Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
Czuł przez to strach, i jednocześnie podniecenie, że wreszcie
nadarzyła się okazja, by dokonać zemsty. Nie zastanawiając się
nad realnością swojego planu, biegł prosto do domu, ciągle w
myślach powtarzając adres miejsca pobytu mordercy. Policja będzie
tam lada moment, więc musiał się spieszyć. Wtedy na komisariacie,
gdy tylko słowa Nadinspektora doszły do jego uszy, od razu zerwał
się z miejsca i pognał do wyjścia. Nie mógł czekać ani sekundy.
Był tak bardzo wzburzony, tyle emocji się w nim przelewało, że
nie potrafił tego opisać. Wiedział jedno. Nigdy wcześniej się
tak nie czuł. Czy to była chęć zemsty? A może strach, któremu
się sprzeciwiał? Nie było to teraz dla niego istotne. Biegł przed
siebie, nie zważając na pieszych, których mijał często ocierając
się o nich, czy przepychając. Nie zwracał uwagi na jakiekolwiek
skargi na niego, teraz w jego głowie widniał jeden cel. Cel
zemszczenia się za rodziców. Racjonalizm kompletnie wyparował. Co
z tego, że miał tylko czternaście lat, co z tego, że nie ma szans
z wysokim i umięśnionym mężczyzną. Nie myślał o tym. Chciał
tylko coś zrobić, coś co pomorze zmyć z niego to okropne uczucie,
że tamtego pamiętnego dnia, nie zrobił nic. Siedział jak tchórz
w szafie. Ale przede wszystkim nie mógł wybaczyć komuś takiemu
odebrania mu kogoś, kogo bardzo kochał. Aż w nim wrzało, gdy
tylko przypominał sobie twarz tego okropnego potwora, człowiekiem
trudno mu było go nazwać.
Wbiegł do domu niczym wystrzelony z procy. Pobiegł po schodach na górę, po czym wparował do swojego pokoju, omal nie rozwalając przy tym drzwi. Upadł na kolana przed łóżkiem i wyjął spod niego pudełko. Wygrzebał z tekturowego pudła scyzoryk i schował go do kieszeni kurtki.
Wbiegł do domu niczym wystrzelony z procy. Pobiegł po schodach na górę, po czym wparował do swojego pokoju, omal nie rozwalając przy tym drzwi. Upadł na kolana przed łóżkiem i wyjął spod niego pudełko. Wygrzebał z tekturowego pudła scyzoryk i schował go do kieszeni kurtki.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszał głos
babci. Starsza kobieta stała w progu jego pokoju, nie rozumiejąc co
się z nim dzieje. Przybiegł jak błyskawica nie zdejmując butów
ani kurtki. Jeszcze się zapoci i poplami podłogę błotem.
- Nic – rzucił krótko i wybiegł z
pokoju. Nie miał czasu na dyskusje, przecież nie przyzna się
babci, że planuje zrobić coś, z czego na pewno nie była by dumna.
Za bardzo się spieszył, by móc wymyślić jakąś wymówkę.
Babcia może poczekać.
- Dokąd idziesz!? - krzyknęła za
wnukiem, ale w odpowiedzi dostała tylko dźwięk trzaśnięcia
drzwiami.
Czerwonowłosy ściskając w kieszeni
scyzoryk, biegł w stronę opuszczonego budynku, w którym była
kiedyś szkoła. Im bliżej był, tym bardziej czuł jak serce staje
mu w gardle. Buch, buch, buch. Dudniło w jego klatce piersiowej.
Mimo to nie przestawał biec, wmawiał sobie, że to na pewno ze
zmęczenia i pewnie po części tak było. Nie dopuszczał do siebie
myśli, że boi się coraz bardziej. Nie mógł teraz zrezygnować.
Gdy dobiegł na miejsce, policja już tam była. Schował się za
drzewem, po czym oparł się o jego korę, by odpocząć chwilę.
Ledwo łapał powietrze. Jeszcze nigdy się tak nie zmęczył. Nie
miał pojęcia, że potrafi przebiec ponad pięć kilometrów, prawie
bez żadnego odpoczynku. Ile to się rzeczy, człowiek w tym wieku
może jeszcze o sobie dowiedzieć. Wyjrzał zza drzewa, by obadać
sytuację. Trzy radiowozy stały przed budynkiem. Kręciło się tam
paru policjantów z bronią, jeden z nich trzymał megafon i mówił
coś o opuszczeniu budynku. Co oznaczało, że przestępca jeszcze
nie został złapany. Nie miał pojęcia czy jakiś policjant wszedł
do środka, ale mógł przypuszczać, że tak właśnie było.
Właściwie to nie miał też pewności, czy potwór stamtąd nie
uciekł. Mógł mieć jakiś sposób. Rozglądał się za jakimś
wejściem. Nie łatwo było coś znaleźć, zwłaszcza, że wszędzie
krążyli policjanci. Myślał nad najlepszym rozwiązaniem. Gdyby
ktoś odwrócił uwagę policjantów.. Ale niestety był sam, więc i
sam musiał sobie radzić. Osunął się po drzewie, i kucając
westchnął. Na prawdę chciał tam wejść. Chciał spojrzeć temu
potworowi w oczy i bez żadnego zawahania wbić w niego swój nóż.
Nie miał zamiaru go zabijać, nie był aż tak zmotywowany, i nie
miał by na to odwagi. Do tego jego rodzice byli by smutni i źli, że
zrobił coś tak strasznego. Chciał go tylko zranić. Wbić nóż w
jego nogę i przekręcić go tak, by ten nie mógł wstać. Wtedy
miałby czas na ucieczkę. Tak przynajmniej było w filmach. Gdyby
tylko któryś z policjantów się ruszył i przestał tak pilnie
strzec drzwi. Nagle ujrzał, że jeden z policjantów oddala się od
bocznego wejścia. Wstał gwałtownie, przyglądając się gdzie ten
mężczyzna zmierzał. Okazało się, że pod drzewko za potrzebą.
Nie wierzył we własne szczęście. Szybko i najciszej jak potrafił,
ruszył w stronę drzwi. Po chwili zniknął za nimi, nim ktokolwiek
zdążył się zorientować.
W pokoju, w którym prawie zawsze
był bałagan, siedział dziesięcioletni blondyn. Na podłodze,
oparty o łóżko, grał na przenośnej konsoli. Pochłonięty przez
mały ekranik, na którym trwała zacięta walka o zwycięstwo,
starał się jak mógł, by zdobyć kolejny poziom. Gdyby tylko w
rzeczywistości był taki silny, na pewno zostałby superbohaterem.
Zwalczał by zło swoją siłą i mocą. Ale dobrze wiedział, że
jest to niemożliwe, nie był już małym dzieckiem. Zdawał sobie
sprawę, że nie można posiadać żadnych super mocy. Gdy był
młodszy kilkukrotnie próbował wypuścić z ręki jakiś ogień,
albo promień, ale nigdy mu się nie udawało. Dobrze, że można
chociaż posiadać takie zdolności w grach. Zacięcie klikał w
przyciski na konsoli, wystawiając język w skupieniu. Musiał to
wygrać, przegrana nie wchodziła w grę. Jeszcze tylko trochę..
jeszcze chwila.. Już zaraz..
- Jest! - krzyknął uradowany
zwycięstwem. Jutro w szkole na pewno pochwali się swoim wysokim
poziomem. Był pewny, że nawet Sasuke nie jest od niego lepszy.
Konkurują ze sobą już od miesiąca, na początku to kruczowłosy
prowadził, ale teraz Naruto go wyprzedził. Pewnie dlatego, że
Uchiha już trochę znudził się tą grą i nie gra tak często jak
wcześniej. Nie miało to jednak znaczenia, skoro dzięki temu
blondyn mógł być lepszy. Kushina trzymając kosz z mokrymi
ubraniami, które właśnie szła powiesić, zajrzała do pokoju
syna.
- Naruto, prosiłam cię żebyś
posprzątał – przypomniała mu. Aż ręce opadały, gdy trzeba
było mu kilka razy powtarzać jedno i to samo. Chłopiec skrzywił
się na te słowa.
- No zaraz.. - burknął. Jedną z
rzeczy, których nie znosił, było sprzątanie. To najgorsze i
najnudniejsze zajęcie, jakie rodzice mogli mu dać.
- Nie zaraz, tylko teraz. Proszę cię o
to od tygodnia, dzisiaj ma być posprzątane – rzuciła stanowczym
głosem. Naruto wiedział, że gdy mama mówi takim tonem, to się z
nią nie dyskutuje, bo można mieć przez to kłopoty, a nikt
kłopotów z rąk Kushiny nie chciał. Dobrze o tym wiedział on, jak
i jego ojciec.
- Już, już... - powiedział
przeciągle. Odłożył konsole na łóżko i zaczął zbierać z
podłogi ubrania, różnego rodzaju gry, karty, figurki, komiksy itp.
Jemu w ogóle nie przeszkadzało, że ma bałagan, grunt, że
wiedział gdzie co leży. Po co ma mieć posprzątane? Przecież i
tak w parę dni znowu zrobi się bałagan. To taka sama głupota jak
to, że karzą myć małym dzieciom mleczne zęby. Po co? Przecież i
tak wypadną.
- Poszukaj podczas sprzątania zabawek,
którymi się już nie bawisz. Oddamy je do domu dziecka. - Nie
widziała sensu w posiadaniu zabawek, które się tylko kurzyły,
najlepiej było je dać dzieciom, które je na nowo docenią. -
Tylko, żeby nie były zniszczone.
- Ale ja lubię wszystkie moje zabawki –
mruknął niezadowolony z planu swojej rodzicielki. Jak tak można
rozdawać zabawki, które spędziły z nim tyle wspaniałych dni. Do
tego to on musiał o nie prosić rodziców, albo o pieniądze, żeby
mógł sobie kupić, a innym mama chce oddać za darmo.
- Prawie w ogóle się już nimi nie
bawisz, a niektóre leżą w kącie i się kurzą. Dzieci z
sierocińca na pewno się ucieszą z nowych zabawek. Po za tym
zbliżają się święta, to dobry czas by komuś sprawić prezent.
Nie bądź samolubny. - Po tych słowach, ruszyła na balkon by
wywiesić ubrania. Uzumaki nie był samolubny, jednak trudno mu było
się rozstawać z rzeczami do których się przywiązywał. Nawet
wtedy, jeśli już dawno stały w kącie. Nie miał jednak wyjścia,
musiał znaleźć zabawki, którymi się już nie bawił. Zajrzał do
pudeł pełnych zabawek i zaczął grzebać zastanawiając się,
którą by tu oddać? Nie był to prosty wybór. Mało kiedy bawił
się zabawkami, zazwyczaj jak jakieś kupował, to pobawił się parę
dni i odkładał. Albo stawiał na półce obok figurek. Z czasem
zabawa zabawkami, przestawała być już taka fajna jak kiedyś.
Nagle wpadł na genialny, według niego, pomysł. Ostatnio
zastanawiał się z Sasuke, jak zarobić własne pieniądze, by nie
musieć prosić o nie rodziców. Rozmyślali nad różnymi sposobami,
ale nie łatwo jest coś znaleźć gdy się jest w podstawówce. Do
tego osób w jego wieku nie zatrudniają do pracy. Ale gdyby tak
zacząć sprzedawać zabawki? To nie był taki głupi pomysł. Odda
parę do domu dziecka, żeby mama nie krzyczała, a resztę sprzeda.
Na pewno się znajdzie ktoś kto będzie chciał kupić. Najlepiej
przez internet. Poproszą Itachiego, żeby im pomógł i zarobią
dzięki temu swoje pierwsze pieniądze. Wyszczerzył się radośnie i
szybko wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i dobił do komody, na
którym stał telefon stacjonarny. Podniósł słuchawkę i wykręcił
numer do Sasuke, by podzielić się z nim swoim planem.
Dochodziła godzina siedemnasta.
Szarowłosy piętnastolatek stał przed drzwiami swojego domu
szukając kluczy po wszystkich kieszeniach. Nie znalazł ich tam,
więc zajrzał do torby, w której trzymał sprzęt do baseballa. Nie
miał pojęcia, dlaczego akurat tam miałby wrzucić klucze, ale
skoro nie było ich w kieszeniach spodni, ani kurtki, to musiały być
właśnie tam. Jeśli nie... to zapewne oznaczało by to, że je
zgubił, a to ostanie czego potrzebował. Tylko on potrafił gubić
klucze co jakieś trzy miesiące. Na szczęście znalazł je gdzieś
między rękawicą, a piłką do gry. Wsadził klucz do zamka.
Zdziwił się, gdy okazało się, że są otwarte. Nikogo o tej porze
nie powinno być w domu. Jego zdziwienie jednak nie trwało długo.
Wszedł do domu i rzucił torbę na podłogę, po czym zdjął kurtkę i buty. Ruszył przez korytarz,
gdzie słyszał głosy dochodzące z telewizora. Na kanapie ujrzał
siedzącego ojczyma. Był nieco zaskoczony, bo nie widział samochodu
na podjeździe, ani też nie spodziewał się go tak wcześnie.
Jednak zupełnie nie obchodziło go to, dlaczego wrócił wcześniej
z pracy i dlaczego nie ma samochodu na podjeździe. Miał to gdzieś.
Ich spojrzenia spotkały się. Po chwili Hidan odwrócił swój wzrok
i skierował swe kroki ku lodówce. Pociągnął za drzwiczki i
rozejrzał się po niej, zastanawiając nad tym, co dobrego mógłby
zjeść. Oczywiście lodówka była pełna, tym trudniej było mu się
zdecydować. Usłyszał za sobą kroki. Wiedział już, że frajer,
jak zwał swojego ojczyma, wstał z kanapy i podszedł do niego.
Czego chciał tym razem? Nie lubił czuć jego spojrzenia na swoich
plecach. Robiło mu się wtedy zimno i przechodziły go dreszcze.
Dwumetrowy facet, który raz w tygodniu chodzi na siłownie, nie był
kimś, z kim warto zadzierać. Z tego powodu też go nie znosił, był
przy nim bezsilny i ta bezsilność działała mu na nerwy. Nagle
drzwi od lodówki zamknęły się. Szarowłosy uniósł wzrok i
ujrzał dłoń ojczyma na lodówce. Mężczyzna patrzył na niego
surowym wzrokiem. Piętnastolatek wiedział już, że jest zły. Nie
było to żadną nowością, ale był on ostatnią osobą, którą
miałby ochotę wkurzyć.
- Mamy do pogadania.. - syknął i
wyprostował się. Szarowłosy wstał rzucając mu niezadowolone
spojrzenie. Miał dwa tygodnie spokoju i znowu zaczynał się go
czepiać.
- Co? - burknął po chwili ciszy.
Chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Nie miał pojęcia o co
tym razem się zdenerwował.
- Jeszcze masz czelność pytać się
„co?” gówniarzu? - warknął wściekły. Wkurzała go ta jego
postawa, która świadczyła, że wszystko i wszystkich ma gdzieś, i
ten jego lekceważący wzrok. - Wybiłeś zęby jakiemuś durniowi, a
teraz my musimy za to płacić! - dodał unosząc ton głosu. Chłopak
starał się sobie przypomnieć kiedy i komu wybił zęby? Za dużo w
życiu miał już tych bójek. A najgorsze było to, że nie mógł
się skupić, bo wściekły wzrok ojczyma świadczył o najgorszym.
- Niczego nie zrobiłem – powiedział
nie mogąc znaleźć lepszej wymówki. Facet nigdy się nim nie
interesował, tylko przy jego mamie, by pokazać jaki jest dobry, ale
też nie jakoś specjalnie często. Nie obchodziły go też jego
problemy i czyny. Wiedział jednak, że każda wymówka jest dobra,
by się nad nim poznęcać.
- Kłamiesz! Myślisz, że jestem aż
tak głupi, że ci uwierzę? - Chciał powiedzieć, że tak, ale
ostatecznie się powstrzymał. - Kazali nam zapłacić za implanty,
jak myślisz durniu, ile to kosztuje!? - Po części był zły, że
przez Hidana muszą wydać nie małą sumę pieniędzy dla kogoś
obcego. Z drugiej jednak strony, nie cierpiał chłopaka. Odkąd się
poznali nie darzyli się sympatią, a to dlatego, że niegdyś Hidan
robił wszystko by jego matka nie wyszła za niego za mąż. Był
skłonny nawet wyrzucić obrączki tuż przed ich ślubem. Chłopak
zawsze patrzył na niego z pogardą i wyższością, zawsze opowiadał
jaki to jego prawdziwy ojciec jest świetny. Nie znosił tego. Ojczym
Hidana, był człowiekiem nerwowym, zawsze duszącym w sobie złość
wśród bliskich mu osób, nigdy nie mówił co leży mu na sercu,
ani też co go zraniło. Za to nie lubił dzieci, dlatego on i jego
teraźniejsza żona, nie starają się o kolejne, dla niego pierwsze,
dziecko. Na szarowłosym, wyładowywał wszystkie frustracje i
złości. Nie czuł się winny, gdyż uważał, że Hidan na to
zasługuje, w końcu aniołkiem nie był.
- Co mnie to obchodzi.. - mruknął
obojętnie. Wewnątrz siebie, nie był taki obojętny. Czekał w
napięciu na kolejny ruch barczystego mężczyzny. Gdyby tylko był
silniejszy.. gdyby tylko jego matka nie była z nim szczęśliwa, nie
wahałby się, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Ale co jeśli przez
to zostawiła by jego ojczyma, a potem znów czuła się samotna i
nieszczęśliwa? Nie chciał ponownie oglądać ją w takim stanie.
Już raz widział jak cierpi po tym jak ojciec ją zdradził. Nie
chciał oglądać tego drugie raz. Wiedział, że kobieta robi dla
niego co tylko może by był szczęśliwy, a on nie potrafił jej się
za to odwdzięczyć, dlatego postanowił milczeć. Serce biło mu
szybciej, ale nie miał zamiaru okazywać choćby krzty strachu. Sam
przed sobą się do tego nie przyznawał. Mężczyźnie, nie podobała
się taka obojętna odpowiedź. To go wyprowadziło z równowagi.
Złapał Hidana za włosy i przyciągnął do ściany, uderzając w
nią jego głową. Chłopak jęknął z bólu. Ojczym trzymał dłonią
jego głowę, przyciskając ją do ściany.
- Posłuchaj gówniarzu... Na za dużo
sobie pozwalasz, już ci mówiłem co ci zrobię, jeśli jeszcze raz
sprawisz kłopoty swojej matce - wycedził przez zęby ze złością.
- Jak zwykle będzie się zamartwiała twoimi problemami. Przez
ciebie nie możemy, żyć spokojnie jak normalne małżeństwo.
Jesteś chodzącym nieudacznikiem, dlaczego ty się w ogóle
urodziłeś? - Hidan miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa.
Ściana była twarda, a on przyciskał go do niej z całych sił. Nie
było nawet mowy o tym by się uwolnić. Tyran był zbyt silny. Hidan
był już przyzwyczajony do obelg, i narzekań na jego temat.
Przestało to robić na nim wrażenie. Miał gdzieś jego zdanie. Był
dziwnym człowiekiem, który przy jego mamie zachowywał się jak
poprawny, kochający mąż, ale gdy tylko nie było jej w pobliżu,
zamieniał się w potwora.
- Zostaw.. mnie.. - wydusił z siebie,
nie mogąc wytrzymać bólu.
- Już ja cię zostawię.. zobaczysz –
puścił jego głowę. - Zdejmuj koszule! - rzucił rozkaz i od razu
zaczął zdejmować pas ze swoich spodni. Nie miało dla niego
znaczenia czym bił, tym co było pod ręką. Szarowłosy nie wykonał
rozkazu. - Słyszałeś co powiedziałem? - warknął. Hidan patrzył
na niego z mordem w oczach. Nienawidził gościa. Ojczym złapał go
za koszule i przyciągnął do siebie, powtarzając mu by ją zdjął.
Szarowłosy szarpał się z nim chwilę, gdyż nie chciał mu ulec.
Niestety, przegrał szarpaninę. Został popchnięty prosto na ścianę
i zmuszony do zdjęcia, i tak już wyszarpanej, koszuli.
- Jeśli nie zdejmiesz tej przeklętej
koszuli, to ja powybijam ci zęby i zrobię parę jeszcze innych
strasznych rzeczy. Nie myśli, że jak poskarżysz się matce, to się
tym przejmę. Jak myślisz, komu uwierzy? Mi, kochanemu mężowi? Czy
synowi, który wiecznie sprawia kłopoty? - To nie był pierwszy raz,
kiedy szantażował w ten sposób Hidana. On jako piętnastoletni
chłopak, uległa tym szantażom, nie chcąc by jego rodzona matka go
znienawidziła, a z drugiej strony, żeby znów nie została
zraniona. Niechętnie więc, wykonał jego polecenie. Zdjął swoją
białą koszulę i rzucił ją na ziemie. Jak zwykle w tej sytuacji
oparł się rękoma o ścianę, a za chwilę na jego plecach
wylądował pas, przeszywając bólem jego plecy. Nawet nie jęknął.
Nie miał zamiaru pokazać ojczymowi, że tak bardzo go boli, dlatego
też nie wydawał żadnych odgłosów. Zaciskał tylko pięści,
powieki i zęby, by zdławić ból w sobie. - Zabiję go – tak
brzmiały jego myśli. Był pewien, że któregoś dnia, jego
rodzicielka przekona się jakim złym człowiekiem jest ten facet, a
wtedy zabije tego bydlaka.
Dzwonek do drzwi rozległ się po
całym domu. Niebieskowłosa dziewczyna pociągnęła za klamkę
otwierając drzwi. Przed sobą ujrzała szarowłosego przyjaciela.
Uśmiechnęła się na jego widok i bez słowa wpuściła go do
środka. Hidan rozebrał się i przywitał z jej rodzicielką.
Kobieta lubiła chłopaka, pomimo tego, że dobrze wiedziała, że ma
trudny charakter i do najgrzeczniejszych nie należy. Znała go od
dziecka, wiedziała, że to dobry chłopak, trzeba było tylko umieć
to dostrzec. Szarowłosy razem z Konan, udali się do jej pokoju,
gdzie po chwili wbiła rodzicielka dziewczyny i uraczyła ich tacą z
ciasteczkami i herbatą. Dziewczyna cieszyła się, że w końcu ją
odwiedził, bo nie robił tego od dłuższego czasu. Zawsze tylko Dei
i Dei, a ona czuła się odtrącona. Hidan kręcił się na krześle
obrotowym, bo to zawsze była dla nie go frajda. Niebieskowłosa
opowiadała mu jak to profesor Ebizu wyrżnął na kredzie leżącej
na podłodze. W końcu Hidan znudzony krążeniem wokół własnej
osi zatrzymał się i spojrzał przez okno.
- A więc tam mieszka Sasori. -
powiedział, na co Konan mu potaknęła, dodając, że tam znajduje
się właśnie jego pokój. Chłopak spojrzał na nią, potem na okno
pokoju Sasoriego, potem znów na dziewczyną i znów na okno. -
Jestem pewny że cię podgląda – stwierdził od razu. - Pewnie
widział już twoje małe cycki... jak wziął lupę - dodał po
chwili. Konan trzepnęła go w głowę, za co on spiorunował ją
niezadowolonym spojrzeniem.
- Głupi jesteś.. Zawsze zasłaniam
rolety jak się przebieram – No może z parę razy zapomniała, ale
nie wierzyła, żeby czerwonowłosy był aż tak zboczony. Chociaż..
to w końcu był facet. Wolała o tym nie myśleć. - Po za tym –
zmierzyła go groźnym spojrzeniem. - Skąd ty możesz wiedzieć
jakie ja mam cycki? - Nigdy nie nosiła obcisłych bluzek, więc jej
biust nie był podkreślany.
- Kąpaliśmy się razem, nie pamiętasz?
- rzucił zupełnie nie przejmując się tematyką jaką właśnie
poruszają. Piersi Konan go nie pociągały, dlatego był to dla
niego taki sam temat jak gadanie o tym co jadł wczoraj na obiad.
- Ta... Mieliśmy wtedy po sześć lat..
Nie sądzisz, że mogły mi od tego czasu urosnąć? - zapytała
zażenowana, jego zachowaniem. Jaki okropny przyjaciel, ma takie złe
zdanie o jej cyckach. Mógłby chociaż poudawać miłego.
- A urosły ci? - zapytał wyraźnie
zaciekawiony.
- Oczywiście! - krzyknęła wkurzona
jego wygłupami. Zapadła chwila ciszy w której to Hidan, bacznie
przyglądał się klatce piersiowej dziewczyny. Brew Konan lekko
drżała z irytacją.
- Nie widać – stwierdził w końcu.
Za tą odpowiedź dostał poduchą w głowę. Zaśmiał się do niej
rozbawiony jej zdenerwowaniem. Nie sądził, że aż tak się
przejmie tym tematem, był pewien, że jeszcze rok temu nie dbała o
rozmiar swoich piersi.
- Jaju.. ale z ciebie dzieciak –
rzuciła do niego niezadowolona, lecz po chwili, gdy ujrzała uśmiech
na twarzy Hidana, co nie było za częstym widokiem, również się
roześmiała. Po krótkim czasie uśmiech zszedł z twarzy chłopaka.
Nie przyszedł tu tylko po to żeby rozmawiać o głupotach, miał w
tym cel, jak dla niego bardzo ważny.
- Słuchaj.. Nie mógłbym może..
przenocować u ciebie? - Patrzył na nią. Widział jak jej twarz
zmienia się z radosnej w zaskoczoną, potem skupioną, aż w końcu
zmartwioną ze współczuciem w oczach. Jak on nie lubił takiego
wzroku.
- Znowu to zrobił? - zapytała,
domyślając się dlaczego ją o to prosi. Nie rozumiała jego
ojczyma, ten potwór nie dawał mu spokoju. Nawet nie próbowała go
zrozumieć, ona po prostu go nie znosiła. Jak można robić takie
rzeczy? Starała się wspierać Hidana i milczeć z całych sił, ale
nie było to łatwe. Wiedziała dlaczego nie chciał o tym mówić,
ale bolało ją, że aż tak się poświęcał.
- To nie to – zaprzeczył. - Po prostu
nie wziąłem kluczy, a nikogo u mnie nie będzie – skłamał. Nie
chciał już martwić swoich przyjaciół. Zazwyczaj w takiej
sytuacji szedł do Deidary, ale nadużył już tam swojej
gościnności, nawet on potrafił to stwierdzić. Do tego miał
wrażenie, że Dei zrobi mu wykład na temat jego milczenia, a miła
dość słuchania jego pouczań.
- Kłamca – stwierdziła. Nie musiała
się nad tym zastanawiać, to było zbyt oczywiste, że chłopak znów
miał problem z Tyranem, który znów zrobił mu krzywdę. - Nie ma
sprawy, zawsze cię przyjmę gdy będziesz tego potrzebował –
uśmiechnęła się ciepło. - Ale zadzwoń do mamy, żeby się nie
martwiła – dodała. Po tej rozmowie nie chcieli wracać do tego
tematu, zwłaszcza Hidan. Dlatego też Konan zmusiła go do
odrabiania lekcji z nią, co wcale mu się nie podobało, gdyż nie
miał na to ochoty. Nigdy się nie odrabiał lekcji, więc było to
dla niego uciążliwe. Gdy Niebieskowłosa starała się jak mogłaby
zrobić lekcje bezbłędnie, Hidan na swoich zeszytach i książkach
spał. Nic nie mogła na to poradzić, taki już był. Żal było jej
go budzić, bo spał tak uroczo. Ta piękna chwila nie trwała zbyt
długo. Do pokoju weszła mama dziewczyny i ogłosiła, że ojczym
Hidana czeka na niego na dole. Po Konan przeszło uczucie złości.
Aż nią kipiała. Czego ten okrutnik tutaj chciał? Wybudziła
Hidana, i zeszli na dół. Faktycznie, w drzwiach stał muskularny
mężczyzna. Szarowłosy zmarszczył brwi i podszedł do drzwi.
- Czego chcesz? - warknął. Miał go
dość, specjalnie przed nim uciekł, a ten jakimś dziwnym cudem go
znalazł.
- Wracaj do domu – rzucił krótko i
stanowczo.
- Nie ma mowy. Mówiłem, już mamie że
będę tutaj nocował – Tak jak chciała Konan zadzwonił do
rodzicielki. Wróciłby na noc, gdyby i jego mama wracała, ale
niestety, pracowała też na nocnej zmianie.
- Ale nie mówiłeś, że ja się nie
zgodziłem. W tej chwili wsiadaj do samochodu – rozkazał wskazując
na swój samochód. Piętnastolatek zacisnął pięści. Co za
frajer... o co tym razem mu chodziło? Czego od niego chciał? Tyle
pytań i zero odpowiedzi. Nie chciał ulegać jego kaprysom.
- Proszę pana – wtrąciła matka
Konan. - Nie mam nic przeciwko, Hidan może u nas zostać na noc –
zapewniła mężczyznę.
- Nic z tego. Widziała pani kiedyś,
żeby tak młody chłopak nocował u koleżanki? To niemoralne –
powiedział i szarpnął Hidana za ramię, przyciągając do siebie.
- Zapewniam pana, że będą spać w
innych pokojach – Nie była głupia, nie pozwoliłaby przecież,
spać im w tym samym pokoju.
- Pani go jeszcze nie zna. To mu w
niczym nie przeszkodzi, niech pani lepiej chroni córkę przed takimi
jak on. - Ruszył do samochodu ciągnąć Hidana za sobą. Chłopak
wyrwał się mu, nie miał zamiaru wracać. Jeszcze czego, żeby
wrócił do domu po tym jak go potraktował. Nie miał zamiaru znowu
obrywać.
- Nigdzie nie wracam. Zgodzili się
żebym nocował u nich. - Konan podbiegłą do Hidana i chwyciła go
oburącz za ramię. Nie ma mowy, nie odda go temu tyranowi.
- Ja się nie zgadzałem... - warknął
tracąc cierpliwość. Spojrzał na kobietę w drzwiach i na swojego
przybranego syna i jego koleżankę. Nie chciał robić tutaj
przedstawienia, ale chłopak go porządnie wkurzył. Kiedy ten go
bił, kopnął go w krocze i po prostu uciekł. Nie mógł mu tego
podarować. Niestety teraz nie był nic wstanie zrobić, za dużo
ludzi i świadków. Nie mogło to się przecież wydać.
- Rób co chcesz, żebyś potem nie
żałował – rzucił na odchodne. Był pewien, że kiedyś mu za to
odpłaci. Gdy odjechał Konan odetchnęła z ulgą. Kobieta próbowała
się dowiedzieć, dlaczego ojczym chłopaka był na niego zły, a
szarowłosy tłumaczył, że trochę się pokłócili i że to nic
takiego. Nie chciało jej się w to wierzyć, ale nie zamierzała się
aż tak wtrącać.
W opuszczonym korytarzu szkolnym,
stały zniszczone już szafki, były pordzewiałe, więc trudno było
stwierdzić jakiego koloru kiedyś były. Na dworze było już
ciemno, dlatego też w budynku bez latarki, ciężko było się
poruszać. Blask księżyca oświetlał fragmenty podłogi i ściany,
wpadając przez zabite deskami okna. Akasuna oświetlał sobie drogę
swoim telefonem, cicho stąpając na palcach blisko ściany i
ściskając scyzoryk w kieszeni. Słychać było odgłosy z zewnątrz,
głównie policjanta mówiącego przez megafon i świszczenie wiatru.
Serce waliło mu jak dzwon. Szedł na przód zatrzymujące się przy
zakrętach, czy rozwidleniu korytarza, by wyjrzeć, czy nikogo nie
ma. Musiał być ostrożny. Szkoła była spora, krążył już tak
od dziesięciu minut i nikogo nie zauważył. Z jednej strony się
cieszył, ale z drugiej chciał go zobaczyć. W gardle zaschło mu ze
zmęczenie i stresu, nie miał niestety ze sobą nic do picia.
Suchość jamy ustnej doprowadzała go do szału, ale bał się nawet
odchrząknąć. Każdy dźwięk mógł go zdradzić. Zastanawiał się
gdzie też by się ukrył, gdyby był przestępcą. Na pewno nie na
holu, gdzie można by go było łatwo znaleźć. Pomyślał, że
ukryłby się w bibliotece albo w łazience, tam jest najmniej okien,
więc jeśli zaczęli by strzelać przez okna, większa szansa na
przeżycie, do tego biblioteki bywają zagmatwane, ciekawe tylko czy
w tej szkole były jeszcze jakieś półki po książkach, by można
było się pomiędzy nimi ukryć? Tak czy inaczej nie miał zamiaru
udać się do żadnego z wymienionych pomieszczeń. Tam było mogło
być zbyt niebezpiecznie, rzucił by się w paszcze lwa. Najlepiej
poczekać aż sam wyjdzie, albo go jakoś wywabić i wyskoczyć na
niego z zaskoczenia. Wbić nóż i uciec. Po kolejnych pięciu
minutach wędrówki między korytarzami, zatrzymał się i stwierdził
że Potwór był tchórzem. Łatwo mu było zabić niewinnych i nie
uzbrojonych ludzi, ale przed policjantami, którzy mieli przewagę
liczebną, to już nie podskoczy. Nie znosił go za to jeszcze
bardziej. Cholerny tchórz... Zacisnął pięści z wściekłością.
Nie może mu ujść to na sucho. Jeśli to prawda co mówili w
telewizji, jego motyw do zabicia jego rodziców, był... nijaki. Żeby
zabijać ludzi za takie rzeczy... to chore, nienormalne. Łzy
napłynęły mu do oczu, lecz szybko je wytarł. Nie było czasu na
płacz, musiał działać. Wiedział, że jego rodzice nie są dumni
z tego co wyprawia, ale inaczej nie potrafił. Ponownie ruszył na
przód zbliżając się do zakrętu. Gdy tylko się zza niego
wychylił, natychmiast się cofnął. Przywarł do ściany starając
się powstrzymać oddech. A jednak policja wkroczyła na teren
szkoły. Miał nadzieję, że policjant go nie zauważy. Nie tylko
dlatego, że zniweczył by jego plan, ale również mógłby pomylić
go z mordercą i do niego strzelić. W końcu było dosyć ciemni, a
gdyby usłyszał jakiś szelest od razu mógłby pomyśleć o
poszukiwanym. W końcu nikogo innego się tu raczej nie spodziewali.
Najciszej jak potrafił, na palcach, cofał się. Widział błysk
latarki, którą policjant oświetlał drogę. Miał nadzieję, że
nie pójdzie w jego stronę, chciał jak najszybciej zniknąć mu z
pola widzenia. Po chwili w coś uderzył, w coś dosyć miękkiego,
nie zdążył jednak odwrócić się by to sprawdzić, bo zaraz
czyjaś ręka przycisnęła do jego twarzy gazę. Serce podskoczyło
Sasoriemu do gardła i szarpnął się, żeby uwolnić się uścisku.
Nie udało mu się to, bo natychmiast jego powieki zrobiły się
ciężkie, i nagle zapadła ciemność.
Od Autorki: Od razu chcę bardzo
bardzo, bardzo przeprosić, za tak spóźniony rozdział. Jak już
pisałam, ostatnio nie miałam za wiele czasu, uzbierało się też
trochę problemów, przez co nie miałam ochoty na pisanie. A jak już
w końcu ten czas się znalazł..to kompletnie nie miałam weny, ani
chęci. Chyba znacie to uczucie, gdy coś zaburza waszą codzienną
rutynę, a potem trudno do niej wrócić. Tak więc im mniej
poświęcałam czasu na pisanie, to z czasem coraz trudniej było mi
się do tego zabrać. Na ale cóż.. różnie w życiu bywa, ale nie
będę się już tłumaczyć. Przez to wszystko rozleniwiłam się w
pisaniu i czytaniu.
A teraz z innej beczki xp Nawiązując
do rozdziału.. ekhem. Ech.. rozdział nie jest za długi, ale za to
długo go pisałam. Być może dlatego, że jest trochę trudny.
Największą trudność sprawiło mi pisanie wątku z Hidanem.
Starałam się żeby ta scena nie wyszła jakoś sztucznie, czy też
żenująco... Trochę bałam się to pisać ze względu na tematykę,
ale uznałam, że powinniście wiedzieć co się dzieje u Hidana w
domu. No nie wiem.. może lepiej było tego nie pisać. Ocenę
pozostawiam wam :)
Być może scena z Sasorim i jego pochopną decyzją wydaje się głupia ;p Ale mój przyjaciel gdy był młodszy, gdy go ktoś zranił, powtarzał, że chętnie wziąłby nóż, podbiegł i tą osobę tak kujną xD Wiem jak to brzmi. Nigdy tego nie zrobił.. Na szczęście O: Ale pomyślałam, że skoro młoda osoba może mieć w sobie taką ranę, by mówić takie rzeczy z powagą, to Sasori na pewno posunąłby się dalej i zrobiłby to, gdyż został bardzo skrzywdzony. No i w końcu Sasori jest osobą impulsywną, przynajmniej ten z mojego opowiadania ;p
Być może scena z Sasorim i jego pochopną decyzją wydaje się głupia ;p Ale mój przyjaciel gdy był młodszy, gdy go ktoś zranił, powtarzał, że chętnie wziąłby nóż, podbiegł i tą osobę tak kujną xD Wiem jak to brzmi. Nigdy tego nie zrobił.. Na szczęście O: Ale pomyślałam, że skoro młoda osoba może mieć w sobie taką ranę, by mówić takie rzeczy z powagą, to Sasori na pewno posunąłby się dalej i zrobiłby to, gdyż został bardzo skrzywdzony. No i w końcu Sasori jest osobą impulsywną, przynajmniej ten z mojego opowiadania ;p
Dziękuję wam za komentarze i czytanie
mojego opowiadania. Mam nadzieję, że jeszcze trochę z was tu
zagląda :D
Jeśli zauważyliście jakieś błędy, upominajcie! :P
Przepraszam za spóźnienie!
No tona początek powiem, że komentarz raczej nie będzie długi - nie mam czasu na pisanie komentarzy, jak i ty ^^" zresztą na krótszy jest o wiele łatwiej odpowiedzieć, a cieszy tak samo :D
OdpowiedzUsuńPoprzednie rozdziały czytałam na bieżąco, komentowałabym też, ale serwis zabił mój laptop D: wszystkie poprzednie były zajebiste, mimo przerw nie zaniżasz poziomu, więc się nie martw :D
Bieżący rozdział to cudo, co ja bym dała za pisanie takich ciekawych i długich opisów... wracając!To z Hidanem ci wyszło, śmiało możesz pisać takie sceny, jest wszystko wytłumaczone i w ogóle :) jeszcze dreszczu nie miałam, ale podejrzewam, że przy twoim talencie to kwestia czasu :) Konan i jej małe cycki, co ja bym dała za mniejsze xD niech ona się cieszy :P Już myślałam, że Hidan będzie chciał iść do Saso przez okno - swoją drogą skoro tato bił go pasem i głową mu walił w ścianę to chyba winien mieć to widoczne gdy był u Konan, ba, uderzenie głową w ścianę powinno się nawet skończyć wstrząśnieniem mózgu!
Wątek z Naruto tak mało pasował do całego rozdziału, wszyscy mają jakieś poważne problemy rodzinne, a on ma jedynie sprzątnąć pokój... Chyba, że chciałaś pokazać jak taki na co dzień wielki problem może okazać się błahy wobec innych przypadków :)
Sasori, ach ten Sasori, argumenty i cel zachowania ma doprawdy dziwne... on powinien do psychologa chodzić. Twój przyjaciel też xD chociaż no, znam przypadki gdzie dziecko będąc złe na rodziców mówiło, że w nocy przyjdzie do nich do pokoju z nożem i zabije ich we śnie - psychopata co? W każdym razie ostro mnie na końcu zaciekawiłaś. Saso będzie zakładnikiem? Bo policja chyba nie ma przy sobie gazy, nie? :P
Pozdrawiam i życzę pisarskiej mocy! :)
Komentarz długi czy krótki, nie ma znaczenia, ważne, że zarąbisty xD No ale, z tym, że mam talent do pisania opisów to przesadziłałś :P Ja mam cały czas wrażenie, a nawet to nie jest wrażenie, ja jestem pewna O:, że moje opisy są zbyt mało szczegółowe i dosyć infaltylne.
UsuńMiło czytać, że fragment z Hidanem się udał ^^
Oj tam, to jest Hidan on nie dostaje wstrząsu mózgu tak po prostu xD Zresztą nie trzymam się tu realiów w stu procentach, niektóre rzeczy nieco naciągam, bo tak jak kiedyś pisałam, piszę o realnym życiu z przymrużeniem oka. To tak jakby oglądać anime z gatunku okruchy życia itp., Choć trzymało by się realiów, to pewne sytuacje były by naciągane :)
Masz rację, wątek z Naruto nie pasuje xp Ale gdyby nie on, rozdział byłby jeszcze krótszy :< No i chciałam dodać coś o Naruciaku, a nie wiedziałam gdzie to wcisnąć to wcisnęłam tutaj. Tak rozrywka by nie było całkiem smutaśno xD
Dziękuję za Twój komentarz <3 :D
Ja twoich rozdziałów nie komentuje już.. ho, ho, ho. A twójego bloga nadrabiam baaaaaaardzooo powoooli. Jetsem jakieś pięć rozdziałów w plecy. Tak więc to sporo. Wybacz T-T. Jak tylko wróci mi wena do czytania, zabiorę się za dalsze czytanie.
O jeju :o Cudny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że to inny policjant złapał Saso... Choć było by ciekawie jakby to był ten morderca :3
Biedny Hidan... Ja bym nie mogła stać i dawać sobą pomiatać. Zawsze musze coś palnąć xD Przez co mam jeszcze większe problemy...
Czekam na next'a. Weny! :*
Inny policjant złapał Saso? Hm... No cóż, to.. możliwe xD
UsuńWidzisz ile ten Hidan poświęca dla swej rodzicielki? Niby taki głupek, a jaki honorowy :P
To masz podobnie jak ja :p Też zawsze pyszcze jak ktoś mnie wkurzy :D Eh.. te kłótnie z sąsiadami, za czasów dzieciństwa.. Piękne wspomnienie xD
Biedny Hidan aż mi się smutno zrobiło. Zabić skurwiela który go tak rani ;-;
OdpowiedzUsuńBlogosfera jest pełna wspaniałych ludzi. Zapewne jesteś jednym z nich. Może chciałbyś opowiedzieć coś o sobie? A może chcesz, aby przeprowadzono z Tobą wywiad? Tak? To świetnie trafiłeś. Wywiady z autorami blogów mangi i anime to blog stworzony z myślą o Tobie! Możesz zgłosić się do jednej z autorek bloga, a potem odpowiedzieć na kilka ciekawych pytań. Nie czekaj - zgłoś się już teraz!
OdpowiedzUsuńZapraszam!
Wywiady z autorami blogów mangi i anime
Świetny! Jestem prawie pewna, że Sasoriego złapał ten przeklęty bandyta. To strasznie trzyma w napięciu, ale mam nadzieję, że uda mu się uciec. A ojca Hidana (tego przyszywanego) żeby piorun strzelił! Szczęśliwego nowego roku! :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale mam coś źle przeczucia, czy właśnie Sasori wpadł na tego kogo poszukiwał (on myśli czasami?) Hidean powinien powiedzieć matce lub komuś w szkole o tym co jego ojciec wyprawia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia