Powoli otworzył powieki. Mgła przed
oczami nie pozwalała mu zobaczyć wyraźnych kształtów, to też
nie miał pojęcia na co patrzy. Był oszołomiony. Nie pamiętał co
się stało. Jego wzrok po chwili zaczął się stopniowo wyostrzać
i ujrzał sufit, po którym błądziły mniejsze i większe rury.
Krople wody skapywały z jednej z rur, a charakterystyczny odgłos
kropli lądującej w wiadrze, docierał wyraźnie do jego uszu.
Rozejrzał się dookoła, błądząc powiekami, to tu, to tam. Szybko
stało się dla niego jasne, że nie był to jego pokój, ani żadne
znane mu miejsce. Brudne pożółkłe ściany, rury, jakiś
prowizoryczny stolik stojący zaraz obok niego, a on sam leżał na
jakimś niewygodnym porwanym materacu. Drzwi były jakby metalowe, a
przynajmniej taki miały kolor. Widniały na nich jakieś naklejki z
ostrzeżeniami i wymalowane czerwonym sprayem grafity. Było zimno, a
nieprzyjemny zapach wilgoci docierał do jego nosa. Próbował wstać,
ale poczuł że coś blokuje jego ręce. Spojrzał na nie i zobaczył,
że jego nadgarstki są skute kajdankami. Był przykuty do jednej z
rur. Poczuł strach. Szarpnął mocno, by się uwolnić, ale nic to
nie dało. Zaczął szamotać się z całych sił, ale i to nie
pomogło. Serce skoczyło mu do gardła. Czuł coraz większy strach,
przez chwilę myślał, że to tylko sen, ale dotarło do niego, że
to dzieje się naprawdę. Szybko przypomniał sobie, co się stało
za nim się tu znalazł. Gdy to wszystko do niego dotarło, zaczął
panikować. Szarpał się, nie zważając na ból w nadgarstkach.. Z
całych sił próbował wyrwać kajdanki z rury. Na jego rękach
zaczęły pojawiać się siniaki. Same kajdanki były również nie
do rozerwania. Ścisnęło go w gardle i łzy napłynęły mu do
oczu, mimo wszystko nie przestawał się starać, szarpał się
dalej. Nie wiedział co się dzieje, dlaczego został tutaj
zamknięty, i kto go porwał. Co prawda domyślał się, ale tak
bardzo chciał, żeby był to jakiś policjant, który tylko zostawił
go tu dla jego bezpieczeństwa. Lecz ta wersja wydawała mu się tak
absurdalna, że prawie w ogóle w nią nie wierzył. Po chwili drzwi
otworzyły się z piskliwym dźwiękiem i wszedł przez nie mężczyzna
o dobrze znanej mu sylwetce. Zapamiętał ją aż za dobrze. W tym
samym momencie jego serce przesiąknęło strachem i nienawiścią.
Nie mógł na niego patrzeć. Bał się go i nienawidził zarazem.
- Obudziłeś się – rzucił swym
grubym szyderczym głosem. Sasori zamarł, nie mając pojęcia co ma
zrobić i co się teraz stanie. Przyszedł go zabić? Bał się.
Trząsł się ze strachu i zimna jakie tu panowało. Zauważył, że
jego zimowe ubrania gdzieś zniknęły i był tylko w koszuli i
spodniach.
- Z..zostaw mnie... - wycedził
przestraszony, gdy morderca się do niego zbliżał. Nie miał gdzie
uciec, nie miał się czym bronić, nie miał nawet jak myśleć, bo
był za bardzo sparaliżowany strachem. Mężczyzna przykucnął przy
nim i chwycił mocno jego podbródek. Sasori wstrzymał oddech.
- Nie może być mowy o pomyłce.... Jak
dwie krople wody – powiedział do siebie, przyglądając się jego
rysom twarzy. Po tym puścił jego twarz i wstał. Czternastolatek
odetchnął w duchu. Mężczyzna chwycił skrzynkę, postawił ją
przy stole zrobionym z innych skrzynek i desek, po czym usiadł przy
nim. Sasori zaczął ronić łzy, bo nie mógł znieść, że
znajduje się z mordercą jego rodziców w jednym pomieszczeniu.
Teraz był pewny, że zginie. Skoro zabił jego kochanych rodziców
to i jego na pewno też zabije. W końcu jest świadkiem, widzi teraz
jego twarz, na pewno nie puści go wolno. To było dla niego zbyt
przerażające, tak bardzo chciał stąd uciec, ale jak? Modlił się
w myślach, żeby to był tylko sen. Pluł sobie w brodę, że wpadł
na taki głupi pomysł i że w ogóle poszedł go szukać. Może
gdyby nie on, policja już dawno by go złapała i gnił by teraz w
więzieniu, ale on wszystko zepsuł! Dlaczego był taki głupi? Nigdy
sobie tego nie wybaczy.
- Nie becz.. – zbeształ Sasoriego,
słysząc jego szloch. - No chyba, że chcesz, żebym ci przyłożył
– Sasori zamilkł natychmiast. Facet wyjął z wewnętrznej
kieszeni kurtki niewielką butelkę sake i napił się jej, po czym
odstawił na stół. - Szczeniaku.. co robiłeś, w tamtym budynku? -
zapytał ciekaw, dlaczego taki szczyl tam się włóczył. Akasuna
milczał, patrzył na niego spod byka, marszcząc brwi. Łzy wciąż
cisnęły mu się do oczu, ale gdy tylko patrzył na jego gębę i te
wredne małe oczy, coś go rozrywało od środka, to okropne uczucie.
- Mów!! - wrzasnął gdy chłopak milczał z byt długo.
Czerwonowłosy aż podskoczył, na ten wrzask. Jak widać świr nie
należał do cierpliwych.
- Chciałem... - starał się opanować
swój drżący ze złości i od płaczu głos. - Chciałem cię
zabić! - rzucił z jak największą powagą i wściekłością. Nie
mógł tego ukrywać, bo te emocje aż wyrywały mu się z piersi.
Cholernie się bał, ale nie będzie udawał miłego i dobrego dla
kogoś kto zabił mu rodziców. Na jego słowa mężczyzna wybuchł
śmiechem. Wkurzyło to Sasoriego, ale nic nie powiedział.
- Ty? Chciałeś mnie zabić? Nie
rozśmieszaj mnie szczylu – westchnął i pokręcił głową z
niedowierzaniem, po czym upił kolejny łyk sake. - Te dzisiejsze
bachory i ich wybujała wyobraźnia – parsknął kpiąco. Zamilkł
na chwilę. Wyglądał jakby o czymś myślał. Sasori śledził
każdy jego ruch, nie mógł pozwolić sobie na żadne zaskoczenie. -
Jesteś synem Akasuny co? - odezwał się w końcu. - Wyglądasz
zupełnie jak on, i dlatego działasz mi na nerwy jeszcze bardziej
niż wszystkie inne szczeniaki.. – warknął w jego stronę.
Sasoriego dziwiło to, że ten psychiczny facet go rozpoznał,
myślał, że tacy zabójcy nie pamiętają swoich ofiar, do tego,
skąd wiedział, że jego ojciec miał syna? Jednak o to nie pytał,
postanowił zapytać o coś innego.
- Dlaczego? - Do oczu Sasoriego ponownie
napłynęły łzy, a głos mu się załamał. - Dlaczego... dlaczego
to zrobiłeś? Dlaczego zabiłeś mamę i tatę? Dlaczego o takie
coś? Przecież nic ci nie zrobili... Kochałem ich! - Nagle jego
płacz przerodził się w wycie. Głośne szlochanie, ból i pustka w
sercu, sprawiały że nie potrafił się tym razem powstrzymać. Było
to uczucie krwawiącego serca, nie potrafił tego powstrzymać, ten
ból aż go dławił. Nie potrafił siedzieć cicho, nawet jeżeli
trząsł się ze strachu. Musiał to wykrzyczeć.
- Stul pysk! - krzyknął niezadowolony
z popisu dzieciaka. Czternastolatek jednak nie zareagował. -
Powiedziałem, zamknij się!! - wrzasnął i uderzył Sasoriego w
twarz z otwartej dłoni. Chłopak jęknął i natychmiast zamilkł.
Bolało i piekło. Nie mógł nawet przyłożyć dłoni do policzka,
bo miał skrępowaną przez kajdanki. Słone łzy spływały mu po
policzkach w ciszy. Od czasu do czasu zaszlochał najciszej jak
potrafił.
- Myślisz, że twój stary nic mi nie
zrobił!? To zaraz ci powiem co twój cholerny ojciec mi zawinił. -
Ponownie usiadł na skrzynce i upił parę łyków sake. - Znałem
twojego ojca jeszcze w liceum. Był przewodniczącym szkoły i był
bardzo popularny. Ten idiota nawet nie wiedział kim jestem –
parsknął śmiechem. - Jednak była też dziewczyna, którą
chciałem mieć, ale ona mnie odrzuciła, stwierdzając że jestem
dziwny i że woli twojego starego. Dała mi kosza dla takiego
frajera. Ta szmata zaczęła chodzić z twoim ojcem, więc
postanowiłem że jej się odpłacę. Zaciągnąłem ją do męskiego
kibla i od razu zabrałem się do rzeczy, chciałem pokazać tej
dziwce, że potrafię lepiej pieprzyć niż ten cały Akasuna. I
całkiem dobrze mi szło, póki do kibla nie wszedł twój stary. Dał
mi w pysk, powiadomił dyrekcje, a szkoła zadzwoniła na policję.
Do tego ta szmata, zeznawała w sądzie przeciwko mnie, a przecież
zrobiłem jej dobrze. Twój stary zniszczył mi życie. Trafiłem do
poprawczaka. Kumple się ode mnie odwrócili, a rodzina się mnie
wyparła. To wszystko przez twojego durnego ojca, gdyby nas wtedy nie
nakrył, nikt by się o tym nie dowiedział. Dlatego po latach gdy
dowiedziałem się, że pracuje w znanej gazecie, ujrzałem swoją
szanse. Postanowiłem się zabawić i odebrać mu tym razem jego
ukochaną, razem z nim oczywiście, żeby taki śmieć nie chodził
więcej po świecie...
- Kłamiesz! - wrzasnął Sasori. -
Kłamiesz! To nie prawda! To dlatego, że napisał o tobie w gazecie!
- Nie rozumiał, po co mu to wszystko mówił? Dlaczego jego tata
miałby chodzić z nim do liceum? Dlaczego ktoś miałby się mścić,
za coś takiego? To nie miało sensu. Nie dla niego.
- To też prawda. Za pierwszym razem
pomyliłem adresy i poszedłem nie do tych ludzi co trzeba. Niestety
gdy się z orientowałem, że to nie twoi starzy było już za późno.
Kobieta chciała dzwonić po pilicję, poza tym widzieli moją twarz
zbyt wyraźnie, musiałem ich zabić. Zresztą, o jeszcze jedną
rodzinę mniej, nie miałem więc wyrzutów. Rodzin na świecie jest
pełno. To zabójstwo było w dzielnicy sąsiadującej z twoją. Twój
z idiociały ojciec, słysząc o tym w wiadomościach postanowił
napisać ostrzeżenie w gazecie, by jego sąsiedzi uważali na
jakiegoś psychola. Znowu próbował pokrzyżować mi plany, to był
kolejny powód by go zatłuc... Teraz już znasz całą historie i
chyba przyznasz mi rację, co? - uśmiechnął się do niego chytrze.
- Nigdy!! Nie nazywaj mojego taty
śmieciem ani idiotą! On był dobry! On był dobry! - zapewniał go
tak, jakby jednocześnie chciał zapewnić tym siebie, choć przecież
nie miał wątpliwości co do dobroci swojego ojca. Nie mógł
znieść, że ten idiota tak go nazywał, przecież jego tacie musi
być teraz przykro. Gdziekolwiek był, na pewno to słyszał.
Muskularny facet sięgnął po nóż i szybkim krokiem podszedł do
Sasoriego i przyłożył mu ostrze do gardła.
- Powiedziałem nie becz.. - syknął
nienawistnie. Sasoriemu trudno się było uspokoić czując nóż na
gardle. Robił jednak co tylko mógł, by przestać płakać, nie
chciał przecież zginąć, mimo wszystko bał się, że to nastąpi.
- Przestań wyć, a nie zrobię ci
krzywdy – zapewnił zirytowany jego płaczem. Nie chciał go teraz
zabijać, to w końcu tylko głupi bachor. Jak nie beczał to był
całkiem do zniesienia. Akasuna w końcu się uspokoił, choć i tak
z trudem powstrzymywał się od szlochu. Mężczyzna odłożył nóż
i wrócił na swoje miejsce, dokańczając butelkę z alkoholem.
Trzy dni później.
Wszyscy już wiedzieli o zaginięciu
Saoriego Akasuny. Mówili o tym w wiadomościach, jak i wychowawca
klasy w której czternastolatek się uczył. Iruka przekazał złą
wiadomość swoim uczniom, mimo że większość z nich już o tym
wiedziała. Każdemu w szkole było trudno w to uwierzyć, było im
żal czerwonowłosego, niektórzy nawet wątpili, że ktoś go
odnajdzie. Takie przypadki w Japonii nie zdarzały się zbyt często,
to też trudno było orzec czy policja jest przygotowana na takie
sytuacje. Różne plotki ludzie głosili, nie wiadomo było, w którą
powinno się wierzyć. Najbardziej zmartwiona tym faktem była
oczywiście Chiyo, która martwiła się o wnuka jak jeszcze nigdy w
życiu. Nie mogła po nocach spać. Odkąd dowiedziała się o
porwaniu, nie potrafiła skupić się na czym innym. Nie miała
apetytu, i co jakiś czas płakała. Kakashi był jednocześnie
wściekły i również zmartwiony. Wściekły, bo Sasori jak zwykle
podjął głupią decyzję, i dlatego, że jego jednostka policyjna
nic nie zdziałała. W tym momencie myślał o nich jak o
nieprzydatnych idiotach, których nie chciał widzieć na oczy. Na
siebie też był zły, bo przecież mógł przyjechać wcześniej,
może to by coś zmieniło. Mógł wydać rozkaz, by wcześniej
weszli do budynku, albo zastąpić tego pajaca, który pilnował
tylnych drzwi. Kolejnymi osobami, które również martwiły się o
Sasoriego, byli jego przyjaciele. Gdy się o tym dowiedzieli, prawie
wszyscy z nich pomyśleli, że to żart. Niestety się mylili.
Jedynie Hidan nie wydawał się specjalnie tym przejęty. Oczywiście
martwił się o Sasoriego na swój sposób, można to było poznać
po tym, że przez te trzy dni, zdołał już pobić pięć osób..
Jednak nie okazywał tego uczucia, tak jak pozostali przyjaciele.
Prawie w ogóle o nim nie rozmawiał, powtarzał tylko, że skoro
Akasuna zdołał przywalić jemu, to nie sprawi mu problemu jakiś
świr i że na pewno wróci cały i zdrowy. Deidara nie potrafił
myśleć tak pozytywnie. Przez to wszystko nie miał apetytu. Tego
dnia również siedział przy stole i dłubał pałeczkami w ryżu i
mięsie. Zastanawiał się, jak to się stało, że Sasoriego
porwano? Policja ukrywała wiele faktów na ten temat, więc wiadomo
było tylko, że czerwonowłosy został porwany i tyle. Dei próbował
sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać i jak Sasori się teraz
czuje. To musiało być straszne.
- No zjedz coś – powiedziała
zatroskana rodzicielka chłopaka. Wiedziała jak syn martwił się o
kolegę. Sama była w szoku, że coś takiego przytrafiło się
koledze z klasy jej syna. Co za potwór porywa dzieci? Nigdy nie
zrozumie takich ludzi... nawet ludźmi trudno jej było nazwać takie
osoby.
- Jem przecież.. - rzucił w
odpowiedzi.
- Po ziarenku ryżu? - wtrącił ojciec
chłopaka. Wiedział co gnębi jego syna, ale nie mógł przecież
się przez to zagłodzić. Do ich uszu doszedł dźwięk otwieranych
i zamykanych drzwi i nagle do kuchni wpadł starszy syn, Ichiro. -
Gdzieś był?
- Tu i tam – Nie wrócił do domu od
razu po szkole, co w jego przypadku było czymś zupełnie normalnym,
tak samo jak to, że nigdy nie mówił gdzie się włóczył. Bywało
to dla rodziców nieraz problematyczne, gdyż kiedy nie odbierał
telefonów przez parę godzin, nie mieli pojęcia gdzie go szukać, a
martwili się o niego. On sam zaś uważał, że skoro ma już te
siedemnaście lat, to nie muszą się tak o niego troszczyć, bo
przecież był prawie dorosły i znał drogę do domu. Nalał wody do
szklanki i wypił ją duszkiem. Po czym umył ręce i wziął sobie
obiad. Siadł przy stole i spojrzał na przygnębioną minę
młodszego brata.
- A ten co? Zakochany? - zapytał
żartobliwie. Deidara olał jego słowa. - Martwisz się o
ukochanego? Nie martw się, jak kocha to wróci – On akurat w ogóle
nie przejmował się porwanym Sasorim, nigdy go nawet na oczy nie
widział.
- Zamknij się.. - syknął Dei.
Wkurzało go, gdy jego brat się z nim droczył, i to do tego w
takiej chwili.
- Spokój – upomniała ich matka.
Nawet przy stole muszą się kłócić. - Jakiś psychopata porwał
twojemu bratu przyjaciela, a ty się z tego śmiejesz. Puknij się w
głowę dobrze? - rzuciła do Ichiro wstając od stołu, po czym
włożyła miskę i talerz do zmywarki.
- To był tylko żart.. - Nikt w tym
domu nie rozumiał jego poczucia humoru. Oczywiście, że szkoda
brata, ale z drugiej strony zamartwiał się jak zakochany.
- Twoje żarty nie są śmieszne –
burknął Deidara. Dlaczego on ma takiego głupiego brata? Gdyby mógł
go wymienić na Sasoriego, zrobiłby to bez wahania.
- Dobra, zluzuj majty – Młody nie raz
go poważnie wkurzał. Między nimi prawie codziennie były jakieś
sprzeczki, mimo to nie zamienił by tego durnego braciszka na żadnego
innego.
- Sam se zluzuj – Nie zamierzał
pozostać dłużny, nie będzie pozwalał temu debilowi się obrażać.
- Uu.. ale pocisnąłeś.. Zabłysnąłeś
jak chrząstka w salcesonie
- A ty koszulkę pod pachami specjalnie
umoczyłeś?
- Spier...
- Ichiro - upomniał go ojciec,
przerywając mu.
- Dość! - Kobieta przerwała kłótnie. Miała dosyć ich sprzeczek o byle co. Ichiro był starszy powinien zrozumieć, że Deidara się martwi, i dać mu spokój, ale zbyt dobrze znała swojego syna i wiedziała, że nie przestanie dokuczać młodszemu bratu. Dei, mimo że młodszy był rozsądniejszy niż jego starszy brat. Za to całkiem łatwo było go wyprowadzić z równowagi, stąd te ciągłe sprzeczki pomiędzy nimi. - Ichiro, jak zjesz przyjdź na kuchnie, pomożesz mi – rzuciła do syna zakładając kucharski fartuch. Prowadzenie restauracji nie było takie proste, musieli sobie pomagać.
- Dość! - Kobieta przerwała kłótnie. Miała dosyć ich sprzeczek o byle co. Ichiro był starszy powinien zrozumieć, że Deidara się martwi, i dać mu spokój, ale zbyt dobrze znała swojego syna i wiedziała, że nie przestanie dokuczać młodszemu bratu. Dei, mimo że młodszy był rozsądniejszy niż jego starszy brat. Za to całkiem łatwo było go wyprowadzić z równowagi, stąd te ciągłe sprzeczki pomiędzy nimi. - Ichiro, jak zjesz przyjdź na kuchnie, pomożesz mi – rzuciła do syna zakładając kucharski fartuch. Prowadzenie restauracji nie było takie proste, musieli sobie pomagać.
- Dobra – Nie mógł odmówić, a
nawet nie chciał, przyzwyczaił się już do takiej codzienności.
Czasami marudził gdy miał inne plany i wysługiwał się wtedy
najczęściej bratem za co później dostawał ochrzan, ale mimo
wszystko gdy już szedł pracować, to pracował sumiennie. Kobieta
zniknęła za drzwiami restauracji, a mężczyzna ubierał właśnie
kurtkę, oznajmiając że jedzie do hurtowni po produkty. Przy stole
został tylko Dei, który wciąż dłubał w jedzeniu i Ichiro, który
obiad już kończył jeść. Nie odezwali się do siebie ani słowem.
Dei był pochłonięty swoimi przygnębiającymi myślami, a starszy
blondyn, myślał o czymś zupełnie innym. Gdy zjadł zabrał miskę
ze stołu i włożył do zmywarki, po czym skierował się do drzwi
prowadzących na restauracyjną kuchnię.
- A właśnie.. - powiedział,
zatrzymując się zaraz przed drzwiami. Wsadził rękę do kieszeni
spodni i wyjął z niej jakąś kartę. - Trzymaj młody – podszedł
do brata, dając mu ją. Długowłosy spojrzał na kartę i gdy tylko
ujrzał co na niej jest, od razu zabrał ją z rąk brata i wbił w
nią swój wzrok.
- Skąd ją wziąłeś? - zapytał z
niedowierzaniem. To ostatnia karta baseballowa, jaka brakowała mu do
kolekcji. Szukał jej ponad rok i nigdzie nie mógł jej kupić,
ciężko było ją gdziekolwiek dostać.
- Kumpel mi sprzedał – wyjaśnił.
Dobrze wiedział, że jego brat pragnął tej karty, miał na tym
punkcie małą obsesję, ale kto w jego wieku nie ma obsesji na
jakimkolwiek punkcie. Trochę musiał wydać swoich oszczędności,
żeby ją kupić, więc miał nadzieję, że Dei doceni prezent. Może
wreszcie przestanie być taki ponury i przygnębiony tą całą
sprawą z porwaniem. Może to go pocieszy.
- Dzięki stary – Po tych słowach
Ichiro wyszedł z kuchni. Dei był zachwycony tym prezentem. Wreszcie
zdobył całą kolekcję kart, marzył o tym odkąd zaczął je
zbierać, czyli od trzech lat. Było to małe marzenie, ale się
spełniło. Teraz Hidan z pewnością będzie mu zazdrościł jeszcze
bardziej. Szkoda tylko... że Sasoriemu nie będzie mógł tego
pokazać. A przynajmniej nie teraz.
Czarnowłosy czternastolatek o
ciemnych oczach, wiązał sznurowadła w swoich zimowych butach.
Szykował się do wyjścia, ze swoją dziewczyną. Umówili się, że
pójdą na plażę, a tam zazwyczaj było zimniej niż na mieście,
więc pomimo, że nie było śniegu, ani mrozu postanowił ciepło
się ubrać. Sięgnął po szalik i owinął go w ogół szyi, po
czym z wieszaka zdjął kurtkę. W tym momencie drzwi od domu
otworzyły się i wszedł przez nie pan Uchiha. Oczywiście zastał
syna przy drzwiach, prawię gotowego do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytał, sam
zaczynając się rozbierać z grubych ubrań.
- Spotkać się z koleżanką –
wyjaśnił, zasuwając kurtkę. Nie mówił, że to jego dziewczyna,
bo zwyczajnie go to krępowało. Koleżanka i już, to im powinno
wystarczyć... chociaż nie jego młodszemu bratu, który właśnie
zszedł z góry i podszedł do nich by przywitać się z tatą.
- Będziesz się całować? - zapytał
starszego brata, chcąc mu trochę podokuczać. Itachiego trudno było
wkurzyć, więc każda metoda, która działa, była tą złotą
metodą, dzięki której mógł oglądać wkurzonego Itachiego.
Czarnowłosy rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
- Nie interesuj się, jesteś na to za
młody – rzucił, jak na dojrzałą osobę przystało.
- Pff... odezwał się dorosły
czternastolatek – z kwestionował Sasuke z ponurą miną. Itachi
nie zareagował na tę „obelgę”, nie miał zamiaru kłócić się
o takie pierdoły z dziesięcioletnim dzieckiem. Nie miał czasu by
się denerwować.
- Odrobiłeś lekcje? - wtrącił
ojciec. Szkoła najważniejsza, potem przyjemności. Nie zabraniał
mu wychodzić spotykać się z przyjaciółmi, ale lekcje musiały
być na pierwszym miejscu.
- Tak – skinął głową. Oczywiście,
że odrobił. Nie był ryzykantem, nie w tym przypadku, wiedział jak
ojciec cenił sobie wykształcenie synów, i wiedział, że zabawa
zanim odrobiło się lekcje, zdenerwowała by go.
- No to idź i baw się dobrze –
powiedział, rzucając mu uśmiech, po czym udał się do kuchni,
gdzie czekał na niego obiad w kuchence. Wystarczyło go tylko
odgrzać.
Itachi wyszedł z domu i udał się w umówione miejsce. Był tam przed czasem, to też cierpliwie poczekał na swoją dziewczynę. Było jednak zimniej niż przypuszczał, i mimo że ubrał się ciepło, marzł, kiedy stał tak w miejscu. Żeby temu zapobiec tupał nogami o chodnik. Chwilę po czasie nadbiegła jego księżniczka. Dziewczyna o jasnych brązowych włosach zwązanych w kitkę, z nausznikami na uszach, w zimowym czerwonym płaszczu i rurkowatych dżinsach, a na nogach puchate ciepłe buty. Buzie miała słodką, o delikatnej i ciepłej karnacji. Była ładna, a jej kolczyki w uszach w kształcie misiów, przypominały mu tylko o tym jak bardzo dziewczęca i urocza była. Nie wyglądała na kogoś, kto trenuje karate.. a jednak. Przytulił ją na powitanie, a ona dała mu buziaka w policzek. Chwycili się za ręce i ruszyli ku plaży. Byli w sobie zauroczeni po uszy. Ona cieszyła się, że ma takiego dobrego i mądrego chłopaka, z którym przyjaźniła się już ponad rok, ale parą zostali całkiem niedawno, no i.. był przystojny. A on również był zadowolony z faktu, że posiada dziewczynę, w końcu to takie dorosłe mieć kogoś kogo się tak bardzo lubi.
Itachi wyszedł z domu i udał się w umówione miejsce. Był tam przed czasem, to też cierpliwie poczekał na swoją dziewczynę. Było jednak zimniej niż przypuszczał, i mimo że ubrał się ciepło, marzł, kiedy stał tak w miejscu. Żeby temu zapobiec tupał nogami o chodnik. Chwilę po czasie nadbiegła jego księżniczka. Dziewczyna o jasnych brązowych włosach zwązanych w kitkę, z nausznikami na uszach, w zimowym czerwonym płaszczu i rurkowatych dżinsach, a na nogach puchate ciepłe buty. Buzie miała słodką, o delikatnej i ciepłej karnacji. Była ładna, a jej kolczyki w uszach w kształcie misiów, przypominały mu tylko o tym jak bardzo dziewczęca i urocza była. Nie wyglądała na kogoś, kto trenuje karate.. a jednak. Przytulił ją na powitanie, a ona dała mu buziaka w policzek. Chwycili się za ręce i ruszyli ku plaży. Byli w sobie zauroczeni po uszy. Ona cieszyła się, że ma takiego dobrego i mądrego chłopaka, z którym przyjaźniła się już ponad rok, ale parą zostali całkiem niedawno, no i.. był przystojny. A on również był zadowolony z faktu, że posiada dziewczynę, w końcu to takie dorosłe mieć kogoś kogo się tak bardzo lubi.
Gdy doszli na plażę, usiedli na
jednej z ławek. Z niej mieli świetny widok na morze. Było już
ciemnawo, gdyż zimą zawsze szybciej słońce zachodziło. Morski
wiatr gładził ich twarze, a morze rzucało falami o brzeg, jakby
chciało ich stamtąd wygonić. Szum morza, zachodzące słońce
odbijające się w tafli wody, i szum wiatru pachnącego solą.
Uwielbiał to. Często tu przychodził, a teraz mógł podzielić się
tym miejscem i z nią. Cieszył się, że jej się tutaj podobało.
- Szkoda, że nie możemy popływać –
westchnęła. Zima była taka okrutna.. Muszą czekać do lata.
Chciałaby z nim pochlapać się w wodzie, lub pograć w siatkę na
piasku.
- Szkoda.. - przyznał jej rację.
Również, żałował, że nie mogło być teraz lat... chciałby ją
zobaczyć w stroju kąpielowym, na pewno w bikini wyglądała by
cudownie.
-Wiadomo już coś o twoim przyjacielu?
- zapytała po chwili ciszy. Wiedziała co się stało z
czerwonowłosym, widziała też że Itachi był tym zmartwiony, albo
raczej... tak zaskoczony, że trudno było mu w to uwierzyć, nawet
jeśli mówili o tym w telewizji.
- Nic.. Ale to dlatego, że nie mogą
nic mówić. Takie prawo, dopiero jak go znajdą wszystko się
wyjaśni – wytłumaczył jej, choć tymi słowami sam próbował
siebie oszukać. Nigdy nie traktował Sasoriego jak najbliższego
przyjaciela, a przynajmniej tak myślał. Mało ze sobą rozmawiali,
i nie za wiele czasu spędzali razem, ale dobrze się czuli w swoim
towarzystwie i zauważył to dopiero, gdy zniknął. Chwyciła jego
dłoń i ścisnęła lekko w geście pocieszenia. Musiał się
naprawdę martwić, ona sobie nie wyobrażała jakby to było, gdyby
porwano jej najlepszą przyjaciółkę. To musiało być straszne
przeżycie. Współczuła mu. Siedzieli w milczeniu, patrząc na
morze, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie. Gdy nagle tę
błogą ciszę, którą przerywały tylko odgłosy natury, przerwała
dziewczyna.
- Itachi... całowałeś się już
kiedyś? - zapytała nieśmiało. Wstyd jej było przyznać, że to
ona myślała o takich rzeczach. Co prawda to tylko pocałunek, ale
on nie wykazywał inicjatywy, a przecież byli już parą od trzech
miesięcy. Nie spieszyło jej się do tego, nie była z tych co
chciałby się tylko migdalić z chłopakami. Jednak była ciekawa
tego doświadczenia. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony jej
pytaniem.
- W sensie... tak na poważnie? - Wolał
wiedzieć. Całował się pierwszy raz w przedszkolu z koleżanką,
ale to nie był prawdziwy pocałunek. Bardzo dziecinny zresztą.
Dziewczyna skinęła głową. - Tak na poważnie... to nigdy –
Trochę wstyd się przyznawać do takich rzeczy, ale mieli w końcu
dopiero czternaście lat.
- To może spróbujemy? - zapytała
niepewnie. Miała nadzieję, że się nie zdenerwuje. Może nie
chciał jeszcze tego robić? Może czekał na odpowiedni moment, a
ona wszystko zepsuła? Oby nie.
- Okej. Spróbujmy – Od dawna o tym
myślał. Jednak nie należał do tak śmiałych w tej kwestii, żeby
to od razu proponować, myślał, że to jakoś samo wyjdzie, gdy
nadarzy się odpowiednia okazja. Ale skoro ona tego chciała już
teraz, to było mu to na rękę. - Zamknij oczy – polecił i tak
zrobiła. Czekała cierpliwie, aż złoży pocałunek na jej ustach.
Czuł jak serce dudni w jego klatce piersiowej. Biło tak głośno,
że już sam nie wiedział, czy to jego serce czy jej, tak mocno
bije. Czuł napięcie i podniecenie całą tą sytuacją. Przysunął
się do niej bliżej i powoli zbliżył do jej twarzy, swoją twarz.
Patrzył na jej malinowe usta, oddychając zimnym powietrzem, przez
co czuła jego oddech na sobie. Zamknął oczy i złożył na jej
słodkich ustach, delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek. Po paru
sekundach oderwał się od niej i otworzył oczy. Ona zrobiła to
samo.
- I jak? - zapytał, chcąc wiedzieć,
czy jest w tym dobry. Jemu się podobało, ale czy jej też?
- Um.. Było fajnie – uśmiechnęła
się do niego szeroko, zadowolona, że zapieczętowali swój związek
tym słodkim pocałunkiem.
Czternastolatek z dnia na dzień
robił się coraz słabszy, coraz bardziej głodny i spragniony.
Przywiązany kajdankami do rury, tym razem tylko za jedną rękę,
siedział w jednym miejscu całe trzy dni. Strach przeszywał go na
wskroś, tak, że wydawało mu się, że bez niego nie potrafi żyć.
Nie miał pojęcia co się z nim stanie, gdyż porywacz nie
powiedział ani słowa, na temat tego, po co go ze sobą zabrał. Ale
na pewno nie chciał go zabić skoro dawał mu jeść i pić.
Jedzenie było obrzydliwe, przeterminowane i do tego miało
konsystencję psiego jedzenia. Pić dostawał sporadycznie, a swój
pęcherz opróżniał do plastikowych butelek, które mężczyzna
skądś przynosił. Czuł się senny, bo nie mógł spać. Bał się
zasnąć, za bardzo sięmartwił tym co może się stać gdy będzie
spać. Nie miał pojęcia czy jest dzień czy noc. W pomieszczeniu w
którym się znajdował nie było żadnego okna, gdyby nie świeciło
się światło, cały czas było by tam ciemno. Udawało mu się
przysnąć na piętnaście, dwadzieścia minut, dłużej nie
potrafił. Świr wychodził codziennie na parę godzin, zamykając go
w tym cichym i wilgotnym pomieszczeniu. Za każdym razem gdy ten
wychodził, Sasori próbował ze wszelką cenę uwolnić się z
kajdanek i spróbować uciec. Do tej pory mu się to nie udało.
Kajdanki były z byt mocne, a ciągłe szarpanie za nie sprawiało,
że kości w nadgarstkach niemiłosiernie go bolały. Na szczęście,
mężczyzna zgodził się by był przywiązany tylko jedną ręką do
rury, by miał choć trochę więcej wygody. Druga ręka, pomimo że
dawała mu swobodę w jedzeniu ciapy jaką mu podawał, i w trzymaniu
butelki do której się załatwiał, to nie pomagała mu ona w
uwolnieniu się. Cokolwiek by zrobił nic nie wychodziło. Porywacz
nie był głupi. Wszystkie ostre narzędzie i rzeczy które mogły by
pomóc mu w ucieczce, trzymał na drugim końcu pomieszczenia, a
przywiązany Sasori, nie mógł tam dosięgnąć. Było za daleko.
-P..pić – wychrapił Sasori. Jego
usta były spierzchnięte, a gardło drapało go z powodu z byt
suchej śluzówki. Pił ponad dziesięć godzin temu. W domu zawsze
pił dużo.
-Znowu? Dopiero co piłeś szczylu.
Myślisz, że będę na ciebie marnował wodę? Musi nam starczyć co
najmniej na dwa dni – Oznajmił niezadowolony prośbą
czerwonowłosego.
-Proszę... - wymamrotał, leżąc na
materacu. Był skłonny zrobić wszystko żeby się napić. Mówi
się, że można wytrzymać bez wody koło tygodnia, jednak nie
sądził żeby było to możliwe skoro po dziesięciu godzinach czuł
się tak bardzo spragniony. W butelce nie było nawet pół litra,
nie sądził by wystarczyło to na dwa dni. Wiedział, że świr
wszystko wypije, a jemu nie da nawet kropli. Czyżby chciał go zabić
w taki sposób? Chciał patrzeć jak się męczy? Jak się odwadnia i
głodzi? Nie rozumiał jego motywów. Dlaczego to robił? Dlaczego
zabił jego rodziców? Dlaczego go tutaj trzymał? Nie rozumiał...
to dla niego za dużo. Nie był już wstanie o tym myśleć, bo nic
sensownego nie przychodziło mu do głowy. Chciał po prostu wrócić
do domu.
- Powiedziałem nie! - warknął i wstał
z miejsca. - Wychodzę. Lepiej nie rób niczego głupiego – rzucił
mu ostrzegawcze spojrzenie, pełne nienawiści, po czym wyszedł i
zamknął za sobą drzwi. Czerwonowłosy leżał i patrzył w sufit.
Czy kiedyś się z tąd uwolni? A może już nigdy stąd nie wyjdzie?
Już nigdy nie zobaczy przyjaciół, ani swojej babci.. Ale
przynajmniej spotka się z rodzicami, przecież za nimi tęsknił,
powinien się cieszyć. Jednak nie było mu do śmiechu. Do oczu
napłynęły mu łzy. Nie chciał umierać. Nie tutaj, nie tak, nie w
takim wieku. Tęsknił za rodzicami, ale chciał żyć by pokazać im
że jest silny. Jeszcze mógł w życiu tyle zrobić. Nie mógł się
poddać. Nie miał takiego zamiaru. Nie wiedział, czy ktoś po niego
przyjdzie, czy go znajdą, czy go uratują. Czy to możliwe, że musi
wziąć sprawy w swoje ręce? Usiadł i rozejrzał się dookoła.
Butelka z piciem leżała na podłodze, trzy metry od niego. Czy
zdoła jej dosięgnąć. Zbliżył się do butelki i nagle poczuł
szarpnięcie. To kajdanki. Przez to nie mógł ruszyć się dalej.
Wyciągnął wolną rękę ku butelce, sięgając po nią jak
najdalej potrafił. Dotknął plastikowej butelki koniuszkami palców,
ale za nic nie mógł jej chwycić. Zmienił więc pozycję, na tyle
ile się dało i kopnął nogą butelkę. Ta przewróciła się,
przez co jej gwint był bliżej, dzięki czemu mógł ją chwycić za
korek i przyciągnąć do siebie. Tak też zrobił. Zacisnął
butelkę kolanami i jedną ręką odkręcił nakrętkę. Po chwili
zachłannie zaczął pić wodę. Była taka dobra. Nim się obejrzał,
wody w butelce już nie było. Przynajmniej ugasił pragnienie na
jakiś czas. Usłyszał dźwięk przekręcającego sięklucza i po
chwili wszedł porywacz. Spojrzał na chłopaka, po czym przeniósł
swój wzrok na butelkę. Leżała na podłodze tuż obok Akasuny.
Była pusta... Ogniki zawrzały w jego oczach, szybkim i stanowczym
krokiem podszedł do chłopaka. Chwycił go za kołnierz koszuli i
podniósł lekko o góry.
- Wypiłeś zapas wody! - warknął i
popchnął Sasoriego na ścianę. Czerwonowłosy skrzywił się z
bólu zaciskając powieki, a gdy otworzył oczy, twarz mężczyzny
była blisko niego, i znowu go szarpnął, i tym razem rzucił na
materac.
- To była moja woda, rozumiesz?! Moja!
Co ja powiedziałem?! - zaczął bić chłopaka po twarzy, z
otwartych dłoni. - Mówiłem ci żebyś nic nie robił! Ty
śmieciu... - Wpadł w szał. Sasori był przestraszony. Starał
zakrywać się wolną ręką, ale na niewiele to dało. On tylko
napił się wody. Dlaczego on go bił? To bolało.. cholernie bolało.
Miał wrażenie, że zaraz go zabije. Okładał go po twarzy, po
głowie, jak oszalały, jakby nie był sobą. A może zawsze taki
był? Nie znał go. Wiedział, że jest świrem, ale takiego go
jeszcze nie widział. Nie miał wyjścia musiał się bronić, bo
czuł jak jego twarz puchnie. Z całej siły, kopnął go w krocze.
Wiedział, że to jedyna metoda która podziała na sto procent.
Muskularny mężczyzna, złapał się za ową część ciała i
przewrócił się na bok, upadając na podłogę, tuż obok materaca.
Sasori oddychał szybko, próbując złapać oddech. Porywacz leżał
na ziemi zwijając się z bólu. Nie trwało to jednak długo. Wstał
powoli, i stojąc spojrzał na chłopaka wściekłym wzrokiem.
- Zabije cię gówniarzu... - wycedził
cały w nerwach. Czternastolatkowi serce podskoczyło do gardła, gdy
ujrzał jego spojrzenie. Mężczyzna trzęsącą się rękę, wyjął
z kieszeni scyzoryk i wyjmują kciukiem ostrze ruszył ku Sasoriemu.
- Ja nie chciałem! - wykrzyczał, nie
wiedząc już jak się bronić. - Prze...! - Nie dane mu było
dokończyć. Ostrze wbiło się w jego brzuch. Poczuł otępiały
ból, który paraliżował wszystkiego jego mięśnie. Mocno czerwona
krew, zaczęła wypływać z jego ciała, a jemu z każdą sekundą
robiło się co raz bardziej słabo. Porywacz zaciskając dłoń na
rączce noża, wyciągnął go z brzucha Sasoriego. Chłopak jęknął,
po czym przed jego oczami wszystko się zamazało, aż w końcu
zapadł mrok.
Od Autorki: Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału :< Wstyd mi za to na prawdę... Ale staram się pisać wtedy gdy mam choć trochę weny, mimo to nie zawsze tak wychodzi jakbym chciała ;p Nie ze wszystkich rozdziałów jestem zadowolona, albo raczej nie ze wszystkich wątków w rozdziałach. Myślę jednak, że późniejsze rozdziały będzie mi się pisało lepiej, gdyż skończy się ten trudny okres dla Sasoriego xp a przynajmniej na jakiś czas. Na prawdę nie łatwo napisać coś w stylu kryminału.. czy czegoś podobnego... a na pewno nie mi, ale staram się jak mogę . Mam nadzieję, że za bardzo beznadziejnie to nie wyszło xD
W każdym razie dziękuję wam moi wierni czytelnicy, że czekaliście, że czytacie i za wasze motywujące komentarza <3
Rozdział mało śmieszny.. a więc dodaję śmiechowego gifa :D
Biedny Ippo.. współczuje mu xp
Biedny Ippo.. współczuje mu xp
Świetny rozdział! Czytając go nie miałam pojęcia czego się spodziewać... Nie rozumiem dlaczego ten morderca porwał Sasoriego... moje przypuszczenie było takie, że ma zamiar zrobić z niego mordercę czy coś w tym stylu, ale chyba nie dlatego xD
OdpowiedzUsuńScena z Deiem i jego bratem świetna. Rodzeństwo ciągle się kłóci, ale okazuje sobie miłość na swój sposób ^^ Prawie się rozpłakałam przy scenie z dawaniem karty xD
Może tylko ja mam takie odczucie, ale w ogóle nie pasował mi do tego rozdziału fragment z Itachim...
Jestem ciekawa co się stanie z Sasorim, bo jestem na 100% pewna, że nie umrze. Może Kakashi go znajdzie? :)
Pozdrawiam i życzę weny ^^
Faktycznie rozdział z Itachim, może tutaj niespecjalnie pasować. Ale tak jak pisałam w poście informacyjnym, problem sprawiają mi wątki "poboczne" czyli takie, które nie mają głównego wpływu na fabułę. Ciężko mi je wymyślić, a jak już wpadam na jakiś choć trochę godny uwagi pomysł to wpycham go do rozdziału, bo inaczej wszystko działo by się za szybko i nie miało by sensu, no i rozdziały były by mega krótki :<
UsuńDziękuję Ci za komentarz, że a to że czytasz te moje wypociny <3 :D
To Ty żyjesz?! ;P
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze :D Uwielbiam takie historie więc jestem bardzo zadowolona :3
Moim zdaniem robisz ich trochę zbyt dziecinnych jak na czternastolatków, ale może to tylko moje odczucie :D
Można wiedzieć z jakiego ani me jest gif? Z chęcią obejrzę :D
Czekam na następny rozdział. WENY! ;*
Może i masz rację ;p Może moje postacie są zbyt dziecinni, jak na czternaście lat, coś w tym chyba jest. Ale.. ja mam 23 lata (taka jestem stara xD) i z mojej perspektywy, czternastolatek, to jeszcze dziecko :) Być może stąd wywodzi się ta dziecinność, albo stąd, że ja sama jestem trochę dziecinna ;p
UsuńDziękuję <3 :D
Gif z anime Hajime no Ippo :3
Cześć!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, bo zapomnę chciałabym zwrócić uwagę na pewną rzecz xD Butelka leżała trzy metry od Sasoriego. Czternastolatek zazwyczaj ma już te 160+ cm, ale hm nie rozumiem jak mógł sięgnąć butelki opuszkami palców? Czyżby człowiek guma? xD Dobra tyle z czepiania xD
Albo, jeszcze jedno, Itachi nie był rok starszy od Saso? Nie powinien mieć piętnastu lat? Czy coś pokręciłam?
Okej, a teraz krótko o rozdziale (sorry, że krótko, ale word na mnie czeka) Więc tak! Nie zgadzam się z tym, że wątek randki Itasia tu nie pasuje. Według mnie bardzo fajnie to wszystko poukładałaś wskazując, że martwią się, ale mają też swoje życie i mimo wszystko muszą się nim zajmować ;) Jakbyś wyskoczyła z jakąś jajcarską scenką z Naruto to ok, nie pasowałoby xD ale tak to jest w porządku - ale chyba ten związek nie jest jakimś istotnym, poważnym. Nawet nie zdradziłaś imienia tej dziołchy ;)
Deidara bardzo przeżywa zniknięcie Saso, biedny - ale ma fajne relacje z bratem, ten go nie odda, a tamten odda i dopłaci :) Rodzeństwo :) :) Hidana też to dotyka w końcu jego ziomek, aż musiał się wyżyć na jakiś pięciu ofermach :( xD
A co do tego pojeba, przetrzymującego Saso to OMG -__- nie wiem co on dla niego szykował darując mu życie, ale ogólnie kretyn z niego. co to za zemsta skoro odbiera się życie ukochanej osoby i jego własne? Mógł go zostawić przy życiu by cierpiał albo wrobić w zabójstwo tej żony no mg, panie morderco, trochę wyobraźni... ale czego ja się spodziewam po tym tekście "Do tego ta szmata, zeznawała w sądzie przeciwko mnie, a przecież zrobiłem jej dobrze."
... BEZ KOMENTARZA XD
No ok, to czekam na następny rozdział :) weny! :*
No to wtopa xD Te trzy metry zniszczyły wszystko ;p I tu się ujawnia moja nieznajomość matmy xp
UsuńA co do Itachiego, to jest w tym samym wieku co Sasori,tylko on jest geniuszem xD, więc przeskoczył klasę, dlatego jest w klasie trzeciej a nie tak jak Saso w drugiej ;p
Cieszę się, że wątek Itasia Ci się podobał ^^ E tam, jaki tam poważny związek w wieku czternastu lat ;p
Pan morderca jest debilem, więc nie ma co się zastanawiać nad jego bezsensownymi motywami xD Po prostu zryta psycha.
Dziękuję za komentarz <3:D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie, o nie co z Sasorim mam nadzieję, że przeżyje, gdzie jest policja powinni już go odnaleźć... wszyscy przyjaciele się martwią...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia