Blond włosa dziewczynka trzymała wielką poduchę w ręku, stojąc nad łóżkiem swojego starszego brata,
który to właśnie smacznie spał. Kołdra leżała na podłodze,
poduszka spoczywała na jego brzuchu, a on sam leżał w dziwnie
śmiesznej pozycji. Przynajmniej śmiesznej dla jego siostry, która
nigdy w życiu tak się nie wierciła na łóżku. Gdy Yahiko spał,
wydawał się taki grzeczny i cichy, zupełnie jak by to był nie on.
Hisa, sześcioletnia dziewczynka wyobrażała sobie, a raczej była
przekonana że podczas snu dusza jego brata opuszcza jego ciało i
bawi się w najlepsze, bo przecież to niemożliwe żeby podczas snu
być tak zupełni innym. A jej brat zawsze powtarzał, że nie lubi
spać, więc był to dla niej wystarczający dowód. Wzięła zamach
i najmocniej jak umiała uderzyła brata poduchą w twarz. Musiała
zrobić to mocno by przywołać duszę swojego brata z powrotem do
jego ciała. Yahiko poczuł ból i otworzył załzawione oczy. Jego
nos ucierpiał najbardziej, jednak był jeszcze za bardzo zaspany by
jęczeć z bólu. Spojrzał na swoją okrutną małą siostrzyczkę.
- Wróciłeś – odetchnęła z ulgą i
uśmiechnęła się do niego. - Dziadek, kazał mi cię obudzić –
oznajmiła i zakręciła się wokół własnej osi. Była dumna, że
udało jej się obudzić brata, a nie należało to wcale do łatwych
zadań. Rudowłosy usiadł i przeciągnął się. Spojrzał na
zegarek i skrzywił się widząc tak wczesną godzinę. Jak on nie
znosił wczesnego wstawania, na szczęście był już piątek, więc
przez następne dwa dni będzie mógł sobie dłużej pospać.
- Następnym razem zrób to delikatniej
– pomasował sobie swój prawie już nie bolący nos. Zawsze
budziło go w brutalny sposób, bo ubzdurała sobie jakąś dziwną
historyjkę na jego temat.
- Dobrze – powiedziała radośnie i
wybiegła z jego pokoju, pochwalić się dziadkowi, że szybko i bez
żadnych przeszkód obudziła brata. Wstał z łóżka i chwycił za
mundurek wiszący na oparciu krzesła. Zdjął piżamę, by przebrać
się w szkolne ciuchy. Nigdy nie przepadał za chodzeniem do szkoły,
ale teraz, gdy Konan żywi do niego urazę, nie chce mu się chodzić
tam jeszcze bardziej. Może i popełnił błąd, może nie powinien
dokuczać Sasoriemu.. Ale przecież to było raz, a ona obwinia go
również o to co robi Hidan. Nie rozumiał jej. Dobrze wie, że
Hidan by go nie posłuchał, zawsze robił co chciał. Nawet nie
słuchał jej, a przecież jeśli Hidan kogoś w ogóle słuchał to
właśnie Konan, więc skoro tym razem olał jej prośbę o
zaprzestanie znęcania się nad Sasorim, to tym bardziej nie
posłuchałby jego. Co miał zrobić? Nie miał pojęcia. Czuł się
sfrustrowany swoją nie mocą. Gotowy wyszedł z pokoju i skierował
się do kuchni, a tam przy stole siedziała już Hisa i dziadek,
jedli swoje śniadania. Nie chciał jeść jajecznicy, jak jego
dziadek, bo nie znosił jajek, więc nalał sobie mleka do miski i
wsypał płatków, po czym chwycił łyżkę i usiadł przy stole. Po
mimo iż lubił płatki, śniadanie tego dnia jak i poprzednich szło
mu bardzo powoli. Nabierał płatki na łyżkę, po czym znów
wrzucał je z łyżki z powrotem do miski. Nie umknęło to uwadze
jego dziadka.
- Jak będziesz tak jadł, to twoja
własna siostra będzie nosiła cię na rękach – oznajmił
białowłosy staruszek. Chłopak spojrzał na swoją siostrę, która
jadła to samo co on i nuciła jakąś piosenkę pod nosem. - Co cię
gryzie? - dopytał.
- Nic.. - odpowiedział podpierając się
na ręce. - Po prostu, dziewczyny są beznadziejne – dodał ponuro.
- Pokłóciłeś się z Konan? -
zapytał, choć dobrze znał odpowiedź. Rudowłosy wyszczerzył oczy
na dziadka.
- Skąd ty...?
- Zawsze tak się zachowywałeś, jak
się z nią pokłóciłeś – oznajmił, przerywając mu. Yahiko
wrócił wspomnieniami do ich poprzednich kłótni i faktycznie zdał
sobie sprawę, że nigdy nie miał nastroju po kłótni z
niebieskowłosą.
- To nie moja wina.. To znaczy.. Bo ona
za dużo ode mnie wymaga. Czasami popełniam błędy, ale to nie
dlatego, że chcę. Ona tego nie rozumie, chciałaby żebym był
idealny, ale tak się nie da. Nie mogę się przecież domyślać,
czego ona ode mnie oczekuje. To wkurzające! - musiał się wygadać.
- Powiedziałeś jej to?
- Nie.. ale ją przeprosiłem – Gdyby
jej powiedział, że jest wkurzająca, mogłaby się jeszcze bardziej
obrazić, wolał nie ryzykować.
- Czasami same przeprosiny nie
wystarczą. - powiedziawszy te słowa wstał od stołu biorąc swój
pusty talerz po śniadaniu. Po włożeniu talerza do zlewu ruszył do
wyjście z kuchni. - Pospiesz się, musisz jeszcze zaprowadzić Hise
do szkoły. - rzucił i zniknął w głębi długiego korytarza.
Yahiko spojrzał pretensjonalnie na siostrę, która będzie mu dziś
towarzyszyć w drodze do szkoły. Nie znosił jej zaprowadzać,
zawsze go opóźniała, bo cieszyła się z każdej pierdoły. Z
latającego motyla, ze spadającego liścia, czy płatka wiśni, z
ptaszka kąpiącego się w fontannie lub kałuży, z psa, kota i
wszystkiego co się ruszało. Może była jeszcze mała, ale jak dla
niego była po prostu dziwna, jego takie rzeczy w wieku sześciu lat
nie interesowały, może w wieku dwóch albo trzech lat to tak, ale
nie sześciu.
- Rusz się księżniczko, idziemy –
wstał od stołu, gotowy do wyjścia. Często nazywał ją
księżniczką, ze względu na jej delikatną urodę.
- Okeej – zawołała przeciągle i
zeskoczyła z krzesła. Oczywiście za nim jeszcze wyszli z domu
skoczyli do łazienki umyć zęby i opróżnić pęcherze. Potem byli
już gotowi do wyjścia do szkoły. Yahiko nie wnikał dlaczego jego
dziadek tego dnia nie mógł jej zaprowadzić. Widocznie miał ku
temu powód, a on zdążył się już nauczyć, że lepiej nie wnikać
w interesy dziadka.
Poranny apel miał się zaraz
zacząć, wszyscy uczniowie szkoły powoli zbierali się w sali
gimnastycznej, by jak zwykle wysłuchać, co ma do powiedzenia
dyrekcja i przewodniczący szkoły. Przed salą gimnastyczną, stał
Hidan oparty o ścianę. Po jego minie można było stwierdzić, że
z jakiegoś powodu nie jest zadowolony, dlatego też wszyscy omijali
go szerokim łukiem, nie chcąc narażać się na jakiekolwiek
nieprzyjemność. Po dziesięciu minutach cała sala była już
zapełniona. Uczniowie każdej klasy gimnazjalnej stali w rzędach,
przodem do podestu na którym stał mikrofon. Wyczekiwali z
niecierpliwością ogłoszeń, ale nie dlatego że ich to
interesowało, chcieli mieć to jak najszybciej za sobą. I zaczęło
się. Najpierw pani Tsunade, dyrektorka szkoły ogłosiła, że
będzie w szkole zbiórka charytatywna i że zbliża się festiwal,
przypominając, że każda klasa ma coś przygotować, po czym
przydzieliła obowiązki każdej klasie. Po tych jakże nieciekawych
informacjach dodała, że niejaki Hidan Iseki chce coś ogłosić.
Prawie wszyscy zdziwieni spojrzeli w stronę drzwi przez które
wkroczył szarowłosy. Nawet jego przyjaciele byli zszokowani, bo o
niczym nie wiedzieli. Sam Sasori również się zainteresował i coś
czuł, że to przez niego Hidan stał teraz na podeście. Jakiś
nauczyciel ustawiał mikrofon tak by dopasować go do wysokości
chłopaka. Nie ma co, Hidan był bardzo wysoki, nawet za wysoki. Gdy
nauczyciel odszedł, Hidan podszedł bliżej do mikrofonu. Po sali
rozległy się szepty i w jednej chwili rozeszły się różne
plotki, niektórzy sądzili, że Hidan będzie nowym przewodniczącym,
co było bardzo absurdalną myślą.
- Hej... ja przemawiam – odezwał się
siwowłosy dla rozluźnienia atmosfery, jednocześnie przerywając
szepty. Na sali stopniowo zaczęło robić się ciszej, aż było na
tyle cicho, że można było mówić. - No więc.. - odchrząknął,
nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Wiedział co ma robić, ale to
nie chciało mu przejść przez gardło. Spojrzał na dyrektorkę, i
widząc jej nieustępliwy i surowy wzrok wiedział, że nie ma innego
wyjścia, jak tylko to zrobić. Mimo to postanowił jeszcze spojrzeć
na Iruke, być może on mu odpuści. Jednak nie. Patrzył na niego
bardzo podobnie co dyrektorka. Westchnął w duchu i znów spojrzał
na tłum rówieśników, stojących w rzędach i wlepiających w
niego swoje spojrzenia. Uczniowie powoli zaczęli się irytować, tym
przedłużaniem całej sprawy.
- Chciałem powiedzieć.. – odezwał
się ponownie, urywając w połowie zdania. - Chciałem... chciałem
przeprosić.. - już na te słowa większość uczniów zrobiła
wielkie oczy - ..Akasune. - Sasori wytrzeszczył oczy w
niedowierzaniu, bo nie spodziewał się publicznych przeprosin z jego
strony. Ci którzy wiedzieli o kogo chodzi, spojrzeli na
czerwonowłosego. - To zdjęcie, to nie był on. Wkleiłem tam tylko
jego głowę – dodał dla wyjaśnienia, ponownie przykuwając uwagę
zgromadzonych. Mówił to co kazał mu mówić Iruka, czyli prawdę.
- Tak naprawdę, to były moje jaja, bo Sasori nie ma takiego dużego
– powiedział po chwili, na co niektórzy parsknęli śmiechem, a
inni poczuli się zażenowani, w tym Sasori. Już nawet nie czuł się
zawstydzony jego obelgą na temat długości jego przyrodzenia. Hidan
widząc, że dyrektorka kroczy ku niemu od razu dodał –
Żartowałem. To było zdjęcie jakiegoś gościa z internetu – po
tych słowach zakończył swoją przemowę, choć chciał jeszcze
dodać, ze zmuszono go do tych przeprosin, ale wiedział, że nie
pozwolili by mu na to. Dyrektorka zakończyła apel, przypominając
uczniom o grudniowych egzaminach. Wszyscy zaczęli wychodzić z sali
i kierować się do swoich klas, gdzie zaraz miały zacząć się
lekcję. Szarowłosy wyszedł na korytarz i odetchnął z ulgą. To
naprawdę było dla niego ciężkie, jeszcze cięższe niż myślał.
Musiał się upokorzyć przed całą szkołą, miał więc tylko
nadzieję, że świetnie grał wyluzowanego. Nigdy nie przyznałby
się, że miał tremę, a serce waliło mu tak mocno, że miał
wrażenie, że wyskoczy mu na zewnątrz.
- A więc to dlatego nie było cię w
szkole przez ostatnie dwa dni – usłyszał głos Konan i od razu
spojrzał w jej stronę. Domyślała się, że nie przychodził do
szkoły, bo nie chciał przepraszać Sasoriego, chciał to odwlec.
Wiedziała jaki jest na punkcie przepraszania kogokolwiek. Nie
potrafił przyznać się do błędu. - Całe szczęście.. już
myślałam, że coś..
- To nie dlatego! – wpadł jej w
słowo, choć za chwilę pomyślał, że mógł z tym poczekać.
Patrzyli chwilę na siebie, a on widział jak twarz niebieskowłosej
z radosnej zamienia się w smutną.
- A więc jednak... - powiedziała
cicho. Nie musieli rozmawiać, rozumieli się bez słów, co czasami
Hidana przerażało. Nie lubił gdy ktoś czytał z niego jak z
otwartej księgi. Konan była w tym dobra, znała ich wszystkich na
wylot. Odwrócił od niej wzrok, nie chcąc by tak na niego patrzyła,
nie znosił współczucia. - Tak mi przykro – powiedziała
podchodząc do niego. Przytuliła się do Hidana, a on nijak na to
zareagował. Po prostu stał, gapiąc się w pustą przestrzeń.
- E, zakochana para, bo Yahiko będzie
zazdrosny – rzucił Dei, który właśnie do nich podszedł. Po
chwili Konan odlepiła się od szarowłosego.
- I bardzo dobrze – powiedziała
pokazując język blondynowi. Yahiko i tak nie było, zapewne znowu
się spóźni, a ona wciąż się na niego jeszcze trochę gniewała,
więc obecnie nie obchodziło ją, co sobie rudy pomyśli. Nagle na
końcu korytarza zauważyła czarnowłosego. - Itachi! - krzyknęła
i pobiegła w jego stronę. Chłopak zatrzymał się słysząc jej
głos. - Daj mi spisać fizykę, nie potrafiłam tego zrobić –
rzuciła, gdy tylko znalazła się przy nim.
- Pięćdziesiąt jenów – powiedział
wyjmując zeszyt z torby i podając go dziewczynie.
- Chyba żartujesz.. Dawaj ten zeszyt i
się ciesz, że masz dla kogo odwalać pracę domową – wzięła od
niego zeszyt i walnęła go nim w głowę, po czym machając mu
ruszyła w ustronne miejsce przepisać pracę domową. Itachi patrzył
za nią z politowaniem. Była okrutna.. w życiu by się z taką nie
ożenił.
Lekcje, lekcjami, jedni uważnie
słuchali i z pasją notowali każde słowo nauczyciela, inni zaś
rysowali w zeszytach, jednym uchem wpuszczając, a drugim
wypuszczając to co mówił nauczyciel, a jeszcze inni w ogóle nie
słuchali. A byli też i tacy, którzy lubili zdrzemnąć się na
lekcji. Jednym z takich osób był Hidan, który na lekcji Biologii
po prostu zasnął, przez co za karę został zapytany z ostatnich
lekcji. Wydukał to co wiedział, i dostał dwóje. Jego radość z
tego powodu była nie do opisania, bo przeszedł po klasie i
poprzybijał wszystkim piątki... prawie wszystkim, Sasoriego ominął
udając, że go nie widzi, a i czerwonowłosy, nie był z tego powodu
zawiedziony. Trudno go było uspokoić, z tej radości zmarnował
osiem minut lekcji. Według nauczycielki zmarnował, bo cała klasa
cieszyła się wygłupami szarowłosego, i była mu wdzięczna za ich
przedłużanie. Po czterech godzinach, przyszła pora na przerwę
obiadową, czyli tak zwany lunch. Sasori nie trzymał się z nikim
blisko. Po tym incydencie ze zdjęciem ludziom było głupio że się
nabrali, ale wstydzili się do tego przyznać i przeprosić
Sasoriego, więc oddalili się od niego jeszcze dalej niż było to
na początku tego semestru. Z tego powodu czerwonowłosy samotnie
stał na dachu, opierając się o niewielki murek sięgający wyżej
niż do pasa, który miał zabezpieczyć przed wypadkiem. Patrzył na
dziedziniec szkolny i na domy widniejące w dole miasta. Szkoła
stała na wzgórzu, dlatego też z jej dachu był niesamowity widok.
Liście prawie już ze wszystkich drzew poopadały, świat mienił
się w kolorach jesiennych liści. Z góry wyglądało to naprawdę
niesamowicie.
- Zawsze uciekasz przed ludźmi? -
usłyszał znajomy głos i odwrócił się ku wejściu na dach.
Sasori ujrzał Deidare, stojącego przed nim z rękami w kieszeni.
Nie miał pojęcia po co przylazł.. i jak go tu znalazł, ale też
nie zawracał sobie głowy takimi rozmyśleniami.
- Nie uciekam – rzucił tylko i z
powrotem odwrócił się na widok dziedzińca. Dei stał chwilę
patrząc na niego bez żadnej reakcji, dopiero po chwili ruszył się
i podszedł bliżej Akasuny, również opierając się o murek.
- Wsypałeś Hidana – powiedział po
dłuższej chwili milczenia. Był tego pewny, bo Hidan wygłosił
parę godzin temu publiczne przeprosiny... z drugiej strony jednak,
można było przypuszczać ,że szarowłosy jest sprawcą tego
wstydliwego dla Akasuny żartu, mimo to nie sądził, by dyrektorka
wydała taki rozkaz bez żadnych dowodów.
- Nawet jeśli, to co? - burknął
niezadowolony z oskarżenia. Była to prawda, ale nie czuł się z
tym dumny. Nie lubił skarżyć, choć może czasem powinien.. Sam by
rozwiązał tę sprawę, gdyby tylko był silniejszy. Wkurzało go,
że Kakashi poświęci dla niego tylko jeden dzień w tygodniu. To
było za mało, tak przecież nie może być.
- Nic – powiedział, zupełnie nie
rozumiejąc oburzenia z jakim Sasori wypowiedział tamte słowa. -
Zrobiłeś się ostatnio strasznie pyskaty, na początku taki nie
byłeś – zauważył. Sasori sam dobrze wiedział, że na początku
semestru mało się odzywał, to się akurat nie wiele zmieniło, ale
był raczej cichy i nikomu nie wadził. Teraz zaczynał powracać do
siebie. Pewnie w oczach Deidary musiał wyglądać na osobę która
wiecznie zrzędzi i odpowiada burknięciami, a przecież taki nie
był. Po prostu nie wiedział jak się ma zachować w jego
towarzystwie. Jeśli będzie soba, to czy wyjdzie mu to na dobre? Co
jeśli mu zaufa, i zostanie zdradzony? Czy może ufać komuś, kto
nigdy mu nie pomógł gdy był bity przez Hidana, i tylko patrzył
jak wysoki idiota go męczy. Nie miał zaufania do kogoś takiego.
- Może – odpowiedział, nie siląc
się na dłuższe wywody. Bo po co? Nie musi być z nim szczery ani
dokładny, będzie wymijający, to najlepszy sposób by nie dać się
zranić kumpelską zdradą... o ile mógł go już nazywać kumplem.
- Jesteś bardzo kreatywny – rzucił
sarkastycznie. Do prawdy ciężko było się z nim dogadać, ale
jakoś polubił tego ciapę. Był niewysoki, często się złościł,
a do tego pyszczył, ale jak przyszło co do czego to nie potrafił
oddać ciosu... Mocny w gębie, ale w czynach już nie bardzo.. mimo
tego był uroczy.
- Może – wzruszył ramionami. Na te
słowa Deidara zaśmiał się. Jego znudzony ton go rozbawił, chyba
jego samego nudziły jego własne odpowiedzi.
- I z czego się śmiejesz? - spojrzał
na niego unosząc lekko brew. Nie rozumiał go, był dziwny.
Zazwyczaj poważny i stonowany, a teraz śmieje się nie wiadomo z
czego.
- Z ciebie – odpowiedział
najzupełniej szczerze, ale za nim Sasori zdążył coś powiedzieć,
ten od razu dodał – Co zrobisz, jeśli Hidan będzie chciał się
zemścić za to, że go wsypałeś? Oddasz mu? - spojrzał na niego
pytającym spojrzeniem. Trwała chwila ciszy nim Sasori raczył mu
odpowiedzieć.
- Mooożee – rzucił przeciągle.
Nawet nie zastanawiał się nad tym co zrobi. Co prawda brał pod
uwagę fakt, że Hidan będzie chciał mu za to dokopać, i nie
sądził by nauczył się tak szybko samoobrony od Kakashiego.
Deidara westchnął słysząc jego odpowiedź, po czym złapał
Sasoriego za policzek i po wyciągał go w taki sposób jak robią to
ciotki, które przyjeżdżają w odwiedziny do kogoś kogo dawno nie
widziały.
- Jesteś słodki – stwierdził
tarmosząc jego policzek. Sasori był tak zdezorientowany, że nawet
nie zdążył zareagować na ten okrutny czyn. Dei puścił go, a gdy
tylko to zrobił Sasori natychmiast przyłożył dłoń do swojego
lekko zaczerwionego policzka.
- Powaliło cię? - zapytał patrząc na
niego z politowaniem, gdy już doszedł do siebie.
- Może – odpowiedział mu tym samy,
po czym wyszczerzył się do niego w cwanym uśmiechu.
- Chyba na pewno.. - dodał odwracając
od niego wzrok. Nawet jego babcia nigdy nie robiła mu takich
ciągutek na policzkach. Całe szczęście, bo to okropne uczucie.
- Hidanem się nie przejmuj, pogadam z
nim. Nie powinien chcieć się zemścić – zapewnił go po chwili.
- Przed chwilą mówiłeś co innego –
jak można być tak zmiennym? I jak on ma zaufać takiemu komuś.
- To było tylko przypuszczenie. Tak
więc nie panikuj...
- Nie panikuję... - burknął
niezadowolony z tego tekstu.
- I bardzo dobrze – Nie wyglądał na
spanikowanego, ale był niemal pewien że odczuwa jakiś lęk, bo to
chyba niemożliwe żeby tak z dnia na dzień wyzbyć się lęku przed
Hidanem. A może.. on nigdy się go nie bał bo jest masochistą? Kto
go tam wie. Nie wnikał w jego fetysze. Zaproponował Sasoriemu
pójście z nim do Konan, Yahiko i reszty.. również Hidana, ale
Sasori po prostu odmówił, tłumacząc się, że innym razem, a więc
zmuszać go nie zamierzał. Wyszedł więc z dachu zostawiając tam
Sasoriego samego, nie na długo jednak bo po dziesięciu minutach
zaczęła się lekcja i chcąc nie chcąc, czerwonowłosy, jak i inni
uczniowie, musieli wrócić do klas.
Lekcja matematyki z profesorem
Ibikim, trwała w najlepsze. Rudowłosy chłopak siedział w czwartej
ławce w rzędzie pod ścianą, i pod party na ręce starał się
uważnie słuchać profesora. Jednak było to dla niego zbyt trudne,
bo jego powieki były naprawdę ciężkie i musiał uważnie pilnować
się, by nie zasnąć. Matematyka była dla niego katorgą, nie lubił
jej i nawet nie bardzo potrafił. Nie dość, że ten przedmiot go
nudził to miał jeszcze bardzo senny dzień, przez co już
kompletnie nie mógł się skupić na głosie profesora. Co zamknęły
mu się oczy, natychmiast je otwierał. W końcu zasnąć na lekcji
Ibikiego, było jednoznaczne z wyrokiem śmierci. Przynajmniej.. w
jego mniemaniu. Pomimo że profesor zawsze mówił donośnie i
wyraźnie, on w tej chwili nie potrafił zrozumieć ani jednego
słowa. Do jego uszu dochodził bełkot, którego nikt by nie był
wstanie nawet przetłumaczyć. Po chwili nie wytrzymał i osunął
się na ławkę. Był tak bardzo senny, że gdyby nawet wstał to
usnąłby na stojąco. Spał co prawda pięć godzin, dla niektórych
to wystarczająco dużo, on jednak potrzebował co najmniej siedmiu
żeby się wyspać. I co mu przyszło z grania w gry po nocach?
Zapewne będzie powtarzał, że nigdy już więcej nie będzie grał
tak długo, a potem o tym zapomni i znów odpali grę po godzinie
dwudziestej drugiej.
- A więc tak jak obiecałem w wczoraj –
ciągnął profesor. - Skoro zostało jeszcze trochę lekcji do
końca, to popytam. - W klasie rozległy się odgłosy niezadowolenia
i marudzenia, mimo to nikt nie śmiał zaproponować rezygnacji z
tego pomysłu, bo i tak wszyscy wiedzieli, że profesor Ibuki nigdy
nie zgodzi się na takie coś. Jego słowa nigdy nie były rzucane na
wiatr. Nauczyciel rozejrzał się po klasie, zastanawiając się kogo
tu dzisiaj przyłapać na lenistwie i nie uczeniu się bieżących
tematów, a że akurat stał na ukos od ławki Yahiko, nie miał
problemów by zobaczyć, że chłopak smacznie sobie śpi. Zmarszczył
brwi i stanowczym krokiem podszedł do chłopaka. Klasa powiodła za
nim wzrokiem. Wszyscy w duchu już współczuli rudemu koledze.
Nagato zaczął siebie winić, że nie obejrzał się do przyjaciela
i go nie obudził. Przecież to było podejrzane, że Yahiko nie
próbuje go zagadać na lekcji. Profesor bez żadnych ceregieli,
chwycił Yahiko za kołnierz mundurka i siłą podniósł go z ławki.
Na ten gest, piętnastolatek automatycznie się wybudził. Niedługo
musiał myśleć, żeby zorientować się w jakiej znalazł się
sytuacji. Nauczyciel zaciągnął go pod samą tablicę i tam go
dopiero puścił. Yahiko momentalnie ożył, zupełnie zapominając o
tym, że chciało mu się spać.
- Ja... - wypalił, ale po chwili się
zaciął. Nie wiedział co powiedzieć dalej.
- Pisz – powiedział Ibiki, podając
mu czarny flamaster. - Rozwiąż przykład na tablicy – rzucił
stanowczym głosem, a chłopak nie chętnie podszedł to białego
prostokąta na ścianie i zaczął bazgrać na nim zadanie, dyktowane
przez profesora. Jak się okazało zadanie, nie było takie trudne
jak myślał więc dostał tróję i uwagę za to, że spał. Po
dzwonku Yahiko oznajmił Nagato, że idzie do higienistki przespać
się jedną godzinę, i żeby powiedział to nauczycielce na kolejnej
lekcji. I przypomniał też mu, żeby pogadał z Konan, na co Nagato
się skrzywił, ale obiecał, że to zrobi. Gdy tylko rudowłosy
wyszedł z sali, Nagato rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu
przyjaciółki. Nie bardzo miał ochotę robić to, zwłaszcza, że
wiedział iż Konan prędzej czy później wybaczy chłopakowi.
Jednak zwlekał z tym już zbyt długo, a chciał mieć to z głowy.
Po chwili odnalazł wzrokiem niebieskowłosą i podszedł do niej.
Dziewczyna rozmawiała z koleżankami z klasy, nie przysłuchiwał
się tej rozmowie, od razu się wtrącił, choć jak najbardzie
kulturalnie. W końcu to Nagato.
- Przepraszam.. czy mogę na chwilę
pożyczyć Konan? - Żadna z koleżanek dziewczyny, nie miała nic
przeciwko, jak i sama porywana również nie miała pretensji. -
Możemy pogadać?
- Jasne. Wiesz, że zawsze możemy –
powiedziała z uśmiechem, po czym pociągnęła go za ręke i wyszła
z nim na korytarz. Gdy znaleźli już ciche miejsce, Konan usiadła
na parapecie, a Nagato się o niego oparł.
- No więc... - zaczął zastanawiając
się, jak to powiedzieć, by niczego nie zepsuć. - Chodzi o Yahiko.
- Mogłam się domyślić – westchnęła
teatralnie. - Co? Zmusił cię do pogadania ze mną? - uśmiechnęła
się wymownie. Ona już dobrze zna tego rudego głupka.
- Skąd wie.. To znaczy... -
odchrząknął. - Nie prawda. - Miało być to brzmieć jak
najbardziej prawdziwie, ale zupełnie mu nie wyszło.
- Pinokio umiał lepiej kłamać, tyle
że nos go zdradzał... - powiedziała kręcąc głową z
niedowierzaniem. - A ty zdradzasz się sam. - Nagato był zbyt dobry,
by tak po prostu kogoś oszukać.
- No dobra, masz mnie. Ale pogódź się
wreszcie z Yahiko, bo on nie da mi żyć – powiedział zrozpaczony.
Czy ona zdawała sobie sprawę z tego, jaki Yahiko zrobił się
marudny, gdy przestała się do niego odzywać? Ciągle tylko jęczał,
że Konan go już nie kocha... jakby kiedyś go kochała.. Chyba, że
jak brata, to co innego.
- Jeszcze parę dni go pomęczę –
rzuciła pokazując mu język.
- Zlituj się.. - jęknął. - Jak nie
dla niego, to zrób to dla mnie. On naprawdę z tego powodu cierpi, a
ja przez to cierpię również.
- Oj daj spokój – walnęła go w
plecy, dosyć boleśnie. Konan zawsze miała krzepę w ręce.
Skrzywił się, ale udał, że nic nie poczuł. W końcu był
facetem, głupio wystrzelić z takim Au, po uderzeniu dziewczyny.
- Nie bądź okrutna.. - burknął
niezadowolony z tak lekkiego podejścia Konan do sprawy. Bawiła się
Yahiko jak zabawką, a przecież to jej przyjaciel. Dobrze wiedziała
co do niej czuł, więc jak mogła tak po prostu się z nim drażnić.
- No już, już – poklepała go po
głowie, niczym grzeczne dziecko. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry
humor, bo Hidan przeprosił publicznie Sasoriego, wiedziała dobrze,
że zrobił to pod przymusem, mimo wszystko i tak się cieszyła. Być
może teraz przestaną sobie wchodzić w drogę, a kto wie, być może
się zakolegują. Chciała by tego, ale najważniejsze było dla
niej, by Hidan nie znęcał się ani nad Sasorim, ani już nad nikim
więcej.
- Konan... - spojrzał na nią
pretensjonalnie. - Ja mówię poważnie. - Dziewczyna westchnęła,
bo dobrze o tym wiedziała. Mimo to Yahiko ją wtedy wkurzył.
Wiedziała, że jak mu zaraz wybaczy, to znów będzie powtarzał
stare błędy. Nigdy jeszcze na tak długo nie obrażała się na
niego. Właściwie to złość jej już przeszła. Ona chciała
tylko, żeby on zrozumiał co ją zabolało. Ale to był przecież
Yahiko, czy może oczekiwać od niego, że nie popełni tego samego
błędu drugi raz? Przecież on zawsze o czymś zapominał, był
roztrzepany, przez co trudno było mu skupić się na jednej rzeczy.
Jak może mu zaufać w tym, że zrozumiał gdzie popełnił błąd i
że będzie pamiętał, żeby tego więcej nie robić. Bolało ją
to, że jej przyjaciel bywał tak bardzo lekkomyślny.
- Nie martw się, wkrótce się
pogodzimy – uśmiechnęła się do czerwonowłosego, zapewniając
go tym samym, że wszystko będzie dobrze.
W końcu nadeszła ukochana Sobota.
Ukochana dla większości osób oczywiście, bo dla Deidary znaczyło
to kolejne godziny w rodzinnej restauracji. Już nie mógł się
doczekać, aż rodzice zatrudnią kogoś z odpowiednimi
kwalifikacjami do pomocy. On momentami miał już dość siedzenia po
cztery, pięć godzin w pracy, za którą mu wcale nie płacili..
Oczywiście na zmianę z bratem, ale to i tak bywało nudne i
męczące, zwłaszcza, że inni jego kumple soboty spędzali na
lenieniu się. Tym razem stojąc za ladą, patrzył z wyraźnym
niezadowoleniem na nowego klienta, który stał po drugiej stronie
lady.
- Po coś tu przylazł? - rzucił do
Hidana. Zawsze przychodził mu przeszkadzać, jakby nie mógł
znaleźć sobie innego zajęcia.
- Przyszedłem odwiedzić kumpla, nie
cieszysz się? - zapytał, bardziej retorycznie, bo miał gdzieś
jego odpowiedź. Usiadł na dosyć wysokim krzesełku przy ladzie.
Nie miał zamiaru stąd wychodzić.
- Nie. Dlaczego nie jesteś z
dziewczyną? - zapytał z wyrzutem. Lubił spędzać czas z
szarowłosym, ale gdy był w pracy on zawsze go rozpraszał, przez
co dostawał ochrzany od rodzicielki, że się nie przykłada.
- Już byłem, ale teraz pojechała do
dziadków – oznajmił obojętnym tonem, podpierając podbródek na
ręce.
- Mogłeś pojechać z nimi... - Na
pewno spędził by ciekawiej czas jadąc z dziewczyną, niż siedząc
tutaj z nim.
- Nie.. jej rodzice nie bardzo mnie
lubią. - Był pewien, że by go ze sobą nie zabrali.
- Nic dziwnego.. Przeruchałeś ich
córkę, już na drugiej randce – rzucił oczywistym faktem. Było
to dla niego trochę nienormalne, by w tym wieku tak szybko iść do
łóżka. I nie myślał tak dlatego, że sam był jeszcze
niedoświadczony, po prostu uważał, że seks nie jest dla
piętnastolatków. Co jak taka piętnastolatka zajdzie w ciąże?
Piętnastoletni rodzice? Nieodpowiedzialne decyzje i czyny.
- Ale oni o tym nie widzę –
sprostował Hidan. W życiu by im o tym nie powiedział, polowali by
na niego z widłami, a potem zabili. Przecież to ich ukochana
córeczka. Cud, że pozwalają jej z nim chodzić.
- Dobra.. mam dużo pracy, więc spadaj
– powiedział bez ogródek. Nie będzie się ceregielić z kumplem,
bo jemu się nudzi.
- Taka robota to nie robota –
stwierdził zaraz. Co takiego trudnego jest w przyjmowaniu zamówień
i chodzeniu po żarcie do kuchni, a potem roznoszeniu jedzenia?
Wydawało mu się to banalnie proste.
- W takim razie zapraszam do kuchni,
trochę nam pomożesz – rzucił Dei, wskazując na drzwi prowadzące
na kuchnie. Hidan prychnął.
- Nie znasz się na żartach –
odwrócił głowę w bok. Nie ma mowy, by poszedł do pracy i to w
kuchni. To nie był szczyt marzeń, a na pewno nie jego szczyt
marzeń.
- A więc... - wskazał na drzwi
wyjściowe. - Wypierdalaj. - Hidan zbeształ go wzrokiem. Jak to tak
wyrzucać najlepszego przyjaciela z własnego domu... lub własnej
restauracji.
- Dobra, ja tu posiedzę, a ty idź
haruj. I przynieś mi coś do żarcia, bo jestem głodny – zażądał
i rozsiadł się wygodnie na krzesełku. - I oby było dobre.
- U nas wszystko jest dobre – zapewnił
przyjaciela.
- Nie kłam, bo sobie pójdę
- Nie kłamie, ale pójść sobie możesz
– zgodził się z tą drugą częścią zdania. Hidan tylko
westchnął, ale nie zrobił ani kroku ku wyjściu. Będzie tu czekać
aż ten blondyn skończy pracę, i wtedy gdzieś się z nim wyrwie.
Po chwili do restauracji przyszli kolejni klienci i Deidara poszedł
ich obsłużyć. Po godzinie ojciec blondyna, widząc samotnie
siedzącego Hidana, który robił bąbelki w napoju przez rurkę,
pozwolił Deidarze wyjść wcześniej z pracy. Obaj wyszli na dwór.
Idąc drogą między domami i sklepami, rozmawiali na przeróżne
tematy. Zawsze mieli o czym mówić, a nawet jeśli tematy do rozmów
się skończyły, to zawsze mieli o czym milczeć. Podobnie było i
tym razem, po pewnym czasie zapadło milczenie, mimo to tym razem
Deidara, nie zawiesił głosu na długo.
- Wiesz, mógłbyś za kumplować się z
Sasorim – wypalił nagle ni stąd, ni zowąd.
- Eh... przestałbyś mnie już z tym
męczyć – rzucił nie zbyt zadowolony z poruszenia tego tematu.
Trudno by mu było za przyjaźnić się z kimś, kogo musiał
publicznie przepraszać. Czuł się przez to upokorzony, i oczywiście
zamiast winić siebie, winił Sasoriego.
- Po co robić sobie z niego wroga, on
do nas.. całkiem pasuje.. - rzucił pierwszym lepszym argumentem
jaki przyszedł mu do głowy. - Bywa trochę irytujący, uparty i
zgryźliwy, ale jest też całkiem miły, zabawny i... fajny.
- Mówisz jak o jakiejś pannie, z którą
chciałbyś mnie zeswatać – powiedział znudzonym tonem. Tak mu
się to skojarzyło, nic nie poradzi. Wyjął z kieszeni swój
telefon, bo już się za nim stęsknił.
- Bo tobie się wszystko z pannami
kojarzy... - rzucił do niego pretensjonalnie. Psuje mu jego
wspaniałe argumenty, głupek jeden. Musi wymyślić coś bardziej
przekonującego. Zapadała ponowna, krótka chwila ciszy. -
Posłuchaj... On nie wygląda na szczęśliwego. Wiem, że nie
jesteśmy żadną spółką pomocy dla nieszczęśliwych, ale... ty
też do końca nie jesteś. Może będziecie się mogli nawzajem
zrozumieć, albo coś. Polubiłem go. Chciałbym wprowadzić go do
naszej paczki. - Liczył na to, że tymi słowami złamie Hidana.
Szarowłosy jednak milczał i to długo, był pochłonięty jedną
ze. swoich gier. Deidara zaczynał już myśleć, że w ogóle go nie
słuchał, ale nim zdążył się obrazić, Hidan odezwał się.
- W takim razie, jeśli mnie pokona za
kumpluje się z nim – postanowił. Nie ma mowy, żeby tak po prostu
wyciągnął do niego rękę.
- Jak to.. jeśli cię pokona? Masz na
myśli pojedynek? - zapytał zdziwiony propozycją szarowłosego.
Chociaż czy powinien się dziwić? To Hidan. Tylko on mógł wpaść
na taki pomysł godzenia się z kimś przez bójkę.
- O tym właśnie mówię – zapewnił
go.
- Przecież miałeś dać mu już spokój
– przypomniał mu. Nie chciał żeby ten idiota znowu wpakował
siebie i Saosriego w jakieś kłopoty.
- Nie będę się nad nim znęcał, to
będzie wyrównana walka.
- Wyrównana? Ty zapomniałeś, że on
nie umie się bić? - uniósł brew, patrząc na przyjaciela z
politowaniem.
- Przecież raz mnie walną – dodał
obojętnym tonem, nie przerywając gry.
- To prawda, ale on za mało w siebie
wierzy, wątpię żeby to się powtórzyło znowu – ostatnie słowa
powiedział bardziej do siebie, niż do Hidana. - Po za tym, gdybyś
nie był wtedy taki zszokowany, od razu byś mu oddał i pewnie
skończył by w szpitalu.
- Wcale nie byłem z szokowany –
powiedział odrywają na chwilę wzrok od telefonu. - Dałem mu po
prostu fory.
- Jasne.. - przewrócił oczami. Fory od
Hidana... tego jeszcze nie było.
- Tak jak powiedziałem. Liczę na
pojedynek. Spokojnie, nie zabije go – dodał widząc, że Dei chce
coś wtrącić. - Sprawdzę tylko jak jest silny. Jeśli okaże się
silniejszy od któregoś z was, lub ode mnie, co jest oczywiście
niemożliwe, to powiedzmy, że się... z nim za kumpluję.. - jakoś
trudno było powiedzieć mu te ostatnie słowa.
- W porządku.. - westchnął Dei. Nie
był zbyt zadowolony z takiego układu, i wątpił, że Sasori się
na to zgodzi, jednak postanowił mu to zaproponować. Być może
chłopak wcale nie jest tak słaby jak mu się wydaje. Zaczynał
powoli tracić nadzieję, na jakąkolwiek przyjaźń Sasoriego z
Hidanem, ale mimo wszystko będzie trzymał za to kciuki jak
najdłużej.
Tego samego dnia, popołudniem
Sasori wyszedł z pokoju z zamiarem wyjścia z domu. Postanowił
pójść do Kakashiego, by ten wreszcie czegoś go nauczył.
Doskonale wiedział o tym, że kazał mu przyjść dopiero jutro, ale
on nie miał zamiaru czekać jeszcze tylu godzin, a już na pewno nie
zgodzi się na to by trenować tylko raz w tygodniu. To zdecydowanie
za mało. Możliwe, żę Kakashi odprawi go z powrotem, albo że nie
będzie go w domu, mimo to zamierzał spróbować przekonać
mężczyznę do treningów chociaż dwa razy w tygodniu. W korytarzu
założył swoje czerwone trampki i założył cienką kurtkę.
- Gdzie idziesz? - zapytała Chiyo, gdy
ten zdążył nacisnąć już na klamkę.
- Na dwór – oznajmił, nie wdając
się w szczegóły. Wolałby babcia nie wiedziała, że bawi się w
samoobronę. Niby to nic złego, ale chciał uniknąć wszelkich
pytań na ten temat.
- Odrobiłeś lekcję? - dopytała, nie
miała zamiaru puścić go bez odrobionych prac domowych. Co prawda
jutro była jeszcze niedziela, ale ona wolała jak jej wnuk nie
zostawiał wszystkiego na ostanią chwilę.
- Tak – rzucił szybko, licząc na to,
że babcia po tym da mu już spokój.
- Pokaż. - A jednak się przeliczył.
Oczywiście, że nie odrobił lekcji. Kto normalny w sobotę
popołudniu odrabia lekcje? Był przekonany, że nikt, dlatego on też
tego nie zamierzał robić. Zwłaszcza, że do lekcji, jakoś nigdy
mu się nie spieszyło.
- Później.
- Pokaż teraz, bo inaczej nigdzie nie
pójdziesz – założyła ręce na piersi. Nie będzie ją tutaj
dzieciak spławiał jakimś później. Była pewna, że przydała by
się męska ręka do jego wychowania, bo pomimo tego, że w miarę
jej słuchał, to musiała się nie raz nagadać za nim zrobił to o
co prosiła.
- Nie odrobiłem... - rzucił ciszej
odwracając wzrok od babci. Czekał aż babci coś powie jednak
milczała i dziwił się czemu. Zagryzł dolną wargę i spojrzał
na babcie. Kobieta stała przed nim, patrząc na niego surowo i
wskazując ręką na schody. - Odrobię później – zbuntował się.
A już myślał, że dała mu spokój.
- Odrób choć część, później
będziesz mieć mniej – powiedziała, nie dając za wygraną.
- Ale ja już się umówiłem – rzucił
rozpaczliwie. - Teraz jak mam z kim spędzać czas, ty mi tego
zabraniasz... Jak tak dalej pójdzie, to już nigdy nie znajdę
przyjaciół.. - dodał smutnym głosem. Kłamał jak z nut, ale
wyjątkowe sytuacje, wymagały wyjątkowych metod. Chyio po chwili
westchnęła. Nie chciała by wnuk olewał naukę, cieszyła by się
gdyby to właśnie naukę stawiał na pierwszym miejscu. Jednak nie
mogła też patrzeć, jak siedzi sam w domu i nigdzie nie wychodzi,
nie chciała by odizolował się od ludzi.
- Możesz iść – powiedziała po
chwili. - Tylko wróć o dziewiętnastej – przypomniała mu.
- Okej – rzucił i wyszedł z domu
Staruszka patrzyła za nim jak biegiem znika w oddali. Uśmiechała
się do siebie, czując że Sasori nareszcie zaczyna żyć. Cieszyła
się jego szczęściem i tym, że znalazł wreszcie sobie kolegów.
Całe szczęście, że
czerwonowłosy dobrze pamiętał gdzie mieszka Kakashi. Stał właśnie
przed jego drzwiami patrząc na numer domu, a gdy był już na sto
procent pewien, że wszystko się zgadza, wyciągnął rękę z
zamiarem zapukania do drzwi. W tej samej chwili drzwi się otworzyły
i pojawił się w nich Inspektor Hatake. Mężczyzna nie krył
zdziwienia widząc dzieciaka stojącego przed nim, z wyciągniętą
ręką do przodu, jakby miał zamiar zapukać w jego klatkę
piersiową. Chłopak opuścił rękę, odsuwając się o krok.
Dopiero wtedy zauważył, że Kakashi niesie na plecach jakiś
sportowy sprzęt, i szybko domyślił się, że gdzieś się wybiera.
Nim zdążył jednak zapytać o to, mężczyzna go uprzedził.
- Co tu robisz? - zapytał zdziwiony,
zamykając drzwi na klucz. - Miałeś przyjść jutro. - Schował
klucze do kieszeni i ruszył do samochodu, mijając Sasoriego jak
gdyby go tam nie było. Akasuna jednak nie zamierzał tak łatwo
odpuścić i ruszył za nim.
- Dokąd idziesz? - zapytał, wyrównując
z nim krok.
- Grać w tenisa – oznajmił krótko
wyciągając z kieszeni spodni kluczyki do samochodu.
- Od kiedy grasz? - zdziwił się. Nie
wiedział o tym, jak mieszkał u niego nigdzie nie wychodził, więc
było to dla niego dużym zaskoczeniem, choć zapewne nie powinno, bo
przecież nie wiedział o mężczyźnie prawie nic.
- Od piętnastu lat – powiedział
wsiadając do samochodu. - Do jutra – rzucił do niego, sądząc że
już się go pozbył. Niestety przeliczył się, bo Sasori wlazł mu
do samochodu. Rozsiadł się wygodnie i zapiął pas. - powiedziałem
do jutra – patrzył na niego z politowaniem. Co za nachalny
chłopak.. Kto go tak wychował? Biedni jego rodzice, załamują ręce
w niebie.
- Nie mogę ćwiczyć tylko raz w
tygodniu, to za mało – wyjaśnił o co mu chodzi.
- Tylko raz w tygodniu mam czas. Nic na
to nie poradzę – Na pewno nie będzie każdej wolnej chwili
poświęcać na treningi z tym dzieciakiem. Jakby nie miał nic
lepszego do roboty.
- Bo grasz w tenisa? - zapytał bardziej
retorycznie.
- Bingo. A teraz wysiadaj – Otworzył
mu drzwi, lecz Sasori zaraz je zamknął. Siwowłosy zmarszczył
brwi. Rządzi się jakby był u siebie, wkurzało go to.
- Przecież nie grasz w tenisa cały
dzień – Był pewien, że nie spędza na korci dwudziestu czterech
godzin, może jest tam dwie czy trzy godziny, nie więcej, na pewno
znalazł by dla niego parę godzin. Kakashi westchnął.
- W porządku.. chcesz jechać, to nie
mam nic przeciwko. Tylko nie marudź jak ci się będzie nudzić –
powiedział przekręcając kluczyk w stacyjce, i po chwili ruszyli w
drogę. Z uprawianego w każdą wolną sobotę sportu, nie zamierzał
rezygnować. Musi mieć czas również na hobby.
- Dobry jesteś? - zapytał po dłuższej
chwili milczenia. - Doszedłbyś do mistrzostw świata?
- Całkiem dobry, ale żaden ze mnie
Roger Federer – odpowiedział niezbyt skromnie.
- To dlaczego jesteś policjantem, a nie
sportowcem? – zapytał z czystej ciekawości.
- Bo pracę w policji lubię bardziej –
wyjaśnił najprościej jak się dało. Nie zamierzał opowiadać mu
w szczegółach dlaczego wybrał właśnie pracę w policji. A miał
ku temu powód. I nie była nim tylko pasja do tego zawodu.
W końcu dojechali pod halę sportową, gdzie Kakashi grał w Tenisa już od paru lat. Wyszli z samochodu i skierowali się do budynku. Sasori oznajmił, że jeszcze nigdy nie grał w tenisa, ale lubi ten sport i że chętnie z nim zagra, co Kakashi nawet nie skomentował. Nie bardzo podobało mu się granie z dzieciakiem, bo już miał partnera do grania, a był nim jego przyjaciel, i jednocześnie szef, Minato. Blondwłosy mężczyzna już czekał na Kakashiego w budynku. Gdy zobaczył Sasoriego u boku mężczyzny, był zdziwiony jego obecnością. Sasori również czuł się zaskoczony obecnością Nadinspektora, bo chyba nie chciał go już nigdy widzieć. Nie ze względu przez to że go nie lubił, bo wręcz przeciwnie, ale za dużo wspomnień się z nim wiązało. Co prawda i Kakashi uczestniczył w sprawie morderstwa jego rodziców, ale z nim miał również wspomnienia spoza sprawy. Mieszkał z nim trochę, oglądali razem telewizję i jedli razem przy jednym stole. Miał z nim więcej pozytywnych wspomnień., dlatego też nie kojarzył mu się tylko z tym smutnym wydarzeniem. Mężczyźni poszli do szatni się przebrać i kazali Sasoriegmu poczekać już na korcie. Nie sprzeciwiał się tylko tam poszedł. W szatni Kakshi wyjaśnił Minato dlaczego Saosri z nim tutaj jest, i w jakich zamiarach w ogóle do niego przyszedł. Chłopak czekał na nich koło dziesięciu minut, a już zdążył się wynudzić, bo nikt nie grał w pobliskich kortach więc nie było na co patrzeć. Kakashi i Minato zaczęli grać, a Sasori bacznie się im przyglądał. Nie kibicował żadnemu z nich, ale po paru minutach gry stwierdził, że Kakashi jest trochę lepszy. Może ten ich przyjacielski mecz, nie wyglądał jak ten z telewizji, ale oglądało się go równie przyjemnie. Mimo to, po pewnym czasie Akasunie znudziło się takie gapienie jak piłka lata to w jedną to w drugą stronę. Wziął więc drugą rakietę z torby Kakashiego i podniósł piłkę leżącą w koszyku, po czym udał się pod ścianę, by sobie poodbijać. Nie zawsze wychodziło mu to tak jakby chciał, ale był w tym całkiem dobry. Jednak gdy piłka odbita od ściany zbyt mocno za często wlatywała na kort na którym grali mężczyźni, Kakashi beształ go wzrokiem, więc wolał przestać grać ze ścianą i z powrotem usiadł znudzony na ławce. Po chwili Minato zszedł z boiska i podszedł do Sasoriego.
W końcu dojechali pod halę sportową, gdzie Kakashi grał w Tenisa już od paru lat. Wyszli z samochodu i skierowali się do budynku. Sasori oznajmił, że jeszcze nigdy nie grał w tenisa, ale lubi ten sport i że chętnie z nim zagra, co Kakashi nawet nie skomentował. Nie bardzo podobało mu się granie z dzieciakiem, bo już miał partnera do grania, a był nim jego przyjaciel, i jednocześnie szef, Minato. Blondwłosy mężczyzna już czekał na Kakashiego w budynku. Gdy zobaczył Sasoriego u boku mężczyzny, był zdziwiony jego obecnością. Sasori również czuł się zaskoczony obecnością Nadinspektora, bo chyba nie chciał go już nigdy widzieć. Nie ze względu przez to że go nie lubił, bo wręcz przeciwnie, ale za dużo wspomnień się z nim wiązało. Co prawda i Kakashi uczestniczył w sprawie morderstwa jego rodziców, ale z nim miał również wspomnienia spoza sprawy. Mieszkał z nim trochę, oglądali razem telewizję i jedli razem przy jednym stole. Miał z nim więcej pozytywnych wspomnień., dlatego też nie kojarzył mu się tylko z tym smutnym wydarzeniem. Mężczyźni poszli do szatni się przebrać i kazali Sasoriegmu poczekać już na korcie. Nie sprzeciwiał się tylko tam poszedł. W szatni Kakshi wyjaśnił Minato dlaczego Saosri z nim tutaj jest, i w jakich zamiarach w ogóle do niego przyszedł. Chłopak czekał na nich koło dziesięciu minut, a już zdążył się wynudzić, bo nikt nie grał w pobliskich kortach więc nie było na co patrzeć. Kakashi i Minato zaczęli grać, a Sasori bacznie się im przyglądał. Nie kibicował żadnemu z nich, ale po paru minutach gry stwierdził, że Kakashi jest trochę lepszy. Może ten ich przyjacielski mecz, nie wyglądał jak ten z telewizji, ale oglądało się go równie przyjemnie. Mimo to, po pewnym czasie Akasunie znudziło się takie gapienie jak piłka lata to w jedną to w drugą stronę. Wziął więc drugą rakietę z torby Kakashiego i podniósł piłkę leżącą w koszyku, po czym udał się pod ścianę, by sobie poodbijać. Nie zawsze wychodziło mu to tak jakby chciał, ale był w tym całkiem dobry. Jednak gdy piłka odbita od ściany zbyt mocno za często wlatywała na kort na którym grali mężczyźni, Kakashi beształ go wzrokiem, więc wolał przestać grać ze ścianą i z powrotem usiadł znudzony na ławce. Po chwili Minato zszedł z boiska i podszedł do Sasoriego.
- Chcesz zagrać? - zapytał z miłym
uśmiechem.
- Ja? Mogę? - Nie był pewny czy mu
wolno, w końcu za kort się płaci, a on się nie dokładał do
zapłaty.
- No jasne, ja i tak muszę odpocząć –
zapewnił go. Wcale nie był aż tak zmęczony, ale nie mógł
patrzeć jak się dzieciak nudził. Nie znosił widoku nudzącego się
swojego syna, a widok znudzonej twarzy Sasoriego mu go przypominał.
Młodzi ludzie nie powinni się nudzić. Czerwonowłosy zdjął więc
swoją bluzę, chwycił za rakietę i wszedł na kort. Kakashi nie
odzywając się nic, od razu za serwował, a piłka przeleciała obok
głowy zdezorientowanego Sasoriego.
- Nie byłem gotowy – powiedział po
chwili.
- Nie dam ci forów – oznajmił. - Ani
tu, ani na treningu. Przyzwyczajaj się – Sasori zmarszczył brwi,
bo co to była za groźba? Ustawił się w odpowiedniej pozycji, był
gotowy by odebrać piłkę zaserwowaną przez Kakashiego. Siwowłosy
zaserwował drugi raz, potem trzeci, czwarty i dopiero za kolejnym
razem udało mu się odbić. Gra z Kakashim nie była łatwa, musiał
nabiegać się na całej swojej stronie boiska. Rzucał się za
piłką, ale nie często udawało mu się ją odbić. Za wszelką
cenę chciał pokazać, że jest dobry, choć nigdy nie grał w
tenisa. Było to głupotą, napalając się na wygraną z kimś, kto
gra od piętnastu lat. Po jednym gemie nie miał jeszcze dość, bo
był zwyczajnie uparty, choć większość osób już dawno by się
poddała. Po półgodzinie było po wszystkim. Sasori leżał plecami
na boisku oddychając ciężko. Nabiegał się i na odbijał za
wszystkie czasy, choć i tak przegrał. Kakashi pomógł mu wstać i
obaj podeszli do ławki. Sasori usiadł na niej, a siwowłosy podał
mu picie, po czym udał się z Minato z powrotem na boisko, by zagrać
jeszcze jeden mecz. Sasori był zdziwiony, że Hatake prawie w ogóle
się nie zmęczył i że ma jeszcze ochotę na jeden mecz. Co prawda,
nie był wymagającym przeciwnikiem, ale mimo wszystko, samo
odbijanie piłki bywa już męczące.
- Dobry jest, nie uważasz? - odezwał
się Minato, gdy byli już na boisku.
- Dobry? Nie zauważyłem – rzucił
półżartem, po czym zaserwował piłkę w stronę blondyna.
Po godzinie w końcu opuścili halę
sportową. Kakashi podwiózł Sasoriego pod sam dom, choć chłopak
nalegał by jeszcze dzisiaj potrenowali, ale mężczyzna odmówił.
- Nauczył bym się więcej gdybym
trenował dwa razy w tygodniu – burknął za nim odpiął pas.
- Jutro i tak będzie cię wszystko
boleć, lepiej nie dokładać do tego kolejnego wysiłku – Był
pewny, że będą go boleć mięśnie, po tym jaki dał mu wycisk na
korcie, dziwił by się gdyby nic go nie bolało. Zresztą sam chciał
grać, do tego był jak zwykle zbyt pewny siebie i przegrał
zdziwiony dlaczego. Musiał się jeszcze wiele nauczyć.
- Pf.. nie myśl sobie, że jak
cokolwiek będzie mnie boleć, to nie przyjdę na trening – rzucił
odpinając pas. Przejrzał tego gościa, na pewno specjalnie tak go
wymęczył, by zrezygnował z treningów, ale on i tak się nie
podda.
- Nawet nie śmiem.. - powiedział
obojętnie. - Jutro o dziesiątej – dodał, wyjmując z kieszeni
kurtki papierosa.
- Co tak wcześnie? - Chciał się
wyspać, w końcu to niedziela.
- Jak nie pasuje, możesz w ogóle nie
przychodzić – powiedział, odpalając papierosa samochodową
zapalniczką.
- Dobra, dobra. Przyjdę – Po tych
słowach wyszedł z samochodu zamykając za sobą drzwi. Po chwili
zniknął za drzwiami domu, a Kakashi odjechał w tylko sobie znanym
kierunku.
Od Autorki: No i kolejny rozdział. Wiem, że znowu długa przerwa O: Znów myślałam, że minęło dopiero dwa tygodnie T-T. I co jeszcze hm... Jakoś tak średnio podoba mnie się ten rozdział.. to znaczy czuje jakiś taki niedosyt. Coś mogłam dodać, coś zmienić, ale nie mam pojęcia co. Myślałam nad tym i myślałam, i nic mi nie przyszło do głowy, co zrobić by czuć satysfakcję i zadowolenie z ukończonego rozdziału dwunastego. Ale mam nadzieję, że wam się jakoś będzie podobać :)
Też tak chce wymiatać ze szczotką O: Sprzątanie było by ciekawsze xD
Ale Bebopem nigdy nie będę :<
A tak w ogóle, widzieliście już twarz Kakashiego? O.o
Nie to żebym się spodziewała innej, ale... no mogła by być bardziej męska xD
No i jak ja mam teraz opisywać Kakashiego twardziela z taką twarzą?
Kishimoto, mógł zostawić to tajemnicą, każdy wyobrażał by sobie jak chciał, o! xD
Kishimoto, mógł zostawić to tajemnicą, każdy wyobrażał by sobie jak chciał, o! xD
No i jestem! :D przynajmniej 12 rozdział skomentuje na bieżąco xD
OdpowiedzUsuńMówisz, że nie jesteś zadowolona, a ja ci powiem, że się oczywiście mylisz :P Chociaż ja bym nazwała ten rozdział zapychaczem, taką zapowiedzią, bo chyba jedynymi ważnymi scenami były przeprosiny Hidana i jego warunek na zakumplowanie się z Saso – nie martw się, u mnie tego rodzaju zapychaczy jest w cholerę x) Nie martw się, bo nie straciłaś na zajebistości, chociaż to poprzedni rozdział jest moim faworytem :D
A teraz rozdział :D
Matko, siostrzyczka Yahiko jest taaaka słodka <3 Jak on może na nią marudzić, przecież tak się o niego troszczy, o jego duszę i takie tam… pewnie w tej jajecznicy coś jest i potem widzi wszędzie szczęście, miłość i jednorożce xD Dziadek taki domyślny staruszek, spodziewałam się od niego jakichś mądrości nakłaniających do refleksji nad życiem, sensem istnienia czy coś – w końcu prowadzi dojo xD
Co za zaskakujący apel xD ale nie rozumiem uczniów, chcieli mieć te ogłoszenia za sobą, a u mnie się wszystko przedłużało, pytał dyrektorki, dlaczego kaloryfery nie grzeją i takie tam xD Hidana sporo kosztowało powiedzenie przepraszam, a potem oczywiście musiał mu troszkę dopiec. Swoją drogą to sam się przyznał, że szpera w necie i ogląda gołych panów xD te gimnazjum…nic się nie zorientowali xDD ale wszystko dobrze się skończyło ;) No prawie… odnoszę wrażenie, że Hidan jest maltretowany…? Za długo trzymasz jego temat w tajemnicy! :< (Wiem co chcesz powiedzieć, ale nie mówimy o mnie xD) Przynajmniej troszeczkę z jego życia nam zdradź xD
Wątek na dachu… jakoś wydawało mi się to strasznie gejowskie XD jak facet o facecie może się wyrażać jako on jest uroczy albo słodki xD Nie wolno… faceci chyba mają jakieś zasady w tej kwestii, nie? xD a może masz zamiar zrobić z Deidary ciepłego gościa? O.O jeszcze to szczypanie po policzku xD matko xD w ogóle po takiej konwersacji z Saso, na następną rozmowę bym mu kupiła jakiś słownik, aby wzbogacił swoje słownictwo xD Serio, mojej przyjaciółce <333 po rozmowie mailowej kupiłam słownik ortograficzny :P
Co do Konan, to jednak jestem po stronie Nagato tylko bardziej stanowczo – nie lubię jej, albo raczej jej podejścia i sposobu myślenia, no bo tak, raczej, że bawi się uczuciami Yahiko… oliwą jest to, że ona o tym doskonale wie, ale wiesz, ja tam się cieszę, że twoi bohaterowie mają jakieś wady, nie są tacy idealni :P wiesz o co mi chodzi xD Konan jest miła dla wszystkich, ale nie dla Yahiko… rany, niech on z nią skończy, bo mi go żal .__.
No jak to się Deidara do klientów odnosi? „wypierdalaj”? powinien dostać od ojca po uszach xD Hidan to widzę ma bardzo wstrzemięźliwą laskę, bo puściła się z nim dopiero na drugiej randce xD no i teściowie za nim nie przepadają… ktoś by rzekł, jak to możliwe?! O.O ale nie ja xD ja im się nie dziwię xD Dei marudzi na pracę, a tata mu chyba dużo odpuszcza :P no i fajnie pogadał z Hidanem, ale dziwne ma reakcje, takie obojętne… jakby nie zależało mu na niczym… chodzi mi o to, że myślałam, że Deidara to jego najlepszy przyjaciel i ma takie odchyły typu nie zadawaj się z nim czy coś xD zazdrość w przyjaźni jest naturalna xD Bijatyka ma zadecydować o kumplowaniu, rozumiem w grach video, ale na żywo? Boże, widzisz, a nie grzmisz .___. O, o, o! Powiem ci jak ja widzę te jego rozmowę z Saso! Dei przychodzi do niego do domu, a Saso trenuje u Kakashiego, więc otwiera mu Chiyo. Zdumiona, że Saso się z nim nie bawi mówi, że nie ma go, no to Dei trudno i chce odejść, a wtedy Chiyo mówi, że może być na cmentarzu, a Dei wtf czemu? No to mu mówi, że jego rodzice są tam pochowani, i kończysz takim szokiem rozdział. Dum, dum, dum, duuum xD
Wiesz co ci powiem odnośnie tego ostatniego wątku? Sasori mnie na nim wkurzał :P Przylepił się jak jakaś rzep i na miejscu Kakashiego nie trenowałabym go. niech szanuje czyjąś prywatność, a jakby w tamtej chwili zamiast na tenisa wybierał się na dziwki zużyć kupioną za 100jenów prezerwatywę? Xd Nie no, poważnie, ja rozumiem, że Saso nie ma nikogo, ale tak nie można. Jest zbyt nachalny :/ w jego towarzystwie sobie nie pogada jakąś od serca z przyjacielem no i ogólnie jego towarzystwo musiało być niewygodne. Jak go opieprzy następnym razem to wcale nie będę się dziwić…
UsuńTyle ode mnie xD postaram się ciebie przypilnować z pisaniem następnego rozdziału, choć pewnie nie trafimy na siebie a GG :P no to po stokroć życzę ci weny, czasu i chęci na pisanie :D
Pozdrawiam :*
PS: Heh, dawno ci nie napisałam komentarza, którego trzeba dzielić xD
Zapychacz, to dobre określenie :P Ale już nigdy więcej zapychaczy! (Mam Nadzieję)
UsuńDziadek Yahiko prowadził Dojo, ale to już dawno xD Teraz się wypalił i chodzi w pewne miejsca. Nie, nie na dziwki x)
Zgadzam się, że Sasori zachowuje się bee >.< Wstyd Sasori! xD Wiem, to ja go takiego zrobiłam :P Ale Kakashi też nie lepszy, zbyt łatwo się zgodził xD
No wiesz... Hidan ma właśnie sprawiać wrażenie takiego, któremu na niczym nie zależy, a może faktycznie to nie tylko wrażenie O: Może taki już jest. Wyjebane na wszystko xD Kto wie xP
Dziękuję! :D
Gdzie rozdział? :( Znowu nam każesz czekać miesiąc? >.<
UsuńNie wygłupiaj się, ej! :P
Właściwie... to ja pisze ten rozdział tylko baardzo powoli :P Po prostu zapominam uzupełniać procentów O.o Zawsze gdy znajdę już czas, to mam ochotę na oglądanie, a nie na pisanie T-T. No ale się jakoś motywuję, więc źle nie jest x)
UsuńNo, a tak w ogóle , to ty lepiej mnie pilnuj żebym szybciej czytała twoje rozdziały xD Bo jak zobaczyłam jakie są one długie... zwłaszcza ten ostatni.. to jakoś wolno mi to idzie ;p Ale czytam! Tylko na raty, stąd takie długie opóźnienie i brak komentarza z mojej strony ^^"
Witam,
OdpowiedzUsuńdobrze, że Hidwan przeprosił, ale mam nadzieję, że już nie będzie zaczepiał Sasoriego, a czy kiedyś poznają prawdę?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia