poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 12


     Blond włosa dziewczynka trzymała wielką poduchę w ręku, stojąc nad łóżkiem swojego starszego brata, który to właśnie smacznie spał. Kołdra leżała na podłodze, poduszka spoczywała na jego brzuchu, a on sam leżał w dziwnie śmiesznej pozycji. Przynajmniej śmiesznej dla jego siostry, która nigdy w życiu tak się nie wierciła na łóżku. Gdy Yahiko spał, wydawał się taki grzeczny i cichy, zupełnie jak by to był nie on. Hisa, sześcioletnia dziewczynka wyobrażała sobie, a raczej była przekonana że podczas snu dusza jego brata opuszcza jego ciało i bawi się w najlepsze, bo przecież to niemożliwe żeby podczas snu być tak zupełni innym. A jej brat zawsze powtarzał, że nie lubi spać, więc był to dla niej wystarczający dowód. Wzięła zamach i najmocniej jak umiała uderzyła brata poduchą w twarz. Musiała zrobić to mocno by przywołać duszę swojego brata z powrotem do jego ciała. Yahiko poczuł ból i otworzył załzawione oczy. Jego nos ucierpiał najbardziej, jednak był jeszcze za bardzo zaspany by jęczeć z bólu. Spojrzał na swoją okrutną małą siostrzyczkę.
- Wróciłeś – odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do niego. - Dziadek, kazał mi cię obudzić – oznajmiła i zakręciła się wokół własnej osi. Była dumna, że udało jej się obudzić brata, a nie należało to wcale do łatwych zadań. Rudowłosy usiadł i przeciągnął się. Spojrzał na zegarek i skrzywił się widząc tak wczesną godzinę. Jak on nie znosił wczesnego wstawania, na szczęście był już piątek, więc przez następne dwa dni będzie mógł sobie dłużej pospać.
- Następnym razem zrób to delikatniej – pomasował sobie swój prawie już nie bolący nos. Zawsze budziło go w brutalny sposób, bo ubzdurała sobie jakąś dziwną historyjkę na jego temat.
- Dobrze – powiedziała radośnie i wybiegła z jego pokoju, pochwalić się dziadkowi, że szybko i bez żadnych przeszkód obudziła brata. Wstał z łóżka i chwycił za mundurek wiszący na oparciu krzesła. Zdjął piżamę, by przebrać się w szkolne ciuchy. Nigdy nie przepadał za chodzeniem do szkoły, ale teraz, gdy Konan żywi do niego urazę, nie chce mu się chodzić tam jeszcze bardziej. Może i popełnił błąd, może nie powinien dokuczać Sasoriemu.. Ale przecież to było raz, a ona obwinia go również o to co robi Hidan. Nie rozumiał jej. Dobrze wie, że Hidan by go nie posłuchał, zawsze robił co chciał. Nawet nie słuchał jej, a przecież jeśli Hidan kogoś w ogóle słuchał to właśnie Konan, więc skoro tym razem olał jej prośbę o zaprzestanie znęcania się nad Sasorim, to tym bardziej nie posłuchałby jego. Co miał zrobić? Nie miał pojęcia. Czuł się sfrustrowany swoją nie mocą. Gotowy wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni, a tam przy stole siedziała już Hisa i dziadek, jedli swoje śniadania. Nie chciał jeść jajecznicy, jak jego dziadek, bo nie znosił jajek, więc nalał sobie mleka do miski i wsypał płatków, po czym chwycił łyżkę i usiadł przy stole. Po mimo iż lubił płatki, śniadanie tego dnia jak i poprzednich szło mu bardzo powoli. Nabierał płatki na łyżkę, po czym znów wrzucał je z łyżki z powrotem do miski. Nie umknęło to uwadze jego dziadka.
- Jak będziesz tak jadł, to twoja własna siostra będzie nosiła cię na rękach – oznajmił białowłosy staruszek. Chłopak spojrzał na swoją siostrę, która jadła to samo co on i nuciła jakąś piosenkę pod nosem. - Co cię gryzie? - dopytał.
- Nic.. - odpowiedział podpierając się na ręce. - Po prostu, dziewczyny są beznadziejne – dodał ponuro.
- Pokłóciłeś się z Konan? - zapytał, choć dobrze znał odpowiedź. Rudowłosy wyszczerzył oczy na dziadka.
- Skąd ty...?
- Zawsze tak się zachowywałeś, jak się z nią pokłóciłeś – oznajmił, przerywając mu. Yahiko wrócił wspomnieniami do ich poprzednich kłótni i faktycznie zdał sobie sprawę, że nigdy nie miał nastroju po kłótni z niebieskowłosą.
- To nie moja wina.. To znaczy.. Bo ona za dużo ode mnie wymaga. Czasami popełniam błędy, ale to nie dlatego, że chcę. Ona tego nie rozumie, chciałaby żebym był idealny, ale tak się nie da. Nie mogę się przecież domyślać, czego ona ode mnie oczekuje. To wkurzające! - musiał się wygadać.
- Powiedziałeś jej to?
- Nie.. ale ją przeprosiłem – Gdyby jej powiedział, że jest wkurzająca, mogłaby się jeszcze bardziej obrazić, wolał nie ryzykować.
- Czasami same przeprosiny nie wystarczą. - powiedziawszy te słowa wstał od stołu biorąc swój pusty talerz po śniadaniu. Po włożeniu talerza do zlewu ruszył do wyjście z kuchni. - Pospiesz się, musisz jeszcze zaprowadzić Hise do szkoły. - rzucił i zniknął w głębi długiego korytarza. Yahiko spojrzał pretensjonalnie na siostrę, która będzie mu dziś towarzyszyć w drodze do szkoły. Nie znosił jej zaprowadzać, zawsze go opóźniała, bo cieszyła się z każdej pierdoły. Z latającego motyla, ze spadającego liścia, czy płatka wiśni, z ptaszka kąpiącego się w fontannie lub kałuży, z psa, kota i wszystkiego co się ruszało. Może była jeszcze mała, ale jak dla niego była po prostu dziwna, jego takie rzeczy w wieku sześciu lat nie interesowały, może w wieku dwóch albo trzech lat to tak, ale nie sześciu.
- Rusz się księżniczko, idziemy – wstał od stołu, gotowy do wyjścia. Często nazywał ją księżniczką, ze względu na jej delikatną urodę.
- Okeej – zawołała przeciągle i zeskoczyła z krzesła. Oczywiście za nim jeszcze wyszli z domu skoczyli do łazienki umyć zęby i opróżnić pęcherze. Potem byli już gotowi do wyjścia do szkoły. Yahiko nie wnikał dlaczego jego dziadek tego dnia nie mógł jej zaprowadzić. Widocznie miał ku temu powód, a on zdążył się już nauczyć, że lepiej nie wnikać w interesy dziadka.

    Poranny apel miał się zaraz zacząć, wszyscy uczniowie szkoły powoli zbierali się w sali gimnastycznej, by jak zwykle wysłuchać, co ma do powiedzenia dyrekcja i przewodniczący szkoły. Przed salą gimnastyczną, stał Hidan oparty o ścianę. Po jego minie można było stwierdzić, że z jakiegoś powodu nie jest zadowolony, dlatego też wszyscy omijali go szerokim łukiem, nie chcąc narażać się na jakiekolwiek nieprzyjemność. Po dziesięciu minutach cała sala była już zapełniona. Uczniowie każdej klasy gimnazjalnej stali w rzędach, przodem do podestu na którym stał mikrofon. Wyczekiwali z niecierpliwością ogłoszeń, ale nie dlatego że ich to interesowało, chcieli mieć to jak najszybciej za sobą. I zaczęło się. Najpierw pani Tsunade, dyrektorka szkoły ogłosiła, że będzie w szkole zbiórka charytatywna i że zbliża się festiwal, przypominając, że każda klasa ma coś przygotować, po czym przydzieliła obowiązki każdej klasie. Po tych jakże nieciekawych informacjach dodała, że niejaki Hidan Iseki chce coś ogłosić. Prawie wszyscy zdziwieni spojrzeli w stronę drzwi przez które wkroczył szarowłosy. Nawet jego przyjaciele byli zszokowani, bo o niczym nie wiedzieli. Sam Sasori również się zainteresował i coś czuł, że to przez niego Hidan stał teraz na podeście. Jakiś nauczyciel ustawiał mikrofon tak by dopasować go do wysokości chłopaka. Nie ma co, Hidan był bardzo wysoki, nawet za wysoki. Gdy nauczyciel odszedł, Hidan podszedł bliżej do mikrofonu. Po sali rozległy się szepty i w jednej chwili rozeszły się różne plotki, niektórzy sądzili, że Hidan będzie nowym przewodniczącym, co było bardzo absurdalną myślą.
- Hej... ja przemawiam – odezwał się siwowłosy dla rozluźnienia atmosfery, jednocześnie przerywając szepty. Na sali stopniowo zaczęło robić się ciszej, aż było na tyle cicho, że można było mówić. - No więc.. - odchrząknął, nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Wiedział co ma robić, ale to nie chciało mu przejść przez gardło. Spojrzał na dyrektorkę, i widząc jej nieustępliwy i surowy wzrok wiedział, że nie ma innego wyjścia, jak tylko to zrobić. Mimo to postanowił jeszcze spojrzeć na Iruke, być może on mu odpuści. Jednak nie. Patrzył na niego bardzo podobnie co dyrektorka. Westchnął w duchu i znów spojrzał na tłum rówieśników, stojących w rzędach i wlepiających w niego swoje spojrzenia. Uczniowie powoli zaczęli się irytować, tym przedłużaniem całej sprawy.
- Chciałem powiedzieć.. – odezwał się ponownie, urywając w połowie zdania. - Chciałem... chciałem przeprosić.. - już na te słowa większość uczniów zrobiła wielkie oczy - ..Akasune. - Sasori wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu, bo nie spodziewał się publicznych przeprosin z jego strony. Ci którzy wiedzieli o kogo chodzi, spojrzeli na czerwonowłosego. - To zdjęcie, to nie był on. Wkleiłem tam tylko jego głowę – dodał dla wyjaśnienia, ponownie przykuwając uwagę zgromadzonych. Mówił to co kazał mu mówić Iruka, czyli prawdę. - Tak naprawdę, to były moje jaja, bo Sasori nie ma takiego dużego – powiedział po chwili, na co niektórzy parsknęli śmiechem, a inni poczuli się zażenowani, w tym Sasori. Już nawet nie czuł się zawstydzony jego obelgą na temat długości jego przyrodzenia. Hidan widząc, że dyrektorka kroczy ku niemu od razu dodał – Żartowałem. To było zdjęcie jakiegoś gościa z internetu – po tych słowach zakończył swoją przemowę, choć chciał jeszcze dodać, ze zmuszono go do tych przeprosin, ale wiedział, że nie pozwolili by mu na to. Dyrektorka zakończyła apel, przypominając uczniom o grudniowych egzaminach. Wszyscy zaczęli wychodzić z sali i kierować się do swoich klas, gdzie zaraz miały zacząć się lekcję. Szarowłosy wyszedł na korytarz i odetchnął z ulgą. To naprawdę było dla niego ciężkie, jeszcze cięższe niż myślał. Musiał się upokorzyć przed całą szkołą, miał więc tylko nadzieję, że świetnie grał wyluzowanego. Nigdy nie przyznałby się, że miał tremę, a serce waliło mu tak mocno, że miał wrażenie, że wyskoczy mu na zewnątrz.
- A więc to dlatego nie było cię w szkole przez ostatnie dwa dni – usłyszał głos Konan i od razu spojrzał w jej stronę. Domyślała się, że nie przychodził do szkoły, bo nie chciał przepraszać Sasoriego, chciał to odwlec. Wiedziała jaki jest na punkcie przepraszania kogokolwiek. Nie potrafił przyznać się do błędu. - Całe szczęście.. już myślałam, że coś..
- To nie dlatego! – wpadł jej w słowo, choć za chwilę pomyślał, że mógł z tym poczekać. Patrzyli chwilę na siebie, a on widział jak twarz niebieskowłosej z radosnej zamienia się w smutną.
- A więc jednak... - powiedziała cicho. Nie musieli rozmawiać, rozumieli się bez słów, co czasami Hidana przerażało. Nie lubił gdy ktoś czytał z niego jak z otwartej księgi. Konan była w tym dobra, znała ich wszystkich na wylot. Odwrócił od niej wzrok, nie chcąc by tak na niego patrzyła, nie znosił współczucia. - Tak mi przykro – powiedziała podchodząc do niego. Przytuliła się do Hidana, a on nijak na to zareagował. Po prostu stał, gapiąc się w pustą przestrzeń.
- E, zakochana para, bo Yahiko będzie zazdrosny – rzucił Dei, który właśnie do nich podszedł. Po chwili Konan odlepiła się od szarowłosego.
- I bardzo dobrze – powiedziała pokazując język blondynowi. Yahiko i tak nie było, zapewne znowu się spóźni, a ona wciąż się na niego jeszcze trochę gniewała, więc obecnie nie obchodziło ją, co sobie rudy pomyśli. Nagle na końcu korytarza zauważyła czarnowłosego. - Itachi! - krzyknęła i pobiegła w jego stronę. Chłopak zatrzymał się słysząc jej głos. - Daj mi spisać fizykę, nie potrafiłam tego zrobić – rzuciła, gdy tylko znalazła się przy nim.
- Pięćdziesiąt jenów – powiedział wyjmując zeszyt z torby i podając go dziewczynie.
- Chyba żartujesz.. Dawaj ten zeszyt i się ciesz, że masz dla kogo odwalać pracę domową – wzięła od niego zeszyt i walnęła go nim w głowę, po czym machając mu ruszyła w ustronne miejsce przepisać pracę domową. Itachi patrzył za nią z politowaniem. Była okrutna.. w życiu by się z taką nie ożenił.

     Lekcje, lekcjami, jedni uważnie słuchali i z pasją notowali każde słowo nauczyciela, inni zaś rysowali w zeszytach, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając to co mówił nauczyciel, a jeszcze inni w ogóle nie słuchali. A byli też i tacy, którzy lubili zdrzemnąć się na lekcji. Jednym z takich osób był Hidan, który na lekcji Biologii po prostu zasnął, przez co za karę został zapytany z ostatnich lekcji. Wydukał to co wiedział, i dostał dwóje. Jego radość z tego powodu była nie do opisania, bo przeszedł po klasie i poprzybijał wszystkim piątki... prawie wszystkim, Sasoriego ominął udając, że go nie widzi, a i czerwonowłosy, nie był z tego powodu zawiedziony. Trudno go było uspokoić, z tej radości zmarnował osiem minut lekcji. Według nauczycielki zmarnował, bo cała klasa cieszyła się wygłupami szarowłosego, i była mu wdzięczna za ich przedłużanie. Po czterech godzinach, przyszła pora na przerwę obiadową, czyli tak zwany lunch. Sasori nie trzymał się z nikim blisko. Po tym incydencie ze zdjęciem ludziom było głupio że się nabrali, ale wstydzili się do tego przyznać i przeprosić Sasoriego, więc oddalili się od niego jeszcze dalej niż było to na początku tego semestru. Z tego powodu czerwonowłosy samotnie stał na dachu, opierając się o niewielki murek sięgający wyżej niż do pasa, który miał zabezpieczyć przed wypadkiem. Patrzył na dziedziniec szkolny i na domy widniejące w dole miasta. Szkoła stała na wzgórzu, dlatego też z jej dachu był niesamowity widok. Liście prawie już ze wszystkich drzew poopadały, świat mienił się w kolorach jesiennych liści. Z góry wyglądało to naprawdę niesamowicie.
- Zawsze uciekasz przed ludźmi? - usłyszał znajomy głos i odwrócił się ku wejściu na dach. Sasori ujrzał Deidare, stojącego przed nim z rękami w kieszeni. Nie miał pojęcia po co przylazł.. i jak go tu znalazł, ale też nie zawracał sobie głowy takimi rozmyśleniami.
- Nie uciekam – rzucił tylko i z powrotem odwrócił się na widok dziedzińca. Dei stał chwilę patrząc na niego bez żadnej reakcji, dopiero po chwili ruszył się i podszedł bliżej Akasuny, również opierając się o murek.
- Wsypałeś Hidana – powiedział po dłuższej chwili milczenia. Był tego pewny, bo Hidan wygłosił parę godzin temu publiczne przeprosiny... z drugiej strony jednak, można było przypuszczać ,że szarowłosy jest sprawcą tego wstydliwego dla Akasuny żartu, mimo to nie sądził, by dyrektorka wydała taki rozkaz bez żadnych dowodów.
- Nawet jeśli, to co? - burknął niezadowolony z oskarżenia. Była to prawda, ale nie czuł się z tym dumny. Nie lubił skarżyć, choć może czasem powinien.. Sam by rozwiązał tę sprawę, gdyby tylko był silniejszy. Wkurzało go, że Kakashi poświęci dla niego tylko jeden dzień w tygodniu. To było za mało, tak przecież nie może być.
- Nic – powiedział, zupełnie nie rozumiejąc oburzenia z jakim Sasori wypowiedział tamte słowa. - Zrobiłeś się ostatnio strasznie pyskaty, na początku taki nie byłeś – zauważył. Sasori sam dobrze wiedział, że na początku semestru mało się odzywał, to się akurat nie wiele zmieniło, ale był raczej cichy i nikomu nie wadził. Teraz zaczynał powracać do siebie. Pewnie w oczach Deidary musiał wyglądać na osobę która wiecznie zrzędzi i odpowiada burknięciami, a przecież taki nie był. Po prostu nie wiedział jak się ma zachować w jego towarzystwie. Jeśli będzie soba, to czy wyjdzie mu to na dobre? Co jeśli mu zaufa, i zostanie zdradzony? Czy może ufać komuś, kto nigdy mu nie pomógł gdy był bity przez Hidana, i tylko patrzył jak wysoki idiota go męczy. Nie miał zaufania do kogoś takiego.
- Może – odpowiedział, nie siląc się na dłuższe wywody. Bo po co? Nie musi być z nim szczery ani dokładny, będzie wymijający, to najlepszy sposób by nie dać się zranić kumpelską zdradą... o ile mógł go już nazywać kumplem.
- Jesteś bardzo kreatywny – rzucił sarkastycznie. Do prawdy ciężko było się z nim dogadać, ale jakoś polubił tego ciapę. Był niewysoki, często się złościł, a do tego pyszczył, ale jak przyszło co do czego to nie potrafił oddać ciosu... Mocny w gębie, ale w czynach już nie bardzo.. mimo tego był uroczy.
- Może – wzruszył ramionami. Na te słowa Deidara zaśmiał się. Jego znudzony ton go rozbawił, chyba jego samego nudziły jego własne odpowiedzi.
- I z czego się śmiejesz? - spojrzał na niego unosząc lekko brew. Nie rozumiał go, był dziwny. Zazwyczaj poważny i stonowany, a teraz śmieje się nie wiadomo z czego.
- Z ciebie – odpowiedział najzupełniej szczerze, ale za nim Sasori zdążył coś powiedzieć, ten od razu dodał – Co zrobisz, jeśli Hidan będzie chciał się zemścić za to, że go wsypałeś? Oddasz mu? - spojrzał na niego pytającym spojrzeniem. Trwała chwila ciszy nim Sasori raczył mu odpowiedzieć.
- Mooożee – rzucił przeciągle. Nawet nie zastanawiał się nad tym co zrobi. Co prawda brał pod uwagę fakt, że Hidan będzie chciał mu za to dokopać, i nie sądził by nauczył się tak szybko samoobrony od Kakashiego. Deidara westchnął słysząc jego odpowiedź, po czym złapał Sasoriego za policzek i po wyciągał go w taki sposób jak robią to ciotki, które przyjeżdżają w odwiedziny do kogoś kogo dawno nie widziały.
- Jesteś słodki – stwierdził tarmosząc jego policzek. Sasori był tak zdezorientowany, że nawet nie zdążył zareagować na ten okrutny czyn. Dei puścił go, a gdy tylko to zrobił Sasori natychmiast przyłożył dłoń do swojego lekko zaczerwionego policzka.
- Powaliło cię? - zapytał patrząc na niego z politowaniem, gdy już doszedł do siebie.
- Może – odpowiedział mu tym samy, po czym wyszczerzył się do niego w cwanym uśmiechu.
- Chyba na pewno.. - dodał odwracając od niego wzrok. Nawet jego babcia nigdy nie robiła mu takich ciągutek na policzkach. Całe szczęście, bo to okropne uczucie.
- Hidanem się nie przejmuj, pogadam z nim. Nie powinien chcieć się zemścić – zapewnił go po chwili.
- Przed chwilą mówiłeś co innego – jak można być tak zmiennym? I jak on ma zaufać takiemu komuś.
- To było tylko przypuszczenie. Tak więc nie panikuj...
- Nie panikuję... - burknął niezadowolony z tego tekstu.
- I bardzo dobrze – Nie wyglądał na spanikowanego, ale był niemal pewien że odczuwa jakiś lęk, bo to chyba niemożliwe żeby tak z dnia na dzień wyzbyć się lęku przed Hidanem. A może.. on nigdy się go nie bał bo jest masochistą? Kto go tam wie. Nie wnikał w jego fetysze. Zaproponował Sasoriemu pójście z nim do Konan, Yahiko i reszty.. również Hidana, ale Sasori po prostu odmówił, tłumacząc się, że innym razem, a więc zmuszać go nie zamierzał. Wyszedł więc z dachu zostawiając tam Sasoriego samego, nie na długo jednak bo po dziesięciu minutach zaczęła się lekcja i chcąc nie chcąc, czerwonowłosy, jak i inni uczniowie, musieli wrócić do klas.

     Lekcja matematyki z profesorem Ibikim, trwała w najlepsze. Rudowłosy chłopak siedział w czwartej ławce w rzędzie pod ścianą, i pod party na ręce starał się uważnie słuchać profesora. Jednak było to dla niego zbyt trudne, bo jego powieki były naprawdę ciężkie i musiał uważnie pilnować się, by nie zasnąć. Matematyka była dla niego katorgą, nie lubił jej i nawet nie bardzo potrafił. Nie dość, że ten przedmiot go nudził to miał jeszcze bardzo senny dzień, przez co już kompletnie nie mógł się skupić na głosie profesora. Co zamknęły mu się oczy, natychmiast je otwierał. W końcu zasnąć na lekcji Ibikiego, było jednoznaczne z wyrokiem śmierci. Przynajmniej.. w jego mniemaniu. Pomimo że profesor zawsze mówił donośnie i wyraźnie, on w tej chwili nie potrafił zrozumieć ani jednego słowa. Do jego uszu dochodził bełkot, którego nikt by nie był wstanie nawet przetłumaczyć. Po chwili nie wytrzymał i osunął się na ławkę. Był tak bardzo senny, że gdyby nawet wstał to usnąłby na stojąco. Spał co prawda pięć godzin, dla niektórych to wystarczająco dużo, on jednak potrzebował co najmniej siedmiu żeby się wyspać. I co mu przyszło z grania w gry po nocach? Zapewne będzie powtarzał, że nigdy już więcej nie będzie grał tak długo, a potem o tym zapomni i znów odpali grę po godzinie dwudziestej drugiej.
- A więc tak jak obiecałem w wczoraj – ciągnął profesor. - Skoro zostało jeszcze trochę lekcji do końca, to popytam. - W klasie rozległy się odgłosy niezadowolenia i marudzenia, mimo to nikt nie śmiał zaproponować rezygnacji z tego pomysłu, bo i tak wszyscy wiedzieli, że profesor Ibuki nigdy nie zgodzi się na takie coś. Jego słowa nigdy nie były rzucane na wiatr. Nauczyciel rozejrzał się po klasie, zastanawiając się kogo tu dzisiaj przyłapać na lenistwie i nie uczeniu się bieżących tematów, a że akurat stał na ukos od ławki Yahiko, nie miał problemów by zobaczyć, że chłopak smacznie sobie śpi. Zmarszczył brwi i stanowczym krokiem podszedł do chłopaka. Klasa powiodła za nim wzrokiem. Wszyscy w duchu już współczuli rudemu koledze. Nagato zaczął siebie winić, że nie obejrzał się do przyjaciela i go nie obudził. Przecież to było podejrzane, że Yahiko nie próbuje go zagadać na lekcji. Profesor bez żadnych ceregieli, chwycił Yahiko za kołnierz mundurka i siłą podniósł go z ławki. Na ten gest, piętnastolatek automatycznie się wybudził. Niedługo musiał myśleć, żeby zorientować się w jakiej znalazł się sytuacji. Nauczyciel zaciągnął go pod samą tablicę i tam go dopiero puścił. Yahiko momentalnie ożył, zupełnie zapominając o tym, że chciało mu się spać.
- Ja... - wypalił, ale po chwili się zaciął. Nie wiedział co powiedzieć dalej.
- Pisz – powiedział Ibiki, podając mu czarny flamaster. - Rozwiąż przykład na tablicy – rzucił stanowczym głosem, a chłopak nie chętnie podszedł to białego prostokąta na ścianie i zaczął bazgrać na nim zadanie, dyktowane przez profesora. Jak się okazało zadanie, nie było takie trudne jak myślał więc dostał tróję i uwagę za to, że spał. Po dzwonku Yahiko oznajmił Nagato, że idzie do higienistki przespać się jedną godzinę, i żeby powiedział to nauczycielce na kolejnej lekcji. I przypomniał też mu, żeby pogadał z Konan, na co Nagato się skrzywił, ale obiecał, że to zrobi. Gdy tylko rudowłosy wyszedł z sali, Nagato rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu przyjaciółki. Nie bardzo miał ochotę robić to, zwłaszcza, że wiedział iż Konan prędzej czy później wybaczy chłopakowi. Jednak zwlekał z tym już zbyt długo, a chciał mieć to z głowy. Po chwili odnalazł wzrokiem niebieskowłosą i podszedł do niej. Dziewczyna rozmawiała z koleżankami z klasy, nie przysłuchiwał się tej rozmowie, od razu się wtrącił, choć jak najbardzie kulturalnie. W końcu to Nagato.
- Przepraszam.. czy mogę na chwilę pożyczyć Konan? - Żadna z koleżanek dziewczyny, nie miała nic przeciwko, jak i sama porywana również nie miała pretensji. - Możemy pogadać?
- Jasne. Wiesz, że zawsze możemy – powiedziała z uśmiechem, po czym pociągnęła go za ręke i wyszła z nim na korytarz. Gdy znaleźli już ciche miejsce, Konan usiadła na parapecie, a Nagato się o niego oparł.
- No więc... - zaczął zastanawiając się, jak to powiedzieć, by niczego nie zepsuć. - Chodzi o Yahiko.
- Mogłam się domyślić – westchnęła teatralnie. - Co? Zmusił cię do pogadania ze mną? - uśmiechnęła się wymownie. Ona już dobrze zna tego rudego głupka.
- Skąd wie.. To znaczy... - odchrząknął. - Nie prawda. - Miało być to brzmieć jak najbardziej prawdziwie, ale zupełnie mu nie wyszło.
- Pinokio umiał lepiej kłamać, tyle że nos go zdradzał... - powiedziała kręcąc głową z niedowierzaniem. - A ty zdradzasz się sam. - Nagato był zbyt dobry, by tak po prostu kogoś oszukać.
- No dobra, masz mnie. Ale pogódź się wreszcie z Yahiko, bo on nie da mi żyć – powiedział zrozpaczony. Czy ona zdawała sobie sprawę z tego, jaki Yahiko zrobił się marudny, gdy przestała się do niego odzywać? Ciągle tylko jęczał, że Konan go już nie kocha... jakby kiedyś go kochała.. Chyba, że jak brata, to co innego.
- Jeszcze parę dni go pomęczę – rzuciła pokazując mu język.
- Zlituj się.. - jęknął. - Jak nie dla niego, to zrób to dla mnie. On naprawdę z tego powodu cierpi, a ja przez to cierpię również.
- Oj daj spokój – walnęła go w plecy, dosyć boleśnie. Konan zawsze miała krzepę w ręce. Skrzywił się, ale udał, że nic nie poczuł. W końcu był facetem, głupio wystrzelić z takim Au, po uderzeniu dziewczyny.
- Nie bądź okrutna.. - burknął niezadowolony z tak lekkiego podejścia Konan do sprawy. Bawiła się Yahiko jak zabawką, a przecież to jej przyjaciel. Dobrze wiedziała co do niej czuł, więc jak mogła tak po prostu się z nim drażnić.
- No już, już – poklepała go po głowie, niczym grzeczne dziecko. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor, bo Hidan przeprosił publicznie Sasoriego, wiedziała dobrze, że zrobił to pod przymusem, mimo wszystko i tak się cieszyła. Być może teraz przestaną sobie wchodzić w drogę, a kto wie, być może się zakolegują. Chciała by tego, ale najważniejsze było dla niej, by Hidan nie znęcał się ani nad Sasorim, ani już nad nikim więcej.
- Konan... - spojrzał na nią pretensjonalnie. - Ja mówię poważnie. - Dziewczyna westchnęła, bo dobrze o tym wiedziała. Mimo to Yahiko ją wtedy wkurzył. Wiedziała, że jak mu zaraz wybaczy, to znów będzie powtarzał stare błędy. Nigdy jeszcze na tak długo nie obrażała się na niego. Właściwie to złość jej już przeszła. Ona chciała tylko, żeby on zrozumiał co ją zabolało. Ale to był przecież Yahiko, czy może oczekiwać od niego, że nie popełni tego samego błędu drugi raz? Przecież on zawsze o czymś zapominał, był roztrzepany, przez co trudno było mu skupić się na jednej rzeczy. Jak może mu zaufać w tym, że zrozumiał gdzie popełnił błąd i że będzie pamiętał, żeby tego więcej nie robić. Bolało ją to, że jej przyjaciel bywał tak bardzo lekkomyślny.
- Nie martw się, wkrótce się pogodzimy – uśmiechnęła się do czerwonowłosego, zapewniając go tym samym, że wszystko będzie dobrze.

     W końcu nadeszła ukochana Sobota. Ukochana dla większości osób oczywiście, bo dla Deidary znaczyło to kolejne godziny w rodzinnej restauracji. Już nie mógł się doczekać, aż rodzice zatrudnią kogoś z odpowiednimi kwalifikacjami do pomocy. On momentami miał już dość siedzenia po cztery, pięć godzin w pracy, za którą mu wcale nie płacili.. Oczywiście na zmianę z bratem, ale to i tak bywało nudne i męczące, zwłaszcza, że inni jego kumple soboty spędzali na lenieniu się. Tym razem stojąc za ladą, patrzył z wyraźnym niezadowoleniem na nowego klienta, który stał po drugiej stronie lady.
- Po coś tu przylazł? - rzucił do Hidana. Zawsze przychodził mu przeszkadzać, jakby nie mógł znaleźć sobie innego zajęcia.
- Przyszedłem odwiedzić kumpla, nie cieszysz się? - zapytał, bardziej retorycznie, bo miał gdzieś jego odpowiedź. Usiadł na dosyć wysokim krzesełku przy ladzie. Nie miał zamiaru stąd wychodzić.
- Nie. Dlaczego nie jesteś z dziewczyną? - zapytał z wyrzutem. Lubił spędzać czas z szarowłosym, ale gdy był w pracy on zawsze go rozpraszał, przez co dostawał ochrzany od rodzicielki, że się nie przykłada.
- Już byłem, ale teraz pojechała do dziadków – oznajmił obojętnym tonem, podpierając podbródek na ręce.
- Mogłeś pojechać z nimi... - Na pewno spędził by ciekawiej czas jadąc z dziewczyną, niż siedząc tutaj z nim.
- Nie.. jej rodzice nie bardzo mnie lubią. - Był pewien, że by go ze sobą nie zabrali.
- Nic dziwnego.. Przeruchałeś ich córkę, już na drugiej randce – rzucił oczywistym faktem. Było to dla niego trochę nienormalne, by w tym wieku tak szybko iść do łóżka. I nie myślał tak dlatego, że sam był jeszcze niedoświadczony, po prostu uważał, że seks nie jest dla piętnastolatków. Co jak taka piętnastolatka zajdzie w ciąże? Piętnastoletni rodzice? Nieodpowiedzialne decyzje i czyny.
- Ale oni o tym nie widzę – sprostował Hidan. W życiu by im o tym nie powiedział, polowali by na niego z widłami, a potem zabili. Przecież to ich ukochana córeczka. Cud, że pozwalają jej z nim chodzić.
- Dobra.. mam dużo pracy, więc spadaj – powiedział bez ogródek. Nie będzie się ceregielić z kumplem, bo jemu się nudzi.
- Taka robota to nie robota – stwierdził zaraz. Co takiego trudnego jest w przyjmowaniu zamówień i chodzeniu po żarcie do kuchni, a potem roznoszeniu jedzenia? Wydawało mu się to banalnie proste.
- W takim razie zapraszam do kuchni, trochę nam pomożesz – rzucił Dei, wskazując na drzwi prowadzące na kuchnie. Hidan prychnął.
- Nie znasz się na żartach – odwrócił głowę w bok. Nie ma mowy, by poszedł do pracy i to w kuchni. To nie był szczyt marzeń, a na pewno nie jego szczyt marzeń.
- A więc... - wskazał na drzwi wyjściowe. - Wypierdalaj. - Hidan zbeształ go wzrokiem. Jak to tak wyrzucać najlepszego przyjaciela z własnego domu... lub własnej restauracji.
- Dobra, ja tu posiedzę, a ty idź haruj. I przynieś mi coś do żarcia, bo jestem głodny – zażądał i rozsiadł się wygodnie na krzesełku. - I oby było dobre.
- U nas wszystko jest dobre – zapewnił przyjaciela.
- Nie kłam, bo sobie pójdę
- Nie kłamie, ale pójść sobie możesz – zgodził się z tą drugą częścią zdania. Hidan tylko westchnął, ale nie zrobił ani kroku ku wyjściu. Będzie tu czekać aż ten blondyn skończy pracę, i wtedy gdzieś się z nim wyrwie. Po chwili do restauracji przyszli kolejni klienci i Deidara poszedł ich obsłużyć. Po godzinie ojciec blondyna, widząc samotnie siedzącego Hidana, który robił bąbelki w napoju przez rurkę, pozwolił Deidarze wyjść wcześniej z pracy. Obaj wyszli na dwór. Idąc drogą między domami i sklepami, rozmawiali na przeróżne tematy. Zawsze mieli o czym mówić, a nawet jeśli tematy do rozmów się skończyły, to zawsze mieli o czym milczeć. Podobnie było i tym razem, po pewnym czasie zapadło milczenie, mimo to tym razem Deidara, nie zawiesił głosu na długo.
- Wiesz, mógłbyś za kumplować się z Sasorim – wypalił nagle ni stąd, ni zowąd.
- Eh... przestałbyś mnie już z tym męczyć – rzucił nie zbyt zadowolony z poruszenia tego tematu. Trudno by mu było za przyjaźnić się z kimś, kogo musiał publicznie przepraszać. Czuł się przez to upokorzony, i oczywiście zamiast winić siebie, winił Sasoriego.
- Po co robić sobie z niego wroga, on do nas.. całkiem pasuje.. - rzucił pierwszym lepszym argumentem jaki przyszedł mu do głowy. - Bywa trochę irytujący, uparty i zgryźliwy, ale jest też całkiem miły, zabawny i... fajny.
- Mówisz jak o jakiejś pannie, z którą chciałbyś mnie zeswatać – powiedział znudzonym tonem. Tak mu się to skojarzyło, nic nie poradzi. Wyjął z kieszeni swój telefon, bo już się za nim stęsknił.
- Bo tobie się wszystko z pannami kojarzy... - rzucił do niego pretensjonalnie. Psuje mu jego wspaniałe argumenty, głupek jeden. Musi wymyślić coś bardziej przekonującego. Zapadała ponowna, krótka chwila ciszy. - Posłuchaj... On nie wygląda na szczęśliwego. Wiem, że nie jesteśmy żadną spółką pomocy dla nieszczęśliwych, ale... ty też do końca nie jesteś. Może będziecie się mogli nawzajem zrozumieć, albo coś. Polubiłem go. Chciałbym wprowadzić go do naszej paczki. - Liczył na to, że tymi słowami złamie Hidana. Szarowłosy jednak milczał i to długo, był pochłonięty jedną ze. swoich gier. Deidara zaczynał już myśleć, że w ogóle go nie słuchał, ale nim zdążył się obrazić, Hidan odezwał się.
- W takim razie, jeśli mnie pokona za kumpluje się z nim – postanowił. Nie ma mowy, żeby tak po prostu wyciągnął do niego rękę.
- Jak to.. jeśli cię pokona? Masz na myśli pojedynek? - zapytał zdziwiony propozycją szarowłosego. Chociaż czy powinien się dziwić? To Hidan. Tylko on mógł wpaść na taki pomysł godzenia się z kimś przez bójkę.
- O tym właśnie mówię – zapewnił go.
- Przecież miałeś dać mu już spokój – przypomniał mu. Nie chciał żeby ten idiota znowu wpakował siebie i Saosriego w jakieś kłopoty.
- Nie będę się nad nim znęcał, to będzie wyrównana walka.
- Wyrównana? Ty zapomniałeś, że on nie umie się bić? - uniósł brew, patrząc na przyjaciela z politowaniem.
- Przecież raz mnie walną – dodał obojętnym tonem, nie przerywając gry.
- To prawda, ale on za mało w siebie wierzy, wątpię żeby to się powtórzyło znowu – ostatnie słowa powiedział bardziej do siebie, niż do Hidana. - Po za tym, gdybyś nie był wtedy taki zszokowany, od razu byś mu oddał i pewnie skończył by w szpitalu.
- Wcale nie byłem z szokowany – powiedział odrywają na chwilę wzrok od telefonu. - Dałem mu po prostu fory.
- Jasne.. - przewrócił oczami. Fory od Hidana... tego jeszcze nie było.
- Tak jak powiedziałem. Liczę na pojedynek. Spokojnie, nie zabije go – dodał widząc, że Dei chce coś wtrącić. - Sprawdzę tylko jak jest silny. Jeśli okaże się silniejszy od któregoś z was, lub ode mnie, co jest oczywiście niemożliwe, to powiedzmy, że się... z nim za kumpluję.. - jakoś trudno było powiedzieć mu te ostatnie słowa.
- W porządku.. - westchnął Dei. Nie był zbyt zadowolony z takiego układu, i wątpił, że Sasori się na to zgodzi, jednak postanowił mu to zaproponować. Być może chłopak wcale nie jest tak słaby jak mu się wydaje. Zaczynał powoli tracić nadzieję, na jakąkolwiek przyjaźń Sasoriego z Hidanem, ale mimo wszystko będzie trzymał za to kciuki jak najdłużej.

     Tego samego dnia, popołudniem Sasori wyszedł z pokoju z zamiarem wyjścia z domu. Postanowił pójść do Kakashiego, by ten wreszcie czegoś go nauczył. Doskonale wiedział o tym, że kazał mu przyjść dopiero jutro, ale on nie miał zamiaru czekać jeszcze tylu godzin, a już na pewno nie zgodzi się na to by trenować tylko raz w tygodniu. To zdecydowanie za mało. Możliwe, żę Kakashi odprawi go z powrotem, albo że nie będzie go w domu, mimo to zamierzał spróbować przekonać mężczyznę do treningów chociaż dwa razy w tygodniu. W korytarzu założył swoje czerwone trampki i założył cienką kurtkę.
- Gdzie idziesz? - zapytała Chiyo, gdy ten zdążył nacisnąć już na klamkę.
- Na dwór – oznajmił, nie wdając się w szczegóły. Wolałby babcia nie wiedziała, że bawi się w samoobronę. Niby to nic złego, ale chciał uniknąć wszelkich pytań na ten temat.
- Odrobiłeś lekcję? - dopytała, nie miała zamiaru puścić go bez odrobionych prac domowych. Co prawda jutro była jeszcze niedziela, ale ona wolała jak jej wnuk nie zostawiał wszystkiego na ostanią chwilę.
- Tak – rzucił szybko, licząc na to, że babcia po tym da mu już spokój.
- Pokaż. - A jednak się przeliczył. Oczywiście, że nie odrobił lekcji. Kto normalny w sobotę popołudniu odrabia lekcje? Był przekonany, że nikt, dlatego on też tego nie zamierzał robić. Zwłaszcza, że do lekcji, jakoś nigdy mu się nie spieszyło.
- Później.
- Pokaż teraz, bo inaczej nigdzie nie pójdziesz – założyła ręce na piersi. Nie będzie ją tutaj dzieciak spławiał jakimś później. Była pewna, że przydała by się męska ręka do jego wychowania, bo pomimo tego, że w miarę jej słuchał, to musiała się nie raz nagadać za nim zrobił to o co prosiła.
- Nie odrobiłem... - rzucił ciszej odwracając wzrok od babci. Czekał aż babci coś powie jednak milczała i dziwił się czemu. Zagryzł dolną wargę i spojrzał na babcie. Kobieta stała przed nim, patrząc na niego surowo i wskazując ręką na schody. - Odrobię później – zbuntował się. A już myślał, że dała mu spokój.
- Odrób choć część, później będziesz mieć mniej – powiedziała, nie dając za wygraną.
- Ale ja już się umówiłem – rzucił rozpaczliwie. - Teraz jak mam z kim spędzać czas, ty mi tego zabraniasz... Jak tak dalej pójdzie, to już nigdy nie znajdę przyjaciół.. - dodał smutnym głosem. Kłamał jak z nut, ale wyjątkowe sytuacje, wymagały wyjątkowych metod. Chyio po chwili westchnęła. Nie chciała by wnuk olewał naukę, cieszyła by się gdyby to właśnie naukę stawiał na pierwszym miejscu. Jednak nie mogła też patrzeć, jak siedzi sam w domu i nigdzie nie wychodzi, nie chciała by odizolował się od ludzi.
- Możesz iść – powiedziała po chwili. - Tylko wróć o dziewiętnastej – przypomniała mu.
- Okej – rzucił i wyszedł z domu Staruszka patrzyła za nim jak biegiem znika w oddali. Uśmiechała się do siebie, czując że Sasori nareszcie zaczyna żyć. Cieszyła się jego szczęściem i tym, że znalazł wreszcie sobie kolegów.
Całe szczęście, że czerwonowłosy dobrze pamiętał gdzie mieszka Kakashi. Stał właśnie przed jego drzwiami patrząc na numer domu, a gdy był już na sto procent pewien, że wszystko się zgadza, wyciągnął rękę z zamiarem zapukania do drzwi. W tej samej chwili drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Inspektor Hatake. Mężczyzna nie krył zdziwienia widząc dzieciaka stojącego przed nim, z wyciągniętą ręką do przodu, jakby miał zamiar zapukać w jego klatkę piersiową. Chłopak opuścił rękę, odsuwając się o krok. Dopiero wtedy zauważył, że Kakashi niesie na plecach jakiś sportowy sprzęt, i szybko domyślił się, że gdzieś się wybiera. Nim zdążył jednak zapytać o to, mężczyzna go uprzedził.
- Co tu robisz? - zapytał zdziwiony, zamykając drzwi na klucz. - Miałeś przyjść jutro. - Schował klucze do kieszeni i ruszył do samochodu, mijając Sasoriego jak gdyby go tam nie było. Akasuna jednak nie zamierzał tak łatwo odpuścić i ruszył za nim.
- Dokąd idziesz? - zapytał, wyrównując z nim krok.
- Grać w tenisa – oznajmił krótko wyciągając z kieszeni spodni kluczyki do samochodu.
- Od kiedy grasz? - zdziwił się. Nie wiedział o tym, jak mieszkał u niego nigdzie nie wychodził, więc było to dla niego dużym zaskoczeniem, choć zapewne nie powinno, bo przecież nie wiedział o mężczyźnie prawie nic.
- Od piętnastu lat – powiedział wsiadając do samochodu. - Do jutra – rzucił do niego, sądząc że już się go pozbył. Niestety przeliczył się, bo Sasori wlazł mu do samochodu. Rozsiadł się wygodnie i zapiął pas. - powiedziałem do jutra – patrzył na niego z politowaniem. Co za nachalny chłopak.. Kto go tak wychował? Biedni jego rodzice, załamują ręce w niebie.
- Nie mogę ćwiczyć tylko raz w tygodniu, to za mało – wyjaśnił o co mu chodzi.
- Tylko raz w tygodniu mam czas. Nic na to nie poradzę – Na pewno nie będzie każdej wolnej chwili poświęcać na treningi z tym dzieciakiem. Jakby nie miał nic lepszego do roboty.
- Bo grasz w tenisa? - zapytał bardziej retorycznie.
- Bingo. A teraz wysiadaj – Otworzył mu drzwi, lecz Sasori zaraz je zamknął. Siwowłosy zmarszczył brwi. Rządzi się jakby był u siebie, wkurzało go to.
- Przecież nie grasz w tenisa cały dzień – Był pewien, że nie spędza na korci dwudziestu czterech godzin, może jest tam dwie czy trzy godziny, nie więcej, na pewno znalazł by dla niego parę godzin. Kakashi westchnął.
- W porządku.. chcesz jechać, to nie mam nic przeciwko. Tylko nie marudź jak ci się będzie nudzić – powiedział przekręcając kluczyk w stacyjce, i po chwili ruszyli w drogę. Z uprawianego w każdą wolną sobotę sportu, nie zamierzał rezygnować. Musi mieć czas również na hobby.
- Dobry jesteś? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. - Doszedłbyś do mistrzostw świata?
- Całkiem dobry, ale żaden ze mnie Roger Federer – odpowiedział niezbyt skromnie.
- To dlaczego jesteś policjantem, a nie sportowcem? – zapytał z czystej ciekawości.
- Bo pracę w policji lubię bardziej – wyjaśnił najprościej jak się dało. Nie zamierzał opowiadać mu w szczegółach dlaczego wybrał właśnie pracę w policji. A miał ku temu powód. I nie była nim tylko pasja do tego zawodu.
W końcu dojechali pod halę sportową, gdzie Kakashi grał w Tenisa już od paru lat. Wyszli z samochodu i skierowali się do budynku. Sasori oznajmił, że jeszcze nigdy nie grał w tenisa, ale lubi ten sport i że chętnie z nim zagra, co Kakashi nawet nie skomentował. Nie bardzo podobało mu się granie z dzieciakiem, bo już miał partnera do grania, a był nim jego przyjaciel, i jednocześnie szef, Minato. Blondwłosy mężczyzna już czekał na Kakashiego w budynku. Gdy zobaczył Sasoriego u boku mężczyzny, był zdziwiony jego obecnością. Sasori również czuł się zaskoczony obecnością Nadinspektora, bo chyba nie chciał go już nigdy widzieć. Nie ze względu przez to że go nie lubił, bo wręcz przeciwnie, ale za dużo wspomnień się z nim wiązało. Co prawda i Kakashi uczestniczył w sprawie morderstwa jego rodziców, ale z nim miał również wspomnienia spoza sprawy. Mieszkał z nim trochę, oglądali razem telewizję i jedli razem przy jednym stole. Miał z nim więcej pozytywnych wspomnień., dlatego też nie kojarzył mu się tylko z tym smutnym wydarzeniem. Mężczyźni poszli do szatni się przebrać i kazali Sasoriegmu poczekać już na korcie. Nie sprzeciwiał się tylko tam poszedł. W szatni Kakshi wyjaśnił Minato dlaczego Saosri z nim tutaj jest, i w jakich zamiarach w ogóle do niego przyszedł. Chłopak czekał na nich koło dziesięciu minut, a już zdążył się wynudzić, bo nikt nie grał w pobliskich kortach więc nie było na co patrzeć. Kakashi i Minato zaczęli grać, a Sasori bacznie się im przyglądał. Nie kibicował żadnemu z nich, ale po paru minutach gry stwierdził, że Kakashi jest trochę lepszy. Może ten ich przyjacielski mecz, nie wyglądał jak ten z telewizji, ale oglądało się go równie przyjemnie. Mimo to, po pewnym czasie Akasunie znudziło się takie gapienie jak piłka lata to w jedną to w drugą stronę. Wziął więc drugą rakietę z torby Kakashiego i podniósł piłkę leżącą w koszyku, po czym udał się pod ścianę, by sobie poodbijać. Nie zawsze wychodziło mu to tak jakby chciał, ale był w tym całkiem dobry. Jednak gdy piłka odbita od ściany zbyt mocno za często wlatywała na kort na którym grali mężczyźni, Kakashi beształ go wzrokiem, więc wolał przestać grać ze ścianą i z powrotem usiadł znudzony na ławce. Po chwili Minato zszedł z boiska i podszedł do Sasoriego.
- Chcesz zagrać? - zapytał z miłym uśmiechem.
- Ja? Mogę? - Nie był pewny czy mu wolno, w końcu za kort się płaci, a on się nie dokładał do zapłaty.
- No jasne, ja i tak muszę odpocząć – zapewnił go. Wcale nie był aż tak zmęczony, ale nie mógł patrzeć jak się dzieciak nudził. Nie znosił widoku nudzącego się swojego syna, a widok znudzonej twarzy Sasoriego mu go przypominał. Młodzi ludzie nie powinni się nudzić. Czerwonowłosy zdjął więc swoją bluzę, chwycił za rakietę i wszedł na kort. Kakashi nie odzywając się nic, od razu za serwował, a piłka przeleciała obok głowy zdezorientowanego Sasoriego.
- Nie byłem gotowy – powiedział po chwili.
- Nie dam ci forów – oznajmił. - Ani tu, ani na treningu. Przyzwyczajaj się – Sasori zmarszczył brwi, bo co to była za groźba? Ustawił się w odpowiedniej pozycji, był gotowy by odebrać piłkę zaserwowaną przez Kakashiego. Siwowłosy zaserwował drugi raz, potem trzeci, czwarty i dopiero za kolejnym razem udało mu się odbić. Gra z Kakashim nie była łatwa, musiał nabiegać się na całej swojej stronie boiska. Rzucał się za piłką, ale nie często udawało mu się ją odbić. Za wszelką cenę chciał pokazać, że jest dobry, choć nigdy nie grał w tenisa. Było to głupotą, napalając się na wygraną z kimś, kto gra od piętnastu lat. Po jednym gemie nie miał jeszcze dość, bo był zwyczajnie uparty, choć większość osób już dawno by się poddała. Po półgodzinie było po wszystkim. Sasori leżał plecami na boisku oddychając ciężko. Nabiegał się i na odbijał za wszystkie czasy, choć i tak przegrał. Kakashi pomógł mu wstać i obaj podeszli do ławki. Sasori usiadł na niej, a siwowłosy podał mu picie, po czym udał się z Minato z powrotem na boisko, by zagrać jeszcze jeden mecz. Sasori był zdziwiony, że Hatake prawie w ogóle się nie zmęczył i że ma jeszcze ochotę na jeden mecz. Co prawda, nie był wymagającym przeciwnikiem, ale mimo wszystko, samo odbijanie piłki bywa już męczące.
- Dobry jest, nie uważasz? - odezwał się Minato, gdy byli już na boisku.
- Dobry? Nie zauważyłem – rzucił półżartem, po czym zaserwował piłkę w stronę blondyna.
Po godzinie w końcu opuścili halę sportową. Kakashi podwiózł Sasoriego pod sam dom, choć chłopak nalegał by jeszcze dzisiaj potrenowali, ale mężczyzna odmówił.
- Nauczył bym się więcej gdybym trenował dwa razy w tygodniu – burknął za nim odpiął pas.
- Jutro i tak będzie cię wszystko boleć, lepiej nie dokładać do tego kolejnego wysiłku – Był pewny, że będą go boleć mięśnie, po tym jaki dał mu wycisk na korcie, dziwił by się gdyby nic go nie bolało. Zresztą sam chciał grać, do tego był jak zwykle zbyt pewny siebie i przegrał zdziwiony dlaczego. Musiał się jeszcze wiele nauczyć.
- Pf.. nie myśl sobie, że jak cokolwiek będzie mnie boleć, to nie przyjdę na trening – rzucił odpinając pas. Przejrzał tego gościa, na pewno specjalnie tak go wymęczył, by zrezygnował z treningów, ale on i tak się nie podda.
- Nawet nie śmiem.. - powiedział obojętnie. - Jutro o dziesiątej – dodał, wyjmując z kieszeni kurtki papierosa.
- Co tak wcześnie? - Chciał się wyspać, w końcu to niedziela.
- Jak nie pasuje, możesz w ogóle nie przychodzić – powiedział, odpalając papierosa samochodową zapalniczką.
- Dobra, dobra. Przyjdę – Po tych słowach wyszedł z samochodu zamykając za sobą drzwi. Po chwili zniknął za drzwiami domu, a Kakashi odjechał w tylko sobie znanym kierunku.


Od Autorki: No i kolejny rozdział. Wiem, że znowu długa przerwa O: Znów myślałam, że minęło dopiero dwa tygodnie T-T. I co jeszcze hm... Jakoś tak średnio podoba mnie się ten rozdział.. to znaczy czuje jakiś taki niedosyt. Coś mogłam dodać, coś zmienić, ale nie mam pojęcia co. Myślałam nad tym i myślałam, i nic mi nie przyszło do głowy, co zrobić by czuć satysfakcję i zadowolenie z ukończonego rozdziału dwunastego. Ale mam nadzieję, że wam się jakoś będzie podobać :) 

Też tak chce wymiatać ze szczotką O: Sprzątanie było by ciekawsze xD


Ale Bebopem nigdy nie będę :<

A tak w ogóle, widzieliście już twarz Kakashiego? O.o
Nie to żebym się spodziewała innej, ale... no mogła by być bardziej męska xD
No i jak ja mam teraz opisywać Kakashiego twardziela z taką twarzą?
Kishimoto, mógł zostawić to tajemnicą, każdy wyobrażał by sobie jak chciał, o! xD







6 komentarzy:

  1. No i jestem! :D przynajmniej 12 rozdział skomentuje na bieżąco xD
    Mówisz, że nie jesteś zadowolona, a ja ci powiem, że się oczywiście mylisz :P Chociaż ja bym nazwała ten rozdział zapychaczem, taką zapowiedzią, bo chyba jedynymi ważnymi scenami były przeprosiny Hidana i jego warunek na zakumplowanie się z Saso – nie martw się, u mnie tego rodzaju zapychaczy jest w cholerę x) Nie martw się, bo nie straciłaś na zajebistości, chociaż to poprzedni rozdział jest moim faworytem :D
    A teraz rozdział :D
    Matko, siostrzyczka Yahiko jest taaaka słodka <3 Jak on może na nią marudzić, przecież tak się o niego troszczy, o jego duszę i takie tam… pewnie w tej jajecznicy coś jest i potem widzi wszędzie szczęście, miłość i jednorożce xD Dziadek taki domyślny staruszek, spodziewałam się od niego jakichś mądrości nakłaniających do refleksji nad życiem, sensem istnienia czy coś – w końcu prowadzi dojo xD
    Co za zaskakujący apel xD ale nie rozumiem uczniów, chcieli mieć te ogłoszenia za sobą, a u mnie się wszystko przedłużało, pytał dyrektorki, dlaczego kaloryfery nie grzeją i takie tam xD Hidana sporo kosztowało powiedzenie przepraszam, a potem oczywiście musiał mu troszkę dopiec. Swoją drogą to sam się przyznał, że szpera w necie i ogląda gołych panów xD te gimnazjum…nic się nie zorientowali xDD ale wszystko dobrze się skończyło ;) No prawie… odnoszę wrażenie, że Hidan jest maltretowany…? Za długo trzymasz jego temat w tajemnicy! :< (Wiem co chcesz powiedzieć, ale nie mówimy o mnie xD) Przynajmniej troszeczkę z jego życia nam zdradź xD
    Wątek na dachu… jakoś wydawało mi się to strasznie gejowskie XD jak facet o facecie może się wyrażać jako on jest uroczy albo słodki xD Nie wolno… faceci chyba mają jakieś zasady w tej kwestii, nie? xD a może masz zamiar zrobić z Deidary ciepłego gościa? O.O jeszcze to szczypanie po policzku xD matko xD w ogóle po takiej konwersacji z Saso, na następną rozmowę bym mu kupiła jakiś słownik, aby wzbogacił swoje słownictwo xD Serio, mojej przyjaciółce <333 po rozmowie mailowej kupiłam słownik ortograficzny :P
    Co do Konan, to jednak jestem po stronie Nagato tylko bardziej stanowczo – nie lubię jej, albo raczej jej podejścia i sposobu myślenia, no bo tak, raczej, że bawi się uczuciami Yahiko… oliwą jest to, że ona o tym doskonale wie, ale wiesz, ja tam się cieszę, że twoi bohaterowie mają jakieś wady, nie są tacy idealni :P wiesz o co mi chodzi xD Konan jest miła dla wszystkich, ale nie dla Yahiko… rany, niech on z nią skończy, bo mi go żal .__.
    No jak to się Deidara do klientów odnosi? „wypierdalaj”? powinien dostać od ojca po uszach xD Hidan to widzę ma bardzo wstrzemięźliwą laskę, bo puściła się z nim dopiero na drugiej randce xD no i teściowie za nim nie przepadają… ktoś by rzekł, jak to możliwe?! O.O ale nie ja xD ja im się nie dziwię xD Dei marudzi na pracę, a tata mu chyba dużo odpuszcza :P no i fajnie pogadał z Hidanem, ale dziwne ma reakcje, takie obojętne… jakby nie zależało mu na niczym… chodzi mi o to, że myślałam, że Deidara to jego najlepszy przyjaciel i ma takie odchyły typu nie zadawaj się z nim czy coś xD zazdrość w przyjaźni jest naturalna xD Bijatyka ma zadecydować o kumplowaniu, rozumiem w grach video, ale na żywo? Boże, widzisz, a nie grzmisz .___. O, o, o! Powiem ci jak ja widzę te jego rozmowę z Saso! Dei przychodzi do niego do domu, a Saso trenuje u Kakashiego, więc otwiera mu Chiyo. Zdumiona, że Saso się z nim nie bawi mówi, że nie ma go, no to Dei trudno i chce odejść, a wtedy Chiyo mówi, że może być na cmentarzu, a Dei wtf czemu? No to mu mówi, że jego rodzice są tam pochowani, i kończysz takim szokiem rozdział. Dum, dum, dum, duuum xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co ci powiem odnośnie tego ostatniego wątku? Sasori mnie na nim wkurzał :P Przylepił się jak jakaś rzep i na miejscu Kakashiego nie trenowałabym go. niech szanuje czyjąś prywatność, a jakby w tamtej chwili zamiast na tenisa wybierał się na dziwki zużyć kupioną za 100jenów prezerwatywę? Xd Nie no, poważnie, ja rozumiem, że Saso nie ma nikogo, ale tak nie można. Jest zbyt nachalny :/ w jego towarzystwie sobie nie pogada jakąś od serca z przyjacielem no i ogólnie jego towarzystwo musiało być niewygodne. Jak go opieprzy następnym razem to wcale nie będę się dziwić…
      Tyle ode mnie xD postaram się ciebie przypilnować z pisaniem następnego rozdziału, choć pewnie nie trafimy na siebie a GG :P no to po stokroć życzę ci weny, czasu i chęci na pisanie :D
      Pozdrawiam :*

      PS: Heh, dawno ci nie napisałam komentarza, którego trzeba dzielić xD

      Usuń
    2. Zapychacz, to dobre określenie :P Ale już nigdy więcej zapychaczy! (Mam Nadzieję)
      Dziadek Yahiko prowadził Dojo, ale to już dawno xD Teraz się wypalił i chodzi w pewne miejsca. Nie, nie na dziwki x)
      Zgadzam się, że Sasori zachowuje się bee >.< Wstyd Sasori! xD Wiem, to ja go takiego zrobiłam :P Ale Kakashi też nie lepszy, zbyt łatwo się zgodził xD
      No wiesz... Hidan ma właśnie sprawiać wrażenie takiego, któremu na niczym nie zależy, a może faktycznie to nie tylko wrażenie O: Może taki już jest. Wyjebane na wszystko xD Kto wie xP
      Dziękuję! :D

      Usuń
    3. Gdzie rozdział? :( Znowu nam każesz czekać miesiąc? >.<
      Nie wygłupiaj się, ej! :P

      Usuń
    4. Właściwie... to ja pisze ten rozdział tylko baardzo powoli :P Po prostu zapominam uzupełniać procentów O.o Zawsze gdy znajdę już czas, to mam ochotę na oglądanie, a nie na pisanie T-T. No ale się jakoś motywuję, więc źle nie jest x)
      No, a tak w ogóle , to ty lepiej mnie pilnuj żebym szybciej czytała twoje rozdziały xD Bo jak zobaczyłam jakie są one długie... zwłaszcza ten ostatni.. to jakoś wolno mi to idzie ;p Ale czytam! Tylko na raty, stąd takie długie opóźnienie i brak komentarza z mojej strony ^^"

      Usuń
  2. Witam,
    dobrze, że Hidwan przeprosił, ale mam nadzieję, że już nie będzie zaczepiał Sasoriego, a czy kiedyś poznają prawdę?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń