił krok na przód, ujrzał
zmierzającego w jego stronę rudowłosego chłopaka ze szkoły.
Skrzywił się na jego widok. Był pewien, że idzie do Konan, jednak
i tak nie miał ochoty się z nim spotykać. Włożył ręce do
kieszeni i ruszył przed siebie, udając, że w ogóle go nie
zauważył. Minęli się nie zwracając na siebie uwagi. Kamień
spadł mu z serca. Jak nauczy się bić pokaże im wszystkim, że nie
warto z nim zadzierać.
- Zaczekaj – A jednak się przeliczył.
Zatrzymał się słysząc głos Yahiko. - Mam propozycję – dodał
po krótkiej chwili. Sasori odwrócił się w jego stronę, patrząc
na niego obojętnym spojrzeniem, wyczekując na wyjaśnienie jego
słów. Yahiko z trudem zebrał się w sobie, by powiedzieć to co ma
na myśli. - Przekonaj Konan, że między tobą a mną jest wszystko
w porządku, a pogadam z Hidanem, żeby dał ci spokój – Co prawda
wiedział, że nie udobrucha Konan samym tym, że będą z Sasorim
kolegami... na niby. Bo przecież głównie chodziło jej o to, że
go nie obronił, przed Hidanem, ale jak to naprawić pomyśli innym
razem. Na razie, niech Konan wie, że jakoś dogaduje się z jej
kolegą Sasorim.
- Nie potrzebuję twojej łaski –
powiedział marszcząc brwi. Rudowłosy nie był zadowolony taką
odpowiedzią, ale czy mógł się spodziewać innej, po tym jak go
potraktował?
- To nie łaska, tylko propozycja –
nie zamierzał się poddać, musiał jakoś naprawić stosunki z
Konan. - Co ci szkodzi?
- Ty. - rzucił bez zastanowienia i
odwrócił się na pięcie, ruszając dalej w stronę sklepu. Yahiko
miał ochotę go walnąć w łeb. Ale nie zrobi tego. Trudno.. błagać
na kolanach nie zamierzał. Będzie musiał jakoś inaczej przekonać
niebieskowłosą do jego niewinności. Zacznie od teraz, modlił się
w duchu by chociaż wpuściła go do domu.
- Nie, nie ma mowy. Nic z tego. Nie. -
mówiąc te słowa, Kakashi aż wstał z krzesła. Zadanie jakie mu
Minato przydzielił, było tak nudną i irytującą robotą, że nie
miał zamiaru go wykonywać.
-Przestań panikować.. - patrzył na
przyjaciela z politowaniem. - To tylko gimnazjaliści, nie zjedzą
cię. To nie są małe dzieci. - Starał się jakoś udobruchać
siwowłosego, ale wiedział, że to nie będzie łatwe w takiej
sytuacji.
- Przydziel kogoś innego - Czy ten
facet próbuje zrobić mu na złość? Na prawdę wolałby wstać o
czwartej rano i kierować ruchem drogowym, niż przedstawić bachorom
zasady samoobrony na szkolnym apelu. Teraz żałował, że nie
pracuje w drogówce. - Dlaczego ja?
- Dlatego, że każdy inny jest zajęty.
Wierz mi, wolałbym się z tobą zamienić, gdybym tylko mógł. Po
za tym... nie wiem dlaczego, ale dzieci cie lubią.. - Kakashi zawsze
przyciągał do siebie dzieci, może fascynowało go ich jego
sztuczne oko.
- Nie nadaje się do tego - może i go
lubią, szkoda tyle, że nie ze wzajemnością. Taką przynajmniej
wersję utrzymywał.
- Nadajesz się. Znasz się na tym,
pokażesz dzieciakom jak się uwolnić z niektórych sytuacji...
- Nie rozumiem, po co ta cała akcja –
westchnął zrezygnowany. Chyba nie miał tu nic do gadania..
niestety. - Żaden z nich nie nauczy się po półgodzinnym apelu,
jak się bronić przed napastnikiem..
- Może i nie, ale być może zachęci
ich to do nauki samoobrony – wiedział, że dzieciaki interesują
takie zajęcia. Zwłaszcza chłopców. Naruto uwielbiał z nim
ćwiczyć, chociaż traktowali to bardziej jak zabawę.
- To niech się od razu zapiszą.. po co
to całe przedstawienie?
- Nie marudź.. Po prostu zrób o co cię
proszę, jasne? - patrzył na swojego przyjaciela nieugiętym
spojrzeniem. Na prawdę ciężko jest wydawać rozkazy przyjacielowi,
ale taka była ich praca.
- Liczę na dodatkowe wynagrodzenie.. -
powiedział po chwili milczenia, i skierował się do wyjścia.
- Jutro o ósmej – rzucił Minato do
Inspektora, za nim zdążył wyjść. Ten tylko gestem ręki dał
znak, że rozumie i zamknął za sobą drzwi. Blond włosy mężczyzna
odetchnął z ulgą. Spodziewał się większego sprzeciwu, i
dłuższej dyskusji w tym temacie. Kakashi nawet jeżeli wiedział,
że musi coś zrobić, a tego nie chciał, to musiał się naprawdę
nagadać, żeby sobie ulżyć.
Hatake wszedł do swojego biura, w
którym zwykle urzędował. Usiadł na fotelu przy biurku, założył
ręce za głowę i przekręcił się z fotelem w stronę okna. Widok
nie był ciekawy. Ulica, samochody, ludzie chodzący po mieście, a
naprzeciwko budynek, który był jedną z miejskich bibliotek. Słońce
powoli zachodziło, co raz wcześniej robiło się ciemniej. Gdyby
nie musiał siedzieć w niedziele w pracy, pewnie byłby teraz ze
swoim psem na długim spacerze, żeby zrekompensować mu jego godziny
nieobecność w ciągu tygodnia. Niestety jednak i on czasami musiał
pracować w niedziele. Miał dyżur. Ktoś musiał być na
posterunku. Nagle usłyszał znajomy dźwięk dochodzący z jego
brzucha. Dochodziła już osiemnasta, a on od rana nic nie jadł.
Wstał z fotela i ruszył w stronę drzwi. Zdjął swój płaszcz z
wieszaka i wyszedł z biura. Schodząc po schodach zakładał
płaszcz. Rzucił tylko do policjanta siedzącego w informacji, że
idzie coś zjeść i, że zaraz wróci, po czym szybkim krokiem
wyszedł z komisariatu. Zawsze chodził do taniego baru, mieszczącego
się dwie przecznice dalej. Stać go było na droższe jedzenie z
porządnych restauracji, ale był przecież oszczędny, do tego nigdy
tym jedzeniem z restauracji się nie najadał. Podawali dania w
małych ilościach. Skąpe dziady. Płaci jak za cztery duże porcje
w barze mlecznym, a mu dają coś w rodzaju przystawki. Była tylko
jedna rzecz na której nie oszczędzał. A mianowicie papierosy. Nie
były wcale tanie, a i tak je palił. Parę lat temu próbował je
rzucić, za namową przyjaciółki, jednak nic z tego nie wyszło.
Wszedł do swojej ulubionej jadłodajni. Wszyscy pracownicy już go
dobrze znali, przychodził tu prawie codziennie. Usiadł przy ladzie
i zamówił carry z ryżem.
- Wygląda pan na zmęczonego –
zauważył pracownik, który zapisał zamówienie na kartce i podał
ją na kuchnie.
- A jak mam wyglądać po całym
tygodniu pracy? – odpowiedział pytaniem. Lubił swoją pracę, ale
czasami czuł się przepracowany. I to głównie z własnej winy.
Nawet w domu nie zdarzało mu się za często odpoczywać, zawsze
przeglądał jakieś papiery.
- To może jednak zgodzi się pan na
randkę z moją córką? - zaproponował już któryś raz z kolei.
Dobrze wiedział, że jego córka skrycie podkochuje się w
mężczyźnie.
- Tato! - doszedł z kuchni besztający
głos córki. Może i była zauroczona urodą Inspektora, ale miała
dosyć tego jak jej stary ojciec się w to wtrąca. Jak będzie
chciała, to przecież sama to załatwi. Choć nie sądziła, że
siwowłosy mężczyzna byłby nią zainteresowany. Kakashi podparł
głowę na dłoni.
- Może kiedyś.. - zawsze to
odpowiadał. Ale to kiedyś nigdy nie nadeszło, i nie sądził by to
się zmieniło. Nie był zainteresowany. Nie dlatego, że nie była
ładna, ale miała dwadzieścia trzy lata. Może sześć lat to wcale
nie taka duża różnica, ale dziewczyna wciąż była studentką,
uważał więc, że jest za stary. Po chwili dostał swoje zamówione
curry i wszelkie myśli o dziewczynie odeszły w dal, skupił się
teraz na pysznym jedzeniu.
W jednym z domów, czarnowłosy
chłopak leżał na łóżku z słuchawkami na uszach, i trzymał w
rękach książkę, w którą wbity miał swój wzrok. Po jego minie
można było wywnioskować, że jest bardzo skupiony na czytaniu tej
że książki. Przesuwał wzrokiem po literach i cyfrach znajdujących
się tam. Był bardzo pilnym uczniem, więc uczenie się fizyki, czy
innego przedmiotu, słuchając przy tym muzyki, nie było dla niego
żadnym wyczynem. Można nawet powiedzieć, że chłopak potrafił
lepiej się skupić, gdy słuchał swoich ulubionych piosenek. Za
oknami było już ciemno, a nawet nie było jeszcze dwudziestej.
Niestety takie były uroki jesieni. Itachi przewrócił stronę i
dalej śledził wzrokiem wszystko co było w podręczniku. Każdą
literkę, każdy wzór, każde zadanie. Nie musiał ćwiczyć zadań
na kartce. Po prostu patrzył na wzór i go zapamiętywał. Tak było
ze wszystkim co przeczytał. Co prawda, czasami musiał czytać coś
parę razy, jeżeli było bardzo trudne. Mimo to, niewątpliwym
faktem było to, że Itachi Uchiha, był bardzo inteligentnym
dzieckiem. Inaczej nie udało by mu się przeskoczyć klasy. W końcu
zamknął książkę i odłożył ją na biurko. Zdjął z uszu
słuchawki, wyłączając przy tym muzykę w telefonie i przetarł
oczy. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że dosyć nauki na dziś.
Podszedł do biurka by wziąć z niego krople do oczu, i zapuścił
je sobie. Miał zespół suchego oka, to też musiał krople wszędzie
nosić ze sobą. W każdej chwili mógł zacząć widzieć przez
mgłę, lub mieć inne skutki uboczne, ponieważ jego oczy nie
produkowały tyle łez ile powinny. Na początku nie znosił uczucia
wpadających kropli do jego oczu, ale zdążył się już
przyzwyczaić. Przecież i tak nie miał innego wyjścia, jak to
właśnie zrobić. Po chwili wyszedł z pokoju i usłyszał odgłos
odbijanej piłki o podłogę. Zszedł na dół, do salonu i ujrzał
Sasuke robiącego kapki. Nie był zaskoczony, któż inny mógłby
grać w piłkę jak nie jego młodszy brat? W końcu i tak byli w
domu sami.
- Miałeś nie grać piłką w domu –
rzucił do niego, kierując się prosto na kanapę przed telewizor.
Czas obejrzeć jakiś film, po długiej i żmudnej nauce.
- Przecież nie gram – odpowiedział,
nie przerywając swoich wyczynów. - Tylko ćwiczę..
- To to samo – odpowiedział
natychmiast, włączając telewizor pilotem. Jego młodszy brat, miał
obsesję na puncie piłki nożnej. Cały czas powtarzał, że
zostanie piłkarzem i to najlepszym na świecie. Był strasznie pewny
i siebie i do tego samolubny. Uwielbiał grać samodzielnie, a
przecież wiadomo, że w tym sporcie chodzi o grę zespołową.
Dopiero się tego wszystkiego uczył i czasami te fakty go
przerażały. No bo jak to on mógł przegrać, sam na sześciu
przeciwników... niemożliwe.
- Chcesz poćwiczyć ze mną? - zapytał,
przestając na chwilę robić kapki. Odbijał teraz piłkę o
podłogę.
- Nie, mówiłem, żebyś przestał grać
– powtórzył, spoglądając na niego pretensjonalnie. Odbijanie o
podłogę zagłusza mu film. - Odrobiłeś w ogóle lekcje? - lepiej
jakby się zajął pracą domową, niż graniem w domu w piłkę.
Jeszcze coś zepsuje.
- Tak mamo.. - rzucił, przewracając
oczami. - Nie chcesz ćwiczyć ze mną, to nie – znów zaczął
odbijać piłkę nogą. W ogóle nie przejmował się tym co mówił
jego starszy brat. Dlatego też Itachi zaczął go ignorować,
rozsiadając się wygodnie na kanapie. W telewizji leciał jakiś
amerykański film. Jeden z tych, co i tak już każdy zna go na
pamięć, ale kolejne oglądanie nigdy się nie nudzi. I nawet
napisów już nie musiał czytać, nie dlatego, że umiał angielski,
bo umiał. Ale dlatego, że znał już prawie każdy dialog na
pamięć. Nagle rozległ się TRZASK. Odgłos tłuczonego szkła,
dotarł do uszu czarnowłosego. Szybko zwrócił swój wzrok w
miejsce skąd dochodził odgłos, i jego oczy napotkały tam Sasuke,
który klęczał i w pośpiech zbierał kawałki szkła. Itachi wstał
i podszedł do brata. Pierwsze co zrobił to dał mu w łeb.
- Aua... - jęknął dziesięciolatek. -
Nie moja wina...
- A czyja? - zapytał retorycznie
marszcząc brwi, po czym ukucnął i pomógł mu zbierać szkło.
Okazało się, że Sasuke zbił szklaną rzeźbę łabędzie, którą
mama dostała na ślub od nieżyjącej już babci. Z tego co Itachi
słyszał, mama w dzieciństwie uwielbiała łabędzie i często
chodziła nad staw je karmić, dlatego też babcia dała jej taki
prezent, by przypominał ich mamie o dzieciństwie i o babci. Mikoto
bardzo lubiła tę figurkę, dlatego obaj bracia już wiedzieli, że
mama nie będzie zachwycona tym co się stało.
- I co teraz? - zapytał zrozpaczony
Sasuke. Nie chciał tego zrobić, nie miał pojęcia, że piłka
trafi właśnie w ten cenny dla ich rodzicielki przedmiot. Myślał,
że dobrze kontroluje piłkę.
- Mówiłem ci żebyś nie grał.. -
westchnął. Mówić jak grochem o ścianę, to już nie jego wina,
że go nie słuchał. Ale rodzice powierzyli mu opiekę nad młodszym
bratem, więc na pewno jego też o to obwinią. Mógł mu zabrać tę
piłkę..
- Może posklejamy? - zaproponował z
nadzieją.
- Szkło? I do tego takie cienkie... -
wziął kawałek szkła w palce i przyjrzał się mu. Nie było mowy
żeby to się w jakikolwiek sposób po sklejeniu trzymało. - Nie da
rady – Sasuke spuścił głowę zrezygnowany. Posprzątali szkło
wyrzucając je do kosza. Dziesięciolatek przykrył szkło stertą
śmieci, tak żeby nie rzucało się w oczy.
- Może nie zauważą.. - szczerze na to
liczył. Nie chciał dostać kary, przez to, że stuk tego łabędzia.
To nie było warte ochrzanu, a co dopiero kary. Tak uważał.
- Chciałbyś – To byłby cud, żeby
mama nie zauważyła łabędzia, którego czyściła z kurzu w każdą
sobotę... To byłby zbyt piękny cud. Nawet się nie łudził, jego
matka na pewno się wkurzy. Pomyślał też, że będzie jej przykro.
W końcu była to dla niej bardzo cenna rzecz, jemu też było by
smutno gdyby zepsuła coś, co jest cenne dla niego. Jak na przykład
puchary z zawodów Karate. Po chwili drzwi od domu otworzyły się i
weszli przez nie państwo Uchiha. Byli w kinie, i chyba dobrze się
bawili, tak przynajmniej wywnioskował Itachi z ich uśmiechów.
- I jak tam film? - zapytał starszy z
braci.
- Bardzo fajny, już dawno się tak nie
uśmiałam – było to widać po minie Mikoto, że film jej się
naprawdę podobał. A oboje rodziców wyglądało tak, jakby właśnie
przed wejściem do domu, rozmawiali o niezwykle śmiesznej scenie z
filmu.
- To dobrze
- A w domu nie rozrabialiście? -
zapytał ojciec, jakby półżartem, bo zazwyczaj nie sprawiają
żadnych problemów... to znaczy, Itachi zazwyczaj ich nie sprawia.
Mimo to nigdy jeszcze ani on, ani Sasuke, domu z dymem nie puścili.
Kruczowłosy chłopiec słysząc słowa ojca od razu przesunął się
do komody, by zakryć puste miejsce bo łabędziu. Itachi miał
ochotę walnąć się w czoło, bo wyglądało to dosyć podejrzanie.
- Byliśmy grzeczni! - zawołał Sasuke,
siląc się na bardzo przekonujący ton. Ojciec spojrzał na niego
podejrzliwie, ale puścił jego zachowanie mimo uszu. Okazało się,
że chłopcy nie jedli jeszcze kolacji, to też czarnowłosa kobieta
zabrała się od razu za jej robienie, a w międzyczasie Fugaku wziął
kąpiel. Musieli się jakoś dzielić łazienką, bo mieli tylko
jedną. Po pół godzinie wszyscy usiedli do stołu. Gdy tylko Sasuke
zdążył zapomnieć o łabędziu, zaraz powrócił ten temat.
- Graliście w piłkę? - zapytał
ojciec, wiedząc leżącą piłkę do nogi na środku salonu.
- Nie – odpowiedział natychmiast
Sasuke. - Tak tylko... ee.. przyniosłem ją.. - Fugaku przeniósł
wzrok na Itachiego.
- Nie grałem – powiedział ojcu,
całkowitą prawdę. Bo przecież on nawet tej piłki nie dotknął.
Po tym znów porzucili ten temat. Zaczęli rozmawiać o szkole, pracy
i planach na kolejny weekend. Dziadkowie ze strony ojca, chcieli żeby
za tydzień do nich wpadli. Po kolacji Mikoto poszła zasłonić
rolety w salonie i wracając do kuchni by pozmywać talerze, natknęła
się na coś małego, przezroczystego, co leżało na podłodze.
Schyliła się po to i okazało się, że był to kawałek szkła.
Spojrzała na komodę i zastanawiała się przez chwilę, czy czgoś
tu przypadkiem nie brakuje. Szybko zdała sobie sprawę, że nie było
na niej jej łabędzia. Domyśliła się co się mogło stać.
- Chłopaki! Natychmiast do mnie! -
wrzasnęła stają przy schodach. Tym nagłym wrzaskiem wystraszyła
swojego męża, który w tej chwili siedział na kanapie czytając
gazetę, spod której uniósł wzrok, ciekaw co te dzieciaki znowu
nawyrabiały. Obaj bracia, musieli przerwać grę w papier, kamień,
nożyce, która miała rozstrzygnąć, kto pierwszy idzie się kąpać,
i zeszli na dół. Oboje już wiedzieli dlaczego ich rodzicielka jest
taka wściekła. Gdy tylko zjawili się na dole, kobieta od razu
zażądała wyjaśnień.
- To był wypadek... - burknął Sasuke,
wiedząc już, że nie uda mu się ukryć tego co zrobił. - Skąd
mogłem wiedzieć....
-To moja wina.. nie przypilnowałem go
– wtrącił Itachi widząc bliską płaczu minę młodszego
braciszka. Było to instynktowne, zawsze troszczył się o Sasuke,
najlepiej jak umiał, mimo to, i między nimi zdarzały się kłótnie.
- Co mówiliśmy o grze w piłkę w
domu? - zapytał Fugaku podchodząc do dzieci.
- ..że można w nią grać, bo to dobra
zabawa? - zapytał dziesięciolatek z nadzieją, że tata się z nim
zgodzi.
- Nie. Mówiliśmy, że w domu się nie
gra bo można coś popsuć – wyjaśnił stanowczo.
- Ja wam dam dobrą zabawę! - krzyknęła
Mikoto. Zrobiła im spory wykład na temat nieodpowiedzialności i
zawiedzeniu się na nich. Krzyczała tak przez dwadzieścia minut, a
oni biedni musieli wysłuchiwać, jacy to niedobrzy z nich synowie.
Do tego Itachi, czuł się tu najbardziej poszkodowany, bo nie dość
że dostał ochrzan za to, że nic nie zrobił, to jeszcze otrzymał
prezent w postaci kilkudniowego szlabanu.. oczywiście razem z
Sasuke. I weź tu być dobrym bratem.. Nie opłaca się.
Następnego dnia Sasori niechętnie
ruszył do szkoły. Nigdy do szkoły nie chodził z ogromną chęcią,
ale tym razem nie miał ochoty tam iść jak jeszcze nigdy w życiu.
Nie mógł ukryć przed sobą tego, że się bał, ale z drugiej
strony nie chciał uciekać. Może popełnia błąd, ale nie pozwoli
by taki ktoś jak Hidan obrażał jego rodziców. To go zabolało,
tak bardzo że postanowił przestać unikać tego idioty. Niech się
dzieje co chce, ale zrobi wszystko by obronić imię swoich rodziców.
Byli najlepsi na świecie i nikt, a już na pewno nie siwy debil, nie
ma prawa ich obrażać. Choć jedna jego strona podpowiadała mu,
żeby jednak gdzieś skręcił w jakąś boczną ścieżkę i
odpuścić sobie dzisiaj szkołę, żeby się komuś poskarżył,
przepisał do innej szkoły, to druga strona pchała go na przód,
tak silnie, że nie był wstanie się jej sprzeciwić. Był już
zdecydowany, klamka zapadła, cokolwiek się zdarzy, nie ucieknie.
Poczucie obowiązku pchało go na przód.
Wszedł do budynku szkoły i
rozejrzawszy się dookoła, tak na wypadek gdyby ktoś znów go
zaskoczył, i widząc, że nie ma Hidana w pobliżu, podszedł do
szafek i tam zmienił obuwie. Jak co rano skierował się w stronę
sali gimnastycznej na poranny apel, czyli inaczej na bardzo nudne
półgodziny. Po drodze jednak dowiedział się, że ten apel będzie
inny niż większość, bo przyjechał policjant, podobno jakiś
specjalny, bo będzie coś mówił o samoobronie. Takie plotki
doszyły do jego uszy, gdy zmierzał w stronę sali. Nie miał
pojęcia co o tym myśleć, ale miał wrażenie, że to jakaś dziwna
zbieżność losu. Jeszcze wczoraj myślał o nauce samoobrony, a
dzisiaj oferują mu takie pokazy w szkole. Chyba szczęście się
zaczyna do niego uśmiechać. Gdy tylko o tym pomyślał, poczuł że
na kogoś wpadł. Pod wpływem uderzenia, cofnął się o krok.
- Prze.. - nie dokończył, bo widok
człowieka w którego właśnie wlazł, był zbyt szokujący. - To
ty... - wykrztusił po chwili. Kakashi, równie był zdziwiony
widokiem dzieciaka, tyle że on nie dał tego po sobie poznać.
Zawsze trafiał na ludzi, których już nigdy nie chciał widzieć...
Takie to już jego szczęście. Westchnął w duchu.
- Żadne Ty, tylko Pan. - pouczył go.
To że kiedyś sobie u niego waletował, nie znaczy że może tak do
niego bez szacunku. Sasori nie zwracał uwagi na jego upomnienia.
Zastanawiał się chwilę, co tu robię ten facet? Ale szybko do
niego dotarło, że przecież jest policjantem i pewnie to on będzie
uczył samoobrony. Choć trudno było mu w to uwierzyć.. nie
sądził, że ten gość coś takiego potrafi. Właściwie... to
nigdy się nawet nad tym nie zastanawiał.
- Muszę iść.. - wydukał po chwili i
wyminął inspektora Hatake. Ten tylko spojrzał za nim przez ramię,
po czym ruszył do dyrektorki szkoły, która chciała czegoś od
niego za nim zacznie swój „wykład” na sali gimnastycznej. On
naprawdę nie miał ochoty na żadne tłumaczenie bachorom o
samoobronie. Chciałby zrobić to szybko i sobie pójść, ale ma do
zagospodarowania aż półgodziny. Tyle cennego czasu stracić..
Po apelu większość uczniów była
zachwycona tymi specjalnymi technikami, jakie mogą powalić
nieprzyjaciela. Po mimo ,że nie mieli czasu poćwiczyć z
policjantem, czego wielu uczniów żałowało, to i tak bardzo im się
podobało. Nawet Sasori był pod wrażeniem tego ile ten bardzo
znajomy mu facet potrafi. Nie wygląda na takiego energicznego. W
jego domu nie widział żadnego przyrządu do ćwiczeń, żadnego
worka treningowego ani nic z tych rzeczy. Za to jego szafki zawalone
były książkami, to też uważał go za nudziarza. Mimo iż
wszystkie techniki samoobrony były bardzo dokładnie przedstawione,
osobiście nie sądził, że wiele go te teorie nauczyły. Na nic mu
się to właściwie zdało.. ale posłuchać było warto. Szedł do
sali, na lekcję języka angielskiego, za którą nie przepadał.
Profesor Anko było wymagająca, dlatego średnio ją lubił. A z
językiem angielski radził sobie nie najlepiej. Wszedł do klasy
gdzie siedziało już większość uczniów, także Hidan i Deidara
już byli. Gdy tylko usiadł w swojej ławce poczuł na sobie wzrok
reszty klasy. Nie był to jednak wzrok taki co zwykle. Nie patrzyły
na niego dziewczyny w sposób taki jakby chciałby go zjeść, a
koledzy nie zerkali w celu przywitania się. Czuł na sobie
nieprzyjemnie chłodny wzrok, i słyszał jakieś szepty, których
nie mógł zrozumieć. Być może dlatego, że w tym momencie się
cholernie zestresował. Spojrzał po klasie. I faktycznie, parę osób
na niego zerkało, a inni uciekli wzrokiem gdy tylko na nich
spojrzał. Co się dzieje? Nie rozumiał. Przeniósł wzrok na
Hidana, ale ten jak zwykle patrzył w swój telefon, potem zerknął
na Deidarę, ale on z kolei przepisywał coś do zeszytu. To dziwne,
że tylko ci dwaj nie wbijają w niego swoich oczu. Do klasy zbierało
się coraz więcej uczniów, i co niektórzy wchodzący zerkali na
Sasoriego i coś szeptali do ucha swoim towarzyszą. Nie miał
pojęcia o co chodzi, i strasznie go to wkurzało. Miał tego dość.
Wstał, by się przejść, ale w tej chwili weszła profesorka, więc
jego plan się nie powiódł. Usiadł z powrotem w ławce. Po chwili
lekcja się zaczęła. Całą lekcje zastanawiał się co też
takiego zrobił. Czyżby patrzyli na niego takim nieprzyjemnym
wzrokiem, można by rzec, kpiącym, dlatego, że uderzył Hidana? Ale
czy Hiadn na pewno by rozgłaszał po szkole, że ktoś od niego
niższy go walnął? Już nie miał pojęcia co myśleć. Mimo iż
trwała lekcja, to wciąż czuł na plecach spojrzenia kolegów i
koleżanek z klasy. Choć może mu się tylko wydawało. Profesor
Anko postanowiła popytać uczniów, z zadanej pracy domowej. Kalsa
miała nauczyć się opowiadać po angielsku co też robili podczas
wakacji letnich i gdzie byli. Były to proste ćwiczenia, ale
uczyli się angielskiego dopiero drugi rok, to też nie mogła
wymagać od nich nie wiadomo jakich cudów. Gdy tylko oznajmiła, że
przechodzi do pytania, zaczęła patrzeć po klasie, kogo by wziąć
na pierwszy ogień. W klasie zapadła absolutna cisza i wszyscy
wgapieni w nauczycielkę, czekali ze stresowani, aż oznajmi im kto
pójdzie na pierwszy ogień. Nikt nie chciał być pierwszy, a nawet
drugi. Każdy z uczniów miał nadzieję, że tego dnia nie zostanie
zapytany.
- Hidan – powiedziała patrząc na
chłopaka, który leżał na ławce. Reszta klasy odetchnęła z
ulgą. Szarowłosy podniósł głowę z ławki i spojrzał na
nauczycielkę. - Chodź, zapraszam – wskazała mu miejsce koło
biurka. Niechętnie wyszedł na środek klasy. - Opowiedz o swoich
wakacjach. Nie musisz się spieszyć, zacznij jak będziesz gotowy –
dodała i zaczęła coś pisać w dzienniku. Wiedziała, że
uczniowie bardziej stresują się gdy się na nich patrzy, dlatego
też zawsze czymś się zajmowała, oczywiście jednocześnie uważnie
słuchając. Hidan nie należał do tych co bardzo przejmują się
oceną, tak więc powodów do stresu w szkole nie miał prawie w
ogóle.
-I was at home. - powiedział po
chwili, swoją nieco pokaleczoną angielszczyzną. Po tych słowach
zapadła cisza.
-I co dalej? - dopytała zwracając
swój wzrok ku niemu.
-To tyle – oznajmił zdziwiony, że
kobieta wymaga od niego czegoś jeszcze. Przecież powiedział, gdzie
był. Nie robił nic ciekawego to też nie czuł się zobowiązany by
o tym mówić. Anko westchnęła, po czym dała mu wykład na temat
nie przykładania się do lekcji i kazała na następny raz nauczyć
się czegoś więcej niż tylko „I was at home”. Do tego wyraźnie
podkreśliła, że jego opowiadanie ma zajmować, co najmniej stronę. Nie udało się przepytać wszystkich uczniów, i w tych
szczęśliwcach znalazł się również Sasori, który odetchnął z
ulgą, gdy tylko usłyszał dzwonek na przerwę. Wyszedł z sali i
skierował się do łazienki, bo poczuł nagłą potrzebę
skorzystania z niej. Idąc holem, słyszał jak niektórzy szepczą
sobie coś do uszu, zerkając na niego. Nie miał pojęcia co się
dzieje. Czuł się z tym źle. Było mu jednocześnie przykro, choć
sam nie wiedział czemu, i jednocześnie był strasznie wkurzony tym
wszystkim. Miał ochotę podejść do kogoś i zapytać, o co do
cholery chodzi? I zamierzał to zrobić, ale najpierw, musiał się
wysikać. Wszedł do łazienki i podszedł do pisuaru, po czym
przeszedł do kolejnych czynności. Po chwili ktoś wszedł do
łazienki. Byli to chłopcy z klasy obok. Zatrzymali się jednak
zaraz przy drzwiach, gdy tylko zauważyli czerwonowłosego.
- To ten co lubi pokazywać... - rzucił
wyższy z nich.
- Lepiej stąd chodźmy, bo nie chce
tego zobaczyć na żywo – dodał drugi, po czym śmiejąc się
wyszli z łazienki. Akasuna już kompletnie został zbity stropu.
Przez to że ich obecność go stremowała, nie zaczął nawet
jeszcze sikać. Jak tak dalej pójdzie to przesiedzi tu całą
przerwę i nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście po chwili udało mu
się, ulżyć swojemu pęcherzowi. Gdy tylko zasunął rozporek do
łazienki wszedł szarowłosy. Na początku Akasune ogarnął go
strach, ale postanowił sobie, że nie będzie uciekać, to też jak
gdyby nigdy nic podszedł do umywalki umyć ręce. Hidan uśmiechnął
się pod nosem, widząc jak czerwonowłosy usilnie stara się go
ignorować. Podszedł do niego i zarzucił mu swoje ramię na szyje.
Sasori znieruchomiał, zastanawiając się czy znów od niego
oberwie.
- Chyba nie masz już w klasie żadnego
kolegi.. - zaczął przeciągle, wciąż się szczerząc. Akasuna
spojrzał na niego marszcząc brwi. Domyślił się już, że to on
za wszystkim stoi.
- Co zrobiłeś? - co takiego nagadał
wszystkim w szkole, by zaczęli go tak bezczelnie obgadywać. Hidan
wyjął z kieszeni swój telefon. Coś w nim poklikał, po czym
przysunął go bliżej Sasoriego, tak by mógł zobaczyć co widnieje
na ekranie. W telefonie widniał zupełnie nagi Sasori. Chłopak
otworzył szeroko oczy, zaskoczony tym zdjęciem. Nie przypominał
sobie, by kiedykolwiek robił sobie nagie zdjęcia.. Szybko jednak
zorientował się, że nie jest to jego ciało. Głowa była jego,
jednak reszta część ciała już nie. Był tego pewien, bo dobrze
znał swoje ciało. Po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegł że
jego głowa jest tylko wklejona, ale było to zrobione tak
profesjonalnie, że trudno było to dostrzec, na pierwszy rzut oka.
Nagle poczuł się strasznie zawstydzony, gdy pomyślał o tym, że
prawie cała szkoła myśli, że to cały on. Czuł się upokorzony i
wściekły. Zacisnął pięści.
- Zaimponowałeś mi ostatnio – zaczął
nagle Hidan. - Uderzyłeś mnie, i to dosyć mocno... Ale chyba nie
myślałeś, że ci to podaruje, co? - zaśmiał się widząc
zarumienioną i wkurzoną minę Sasoriego.
- Odwal się ode mnie.. - wycedził
przez zęby. Miał już dość tego gościa. Rujnował mu życie na
każdym kroku. Co raz częściej przez niego czuł nienawiść, a
bardzo starał się unikać tego uczucia, ze względu na to, że jego
matka nigdy nie chciałaby, by potrafił nienawidzić.
- Robisz się coraz bardziej pyskaty..
na za dużo sobie pozwalasz – Szarowłosy uwielbiał traktować
ludzi z góry. Nie wszystkich oczywiście, bo byli tacy, którzy
sobie na to nie pozwalali. Musiał przyznać, że Sasori to jego
ulubiona ofiara jak do tej pory. Może gdyby poznali się w innych
okolicznościach, zostali by kolegami.
- Hidan, zostaw go – wtrącił
Deidara, gdy tylko wszedł do łazienki. Wysoki chłopak zdecydowanie
za długo się znęcał już nad Sasorim. Zwykle to trwało tydzień
lub dwa i dawał ludziom spokój. Blondyn nie był zachwycony
wyczynami przyjaciela. I mimo, że i jemu zdarzyło się komuś
dokuczać, i starał się również zawsze zrozumieć Hidana, który
w ten sposób wyładowywał wszystkie swoje złe emocje, to tym razem
powoli zaczynał przesadzać. Wiedział też jak ostatnio napięta
jest sytuacja w jego domu, ale przecież takie metody by poczuć się
lepszym nie były dobrym wyjściem z sytuacji. Do tego przez niego
zaczęło się komplikować między Yahiko i Konan. Dziewczyna się
nie odzywała ani do nich ani do rudego, a tamten uporczywie za nią
łazi, nie zdając sobie sprawy że tym sposobem tylko pogarsza swoją
obecną sytuację. Miał już dość bycia tym który wszystko
naprawia. Nagato twierdził, że wszyscy na pewno sami się dogadają,
a w trącanie się może pogorszyć sprawę. Za to Itachi miał
zupełnie gdzieś tę całą sprawę i nawet nie fatygował się
pomóc. Eh.. jak to ciężko być tym, któremu zależy.
- Dei, pokazałem Sasoriemu jego super
fote – rzucił do przyjaciela, który właśnie stał przy pisuarze
i bez skrepowania załatwiał swoją potrzebę.
- Świetnie... - rzucił sarkastycznie.
Wiedział, że ktoś z nauczycieli się o tym dowie prędzej czy
później. Nie może być inaczej po tym jak idiota rozesłał
zdjęcie i plotki po całej szkole. Ale nawet z tego powodu się
cieszył, może ktośwreszcie przemówi mu do rozsądku i odczepi się
od tego nieszczęśnika o czerwonych włosach.
- Saso, jestem pewny że laski w szkole
już dawno chciały zobaczyć cię nago – Sasori miał dość jego
głupich komentarzy. Czym sobie zasłużył na takie traktowanie? To
wszystko od początku, to głupie w widzimisię Hidana, który chciał
się po prostu nad nim poznęcać dla zabawy, bo ma aż tak nudne
życie. Musiał być cholernie nieszczęśliwy skoro posuwa się do
takich rzeczy by uprzykrzyć mu życie. Nie był szczęśliwy i
dlatego robił wszystko by mógł poczuć się szczęśliwszy od
swojej ofiary. Dotarło do niego to właśnie teraz, ale był tak
wściekły, że wcale mu nie współczuł. Wciąż go nie znosił.
- Wal się! - odepchnął od siebie
Hidana, po czym wybiegł z łazienki. Szarowłosy patrzył za nim
obojętnym spojrzeniem. Dei podszedł do umywalek i zaczął myć
ręce.
- Daj mu już spokój – powiedział do
przyjaciela. - Przesadziłeś z tym zdjęciem... Nie zdziwię się,
jak po tym opuści tę szkołę.
- E tam – machnął ręką. W ogóle
nie przejmował się tym co zrobił, ani losem Akasuny. - A teraz
wyjdź, muszę się zrelaksować – oznajmił otwierając jedną z
kabin. Deidara uniósł brew, rzucając mu pytające spojrzenie. -
Jeszcze dzisiaj nie flirtowałem z Wacławem – wyjaśnił mu. -
Kolega się domaga, nie mogę go zawieźć – z tymi słowami
zniknął w kabinie. Dei przewrócił oczami na głupotę kumpla i
wyszedł z łazienki.
Sasori wybiegł ze szkoły,
popychając przy tym stojących mu na drodze uczniów. Obiecał
sobie, że nie będzie uciekał, i czuł się zawiedziony swoją
postawą i niedotrzymaniem obietnicy. Nie mógł jednak zostać w
szkole, w której go upokorzono. Miał świadomość tego, że to
tylko przerobione zdjęcie w photoshopie, mimo to i tak czuł się z
tym potwornie źle. Nie każdy przecież wiedział, że to tylko
przeróbka, i za pewne nie każdy się domyślił. W tej chwili był
pewny, że już nigdy nie wróci do tej szkoły. Jeszcze nigdy nikt
go tak nie upokorzył. Nie potrafił zrozumieć dlaczego to spotyka
właśnie jego. Biegł prosto do domu. Miał już gdzieś kazania
babci i to że nie będzie zadowolona, że znowu uciekł ze szkoły.
Nie będzie go zmuszała chodzić do tak porąbanej szkoły.
Właściwie to gdyby nie Hidan, nie było by wcale źle, ale niestety
szarowłosy idiota nie daje mu żyć. Nie mieszkał daleko od szkoły,
więc dobiegniecie do domu nie zajęło mu dużo czasu. Wbiegł do
domu i trzasnął drzwiami, po czym natychmiast pobiegł na górę do
swojego pokoju. Tam też trzasnął drzwiami. Chiyo stała
oszołomiona w korytarzy, patrząc na górę gdzie jej wnuk przed
chwilą zniknął. Zdziwiło ją, że tak szybko wrócił do domu.
Skierowała się na górę, do jego pokoju.
- Sasori.. Nie powinieneś być w
szkole? - zapytała pukając do drzwi. Nie uzyskała jednak
odpowiedzi. - Znowu uciekłeś? Chyba coś ci mówiłam na ten
temat....
- Daj mi spokój stara babo! - wydarł
się. Był wściekły sam już nie wiedział na co. Wszystko go teraz
wkurzało.
- Jak ty się do mnie zwracasz!? Co za
brak szacunku. Jesteś niewdzięczny! - Wzięła go pod swój dach,
daje mu jeść, opiekuje się nim i martwi o niego, a on tak się do
nie bezczelnie odzywa. Ponownie zapadło milczenie. Chłopak nie
odpowiedział nic na ochrzan babci. Może była i stara, ale nie
głupia. Wiedziała, że musiało coś się stać, skoro przybiegł
do domu tak szybko. Wątpiła, by zrobił to dlatego, że lekcje mu
się znudziły. Odetchnęła, uspokajając nerwy. - Sasori,
porozmawiajmy – dodała po chwili naciskając na klamkę.
Czerwonowłosy widząc to, szybko podbiegł do drzwi i przycisnął
się do nich tak, by powstrzymać babcię przed otwarciem ich. Jak na
złość nie miał kluczyka od drzwi, ani żadnego zamka.
- Nic mi nie jest.. zostaw mnie –
zarządził mocno dociskają drzwi. Nie chciał z nią teraz gadać,
chciał być sam. Musiał przyznać, że jego stara babcia była
naprawdę silna. Ona również parła na drzwi od drugiej strony i
prawie je otworzyła odpychając Sasoriego w głąb pokoju. Ale
chłopak nie dał tak łatwo za wygraną. Oparł się plecami o drzwi
i dociskał jeszcze mocniej, zapierając się nogami o podłogę.
- Sasori.. nie wygłupiaj się –
zbeształa go Chiyo. Nie miała już siły się z nim siłować. Był
młodszy i zwinniejszy.
- To mnie zostaw! - Kobieta westchnęła
rezygnując z dostania się do jego pokoju, i zeszła na dół.
Pomyślała, że jak będzie chciał porozmawiać to sam przyjdzie,
ale poczuła się też dziwnie smutna. Wnuk jej nie ufał, skoro nie
chciał się jej zwierzyć. Widocznie nie jest wzorem babci. Sasori
jeszcze oparty o drzwi, nasłuchiwał kroków babci. Gdy owe kroki
ucichły, osunął się po drzwiach na podłogę i schował głowę w
kolanach. Już sam nie wiedział czego chce od życia. Na prawdę
dobrze by było się komuś zwierzyć, ale nie sądził by babcia coś
na to poradziła. Na pewno by się wkurzyła i twierdziła, że
plecie głupoty, albo mówiła by żeby się nie przejmował, ale to
by mu wcale nie pomogło. W tej chwili nie wiedział co zrobić. Nie
może cały czas ukrywać tego co się stało, bo inaczej babcia nie
zmieni mu szkoły. Choć z drugiej strony wcale nie był pewny czy
chce to zrobić. Miał nie uciekać i nauczyć się bronić. Jego życie
legło w gruzach. Od śmierci jego rodziców nic nie jest dobrze. Od
tamtej pory wszystko się psuje. Nabawił się lęku przed krwią,
zaczął cierpieć na bezsenność, a często w nocy ma koszmary. W
szkole nikt go nie lubi i czuje się tam dziwnie obco. Ciężko jest
być silnym po czymś takim. Wstał z podłogi i podszedł do biurka,
gdzie stało zdjęcie jego rodziców. Ich uśmiechnięte twarze na
zdjęciu dodawały mu tylko bólu. Ale też dla tych twarzy nie mógł
tak po prostu się poddać. Choć nie poddawanie się wcale nie było
takie łatwe. Bardzo chciałby cofnąć czas, szkoda tylko, że było
to niemożliwe.
Lekcje w szkole dobiegły końca i
gdy tylko uczniowie usłyszeli dzwonek oznajmiających ich koniec, z
radością na twarzy zaczęli się pakować. Co prawda zostały
jeszcze zajęcia poza lekcyjne, ale te były dużo ciekawsze od
zwykłych lekcji, bo nawiązywały do ich zainteresowań. Profesor
Iruka siedzący przy biurku składał wypracowania uczniów na temat
wojny. Uczniowie wychodząc z sali rzucali mu to na biurko dosyć
niechlujnie to też musiał je sam doprowadzić do estetycznego
stanu. Uczniów w klasie ubywało.
- Deidara – rzucił profesor do
długowłosego i zawołał go gestem ręki. Chłopak podszedł do
biurka i spojrzał pytająco na nauczyciela, kładąc mu na biurko
swoje wypracowanie. Jako jedyny zrobił to schludnie. - Zostań
chwilę. - Dei nie wiedział po co każe mu zostać, ale wykonał
polecenie. Gdy w klasie zostali już tylko oni, profesor kontynuował.
- Nie wiesz, dlaczego Sasori tak szybko wyszedł ze szkoły? - wolał
zdecydowanie o to zapytać Hidana, ale i tamten godzinę temu gdzieś
zniknął.
- Nie wiem – skłamał. Oczywiście,
że wiedział, ale przecież nie wyda swojego kumpla.
- Rozumiem.. - nie był
usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, bo domyślał się, że Sasori
uciekł przez takiego jednego co lubi dokuczać innym. Zauważył też
przez ten miesiąc, że czerwonowłosy unika Hidana jak ognia. Nigdy
nie widział ich razem, choć ze wszystkimi innymi Sasori w klasie
rozmawiał. Wiadomą rzeczą było to, że po prostu mogli się nie
lubić, ale on już dobrze znał Hidana, i dlatego wolał się
upewnić, czy ten chłopak nie robi znów niczego głupiego. - W
takim razie.. - otworzył szufladę biurka i wyją z niej kartki z
zadaniami. Po chwili dodał: - Zaniesiesz Sasoriemu jego torbę,
którą zostawił – ponownie spojrzał na ucznia. - I dasz mu to –
podał mu kartki z ćwiczeniami, które miał z nim przerobić na
dzisiejszych korepetycjach.
- Dlaczego ja? - zapytał
pretensjonalnie.
- Bo z tego co widzę, mieszkasz
najbliżej niego
- Ale ja muszę pomagać rodzicom.. -
chciał się jakoś wymigać, nie chciało mu się nigdzie iść.
Wolał wrócić do domu, zwłaszcza że tego dnia nie musi pomagać
to miałby więcej czasu dla siebie.
- Rodzice na pewno zrozumieją –
powiedział i zapisał mu adres chłopaka na kartce i podał mu go.
Deidara nie miał innego wyjścia, musiał pójść do Sasoriego i
zanieść mu jego rzeczy. Ta ciapa naprawdę mogłaby pamiętać o
zabieraniu swoich rzeczy za nim ucieknie. Ale tak czy inaczej, to
wina Hidana. Gdyby ten idiota nie zrobił tego pieprzonego zdjęcia,
nie było by żadnego problemu. Westchnął w duchu i wziął jego
torbę. Rzucając do widzenia, wyszedł z klasy.
Po paru godzinach nic nie robienia,
babcia oznajmiła mu, że wybiera się do sklepu. Gdy tylko usłyszał,
dźwięk zamykanych drzwi frontowych od razu wyszedł z pokoju i
zszedł do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Zrobił się głodny, a
wcześniej nie miał ochoty schodzić na dół, bo obawiał się, że
babcia będzie zadawać za dużo pytań. Albo mogła go również
ochrzanić za jego pyskowanie i ucieknięcie ze szkoły, to też
wolał się obejść bez tego. W kuchni otworzył lodówkę i patrzył
długą chwilę na produkty jakie tam się znajdowały. Nie było
dużego wyboru, bo babcia dopiero teraz poszła do sklepu. Gapił się
dłuższą chwilę na produkty, zastanawiając się co zjeść. Chleb
z serem? Czy może jogurt? To był naprawdę trudny wybór, bo na nic
z tych rzeczy nie miał specjalnej ochoty. Jednak zdecydował się na
jogurt. Zamknął lodówkę i wziął łyżeczkę, po czym usiadł na
kanapie przed telewizorem. Włączył pierwszy lepszy program, na
którym leciał jakiś młodzieżowy serial. Tak stwierdził, po
zobaczeniu że główni bohaterowie to osoby nie wiele starsze od
niego. Nie przepadał ze jakimiś romansowymi serialami, ale
postanowił obejrzeć. Jak zwykle główna bohaterka skrycia kochała
się w głównym bohaterze, a on niczego nie podejrzewał. Pamiętał,
że jego przyjaciółka Emi, zawsze przeżywała takie filmy.
Uważała, że faceci są naprawdę ślepi, a on twierdził, że
dziewczyny są po prostu głupie skoro nie potrafią powiedzieć tego
co czują wprost, tylko każą się domyślać. Oczywiście nie
uważał za głupie wszystkie dziewczyny, bo były i takie które
mówiły w prost co czują, a były i takie, co nie tylko o tym
mówiły, a nawet za bardzo bywały upierdliwe. Gdy zjadł jogurt,
wstał by wyrzucić puste opakowanie. Wrzucił łyżeczkę do zlewu i
nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Wyłączył telewizor, bo i tak
zamierzał pójść na górę, ale za nim to zrobił poszedł
otworzyć drzwi. Gdy tylko je otworzył, ku swojemu zdziwieniu ujrzał
znajomego mu blondyna ze szkoły. Tak go to zaskoczyło, że chciał
te drzwi ponownie zamknąć, sądząc, że albo to halucynacja, albo
gość przyszedł go dręczyć. Jednak jego plan został zniweczony.
Dei zatrzymał drzwi ręką, nie pozwalając mu ich zamknąć.
- Zaczekaj – rzucił, w ogóle nie
zdziwiony jego zachowaniem. Chyba sam też by tak postąpił na jego
miejscu. Nie podobało mu się to, że musi mu zanieść jego rzeczy,
ale jak już tu jest to musi to jakoś wykorzystać. Miał już dość
tych durnych wybryków Hidana, i tego że ten ciapa nic z tym nie
potrafi zrobić. Musiał ratować sytuację, bo jak tak dalej
pójdzie, to oboje będą mieli duże kłopoty, zwłaszcza Hidan. Tak
już się utarło, że to on zazwyczaj ratował sytuację. Sasori
otworzył drzwi, widząc, że chłopak nie ma złych zamiarów, i że
absolutnie nie był jego wyobraźnią.
- Co? - zapytał ponuro, nie miał
specjalnej ochoty na rozmowę z nim.
- Zostawiłeś to w szkole.. - podał mu
torbę. Sasori dopiero teraz sobie zdał sprawę, że faktycznie
zapomniał wziąć jej ze szkoły. Był tak zdenerwowany tą sprawą
ze zdjęciem, że zupełnie o tym nie myślał.
- O.. dzięki – wziął od niego
torbę. Wypadało podziękować, nawet jeżeli był przyjacielem jego
wroga.
- I jeszcze.. - podał mu karty zadań.
Sasori wziął je do ręki i przyjrzał się im chwilę.
- To nie moje – nie przypominał
sobie, żeby miał coś takiego.
- Już tak. Iruka kazał ci to dać, to
daje – co go obchodziło, że nie jego. Niech bierze jak dają,
wybredny był.. nie ma co.
- Dzięki, to cze... - nie dane mu było
dokończyć.
- Niezła chata – wszedł mu w słowo,
patrząc w górę na piętro. Co prawda, był to zwyczajny dom jak
wiele innych, ale on i tak uważał, że jest w porządku. On
mieszkał w domu, z restauracją, to jednak nie to samo co taki
zwykły jedno rodzinny dom. Z reszta musiał jakoś podtrzymać
rozmowę. Był w tej okolicy tysiące razy, w końcu obok mieszkała
Konan, widział tysiące takich domów. - Mogę wejść? - spojrzał
na Sasoriego, a ten poczuł się jakby ktoś chlusną na niego
lodowatą wodą. Co to w ogóle za pytanie? Co z tego, że to nie on
go bił, przyglądał się, to mu wystarczyło by go nie lubić.
- Nie. - odpowiedź była dla niego
oczywista.
- O no weź.. Tylko na chwilę –
Odepchnął Sasoriego na bok, i bez pozwolenia wszedł do jego domu.
Czerwonowłosy zgłupiał. Czy teraz planują nalot na jego dom? O co
tu chodzi? Już nie wiedział co myśleć, ale spodziewał się
najgorszego.
- Czego chcesz? - zapytał. Deidara
rozglądał się po korytarzu. Na przeciwko były schody, na lewo
kuchnia i salon, które były połączone dużą futryna w kształcie
łuku. Na przeciwko koło schodów było wejście do łazienki.
- Ładnie tu – stwierdził olewając
jego pytanie. Sasori nie był zadowolony z tego powodu. Gdy tylko Dei
zrobił krok na przód, od razu stanął przed nim, blokując mu
dalszą drogę. Patrzył na niego marszcząc brwi. Dei westchnął. -
Chciałem pogadać. Mogę? - Wiedział, że nie zachowuje się
kulturalnie, ale był to najszybszy sposób, żeby przedostać się
do jego domu. Za nim zdążył dopowiedzieć, do domu weszła Chiyo.
Była bardzo zaskoczona widząc Sasoriego razem innym chłopcem.
Choć gdyby nie męski mundurek szkolny, byłaby przekonana że
blondyn to dziewczynka. Jej wnuk nie przyprowadzał kolegów odkąd z
nią zamieszkał, więc była bardzo zdziwiona, a jednocześnie
szczęśliwa, że znalazł sobie jakiegoś kolegę.
- Widzę, że masz gościa Sasori –
rzuciła z uśmiechem, kierując się do kuchni, gdzie odłożyła
zakupy.
- Gość już wychodzi – rzucił
niespełna czternastolatek.
- A może kolega zostanie na obiad? -
zaproponowała z kuchni, wkładając produkty to lodówki.
- Nie..
- Bardzo chętnie – wyszczerzył się
Dei. Już mu się znudziło to ich restauracyjne jedzenie.
Czerwonowłosy spojrzał na niego pretensjonalnie. Nie chciał, żeby
ten gość z nimi jadł. Będzie czuł się skrepowany jego
obecnością, do tego jeszcze jego babcia coś palnie i zrobi mu
obciach. Co jeżeli on to rozgada? Nie ufał mu. Sasori nie miał
innego wyjścia. Babacia tak się napaliła na ten wspólny obiad z
jego „kolegą”, że aż chodziła cała w skowronkach. Kto by
przypuszczał, że ta kobieta będzie się tak cieszyć, że znalazł
sobie kumpla... niby kumpla. Chcąc nie chcąc, zaprosił
długowłosego do swojego pokoju. Rzucił swoją torbę na łóżko,
razem z kartami pracy. Dei rozejrzał się po niewielkim pokoiku, w
którym stało biurko, łóżko, komoda na ubrania i szafka na
książki. Czyli wszystko co potrzeba. Jednak był to bardzo skromny
pokoik. Nie było tu żadnych plakatów na ścianach, figurek na
półkach, a sama ściana była w kolorze beżu. Jedyne co mogło być
tu ciekawe, to masa komiksów na półkach. Więcej ich było niż
książek. Dużo więcej. Akasuna nie wiedział co robić z nowym
gościem. Jego obecność go stresowała, do tego nie wiedział o
czym ma z nim rozmawiać. Za to Deidara, w ogóle nie wyglądał na
takiego co się stresuje, był wyluzowany. Może dlatego, że czuł
się lepszy od niego? Taka myśl przyszła do głowy Sasoriego, ale
szybko ja od siebie odrzucił, nie chcąc pogrążać się w jakimś
niedowartościowaniu siebie.
- Twoi rodzice? - zapytał podchodząc
do biurka. Wziął zdjęcie do rąk i przyjrzał się mu bliżej.
- Tak. Zostaw. - wyrwał mu zdjęcie z
rąk.
- Spokojnie, nie ukradnę ci go –
uniósł ręce w geście mówiący, że nie zamierza nic złego. -
Gdzie są? - dodał po chwili.
- Co? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc
pytanie.
- Gdzie są twoi rodzice? - powtórzył
dokładniej. Sasori milczał chwilę. Nie miał pojęcia co go to
obchodzi.
- Nie ważne.. - burknął odwracając
wzrok. - O czym chciałeś pogadać, bo chyba nie o moich rodzicach.
- A jeśli tak? - Sasori spojrzał na
niego zaskoczony. Dlaczego niby mieli by rozmawiać o jego rodzicach?
Nie wiedział co odpowiedzieć. Poczuł, że bondyn go zagiął.
- No to... masz problem, bo nic ci nie
powiem – odpowiedział po chwili. Deidara uśmiechnął się do
siebie.
- Żartowałem. Chcę pogadać o Hidanie
– domyślił się po minie Akasuny, że nie ma ochoty o nim
rozmawiać, ale trudno, musiał coś spróbować. - Wiesz.... głupio
to zabrzmi ale.. - podrapał się w tył głowy. - Przepraszam cię
za niego.. - ciężko było mu to wydusić. Nie dlatego, że nie
potrafił przepraszać, ale po prostu głupio mu było robić to za
kumpla, który za pewne nigdy tego nie zrobi.
- Nie potrzebuje tych przeprosin –
burknął, siadając przy biurku.
- Może i nie ale... nie długo już
przestanie cię dręczyć.. - teraz to on zaczynał się denerwować
tą rozmową, ponieważ nie miał żadnego planu, jak pogodzić tych
dwóch.
- To mnie pocieszyłeś – Niedługo? A
ile to niedługo będzie trwało? Wcale, a wcale go to nie
pocieszyło.
- No wiesz.. Iruka zaczyna coś
podejrzewać, więc sądzę że.. - nie wiedział co dalej mówić. -
Z reszta, pogadam z nim.
- Nie musisz się fatygować – Chyba
by się cieszył gdyby blondyn pogadał z Hidanem i gdyby ten go
posłuchał. Jednakże nie zamierzał tego przyznawać. Udawał, że
w ogóle go to nie obchodzi.
- Hidan jest..
- Tchórzem? - przerwał mu.
- Skoro tak mówisz.. - powiedział, bo
chwili milczenia. - Chodzi o to, że... Nie chce go usprawiedliwiać,
ale.. nie jest wcale taki zły..
- Co mnie to obchodzi? - spojrzał ze
złością na Deidare. Miał już dość słuchania o tym świrze. -
Dlaczego go usprawiedliwiasz? Sam nie jesteś lepszy. Przyglądasz
się tylko i śmiejesz.. Może nie jestem taki silny jak on, ale to
wcale nie znaczy że jestem gorszy! Wszyscy traktujecie mnie jak
śmiecia... - na tym zakończył, bo czuł że robi mu się za bardzo
przykro, a nie chciał się rozpłakać.
- Nie prawda... zresztą.. ty nic nie
rozumiesz. - zmarszczył brwi. Wkurzył go, i weź tu gadaj z takim.
- Ty nie wiesz co on musi...! - urwał zdając sobie sprawę, że
zaraz wydał by coś, o czym Hidan nie jest skłonny mówić, a nawet
nie chce. Opanował się i odetchnął. Nie przyszedł tu się
kłócić, tylko zmobilizować tego durnia, żeby przestał być taką
ciapą. - Nie ważne.. - machnął ręką. Jego wzrok spoczął na
kartach ćwiczeń. Wziął je do ręki. Zobaczył, że to ćwiczenia
z historii i chemii.
- Potrafisz to zrobić? - zapytał
zmieniając temat. Wiedział, że chłopak nie uczy się najlepiej, w końcu
chodził z nim do tej samej klasy. Sasori wzruszył ramionami. -
Pomogę ci – zarządził i przytaskał mały stolik z kąta.
Postawił go na środku i usiadł przy nim, wołając gestem ręki
Sasoriego. Czerwonowłosy nie miał ochoty na naukę, ale skoro obiad
jeszcze nie gotowy, a oni nie za bardzo mają o czym gadać, to nie
był to taki zły pomysł. Wziął długopis z biurka i usiadł przy
stoliku na podłodze, naprzeciwko Deia.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytał
podejrzliwie. Był miły, a przecież ani razu mu nie powstrzymał
Hidana, ani mu nie pomagał, więc dlaczego teraz? Nie rozumiał.
- Bo mi się nudzi – odpowiedział,
patrząc na zadania na kartkach. - Czy taka odpowiedź cię
satysfakcjonuje? - zapytał odrywając spojrzenie od kartek, i
rzucające je na towarzysza.
- Nie.
- To poczekaj, wymyślę inną –
Myślał krótką chwilę. - Bo boję się, że mi przywalisz. Taka
lepsza?
- Hm.. może być – Na taką wymówkę
mógł się zgodzić, choć dobrze wiedział, że to tylko kłamstwo.
- Świetnie – W końcu gdy zapoznał
się z ćwiczeniami, zaczął mu wszystko tłumaczyć. Jednak Sasori
wciąż myślał o tym dlaczego to robi? Zamiast skupić się na jego
tłumaczeniach. Był miły, zbyt miły. Po tym co przeszedł nie był
wstanie tak po prostu mu zaufać. - Słuchasz mnie? - zapytał unosząc
brew.
- Ee.. No jasne. - spiął się słysząc
to pytanie. Czuł się jak na jakieś lekcji z nauczycielem, a
przecież to tylko jego rówieśnik - A myślisz, że co robię?
- Weź wyluzuj. - westchnął - Nic ci
nie zrobię
- Nie boję się ciebie – zapewnił go
z powagą w głosie. Choć sam mógłby nad tym polemizować.
- Serio? - spojrzał na niego
uśmiechając się chytrze. - A co byś zrobił, gdybym cię teraz
walną? - Akasuna zastanawiał się czy mówi poważnie, czy tylko
sobie żartuje. Szczerze liczył na to drugie.
- Nic.. - odpowiedział po chwili,
odwracając od niego wzrok.
- Błąd! - I takie właśnie
nastawienie czerwonowłosego, go wkurzało. - Musisz oddać.
- Nie mam szans
- Przestań... - przewrócił oczami. -
Skąd wiesz? Myślisz tak, bo jestem odrobinę wyższy? Może okazać
się, że jesteś naprawdę silny.
- Nigdy się nie biłem – nie miał
pojęcia jak to się stało, że zaczął rozmawiać z nim jak ze
swoim dobrym kolegą. A przecież nim nie był.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz
- A co jeżeli nie chce się bić?
- To ty będziesz bity, jeżeli nie
umiesz się obronić. - Niestety taka była prawda. Może nie każdemu
w życiu potrzebne są umiejętności walki, ale temu tutaj, na pewno
by się przydały. W końcu był aż ciapą aż nad inne ciapy.
- Pf.. też mi coś. Lepiej tłumacz te
zadania – zmienił temat, nie chcąc już rozprawiać nad jego
nieumiejętnościami. Tak więc powrócili do nauki. Jak się
okazało, zadania nie były aż takie trudne jak Sasori myślał. A
Deidara wcale nie był takim idiotom za jakiego go uważał. Podczas
obiadu babcia z nim rozmawiała, a raczej wypytywała go o to gdzie
mieszka, co robią jego rodzice, i o to czy często spędzają razem
czas w szkole, i tutaj musieli trochę skłamać, a raczej zrobił to
Sasori wtrącając się do rozmowy. Nie chciał by wiedziała, że
wcale nie są przyjaciółmi. Było mu wstyd za babcię i za jej tak
prywatne pytania.. ale widział, że Chiyo jest szczęśliwa widząc,
że znalazł sobie kolegę, tak więc nie zamierzał niszczyć jej
szczęścia. Niech myśli, że w szkole powodzi mu się dobrze. Przez
to wszystko postanowił jednak nie zmieniać szkoły, to nie było
wyjście. W innej szkole może znaleźć się ktoś inny, kto będzie
mu dokuczał. Dlatego nauczy się bić.
Od Autorki: Ten rozdział był dłuższy niż zwykle, ma prawie aż trzynaście stron O: Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało i że dobrze bawiliście się czytają go :)
I macie w tym rozdziale trochę Itachiego i trochę więcej Deidary niż zwykle :P
Dziękuję, że czytacie i komentujecie! <3
A tak w ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych!! :D
A wam ktoś zrobił psikusa pierwszego kwietnia?
A może to wy nabraliście kogoś? x)
Fajny rozdział i nareszcie Kakashi i Sasori się spotkali znowu.. ^^ Oby więcej było takich spotkań i o wiele dłuższych. :D
OdpowiedzUsuńRozdział ogólnie mi się podobał. :D Itachi.. szkoda mi go xD
Weny! xx
No biedny Itachi, nie ma lekko z takim Saskiem xD
UsuńDziękuję ^^
Jaki długi rozdział! Tyle szczęścia!
OdpowiedzUsuńKakashi i Sasori wreszcie się spotkali! Jak ja na to czekałam! Szkoda tylko że Saso nie myśli ;-; Przecież chce kogoś do nauki samoobrony, kiedy praktycznie o tym myśli przypadkiem wpada na policjanta, którego w sumie zna, i co? I dupa! Nawet nie poprosił! Na jego miejscu błagałabym na kolanach a jemu to nawet przez myśl nie przeszło! Sasori.. ty debilu xd
Za to Kakashi! Ach! Na jego lekcje samoobrony to bym z bananem na pysku latała! Komendant Hatake taki biedny.. dzieci nie lubi a mu Minato wciska jakiś smarkaczy XD SKANDAL! A dzieciaki tak lubią Kakasia! (Ja też <3)
Itachi też się pojawił! Taki z niego dobry brat a Sresek na niego nie zasługuje zwyczajnie. Mówi się do dziecka: nie graj, i po co? Jeszcze na złość zrobi i przypadkiem (pfff, przypadek) coś zepsuje. A później Itachi ma przerąbane bo brat głupi.
Deidara.. ach mój wybuchowy chłopak wkracza do akcji! Nareszcie się do siebie przekonują! Saso, już niedługo będziesz miał kumpla, czuje to! :D Gęba mi się szczerzyła jak czytałam jak Dei pomaga Saso w lekcjach, i jeszcze jak mu się do chaupy wprosił! Aww!! *w*
Hidan.. ten to wymiata. Dostał raz po ryju i teraz się w zboczone photoshopy bawi i biedne dzieci męczy :P Po za tym jeszcze jego tekst:
- E tam – machnął ręką. W ogóle nie przejmował się tym co zrobił, ani losem Akasuny. - A teraz wyjdź, muszę się zrelaksować – oznajmił otwierając jedną z kabin. Deidara uniósł brew, rzucając mu pytające spojrzenie. - Jeszcze dzisiaj nie flirtowałem z Wacławem – wyjaśnił mu. - Kolega się domaga, nie mogę go zawieźć – z tymi słowami zniknął w kabinie.
Hahahahaha padłam. Bezpośredni, narwany, zboczony psychol! I jak go tu nie lubić?! Zauważyłam fale hejtu na siwego na tym blogu i mówie jej stanowcze: NIE! Hidan rządzi i co z tego że się znęca nad Sasorim? W końcu i tak w niedalekiej przyszłości będą kumplami!
Konan.. trzyma laska focha na rudego, oj trzyma! I bardzo mu tak dobrze! XD
Sasori. Mam nadzieje że wreszcie się chłop weźmie za siebie i przestanie być ciapą! Trzymam kciuki Saso! ^^
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny! ;3
Uf nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak długi rozdział nie przeszkadzał :) Miałam obawy, że nikt tego nie przeczyta bo jest za długi O:
UsuńKonan trzyma focha, a co? xD Yahio musi zrozumieć jaki głupi był :D
Dziękuję! :D
To znowu ja xD I piszę ten komentarz, jak obiecałam xD
OdpowiedzUsuńCoś mi mówi, że się trochę rozpiszę, bo… OMG, CO ZA WSPANIAŁY ROZDZIAŁ <333 Tyle wątków i tyle emocji, cudownie się to czytało, więcej takich :D powinnam zacząć od początku, ale muszę od ostatniego wątku <3
Boże, jak Dei wzrósł w moich oczach, no omg :3 Dei widać w ogóle nie jest zrażony, gdy zamyka mu się drzwi przed nosem xD no, ale dobra tym razem ma powód, ale chyba ciągłego coś więcej by się jakoś frendzić z Saso, niż obrona Hidana – w końcu, gdyby nie Iruka to by do niego nie poszedł xD Podoba mi się jego trochę natrętny sposób bycia xD nie dość, że wprosił się do domu to jeszcze na obiad i do pokoju xD a Chiyo uchachana, bo wnuk znalazł sobie przyjaciela xD co tam, że wygląda jak dziewczynka xD Grunt, że nie jakiś jedzący koty metal xD w ogóle zaskoczyło mnie, że jakoś w czasie obiadu Chiyo się nie wygadała o rodzicach Saso, albo że on nie dopytywał… :P w ogóle gdy był u niego na górze to ojej <3 Był uroczy, jak próbował znaleźć z nim jakiś temat i z nim pogadać ;) Tak, to początek pięknej przyjaźni, bo sprawisz, że będą przyjaciółmi, nie? xD
A teraz od oczątku ;) Chiyo jest okrutną babcią, pozwala używać komputera na marne dwie godziny, każę chodzić za karę do kąta, a w dodatku daje marne kieszonkowe xD Dlatego Saso musi trochę wyłudzać swoje potrzeby xD może przy niej zostanie jakimś negocjatorem? Kto wie xD Potem Yahiko… ech, co z niego wyrośnie xD no ale musi jakoś udobruchać Konan, ciekawa jestem, co wymyśli :P
Hahaha, Kakashi i jego awersja do dzieciaków xD słodkie xD ale to tylko gimnazjaliści xD umysły, które bawi słowo „penis” xD to nie przedszkolaki, gdzie nauczyciele są gryzieni xDD no i dzieci go lubią <3 awww, jakie to kochane :D ma nauczać sztuki samoobrony? Wow :D Tylko mam jedno pytanie – on to pokazał tak jednorazowo czy będzie prowadził ten cały kurs? Trzymam kciuki za jego przetrwanie :P
Rodzinka Uchihów :3 odpowiadając na pytanie czy warto pomagać rodzeństwu? Nie, nie warto xD a przynajmniej mojemu nie warto xD i Itaś też nie wyszedł na dobre, pomagając Sasuke, chociaż nawet bez tego miałby przejebane xD Mikoto widać surowa mama, ale do niej pasuje takie zachowanie, choć w anime była wzorowana na anioła, a Fugaku na surowego, a w opowiadaniach ma takie wjebane na wszystko xD
Iii spotkanie Saso z Kakashim :P to jego pouczenie mnie rozbawiło, myślałam, że to typ faceta, który woli jak się mu mówi na ty xD ja tam nie lubię, jak się do mnie mówi pani, uwierzysz, że kolega mojego brata (11 l.) mówi do mnie pani?! Wtf >.< no w każdym razie, rozumiem, że Saso będzie się szkolił w samoobronie :D FIGHTING XD ale nie… ten wybryk Hidana… nie… co za pojeb, no >.< żeby bawić się w przerabianie zdjęć photoshopem… nie to na poziomie, nie, to poniżej poziomu… - jednak kumam, że sam ma jakieś problemy rodzinne, więc potem ocenie czy mogę mu wybaczyć ten wybryk xD
No a najbardziej w tej sytuacji oberwała Chiyo… biedna babcia, zostać tak zwyzywana… nie no, w sumie trochę ją podziwiam, że dała mu spokój, a nie lamentowała pod drzwiami x)
Okej, to ja jeszcze raz dziękuję ci, że piszesz :D Koniecznie będziesz musiała wydać z tej historii książkę :D
Życzę dużo weny, czasu i ochoty na pisanie :D :*
Pozdrawiam xD
Wspaniały rozdział *-* Jak miiiiłoo <3 Myślałam, że średnio się spodoba, bo jest taki długi xD Ale następny wyszedł jeszcze dłuższy T-T Ale co ja poradzę? xD
UsuńNo Dei i jego kulturalna osobowość :P
Mam nadzieję, że wkrótce rozgrzeszysz mi Hidana :D
W moim opowiadaniu Itachi i Sasek nie będą mieć lekko xD Matka surowa, a ojciec wcale nie lepszy tyle, że on bardziej się czepia o naukę i te sprawy xD
No co? ;p Kakashi chciał być taki fajny pouczając Saso :D Wyszło mu na odwrót.. xD Biedaczek.
To ja Dziękuję <3 :)
Witam,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że chociaż trochę zaprzyjaźni się z Deidarą, oj Sasuke trzeba było jednak posłuchać brata ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia